3 lipca 2012

Rozdział XLI: Lukcy


Do you hear me,
I'm talking to you
Across the water across the deep blue ocean
Under the open sky, oh my, baby I'm trying
Boy I hear you in my dreams
I feel your whisper across the sea
I keep you with me in my heart
You make it easier when life gets hard

I'm lucky I'm in love with my best friend
Lucky to have been where I have been
Lucky to be coming home again
Ooohh ooooh oooh oooh ooh ooh ooh ooh
Siedziała w klasie do eliksirów, uparcie wpatrując się w swój kociołek. Co chwila buchała z niego para, na którą dziewczyna zupełnie nie zwracała uwagi. Swoje myśli koncentrowała bardziej na konsystencji eliksiru. Była ona zanadto gęsta aniżeli napisali w szkolnym podręczniku. Zdenerwowana lekko przygryzła swoją dolną wargę.  Rozejrzała się wokół, a gdy jej wzrok padł na jakiś drobniutko posiekany składnik, rozpromieniła się, dodając jego szczyptę. Pochyliła się nad kociołkiem, by po chwili zmarszczyć brwi. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej szkolna szata nieco się odchyliła, ukazując kawałek dekoltu, w który zawzięcie wpatrywał się James Potter. Jego orzechowe oczy nieprzerwanie błądziły po sylwetce dziewczyny, zatrzymując się w niektórych miejscach. W tej chwili żałował tylko jednego - że był zbyt daleko, aby dostrzec złote iskierki w jej oczach.  Myśl ta doszczętnie zepsuła jego i tak nie najlepszy tego ranka humor. Miał dosyć wszystkiego i wszystkich. 
- Radziłbym się ci skupić na eliksirze - mruknął siedzący nieopodal Ryan, który z wyraźnym obrzydzeniem kroił ogon szczura, a jego twarz co chwila przybierała pełen niesmaku wyraz.
- Po co? - odburknął. Mimo to popatrzył na maź w swoim kociołku, której krwistoczerwony kolor bynajmniej nie świadczył o niczym dobrym. Najwyraźniej pomylił proporcje. Znowu, pomyślał bez większego żalu. Zdawał sobie z tego sprawę podobnie  jak i z faktu, że dostał się na lekcje eliksirów tylko dzięki sławnemu ojcu i pragnieniu starego Ślimaka, aby dołączył do grona jego pupilków. Zaryzykował jeszcze jeden raz, spojrzał na Serenę, by chwili odwrócić wzrok. 
- Panie Potter! - Usłyszał za swoimi plecami gromki głos profesora Slughrona. Nauczyciel podszedł bliżej i zaśmiał się, jakby usłyszał coś wesołego. James spojrzał na niego ze znudzeniem, nawet nie wysilając się na skupienie. - Zobaczmy, co uwarzyłeś, chłopcze. 
Pochylił się nad kociołkiem, po czym  wyprostował się najszybciej jak mu tylko na to pozwalała jego pokaźna tusza.
- Tak, tak.... Tylko, Potter - zaczął. Zmarszczył brwi. - Ty tak właściwie zdajesz sobie sprawę, że uwarzyłeś nie ten eliksir, co trzeba. 
- Najwyraźniej się pomyliłem - przyznał niespodziewanie chłopak, chcąc jak najszybciej skończyć rozmowę z lubującym się we wspomnieniach człowiekiem.   - Eliksiry nie są moją mocną stroną.
- Bez przesady, chłopcze. - Klepnął lekko chłopaka w ramię. - Twój ojciec swego czasu też tak mówił, a później...? Później robił eliksiry równie dobre jak jego matka, która miała wspaniałą rękę do eliksirów. 
- Może - odpowiedział młody Potter, jednocześnie wymownie stukając palcami o blat ławki. 
Nauczyciel odszedł w kierunku następnego ucznia, by w końcu stanąć obok Sereny, która z zapartym tchem czekała na opinię o swoim eliksirze. Bała się usłyszeć negatywną opinię, jeżeli wszystko źle zrobiła, chociaż starała się trzymać instrukcji z podręcznika. Wiedziała już jednak wystarczająco, że w eliksirach wbrew pozorom złe jest kurczowe trzymanie się przepisu. Należało to po prostu czuć, mieć odpowiednią rękę, której jej ewidentnie brakowało. 
Nagle pomarszczona twarz Slughrona rozpromieniła się, a on sam posłał szczery uśmiech zaskoczonej dziewczynie. 
- Znakomicie! - wykrzyknął.  Klasnął w dłonie i uśmiechnął się jeszcze szerzej, napinając skórę na swoich policzkach. - Doprawdy okazuje się, panno Wilson, że masz więcej potencjału niż dotychczas myślałem. 
Policzki dziewczyny poczerwieniały, a ona kiwnęła lekko głową, czując wdzięczność do profesora, którego słowa podniosły ją na duchu.
- Oby tak dalej - zachwycał się nauczyciel. Serena wymamrotała słowa podziękowania, na które on jednak nie zwrócił uwagi, dalej komplementując jej pracę.  Dopiero, gdy odszedł dziewczyna uspokoiła się, pozwalając sobie na pełen satysfakcji uśmiech.
- Gratuluję.  - Usłyszała za plecami czyjś głos. Nie musiała się odwracać, aby wiedzieć, do kogo należy. Wysoki, lekki niczym śpiew dzwoneczków nie należał do żadnej z jej koleżanek. Z trudem opanowała chęć wzdrygnięcia się. Powoli odwróciła się. Pierwsze, co zauważyła w smukłej, zwiewnej, a jednocześnie eleganckiej dziewczynie to wyraz obrzydzenia, który niszczył jej urodę. Najwyraźniej Angelique Zabini nie miała zamiaru ukrywać swych uczuć. Nienawiść wydzierająca się z ciemnych tęczówek sprawiła, że policzki Gryfonki pokryły się leciutkim rumieńcem zmieszania. 
- Najwyraźniej teraz już nie jesteś taka śmiała - odezwała się Angelique.  Dotknęła dłonią swych ust, jakby się nad czymś zastanawiała. - A może po prostu udajesz? Tylko co? I dlaczego?  Hm, sądzę, że to akurat wcale nie tak trudno zgadnąć, lecz muszę cię rozczarować, tym razem ci się nie uda.
- O czym ty właściwie mówisz? - zapytała nerwowo Serena, kuląc się pod czujnym spojrzeniem Ślizgonki.
- Naprawdę nie wiesz? Przede mną nie musisz udawać. Wcale nie jesteś taka sprytna jak ci się wydaje. Tak naprawdę jesteś jedynie beznadziejnie głupia. Zresztą on cię zostawi. Akurat tego mogę być pewna. -  Widząc niepewną minę Gryfonki wybuchła złowrogim śmiechem. - Chyba nie myślałaś, że z własnej woli spędza z tobą czas? Duncan może mieć wszystko, co najlepsze. A ty - nachyliła się w jej stronę - jesteś zerem. Pogódź się z tym.
Odeszła, nawet nie ukrywając triumfalnego uśmieszku. 
Serena przez chwilę wpatrywała się w plecy odchodzącej do swego stanowiska dziewczyny. Potrząsnęła głową. Nie wierzyła, że znowu to się działo. Najpierw oszustwo Jamesa, po którym przez tyle czasu nie mogła się pozbierać. Czyżby wbrew pozorom nic nie było takim, jakie się wydawało? Najwyraźniej znowu obdarzyła zaufaniem niewłaściwą osobę. Tak przynajmniej wynikało ze słów Angelique. Pozostawało jednak pytanie, dlaczego powinna wierzyć, że Ślizgonka powiedziała prawdę. Mogła przecież skłamać. Miała nawet powody, aby to zrobić, a nawet odegrać się na niej za tamten rok. Za Jamesa. Machinalnie poszukała ciemnej czupryny. Siedział nonszalancko oparty, a na jego ustach gościł nieodłączny uśmiech. Jedną ręką przeczesywał swoje włosy, a drugą wystukiwał jakiś rytm na brzegu ławki. Na ten widok z jej ust wydobyło się ciche westchnienie, a usta rozciągnęły się w nieśmiałym półuśmiechu. Stare przyzwyczajenie, pomyślała. Nie potrafiła sobie odmówić tej małej przyjemności, jaką był jego widok. Pomimo tego całego bólu nadal pozostał jej bliski. To chyba miało się już nigdy nie zmienić. Spuściła wzrok, wracając w pamięci do słów Angelique. Miała teraz ważniejsze powody do zmartwień niż orzechowe oczy i czarne, rozczochrane włosy. Dostrzegła Duncana siedzącego z przodu klasy. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie patrzył w jej stronę. Z wielce zafrasowaną miną wpatrywał się w swój kociołek, by dodać garść jakichś składników. Następnie zmarszczył brwi i z roztargnieniem zaczął kartkować podręcznik. Czyżby ją okłamywał? Byłby do tego zdolny? Nie spodziewała się tego, a to czyniło zagrożenie podwójnie niebezpiecznym. Chciała wierzyć, że Angelique kłamała, ale wątpiła czy jest w stanie odnaleźć wiarę w niewinność Statforda. Wiedziała, że to niesprawiedliwe, że powinna mimo wszystko mieć do niego zaufanie, ale sprawa z Jamesem skutecznie zniechęciła ją do wiary w ludzi.
- Panno Wilson! - Drgnęła, słysząc głos nauczyciela. Pospiesznym spojrzeniem obrzuciła wszystko wokół i zdała sobie sprawę, że lekcja eliksirów dobiegła końca. Prawie wszyscy uczniowie wyszli z klasy. Został jedynie James, który z dziwnie znudzoną miną stał nieopodal biurka profesora Slughrona.
- Już wychodzę, panie profesorze - zapewniła, widząc oczy nauczyciela skierowane w swoją stronę.
- Nie, nie o to chodzi. Myślę o czymś innym, co mogłoby rozwiązać pewien problem pana Pottera - wskazał ręką na chłopaka, który popatrzył na niego ze zdziwieniem. -Chłopcze, trochę sobie nie radzisz - wypalił w pewnym momencie, a jego policzki pokryły się purpurowym rumieńcem. Najwyraźniej nie przywykł do mówienia swoim pupilkom o ich mankamentach, pomyślała z niejakim rozbawieniem Serena.
- Chce pan powiedzieć, że jestem beznadziejny - uściślił chłopak z niejakim  rozbawieniem. Najwyraźniej nauczyciel miał już dosyć chwalenia i akceptowania jego prac, których poziom był beznadziejny.
- Nie powiedziałbym o tym w ten sposób, ale oczywiście masz rację - przyznał Slughorn, po czym zaśmiał się cicho. - Wykapany dziadek z ciebie. Jego też nigdy nie interesowały lekcje. Zupełnie odwrotnie niż Lily. Ją zawsze wszystko interesowało i miała mnóstwo pytań. Pamiętam jak przed laty w tej klasie i oni ważyli eliksiry. Mam wrażenie, że to było zupełnie niedawno. Panno Wilson,  proszę podejść bliżej! - zawołał, dostrzegając niepewność i skrępowanie uczennicy. - Mam dla ciebie zadanie.
- Jakie? - spytała. Niespodziewanie James odwrócił się i posłał jej szeroki uśmiech, od którego lekki rumieniec pokrył jej policzki. Zmieszana odwróciła wzrok.
- Pomyślałem, że mogłabyś pomóc panu Potterowi w eliksirach.
Zaskoczona jęknęła cicho, unosząc wzrok i ponownie wpadając w pułapkę orzechowych oczu.
- Nie ja to wymyśliłem - zaprotestował szybko James. 
- Jakiś problem? - zaniepokoił się nauczyciel.
Przygryzła dolną wargę i odpowiedziała cicho.
- Nie, nie ma żadnego problemu. Oczywiście pomogę Jam... Jamesowi w eliksirach, jeśli tylko naprawdę tego chce. A teraz niestety już muszę iść...
Wybiegła z klasy. Nie zastanawiała się nad niczym. Nie chciała, a może nie mogła? Słowa Angelique, nauka z Jamesem, najwyraźniej wszystko się burzyło.  Zacisnęła dłonie i zgarbiła się, jednocześnie zatrzymując się. Nie miała siły iść dalej. Iść, a może raczej uciekać? 
- To naprawdę nie był mój pomysł.  - W głosie Jamesa brzmiał smutek. Zaskoczona jego nagłym pojawieniem się, opuściła trzymane w dłoniach książki. Podręczniki rozsypały się po korytarzu. Zniechęcona dziewczyna schyliła się, aby pozbierać swoje rzeczy. Nie zdawała sobie sprawy, że to samo uczynił James. Uświadomili sobie to jednocześnie, gdy ich głowy stuknęły o siebie, a oni spojrzeli z zaskoczeniem. Siła uderzenia odrzuciła dziewczynę tak, że jej ciało znalazło się na zimnej podłodze. Z ust Gryfonki wydobył się cichutki jęk bezsilności.
- Przepraszam - wymamrotał, pochylając się nad nią. Jej powieki lekko drgnęły, a po krótkiej chwili uniosły się, tym samym odsłaniając karmelowe tęczówki. 
- Nic się nie stało - odparła, dotykając językiem spierzchniętych warg. Spróbowała się podnieść.
- Pomogę ci - zaproponował James, wyciągając w jej kierunku ręce. Zawahała się, żeby w końcu przyjąć ofiarowaną pomoc i znaleźć się tam, gdzie pasowała doskonale - w ramionach Jamesa. Natychmiast otoczył ją zapach mioteł, jego wody kolońskiej i ciała oraz wiatru. Pachniał tak cudownie, a zarazem znajomo, że z trudem opanowała chęć przytulenia się do niego. Pomógł jej wstać, ale nie wypuścił ze swych objęć. Wzmocnił uścisk i popatrzył w oczy dziewczyny. Zadrżała pod wpływem jego spojrzenia. Wykorzystał to i delikatnym ruchem pogłaskał ją po policzku. Westchnęła cicho. On zaś schylił się i dotknął jej ust. Uczynił to najdelikatniej jak umiał, wkładając w pocałunek wszystkie swoje uczucia. Wplótł ręce w jej gęste włosy, jakby było to coś zupełnie naturalnego. 
- Nie mogę - wyszeptała, odpychając go. Dotknęła opuchniętych ust i zgarbiła się. - To był błąd, James. To... nie może się powtórzyć.
Pospiesznie pozbierała swoje rzeczy, aby zostawić go samego w korytarzu z niezbyt pewną miną. 
I pomyśleć, że on chciał otworzyć przed nią swe serce!
***
Ten dzień nie był najlepszy.  Zaczął się źle, a każda kolejna godzina sprawiała, że robił się coraz gorszy. Optymiści pewnie powiedzieliby, że to przejściowe i niedługo się skończy. Jednak Lily nie była optymistką. Wolała szczerą, niekiedy brutalną prawdę, która sama w sobie niekiedy jest zdumiewająco dziwna. Zwłaszcza, że sama była często jej autorką. Wbrew pozorom nie przepadała za kłamstwem. Jeśli już musiała je stosować zdecydowanie bardziej wolała po prostu retuszować rzeczywistość, której tyle osób nie chciało dostrzec i było gotowych za to sowicie zapłacić. A ona jedynie zbierała złudzenia, dodając odrobinę rzeczywistości. 
Zrobiła krok do przodu. Nieopodal stał chłopak w codziennej szacie z zieloną naszywką na piersi. Jasne, niemalże platynowe włosy wyraźnie odznaczały się na tle ciemnej szaty, a szare oczy błyszczały ironicznie. 
- Kto zawędrował do lochów? Mała Potterówna - wycedził Scorpius.
- Hm, jesteś pewien, że mówisz do mnie? - zapytała, gwałtownie robiąc krok do przodu. Rude włosy uniosły się w powietrzu, aby po chwili opaść na plecy dziewczyny. W jej oczach pojawił się delikatny błysk. - Tym razem będę wyrozumiała, Malfoy i dam ci możliwość przeprosin - dodała, a na jej ustach pojawił się pełen słodyczy uśmiech.
Chłopak w odpowiedzi jedynie prychnął, założył ręce na piersi i popatrzył na nią kpiąco.
- Jesteś tak głupia czy naiwna? Co ty sobie wyobrażasz?
- Nie poświęcam myśleniu o twojej osobie tyle czasu, aby mieć na ten temat jakiekolwiek przemyślenia. Poza tym ty jesteś zarówno naiwny jak i głupi, skoro nie odczuwasz skruchy  - odcięła się.
- Poza tym wydaje mi się, że coś ci się pomyliło. Tutaj - wskazał ręką - jest pokój wspólny Slytherinu, a nie nędznych Gryfonów. Więc zmiataj stąd, lilipucie, bo to nie jest miejsce dla małych dziewczynek.
- Ty i sarkazm, to nawet w moich myślach brzmi śmiesznie, nie twój poziom, Malfoy, do tego trzeba mieć mózg. A ty go chyba wymieniłeś na - zlustrowała go dokładnie - nie, ty go nigdy nie posiadałeś - odpowiedziała wyniosłym tonem.
Chłopak zmieszał się, a Lily zanotowała w pamięci, że zyskała nowego wroga do unicestwienia. Znowu, pomyślała, uśmiechając się.  W końcu nie może być nic bardziej przyjemnego niż zabawa czyimiś nerwami, nieprawdaż?
***
Duncan Statford oparł się o ścianę nieopodal wejścia do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Ubrany w  brązowy sweter czuł zimno emanujące ze szkolnych murów. Nie zważał jednak na to, wpatrując się w portret Grubej Damy, skąd co chwila wybiegały i wbiegały grupki uczniów z czerwonymi naszywkami. 
Nagle stamtąd wyszła ciemnowłosa dziewczyna, która szybko rozejrzała się wokół. Uśmiechnęła się leciutko, gdy jej wzrok padł na Ducnana, a on odwzajemnił się tym samym gestem. 
- Przepraszam,  że musiałeś na mnie czekać, ale musiałam coś załatwić  - zaczęła, podszepnąwszy do niego. Przygładziła ręką włosy, posyłając mu przepraszające spojrzenie.
- Zawsze warto czekać na piękną kobietę - pospieszył z zapewnieniem, ukazując białe zęby w szerokim uśmiechu. 
Serena w pierwszej chwili wyprostowała się, słysząc komplement, by po chwili lekko kiwnąć głową w geście podziękowania. Zadrżała lekko, chociaż próbowała opanować to głupie uczucie. Uniosła głowę, przez chwilę patrząc w jego oczy.
- Idziemy?
- A dokąd chcesz iść? - spytał, przechylając głowę i posyłając jej kolejny uśmiech.
- Gdziekolwiek - odpowiedziała po chwili.  Wyprostowała się i odgarnęła z twarzy zbłąkane pasmo swoich włosów. 
Zrobili ledwie kilka kroków, gdy Gryfonka niespodziewanie się zatrzymała. Gwałtownym ruchem dotknęła jego ramienia i spojrzała mu w oczy. Zaniepokojony chłopak delikatnie dotknął jej policzka. Dotyk sprawił, że skóra dziewczyny się zaróżowiła, a ona sama spuściła wzrok.
- Duncan, chyba musimy porozmawiać. - W zazwyczaj spokojnym głosie dziewczyny słuchać było lekkie drżenie. 
***
Przepraszam, że musieliście tyle czekać. Przepraszam, że znowu nawaliłam.  Kitty, mam nadzieję, ze zdałaś egzamin. Trzymałam za Ciebie kciuki;-) Zapraszam do głosowania na BwH w konkursie/sondzie - tu.
Poza tym na moim wywiaderze dostałam trzy pytania od, jak mniemam, tej samej osoby. Dostępne są tu . Siostra radziła ostro i dobitnie odpisać, ale sama nie wiem, co o tym myśleć. A wy, co sądzicie?
P.S. Dostałam się!  Nawet nie wiecie, jak się cieszę.

15 komentarzy:

  1. Nie mam pojęcia, gdzie się dostałaś, ale i tak gratuluję. Cieszę się też, że napisałaś kolejny rozdział. :)
    Uwielbiam Lily! Jeszcze w żadnym opowiadaniu potterowskim nie spotkałam się z taką postacią jak ona.
    Serena i James również podobali mi się w tym rozdziale. Dawno nie było żadnej "sceny" z nimi, a widzę, że teraz dzięki tym korepetycjom będą zdarzały się coraz częściej.
    Duncan? Im szybciej zniknie tym lepiej. Jakoś za nim nie przepadam.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze:
    Nareście nowy rozdział.I wcale się nie gniewam,bo na takie cudowne rozdziały można czekać nawet pół roku.Tylko wyjaśnij kto jest kochankiem tej nauczycielki.Proszę.I bardzo dziękuję ze trzymałaś za mnie kciuki.Tylko ze wyniki dopiero w sierpniu :'-( .Ale już się tak nie stresuję.Również jak przedmówca chciałabym Ci serdecznie pogratulować ze się dostałaś,chociaż też nie mam pojęcia gdzie.
    Po drugie:
    Teraz przechodzę do rozdziału:
    Ale ta Angelique Zabini jest wredna.Nie cierpię jej.Aż żółć mnie zalewa /:-( .Na samą zmiankę o niej dostaję nudności i uczulenia.Dobrze ze Serena i James będą mieli razem te korki.Mam nadzieję ze to trochę ociepli ich stosunki i zbliży do siebie.I ze w następnych rozdziałach się pogodzą.Lily znowu dała popis swojego wybuchowego charakteru.Chcę więcej takich scen jak z Lily i Scorpius.Lubię jak się kłócą.Kolejną osobą na mojej czarnej liście tego opowiadania.Wkurza mnie ten Duncan /:-( .TaK jak West mam nadzieję ze szybko zniknie.
    Po trzecie:
    To by było na tyle.
    Napisz jak najszybciej nowy rozdział.Może zaczyna Cię to nużyć i denerwować(I wcale bym się nie zdziwiła)ale jak zwykle przesyłam bardzo dużo,dużo całusów i życzę bardzo dużo,dużo weny :-X .

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera jasna, cholera jasna... Napisałam taki długi komentarz i co? Nic! Nie ma! Jestem zła, drugi raz tego wszystkiego nie napiszę ;/
    No to tak w skrócie: Serena mnie irytuje ostatnio, dziś lubię Duncana, Angie to wredna baba.
    Gratuluję dostania się do nowej szkoły, mam nadzieję, że będzie Ci w niej dobrze :)
    Patrze się na ta pytania i no cóż... Widzisz gdzieś tam znak zapytania? No owszem, jest jeden, ale on się chyba nie liczy. Więc na co Ty masz odpowiadać? Ta osoba raczej chce, żebyś się tłumaczyła, ale ją i tak nie przekonają Twoje argumenty. Mi osobiście niczego nie zniszczyłaś i to Rowling bardziej niż Ty robiła ze Ślizgonów debili.
    Mam nadzieję, że rozdział będzie niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. zacznę od tego, że nie przejmuj się takimi ludźmi. Ja czasami miałam podobną sytuacje. Nasłuchałam się za wszystkie czasy i wiesz co? Dzięki temu napisałam cztery rozdziały z których jestem bardzo dumna :)
    A teraz do rzeczy. Rozdział bardzo mi się podoba. Panna Zabini jest paskudna. Nie znoszę tej laski. Za to Lily i Scorpius to moi faworyci ^^
    Pozdrawiam i zapraszam również na news u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za komentarz. Szczerze mówiąc to budujące, że mimo że rozdział się nie ukazywał kupę czasu, to i tak ludzie piszą. W każdym razie zapraszam na rozdział drugi (na reszcie!), który już miałam napisany parę tygodni temu, tylko czekał ona cały czas na dokończenie.
    A teraz przejdę do Twojego bloga, który zasługuje na dłuższą chwilę uwagi. Ha, znam go! Coś podejrzewam, że przez to, że może zamawiałaś szablony, ale znam adres. Czas najwyższy, żeby przyjrzeć się uważnie treści. To będzie trudne, bo rozdziałów jest tyle, że szok. Na razie skupię się na najnowszym rozdziale. To nie tak,że przeczytam tylko ten, ale chcę wiedzieć jak na razie z czym mam do czynienia. Zawsze czytam całą historię i tak, bo poznanie tylko jakiś fragmentów jest jak dla mnie zbrodnią (nie wiem tylko, ile mi zejdzie, bo sama wiesz, ile napisałaś).
    Wiesz, że moja pierwsza myśl, to była, że piszesz o starym czasach sprzed pierwszej wojny? Być może ja nawet nie potrafię myśleć dobrze o 10:30 i potrzebują snu, ale po trzech akapitach zauważyłam, że to nowe pokolenie (brawa dla mnie!). Hej! Jak mogłaś zrobić z Zabini taką złośliwą krowę : D? Już jej nie lubię. Strasznie nie znoszę dziewczyn, które mówią w ten sposób. Nie to, żebym spotykała takie w życiu realnym (bo jeszcze z nikim nie biłam się o chłopaka), ale po przeczytaniu sporej ilości tekstów wiem, że one są najgorsze. Zawsze mieszają i należy im się mocna swędząca klątwa tak na początek.
    Oho, stara miłość. To zawsze źle się kończy! Zawsze. Ktoś się może o tym pocałunku dowiedzieć (a chyba już ma kogoś, z kim jest, prawda?) albo i ona sama będzie się beznadziejnie z tym czuć. W każdym razie bez jakichkolwiek komplikacji, podejrzewam, się nie obejdzie. No i sławne "musimy porozmawiać". Na miejscu Duncana przestraszyłabym się nie na żarty. W ustach dziewczyn to zazwyczaj zapowiada katastrofę.

    Generalnie, muszę przyznać, to opowiadanie wydaje się na razie naprawdę dobre. Hogwarcka obyczajówka, można tak powiedzieć, gdzie uczuć uczniów jest więcej, niż magicznej rzeczywistości. Lubię to, bo u ciebie nie jest wymuszenie, ani sztucznie. Największą tragedią są sztywne dialogi, żałosne bitwy na słowa, które zawsze wygrywa główna bohaterka. No i wiadomo, jej merysuizm. Na szczęście u Ciebie jest ciepło, dosyć spokojnie i ładnie (pod względem technicznym też). Mi się to podoba i z chęcią dodam Cię do linków oraz będę czekać na nowy rozdział.

    Pozdrawiam,
    [wszyscy-nienawidza-deborah]

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za komentarz. Szczerze mówiąc to budujące, że mimo że rozdział się nie ukazywał kupę czasu, to i tak ludzie piszą. W każdym razie zapraszam na rozdział drugi (na reszcie!), który już miałam napisany parę tygodni temu, tylko czekał ona cały czas na dokończenie.
    A teraz przejdę do Twojego bloga, który zasługuje na dłuższą chwilę uwagi. Ha, znam go! Coś podejrzewam, że przez to, że może zamawiałaś szablony, ale znam adres. Czas najwyższy, żeby przyjrzeć się uważnie treści. To będzie trudne, bo rozdziałów jest tyle, że szok. Na razie skupię się na najnowszym rozdziale. To nie tak,że przeczytam tylko ten, ale chcę wiedzieć jak na razie z czym mam do czynienia. Zawsze czytam całą historię i tak, bo poznanie tylko jakiś fragmentów jest jak dla mnie zbrodnią (nie wiem tylko, ile mi zejdzie, bo sama wiesz, ile napisałaś).
    Wiesz, że moja pierwsza myśl, to była, że piszesz o starym czasach sprzed pierwszej wojny? Być może ja nawet nie potrafię myśleć dobrze o 10:30 i potrzebują snu, ale po trzech akapitach zauważyłam, że to nowe pokolenie (brawa dla mnie!). Hej! Jak mogłaś zrobić z Zabini taką złośliwą krowę : D? Już jej nie lubię. Strasznie nie znoszę dziewczyn, które mówią w ten sposób. Nie to, żebym spotykała takie w życiu realnym (bo jeszcze z nikim nie biłam się o chłopaka), ale po przeczytaniu sporej ilości tekstów wiem, że one są najgorsze. Zawsze mieszają i należy im się mocna swędząca klątwa tak na początek.
    Oho, stara miłość. To zawsze źle się kończy! Zawsze. Ktoś się może o tym pocałunku dowiedzieć (a chyba już ma kogoś, z kim jest, prawda?) albo i ona sama będzie się beznadziejnie z tym czuć. W każdym razie bez jakichkolwiek komplikacji, podejrzewam, się nie obejdzie. No i sławne "musimy porozmawiać". Na miejscu Duncana przestraszyłabym się nie na żarty. W ustach dziewczyn to zazwyczaj zapowiada katastrofę.

    Generalnie, muszę przyznać, to opowiadanie wydaje się na razie naprawdę dobre. Hogwarcka obyczajówka, można tak powiedzieć, gdzie uczuć uczniów jest więcej, niż magicznej rzeczywistości. Lubię to, bo u ciebie nie jest wymuszenie, ani sztucznie. Największą tragedią są sztywne dialogi, żałosne bitwy na słowa, które zawsze wygrywa główna bohaterka. No i wiadomo, jej merysuizm. Na szczęście u Ciebie jest ciepło, dosyć spokojnie i ładnie (pod względem technicznym też). Mi się to podoba i z chęcią dodam Cię do linków oraz będę czekać na nowy rozdział.

    Pozdrawiam,
    [wszyscy-nienawidza-deborah]

    OdpowiedzUsuń
  7. My się już znamy, może nie tak dobrze, ale miałyśmy ze sobą już coś wspólnego.

    Dawno już dawno przysięgłam sobie, że przeczytam brzydulę, jednak zawsze coś mnie powstrzymywało, a to nauka (czas szkoły), a to imprezy i tak by wymieniać. A rozdziały rosły w siłę.

    Ale skończyłam, dziękując wakacjom i brzydkiej pogodzie.

    Serena jest bohaterką iście wspaniałą. Ma wady i zalety, co mnie bardzo podbudowuje. Rose też, ona jest najgenialniejsza z nich wszystkich (a w połączeniu z Easym... cud, miód i orzeszki). James, to James... wady ma same i niewiele zalet :)

    Ale odniosę się do tych "zarzutów", owszem uważam, że sam seks, alkohol i trawa... to nic dobrego i zabiera cały magiczny nastrój. Bo przecież takie rzeczy się dzieją w zwykłych ogólniakach, czyż nie? Może głośno się o tym nie mówi, ale my, uczniowie, wiemy do czego każde z nas jest zdolne. W pewnym sensie się zgadzam, ale uważam, że jeśli pisane jest to dobrymi i logicznymi zdaniami, zabawnym, lekkim stylem to taka karykatura Hogwartu jest bardzo na miejscu. Wiec nie przejmuj się tym. To same brednie i koniec! Ale tak dla dodania magicznego wyrazu.. może jakiś mały pojedynek magiczny?

    No i masz... tyle rozdziałów pochłonęłam w trzy dni!

    Kocham tą historię, muszę to powiedzieć głośno!

    zaraz wpisuję się do subskrypcji i nie pozostaje mi nic innego niż liczyć na nowy rozdział!

    pozdrawiam, [na-weza-urok]

    OdpowiedzUsuń
  8. O jaa! Jak można tak po prostu kogoś pocałować i zwiać? Ale w sumie rozumiem jej obawy... Ale to było takie słodkie. On chciał otworzyć przed nią swoje serce!

    Już nie mogę się doczekać co będzie dalej. Jeśli możesz to informuj mnie o nn ;)
    I zapraszam do siebie jak masz ochotę. Blog dopiero ruszył - jest notka powitalna.
    Liczę na Twoją obecność [bitwa-magow]

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja chcę już nowy rozdział.Dodawaj go szybko.Buziaki i dużo weny :-X .

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz bardzo fajny styl pisania!! Ładnie oddajesz zarówno emocje jak i poczynania swojej bohaterki. Mam też kilka "ale", a dokładnie 2. :
    1. - ten szablon jest kiepski, naprawdę. I nie chodzi o styl - minimalizm jak najbardziej na tak - chodzi o wielkość pola tekstu. Przy dłuższym czytaniu te ciągłe przewijanie w dół nuży. A szkoda, bo jest co czytać.
    2. Na wstępie podkreślę, że to tylko moje zdanie, są gusta i guściki, więc nie zawsze musimy się zgadzać;). Moim zdaniem, zbyt dużo czasu poświęcasz szczegółowemu opisowi relacji damsko - męskich. Już na wstępie widać, że coś tak iskrzy, coś się dzieje i to jest fajne, daje do myślenia i wprowadza w klimat, jednak im więcej czasu poświęcasz ich "przypadkowym" uściskom, a propo temat przemielony w prawie każdym blogu, trochę kiepski moim zdaniem itp ten wątek zaczynał mnie nudzić.
    Moim zdaniem opowiadanie jest niezłe, postacie ciekawie złożone, potrzeba być może odrobinkę mniej tkliwości,a więcej akcji:)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Alex vel Nicky9 sierpnia 2012 12:54

    rzepraszam, że nei skomentowałam wcześniej, ale byłam w rozjazdach, a kiedy miałam już Internet to nie chciało mi się komentować (za co wielke przeprosiny).
    YYYYAAA! Ten rozdział jest moim faworytem. O to mi chodziło - dużo tutaj Sereny, Jamesa no i jadowitej panny A.
    Niech Serena zerwie z tym Duncanem. Ja go nie toleruję! Wydaje się być takim pozerem, uważam, że wężowata panienka A. ma rację! On ją wykorzysta, zdeprawuje i ... i jeszcze wiele innych rzeczy jej zrobi :)
    Pytałaś się mnie, czy ktoś z moich znajomych idzie do liceum do twojej klasy? Cóż, nie wiem... Ale wiem, że ktoś do Kopernika idzie na pewno. Dwie albo trzy osoby.
    A do tego dziecka, które to napisało... No cóż... Myślałam, że posiada większy intelekt (widać to było po formie wypowiedzi), ale skoro podpisuje się jako anonim, to widać, że jeszcze nie dorosło do komentowania czyjejś twóczości. Weźmy po uwagę to, że nikt jej nie każe czytać ;)
    Ja bym sprawę olała, chociaż... Wizja powiedzenie dziewczynie, co do niej mam jest bardzo kusząca...
    Pozdrawiam
    [mrs-zabini]
    P.S - Nie wiem, czy cię informowałam, ale u mnie nowa notka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Twój blog jest niesamowity ! Najlepsza historia o młodych pokoleniach jaką kiedykolwiek czytałam.
    Sądze, że nie powinnaś się przejmować tymi listami. Ta osoba po prostu zazdrości ci talentu i próbuje cie pognębić.
    Masz śliczny szablon. ^^
    Moim ulubionym bohaterem jest oczywiście Lily Luna. Ona jest niesamowita. Lubię również Serene, Rose i o dziwo Candy.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Życzę dużo weny. : )

    www.lilynne-evans.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Zauważyłam, że dużej liczbie osób przeszkadza, że skupiasz się na miłości bez dramatycznych akcji typu powrót Voldemorta co niestety jest dość częste. Bardzo mi się podoba, że piszesz jak czujesz i, że skupiasz się na bohaterach, a nie wymyślaniu scenariusza do filmu akcji. Jestem jedną z tych, które uważają, że Easy powinien być z Rose, ale wybór zawsze jest twój.
    [ List-z-hogwartu ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Zanim zaczęłam czytać, conajmniej pięć minut patrzyłam jak zaczarowana na nagłówek - jest po prostu nieziemski! Nie wspomnę już nawet o wpisanych na nim słowach, które zdecydowanie muszę zapamiętać :)

    Teraz przechodzę do szczegółów: Ogólnie czyta się świetnie - lekko, jakby pisanie było dla ciebie tak naturalne jak oddychanie. Nie umiem tego opisać dokładnie, ale zawsze chciałam "to coś" mieć :)

    Wyłapałam kilka błędów, całkiem niegroźnych, np. powtórzenie w tym fragmencie:
    "(...)pomyślała z niejakim rozbawieniem Serena.
    - Chce pan powiedzieć, że jestem beznadziejny - uściślił chłopak z niejakim rozbawieniem."

    Pozdrawiam :)
    [ostatnie-szanse]

    OdpowiedzUsuń
  15. demi_l@autograf.pl9 sierpnia 2012 12:56

    Weszłam tu przez przypadek i nie żałuję, bo opowiadanie jest naprawdę świetne, choć po pierwszych kilku rozdziałach miałam wrażenie, że czytam nie o Hogwarcie, a jakiejś szkole zgorszenia.
    Wkurza mnie James i to od samego początku, choć kiedy w końcu zdał sobie sprawę, że kocha Sereną, zrobiło mi się go żal, al szybko to minęło. Gdyby naprawdę kochał Serenę, to by o nią walczył, a nie pieprzył się z nauczycielką. Mam nadzieję, że się dyrektorka dowie, że ona ma romans z uczniem i ja zwolni. A Easy mnie rozwala i te jego porównania, choć szkoda mi Rose. Ona wyraźnie go kocha, a ten podrywa jej przyjaciółkę.
    I jestem cholernie ciekawa, czy Duncan przyjaźni się z Sereną, bo ją lubi, czy dlatego że mu Angelique kazała.
    z niecierpliwością czekam na nexta i pozdrawiam,
    Issy
    [chasing-destiny]

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.