3 lipca 2012

Rozdział XXIX: Sacrum


Wielkomiejski szum, natłok wrażeń
Szukam znaku, który się okaże drogowskazem
Tym razem nie sięgam do książek, gazet
Mam przeczucie: muszę uciec w uczucie
Uciec w światło, w którym wszystko jest jasne
A ludzie cierpią przez swoje aspiracje
W jedyne takie święte miejsce
Gdzie rozum przegrywa z duszą i z sercem
A cały ten tercet wypowiada Twoje imię
Poddałem się temu, jestem sam sobie winien
To mi nie minie tak szybko, tak łatwo
Bo jesteś mą wiarą, nadzieją, zagadką
Której nie umiem objąć rozumem
Dlatego mam do niej taki szacunek
Może zwyczajnie brak mi taktu
Ale... Wierzę w Ciebie, moje sacrum...
Lekko uniosła starannie wydepilowaną brew i popatrzyła na swojego brata bliźniaka. Słabe, lekko przyćmione światło w zielonym kolorze rzucało na wszystko cienie, a więc również i na twarz Maxa, nadając jego rysom złowieszczy wygląd. Wyglądał jak zbuntowany anioł zesłany na ziemię w poszukiwaniu odkupienia. Chłopak pochylał się nad kawałkiem pergaminu, mrużąc ze złością oczy. Najwyraźniej coś nie szło po jego myśli. Zaklął cicho, dotykając pergaminu i nanosząc poprawki.
- Max. - Angelique wymówiła cicho imię brata. Odwrócił się natychmiast i spojrzał w ciemne tęczówki, identyczne jak te, które co dzień widział  w lustrze. Byli niemalże identyczni. Często słyszeli, że wyglądają jak swoje lustrzane odbicia. Mieli ten sam kolor włosów, skóry, oczu, a podczas uśmiechów mieli identyczne dołeczki w policzkach. Te same rysy twarzy nadawały im niepowtarzalne piękno, które wyróżniało ich spośród tłumu. Różnice zaś dostrzegali tylko nieliczni. Oni wiedzieli, że Angelique ma delikatniejsze rysy i bardziej potrafi panować nad swoim temperamentem. Max jak dotąd się tego nie nauczył. Ciągle zdarzały mu się bójki czy ostre sprzeczki z nauczycielami. Obydwoje łączyła jeszcze dwie cechy, które umacniały się u nich wraz z wiekiem - duma i pamiętliwość. Nigdy nie darowali darowanych krzywd, a ich krzywdziciele zawsze płacili za swoje czyny. Dumni; nigdy nie przyznawali się do jakichkolwiek słabości.
- Tak? - Chłopak wykonał identyczny gest; jego brew powędrowała do góry, a na twarzy Ślizgonki pojawił się półuśmiech. 
- Mam prośbę - powiedziała, unosząc podbródek. Wiedziała, że brat jej nie odmówi. Nigdy tego nie robił. Zawsze świetnie się dogadywali - w końcu mieli tylko siebie. Nauczyli się tego już w dzieciństwie, że mogą liczyć tylko na drugiego, nikogo więcej. Rodzice często ich zawodzili i wiecznie gonili w poszukiwaniu siebie. Blaise Zabini ciągle szukał utraconej młodości i młodszej, a jednocześnie bogatszej, nowej żony. Daphne Greengrass, choć niewątpliwie kochała Angelique i Maxa na swój sposób, nie była specjalistką w okazywaniu uczuć.  Wiecznie chłodna i opanowana wpajała swym pociechom szacunek do czystości krwi, wartość pozorów i nienawiść do kłamstwa. Naukę swojej rodzicielki opanowali do perfekcji. Dziś ich znali wszystkich, ale czy ktoś znał ich?
- O co chodzi? - Na twarzy Ślizgona pojawił się zniecierpliwiony grymas. 
- Potrzebuję twojej pomocy. Chcę ustalić, z kim James mnie zdradza.
- Słucham? - Z twarzy Zabiniego na moment zniknęło opanowanie i chłodna, powierzchowna maska. - Zabiję skurwysyna...
- Nie - przerwała mu Angelique. Rozejrzała się po Pokoju Wspólnym i nachyliła się w kierunku brata, jednocześnie ściszając głos: - Tym razem nie chodzi o ciebie, Max, więc załatwimy to po mojemu.
- Jak sobie życzysz, siostrzyczko - odpowiedział z sarkazmem, a Angelique posłała mu zniesmaczone spojrzenie.
- Nie życzę sobie, abyś mówił do mnie takim tonem. Poza tym myśl, co chcesz, tylko mi pomóż i nic nie mów.
Max bez chwili zastanowienia lekko, ledwie dostrzegalnie kiwnął głową, a jego siostra ze świstem wypuściła powietrze  z płuc. Dobrze mieć kogoś po swojej stronie, zwłaszcza, jeśli tym kimś była osoba bliźniaczo do ciebie podobna. Chociaż na niego mogła liczyć. Wiedziała, że on nie zawiedzie, zostawi, czy porzuci tak jak to zazwyczaj czynili wszyscy mężczyźni w jej życiu ojciec, a teraz James... Nie może sobie pozwolić na zostanie porzuconą dziewczyną, której wszyscy współczują, jednocześnie śmiejąc się za plecami. Pamiętała ból swojej matki, niedowierzanie na jej twarzy i chęć zaprzeczenia faktom. Dlatego uprzedzi fakty i nie pozwoli się zostawić, nawet Jamesowi Potterowi. Nie kochała go, a raczej po prostu lubiła. On potrafił ją rozbawić,  rozzłościć, czy całować jak nikt inny. Ich związek był raczej układem niż wspólnym  partnerstwem, ale co z tego? Przecież, gdyby miała się zakochać, to jej serce na pewno biłoby mocniej na jego widok.  I właśnie, dlatego zmusiła się teraz do działania. Nie mogła inaczej, nawet dla niego. Musi działać. A potem - zemścić się. 
***
Możliwe jest przeżycie swego życia bez dreszczyku emocji? Pytanie często stawiane przez osoby ciche, poukładane i wierzące w moc nauki. W końcu nie wszystkim zależy na podniesieniu swojego poziomu adrenaliny i narażaniu na szwank swojej opinii, budowanej przez wiele lat, które były pasmem wyrzeczeń, udręki i często cierpienia. Ale czasem wszystko się zmienia, a świat komplikuje się za sprawą niewidzialnych rzeczy. Magia uczuć przepełnia duszę i człowiek zbyt późno uświadamia sobie, co tak naprawdę uczynił. A przecież to nie było ważne. A przecież to się nie liczyło. A przecież tego nie było na liście priorytetów. Zostają jedynie pytania bez odpowiedzi, złamane serce i ból duszy, którego nie da się porównać z niczym innym. Ale jest też druga strona mocy - wystarczy wygrać z własną słabością, aby stać się panem swojego losu i nigdy nie być niewolnikiem miłości. Tylko od nas zależy, którą wybierzemy drogę, pomyślała Rose. Zacisnęła dłoń na piórze i namoczyła je w pojemniczku z  atramentem. Właśnie kończyła pisać egzamin pisemny z zaklęć wchodzący w skład SUM-ów, a jedyne, o czym mogła myśleć to poczucie własnej porażki. Spuściła głowę, zamglonym wzrokiem patrząc w kartkę z pytaniami. Wiedziała, że musi się teraz skupić; skoncentrować na pergaminie, który na zawsze zmieni jej życie - na lepsze lub gorsze. Zupełnie jak Easy, przemknęło przez głowę Gryfonki. 
- Zostało wam jeszcze dziesięć minut - powiedziała donośnym, poważnym głosem jedna z egzaminatorek. 
Rose uniosła głowę i popatrzyła na nią przez chwilę ze zdumienie. Jak to dziesięć minut?! Nie zdąży. Serce zaczęło jej bić szybciej; poczuła głuche pulsowanie krwi pod skórą. Rozejrzała się po Wielkiej Sali, którą profesor McGonagall zmieniła na potrzeby egzaminu. Zniknęły stoły, a pojawiły się ławki. Uczniowie z piątego roku siedzieli w ławkach po cicho, z rzadka wydając z siebie jakiekolwiek dźwięki. Pełna koncentracja i skupienie. Widząc to, Rose spuściła wzrok z powrotem na swój pergamin. Może powinna coś dopisać? Uniosła pióro i lekko zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć potrzebne wiadomości. Na nic jednak jej wysiłki - w głowie miała zupełną pustkę. Ta myśl sprawiła, że rudowłosa zamarła w bezruchu, a jej oczy rozszerzyły się w zdziwionym grymasie. Nie przydały się długie godziny spędzone w bibliotece, dokładne notatki i nocne czytanie podręczników - po co to wszystko? Aby zawalić w decydującym momencie? To jest niesprawiedliwe, pomyślała, przecież powinno być inaczej...
- Koniec.  - Głos egzaminatorki dotarł jak przez mgłę do Rose, która powoli, ospale podniosła się z krzesła, nie podnosząc głowy. 
- Rose, dobrze się czujesz? - Albus złapał swoją kuzynkę za rękę, a ta spojrzała na niego z zaskoczeniem. Nawet nie zauważyła, że podszedł. Dopiero teraz dostrzegła jego twarz i zielone oczy, które intensywnie się w nią wpatrywały. 
- Ja... - zaczęła Weasley. - Myślę, że chyba tak.
- Na pewno? Pamiętaj, że mimo wszystko jesteśmy przyjaciółmi. - W zielonych oczach pojawiła się czujność.
- Ja już sama nie wiem - odpowiedziała szczerze Rose, zaskakując tym samym zarówno siebie jak i Albusa. - To wszystko się coraz bardziej komplikuje, a ja już na nic nie mam siły. W książkach nic o tym nie pisali - dodała żałośnie.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze  - odpowiedział optymistycznym tonem Albus. Związek z C. C., a raczej bliska przyjaźń pozytywnie nastawiała go do świata i  ludzi. Wierzył albo raczej chciał wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Zbliżył się do załamanej kuzynki i mocno ją przytulił. Czuł jak jej ciało drży, chociaż nie płakała.
- Moglibyście się przesunąć z łaski swojej, bo tarasujecie przejście. - Rozległ się gdzieś obok kpiący, lekko ironiczny głos, w którym brzmiała prześmiewcza nuta. Albus odsunął się od Rose, ze złością patrząc na Scorpiusa.
- Daruj sobie te gadki, Malfoy.
- A czemuż to? - Na ustach blondyna pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. - To nie moja wina, że niektórzy mają poważne problemy emocjonalne. - Chłopak znacząco spojrzał na Rose, która spurpurowiała ze złości.
- Ty. - Oskarżycielsko wycelowała palec w jego stronę. - Jesteś najbardziej chamskim, zidiociałym, obrośniętym głupotą... stworzeniem - wydusiła z siebie, dumnie unosząc podbródek.  - Teraz to ty masz problemy, nie ja!
Myślała, że swoją przemową zetrze mu z twarzy ten wiecznie wszechwiedzący uśmieszek, ale niestety się myliła. To była ostatnia kropla, która przepełniła czarę goryczy. Rozczarowania, zawody, poczucie porażki i to nieszczęsne zdarzenie to było dla niej za dużo. Nie wytrzymała więcej i właśnie, dlatego chwile później rzuciła się na niego z pięściami. Zdarzyła kilka razy uderzyć i zamachała się do kolejnego razu, gdy silna męska ręka odciągnęła ją na bok. Albus znowu na nią patrzył tylko tym razem inaczej - z niezrozumieniem i źle ukrywanym przerażeniem. Rose rozejrzała się wokół i dostrzegła kilkanaście ciekawskich twarzy wpatrzonych w nią. Zrobiła z siebie pośmiewisko. Nie wytrzymała; wybiegła. Kluczyła długimi korytarzami, szukając wyjścia z zamku. Pomimo tego, że znała zamek niemal na pamięć, tego dnia wyjście na szkolne błonia znalazła dopiero po kilkunastu minutach. Zewsząd otoczyły ją znajome, najczęściej życzliwe głosy z pytaniami o SUM-y. Ona jednak zbyła wszystko lekkim skinięciem głowy i rozejrzała się uważnie po błoniach. Jej głowa zatrzymała się dopiero, gdy dostrzegła Easy'ego siedzącego w towarzystwie przyjaciół i kilku dziewcząt. Zacisnęła usta w wąską kreskę, po czym bez chwili namysłu podeszła w tamtą stronę.
- Ty. - Oskarżycielsko dźgnęła palcem Easy'ego w sam środek klatki piersiowej. Oczy chłopaka rozszerzyły się ze zdziwienia na widok dziewczyny, a po chwili pojawiła się w nich radość. -  Musimy porozmawiać.
- O witaj, rudzielcu. - Adams pochylił się w jej stronę i zanurzył twarz we włosach dziewczyny. - Cudownie pachniesz jak żywica o poranku.
Wargi Rose drgnęły, ale nie poddała się. Stanowczo spojrzała w zielono-niebieskie tęczówki. Nie mogła się teraz poddać i ulec. Musiała walczyć o swoje marzenia, plany. Nie mogła ich poświęcić nawet dla tak cudownych, niepowtarzalnych oczu.
- Powiedziałam, że musimy porozmawiać, poważnie porozmawiać - odpowiedziała chłodnym, spokojnym tonem. Spojrzała na Ryana i Jamesa, a chwilę później na towarzyszące im dziewczyny w kierunku, których prychnęła pogardliwie. Zrobiła kilka kroków w kierunku zamku, nawet nie oglądając się, czy Easy idzie za nią. Gdy jednak w końcu odwróciła się, zobaczyła, że chłopak poszedł w zupełnie innym kierunku. Na policzkach dziewczyny pojawiła się czerwień. Niesubordynacja Gryfona wyraźnie ją rozzłościła.
- Co to ma być? - warknęła, zbliżając się w jego stronę. Rozejrzała się, szukając gdzieś w pobliżu żadnych sensacji twarzy, ale nikogo nie dostrzegła. Najbliższymi zaś osobami były siedzące trzy Krukonki z pierwszego albo drugiego roku, które znajdowały się trzydzieści metrów od nich. Uspokoiło ją, ale nie na tyle, aby by przestać nerwowo chodzić w kółku. 
Easy nie miał tego problemu. Pomimo nietypowego zachowania dziewczyny spokojnie, wziął w dłoń garść kamyczków i rzucał  je na nieskazitelną taflę jeziora, oparty o pień najbliższego drzewa. Nie rozumiał złości tak doskonale widocznej w nerwowym zachowaniu dziewczyny. Jego zdaniem życia nie powinno się brać tak poważnie serio i denerwować się byle błahostką. W końcu to tylko nasza doczesność, która prędzej czy później przeminie. Nieśmiertelność można jedynie zachować poprzez swój dorobek, chociażby obrazy. Nic innego nie miało w życiu najmniejszego sensu, więc, po co się wysilać?
-My... - zaczęła po dłuższej chwili Rose.  - Znaczy, nie my, ale ja i ty, bo nie ma żadnego my...
- Jesteś pewna? - zapytał chłopak, zbliżając się w jej stronę.
- Ja...  - Szybko odwróciła wzrok i ze złością kopnęła kilka kamyczków. - Ja chyba jestem pewna. W każdym razie nie o tym chciałam rozmawiać. Sprawa jest znacznie poważniejsza, bardziej skomplikowana i... co robisz? - spytała, gdy chłopak dotknął jej policzka. Nie doczekała się jednak odpowiedzi; Easy nadal pieszczotliwie wodził ręką po jej twarzy. Oddech dziewczyny przyśpieszył, a klatka piersiowa zaczęła się unosić w nieregularnym rytmie. Najchętniej zamknęłaby powieki i po prostu rozkoszowała się każda chwilą tych upajających doznań. Jednak w głębi duszy wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić.  To byłby początek kolejnej katastrofy. Wzięła głęboki wdech i odsunęła się od chłopaka, starannie unikając jego wzroku. 
- Easy, to niczego nie rozwiąże, a wręcz przeciwnie, wszystko utrudni. Tymczasem ja mam dosyć komplikacji na chwilę obecną. I o tym właśnie chcę teraz z tobą porozmawiać.
- Naprawdę? A więc dobrze porozmawiajmy - odpowiedział Easy, rzucając kolejny kamyczek na taflę jeziora.
- Ja już nie mogę - wybuchnęła Rose. - To jest chore! Po prostu i tak cholernie trudne, że już nie wyrabiam. Nie mogę spać, nie mogę jeść, nie mogę normalnie żyć, a co najgorsze nie mogę się uczyć! Nie potrafię normalnie funkcjonować i wszystko zawalam. Dostaję coraz gorsze oceny, a moje dzisiejsze SUM-y to po prostu porażka. Wszystko to jest tylko i wyłącznie twoją winą. To ty wkradłeś się w moje życie i wszystko zrujnowałeś; poukładanie, spokój, porządek, nawet moje plany na przyszłość.  Przez ciebie staję się niepoczytalną wariatką, która w ogóle nie umie nad sobą panować. Dzisiaj to wszystko osiągnęło punkt kulminacyjny zawaliłam egzamin, a później uderzyłam Malfoya i choć bardzo sobie na  to zasłużył, to nie powinnam, nie miałam prawa tego zrobić. Jestem prefektem, a my, prefekci powinniśmy dawać przykład innym uczniom. Teraz pewnie zabiorą mi odznakę. Powinnam się też pożegnać z marzeniami o byciu Prefektem Naczelnym...
Tyradę dziewczyny przerwał Easy, który zdecydowanym ruchem objął dziewczynę i mocno pocałował. Jego usta nie pytały o siłę uczuć, niepewność, one dawały, jednocześnie nie biorąc nic w zamian. Mogła tylko odczuwać bliskość, nie narażając się na nic. Miała wrażenie, że ta chwila jest jedną z tych, które dziw losu pozbawia konsekwencji. Zaplotła ręce na jego karku, mocno wciągając zapach terpentyny, farb i czegoś, czego nie potrafiła zidentyfikować, a czym zawsze pachniał Adams.
- Rose! - Drgnęła w objęciach chłopaka, słysząc niski, w tej chwili nienaturalnie piskliwy, męski głos. Powoli odwróciła się i zmarszczyła czoło, widząc przed sobą cztery osoby, których nie spodziewała się w tej chwili ujrzeć. Spotkania z nimi spodziewała się dopiero za jakiś tydzień, gdy Ekspress Hogwart-Londyn zajdzie do stolicy Anglii. Zamrugała, odsuwając się od Adams, z którego twarzy nie zniknął rozanielony uśmiech spowodowany pocałunkiem.
- Mamo, tato, co wy tu robicie? - zapytała dziwnym tonem Rose. 
- Jak to, co? - W głosie Rona Weasleya brzmiało wyraźnie rozdrażnienie. - Myśleliśmy, że ucieszy cię nasza wizyta, ale okazuje się, że...
- Ron. - Hermiona Granger-Weasley wypowiedziała imię męża cichym spokojnym tonem, a na jej twarzy nie drgnął żaden mięsień. Uśmiechała się, a jednak brzmiało groźnie. Ron skulił się,  robiąc kilka kroków w bok i stając obok Ginny i Harry'ego. Potterowie patrzyli na wszystko z pogodnymi uśmiechami, godnymi Wybrańca i jego małżonki, którymi przecież byli. Nie wydawali się zaskoczeni sytuacją, a jednak na ich twarzach malował się wyraz pobłażania tak częsty u dorosłych.
- Witaj, Rose - powiedział Harry, porozumiewawczo zerkając na Rose. - Chodź, Ginny poszukamy Ala i sprawdzimy jak jemu poszły SUM-y.
- Teraz może zechcesz przedstawić swojego... swojego... towarzysza - powiedziała Hermiona, podchodząc bliżej i przytulając córkę. Serce Rose odrobinę się uspokoiło, jednak po chwili strach znowu dał o sobie znać. Jej rodzice mieli w miarę pogodne miny, więc była szansa, że jeszcze nie rozmawiali z profesor McGonagall i nic nie wiedzieli o tym głupim incydencie.
- To jest...  - zaczęła, szukając w myślach jakiegoś określenia, którym mogłaby nazwać Easy'ego.
- Nazywam się Easy Adams. Jestem przyjacielem Jamesa. Poznaliśmy się, zresztą, w czasie świąt.   - Rose popatrzyła na chłopaka przez dłuższą chwilę, zaskoczona jego zachowaniem. Najwyraźniej tym razem był trochę bardziej przytomny niż zwykle.
-No tak, oczywiście, poznaliśmy się, ale myślałam, że może teraz zaszły jakieś zmiany między wami, młodymi.  Ale skoro nadal jesteś tylko przyjacielem Jamesa... -  Hermiona zerknęła na córkę ze znaczącym uśmiechem. 
- Tak, oczywiście - odpowiedziała za chłopaka Rose. - Poza tym jest coś,  o czym chciałabym wam powiedzieć.
- Kochanie, nie mamy nic przeciwko niemu. - Ron skinął głową w stronę Gryfona. - Jeśli ci na nim zależy, to jakoś to przebolejemy zwłaszcza, że nastoletnie miłości nie są zbyt trwałe.
- Ronald. - Tym razem w głosie kobiety zabrzmiała stalowa nuta. Posłała swojemu mężowi piorunujące spojrzenie i powiedziała, głaszcząc Rose po plecach: - Przecież wiesz, że zaakceptujemy każdą twoją decyzję i we wszystkim będziemy cię wspierać.
-  Naprawdę? Ale ja zrobiłam coś złego, bardzo złego. - Rose zaczęła nagle z zainteresowaniem wpatrywać się w czubki własnych butów.
- Rose, nie martw się. Na pewno przesadzasz. - Hermiona pogłaskała swoją córkę po włosach.
- Mamo, ale to jest bardzo, ale to bardzo złe. Ja... - zaczęła cicho - ja kogoś uderzyłam. Byłam zdenerwowana, a Malfoy stał za blisko. W efekcie go uderzyłam, przypadkowo oczywiście. 
Zapanowała cisza, a cztery postacie stały przez chwilę w milczeniu. Rose ze spuszczoną głową i mętlikiem myśli, wciąż myśląc o swoich dziecinnym zachowaniu spowodowanym głupią, chorobliwą miłością. Easy jak zwykle pogrążony w swych artystycznych marzeniach  o akcie swojego nagiego Rudzielca. Ron stojący z rozdziawionymi ustami wyraźnie zaskoczony wyznaniem swojej córki. I wreszcie Hermiona Grangwer-Weasley z uniesioną brwią i pełną powagi miną.
- Bardzo dobrze zrobiłaś, kochanie. - Pierwszy odezwał się Ron.  Na jego twarzy pojawił się szeroki, pełen rodzicielskiej dumy uśmiech, a w oczach pojawiły się młodzieńcze błyski.  - Wreszcie pokazałaś, że należysz do rodziny Weasleyów. My nigdy nie dajemy sobie w kaszę dmuchać, zwłaszcza takim szumowinom jak Malfoyowie. Mam nadzieje, że mocno mu przyłożyłaś...
- Cóż - powiedziała krótko Hermiona. - To co się stało, już się nie odstanie...
***
Jak ja tu dawno nie byłem - powiedział z zadumą w głosie Harry, siadając na stojącej w korytarzu ławce. Na jego twarzy malował się wyraz zaskoczenia; każda zmiana, którą dostrzegał w Hogwarcie wywoływała w nim mieszane uczucia. Rozumiał, że szkoła idzie z duchem czasu, lecz miał wrażenie, iż wraz z  nowoczesnością zmienia się niepowtarzalny urok zamku.
- Co racja, to racja - odpowiedziała bez entuzjazmu Ginny, lekko kiwając głową.
Państwo Potterowie nie zadawali sobie sprawy, że są obserwowani przez wnikliwe, inteligentne oczy o brązowych tęczówkach. Niska dziewczyna zamyśliła się na chwile, odrzucając na plecy rude włosy. Przyjazd tych dwojga wyraźnie nie był jej na rękę - zresztą, komu był? Miała swoje, starannie dopracowane plany, które  zostały zagrożone przyjazdem tej dwójki. Rodzice jak zwykle wszystko psują to, co ich dzieci tak pieczołowicie przygotowały.
- Lily. - Odwróciła się, słysząc cichy, niewyraźny głos swojego brata. Albus miał  zaróżowioną twarz i nietęgą minę na widok, której Lily szeroko się uśmiechnęła.
-  Coś się stało? - spytała przesadnie tragicznym głosem, a brat posłał jej pobłażliwe spojrzenie.
- Dorośnij, Lily, po prostu dorośnij - mruknął cicho.
- A co jeśli nie mam ochoty? - zastanowiła się na głos niby niepewna Lily, chociaż na jej ustach igrał iście szatański uśmieszek.
- Nie czas na żarty - warknął Albus. Nie miał siły, ani ochoty na utarczki i kłótnie z Lily, chociaż w normalnej sytuacji pewnie by nie dopuścił. Zaczęliby się zbierać na korytarzu, a skończyłoby się... Nie, ale teraz nie czas na rozmyślanie o tym. - Rodzice są w szkole i...
- Wiem.
- ...chcieliby z tobą porozmawiać.
- Wiem.
- Co? - Na twarzy czarnowłosego chłopaka pojawiło się zdziwienie, by po chwili ustąpić miejsca zniecierpliwieniu. - Skoro wiesz to, czemu marnujemy czas na głupią rozmową? - spytał ze złością.
Miał dosyć. Nie dość, że SUM-y nie były tak proste jak się spodziewał, to jeszcze rodzice postanowili odwiedzić Hogwart, by sprawdzić, jak poszły mu egzaminy. Najwyraźniej po raz kolejny użyli swojej znajomości z dyrektorką, która pozwoliła na tą wizytę. 
Ponadto C. C.  przed godziną ostatnio zaczęła naciskać, aby zostali parą. Ten związek przestawał być zabawny. Miał już dosyć tej całej sytuacji, ale nie widział żadnego rozwiązania.  Nie mógł przecież z nią zerwać. Nie, tak nie można. A poza tym on nie nazywa się James Potter, by tak postępować z dziewczynami. Zupełnie jakby mało miał zmartwień. 
A najgorsze w tym wszystkim było to, że ten dzień dopiero się zaczynał.
Rudowłosa Gryfonka tylko wzruszyła ramionami. Z jej twarzy nie znikał wyraz pewności siebie, a wokół niej roztaczała się wyjątkowa aura. 
Zacisnęła usta, gdy dostrzegła trzymającą się za ręce parę w głębi korytarza. Chłopak trzymał rękę w okolicy jej talii, a ona uśmiechała się do niego czule. Wydawali się być szczęśliwi. O radości niezbicie świadczyły ich szerokie uśmiechy i rozpromienione jakimś wewnętrznym światłem  twarze. Co chwila wymieniali znaczące, przeznaczone tylko dla siebie spojrzenia. Mieli potargane włosy i ubrania w nieładzie, którego nie można było nazwać lekkim. Nie spodziewali się, że ktoś może ich obserwować.
I w tym miejscu się pomylili.
Lily Potter czuwa.
- Albus, może pójdziesz już do rodziców? - powiedziała łagodnym głosem, a brat posłał jej nieufne spojrzenie. - Czemu ty zawsze podejrzewasz mnie, swoją siostrę, o wszystko, co najgorsze?
Chłopak popatrzył na nią wymownie, a po chwili rozległo się echo jego kroków.
- James! - krzyknęła tymczasem Lily.
Czarnowłosy chłopak zamarł na chwilę, a dziewczyna w jego ramionach popatrzyła na niego ze zdziwieniem. 
Trzecioklasistka zrobiła kilka kroków do przodu, dokładnie przyglądając się parze.
- Cześć, Serena - rzuciła w kierunku zaskoczonej dziewczyny. - Miło was razem wiedzieć, braciszku.
- Czego chcesz? - zadał pytanie James zimnym, wypranym z uczuć głosem.
- Teraz to już na nic. - Potterówna wymownie popatrzyła na parę i ich złączone ręce. - Ostrzegałam cię, a ty miałeś...
- Wiem, co miałem. Nie musisz mi tego przypominać Mam dobrą pamięć - przerwał jej James. 
- Nie wątpię - syknęła Lily. - Masz tak samo dobrą pamięć jak i kodeks moralny, prawda?  Wiesz, co jest dobre, a co złe. Zawsze unikasz ranienia ludzi i kochasz bliźnich.
- Wiem na pewno lepiej niż ty - warknął z niekontrolowaną złością James. - Ja nikogo nie szantażuję i nie grożę, że...
- Że co? Dokończ bardzo proszę. Ja nie mam nic o ukrycia, hipokryto.
- O co w tym wszystkim chodzi? - przerwała im Serena. Nie rozumiała czemu się sprzeczają, ale widziała, że chodzi o  coś złego. Najwyraźniej to było coś poważniejszego niż zwykła kłótnia. - Może mi ktoś to wytłumaczyć?
- Zabawna jesteś - powiedziała w jej kierunku Lily, a w jej brązowych oczach pojawiło się niemalże coś na kształt współczucia. - Wiesz, ja naprawdę cię polubiłam. Co prawda nie masz w sobie zbyt dużo zdecydowania, ale przynajmniej nie zabierałaś mi różdżki podczas kary.  
- Ja...  - zaczęła niepewnie Wilson, ale ruda uciszyła ją machnięciem ręki, w której trzymała różdżkę oraz wymownym spojrzeniem. 
- Dzisiaj jednak muszę z przykrością stwierdzić, że cię przeceniłam. On - skinęła głową w kierunku Jamesa - tobie też zawrócił w głowie.
- Lily, nie mów tak!  My się kochamy - zaprotestowała Serena z nietypową dla siebie żarliwością. Popatrzyła na stojącego  z miną skazańca chłopaka, który wyglądał jakby był spętany niewidzialnymi wiązami. - Co mu się stało?
- Lekkie zaklęcie - odpowiedziała beztrosko dziewczyna, a po chwili powróciła do tematu - naprawdę w to wierzysz? Bo moim zdaniem powinnaś postępować ostrożniej. Uważaj, bo w tej grze nic nie jest tak proste, jak myślisz...
_________
Jeden dzień poślizgu, za który bardzo Was przepraszam. Wczoraj jednak dzień mi jakoś po prostu ciekł, a ja nie wiedziałam jak go łapać. Dzisiaj jednak zebrałam się i dopisałam końcówkę pomimo napuchniętego palca. Pomyśleć, że zawsze uważałam koszykówkę za cywilizowany sport. I po co to było, zresztą? I tak przegrałyśmy. W każdym razie rozdział jest moim zdaniem średni, ale przynajmniej długi. Za błędy przepraszam, jeśli jednak coś przeoczyłam to poprawię jutro albo pojutrze. Poza tym takie małe pytanie- jedzie ktoś na Insygnia? Ja miałam jutro, ale nie wiem czy mój palec nie będzie wymagał interwencji lekarza. Brrr, życie jest niesprawiedliwe. 
Poza tym wszędzie mam zaległości - kolejne przeprosiny kierowane w Waszą stronę. Obiecuję, że wszystko, co obiecywałam i zapowiadam, że skomentuję uczynię w niedzielę lub jutro.
Pozdrawiam.

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hm, zacznijmy od poczatku: Rozdział mi się nawet podobał, chociaż były fragmenty, że tak napiszę, dość nieudane. Znaczy nie tyle co wątkowo, jednak poprawnościowo. Widziałam parę literówek i czasem źle zbudowane zdania, ale to nie o to chodzi. (Wybacz, tym razem nie mam już siły na ich wymienianie, ale nastepnym razem na pewno Cię to nie ominie )A co do akcji: Jej! Po raz pierwszy mogę z czystym sercem powiedzieć, że kocham Rona, jakkolwiek to brzmi, a brzmi dość… eee… dziwnie, no dobra, okropnie xDD Ale po tym jego uśmiechu, kiedy okazało się, że Rose uderzyła Scorpiusa (a tak przy okazji, biedny Malfoy! Ale żeby Scorp nie dostał już więcej, okej? ) aż zaniemówiłam! Pierwszy raz zrobił coś, co mi przypadło go dustu, o! Oby tak dalej to może go jeszcze bardziej polubię ;) ) Ach, ach, ach! Nareszcie się coś szykuje! Angelique i Max, oj, coś czuję, że to będzie niezłe, dadzą popalić i Jamesowi, i Serenie, nareszcie! Mam nadzieję, że poleje się krew, ha! (Wybacz, ostatnio mam dość nietypowe skłonności xD) A właśnie, bo wcześniej nic nie powiedziałam na ten temat: Nawet pewnie nie wiesz, jak bardzo się zdziwiłam, kiedy przeczytałam, ze rodzice młodocianych bohaterów się pojawili, naprawdę szok! Ale to świetnie! Ciekawe, co powiedzą Potterowie, kiedy zobacza tą dziwną sytuację… *chichocze pod nosem i zaciera rączki*A teraz bardzo przepraszam, ale chyba będę musiała Cię zabić. Za co? Och, to proste: Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Masz mi natychmiast dodać nowy rozdział, hop, hop, hop! Tut słik, czy jakoś tak Cóż, to chyba na tyle, prawda? Bardzo przepraszam za tak niespójny komentarz, ale to nie moja wina, tylko tej pory, która już zaczyna na mnie źle oddziaływać xD Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie, żeby nie rzec gorąco ;) )P.S. A jednak napisze choć jeden błąd, po prostu muszę: „A poza tym ona nie nazywa się James Potter, by tak postępować z dziewczynami.” Powinno być on. Wiem, że to tylko literówka, ale rzuca się w oczy xDP.P.S. Trochę długo wyszło, no, ale… Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, tym bardziej, że ten komentarz jest raczej pisany o głupotach xD

      Usuń
  2. Najlepsza scena: Rose&Easy… Oni są cudowni :) Ale czy tacy chłopacy jeszcze istnieją? :D Rozdział całkiem, całkiem :) Hmmm… Jaki to Lily znowu ma plan? ;D Pozdrawiam![diary-rudej]

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja serio chciałabym spotkać takiego faceta jak Easy…oczywiście faceta, który by mnie nie zdradzał, ale to już inny kwiestia ;) Scena z udziałem mojej, ulubionej pary oczywiście świetna, ale… Moment, w którym Rose rzuciła się na Scorpiusa był wręcz fenomenalny!!! Ej tak sobie pomyslałąm, ten Max mógł by zacząć uderzać do Rose albo Lily…chociaż dla Lilki to on za stary jest, ale ciekawie by było ;PPozdrawiam i kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od tego, że nie lubię Mezo. Grr… Ale rozdział w całości mi się podobał. Najbardziej scena na błoniach z Rose i Easym. Chociaż to wejście rodziców było straszne i może troszkę zbyt lekko zareagowali, chociaż sama nie wiem. :P Jeśli chodzi o zemstę Angie to zaczynam się bać. Zwłaszcza, że ta wredota dobrała sobie pomocnika… No i rzeczywiście Lily wydaje mi się groźna. Chociaż… chyba w akurat tej sprawie kierują nią dobre intencje, co? W każdym razie fajnie by było, gdyby okazała się odrobinkę pomocna. Aha, nie wiem kiedy u mnie będzie rozdział. Pewnie coś około za tydzień, wcześniej nie dam po prostu rady. :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Mmm… Tak więc… Że ONI musieli przyjść akurat w tym momencie! Nie mogli chwile później, jakieś 10 minut? Rose i Easy by się jeszcze trochę po całowali i by było git. ;DBardzo dobrze Rose zrobiła, poszła w ślady matki. Zdecydowanie pochwalam. Lily to Lily, nadal mam nadzieję że powie Serenie jak rzeczy stoją. Pff…

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja oczywiście twoje opowiadanie podziwiam a rozdział mi się podoba, chyba Rose&Easy to moje ulubione postacie dlatego jestem w sumie zadowolona z rozwoju wydarzeń. Ale czy ONI musieli wejść w tym momencie? :< Jestem niepocieszona. A co do Chucka i Blair to po prostu ich kocham, ostatnio nawet odbija mi i oglądam bez napisów by potem obejrzeć jeszcze raz z napisami no ale nieistotne, wybacz, mam tendencję do mówienia od rzeczy. A odpowiadając na pytanie co do Natalie i Syriusza.. zobaczysz. Prawdę mówiąc to cały czas się waham. A o powiadamianie proszę również ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Drugi fragment bezwarunkowo ujął mnie za serce:) Uwielbiam Rose i Easy’ego, uważam że stworzyłabyś o nich wspaniałe opowiadanie. Powinni być razem! Na wieki wieków:DA ta Malfoy’owska szumowina sobie na to zasłużyła:D switny był ten fragment z Ronem i Hermioną. Wogóle ciekawi mnie po co oni tak właściwie przyjechali?Moim zdaniem mało było James’a i Sereny, no i jak mogłaś przerwać w takim momencie?! NO JAK?! Ciekawi mnie co zrobi Lily, czy powie wszystko Wilson? Na Insygnie idę dosłownie za chwilę, i nie mogę się doczekać:D Aż klaszczę ze szczęścia:D I słucham sobie Mezo.Współczuje z powodu palca, ja tam koszykówkę lubię, ale jakoś zawsze na pierwszym miejscu była siatkaPS: I na [its-always-been-my-dream] i na [unicestwic-marzenie] pojawił się nowy rozdział jeśli byłabyś zainteresowana zapraszam tutaj [nadzieja-marzen]Pozdrawiam :*:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeee kocham Rose i Easy`ego więcej o nich proszę :]Haha i kochany Ron dobrze mówi ;) ;DA co do Lily. Nie cierpię tego bachora o.O Ale notka bardzo udana :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Rose , bardzo dobrze , że przywaliła Malfoyowi( i ten tekst Rona ‚ Mam nadzieję , że przynajmniej mocno ‚ ;3 )Taka siostrzyczka jak Lily to prawdziwe skaranie boskie, ale dobrze tak Jamesowi( ile można oszukiwać tą Serenę ? ) Pisz szybko , Całuski <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Na początek powiem… nie mam weny na komentarz, więc bd krótki >-< .Rozdział mi się podobał bardzo(jak zwykle z resztą).Jestem ciekawa z kim będzie Malfoy i czy planujesz coś dla Maxa. Lil jest zła i niedobra, ale nadal pałam do niej sympatią.Czytało się, jak zwykle płynnie, nic dodać, nic ująć. Serena łatwowierna, uległa wobec Jamesa…współczuje jej.Ps. Zrób jakąś większą akcje, ta z Zabini nieźle się zapowiada ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo dobrze, że Rose przyłożyła Malfoy’owi. Mam nadzieję tylko, że na tyle mocno, żeby już jej więcej nie zaczepiał głupimi odzywkami. A Ron… Niby dorosły, ale charakter wciąż ten sam. ;D Dumny z córki za to co zrobiła i lekko zażenowany widokiem chłopaka u jej boku. Scena bezcenna! ;) Lily znowu coś kombinuje. Ciekawa jestem, czy czasem Angelique nie wmieszała ją w swój plan. W końcu Lily ubi siać zamęt wśród swoich braci, ba! nawet się z tego cieszy. Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi Sereny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Haaa, jest i „mój” (że się tak wyrażę, bo to ja go u ciebie „wyprosiłam”) fragment o Angie, jeeah ;dd Uwielbiam go, nareszcie mogłam zrozumieć tę dziewczynę, która ma tak ciekawą osobowość. I wiesz co, może ja i, kurde blaszka, jestem dziwna, ale już się nie mogę doczekać, kiedy w końcu Serena się dowie prawdy. Reakcja Angie będzie bezcenna, o! I już zaczyna się knucie ze strony Maxa i Angelique, jak ja na to czekałam xddJa już chcę przemianę Reny, no! ;d Wiem, wiem, że już niedługo – mam specjalne informacje, a co! Matka chrzestna musi mieć jakieś wyjątkowe względy xddZa to fragment z Rose i Easy’m… Łaaał… Dobra jesteś w te klocki – znaczy wiesz, opisywanie pocałunków i różnych emocji. Aż wstrzymałam oddech z wrażenia, wiesz? ;d I to wielkie wejście Rona i Hermiony – i love it. A kiedy Rose uderzyła Malfoya – buahahahhahah… Chcę więcej! xddKurczę, już, już myślałam, że Lily się wygada – chociaż jeszcze nie czas, ale nieważne – i znowu zamarłam, a tutaj… Koniec. Załamałaś mnie. „moje życie jest jak kamień rzucony w cień” buahahah xddTo ma być długi rozdział? Jak ja ci kiedyś pokażę długi rozdział, to ci szczena opadnie, o! xdd Ale i tak ci wybaczam, bo po TAKIM rozdziale nie sposób się na ciebie gniewać ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba nie będę oryginalna, mówiąc, że pokochałam wątek: Easy&Rose.Nie wiem czemu, ale urzeka mnie wszystko co się z nimi, i wokół nich, dzieję. Komiczna sytuacja, kiedy rodzice przyłapują cię na całowaniu z chłopakiem… Można całkowicie się zburaczyć i zatkać, że nie wiesz do końca co się stało i jak się tłumaczyć. xD Cieszmy się, że dopiero zaczęli, bo gdyby wkroczyli trochę później, to sytuacja mogłaby być bardziej krępująca. [Oczywiście ja tu nie mówię o współżyciu.! ^.^]Nie lubię panny A. Nie przypadła mi do gustu, chociaż jej brat nawet, nawet…Jak widać rozdział mi się spodobał, a jedyne o co mogę być zła jest to, że nie zostałam powiadomiona.! Zapomniałaś.? ;DPrzeboleję, tylko następnym razem nie zapomnij. ‘.’Pozdrawiam i czekam na następny rozdział. ;) PS. Zapraszam na mój nowo założony blog: kamien-tajemnic.blog.onet.plDopiero zaczynam, więc… Rozumiesz.? xD

    OdpowiedzUsuń
  14. Pożyczysz mi Easy na jedną noc? obiecuję że zrobię mu kolację! no ale od początku :) notka bardzo mi sie podobała. jestem ciekawa jaki plan ma Lily… Z niecierpliwością czekam na news :) Pozdrawiam ElfabaPs: ta dziewczyna na nagłówku strasznie przypomina mi moją koleżankę z klasy. Naprawdę jest identyczna! Fisza ma nawet taki strój :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nadia vel Ariadna25 lipca 2013 22:41

    Psyche, miałam wejść tylko na chwileczkę, ale tak mnie miło zaskoczyłaś wzmianką w „Podsumowaniu…” że choćby króciutki komentarz Ci się należy. Bardzo Ci dzękuję za to wspomnienie o mnie, chociaż zostawiłam to wszystko na tak długo.Wiem, wiem, jestem niedobra, ale przeczytałam tylko najnowszy rozdział, a pozostałe dopiero nadrabiam ^^ Było trochę błędów interpunkcyjnych, ale i tak fajnie się czytało i nawet co nieco rozuzumiałam :) Rose topnieje :) Easy to taki facet, który kompletnie by mnie rozbroił. Smieją się ze mnie, że strasznie dużo gadam i biegam jak strzała, a mój ulubiony typ chłopaka to taki spokojny, ułożony, umiejący się wysłowić, może nawet ciut typ artysty, z głową w chmurach ^^ Ja go nie moge nie lubić :) Ron i Hermiona byli zabawni, może napisz trochę o Wybrańcu, nielicha to postać ;D Lily nie jest głupia. Nie wiem czy już nie, czy nigdy nie była – ma charakterek, który może być nieznony, ale w żadnym razie nie jst głupia. Amen. Co najwyżej James trochę się gubi, ale to w końcu płeć głupia, kto tam wie. No i nieskończona potulność Sereny – ale ujmuje. Jest urocza, nawet jeśli nieco naiwna, to zdarza się stawiać na swoim – każdy chciałby taki być, ale nie wychodzi ^^ „My przecież się kochamy” – nie wiem czemu, ale poczułam przypływ sympatii do niej :) Czy Black Princesse odeszła i tylko ty prowadzisz bloga? Nie widzę jej tutaj nigdy, słowa w życiu nie zamieniłyśmy, a przecież autorki są dwie… o.OWięcej już nie napisze, poruszyłam chyba parę najważniejszych rzeczy, ale się śpieszę do matmy i testu z geografii (ble, ble, fuj, fuj x2).Pozdrawiam i życzę wolnego czasu, bo rodzi wenę,Nads :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadia vel Ariadna25 lipca 2013 22:41

      PS. Co do Angie – wiem, że pewnie tylko ja to napiszę, ale biedna dziewczyna. Niewątplwię winę ponosi James, jej rodzina, która ją wychowała, wyroachowanie i dążenie do popularności – ale ona sama mogłaby być całkiem znośna. Smutno mi, że jest tak wykorzystana – zasłużyla, ale to inna bajka. Tak czy inaczej, że rób jej zbyt wielkiej krzywdy, ani nie łam serca, proszę ;*

      Usuń
  16. A wiesz co… Ja jestem usatysfakcjonowana. Nie ukrywałam,że po poprzednim rozdziale byłam niepewna mojej reakcji na rozdział 12, ale teraz… No miodzio! Dokładnie o to mi chodziło! Żadna z moich obaw się na szczęście nie spełniła, ten dreszczyk o ktorym mówiłam był obecny, po prostu… Nic dodać nic ująć! Nie lubię, gdy Angelique jest taka pewna siebie. Mam nadzieję, że coś z tym zrobisz! xd Rozumiem, rozumiem. Ale Ja ją po prostu lubię i nieprzyjemnie mi się czyta, jak jest taka oschła, zimna… obca. No dobrze no, czekam na dalszy rozwój sytuacji. ciekawa jestem, co z nią dalej będzie…:) Lily mnie nieco szokuje swoim zachowaniem. Z tym specyfikowaniem Jamesa nieco mnie zaskoczyła, proszę powiedz że ona nie wijawi Renie jego sekretu…hmm?Piosenka pasowała. Bardzo ja lubię, jest taka… dziwna. Haha.xd Uwielbiam jej początek, jak Kasia Wilk tak z deczka jeczy (no dobra, spiewa „ooo” xd) i refren. Zwrotki w porządku, ale osobiście bardziej lubię bardziej „smętne” a ci mi tutaj z takim lekkim hiphopo-rapo-czymś tam wyjeżdżają. Ale znamy Mezo, dlatego się nie dziwię xd Nie będę bardzo oryginalna mówiąc że kocham wątek Rose&Easy. Po prostu, brak mi słów:) Wspaniale opisałaś odczucia panny Weasley do Adamsa. A Malfoy to w ogóle:) Okej, kończę na dziś. Chyba trochę krótko tym razem mi wyszło.Pozdrawiam :) PS: Cudowny ten nowy szablon, takie delikatne odcienie błękitu, idealnie pasują do panującej atmosfery, szczególnie że za oknem pada śnieg:)[ostrze-cienia][shadowblade]

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.