3 lipca 2012

Rozdział XXXVII: I was made for lovin you


Tonight I wanna give it all to you
In the darkness
There's so much I wanna do
And tonight I wanna lay it at your feet
'Cause girl, I was made for you
And girl, you were made for me

I was made for lovin' you baby
You were made for lovin' me
And I can't get enough of you baby
Can you get enough of me

Angelique wpatrywała się w płonący w kominku ogień. Siedziała wyprostowana na fotelu obitym zielonym materiałem, a stojąca w cieniu lampa rzucała słabe błyski na jej twarz. Głowę miała uniesioną wysoko, a z  obojętnej twarzy nie dało się nic wyczytać.   Można by uznać, że jest zrelaksowana, gdyby nie niepokój, który niemalże bił od jej drobnej postaci. 
- Mów, siostrzyczko. - Uniosła głowę, słysząc ciepły głos należący do jej brata. Max siedział obok i z uwagą patrzył na swoją bliźniaczkę. Na twarz miał codzienną maskę, która ukrywała jego uczucia.
- Nie ma, o czym - odpowiedziała zdecydowanym tonem.
On jednak tylko zaśmiał się cicho.
- Angelique. - Wymówił cicho imię siostry, przeciągając poszczególne głoski. - Oszukuj innych, ale nie mnie.
Twarz dziewczyny sposępniała. Niby od niechcenia rozejrzała się, po czym zaczęła mówić  spokojnym głosem:
- Muszę dać komuś nauczkę, taką, której nigdy nie zapomni. Zemstę godną królowej. Bo przecież nie wyciąga się ręki po to, co królewskie.
- O kim mówisz? - zapytał, nachylając się ku niej, a na jego twarzy pojawiło się skupienie.
- Serena Wilson - wymówiła z obrzydzeniem. - Nie powinna się zbliżać do Jamesa,mojego Jamesa - wycedziła. - Za coś takiego trzeba zapłacić.
- Doprawdy, siostrzyczko, nie dramatyzuj - odpowiedział chłodno Ślizgon.
- Ja dramatyzuję? Osiągnę swój cel, czy tego chcesz czy nie. - Wpatrywała się w niego pozbawionym emocji wzrokiem.
- Dobrze wiesz, że nigdy nie uważałem Jamesa Pottera - skrzywił się lekko - za kogoś, kto nadawałby się na twojego chłopaka.
- Ale już nie tobie wydawać o tym osąd - błyskawicznie się odcięła.
Nie odpowiedział, wpatrując się w jakiś punkt za jej plecami.
Dziewczyna zacisnęła usta. Nie była przyzwyczajona do czekania i on doskonale o tym wiedział. Najwyraźniej niemałą satysfakcję sprawiał mu fakt, że zmusza ją, aby wypróbowała swoją cierpliwość.
- Co zamierzasz? - zapytał cichym, pozbawionym emocji głosem.
Angelique wzruszyła szczupłymi ramionami, a jej włosy delikatnie zafalowały.
- Jeszcze nie wiem, aczkolwiek na pewno wymyślę coś wyjątkowego.
Max nie odpowiedział. Zasępił się, a jego wzrok czujnie spoczywał na siostrze. Z nieodgadnionej  twarzy chłopaka nie dało się nic wyczytać, a mimo to na ustach Angelique gościł delikatny cień uśmiechu.  Wiedziała, że jej pomoże. Musi, zwłaszcza, że nie był największym fanem Jamesa Pottera i nigdy nie tracił okazji, by to pokazać.
Słysząc rozbawione głosy, obydwoje spojrzeli w kierunku wejścia do Pokoju Wspólnego, gdzie stało kilku Ślizgonów.
Na twarzy Angie mignęła przelotnie satysfakcja, gdy dostrzegła wysokiego, ciemnowłosego chłopaka, który cierpliwie tłumaczył coś jakimś drugoklasistom.
Plan zakiełkował w jej umyśle i nawet nie rozważając go w głowie, wiedziała, że przyszedł czas na działanie. Jeden impuls wystarczył, aby zdecydowała. 
- Duncan! - krzyknęła, a jej głos zawirował w powietrzu. Nagle w jej stronę odwróciło się wiele osób. Świadoma owych spojrzeń uśmiechnęła się niewinnie dla lepszego efektu.
- Słucham, Angelique? - zapytał Duncan, podchodząc do rodzeństwa i kiwając Maxowi głową na powitanie, który odpowiedział podobnym gestem.
- My, uczniowie domu Salazara Slytherina musimy bardzo dbać  o opinię - zaczęła dziewczyna - wszakże od wielu lat uważa się, że jesteśmy  siedliskiem zła i uprzedzeń, co przecież nie jest prawdą. Owszem, mamy swoje ciemne sprawki, ale wcale nie większe od tych z Gryffindoru, Ravenclawu czy Hufflepuffu. Dlatego niekiedy musimy wręcz świecić przykładem i należytą postawą. Jednak nawet to nie zmienia faktu, że nie musisz się aż tak poświęcać - zakończyła z powagą.
- Niby jak? - zapytał chłopak, unosząc do góry jedną brew i zakładając ręce na swej piersi. 
- Spotykać  się z kimś, kto nie dorównuje ci urodzeniem. Bo wszyscy wiemy, że ta szl... Serena pochodzi z mugolskiej rodziny. Och - udała efektowne zdziwienie, dotykając dłonią swoich ust - ale ty chyba wiedziałeś, z jakiej rodziny ona pochodzi? Nie...
***
Chelsea Visions, jak co dzień zajęła miejsce przy stole Ravenclawu.  Obok niej jej rówieśniczki, które zawzięcie dyskutowały o szkodliwości chropianek i bhanek, a kilka metrów dalej inne szóstoklasistki kłóciły się, kto jest najseksowniejszym graczem qudditcha. Nie ma jak mądrość Krukonów, pomyślała z pogardą Chelsea.  
Rozejrzała się wokół, a jej oczy pospiesznie przeszukiwały Wielką Salę. Prześlizgiwały się po blondynach, zatrzymywały się na chwilę na rudych, ale spoczywały na dłużej jedynie na osobach o kruczoczarnych włosach. Była wytrwała, więc w końcu znalazła tego, kogo szukała, a na obliczu pojawiła się stłumiona radość.
Jej tęskny wzrok objął całą jego postać. Tęskniła za  nim tak bardzo, że to aż wydawało się głupie. Było w owym uczuciu coś tak dziwnie nielogicznego, czego nie potrafiła wyjaśnić i nad czym nie chciała się zastanawiać. Przyjęła stan rzeczy, nawet nie próbując go zmienić. Poza tym w tej jednej sprawie jej chłodny, analityczny umysłu nie ścigał głód wiedzy i nie stawiał nieustającego pytania - dlaczego? 
W pewnej chwili obiekt jej obserwacji przechylił się, niemalże odwracając. Mogła dokładnie dostrzec jego twarz. Uśmiechał się, chociaż ów wyraz obejmował jedynie usta chłopaka, a znajome oczy o ukochanej barwie pozostawały nieodgadnione.
Czasami miała wrażenie, że zamknął ją poza sobą. Czuła, jakby się spalała od wewnątrz. A kiedyś tak nie było. Nie wtedy, gdy się spotykali, nawet nie, gdy przestali, lecz dużo później. Jednego dnia była wolnym człowiekiem, a następnego dnia niewolnicą własnych uczuć. 
Wiedziała, że musi być jej.
Nie stawiała na porażkę. Znała swój cel i zamierzała go osiągnąć. Chociaż sama myśl o nim wywoływała w niej zawroty głowy, niekiedy skłaniając do irracjonalnego postępowania. Zupełnie jakby wariowała z miłości, jednak jej mózg nie chciał zaakceptować takiego wyjaśnienia. Ona opierała się na logice, a w tym wszystkim wyraźniej jej brakowało.
Wygięła usta, przyglądając się, jak chłopak wstaje i mówi coś do jednego ze swoich kolegów, po czym rusza w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali.
- Chelsea, już idziesz? - usłyszała za plecami zaskoczony głos Bliss, jednej ze swoich przyjaciółek, ale nie odwróciła się. Wtopiła się w szkolny tłum, podążając za nim.
Dogoniła go dopiero na korytarzu, gdy wówczas krzyknęła głośno jego imię. Zaskoczony odwrócił się, a na jego obliczu pojawił się blady uśmiech.
- Chelsea - powiedział, patrząc na nią z niejakim zaskoczeniem. Najwyraźniej spodziewał się kogoś innego.
- Albusie, dawno się nie wiedzieliśmy - odpowiedziała uprzejmym tonem. - Może spotkamy się jutro w bibliotece - zaproponowała ciepłym tonem.
Potter wydawał się zaskoczony tą propozycją. Rozejrzał się po korytarzu, podrapał po głowie, by zacząć cichym głosem:
- O co chodzi, Chelsea? Naprawdę mamy się jutro spotkać, aby zacząć powtarzać zaklęcia i inne regułki? 
- Mam rozumieć, że dla kogoś takiego jak ty, nie jest to szczególnie atrakcyjna perspektywa? - spytała gniewnym głosem, a jej policzki pokrył lekki rumieniec złości.
- Nie o to chodzi i dobrze o tym wiesz. Możemy sobie pozwolić chyba na odrobinę szczerości?
- Oczywiście - przytaknęła niespodziewanie dziewczyna - o ile ty również będziesz ze mną szczery.
- Ale przecież jestem! Tylko nie rozumiem, po co to wszystko....
Odeszła, nim zdążył dokończyć zdanie. Nie miała zamiaru tego słuchać i pozwolić mu zniszczyć swoje wyobrażenia, w których był zupełnie inny. Bardziej poważny, ustosunkowany, stanowczy i więcej uwagi poświęcał nauce, a wolne chwile poświęcał kształtowaniu swojego światopoglądu, ostatecznie doskonaleniu umiejętności.
Tymczasem rzeczywistość zmieniła życia bieg.
Tak naprawdę Albus nie interesował się nauką. Może kiedyś, gdy jeszcze przyjaźnił się z Rose, zależało mu na tym, choć trochę, ale później stracił zainteresowanie własną edukacją. Nie doskonalił się, nie poprawiał, nie odwiedzał biblioteki, nie uczył. Najwyraźniej zapomniał o samodoskonaleniu się i wszystkim, co kiedyś było mu bliskie. Zazwyczaj bez chwili wahania natychmiast potępiała takie osoby, ale... jak mogłaby w tym jednym przypadku? Albus nie liczył się tak jak wszyscy. Do niego potrzebne było nowe, inne podejście i ocena. Zwłaszcza, że zmienił się pod wpływem innych osób. Kiedyś, gdy przyjaźnił się z Rose i spotykał z nią, Chelsea, zachowywał się inaczej.
I miała nadzieję, że niedługo wrócą te stare, dobre czasy.
Spojrzała przed siebie, a na jej twarzy odmalował się zaskoczenie. Uświadomiła sobie, że znajduje się znajduje się przed jednym miejscem, gdzie zawsze mogła znaleźć ukojenie. Tutaj odnajdywała wewnętrzny spokój, a jej napięte nerwy rozluźniały się. Z lubością mogła się oddawać swojemu ulubionemu zajęciu - nauce.
Pchnęła drzwi prowadzące do biblioteki, skinęła głową kobiecie siedzącej przy niewielkim biurku i skierowała swoje kroki do rzędu niewielkich stolików przeznaczonych dla uczniów. Zostawiła tam rzeczy, podchodząc do wysokiego regału wypełnionego cennymi tomami. Z uwagą przeglądała rozmaite tytuły, gdy nagle poczuła ciepły oddech na karku. Wyprostowała się, próbując opanować ogarniające ją uczucia.
- Słucham? - spytała opanowanym tonem, odwracając się. Miłe uczucie minęło, ledwie zorientowała się, że osoba obok nie jest Albusem.
- Witaj, aniele - wymruczał chłopak. Był wysoki, szczupły i dosyć przystojny. Zapewne jeden z tych, do których wzdycha większość dziewczyn, pomyślała, gdy zwróciła uwagę na coś jeszcze - kolor jego oczu. Jedno oko niebieskie, a drugie zielone. Coś jej to przypomniało.
- Czy ty przypadkiem nie spotykałeś się z Rose Weasley? - Przechyliła głowę, przyglądając mu się. Najwyraźniej stał przed nią chłopak, dla którego w tamtym roku, Rose odstawiła na boczny tor naukę. Sama myśl o tym sprawiła, że dziewczyna lekko się skrzywiła. Nigdy nie zrozumiała, dlaczego Rose tak postąpiła. Owszem, uczucia są ważne, nawet bardzo, ale nie na tyle, na Merlina, aby zawalić SUM-y, które miały decydujący wpływ na przyszłość. Nigdy o tym nie rozmawiały i nic nie wskazywało, aby to się miało zmienić.
- Mówił ci ktoś, że jesteś olśniewająca? - kontynuował tymczasem chłopak. Wyciągnął rękę i dotknął jej ściśle związanych włosów, delikatnie głaszcząc je wierzchem dłoni.  - Nie powinnaś ich tak tłamsić. One powinny być swobodne, niczym nieskrępowane. Musisz pozwolić ujść  ich nieokiełznanej naturze, która chce się ujawnić.
- Spotykałeś się z nią czy nie? - naciskała dziewczyna, chcąc jak najszybciej uzyskać odpowiedź na swoje pytanie 
Puścił jej włosy i obdarzył ją zaskoczonym spojrzeniem. Przez chwilę na jego czole gościła pionowa zmarszczka.
- Ach, mówisz o mym Rudzielcu, mej inspiracji, muzie, natchnieniu...  - zaczął wyliczać rozmarzonym tonem, w którym rozbrzmiewała szczera tęsknota. Mętny wzrok wyraźnie wskazywał, że myślami wrócił do przeszłości i swych wspomnień.
-  Nazywasz się... - wytężyła pamięć w poszukiwaniu nazwiska, które zapewne wydobyło się, chociaż raz z ust Rose - Adams.
Twarz Gryfona rozpromieniła się, momentalnie zniknęły z niej nieuwaga i zamyślenie.
- Nazywaj mnie swym niewolnikiem, aniele - wymruczał, pochylając się i muskając dłonią jej policzek.
- A imię? Masz jakieś? - zadała pytanie pewnym, siebie zdecydowanym, tonem robiąc krok do tyłu. Zdecydowanie konwersacja zaczynała iść w złym kierunku.
- Easy. Dla ciebie Easy - wymruczał do jej ucha, próbując ją objąć.
Ona miała jednak inne plany. Odsunęła się,  gniewnie zaciskając usta:
Easy*? Doprawdy nie żartuj sobie, bo nie jestem łatwa - wybuchła gniewnym tonem, posyłając mu piorunujące spojrzenie, które nie zrobiło na nim wrażenia. On tylko się uśmiechnął.
- Jesteś cudowna, kiedy się złościsz - odpowiedział, dotykając dłonią tym razem jej nosa. - A tak poza tym to faktycznie mam na imię Easy, aniele, ale dla ciebie gotów jestem je zmienić podobnie jak swoje życie. Dla ciebie wszystko.
Chelsea nic nie odpowiedziała, tylko zmarszczyła brwi w gniewnym grymasie.
Na Merlina, najwyraźniej miała do czynienia z wariatem, którego urojenia osiągnęły alarmujące stadium. Znała się na tym, jako córka uzdrowicieli, którzy piastowali wysokie stanowiska w Świętym Mungu. On bredził, a jego pozbawione sensu słowa wydawały się dziwnie niepokojące, nie wspominając już o  nieustannym dotykaniu jej twarzy. Czyste szaleństwo, pomyślała, przyglądając mu się ukradkiem. Powinna jeszcze pamiętać o tych nieuważnych, dziwnie roztargnionych oczach, które wydawały się nieobecne. 
Nie potrafiła zrozumieć, co właściwie Rose w nim widziała. Dla niej  był jedynie osobą chorą na umyśle, przypadkiem, którego nie potrafiła zrozumieć. Tylko tyle. Nie dostrzegała w nim nic więcej.
Bo nie był Albusem, prawda? A tylko w nim mogła wiedzieć coś więcej. Nikt inny nie ma żadnych szans
- Aniele, mych snów... - wymruczał namiętnie w pewnej chwili, muskając pukiel jej włosów koniuszkiem palca.
- Nie nazywaj mnie tak - zaprotestowała  stanowczo, robiąc kolejny krok do tyły i wpadając na ścianę z cichym łoskotem. Z trudem powstrzymała powstrzymała jęk bólu, a z jej ust wydobyło się tylko ciche westchnienie.
- Dlaczego? - spytał ze szczerym zdziwieniem.
- Właśnie, dlaczego? Też bym to chciała wiedzieć - powiedziała nieuważnie Krukonka z niejakim zastanowieniem w głosie.
Miłość! Kto ją zrozumie?
***
Rose zacisnęła pięści, próbując opanować opanować rozszalałe uczucia. Nie zamierzała się poddać fali emocji. To by znaczyło, że jest słaba, a rzeczywistość wyglądała przecież inaczej. Zacisnęła dłonie, wyprostowała plecy i rozluźniła  usta, próbując je uformować w obojętnym wyrazie.  
Przerzuciła kolejną kartkę grubej księgi leżącej na stoliku przed nią. Spróbowała się skoncentrować na czarnych litrach, które wyraźnie odcinały się od niegdyś białych, a dziś kremowych kartek. Opasły tom zapewne liczył sobie wiele lat i był bibliotece od dłuższego czasu.  Zamrużyła oczy, próbując zrozumieć staroangielskie słowa z  połowy XVI wieku i zapewne udałoby jej się to, gdyby tylko mogła się skupić. Ale najwyraźniej nie zasłużyła na chwilę spokoju, wytchnienia i możliwość poświęcenia się nauce. 
Niby przypadkiem uniosła do góry głowę, dyskretnie zerkając  w kierunku stojącego po drugiej stronie biblioteki regału. Jedno krótkie, przelotne spojrzenie wystarczyło, aby na twarzy dziewczyny na powrót zagościł ponury grymas, a w brązowych oczach pojawił się błysk wściekłości. Zdjęła jedną rękę ze stolika, schowała ją pod stół i mocno zacisnęła. 
Nauka, nauka i nauka na tym powinna się teraz skoncentrować. Edukacja jest najważniejsza, zganiła się w myślach. Bez niej nie można w życiu niczego osiągnąć. A ona mierzyła wysoko, bardzo wysoko i właśnie, dlatego powinna teraz skoncentrować.
Pozwoliła sobie na jeszcze jedno ukradkowe spojrzenie, które sprawiło, że z jej ust wydobył się cichy, gniewny pomruk.
Oni cały czas tam stali.
Wysoki, szczupły chłopak pochylał się w kierunku stojącej obok dziewczyny, delikatnej dotykając opuszkami palców końcówek  jej rudych włosów. Na jego twarzy gościł szeroki, pełen rozmarzenia uśmiech, którego nie można było pomylić z niczym innym. W pewnej chwili przysunął się jeszcze bliżej do swojej towarzyszki. Delikatnie pogłaskał jej policzek i szepnął coś namiętnym tonem. 
Przymknęła powieki, nie chciała tego widzieć. W tej chwili pragnęła jedynie zapomnieć. Nie potrzebowała niczego więcej.
Tylko... może jeszcze... jego.
Ale on miał się o tym nie dowiedzieć. Ani teraz, ani nigdy. Bo pomimo tego całego cholernego zauroczenia nie zamierzała tak dalej trwać. Postanowiła się zająć sobą, nie tracąc ani kropli życia, a to nie było możliwe, gdy on znajdował się obok.
Dlatego otworzyła oczy, po raz kolejny wpatrując się w tekst.
Nauka przede wszystkim, pomyślała, zaciskając dłonie. Nie była gotowa na nic więcej. Przynajmniej teraz, w tej okropnej chwili, której końca nic nie zwiastowało.
________________
Easy*- ang. łatwy. 

Z tym oto rozdziałem wracam po ponad miesięcznej przerwie. Sama się dziwię, jak ten czas szybko leci. Ów rozdział całkiem mi się podoba i mam nadzieje, że Wam również, zwłaszcza, że jest więcej o Rose, na której brak narzekaliście ostatnio. Przepraszam również za dzień spóźnienia tych, którzy czekali.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim postem. Wszystkie ogromnie cenię i bardzo za nie dziękuję. Ponadto chciałabym szczególnie podziękować Dangerous, która podesłała mi link do tej piosenki.
I nie, obiecałam sobie, że w tym momencie nie będę narzekać na własną głupotę, niedbalstwo i zawalenie tyle rzeczy, chociażby niektórych zadań. Użalanie się nad sobą niczego nie zmieni, a ja powinnam wziąć się do nauki i pokonać ogromnego lenia.
Ponadto kończę z dygresjami na temat moich ulubionych seriali, chociaż faktem jest, że: nie cierpię nowej dziewczyny Bootha, odcinek musicalowy Greysów utwierdził mnie w mojej niechęci do musicali i zastanawiam się kto na koniec wyciągnął sztylet z ciała Elijaha, bo do tego chyba potrzeba bardzo dużo siły, której zwykła młoda dziewczyna mieć nie powinna, ale to chyba również nie może być Katherine - w końcu nie dostała zaproszenia.
Następny za jakiś tydzień, a nawet mniej, bo prawdopodobnie w sobotę.

12 komentarzy:

  1. Mówiłam Ci kiedyś, że lubię Twojego bloga, prawda? Więc… podtrzymuję to. Zawsze czyta mi się tak lekko, że nie zauważam jak się rozdział kończy. Tylko pamiętaj: Rose i Easy!!! Niech się tam żaden inny rudzielec nie wcina. Prrroszę ;) To była Elena, przynajmniej moim zdaniem. Bo przecież Kat jest zamknięta, a raczej nie sądzę żeby Klaus pozwolił jej wyjść, zwłaszcza że kojarzą mi się jego słowa o tym, że sztylet ma zostać tam gdzie jest. A przecież Elena szuka innego wyjścia, więc to całkiem… no, logiczne, że ożywi Elijaha (?!) który mógłby jakośtam pomóc. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Alex vel Nicky23 lipca 2013 14:31

    Kurde, no! A miałam nadzieję, że będę pierwsza!Chelsea jest bardzo prostą do zrozumienia postacią -> do takiego wniosku doszłam, kiedy skończyłam czytać rozdział. Strasznie podoba mi się jej zapęd do nauki – też bym chciała taka być. Współczuję jej ze względu na Albusa, który faktycznie się zmienił. Strasznie zdenerwowała mnie Angelique Zabini. Przed chwilą przeczytałam jej opis i normalnie się wkurzyłam! Niech ona coś tylko zrobi Serenie, to ją chyba zabiję! Przysięgam!Za to strasznie podoba mi się brat bliźniak Zabini (mam chyba jakiś ukryty pociąg do rodzinki o nazwisku „Zabini” ;) . Proszę, błagam napisz o nim jakiś chociażby króciutki, osobny fragmencik, co?{mrs-zabini]Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam parę Rose&Easy i nie mogę przeżyć, że biega on teraz za jakąś rudą Chelseą. Mam nadzieję, że w ostateczności się opamięta ten… Aż brak mi na niego słów. Naprawdę mnie zdenerwował. No i bardzo polubiłam Maxa – nawet nie wiem dlaczego. Jest dużo lepszy od swojej siostry.PS To była Elena. Katherine nie ma wstępu do domu Salvatorów bez zgody Gilbert, więc nie mogło być inaczej. Po za tym Klaus nie pozwoliłby jej na to.Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ nie ma za co. Dla tego bloga wszystko, ‚aniele’! xD Cóż, najbardziej rozśmieszyła mnie gra słów: Easy – łatwy. Ojejku, to było fenomenalne. Muszę przyznać, że czytanie Twojego bloga sprawia mi ogromną przyjemność i nie mogłam się doczekać rozdziału, a jak zobaczyłam, że jest o Rose i Easym to rozpłynęłam się z zadowolenia. Żal mi się zrobiło Rose. Biedaczka. Głupi Easy, ugania się za niespełnionymi aspiracjami malarskimi…! Ale drugi rudzielec też mi się podoba. Chyba szczególnie dlatego, że jest zakochana w Albusie (ja też). xD Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  5. pisz szybciutko i wstawiaj raz-dwa, bo nie mogę się doczekać smutnej Sereny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. genialne… Przepraszam, ale ja na prawdę nie potrafię się wysilić i wymyślić czegoś bardziej… twórczego. Co z tego, że jutro jest kartkówka z historii na którą nic nie umiem, skoro mogę przeczytać notkę na którą tyle czekałam? No ale dość już tych głupot. Jak już wspomniałam to jest genialne. Chelsea pewni4e już by się dawno nauczyła i dostała dobrą ocenę. No ale cóż ja niestety takiego zapału jak ona nie mam. Ale znów jej relacje z Albusem są jakie są. Czyli utwierdzasz mnie w przekonaniu, że nie można mieć wszystkiego. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na news :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Miss_Natalien23 lipca 2013 14:33

    mm, spodobało mi się – może dlatego, że odeszłaś trochę od wątku Sereny i Jamesa, choć o nich też była tu trochę mowa. No, i uwielbiam Adamsa! Błędów brak, a z rozdziału na rozdział nie tylko Twój styl staje się bardziej „Twój” i jest coraz lepszy, ale też Twoja kreatywność pobudza wszystkie zmysły – to wspaniałe uczucie, widzieć, jak ktoś się rozwija. Jest coraz ciekawiej, tylko mam jedno zastrzeżenie – błagam o dłuższe rozdziały :D Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Słodka, zazdrosna Rose, ależ mnie to rozczuliło:)Wkurza mnie to, co Angelique chce zrobić naszej biednej Serenie. Naprawdę. Martwię się szczerze o tę naszą Brzydulkę.Poza tym – Easy jest bezbłędny, totalnie:D tak mnie rozwalił jego dialog z Chelaseą, że aż nie mogłam się powstrzymać od szerokiego uśmiechu. Czekam jednak na dalszy rozwój akcji pomiędzy nim a Rose – uwielbiam ich razem. Takie przeciwieństwa. Ona porządek, on chaos. Pytasz, jak egzaminy. No, chciałabym się pochwalić, ale chyba za bardzo nie ma czym. Mam nadzieję ( i jak tak przeglądałam odpowiedzi), że poniżej 40 punktów z obu nie zejdę. Tak mi się wydaje. Zawaliłam Kościuszkę, Dąbrowskiego i Piłsudskiego w jednym zadaniu, bo nie doczytałam, że trzeba dać daty – a je, kurczę, znałam!!!! Byłam taka wściekła, o jejuuuu. A Ty też pisałaś? Jeśli tak, jak Ci poszło?Bo prócz tego, że mnie zaskoczyła historia, to było nieźle. Mat-przyr. nie był zbytnio trudny, ale na łatwych rzeczach najłatwiej się potknąć. :) Pozdrawiam cieplutko:***

    OdpowiedzUsuń
  9. O Rose to tu za dużo nie było ;] Ale ja nie mogę się doczekać na zemstę Angelique… Chociaż całym sercem jestem za Sereną. I czekam na wydarzenia Serena vs. James ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku zazdroszczę ci talentu. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod wrażeniem. Wszystko bardzo mi się podoba i nie mogę przestać myśleć, co się wydarzy w kolejnym odcinku. Ogólnie podoba mi się pomysł na tego bloga, drugiego takiego jeszcze nie spotkałam. Gratuluję oryginalności. Pozdrawiam i życzę wesołych świąt. (:(malfoy-station)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, że dopiero dzisiaj komentuję. Of course podobało mi się. :) Dobra, jak dla mnie Easy zachował się jak palant, nie cierpię takiego ”przywalania się”. No ale miłość to miłość. W sumie Easy przypomina mi Filona- jedną z postaci, występujących w ,,Balladynie” Słowackiego. :) Ciekawa jestem, co z tego wszystkiego wyniknie. Trzymam kciuki za Rose. Da radę, musi być silna. Czekam na kolejny rozdział! Pozdrawiam i życzę wesołych świąt! :) [i-am-lord-voldemort]

    OdpowiedzUsuń
  12. A gdzie Serena? ;> Brakowało mi jej strasznie w tym rozdziale. Rose powinna odpuścić sobie trochę naukę, bo nie tylko nauką człowiek żyje. Pewnie dziewczyna w końcu to zrozumie, jak czegoś będzie brakować w jej życiu. Angelique! Nienawidzę jej. Przecież Serena i James już nie są ze sobą; na dodatek to chłopak się do niej zalecał z początku, a Ślizgonka chce mścić się na dziewczynie. Teraz ciekawi mnie tylko, co zrobi Duncan.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.