7 lipca 2013

Rozdział LVI: Party

Serena, proszę...
Odwróciła się, nie zwracając uwagi na jęki narzeczonego. Jamesa to jednak nie zniechęciło. Zrobił krok do przodu i położył dłonie na jej ramionach, masując kark - Proszę - powtórzył tonem, którego używał, gdy o coś prosił. Nie umiała mu odmówić, o czym doskonale wiedział. Spojrzał w jej oczy, a ona przez chwilę walczyła ze swoimi myślami.
Powinna odmówić. Była tego boleśnie świadoma, ale krótkie spojrzenie w orzechowe oczy narzeczonego wystarczyło, aby zmiękła. Od godziny uparcie namawiał ją, żeby robili sobie wolne. Mówił, że ma dosyć wybierania kwiatów, decyzji o wystroju sali i poszukiwań wymarzonych gadżetów ślubnych, czym zajmowali się od kilkunastu dni. Ona sama powoli straciła entuzjazm, dlatego rozumiała jego punkt widzenia. Wszystko wydawało jej się podobne, a drobne różnice zacierały się w poszczególnych produktach. Nie mówiła jednak tego głośno, bo James poparłby jej punkt widzenia i stwierdził, że obydwoje za bardzo się przejmują, a ich matki wręcz przeciwnie. Zarówno Ginny jak i Francesca pewnie spojrzałby na nią z oburzeniem, uznając, że powinna wykazać więcej inicjatywy w przygotowania do własnego ślubu.
- Ale tylko godzina - zastrzegła, grożąc mu palcem. - Później musimy porządnie wziąć do pracy, bo czasu zostało coraz mniej, a przecież chcemy, aby wszystko wypadło idealnie...
Nie dając szansy jej dokończyć, pocałował ją. Straciła równowagę, upadając na stos ślubnych katalogów, które rozłożyli wcześniej na jego łóżku. Początkowo mieli uzgadniać szczegóły w jej domu, ale James przekonał ją, że tutaj będą mieli więcej miejsca, a poza tym znajdą potrzebną do planowania ciszę i spokój, bo Albus pojechał do C.C., Lily znowu gdzieś zniknęła, nikomu nic nie mówiąc, a rodzice mieli być do późna w pracy. Teraz jednak Serena zaczęła się zastanawiać, czy on tego wszystkiego nie zaplanował. Najwyraźniej uznał, że bardziej potrzebna im wolnego popołudnia niż nadganiania w planowaniu wesela.
- Ty to zaplanowałeś - wymruczała w przerwach pomiędzy pocałunkami.
James udał, że nie słyszy. Nadal całował jej szyję. Mokre pocałunki znaczyły skórę dziewczyny, gdy jego palce powoli rozpinały kolejne guziki bluzki. Gładził delikatną skórę jej brzucha i pleców.
- James! - powtórzyła jego imię, próbując zmienić pozycję. Wybór miała jednak mocno ograniczony, skoro leżała pod chłopakiem. - Nieważne, jak kusząco brzmi ta propozycja powinnam odmówić...
- Dlaczego?
Popatrzyła na niego z udawanym oburzeniem, gdy poczuła zimno na plecach. James całkiem zdjął z niej bluzką, zajmując ją rozmową. Czuła jego ręce błądzące po jej ciele. Wiedziała, że powinna się odsunąć, przerwać ten moment i...
- Naprawdę nie powinniśmy... - szepnęła, wplatając dłoń w jego włosy. Przeczesała czarne kędziory. Bawiła się nim, po czym zsunęła ręce na jego kark.
- Zdecydowanie powinniśmy - zaprzeczył James, chwytając zębami jej dolną wargę.
Przygryzł ją, licząc na reakcję dziewczyny, która jęknęła cicho, oplatając go nogami w pasie. Uniosła głowę, patrząc na niego wymownie. Zrozumiał nieme przesłanie i pocałował ją mocno. Smakował jej usta. Nie pozwalał na chwilę wytchnienia, nic, co mogłoby zagrozić tej chwili. Sprawiał, że gubiła się w swoich myślach, ale nie zamierzała narzekać, skoro jedynym, co czuła był obezwładniający dotyk jego warg, które coraz żarliwiej kąsały jej usta.
- Demoralizujesz mnie - szepnęła, gdy oderwał się od niej, aby stoczyć walkę z zapięciem jej stanika. - Powinnam teraz planować nasze wesele, a nie...
- ... przygotowywać się do roli żony? - odpowiedział ją, co powinno w jego odczuciu poprawić nastrój Sereny, po czym mruknął triumfująco, gdy wygrał walkę z jej bielizną. Zamachał jej stanikiem przed oczami, po czym odrzucił go w głąb pokoju. - Sądzę, że nawet nasze matki mogłyby to pochwalić.
Chciała zaprotestować; nie wyobrażała sobie aprobaty tych dwóch kobiet w tej kwestii, ale zapomniała, co powinna powiedzieć, gdy dostrzegła wpatrzone w nią oczy Jamesa. Malująca się w nich miłość i namiętność sprawiły, że straciła ochotę na rozmowę. Słowa nie były potrzebne, wystarczył sam dotyk.
- Przy tobie tracę głowę - mruknęła, pospiesznie rozrywając jego koszuli. Chciała pozbawić go jej jak najszybciej, więc pociągnęła niecierpliwie, wyrywając jeden z guzików. Odskoczył z głośny trzaskiem, upadając na podłogę. Dokończyła dzieła i przejechała dłońmi po jego nagim torsie. - Robimy się niegrzeczni.
- Co ty nie powiesz, mądralo - odpowiedział, pozbawiając ją kolejnych części garderoby.
- Żebyś wiedział, że powiem - szepnęła, obejmując go nogami w pasie i obdarzając krótkim pocałunkiem, aby zaraz zająć się rozpinaniem klamry jego paska.
- James, wybraliście już bukiety...
Nie zdążyli zareagować, gdy drzwi się otworzyły, a słowa zamarły na ustach Ginny Weasley. Jej brązowe oczy rozszerzyły się, a na policzkach pojawiły się rumieńce. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobyły się żadne słowa. 
- Mamo - zaczął James. Jednak za późno było na wyjaśnienia, bo Ginny odwróciła się napięcie i wyszła bez słowa. To wystarczyło, aby temperatura w pokoju znacząco się ochłodziła. James zaklął cicho, wstając i szukając swoich spodni w plątaninie ubrań. - Nie wstajesz? - spytał Serenę, która naciągnęła sobie kołdrę na głowę. 
- W życiu stąd nie wyjdę. - Uśmiechnął się, gdy usłyszał przez kołdrę jej stłumiony głos. - Nawet nie ma szans.
- Nie przesadzaj - zaprotestował James, zapinając swoje spodnie. Wziął do rąk koszulkę i usiadł na łóżku obok niej. 
Kołdra uniosła się. Serena wyjrzała znad niej i popatrzyła na niego bezradnie. Bezradność jednak szybko zmieniła się w złość, gdy nie dostrzegła zrozumienia na jego twarzy.
- Nie rozumiesz? Twoja matka właśnie widziała mnie nago, więc nie możesz oczekiwać, że teraz tak po prost zejdę na dół i będę z nią rozmawiała, jak gdyby nigdy nic! Nie mam zamiaru wybierać dzisiaj bukietów, Potter, nawet o tym nie myśl.
- Ale... - Położyła mu palec na ustach, stanowczo kręcąc głową. - To chyba nie najlepszy pomysł, żebym ci teraz powiedział, że nie pierwszy raz mi się to zdarza? - Roześmiał się, gdy uniosła poduszkę, by zwinnie uniknąć stania się celem. - Serena, to było dawno, a imienia tamtej dziewczyny nawet nie pamiętam. Poczekam na ciebie na dole - dodał, wymykając się, zanim zdążyła dobrze wycelować. Poduszka odbiła się od drzwi, opadając na podłogę.
Serena opadła na poduszki, odgarniając włosy z twarzy. Nie pójdę tam, przekonywała siebie w myślach, a jej policzki nabrały koloru, gdy przypomniała sobie minę Ginny Potter. Zaskoczenie, niedowierzanie i przewyższający wszystko szok. Serena wątpiła, by jakiekolwiek tłumaczenia teraz coś zmieniły. Matka Jamesa na pewno wyrobiła sobie opinię o tym zdarzeniu, a ona utraciła szansę na nagrodę dla przyszłej synowej roku, gdyby takowe przyznawano. Zupełnie jakby kiedy kiedykolwiek miała jakieś szanse.
***
- Przepraszam za spóźnienie.
Przeprosiny Sereny nie zrobiły jednak wrażenia na Dominique, która posłała jej jeden ze swoich olśniewających uśmiechów tak uwielbianych przez fotografów i pokazała gestem, aby weszła do środka. Przestronny hol łączył się z salonem, z którego dobiegały wesołe śmiechy i kobiece głosy. Serena pomaszerowała w ich kierunku, zastanawiając się, w co właściwie się wpakowała.
Gdy Dominique zapytała ją o plany na wieczór panieński, szczerze powiedziała, że nie planuje go. Taka odpowiedź jednak nie mogła zostać zrozumiana przez kuzynkę Jamesa, która nie potrafiła tego przyjąć do wiadomości. Nalegała, prosiła aż w końcu uzyskała zgodę na organizację imprezy. Serena wiedziała, że pewnie powinna odmówić, ale Dominique miała naprawdę szczere intencje i chciała jak najlepiej. Jednak teraz w jej głowie rodziło się coraz więcej wątpliwości, nad którymi nie była w stanie zapanować.
- Będzie dobrze - pocieszyła ją Dominique, niespodziewanie pojawiając się u jej boku. - Wszyscy już czekają.
- Jacy wszyscy? I czy twoi rodzice nie mają nic przeciwko temu wszystkiemu w swoim domu?
- Żartujesz? - Dominique roześmiała się, a bransoletki na jej ręce zadzwoniły, gdy odgarnęła z twarzy rudy lok. - Nie mają nic przeciwko, bo ich nawet tutaj nie ma, a poza tym wszyscy uznali to za świetny pomysł. W końcu musimy się lepiej poznać, skoro będziemy teraz jak kuzynki. - Błysnęła zębami w śmiechu, chwytając ją za rękę i wprowadzając do salonu.
Dostrzegając zgromadzone towarzystwo Serena zdała sobie sprawę, że Dominique nie odpowiedziała na jej pierwsze pytanie. Teraz wiedziała dlaczego. W domu Billa i Fleur znajdowały się wszystkie panny Weasley, jej przyjaciółki. Patrzyła na nie z zaskoczeniem, dostrzegając znajome twarze.
Jej siostra siedziała na kanapie, trzymając w dłoni kieliszek na długiej nóżce i rozmawiając o czym z Lucy i Molly. Chociaż spodziewała się obecności Belli tutaj, zdała sobie sprawę, że siostra nic nie mówiła o tym wieczorze, najwyraźniej chcąc jej zrobić niespodziankę. Dalej, w głębi dostrzegła Rose obok Elizabeth, która wygładzała swoją sukienkę. Gloria ze znudzoną miną tupała nogą, Roxanne drzemała w kącie, a Victoire na widok Sereny pisnęła cicho.
- Wreszcie jesteś - zaszczebiotała, chwytając ją w objęcia. - Myślałam, że już nas zignorujesz, chociaż to naprawdę będzie wspaniały wieczór...
- Vicks, powoli. Nie rozpędzaj się tak - powstrzymała siostrę Dominique.
Victoire jednak tylko przewróciła oczami, patrząc wymownie na Serenę.
- Dominique, jak będziesz brała ślub, to zrozumiesz, o co mi chodzi. To najważniejszy dzień w życiu każdej kobiety, a wieczór panieński to ostatni oddech przed życiem pełnym wrażeń, bo tym właśnie jest małżeństwo.
Mina Dominique wyraźnie zdradzała, że nie zgadza się ze starszą siostrą. Chciała nawet coś na ten temat powiedzieć, ale odpuściła. Victoire potrafiła zrozumieć, że ktoś ma inne poglądy w każdej kwestii oprócz tej jednej - małżeństwa, które było dla niej świętością.
- Mniejsza o to. Skupmy się lepiej na wieczorze - dodała z tajemniczym uśmieszkiem.
- Domi, coś ty zaplanowała? - zapytała z przestrachem Victoire, ale siostra tylko uśmiechnęła wyzywająco, więc poprzestała na cichym westchnieniu, po czym zwróciła się do Sereny. - Ona czasami potrafi być tak niedorzecznie uparta, że nie wiem, jak z nią rozmawiać. Wciąż ma mi za złe, że nie zaprosiłam jej na swój wieczór panieński, chociaż była wtedy jeszcze dzieckiem, a organizacją zajęła się moja przyjaciółka Noelle*.
- Nie byłam dzieckiem - zaprotestowała Dominique, gwałtownie potrząsając głową. - I teraz też nim nie jestem, więc dajmy temu spokój. Powtórzę ci też coś, o czym muszę ci ciągle przypominać. Nie zamierzam marnować życia nawet dla najlepszego faceta. Jestem na to za mądra.
Mina Victoire wyraźnie sugerowała, że nie wierzy w zapewnienia młodszej siostry, która tylko wywróciła oczami, mamrocząc, że musi się napić i odeszła w stronę kieliszków z szampanem stojącym na stoliku.
-  Wybacz jej, ale kompletnie nie rozumie magii ślubów.
- Nie ona jedna - wtrąciła Roxanne, zgrabnym ruchem podnosząc się ze swojego miejsca. Zwykle wytrzymywała dłużej w słuchaniu mądrości idealnej pani Lupin, ale tego dnia nie zamierzała marnować czasu.
Oblicze Victoire zachmurzyło się, gdy to usłyszała. Uwielbiała swoje życie, którego integralną część stanowiło małżeństwo i życzyła takiego szczęścia swojej siostrze i kuzynkom, chociaż one najwyraźniej nie potrafiły tego zrozumieć. Dominique wciąż zmieniała chłopaków, a jej najdłuższy związek trwał miesiąc,  a Roxanne znowu dała wszystkim do zrozumienia, żeby nie szykowali się na jej ślub z Alanem, pomimo że od wielu lat mieszkali razem i mieli razem dziecko.
- Co sugerujesz? Że nigdy nie weźmiesz ślubu? Że lepiej żyć bez żadnych zobowiązań i pozwolić dorastać dzieciom bez poczucia bezpieczeństwa?
Roxanne udała, że się zastanawia, ale odpowiedź miała na to przygotowaną już od dawna, wciąż tę samą i niezmienną.
Zgadzam się z tobą, ale nie na tyle, aby zniszczyć swoje życie i zrobić to, co mówisz - wyjść za mąż.
Serena przyglądała się im w skupieniu, nie chcąc dać się wciągnąć w konfrontację między nimi. Najwyraźniej Victoire i Roxanne nie pierwszy raz rozmawiały o małżeństwie, bo natychmiast zaczęły się przerzucać argumentami.
Rodzinna Weasleyów była w odczuciu Sereny bardziej niż ciekawa. Jej własna zawsze wydawała jej się nieco niepełna, a może po prostu ona nie mogła się do niej dopasować? Nie pomagał w tym fakt, że dziesięć miesięcy rocznie spędzała poza domem. Z każdym powrotem było coś innego; kolory ścian, fryzura matki czy aranżacja ogrodu. Podobnie wyglądały jej kontakty z dalszą rodziną, której praktycznie nie znała. Nawet świąteczne czy wakacyjne spotkania nie mogły usunąć muru tajemnic, jakim była w jej życiu magia, a  wrodzona nieśmiałość nie pomagała nawiązywać jej kontaktów z ciotecznym rodzeństwem. Patrząc na Weasleyów i Potterów wreszcie uzyskiwała pełny obraz rodziny, w której wszyscy mogą używać magii.
Łączyły ich nie tylko więzy krwi, ale też wspólne wartości, pasje, a nawet poczcie humoru. Z każdym kolejnym spotkaniem dostrzegała w nich coraz więcej wspólnych cech, ale powoli poznawała też różnice.
Louis był bezsprzecznie najzabawniejszy, ale brakowało mu niesłabnącej empatii Victoire, która dla każdego potrafiła znaleźć dobre słowo. Lucy uwielbiała prawo, którego nikt nie łamał skutecznie od Lily usiłującej w swoim mniemaniu zmieniać świat.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz - zaczęła Elizabeth, patrząc na nią z ukosa, gdy wcisnęła się na kanapę obok Rose.
Serena uśmiechnęła się.
- Nie przyjdę na własny wieczór panieński? Nie, nie mogłabym tego opuścić. Dlaczego siedzicie tu w kącie? - zapytała, marszcząc brwi.
Elizabeth skrzywiła się i wskazała ruchem głowy na Rose, która myślami była gdzieś daleko i nie odrywała nieprzytomnego wzroku od nóżki stolika stojącego przed nimi. Serena chciała dotknąć jej ramienia, aby obudzić z letargu, ale Tanner nie zamierzała silić się na uprzejmości, mocno waląc rudowłosą w ramię i głośno krzycząc jej imię.
- Rose!
Rose ocknęła się, nieprzytomnym wzrokiem rozglądając się wokół. Zamrugała kilkakrotnie, po czym odzyskując ostrość widzenia przywołała na twarz uśmiech.
- Serena, miło cię widzieć... bez Jamesa - dodała pozbawionym emocji tonem.
Serena zignorowała przytyk zawarty w słowach przyjaciółki. Zdążyła się przyzwyczaić do oschłości Rose, która sądziła, że popełnia błąd biorąc ślub z Jamesem. Próbowała zmienić jej opinię na ten temat. Przekonywała, że po co czekać, skoro się kochają i chcąc spędzić razem resztę życia, ale zdanie Rose na temat Jamesa wciąż było poniżej przeciętnej, aby mogła to zaakceptować.
- Powiedz lepiej, o czym tak intensywnie rozmyślałaś.
Rose chciała zaprzeczyć, otwierała usta, aby skłamać, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie tego ukryć. Cała sprawa i tak wyjdzie na jaw. Fakt, że interesująca ją kwestia jeszcze nie została rozwiązana, nie znaczy, że pozostanie tajemnicą.
- Na dniach powinny przyjść sowy  Hogwartu.
Nie musiała mówić więcej. Serena zrozumiała, że zamyślenie Rose jest czymś więcej niż zadumą. Ona pogrążała się w myślach, próbując nie panikować i poddać się myślom, czy odniosła sukces, czy poniosła klęskę.
- Chodzi o odznakę.
Rose kiwnęła głową, patrząc na swoje ręce.
- Nie denerwuję się, bo niby czym? Wiem, że zawaliłam piątą klasę. Lekcje, obowiązki, kluby, a na koniec egzaminy. Zdaję sobie z tego sprawę. W tym roku jednak naprawdę ciężko pracowałam. Pilnowała wszystkich terminów i udzielałam się w większości organizacji. Wydaje mi się, że to powinno wystarczyć.
- Zdajesz sobie jednak sprawę, że Chelsea myśli podobnie o sobie? - Serena starała się, aby nie zabrzmiało to ostro, ale nic nie mogło zmienić wydźwięku jej słów.
Rose wyprostowała się.
- Wiem, że Chelsea jest bardzo dobrą kandydatką. Stowarzyszenie Magów, działalność na rzecz powiększania zbiorów bibliotecznych i świetnie wyniki na SUM-ach. Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak biorąc pod uwagę ten rok... Serena, ona wcale nie była taka idealna, bo nie myślała o niczym oprócz Albusa. Chyba nie muszę mówić, że wiem, co takie przeszkody robią z człowiekiem?
Serena uśmiechnęła się do niej blado, nie znajdując odpowiednich słów na pocieszenie przyjaciółki, która była zupełnie nieświadoma, że sukces też będzie porażką. Znała Rose i Chelsea na tyle, aby mieć pewność, że obojętnie która z nich zostanie prefektem, na pewno negatywnie odbije się to na ich przyjaźni. Mogły rywalizować o oceny czy drobne tytuły, ale nie o marzenia. Problem w tym, że obydwie marzyły o odznace i żadna nie zamierzała zrezygnować.
- Będzie dobrze - zapewniła Rose, nie zamierzając się dzisiaj zastanawiać nad prawdziwością swoich słów.
Serena chętnie zapytałaby przyjaciółkę, czy naprawdę w to wierzy, ale zadzwonił dzwonek alarmujący przybycie nowych gości. Dominique nie kazała im długo czekać na przybycie pierwszej atrakcji wieczoru.
- Tylko nie ślińcie się za bardzo na ich widok - zawyrokowała gospodyni, znikając w korytarzu prowadzącym do drzwi wejściowych.
- Będzie ostro - zawyrokowała Molly, po czym roześmiała się, gdy dostrzegła zaniepokojone spojrzenie Sereny. - Z Dominique zawsze musi być ostro. Ta dziewczyna nie potrafi grać słodko. Mój wieczór panieński też urządzała i było...
- Ostro - dokończyła Serena, gdy Domiqnique wróciła do salonu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że tuż za nią kroczyło sześciu mężczyzn. Każdy z nich miał imponujący wzrost i rozbudowaną muskulaturę, od której trudno oderwać było wzrok. Uroku dodawała im śniada cera i zachęcające uśmiechy, jakim nie sposób się oprzeć.
- Pozwólcie, że przedstawię wam Ulisesa - wskazała na jednego z przystojniaków, który uniósł dłoń i uśmiechnął się jeszcze szerzej - i kilku jego kolegów. Zgodzili się nam towarzyszyć podczas dzisiejszego wieczoru. Tylko nie myślcie, że to koniec atrakcji. Nie, ten wieczór dopiero się zaczyna.
***
- Nigdzie nie idę.
Protest Jamesa nie zrobił wrażenia na jego kompanach, którzy uśmiechnęli się drwiąco. Potter to samo mówił, gdy przyszli do jego domu, a mimo to siedzieli jednak w jednym z najmodniejszych londyńskich klubów przy stoliku ze świetnym widokiem na parkiet i znajdujące się za nim podwyższenia, na których tańczyły skąpo ubrane dziewczyny. Wystarczyło jednak trochę namów Louisa, który nie przyjmował odmowy, twierdząc, że nie odejdzie bez niego, bo to żaden wieczór kawalerski bez pana młodego. Poparł go Teddy, a Fred wpadł na pomysł wyniesienia go z domu. Ostatecznie wylądowali tutaj, gdzie Louis obiecywał nieziemskie atrakcje i jeszcze więcej przyjemności.
- Wiemy, wiemy o tym - przedrzeźniał do Louis, dobijając swojego drinka i kiwając na kelnerkę, aby przyniosła mu następnego.
- Twoje protesty nie robią na nas wrażenia - podsumował Ryan, tęsknym wzrokiem patrząc na wyginające się na parkiecie dziewczyny. - To twój wieczór kawalerski, więc powinniśmy się trochę zabawić.
- Zabawić, a nie...
- James, wyluzuj. - Louis klepnął go w ramię. - Jeszcze zdążysz się znudzić małżeńską monotonią.
- Chciałbyś, aby każdemu się nudziło - zironizował Teddy. - Ja wciąż nie jestem znudzony i nigdy nie będę się nudził z Victoire.
Louis skrzywił się, jakby poczuł obrzydliwy zapach.
- Czy musimy mówić o mojej siostrze w nawiązaniu do czynności, które wymagają zdjęcia ubrania? Bo to mnie nieco przerasta.
- Ciebie wszystko przerasta - mruknął James.
- Nie martw się, stary. Serena też pewnie się świetnie bawi. Dominique mówiła, że będzie ostro, chociaż wątpiłbym w jej talenty organizacyjne. Ona nie wie, co to dobra zabawa. - Przerwał, gdy do ich stolika podeszła kelnerka w czerwonym kostiumie z lycry i postawiła na blacie nowe drinki. Błyskawicznie zebrała puste szklanki, gdy Louis wykorzystał ten moment i chwycił jej dłoń. - Poczekaj, maleńka. Szczęście się do ciebie uśmiechnęło, kochanie. Słynny Louis zgodził się z tobą umówić.
James udał, że nie obeszły go usłyszane przed chwilą słowa, ale nie mógł nic poradzić na niepokój, który wkradł się w jego myśli. Louis mógł mówić, co chciał o Dominique, lecz on wiedział jedno - potrafiła się bawić równie mocno, co swój brat bez względu na jego opinię. Nie obce były jej nocne kluby, dyskoteki i bary, które otwierano, gdy większość mieszkańców Londynu już smacznie spała.
- Na pewno nie jest u nich tak źle. - Popatrzył na Easy'ego, który na moment pozbył się nostalgicznego nastroju. Jego różnokolorowe tęczówki wyglądały na całkiem przytomne.
- Wcale nie myślę o tym, co robi Serena - zaprzeczył gwałtowniej niż zamierzał. Nie doczekał się jedynie odpowiedzi, na którą miał chyba posłużyć śmiech Adamsa i Wooda, który odsłonił zęby w szerokim uśmiechu. Louis spojrzał na nich z irytacją, bo spłoszyli jego kelnerkę.
- Co jest z wami nie tak?
- Chciałbyś wiedzieć - odciął się Fred. - Trzeba było się bardziej postarać, aby zapytać tę kelnerkę, o której kończy.
James uśmiechnął się, słysząc przytyki kuzynów. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale cieszył się z ich obecności. Nie wyobrażał sobie lepszej ekipy na tę noc. Louis od niepamiętnych czasów był jego wzorem, który pokazał mu, jak podrywać dziewczyny i najlepszym skrzydłowym. W towarzystwie Freda nikomu nie groziła nudna, zwłaszcza gdy nieopodal było boisko do qudditcha. Teddy był dla niego jak starszy brat, którego nie mogłoby zabraknąć, a Alan to chodząca legenda sportu. Easy i Ryan też łatwo wpasowywali się towarzystwo. Nawet Albus nie wydawał się odstawać od reszty, gdy siedział w kącie, zerkając na parkiet. 
- Nie jest tak źle, jak oczekiwałem - powiedział bez namysłu.
Louis popatrzył na niego z zaskoczeniem, które szybko zamienił na szeroki uśmiech.
- Będzie już tylko lepiej. W następnym klubie tancerki będą miały takie ogromne...

Noelle* - to już opowieść na zupełnie inną historię, która będzie po BwH, ale nie mogłam się powstrzymać, aby o niej nie wspomnieć.
_______________________________________________
Równy tydzień po poprzednim. Następny też nie powinien mieć opóźnień i jeśli dobrze pójdzie, będzie on ostatni. Nie wiem jedynie, czy zmieszczę się w jednym rozdziale, ostatecznie rozbiję wszystko na dwa.
Odnośnie dyskusji R/S i R/E na razie wstrzymam się od opinii. Zdradzę tylko, że będzie ostro, bo jeden z tych wariantów dostanie naprawdę gorącą scenę.
Wstawiłam nowy szablon - mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ja jestem z niego bardzo zadowolona.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem;) Uzupełniam linki i nadrabiam zaległości, więc możecie powoli wypatrywać komentarzy ode mnie, które zaczną się od jutra pojawiać. Od teraz zamierzam być ze wszystkim na bieżąco i basta.
A na koniec, żeby nie było tak oficjalnie dodam, że polecam Wam serial Suits i książki Janet Evanovich, jeśli nie czytałyście. To dwie rzeczy, które ostatnio bardzo polubiłam.

5 komentarzy:

  1. Nie spodziewałam się, że to akurat Ginny wejdzie do tego pokoju i zastanie ich w takiej, a nie innej sytuacji, noale. Próbowałam sobie wyobrazić jej minę, ale jakoś mi to nie wychodziło. Zapewne była zbyt bezcenna. Domyślam się, że to był dla niej nie lada wstrząs, że jej pierworodny aż tak bardzo wkracza w dorosłe życie. Nawet nie chcę myśleć, co by powiedziała, gdyby się dowiedziała, że takie sytuacje miały miejsce niejednokrotnie w ostatnim czasie. Btw., Ginny coraz bardziej przypomina Molly. Kiedyś była wyluzowana i taka jakaś, hm, bardziej nowoczesna? A teraz jakby stała się stereotypem matki-przyzwoitki. Zdecydowanie bardziej lubiłam tamtą. Jednakże wiem, że bycie matką zobowiązuje do zmian i w ogóle, ale czy ona nigdy nie była w ich wieku?
    Boję się Dominique. Louisa też. Kto by pomyślał, że taki niepozorny Bill Weasley i jego żona, Fleur, wychowają małe dzieciątka na takie bestie? Nie no, z bestiami żartowałam, to była taka mała metafora. Noale. Victoire taka opanowana, pełna rodzinnego ciepła, a oni tacy wiecznie nienasyceni. Czy jest w ogóle coś, co ich zadowoli? Dominique ciągle powtarza, że żaden mężczyzna nie jest odpowiedni dla niej, ale mnie się wydaje, że gdy przyjdzie co do czego, to zgodzi się z siostrą. Miłość nie wybiera. A jeszcze odnośnie Victoire - nie spodziewałam się jej na wieczorze panieńskim Sereny. Wiem, wiem, że należy do Weasleyów, jest przyszłą kuzynką Sereny, ale jakoś zawsze widziałam ją w roli takiej Matki Polki w wieku mniej więcej trzydziestu lat. Taką kurę domową. I jak tak przeczytałam, że ona tam jest, to pierwszym skojarzeniem było, że będzie pełniła rolę przyzwoitki. ALE! Nie wybiegajmy w przyszłość! :D
    Louis, James i banda. Lubię ich. Jakoś bardziej odpowiada mi ich spotkanie, choć jestem dziewczyną. Sama nie wiem czemu. Wydaje mi się jakiś bardziej swojski i... męski? Wiem, to głupie, ale co poradzę? Tak jak boję się jakiegokolwiek ekscesu ze strony Dominique, tak teraz ten strach przechodzi także na Louisa. W końcu ta sama krew. To samo podejście.
    Jedna z grup dostanie gorącą scenę, tak? Bardziej by pasowała do chłopców (a może już mężczyzn?), ale coś mi się wydaje, że dasz ją dziewczynom. Ale ani głowy, ani ręki nie dam, bo znając moją zdolność przewidywania przyszłości, to skończyłabym bez którejś części ciała, a każdą z nich lubię. Noale, bo odbiegłam od tematu. Też bym wolała u dziewczyn. One wydają mi się jakoś bardziej, hm, powściągliwe, a po facetach nigdy nic nie wiadomo. Wprawdzie James się zmienił i w ogóle, teraz jest grzecznym chłopcem, ale jak tak się mu da trochę za dużo trunku, to nie wiadomo, co mu do tego czarnego łba strzeli, prawda? Wiem, moja wiara w jednego z głównych bohaterów jest powalająca. Ale zapobiegliwości nigdy za wiele.
    Nowy szablon bardzo ładny, chociaż nie od razu skojarzyłam, co ma wspólnego lew z Brzydulą. XD

    Życzę weny na kolejne rozdziały!

    Całuję,
    Madem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny, ale jakoś tak nie mogę uwierzyć, że to prawie koniec...Po prostu...NIE MOGĘ, NO!
    Ale nie mogę się też doczekać opowiadania o Vico i Teddy'm...No i oczywiście o Rose i Easym bo innej opcji nie uznaję. NIE UZNAJĘ! Już się nie mogę doczekać gorącej sceny...Muhahahahahahahahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Było już tak gorąco... niemal jak w saunie i nagle wchodzi matka Jamesa. Czy ludzie nie potrafią pukać? Każdy ma przecież jakieś prawo do prywatności, a James jest już dorosły. A ja w przeciwieństwie do Louisa wcale nie wątpię w talenty organizatorskie Dominique Wieczór panieński z striptizerami(dla mnie w każdym razie tak to wygląda) to jest to! Też bym chciała kiedyś taki mieć :)
    Wbrew pozorom zakochany facet o rozsądny facet. James biorąc pod uwagę okoliczności mógłby chcieć się dobrze zabawić, bo narzeczona nie widzi, a wystarcza mu siedzenie z przyjaciółmi w klubie, picie piwa i żartowanie. I tacy faceci mi się właśnie podobają.

    Dziękuje, że dodałaś mnie do linków :) Czekam na następny i Pozdrawiam :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli będziesz mogła zajrzyj do spamownika. Zostawiłam tam dla Ciebie informację, żeby Ci tutaj nie zaśmiecać. Ale tak na wszelki wypadek postanowiłam napisać tutaj.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Świetne rozdziały, szkoda, że historia już się kończy... :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.