15 lipca 2013

Rozdział LVII: Despiertame


Nie pozostają sny, zaciągnęło je morze.
Zostawia cię suchym, zabiera ci nawet ognisko domowe.
Nie widzę nic, nie pozostaje nawet papier,
nie warto nic.

Obudź mnie, powiedz, że zatrzymałeś czas
i nie stało się nic.
I połóż się, opowiedz mi znów bajkę, która dobrze się kończy.

I teraz myślę o tym, nie widzę powodu,
jakie to smutne, ziemia się rozgniewała,
skały brzmią do płaczów w przeprosinach.
Ciała ważą.

Obudź mnie, powiedz, że zatrzymałeś czas
i nie stało się nic.
I połóż się, opowiedz mi znów bajkę, która dobrze się kończy.
To będzie wyjątkowy dzień.
Wiedziała o nim, gdy tylko otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Pokój nie zmienił się od wczoraj. Nadal spała na znajomo trzeszczącym, a próbując wstać uderzyła głową w drewnianą półkę. Gdy rozcierała bolące miejsce, zaczęła się zastanawiać, po co kazała ją ojcu przed kilku laty przywiesić. Powinna ją zdjąć, przemknęło jej przez głowę, ale natychmiast odrzuciła tę myśl. Jasne promienie słoneczne igrały na meblach, które wybrała, gdy miała trzynaście lat i nigdy ich nie zmieniła. Wstała, dotykając nagimi stopami miękkiego dywanu i uśmiechając się do siebie.
To musiał być dobry dzień. Jeden z tych późno lipcowych, które na długo zapadają w pamięć, a po latach człowieka pamięta tę datę i szybko przypomina sobie. Jeden z tych dni, które pamięta się do końca życia. Podeszła do kalendarza, aby napawać się widokiem dzisiejszej daty zakreślonej czerwonym serduszkiem. Wyglądało infantylnie, ale nie była w stanie powstrzymać Jamesa, gdy przed dwoma tygodniami je rysował flamastrem, dowodząc, że dzięki temu nie zapomni stawić się tego dnia o odpowiedniej porze.
- Nie możesz zapomnieć, bo złamiesz mi serce - ostrzegł ją, biorąc w objęcia.
Jego obawy były jednak bezpodstawne. Kochała go. Wiedziała, że zjawi się w kościele i złoży przysięgę, aby zostać żoną Jamesa na resztę życia. Choć wiedziała, że są młodzi, a ślub może się wydawać nieprzemyślaną decyzją, w głębi serca czuła coś innego. To była najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć i jedyna, której naprawdę pragnęła. Nie zamierzała się zastanawiać nad czymś, czego pewność czuła w każdym nerwie, każdym uderzeniu serca i oddechu.
- Wcześnie wstałaś - zagaiła Francesca, gdy średnia córka weszła do jadalni z szerokim uśmiechem na twarzy. Rodzina Wilsonów siedziała prawie w komplecie; teraz brakowało jedynie Isabelli, która zawsze się spóźniała. Serena wsunęła się na miejsce obok Evy.
- Nie chciała zaspać - odpowiedziała Serena, nakładając na swój talerz chleba i rozpoczynając smarowanie go dżemem.
- To praktycznie niemożliwe - zaprotestowała Eva. - Ślub zaczyna się o siedemnastej. Nie sądzę, żebyś mogła spać do tego czasu.
Albert Wilson westchnął przeciągle, patrząc na najmłodszą pociechę.
- Twojej siostrze chodziło o to, że zbyt mocno się denerwowała, żeby spać do południa. W końcu to dla niej wielki dzień.
Eva zastanowiła się nad słowami ojca i miała przygotowaną odpowiedź, gdy napotkała ostrzegawcze spojrzenie siedzącej naprzeciwko matki. Wzruszyła więc ramionami, zajmując się zawartością swojego talerza.
- Wszystko będzie idealnie - zapewniła córkę Francesca. - To będzie piękny ślub, a odrobina magii jedynie go ulepszy.
Serena nie wiedziała, czy te słowa miały pocieszyć jej matkę czy ją. Francesca akceptowała magię w życiu córki. Nie była jednak przekonana do jej obecności na weselu, które miała uatrakcyjnić. Latające świetliki, namiot bez brzydkich podpórek czy unoszące się nad talerzem serwetki niewątpliwie były czymś niezwykłym, ale też nieco przerażającym dla mugoli. Francesca bała się, że magia wszystko popsuje, a ona chciała dla Sereny idealnego ślubu. Dopiero niedawno uświadomiła sobie jednak bolesną prawdę z tym związaną. Serena należała do świata magii, więc jej brak pewnie nie uszczęśliwiłby dziewczyny, nie mówiąc już o matce pana młodego.
Francesca początkowo nie była przekonana do pomysłu małżeństwa Sereny, ślubu i Jamesa Pottera. Pragnęła, aby córka nieco zwolniła, przemyślała tę decyzję i spróbowała logicznie pomyśleć. Myślała, że to pomysł Jamesa, który chce o wszystkim decydować, a Serena biernie mu się poddaje. Zmieniła zdanie, gdy zobaczyła ich razem. Oczy im błyszczały, a ręce same składały się do czułych gestów. Kochali się, a ona poczuła się w obowiązku pomóc, nie przeszkadzać tej miłości, która tak ich uszczęśliwiała.
- Kochanie, podasz mi sól? - Otrząsnęła się z zadumy, gdy usłyszała głos męża. Albert patrzył na nią wyczekująco, ale tylko pokręciła głową, zerkając na Serenę.
- Nie wiesz, gdzie właściwie podziała się Bella? Już dawno powinna tu być i cię wspierać.
Powiedziała te słowa w odpowiedniej chwili, bo szczęknęły drzwi wejściowe i ktoś wszedł do domu.
- Jestem!  - krzyknęła Isabella. Wpadła do pomieszczenia, z trudem powstrzymując się od sapania. Miała za sobą długi bieg i nie chciała, aby matka to widziała. Pewnie i tak oberwie się jej za spóźnienie. - Miałam niewielkie opóźnienie.
- Niewielkie? - Eva zerknęła na zegar, który wskazywał ósmą trzydzieści. - Siedzimy tu już pół godziny.
Isabella spiorunowała ją wzrokiem. Omiotła wzrokiem stół i szybko zrobiła sobie kanapkę, jednocześnie dotykając ramienia Sereny.
- Jestem już, więc możemy powoli zaczynać przygotowania. Chodźmy na górę  - zaproponowała między kolejnymi kęsami. Uśmiechnęła się do ojca i skinęła do Evy, żeby też ruszyła się z miejsca zanim Francesca zdążyła je powstrzymać. Młodsza siostra niechętnie, ale spełniła jej życzenie, aby po chwili wbiegać schodami na piętro domu.
- Co znowu wymyśliłaś? - napadła na Bellę Eva, zanim zdążyły zamknąć drzwi do pokoju tej pierwszej.
Pokój Isabelli składał się przede wszystkim z łóżka przykrytego fioletową narzutą, które pomieściłoby co najmniej cztery osoby oraz zajmującej całą ścianę szafy mieszczącej wszystkie jej ubrania i kolekcjonowane od paru lat buty.
Isabella opadła na łóżko, ciężko wzdychając. Minęła dłuższa chwila nim uniosła głowę i popatrzyła wyzywająco na Evę.
- Nie twoja sprawa. Skupmy się dzisiaj na Serenie. - Błysnęła zębami w uśmiechu do stojącej w pobliżu drzwi czarownicy. Serena wciąż nie mogła się przyzwyczaić do łatwości wymiany zdań między Evą i Bellą i wątpiła, czy kiedykolwiek to się zmieni. Miała nadzieję, że z czasem uda im się przełamać impas we wzajemnych relacjach.
- Nie, dzisiaj dosyć o nas. - Isabella poderwała się, gdy usłyszała dzwonek u drzwi. - To pewnie reszta. Stwierdziłam, że przyda się nam się nieco rozluźnienia, więc zamówiłam nam masażystów...
- A reszta?
- Zaprosiłam wszystkie druhny, jeśli o to chodzi. Uznałam, że nam wszystkim należy się relaks.
Isabella nie przesadzała, obiecując zajęcie się przygotowaniami w tę najważniejszą sobotę, pomyślała Serena. Zaraz jednak coś  sobie uświadomiła i chociaż wiedziała, że będzie tego żałować, zapytała:
- Skąd miałaś na to pieniądze?
- Wzięłam kartę ojca na nagłe wydatki. W końcu to dosyć nagła sytuacja, a ty wychodzisz za mąż! Parę tysięcy nie powinno robić naszemu ojcu żadnej różnicy.
***
To będzie wyjątkowy dzień.
James otworzył jedno oko, próbując sobie wmówić, że trajkoczący głos nad jego uchem to jedynie wytwór wyobraźni, a on wciąż wykonuje kolejne saldo w powietrzu na najnowszym modelu BłyskGrzmotu przy owacji wielotysięcznego tłumu. Już prawie przekonał się do tej teorii, gdy ktoś nieoczekiwanie opuścił rolety w pokoju. Promienie Słońca zaatakowały go, odbierając ostrość widzenia.
- Mamo, proszę - wyjąkał, próbując dostać jeszcze parę minut odpoczynku.
Nie dosłyszawszy odpowiedzi, podniósł się, opuszczając nogi na podłogę. Przetarł zaspane oczy i przygładził potargane od snu włosy, gdy dostrzegł, że Ginny wciąż stoi w tym samym miejscu przy oknie, patrząc gdzieś w dal.
- Mamo? - zapytał podejrzliwie.
Ona jednak odwróciła się i zbyła go machnięciem ręki.
- To będzie wyjątkowy dzień, wiesz o tym?
Zerknął za zegarek. Parę minut po ósmej. Cholera, gdyby była siódma mógłby powiedzieć, że za wcześnie na takie rozmowy i miałby spokój, a tak musiał spróbować  uspokoić matkę, która  miała przedślubny kryzys. Najwyraźniej denerwowała się mocniej niż on.
- Mamo, wiem - odpowiedział, uśmiechając się szeroko. - Będę miał żonę.
- Tak, ale... - Usiadła obok niego. Szukała odpowiednich słów, ale żadne nie mogły w delikatny sposób wyrazić tego, o co chciała go zapytać. - Jesteś pewien?
Wyprostował się. Czuł, że pytanie wcale nie dotyczy tego czy jest gotów wstać, czy zamierza jeszcze spać. Ona pytała o coś innego, co nie przypadło mu do gustu.
- Jestem pewien. Kocham ją - odpowiedział po prostu.
Ginny popatrzyła na niego uważnie. Kiwnęła głową i wyszła, aby po chwili znowu uchylić drzwi i powiedzieć:
- Obudź Lily i Albusa, bo śniadanie już czeka.
Zeszła na dół i bezładnie opadła na kanapę, próbując się uspokoić. To był ten moment, w którym musiała się wycofać. Potrzebowała dystansu i zrozumienia dla sytuacji, którego najwyraźniej jej zabrakło. Chociaż uczestniczyła w przygotowaniach do ślubu, nie wierzyła w niego. Dopiero słowa Jamesa uświadomiły jej, że dla niego to nie była błazenada, tylko pierwsza rozsądna decyzja. On naprawdę kochał tę dziewczynę. Wiedziała, że to najwyższy czas na porzucenie swej niechęci. On chce tego, więc musi to zaakceptować, chociaż wcale jej się to nie podobało. Przynajmniej na tyle było ją stać. Nie na fałszywy entuzjazm, którego nigdy nie czuła, tylko poważną rodzicielską akceptację.
- Ginny? - Harry stanął obok niej. Wahała się przez chwilę, po czym położył jej dłoń na ramieniu, chcąc dodać jej otuchy.
- Już idę, Harry - zapewniła, wstając, gdy usłyszała kroki swoich dzieci na schodach.
- Co jest grane? - Lily nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, gdy jej rodzina siedziała przy stole, kończąc śniadanie. Harry popatrzył tęsknie na koszyczek z pieczywem, Albus nie zmienił swojej mało inteligentnej miny, James wciąż spokojnie jadł, ściszonym głosem rozmawiając z bratem, a matka popatrzyła na nią wyczekująco. Lily przewróciła oczami na znak irytacji, aby ponowić pytanie. - O co chodzi? My nie jadamy razem śniadań. Chyba że... - Oczy jej zabłysły, a na wargach zagrał przelotny uśmiech - Rozwodzicie się, tak? Będę miała dwa pokoje, mnóstwo swobody i wreszcie pojadę do Rumnii...
- Lily! - warknęła Ginny.
Dziewczyny jednak nie speszyły słowa matki.
- Zawsze trzeba mieć nadzieję - mruknęła cicho, odchylając się na krześle.
- Chcieliśmy razem zejść śniadanie, bo dzisiaj jest wyjątkowy dzień dla twojego brata - wyjaśnił Harry. Lily popatrzyła na niego bez większego zrozumienia więc dodał. - Dzisiaj jest jego ślub.
- Och, tak, zapomniałabym. - Lily teatralnie puknęła się w czoło.
- Nawet nie udawaj - ostrzegła Ginny córkę. Pogroziła jej palcem i wcale nie była pewna, czy to miało mieć żartobliwy charakter. - Nie zepsuj tego. O dwunastej masz być w domu Wilsonów razem z resztą druhen i nie chcę słyszeć, że coś poszło nie tak. Rozumiemy się?
- Ale ja wcale nie chciałam być...
- Lily, to zaszczyt być druhną. Większość dziewczyn w twoim wieku marzy o tym - przerwał jej ojciec. Harry błysnął zębami w uśmiechu. - Wątpię, czy w innym wypadku założyłabyś tak śliczną zieloną suknię.
Lily popatrzyła na niego urażonym wzrokiem i zacisnęła usta. Nie cierpiała, kiedy ludzie z niej kpili, a ojciec właśnie to robił, otwarcie drwiąc z jej przekonań. Miała ambicje znacznie większej niż reszta ludzi i nie zamierzała tego zmieniać. Każdy, kto tego nie wiedział, powinien uważnie patrzeć za siebie. Harry jednak wciąż się uśmiechał, znając jej opinię o kolorowych sukienkach i dziewczynach, których największym marzeniem jest bycie druhną.
James popatrzył na siostrę, próbując nie zastanawiać się, co miała Serena na myśli, wybierając ją na druhnę. Lily brakowało wdzięku, a rude włosy niewątpliwie gryzły się z większością kolorów, co było sporym utrudnieniem przy wybieraniu sukien. Nie miała też łatwego charakter i nie znosiła wesel. Wszystkich. Nie miała zamiaru zrobić wyjątku dla niego, jako swojego brata. Była więc osobą, której nie należało wybierać, ale Serena uparła się, a jego matka skwapliwie poparła tę decyzję.
- James, nie przejmuj się. Wszystko będzie idealnie - pocieszyła syna Ginny, widząc zamyśloną minę syna.
Kolejna sprawa, której James w ogóle nie rozumiał w wirze ślubnych przygotowań.  Dlaczego wszyscy powtarzają, że wszystko będzie idealne? On nie miał nic przeciwko małym potknięciom, z których składało się życie. Nie przejmował się detalami, skupiając na ślubie, początku nowej epoki w swoim życiu. Miał nadzieję, że Serena rozumie go, bo przecież w tym szaleństwie chodziło o coś więcej niż idealnie ustawione kwiaty i starannie dobrane menu.
- Nie wątpię - odparł jednak, uśmiechając się do matki. Przynajmniej tak mógł jej podziękować za serce włożone w przygotowania do ślubu, którego wcale nie chciała. Chociaż wiedział o tym, zamierzał nigdy nie poruszać tego tematu.
Tak było bezpieczniej.
***
Serena, spokojnie.
 Elizabeth uścisnęła roztrzęsioną przyjaciółkę. Twarz Sereny była nienaturalnie blada, a mocno błyszcząco oczy wyglądały na większe niż zwykle. Nerwowo wyginała ręce i z trudem utrzymywała się na nogach.
- Nie wiem, czy to był dobry pomysł... Teraz... Ja już sama nie wiem...
- Serena, spokojnie. To tylko przedślubna panika. - Złapała przyjaciółkę za ramiona i popatrzyła w jej oczy - Kochasz go? Chcesz tego?
- Pewnie, że kocham. - Na ustach panny młodej pojawił się rozmarzony uśmiech. - Jego nie da się nie kochać.
- Mam odmienne zdanie, ale Isabella mówi, że dosyć tych przedślubnych histerii. - Lily stała w progu, patrząc na nie wyzywająco.
- Lily, ślicznie wyglądasz. - Autentycznych zachwyt w głosie przyszłej szwagierki sprawił, że rudowłosa nastolatka skrzywiła się. - Wiedziałam! Zielone suknie druhen to świetny pomysł.
- Stop. - Lily uniosła dłonie. - Albo będziemy kontynuować tę niewątpliwie uroczą pogawędkę i spóźnisz się na własny ślub, albo pójdziesz się szykować i nie zaliczysz tej wpadki. Co wybierasz?
Seren tylko uśmiechnęła się i poszła do sąsiedniego pokoju, gdzie czekała już Isabella i reszta druhen w pełnej gotowości. Każda z nich tego dnia błyszczała mocniej niż zwykle. Tak sukienki to był dobry pomysł, pogratulowała sobie w duchu Serena. Chciała mieć sześć druhen i tyle dziewczyn tego dnia miała bladozielone sukienki bez ramiączek kończące się w okolicach kolanach. Dekolt zdobił wąski pas koronki, a talię podkreślała szara kokarda. Ich mniejsze repliki znajdowały się w misternych fryzurach we włosach druhen.
Sześć najbliższych jej dziewczyn, które tego dnia miało czuwać nad przygotowaniami i stać obok w kościele. Ich dobór pewnie mógłby być trudną decyzją, gdyby nie to, że wiedziała bez kogo nie wyobraża sobie tego wyjątkowego dnia. Wybrała Glorię i Elizabeth, bo zawsze mogła na nie liczyć. Wybór najlepszych przyjaciółek jawił się jej jako oczywisty. Podobnie rzecz się miała z Rose, która zawsze była ostoją rozsądku i kimś, kto pomoże bez względu na wszystko, nawet jeśli wymagało to łamania przepisów. Isabella wciąż pozostawała jej siostrą. Choć nie były sobie bliskie, to nic nie zmieniało między nimi. Siostry muszą być obowiązkowo. Podobnie wyglądała sprawa z Evą, a Lily... Serenie wydawało się to najlepszym sposobem na polepszenie kontaktów z przyszłą szwagierką, której zwykła chmurna mina nie wróżyła najlepiej. Miała nadzieję, że siostra Jamesa, chociaż na ten dzień zrzuci maską ironii i okaże nieco entuzjazmu, ale dotychczas nic na to nie wskazywało i powoli zaczynała wątpić w pomyślność swego planu.
- Nie ruszaj się. - Serena wyprostowała się, słysząc polecenie fryzjerki i zerkając na swoje odbicie w zawieszonym na ścianie lustrze. Widziała swoją bladą twarz, z którą kontrastowały zaróżowione policzki. Oczy błyszczały radośnie, jakby wiedziały więcej niż głowa, a jej serce biło szybko, chcąc przyspieszyć czas. Uniosła dłoń, chcąc odgarnąć loczek, który najwyraźniej umknął uwadze fryzjerki, ale ona pokręciła głową.
- Ten zostaje. Reszta już gotowa.
Serena spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie. Większość włosów miała upiętych. Były uniesione do góry i podkreślając linię żuchwy. Jeden lok opadał na jej czoło, a na kark opadały kaskami dolne partie włosów.
- Pięknie - zachwyciła się Isabella, zeskakując z parapetu. Wygładziła swoje sukienkę i klasnęła w dłoń. - A teraz czas na.... suknię ślubną!
- Cholerny welon. - Isabella zaklęła, przypinając welon młodszej siostrze, która stała wyprostowana przed lustrem. Ujęła go mocniej, próbując wpiąć niebieski grzebyk między spinki we włosy, ale za każdym razem osuwał się. - Trzeba to zrobić... o tak! Dobra, gotowe. Teraz czas na podwiązkę. Pewnie James będzie mnóstwo radości, ci ją zdejmując.
Serena zaczerwieniła się, słysząc niewybredny komentarz siostry i spróbowała kątem oka w lustrze dostrzec, czy Eva i Lily wciąż są w pokoju i też go słyszały. Nie wydawało jej się to najlepszym pomysłem, jako że były najmłodsze.
- Poszły na dół. Twoja mama je zawołała - wyjaśniła Gloria, bezbłędnie interpretując spojrzenie Sereny.  Ta kiwnęła głową, dostrzegając inną niepokojącą rzecz. Rose siedziała nieruchomo, wpatrując się w jeden punkt i słuchając paplaniny Elizabeth, którą zwykle obcesowo ucinała.
- Rose, dobrze się czujesz?
Weasley nerwowo poruszyła się, wygładzając niewidzialne fałdki na swojej sukience. Wyprostowała się, napotykając w zwierciadle spojrzenie Wilson. Kiwnęła głową, siląc się na radosny uśmiech. Przynajmniej tyle mogła dla niej zrobić w tym wyjątkowym dniu.
- To nic takiego. Po prostu jestem zdenerwowana jak wszyscy.
- Zdenerwowanie zachowaj na czas przed nocą poślubną - skomentowała Isabella. Poprawiła przezroczysty wykonany z tiulu welon, który sięgał pannie młodej prawie do pasa i zrobiła krok do tyłu, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.  Początkowo Bella chciała namówić ją na ekstrawagancką suknię ślubną, ale teraz widziała, że biel była najlepszym kolorem dla młodszej siostry. Serena wyglądała zjawiskowo. Wybrała prostą suknię z wąskim, gładkim gorsetem zdobionym koronką. Przylegała do talii panny młodej, by rozszerzać się ku dołowi. Suknia poniżej bioder rozdzielała się na dwie części - zewnętrzną, kaskadami opadającą na wewnętrzną, węższą, którą tworzyły głownie proste tiulu.
- Wyglądasz pięknie - zachwyciła się Francesca, gdy chwilę później weszła do pokoju. Stała przez chwilę w progu. - Może faktycznie nie miałam racji, gdy mówiłam o bezie.
Serena wiele by dała, żeby te słowa wypowiedziała wcześniej, gdy wybierała suknię, a nie próbowała przeforsować wielką bezę, którą tworzyły kilometry różnorakich białych haftów i ciężkich aksamitów. Ona chciała coś innego, co bardziej by do niej pasowało i dlatego zdecydowała się na skromniejszą suknię, która bardzo jej się spodobała.
- Chcieliśmy z ojcem dać ci coś starego - powiedziała Francesca, rozglądając się za swoim małżonkiem, który wybrał akurat ten moment na wejście do pokoju. Zignorował spojrzenie żony i stanął obok niej. - To bransoletka twojej prababci i chcemy, żebyś miała ją dzisiaj.
Pożyczona bransoletka znalazła się na jej nadgarstku, błyszcząc w promieniach Słońca. Nie miała wielu zdobień, lecz zachwycała prostotą.
- Masz coś nowego, coś starego... Niebieskiego i pożyczonego?
- Mam wszystko - odpowiedziała Serena. - Chociaż nie sądzę, żeby to miało jakieś znaczenie. Bella pożyczyła mi kolczyki. - Odwróciła się, aby rodzice mogli zobaczyć maleńkie brylanty w jej oczach.  Nie dodała, że siostra wydała na nie swoje półroczne zarobki, potrzebując w swoim mniemaniu odrobiny luksusu. - Sprawę niebieskiego powinien załatwić grzebyk od welonu. Jest błękitny.
Gdy spojrzała po raz ostatni w gładką taflę lustra, miała wrażenie, że to sen. Widziała kogoś, kim nigdy nie była, kimś, komu pisane było szczęście. Jedyny problem to buty. Srebrna sześciopensówka mająca zapewnić szczęście na nowej drodze życia, uwierała ją niemiłosiernie. Miała jej nie wkładać. Nie wierzyła przecież w zwyczaje, którym ufała jej matka, ale...
Po co kusić los?
***
James, długo będziesz się jeszcze stroił?
Ton Louisa zdradzał, co myśli o przeciągającym się patrzeniu w lustru dzisiejszego pana młodego. Bawiło go zdenerwowanie Jamesa, a ślub, który początkowo uznał za żart, teraz jawił mu się jako okazja do dobrej zabaw i nawiązania wielu znajomości. Nie miał nic przeciwko poznawaniu nowych ludzi, zwłaszcza ślicznych druhen, nawet jeśli znajomości te miały rozpocząć po północy i skończyć przed wschodem Słońca. Chciał korzystać z życia i nie widział w tym nic złego.
- Niedługo spóźnisz się na swój własny ślub - dodał, ale nie zrobiło to na Jamesie wrażenia, który wciąż stał przed owalnym lustrem. Od zawsze wisiało w korytarz w Norze, służąc wszystkim mieszkańcom domu. Zwierciadło już kilka razy cmoknęło ze zniecierpliwieniem, głośno wykrzykując sentencje o wadze punktualności.
James nie przejął się słowami kuzyna, który wszędzie przychodził ostatni, a swój zegarek przestawiał o godzinę w zależności od sytuacji, ani lustra, przyzwyczajając się do go ponurego mamrotania. Potrzebował chwili, by popatrzeć na siebie jako chłopaka Sereny, a nie pana młodego hucznego wesela.
- James...
- Czy nie mogę minutę pobyć w ciszy? - warknął, patrząc na kuzyn, a jednocześnie drużbę.
Liczba jego towarzyszy odpowiadała liczbie druhen wybranych przez Serenę, co w fazie planowania wydawało mu się bzdurą, ale nie powiedział tego głośno, gdy widział powagę na twarzy swojej matki i przyszłej teściowej. Zupełnie jakbyś ślub zależał nie od nich, tylko od wybrania odpowiednich drużbów. Ostatecznie wybrał Albusa (bardziej wskutek nalegań matki niż z własnej inicjatywy), Ryana i Easy'ego, a także kuzynów - Louisa i Freda. Szóstym miał być Lucien de Ville, którego poznał przed laty we Francji podczas wakacji u państwa Delacour. Francuz szybko stał się letnim przyjacielem jego i Louisa, a teraz wydawał się właściwym wyborem.
- Ja na pewno mogę poczekać, ale pewnie panna młoda już nie. Jeszcze chwila, a to ona będzie na ciebie czekała przy ołtarzu, jeśli wcześniej nie znajdzie się jakiś nowy pan młody...
- Louis, błagam. - James popatrzył na niego stanowczo.
Weasley zastanowił się jednak, po czym rozłożył ręce w geście bezradności.
- Myślisz, że tego chcę? Otóż nie - Poluzował swój krawat. Jasne włosy opadły na kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli. - W ogóle nie przepadam za ślubami. Ta cała pompa, splendor, mnóstwo dawno niewidzianych gości i znajomych, o których lepiej zapomnieć.
- To dlaczego zgodziłeś się zostać moim drużbą?
Louis rozpromienił się.
- Bo drużbowanie to fucha lepsza od pana młodego, a do tego nie jednorazowa. Wszyscy uwielbiają drużbów. Kobietom się wydaje, że bliżej im do ołtarza, jeśli się z nami zadadzą.
- James, krawat ci się przechylił. - Ginny wygładziła koszulę syna, gdy stanął w prowizorycznym ołtarzu.
Uroczystość postanowiono urządzić na podwórzu posesji państwa Weasley. James uznał Norę za miejsce, w którym czułby się najswobodniej, a Serena równie mocno pokochała stary dom. Przysięgę mieli składać w stojącej na podwyższeniu białej altanie. Konstrukcję wzmacniały owalne podpórki, bo jedyną ścianę oplatał bluszcz, który opadał ze spadzistego dachu. Altana była najnowszym nabytkiem Artura Weasleya. Mężczyzna postanowił bowiem urządzić swój ogród w mugolskim stylu. Przed altaną stały składane krzesła mające pomieścić wszystkich gości. Pomiędzy nimi znajdowało się wyłożone czerwonym dywanem przejście. Tędy miała przybyć panna młoda. Sypanie kwiatów przed nią powierzono Doris i Bree, które ubrane w identyczne sukienki oraz wianuszki na głowach, niecierpliwie czekały, wygładzając pełne falbanek sukienki.
- To będzie piękny ślub - zawyrokowała Molly Weasley, zajmując miejsce. Usiadła w pierwszym rzędzie krzeseł po stronie pana młodego. Obok niej na czas ceremonii mieli się tu znaleźć jeszcze Ginny, Harry i Artur, którego nigdzie nie mogła znaleźć.
- Powstrzymałabym się na twoim miejscu z wyrokowaniem - zaprotestowała pomarszczona staruszka z rodzin pana młodego. Chociaż ciało czasem odmawiało jej posłuszeństwa, to umysł wciąż sprawnie pracował. Ciotka Muriel nie dawała się upływowi czasu kiedyś i obecnie nie zamierzała tego zmieniać. - To samo mówiłaś o ślubie Felur i Billa, który skończył się chaosem. U Percy'ego i Audrey w sali bankietowej było tak duszno, że nie dało się oddychać, a George na swoim weselu zepsuł wszytko tymi okropnymi gadżetami - skrzywiła twarz w pogardliwym grymasie, na samo wspomnienie tego wydarzenia. - Nie dodam też, że Ron na własnym ślubie zapomniał przysięgi, a podczas wesela Ginny cała uwaga skierowana była na pana młodego.
___________________________________
Dzień później, ale... Nie darowałbym sobie, gdybym nie poszła na Enej i przegapiła ich koncert, skoro byli tak blisko. 
Rozdział całkiem mi się podoba, chociaż miał być ostatni, co mi się nie udało. Ślub w następnym rozdziale, bo zbyt wiele chcę napisać. Ciężko mi się rozstawać z tą historią i dlatego tak powoli mi to idzie. 
PS Dziękuję za głosy w sondzie.

21 komentarzy:

  1. Love, love, love it! Myślałam, że będzie trochę więcej, a tak tylko robisz apetyt. Chociaż i tak suuuuuper, tylko szkoda, że się już kończy... Buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kto to mówi? ;D Zapewniam, że Twój apetyt zostanie zaspokojony. Szkoda, ale cóż zrobić? Trzy i pół roku to według mnie i tak całkiem niezły wynik.

      Usuń
  2. Rozdział cudny, ale żywię nadzieję, że podczas wesela pojawi się upragniony wątek Rose + Easy ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas wesele wszystko może się zdarzyć;) Zdradzę tylko, że Rose pokaże drugie oblicze i.. nieco zaszaleje.

      Usuń
    2. Ooo, w takim razie przez najbliższy tydzień nie usiedzę w jednym miejscu - mam niedosyt tej historii, a w szczególności owego połączenia :D

      Usuń
    3. Miło mi to słyszeć. Postaram się, żebyś długo nie musiała czekać i może uda mi się napisać nieco szybciej;)

      Usuń
  3. Zatłukę cię, jeżeli będziesz kończyć w takich momentach..Ja chcę Rose, i nie musi być konecznie z Easym. Z Malfoyem byłoby zabawniej...Stop! Koniec marzeń. Pisz dziewczyno szybko bo zejdę tu na zawał albo wylew!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie Rose;) Postaram się, żebyś nie zeszła z tego świata i napiszę coś mocnego, bo kompletnie nie znam się na udzielaniu pierwszej pomocy.

      Usuń
    2. Malfoy jest tak samo niestrawny, jak spleśniały ogórek z mlekiem, a para ,,Malfoy i Rose"...tfu, tfu! Wypluć to! Ja chcę Easy'ego i jego bajeczne egzaltacje o ,,rudzielcu" :)

      Usuń
    3. Już dawno nie widziałam równie poetyckiego porównania;D Easy lepiej by tego nie ujął.

      Usuń
  4. Daj mi chwileczkę... byłaś na Eneju w Tarnowie, a dokładniej w Koszycach? Czy może gdzieś indziej? Bo 14 właśnie u mnie grał i jestem ciekawa, czy przypadkiem nie jesteśmy sąsiadkami ^^ Wkrótce postaram się napisać jakiś komentarz u cb <3 Ostatnio całkowicie zaniedbałam Brzydulę, więc obiecuję się poprawić, a jeśli nie pojawi się tutaj nic ode mnie do piątku, to droga wolna, możesz miotnąć mnie Avadą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. Tego samego dnia Enej gościł też w Bełżycach, gdzie mieszkam. Chociaż w sumie szkoda, że nie jesteśmy sąsiadkami;) Hm, mam nadzieję, że obejdzie się bez Avady, bo ostatnio gdzieś zgubiłam swoją różdżkę;D

      Usuń
    2. Ja tam nie wiem gdzie grał Enej, gdyż nie słucham tego rodzaju muzyki i szczerze powiedziawszy nie interesuje mnie to, a na koncert pojechałam z przymusu, ponieważ koleżanka zaciągnęła mnie wieczorem na hardcora na rowerach bo do Koszyc mamy strasznie blisko ^^ Nawet nie musiałyśmy płacić za wstęp, tylko usiadłyśmy sobie na ławeczce przed wejściem :D Faktycznie trochę szkoda, jednak nieźle bym się przestraszyła gdyby ktoś z mojej szkoły wiedział, że posiadam bloga xd w blogosferze wolę działać raczej anonimowo. I właśnie! Dobrze że mi przypomniałaś :D Muszę zacząć szukać swojej, bo dawno temu się gdzieś mi zapodziała ^^

      Usuń
    3. A ja odwrotnie - bardzo lubię Enej, chociaż sama nie wiem czemu;D Też bym miała niezłego cykora, gdyby ktoś się dowiedział o moim blogu, chociaż kiedyś byłam bliska powiedzenia o nim koleżankom. Dziś cieszę się, że tego nie zrobiłam - to coś, co człowiek woli zachować dla siebie.
      Pewnie nasze różdżki leżą razem z listami z Hogwartu, który nigdy nie trafił do mych zacnych rąk ^^

      Usuń
  5. Boże, ja już pomyślałam, że James zaraz ucieknie - jak tak zaczął warczeć... Mam nadzieję, że nie zrobisz Serenie żadnego świństwa, co?
    Ty wiesz, że jestem najwierniejszą fanką Rose i Easy'ego, prawda? Więc miej na względzie moje zdrowie psychiczne i spiknij ich na tym weselu (ale On niech trochę pocierpi - On nie Ona, bo żal mi jakoś Rose :()

    Twoja Casiopeja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, James będzie grzeczny i wszystko pójdzie zgodnie z planem.
      Wiem, wiem i dlatego zadbam o Twoje zdrowie psychiczne i... będzie gorąco;)

      Usuń
  6. Mam nadzieję, że w przypadku ślubu Jamesa i Sereny prorokowanie Molly się sprawdzi i nie stanie się nic z tego, co miało miejsce w przeszłości na innych ślubach. Wiadomo, że stres potrafi różnorakie rzeczy zrobić z człowiekiem, ale zdenerwowanie też świadczy o tym, jak dana osoba się tym przejmuje i jak jej na tym zależy. Więc Louis nie powinien być taki marudny. W końcu ślub ma się raz w życiu (niektórzy więcej, ale cii), czyli chce się mieć z niego jak najlepsze wspomnienia. Jestem pewna, że gdy młody Weasley kiedyś stanie na ślubnym kobiercu z ukochaną u boku, to będzie zachowywał się podobnie. Zakochany człowiek nie myśli rozsądnie w obliczu takiego wydarzenia. :)
    Z odpowiedzi do komentarza Casiopei (mam nadzieję, że dobrze odmieniłam?) wyczytałam, że jednak Rose będzie z Easym, a przynajmniej będzie między nimi gorąco. I poczułam się zawiedziona. Cały czas wierzyłam, że to jednak Scorpius będzie tym, którego wybierze. Wiem, wiem, Malfoy. Ale czy Malfoyowie to nie są tacy słodcy dranie? Chamy, fakt, ale słodziaki. *-* NOALE. Pierwsza miłość, pierwszy pocałunek. Pierwszy był Easy i choć lubiłam ich jako parę, to lubiłam ich dopóki na scenę nie wkroczył Scorpius. ;)
    Nie mogę się doczekać ślubu, wesela i tego wszystkiego, co po nim nastąpi. Coś mi się wydaje, że któryś z gości wywinie numer, którego nikt nie zapomni do końca życia i ciotka Muriel będzie miała co wspominać na przyszłych uroczystościach. :D

    Całuję,
    Madem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdzie nie napisałam, że Rose będzie teraz z Easym, bo... Bo to nie moment na związki dla Rose, chociaż przyznam, że należy jej się chwila szaleństwa;) Też sądzę, że Malfoyowie są słodcy i dlatego nie zabraknie Scorpiusa w sequelu BwH, które planuję rozpocząć w listopadzie (dalsze losy bohaterów, którzy jeszcze uczęszczają do Hogwartu). W moim odczuciu będzie tam czołowym amantem;)
      Wesele musi być niezapomniane, bo... Osobiście uwielbiam wesele i chcę moim bohaterom wyprawić najwspanialsze. Poza tym nie zabraknie zabawnych sytuacji i spotkań na po latach.

      Usuń
  7. Na początek widzę, że lubisz ten sam zespół i piosenkę co ja. Uważam, że piosenki mają fantastyczne, szczególnie jeśli chodzi o ballady o miłości.

    Pomimo zakochania, przedślubna nerwówka jednak się udzieliła młodym. W moim mniemaniu to znak, że im zależy. I w przeciwieństwie do starej ciotki Muriel myślę, że to będzie naprawdę wspaniały ślub.

    Zapomnieć przysięgi to wcale nie znowu taka wielka gafa, każdemu przecież może się zdarzyć.
    Czekam na następny i nie mogę się już doczekać tych zabawnych, weselnych sytuacji. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam tę piosenkę *___* Ciągle jej słucham i chyba nigdy mi się nie znudzi.

      Też sądzę, że to będzie wspaniały ślub;)
      Bardzo dziękuję za komentarz.

      Usuń
  8. Hej.
    Twojego bloga poleciła mi kuzynka która mieszka w Londynie. Kiedyś weszła w internet i na niego wpadła.
    Gdy go przeczytała od razu poleciło go mi.
    Wzięłam się za czytanie.
    Od razu mnie wciągnęło i po tygodniu przeczytałam wszystkie rozdziały. Bardzo mi się podoba ta historia i szkoda, że już ją kończysz.
    Życzę dużo weny i nie mogę się doczekać aż dodasz kolejny rozdział.
    PS. jak chcesz to wpadnij do mnie : hogwartnowychlat.blogspot.com.
    Zapraszam i pozdrawiam, Aleksandra <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.