18 sierpnia 2013

1. Decyzja należy do ciebie, Victoire.

Victoire Weasley uwielbiała swoje życie.
Panował w nim porządek i harmonia, który sama wieki temu ustaliła. Wiedziała, czego się spodziewać i jakie mogą wystąpić niespodziewane komplikacje. Potrafiła sobie z nimi poradzić lub odpowiednio zignorować. Była panią swego losu, który okazał się w jej przypadku niezwykle pomyślny, bo nie mogła na nic narzekać.
Kochała swoją rodzinę, która zajmowała bardzo ważne miejsce w jej życiu. Uwielbiała hałas rozmów, ciepłe ciasto i czar, jaki roztaczała wokół siebie familia Weasleyów. Dzięki nim nigdy nie czuła się samotna. Wiedziała, że cokolwiek się stanie, oni zawsze będą przy niej. Mogła bez przerwy przekomarzać się z Dominique albo wywracać oczami, gdy Louis zadawał niedyskretne pytania. Było to coś zupełnie naturalnego w ich relacjach, czego nie chciałaby nigdy porzucić. Wychowanie z rodzeństwem i mnóstwem kuzynostwa sprawiło, że inaczej spoglądała na świat, chociaż nie zawsze zdawała sobie z tego sprawę.
Przepadała za swoją szkołą, gdzie czuła się jak w domu. Tu przekonała się, że opowieści ojca są prawdziwe i zrozumiała tęskne spojrzenia wujka Rona na słowo Hogwart, gdzie nagle wszystko okazało się możliwe. Chociaż początki zwykle bywają trudne, szybko udawało jej się odnaleźć dzięki otrzymanemu wsparciu. Przystosowała się do szkolnej rzeczywistości, zostając sumienną uczennicą i niezwykle uprzejmą koleżanką. Z nieodłącznym uśmiechem przemierzała szkolne korytarze, szukając odpowiednich sal, aby późnymi popołudniami pospiesznie wrócić do wieży do odrabiania zadań domowych.
Nie mogła też narzekać na swój wygląd, który był najczęstszym powodem narzekań wśród jej rówieśniczek. Jako potomkini wili i nieodłączna córka słynącej z niezwykłej urody Fleur Delacour mogła się poszczycić zniewalającą urodą. Los nie obdarzył ją ani rudymi włosami, ani piegami typowymi dla rodziny ojca, które posiadały niemal wszystkie jej młodsze kuzynki. Ona się znacznie odróżniała pod tym względem, chociaż to nigdy nie sprawiło, że czuła się wśród nich obco. Jasne włosy spływały po jej ramionach, sięgając połowy pleców. Nieznacznie odróżniały się do jej nieskazitelnej, porcelanowej cery.
Nie mogła też narzekać na kolegów i koleżanki w szkole. Nikt nigdy jej nie wyśmiewał, nigdy nie płakała w poduszkę, nigdy nie czuła się odrzucana, a wszyscy zawsze liczyli się z jej zdaniem. Zawsze chodziła z wysoko podniesioną głową. Wysoką pozycję w oczach rówieśniczek gwarantowało jej wiele czynników. Jednym z nich był jej wygląd, na który z odmiennymi uczuciami uwagę zwracali uczniowie Hogwartu. Dziewczyny patrzyły na nią z zawiścią, chłopcy z pożądaniem. Drugim niewątpliwie charakter, bowiem Vicotire posiadała anielską cierpliwość i chęć pomocy wszystkim. Zawsze znajdowała czas żeby wytłumaczyć komuś trudne zaklęcie, sprawdzić esej albo po prostu wysłuchać kogoś. Jednakże największą popularność sprawiało jej pochodzenie. Była najstarszą wnuczką Molly i Artura Weasleyów, z tych Weasleyów, a jej wujkiem był sam Harry Potter, więc mogła się uważać za szczęściarę.
Miała dosyć duże powodzenie wśród chłopców. Większość oczarował sam jej wygląd, chociaż niektórzy zwracali uwagę na łagodny charakter i brak nadąsania tak typowego dla przedstawicielek płci pięknej. Vicotire była uosobieniem spokoju, który niezwykle ciężko zburzyć. Uśmiechała się łagodnie, a przy tym czarująco i nieświadomie zdobywała kolejne serca. Była jednak w tej kwestii niezwykle wybredna, a przy tym szczera. Nigdy nie dawała złudnych nadziei i nie próbowała robić niczego na siłę. Była nieuleczalną romantyczką, a przy tym niestrudzenie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, co w znacznym stopniu ukształtowało jej poglądy na związki.
W jej przypadku samotność również nie stanowiła problemu. Posiadała mnóstwo koleżanek, chociaż tylko jedna z nich zasłużyła na miano prawdziwej przyjaciółki, której zwierzała się ze swoich tajemnic. Noelle Rosewood mieszkała z nią w jednym dormitorium. Zgodnie z rodzinną tradycją, to właśnie w Ekspresie Hogwart poznała najlepszą koleżankę, gdzie razem usiadły w tym samym przedziale. Chociaż charaktery miały zupełnie inne, we wszystkich wzajemnie się dopełniały. Jednak oprócz Noelle istniał ktoś, kogo ceniła jeszcze wyżej, kogo znała całe życie i komu powierzyłaby własne życie. To jemu opowiadała o nieudanych randkach, snach, i zawiedzionych nadziejach, żaliła się na rozdwojone końcówki lub po prostu milczała. On nigdy jej nie zawiódł, nie złamał obietnicy i nie oszukiwał. Był jej opoką, przyjacielem, starszym bratem, którego nie posiadała.
Teddy.
- Co zrobił? - zapytała. W jej głosie nie było słychać drżenia, nie pozwoliła, aby świat usłyszał całą gamę jej emocji. Usłyszana wiadomość zaskoczyła ją zdecydowanie mocniej niż powinna. Zacisnęła dłoń na widelcu, momentalnie tracąc zainteresowanie znajdującym się na talerzu jedzeniem.
Zajęła się czymś innym. Omiotła spojrzeniem Wielką Salę, gdzie właśnie się znajdowała. Była pora kolacji, więc pomieszczenie wypełniali spragnieni jedzenia uczniowie. Przy stołach było tłoczono, a zewsząd dochodził gwar rozmów i szczęk sztućców. Nawet nauczyciele prowadzili ciche pogawędki, delektując się pożywieniem.
- Słyszałam, więc nie ma sensu powtarzać. Nie ma go tu. - Victoire spojrzała na siedzącą obok Noelle, która wlepiła w nią spojrzenie ciemnoszarych oczu. - Victoire, wiem, że go szukasz, ale jeszcze nie przyszedł na kolację. Pewnie zjawią się razem.
- O czym rozmawiacie? - spytała wesoło z naprzeciwka Melanie.
- O Teddym i jego nowej dziewczynie - odpowiedziała Noelle.
Victoire spojrzała na nią wrogo, ale wiedziała, że nie może mieć tego za złe przyjaciółce. Ciekawskie pytania były nieuniknione, skoro siedziały w otoczeniu nastu dziewczyn z ich domu, których głównym zainteresowaniem była moda, popularność i plotki.
- To rzeczywiście ciekawy temat - wtrąciła ciemnowłosa Jayne. - To taka romantyczna historia! W ogóle Teddy to taki słodki chłopak. Nic dziwnego, że Amber się nim zainteresowała... Zresztą wydaje mi się, że pasują do siebie, chociaż....
- Chociaż dziwne, że dotychczas nie obnosili się ze swoimi uczuciami, a dzisiaj nagle Amber go pocałowała - dodała Melanie.
- W związkach to nieuniknione. Kiedyś musi kiedyś wybuchnąć.
Jednak w tej chwili to Victoire z trudem panowała nad sobą, słuchając słów koleżanek. Niemal wszystkie rozpływały się nad Amber i Teddym, jak ładną parę stanowili razem. Istny koszmar, przemknęło jej przez myśl. Wprost nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała, a mianowicie: Lupin miał dziewczynę. Pewnie ta wiadomość nie wprawiłaby jej w zdziwienie graniczące z szokiem, gdyby nie fakt, że Ted nie powiedział jej na ten temat ani jednego słowa, chociaż już od kilku dni spotykał się z niejaką Amber.
Sprawa wybuchła dziś po popołudniu, gdy dziewczyna niespodziewanie pocałowała go w otoczeniu wielu świadków, którzy chętnie dzielili się najnowszą plotką. W ten sposób cały Hogwart błyskawicznie obiegły najnowsze wieści. Victoire dowiedziała się przy kolacji, na którą błyskawicznie straciła apetyt.
- Zjedz coś - zaproponowała Noelle, podsuwając jej półmisek z wędlinami. Weasley jednak tylko pokręciła głową.
Nie wierzyła, że Teddy o niczym jej nie powiedział. To wydawało się wprost niewiarygodne. Ona mówiła mu o wszystkim, a on nie raczył zawiadomić jej o swoim uczuciu do jakieś beznadziejnej dziewczyny o dziwnym imieniu? Wszystko wydawało się dziś pogmatwane.
Teddy był dla niej kimś wyjątkowym. Nie był jej kuzynem, ale traktowała go podobnie jak Freda, czy Jamesa, bo wychowywali się praktycznie razem. Lupin stał się nieodłącznym członkiem klanu Weasleyów. Z wszystkimi dzieciakami nowego pokolenia, jak o nich mówiono w rodzinie, miała dobry kontakt, lecz najlepiej dogadywała się z Teddym. Dzieliła ich niewielka różnica wieku, która tak naprawdę nie miała znaczenia w ich relacjach.
- Przyszedł Benjamin - oświadczyła Noelle, ze złością wgryzając się z kawałek chleba, a Victore popatrzyła na nią z zamyśleniem.
Nie zdziwiła jej reakcja ciemnowłosej przyjaciółki na wejście przyjaciela Teddy'ego; ta dwójka miała od zawsze ze sobą na pieńku. Wyjątek stanowiło kilka tygodni pół roku temu, gdy niespodziewanie zostali parą, aby po miesiącu w spektakularny sposób na środku szkolnych błoni się rozstać.
- Noelle, może...
- Nie porozmawiam z nim, Victoire, więc nawet nie proś - warknęła Noelle, nie przerywając jedzenia.
- Wielkie dzięki - odburknęła Weasley. Musiała wziąć sprawę w swoje ręce. - Ben, chodź do nas! - krzyknęła, machając do niego. Uśmiechnęła się słodko i mruknęła przy tym figlarnie.
Coote stanął jak wryty, patrząc z zaskoczeniem. Wzruszył jednak ramionami i podszedł do niej:
- Witaj, Victoire - zaczął zagadkowym tonem, po czym dodał znacznie mniej miłym tonem: - Posuń się, Rosewood.
- Odwal się, Coote - warknęła dziewczyna, nie wykonując żadnego ruchu.
Za to siedząca z drugiej strony blondynki Melanie pospiesznie wstała, pokazując chłopakowi, że może usiąść. Coote poświęcił jej jedynie chwilę uwagi, ale i tak nie zapomniał o czarującym uśmiechu, na widok którego Noelle lekceważąco prychnęła. Dźwięk ten jednak zmienił się w jęk bólu, gdy Victorie szturchnęła ją w żebra, nie spuszczając wzroku z Bena.
- Miło cię widzieć, ale chyba zwykle nie jadasz sam kolacji, nieprawdaż?
Benjamin nie zdołał powstrzymać uśmiechu, gdy usłyszał pytanie. Victoire niewątpliwie posiadała wiele zalet, ale nie należały do niej zdolności szpiegowskie. Wiedział, co się kryło pod tym pytaniem i zdawał sobie sprawę, że bezpieczniej będzie uniknąć odpowiedzi.
- Zwykle nie jadam sam, ale co mogę na to poradzić? Teddy nie mógł się wyrwać. Zresztą to żaden problem, skoro mam takie czarujące towarzyszki jak ty, Victoire.
Dziewczyna z trudem utrzymała na ustach uprzejmy uśmiech. Była naiwna, sądząc, że się czegoś dowie. Najwyraźniej Ben nie był tak głupi, za jakiego miała go Noelle, która zresztą mierzyła go teraz niechętnym spojrzeniem.
- Nic mi nie powiesz? - spytała Victoire, patrząc w jego zielone oczy.
Jego wyraz twarzy nie zmienił się, ale w oczach pojawiła się stanowczość.
- Wydaje mi się, że jeśli Teddy chciałby ci coś powiedzieć zrobiłby to - odpowiedział. Wstał, przeciągnął się, a odchodząc, dodał w kierunku milczącej blondynki: - Przykro mi, ale czego od niego oczekiwałaś?
- Nawet ja muszę w tym przypadku przyznać rację temu gumochłonowi o wrażliwości niuchacza.
- Nie rozumiem - powiedziała Victoire.
Noelle z trudem powstrzymała westchnienie, patrząc na przyjaciółkę. W granatowych oczach czaiła się rozpacz, usta drżały, a jej drobna postać drżała. Wyraźnie nie rozumiała, co się dzieje i nie potrafiła zaakceptować nowej sytuacji, która zwaliła ją z nóg.
- Chodzi mi o to, że prędzej, czy później mogłaś się tego spodziewać - odpowiedziała starannie, dobierając słowa. - Teddy jest przystojnym, młodym chłopakiem, a do tego bardzo popularnym wśród dziewcząt, więc należało się spodziewać, że prędzej czy później z którąś z nich połączy go coś więcej niż kilka randek. Chyba nie sądziłaś, że zawsze będzie sam. Victoire, ty jesteś wyjątkowo wybredna i marzysz o romantycznej miłości, która zwali cię z nóg, co nie znaczy, że wszyscy tego chcą. Poza tym w czym tkwi problem? Gdybym nie znała cię tak długo posądziłabym cię o zazdrość, chociaż wiem, że on jest dla ciebie jak brat, o czym lubisz przypominać.
Tego dnia Victoire Weasley znienawidziła swoje życie.
***
Teddy Lupin nigdy nie narzekał.
Nie myślał, że ma za mało, nie chciał więcej. 
On doceniał wszystko co posiadał.
Dotyczyło to nie tylko ukochanej babci Dromedy. Kobiety, która poświęciła wszystko, aby go wychować. Nigdy nie słyszał jej narzekań, chociaż niewątpliwie miałaby do nich powód. Wszak nawet on wiedział, że nigdy nie pogodziła się ze śmiercią męża i córki. Widać to było w pielęgnowaniu ich pamięci i błysku w oku, który pojawiał się na imię: Nimfadora. Mimo to zdecydowała się na wychowanie maleńkiego Teddy'ego i to ona właśnie pokazała mu, że warto żyć
Ponadto czuł się członkiem rodziny Potterów, zupełnie jakby był z nimi spokrewniony. Uwielbiał ich żywiołowość, wzajemne przywiązanie i miłość widoczną w relacjach. Wiedział, że przynależy także do klanu Weasleyów. Ci nigdy nie pozwalali, aby Ted i Andromeda spędzali święta czy wakacje samotnie. Wszyscy trzymali się razem, a łączące ich więzi były czymś niezwykłym. Chociaż z wielką familią nie łączyły go więzy krwi, to nigdy nie wątpił, gdzie jest jego miejsce. Byli rodziną z wyboru.
Cieszył się z każdego dnia, nawet jeśli oznaczał on nieskończoną ilość lekcji i powtórek materiału. W nauce starał się odnaleźć przyjemność, a determinacja dodawał mu energii. Miał cel do zrealizowania i tego zamierzał się trzymać. Egzaminy miały zdecydować o jego przyszłości, więc nie miał zamiaru zdać się na kaprys losu. Od dziecka planował, że zostanie aurorem i dlatego nie miał zamiaru się poddać. To było coś dla czego warto żyć.
Doceniał również przyjaźń. Opowieści wujka Harry'ego i innych przekonały go, że to jedna z najwyższych wartości. Prawdziwa niekiedy była cenniejsza od złota i potrafiła uratować czyjeś życie. Przestrzegano go jednak przed fałszywą przyjaźnią, co sprawiło, że w gruncie rzeczy, Teddy był sceptyczny w relacjach międzyludzkich. Owszem, bardzo przyjazny dla wszystkich, miły, uprzejmy i koleżeński niekiedy stawiany przez wzór dla nauczycieli, ostrożnie dobierał sobie kompanów.
- Lupin, ruszyłbyś się! Ile można na ciebie czekać?
Jednak nawet on nie był w tej chwili w stanie docenić człowieka, którego określał mianem przyjaciela.
Wychodził z biblioteki, a Coote od razu zaczął go poganiać, nie zwracając uwagi na nic i nikogo.
- O co chodzi? - W głosie Lupina pojawiła się irytacja.
Zamierzał zanieść książki z biblioteki do dormitorium i dopiero później udać się na kolację do Wielkiej Sali, ale najwyraźniej Ben wpadł na kolejny genialny pomysł i zamierzał go olśnić swym intelektem. W tej chwili Ted wolał już nawet nie pamiętać, że ostatni taki projekt skończył się ogromną porażką i jeszcze większym smrodem.
- Lepiej się uśmiechnij, bo później nie będziesz miał zbyt wielu powodów do radości - mówiąc te słowa, szczerzył się jak głupi i kilka razy znacząco mruknął do Lupina.
Ten jednak zlekceważył jego słowa. Wzruszył ramionami i ruszył w stronę wieży Gryffindoru.
- Kompletny brak szacunku - mruknął cicho Ben, podążając za przyjacielem. Mamrotał pod nosem przekleństwa skierowane w kierunku Lupina. Nie był w stanie docenić subtelnego milczenia przyjaciela i ciągle dodawał coś od siebie.
Teddy nie reagował jednak na zaczepki. Przyzwyczaił się do gadaniny Bena, która rzadko miała jakieś odzwierciedlenie w czynach. Zwykle po wypowiedzeniu kilkunastu tysięcy słów przechodziła mu ochota do jakiegokolwiek działania. Wyjątkiem były jednak śliczne dziewczyny o bujnych kształtach, dla których przezwyciężał zmęczenie i przystępował do czynów.
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty zachowujesz się jak nieśmiałek potraktowany confundusem...
- Chcesz czego? - Ted niespodziewanie stanął w miejscu i odwrócił się. Nawet jego cierpliwość miała jakieś granice. Wyciągnął różdżkę i szepnął Lumos, a słabe światło błyskawicznie się pojawiło, oświetlając korytarz.
- Po co od razu te nerwy? - warknął Benjamin, które jasny blask niemal oślepił. Chłopak nieporadnie zasłonił oczy, mamrocząc pod nosem kolejne przekleństwo.
W takich chwilach młody Lupin zawsze się zastanawiał, dlaczego wybrał Benjamina Coote'a na swojego przyjaciela. Przystojnego lekkoducha, pozbawionego wrażliwości, który nie szanował wartości takich jak wierność czy wiedza. Wolał imprezy i ukradkowe wypady do Hogsmeade. Zawsze namawiał do nich przyjaciela, nie tracąc nadziei, że uda mu się go namówić. Jednak on wolał nie łamać szkolnego regulaminu, jeśli dało się tego uniknąć, a bardziej od imprez lubił książki.
Nie znaczyło to jednak, że mieli zupełnie różne charaktery. Bena cechowała godna podziwu wytrwałość, z którą nie mógłby rywalizować nawet troll górski, a u Teddy'ego niekiedy pokazywała się nutka szaleństwa. Wtedy nie obowiązywałby żadne granice. To wystarczało, aby Coote i Lupin się zaprzyjaźnili, chociaż nie mogło ich powstrzymać przed częstymi sprzeczkami.
- Chodzi o twojego ulubionego anioła. - Ironiczny ton w głosie Bena nie odwrócił uwagi od jego słów.
Doskonale wiedział, o kogo chodzi. Lupin wiedział, że ten wałkoń tak nazywa tylko jedną osobę. Przezwisko to dotyczyło tylko jednej osoby, do której Coote nie pałał zbytnią sympatią, w przeciwieństwie do niego.
- Co z nią nie tak?
Coote wzruszył ramionami i niespodziewanie uśmiechnął się, co tylko podsyciło niepokój płonący w sercu młodego Lupina.
- Zaskakujące, że ona zadała mi niemalże identyczne pytanie odnośnie ciebie. Zadziwiające, nie sądzisz?
- Mów...
- Ona już wie o Amber.
Twarz chłopaka momentalnie zmieniła wyraz. Zniknęła niepewność, a zamiast lęku pojawiło się zastanowienie. Wiedział przecież, że do tej sytuacji dojdzie i będzie musiał jakoś z niej wybrnąć. Powinien się na to przygotować i sam powiedzieć Victoire, ale sam nie wiedział, dlaczego nie potrafił się na to zdobyć.
- Stary, nie unoś się tak - dodał zaniepokojony reakcją Teda Ben. On jednak nie odpowiedział; jedyną reakcją była zmiana koloru włosów chłopaka z ciemnobrązowych na platynowe, a następnie niebieskie. Widząc to Coote, tylko pokręcił głową. Najwyraźniej Lupin zupełnie nie panował nad emocjami, skoro on mógł podziwiać efekty metamorfomagii.
- Jak zareagowała? - zapytał po chwili, przyśpieszając.
- Nie tak szybko, Lupin - jęknął Ben. Przeczesał palcami swoje włosy, nie odpowiadając na pytanie przyjaciela, dopóki ten nie odwrócił się i nie spojrzał na niego z wyczekiwaniem. - Nie przyjęła tego zbyt dobrze. Mogę chyba nawet stwierdzić, że przyjęła to nieco gorzej niż dobrze.
- Powiedziała coś?
Coote zamyślił się.
- Niby nic. Jednak to wszystko było jakieś dziwne. Zawołała mnie do siebie w Wielkiej Sali i zaczęła o wszystko wypytywać, a siedziała z tą Rosewood, która jak pewnie pamiętasz, nie przepada za mną. Była chyba strasznie ciekawa szczegółów twojego związku z Amber. Zresztą nie ona jedyna... W każdym razie nic jej nie powiedziałem. Ona tylko zamilkła, nie zapominając o tym swoim słodkim uśmiechu.
Teddy nie słuchał dalej, przyspieszając kroku. Musiał znaleźć Victoire i wszystko jej wytłumaczyć. Powiedzieć, że Amber jest dla niego bardzo ważna i sam powinien ją poinformować o swoim związku. Mógł zrobić chociaż tyle. To to jego najlepszą przyjaciółka i najstarszą powierniczka, mógł jej powiedzieć o wszystkim, a tak przynajmniej sądził. To jednak nie tłumaczyło powodów, które przyczyniły się do okrywania przed nią Amber. Tego obecnie nawet on nie rozumiał i wolał nie zgłębiać tematu.
Wszedł do wieży Gryffindoru, gdzie spodziewał się znaleźć Victoire. Szczęście mu sprzyjało. Siedziała na parapecie i patrzyła przez okno. Nie mógł zobaczyć jej twarzy, którą zakrywały długie włosy. Podszedł do niej, lekko dotykając jej ramienia. Nawet nie drgnęła, tylko dalej wyglądała przez okno.'
- Victoire, szukałem cię.
Nic nie odpowiedziała, nawet nie zmieniając pozycji.
- Musimy porozmawiać.
Niespodziewanie odwróciła się, słysząc jego kolejne słowa.
- My? - zapytała z bólem w głosie.
Ted zamarł, widząc ból w jej oczach, które niebezpiecznie mocno błyszczały. Malinowe usta drżały, jakby bojąc się niewypowiedzianych słów, a na policzkach brakowało tak lubianych przez niego rumieńców. Victoire wyglądała, jakby miała za chwilę się rozpaść na milion maleńkich kawałeczków, a on stał obok, nie mogąc nic zrobić, aby temu zapobiec.
- Victoire, proszę - powiedział cicho, chwytając ją za rękę. Spojrzała na ich złączone dłonie, kręcąc głową.
- Teraz chcesz ze mną rozmawiać? Teddy, myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi...
- Wyjaśnię ci to wszystko - obiecał, odgarniając włosy z jej twarzy.
Popatrzyła na niego nieufanie, a on zaczął się zastanawiać, co mogłoby świadczyć o jego skrusze. Victoire rzadko się unosiła, pozwalając, aby emocje przysłoniły wszystko inne. Starała się trzymać logiki odnośnie życia codziennego i często się śmiała. To jednak w żaden sposób nie przygotowywało na te rzadkie chwile gniewu, gdy nie chciała słuchać wyjaśnień i odgradzała się od ludzi. W takich chwilach czuł się bezbronny.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem - wyszeptał, gdy uparła głowę na jego ramieniu, co czyniła po niemal każdej ich kłótni.
- Powinieneś - potwierdziła.
- Może teraz to nadrobimy? - zaproponował, czując dziwne ściskanie w żołądku. Wiedział, że ten temat go nie minie, a rozmowa z Victoire jest koniecznością, ale przymus ten paraliżował go od wewnątrz.
Uniosła ku niemu śliczną twarz, przez chwilę wahając się.
- Myślę, że to dobry pomysł.
Teddy popatrzył na nią z ciężkim sercem, po czym zaczął mówić:
- To zaczęło się niedawno, gdy Amber zaprosiła mnie do Hogsmeade. Umówiłaś się wtedy z tym nowym pałkarzem Puchonów, pamiętasz? - Zamilkł, czekając na jej potwierdzenie. - Zgodziłem się i... Nie żałowałem tego. Świetnie nam się rozmawiało i postanowiliśmy to powtórzyć i zostaliśmy parą. Amber jest cudowna. Na pewno ją polubisz.
Patrzyła na niego, gdy mówił. Chociaż siedział blisko, miała wrażenie, że dociera do niej jedynie połowa jego słów. Nie chciała słuchać, chociaż ostatnim wysiłkiem woli zmusiła się do bezruchu u powstrzymania chęci schronienia się w dormitorium. Zaciskała mięśnie, coraz mocniej ściskając dłonie, aż poczuła paznokcie wbijające się w delikatną skórę.
- Co myślisz?
Minęła chwila zanim zorientowała się, że pytanie jest skierowane do niej, a Teddy czeka na odpowiedź. Otworzyła usta, chcąc poprosić, aby powtórzył pytanie, ale zmieniła zdanie, uśmiechając się szeroko.
- Myślę, że to wszystko jest świetne. - Usta bolały ją od wymuszonego uśmiechu. - To fantastyczne, ale możemy o tym porozmawiać jutro, Teddy? Jestem dzisiaj bardzo zmęczona.
- Oczywiście. Idź się połóż, jesteś strasznie blada - poradził, a w jego oczach pojawiła się troska. Sprawiło to, że Victoire poczuła się niemal winna za swoje małe kłamstewko. Wciąż uśmiechała się, życząc mu dobrej nocy, po czym zsunęła się z parapetu, idąc w stronę dormitorium. Pamiętała o wyprostowanej sylwetce i przyjaznym wyrazie twarzy do czasu aż z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi dormitorium.
Stała przez chwilę. Nie przejmując się niczym, rzuciła się na swoje łóżko, nie zawracając sobie głowy rozbieraniem czy poprawieniem pościeli. Zwinęła się w kłębek, zamykając oczy. Przez jej głowę biegło milion różnych myśli, a każda z nich dotyczyła Teddy'ego. Najwyraźniej zaangażował się w ten związek mocniej niż sądzili. Ona myślała, że to coś przelotnego jak dziewczyny Bena czy chłopcy Noelle. Zmieniła jednak zdanie, gdy dostrzegła wyraz jego twarzy, gdy wymawiał jej imię. Jakby Amber brzmiało równie dobrze co Victoire i znaczyło coś więcej niż nastoletnia miłość. W pamięci wciąż miała jego uśmiech, gdy wymieniał imię swojej dziewczyny. Uśmiech, który sądziła, że ma na wyłączność.
- Victoire, co się stało? - Nie odwróciła się, słysząc dźwięk otwieranych drzwi. Uniosła głowę dopiero wtedy, gdy przyjaciółka podeszła do jej łóżka i usiadła na nim. - Coś się stało? - Nie widząc żadnej reakcji, dodała: - Chodzi o dziewczynę Teda?
Weasley zerwała się, siadając na łóżko. Pogładziła rozwichrzone włosy i stanowczo pokręciła głową, co wywołało uśmiech Rosewood.
- O to chodzi - mruknęła cicho.
- Nie wiem, o czym mówisz - zaprzeczyła blondynka, prostując ramiona w dumnym geście, aby po chwili skulić się w sobie, niszcząc pozory. - Noelle, on się naprawdę zakochał.
- To zróbmy z tym coś - zaproponowała Rosewood.
Victoire spojrzała na przyjaciółkę, chcąc podziękować, ale jedno spojrzenie na zawziętą twarz przyjaciółki wystarczyło, aby zrozumiała idące za słowami przesłanie. Noelle chciała jej pomóc, owszem. Jednak ta pomoc nie mogłaby się skończyć dobrze dla związku Teddy'ego.
- Chcesz doprowadzić do ich zerwania? - zapytała z niedowierzaniem. W tym momencie sama nie wiedziała, czy liczy bardziej na potwierdzenie czy zaprzeczenie.
- Decyzja należy do ciebie, Victoire.
____________________________________
Rozdział pisany dosyć dawno, więc styl może się nieco różnić od mojego obecnego. Dalej powinno być już jednak lepiej. Odnośnie Victoire - jest nieco melodramatyczna i kapryśna, ale to zabieg celowy, a Ted... On uwielbia tę dziewczynę, więc proszę miejcie dla nich trochę wyrozumiałości, dobra?
PS Dziękuję za komentarze i w ogóle wszystko, Jesteście najlepsi, wiecie?

28 komentarzy:

  1. No wreszcie rozdział 1! Co prawda czekał na BwH, ale dostałam Teda i Victoire, więc narzekać też nie mogę. Chociaż znacznie bardziej przepadam za Jamesem. <3
    Victoire rzeczywiście strasznie dramatyzuje. Rozumiem, że Teddy jest jej najlepszym przyjacielem, ale to, że nie powiedział jej o Amber to jeszcze nie grzech śmiertelny. Przecież mógł trochę pomilczeć, a nie zwierzać się jej zaraz po pierwszym wspólnym wypadzie do Hogsmeade. Ale cóż, panna Weasley najwyraźniej lubi mieć wszystko pod kontrolą. Ogólnie nie irytuje mnie, co jest sukcesem, bo zwykle nie cierpię głównych bohaterek. Nie wiem, są jakieś marysujkowe. Co prawda Victoire też wydaje się miejscami zbyt idealna, ale po pierwsze nie mogę oceniać jej po pierwszym rozdziale, a po drugie jako córka Fleur nie może być brzydka, więc to, że chłopcy się za nią oglądają nie jest niczym niezwykłym. :)
    Podoba mi się jej przyjaźń z Teddym, ale jeszcze bardziej podoba mi się przyjaźń Lupina z Benjaminem, który chyba wyrośnie na moją ulubioną postać. Jest świetny, taka mieszanka Syriusza Blacka i Draco Malfoy'a. Bardzo udana, czekam na więcej scen z nim i Tedem. I coś czuję, że Ben i ta przyjaciółki Victoire, która tak go nie lubi, Noelle, jeszcze do siebie wrócą. W końcu kto się lubi ten się czubi, jak wiemy od pani Rowling (Hermiona i Ron, Lily i James, wymieniać dalej? :D).
    Mignęło mi takie coś...
    "Kiedyś musi kiedyś wybuchnąć." Na pewno tutaj ma być dwa razy kiedyś?
    Ogólnie rozdział na plus. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy! <3
    [troubled-spirits.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. No, tutaj Victoire irytowała mnie znacznie mniej niż w prologu ^^. Tam jawiła mi się jako rozkapryszona, mała paniusia, zaś tutaj wydaje mi się całkiem normalną osobą. Choć mi też miejscami wydawała się zbyt idealna, no ale skoro jest po części wilą, to wiadomo, że musi wyróżniać się urodą, no i wychowana w takiej atmosferze, jest raczej sympatyczną osobą.
    Fajnie opisałaś zarówno ją, jak i jej relacje z otoczeniem: w Hogwarcie oraz w rodzinie. Wręcz jej zazdroszczę takiej rodzinnej atmosfery, że ma wsparcie bliskich i takie dobre relacje ze wszystkimi. Szkoda, że w prawdziwym świecie to taka rzadkość.
    Lubię też Teda, a kiedy w pewnym momencie jego włosy zmieniły się na niebiesko, aż się uśmiechnęłam *,*. Swoją drogą, metamorfomagia jest super...
    Victoire chyba jednak coś tam do niego czuje. Niby to tylko przyjaciel, nie myślała o nim jako o chłopaku, a jednak ewidentnie jest zazdrosna, gdy dowiaduje się, że Teddy ma dziewczynę. Spodziewam się, że nie jest tym zachwycona i może będzie się starać, żeby oni ze sobą zerwali? Z tego mogą wyniknąć różne ciekawe, zabawne sytuacje. Przedstawisz coś takiego? W sumie chętnie bym coś takiego przeczytała ^^.
    Wgl na którym roku jest teraz Victoire? Między nią a Teddym chyba były jakieś 2 lata różnicy o ile dobrze kojarzę. On się urodził w 1998 roku, a V. o ile pamiętam, w 2000 ^^.
    Rozdział mi się podobał, choć był taki typowo wprowadzający ^^. Aczkolwiek, mogłabyś jednak wyjustować tekst. Dużo ładniej by to wyglądało. Jakoś tak przywykłam do justowania i akapitów :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, między Victoire i Teddym jest dwa lata. Na początku byłam pewna, że jeden, a tu jednak dwa. Dzięki za radę - już wyjustowałam tekst. Znowu o tym zapomniałam;D

      Usuń
  3. Cóż dużo wody w rzece będzie musiało upłynąć nim ja i Victoire zapałamy do siebie sympatią... Ale przecież nie muszę pałać do niej od razu miłością. Aktualnie toleruje jej anielskie usposobienie.... Cóż Teddy to Teddy i już go kocham. Taki potulny baranek, który w zasadzie pójdzie tam gdzie mu każą, a przynajmniej tam gdzie mu każe Victoire. Nie mogłam się doczekać pierwszego rozdziału. Wypatrywałam go dziś cały dzień i wstawienie go to była jedyna dobra rzecz jaka mi się dziś przytrafiła.
    Panna Weasley nie wie sama czego dokładnie chce. A Teddy jest ślepy, że nie zauważył, że ona kłamie... No, ale w końcu to tylko facet, no nie można od niego wymagać nie wiadomo czego.
    Pozdrawiam, Lady Spark

    OdpowiedzUsuń
  4. Chwila, chwila, chwila......Musze przetrawić, albo przeczytać jeszcze raz przeczytać. No, wow. Najpierw, czyli jakieś pierwsze zdania tak jakoś myślałam o Victorii, jako takiej Rose. Jednak sztabko się przekonałam, jak wiele je różni. Jak na razie mam mieszane uczucia, co do tej bohaterki? Z jednej strony wiem, ze ja też bym rozpaczała, jakby mi ktoś tak zrobił ( chodzi mi oczywiście o kogoś w stylu Teddiego). Tak pewnie starałabym się w sobie to zdusić, wypytać o to kogoś innego. Po części ma racje, bo o takich sytuacjach, jako przyjaciółka tego chłopaka powinna wiedzieć, jako pierwsza, no może druga w ostateczności, ale powinna się dowiedzieć od niego, a nie od kogoś, że tak powiem przypadkowego. Jednak z drugiej strony wkurza mnie, że okłamała tego chłopaka w tak ważnej sprawi. Kurczę, ona go przecież kocha! Powinna mu to powiedzieć, a on jest głupi, że tego nie zauważył. Zna ją pewnie lepiej n iż ktokolwiek inny, a nie zauważył jak kłamie. Nawet blada się zrobiła, a on ślepo uwierzył, że się gorzej czuje. No oczywiście że nie jest z nią najlepiej, skoro jej ukochana osoba chodzi z kimś innym, w dodatku jej o tym nie mówiąc. Ale nie ważne, jestem ciekawa, co dalej wymyślisz, w sensie jak doprowadzisz do tego zerwania z Amber i czy w ogóle do niego doprowadzisz. Ogólnie chcę wiedzieć, co dalej. Pisz szybko, bo rozdział jest naprawdę boski. Mi się osobiście bardzo podoba. Pozdrawiam
    [http://jestem--cora--smierci.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  5. Victorie jest strasznie rozpieszczona. Ona by chciała by świat się kręcił wokół niej, czy co? Poza tym jest naprawdę świetną aktorką. Nie zapomina nawet o najmniejszym szczególe kiedy jest na skraju płaczu. Co ona robi u Gryfonów? Poza tym jakoś przeboleję fakt, że pewnie się zgodzi na ten plan by skłócić Lupina z Amber.
    Och, Teddy czasami jest taki ciapowaty troszeczkę, ale i tak go od razu polubiłam. Jego zachowanie i rozmowa z Benem jest świetna. :)
    W którym momencie zaczyna się akcja. Jakoś tak w środku roku szkolnego? Bo za bardzo to nie wiem też który jest rok w opoku.
    Agnes ma racje z Benem, takie połączenie Blacka i Draco. :D Od razu go polubiłam.
    Pozdrawiam, weny życzę i zapraszam na moje blogi. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rok jest ok. 2015. A miesiąc... Cóż, właśnie kończy się wrzesień;) Chciałam uniknąć po raz kolejny opisywania Ekspressu Hogwart.

      Usuń
  6. A ja polubiłam Victorie i Teddey'go, każde z nich na swój sposób jest dobrym, chętnym do pomocy człowiekiem.
    Nie sądzę, żeby Victorie była rozpieszczona może tylko trochę, ale jednak lata kiedy wszyscy się z nią liczyli zrobiły swoje. Na pewno była też przyzwyczajona, że zawsze miała przyjaciela wyłącznie dla siebie i nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Widać, że jest do niego bardzo przywiązana i zazdrosna. Choć moim zdaniem jej zazdrość nie wynika z długoletniej przyjaźni w, której o wszystkim mogli sobie powiedzieć, tylko z zakochania w przyjacielu. Tak długo się ze sobą przyjaźnią, że mogła nie zauważyć kiedy uczucie zamieniło się w coś głębszego i bardziej poważnego i jest po prostu tego nie świadoma.

    Teddy z pewnością źle zrobił nie mówiąc przyjaciółce o nowej sytuacji. Ale stało się, więc mówi się trudno. Teraz powinien być delikatny i dać Victorie czas na oswojenie się z rzeczywistością.

    Nie popieram za to pomysłu Noelle. Nie wiadomo na razie jaka jest ta Amber i czy przypadną sobie do gustu z Victorie. Lepiej byłoby najpierw ją trochę poznać. Ale nawet wtedy nic by nie robiła, tylko zdała się na kierunek losu. Nigdy nie wiadomo kiedy może się coś obrócić przeciw nam, jak to mówią: kto mieczem wojuje od miecza ginie. Wcale bym się nawet nie zdziwiła gdyby Amber była zazdrosna o tą ich przyjaźń i kazała wybierać...
    No, ale czas pokaże co się wydarzy i wtedy można mieć nadzieję, że się wszystko dobrze ułoży.

    Czekam na następny i Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Victoire wydaje się w tym rozdziale o wiele milszą osobą, jednak nie zmienia to faktu, że wciąż jest samolubna. Skoro uważa Teddy'ego za swojego przyjaciela, to powinna także zrozumieć, że ma on prawo spotykać się z innymi dziewczynami, zakochać się. Czy ona naprawdę oczekiwała, że całe życie będzie przy niej trwał jak pachołek, za przeproszeniem, i piesek na zawołanie? To już jest nonsens! Skoro Vici może się umawiać, korzystać z życia, to dlaczego Teddy nie może?
    Swoją drogą, uwielbiam Bena. Od początku mnie zauroczył. Strasznie przypomina mi bliźniaków czy Huncwotów. Ben i Teddy stanowią odzwierciedlenie Syriusza i Remusa z czasów szkolnych. Jeden szalony, zwariowany, a drugi poważny i opanowany. Aż dziw, że osoby o tak odmiennych charakterach mogą się zaprzyjaźnić. Nigdy jakoś tego nie rozumiałam, jak to się dzieje, choć sama mam przyjaciółkę zupełnie różną ode mnie.
    Ale wracając do konfliktu między Victoire a Teddym - owszem, młody Lupin źle zrobił, nie informując przyjaciółki, swojej siostry o związku z Amber od razu. I rozumiem zachowanie Victoire, jej zawód, ale bez przesady. Skoro jest szczęśliwy, to niech będzie. Z powodu posiadania dziewczyny nie przestanie przecież być jej przyjacielem, opoką i starszym bratem, którego nie posiada. Nadal będzie przy niej, aby ją wspierać. Więc mam nadzieję, że Victoire nie przystanie na propozycję Noelle, by doprowadzić do zerwania Teddy'ego i Amber. Aż strach pomyśleć, co by zrobił Lupin, wiedząc, że to jego ulubiony anioł przyczynił się do rozstania z dziewczyną, którą kochał, szanował. Na której mu zależało. Chociaż, znając Victoire i jej chęć posiadania Lupina na wyłączność, wprowadzi ten plan wraz z przyjaciółką w życie. Tylko mam nadzieję, że konsekwencje tego czynu jej nie przerosną.

    Całuję,
    Madem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam tutaj przez przypadek i wcale tego nie żałuję :P
    Zacznę od postaci... Victorie. Jeszcze nie mam o niej zdania. W pewnych momentach wydaje się być rozkapryszoną, rozpuszczoną nastolatką, a w innych niesamowicie inteligentną dziewczyną... No ale nic w tym dziwnego, w końcu jest córką Fleur ;>
    Teddy... zawsze go lubiłam, bo jest córką mojej ukochanej Nimfadory ;P Ich przyjaciele... Ben mi przypomina... chyba taka mieszanka Syriusza i Jamesa, ale nie jestem pewna... Mam nadzieję, że to się okaże w kolejnych rozdziałach :P Z kolei Noelle przypomina mieszankę mojej przyjaciółki i mnie :P Niesamowite pomysły, często niebezpieczne dla innych :P już czuję, że ją lubię.
    Ten rozdział porusza bardzo ważny temat - przyjaźń damsko-męską. Widzę, że wiesz o czym piszesz i liczę na Ciebie. Oby dalej szło ci tak dobrze.
    Dodałam Cie do moich blogów "czytanych" więc na pewno nie przegapię kolejnego rozdziału ;>
    Weny
    Puchonka ;>
    http://hogwart-moja-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo polubiłam Teddiego i Victorie. A tu parę błędów, które zauważyłam:
    "przekleństwa skierowane skierowane w kierunku Lupina."
    "Teddy'ego nie reagował jednak na zaczepki"

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja tam lubię Victorie ( chyba dobrze to napisałam),ale nie przepadam za Teddym,bo wydaje mi się taki oddany Vic. Doszukałam się kilku błędów,ale niestety ci ich nie wypiszę. Przepraszam! Skargę proszę kierować do mojego lenistwa jakby co ma na imię Stefan i jest nadzwyczaj wrażliwy.
    Lubię Bena,bo lubię aktora,który udzielił mu twarzy. Nie tak na serio to dlatego,że ma taki wyrazisty charakter.
    Nie wiem,bo choć nie było jeszcze Amber to już jej nie lubię. A i zgadzam się Victorie. Beznadziejne imię.
    Dobra. Podoba mi się i czekam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ted jest całkiem fajny w twoim opowiadaniu, a Victoire... jest okey. Jednak jakoś mi się strasznie nie spodobała. Chyba to przez tą widoczną zazdrość o Teda, a przecież on jest wolnym człowiekiem i może robić co chce. W dodatku sama napisałaś, że miała powodzenie u chłopców. Jedno działa na jej korzyść - jest z tego samego roku co ja (a to jest baaardzo rzadkie w HP).
    Ogólnie fajnie się zapowiada, a twój styl jest w porządku nawet w tym rozdziale. Podoba mi się twój sposób pisania.
    Pozdrawiam i weny życzę
    Tosia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wygląda na to, że Victoire zmieniła się wraz z wiekiem, a wychowanie wśród licznego kuzynostwa sprawiło, że nie przejmuje się tak bardzo swoim wyglądem jak w prologu. Wydaje mi się, że nawet gdyby założyła worek na głowie, to i tak wyglądałaby w nim jak ósmy cud świata ;p Ładnemu we wszystkim ładnie, jak to mówią :)
    Trochę irytuje mnie jej zachowanie w stosunku do Teddy'ego, nie bardzo rozumiem, o czym miała świadczyc jej reakcja. Faktycznie, Teddy jest jej najlepszym przyjacielem, jednakże ma prawo do własnego życia i nie musi się spowiadac ze wszystkiego dziewczynie.
    Victoire jest o wiele bardziej rozsądniejsza niż jej rówieśniczki, które, gdyby tylko mogły, czerpałyby ze swojej urody jak najwięcej. Widac, że zależy jej na Teddy'm i nie chce go stracic, nawet, jeśli miałoby to oznaczac zniszczenie jego związku z Amber, bo coś mi się zdaje, iż Vicky przystanie na propozycję Noelle i mimo szczerych chęci, nie będzie darzyc nowej dziewczyny Teda sympatią.
    Poza tym, uwielbiam Benjamina <3 Agnes ma rację, to takie idealne połączenie Syriusza Blacka i Jamesa Pottera + (jeśli o mnie chodzi) Easy'ego Adamsa :p.Dobrze, że Teddy trafił na tak wspaniałego przyjaciela, który nigdy nie pozwoli, aby chłopak zadręczał się własnymi myślami.
    Fajnie opisałaś jego relacje z Noelle, którą bardzo polubiłam ^^. Cieszę się, że nie świeci na jego widok oczami, jak jej koleżanka, tylko wyraźnie pokazuje swój charakterek...
    Mam nadzieję, że wybaczysz mi moje tradycyjne spóźnienie oraz wszelkie błędy. Powoli staram się zaprzyjaźnic z nowym tabletem siostry, która zabrała mój laptop ze sobą na wakacje, a do naszego rodzinnego komputera ciężko jest się ostatnio dorwac :(
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Hm... Byłam tutaj jak pisałaś BwH, ale historia Victoire i Teddiego będzie chyba inna. Co ja mówię chyba, NA PEWNO !
    Zgadzam się z Firiel, Victoire zmieniła się z wiekiem.
    Co do Teddyego nie wiem co mam pisać, bo przeczytałam ten kawałek w którym rozmawia z Benem i mogę powiedzieć, że przypomina mi w jakimś stopniu Rayan'a z BwH. Nie wiem dlaczego... :D
    Sprawa z celowym zerwaniem Teda i Amber... Cóż są piętnastolatkami, ale powinny wiedzieć, żeby nie mieszać w życiu innych. Victoire musi sama dojść do tego co czuje, a najlepiej jakby nie niszczyła po drodze do tego, związków innych. Ted jest w siódmej klasie i to chyba jasne, że w końcu musiał znaleźć sobie dziewczynę, a nasz droga panna Weasley jest niezorientowana w swoich uczuciach.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć,
    z tej strony Jill z Zaczarowanych zamówień. Miesiąc temu zamawiałaś u mnie szablon, ale musiałam pójść na urlop ze względu na popsuty laptop. Chciałam się zapytać czy zamówienie jest nadal aktualne. Jeśli tak, to daj znać na molepuma@gmail.com i dodaj odnośnik do Zaczarowanych. Jeśli nie to zignoruj ten komentarz.
    Pozdrawiam ciepło
    J.

    OdpowiedzUsuń
  15. Mam pytanko - ponieważ na szablonie jest scena z Darów Anioła (tak mi się wydaje), to czy będzie jakieś opowiadanie związane z tym fandomem? Bardzo prosiłabym o odpowiedź, bowiem chętnie bym poczytała coś fanowskiego, a sama w tej chwili nie mam głowy :D Dziękuję z góry za odpowiedź i biorę się do czytania opowiadań, których jeszcze nie czytałam (czyli chyba wszystko z wyjątkiem Brzyduli ) :D Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na szablonie jest Jace i Clary;) Hm, długiego opowiadania o Darach anioła nie planuję (przynajmniej na ten moment), ale z okazji ekranizacji mam ambitny plan wstawienia kilku miniaturek związanych z tą tematyką.

      Usuń
    2. Super, już nie mogę się doczekać!

      Usuń
  16. Ależ z tej Victorie Mary Sue chwilami! Przedstawiłaś ją strasznie idealistycznie w pierwszej części, że chyba ją znielubiłam. Próbuję wybrać między dwoma opcjami, które przychodzą mi do głowy jeśli chodzi o przyczyny jej zachowania po wiadomości, że Teddy ma dziewczynę. Albo jest zazdrosna, albo jest zła, że jej nie powiedział. Jednak z końcówki można wywnioskować, że bardziej to pierwsze, bo nawet nie chciała go szczególnie wysłuchać. Straszna z niej hipokrytka - ona opowiadała mu o swoich chłopakach, randkach i wcale nie przeszło jej przez myśl, jak on mógł się czuć? Nie dość, że hipokrytka, to troszkę głupiutka.
    Ted z kolei trochę mi się kojarzy z Hermioną, hehe. Jeśli chodzi o resztę bohaterów, to rodzeństwo Coote budzi póki co moją największą sympatię, wydają się bardziej konkretni i mniej oderwani od rzeczywistości niż Victoire, która chce żyć w bajce. Sorry maleńka, to nie tak. Ratuje ją w moich oczach to, że przeszło jej przez myśl, że plan jej koleżanki z dorma odbije się z pewnością negatywnie na szczęściu Teddy'ego. Brawo!
    Pozdrawiam (i mam nadzieję, że w żaden sposób Cię nie uraziłam!) :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Przez kilka ostatnich dni żyłam twoim opowiadaniem. Przeczytałam BwH prawie że jednym tchem, twoja historia bardzo mi się podobała. Tylko jak dla mnie troszkę za dużo pisałaś o innych postaciach, ale to tylko moja opinia. Pokochałam twojego Jamesa - ale tego Jamesa po przemianie, Jamesa, który oddał serce jednej dziewczynie i przestał zabawiać się z kilkoma dziewczynami na raz. Każda z nas chciałaby spotkać takiego swojego Jamesa!
    Jednak gdy doszłam do drugiej części twojego opowiadania, nieco się zaniepokoiłam wątkiem romansu Jamesa z nauczycielką. Widzisz, niedawno co zaczęłam pisać opowiadanie i wątek romansu Jamesa z nauczycielką (tak jak u ciebie - nauczycielka miała uczyć mugoloznawstwa)był pierwszym wątkiem, jaki mi przyszedł do głowy. To dzięki niemu powstało moje opowiadanie. Tylko że u mnie ich "związek" będzie bardziej rozciągnięty i ważniejszy. Zmieniłabym przedmiot, którego nauczałaby ta kobieta, ale żaden mi nie pasuje, gdyż wszystko już obmyśliłam. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, gdy napiszę moje opowiadanie tak, jak sobie zaplanowałam?
    Czekam na dalsze rozdziały o Victoire i Teddym. Zapowiada się ciekawie ^^
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa;) BwH po prostu w zamierzeniu miało być wielowątkowe, chociaż momentami może rzeczywiście jest tego przesyt. Opowiadanie pisz śmiało, bo przecież nie mam monopolu na wątek romansu z nauczycielką mugoloznastwa, a wydaje się to ciekawe.

      Usuń
    2. Zapomniałam podać adres, jakbyś chciała wpaść i poczytać moje wypociny :D http://take-apart.blogspot.com

      Usuń
  18. Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale troszkę nie miałam ostatnio czasu. Byłam na blogu, czytałam rozdział, jednakże nie było sposobności, aby coś naskrobać. Tak więc jestem.

    Victoire z "małej księżniczki" przeistoczyła się w zupełnie innego człowieka. Z wiekiem i rówieśnikami przemijają pewne zachowania, zaczyna kształtować się charakter, człowiek zaczyna szukać autorytetów. Wiadomość o tym, że Teddy ma dziewczynę była dla niej czymś, czego się nie spodziewała. Z jednej strony ją rozumiem: dawniej miała Teddy'ego tylko dla siebie, o wielu rzeczach sobie mówili, a tu nagle... pstryk... dowiedziała się od innych, że jej przyjaciel kogoś ma. Gdzieś tam głęboko kryje się uczucie, co widać. Mam nadzieję, że nie wpadnie na to, aby się zgodzić na próbę rozbicia związku przyjaciela. Prędzej straci Teddy'ego niż go "odzyska".

    Lubię Teddy'ego. Wydaje się taki zdystansowany do życia. Dobiera sobie starannie towarzystwo (to zupełnie jak ja xD), ale to dobrze. Przynajmniej ufa tylko tym, którym można, chociaż to nie zawsze się sprawdza. Nie da się w pełni przewidzieć natury drugiego człowieka. Sądzę, że Victoire, pomimo swojego żalu, nie powinna się tak na niego dąsać, chociaż miłość robi swoje.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Boże, powinno się mnie ukrzyżować. gdybym za każdym razem komentowała zaraz po przeczytaniu, to zajmowałabym pierwsze trójki. mówię całkiem poważnie.
    rozdział mi się podobał i napomknę raz jeszcze, że bardzo się cieszę, że postanowiłaś pisać właśnie o tej parce.
    Polubiłam Victoire. ma oczywiście swoje wady, bo kto ich nie ma, ale wydaje się być taka realna i prawdziwa, a nie przerysowana. trochę jej współczuję, to musiał być szok, kiedy dowiedziała sie, że Ted ma dziewczynę. Taki kubeł zimnej wody, który mam nadzieję jej nie zaszkodzi.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. BUM! I oto pojawiam się ja ze swoim powalającym komentarzem. Oczywiście żartuję, pewnie nie będzie taki powalający, pewnie wszystko to, co napiszę, zostało już napisane przez kogoś wcześniej, ale nieważne. Nie myślę o tym, nie teraz.
    Lubię Teddy'ego, choć trzeba przyznać, że w sumie nie mam ku temu sensownego powodu, bo przecież Rowling nie wspomniała nic o tym, jaki był. On się pojawił w książce jako potomek Remusa i Nimfadory (uwielbiam jej imię!), ale ani razu nie został - niestety - nie pokazała ona jego charakteru, nie opisała dokładnego wyglądu. Wspomniała coś, owszem, ale nigdy nie ukazała go nam w całości. A szkoda. Jednak lubię go. Bo jest częścią tej historii, historii, która odmieniła moje patrzenie na świat.
    Wracając jednak, bo zmieniam temat, ale tak to już ze mną bywa, że lubię pisać, gadać i robić wszystko, byleby tylko nie trzymać się głównego wątku. O, i znowu zaczynam. Ech...
    Victoire mi się nie podoba. Oczywiście uwielbiam Twój styl pisania, żeby nie było, jesteś moją ulubioną blogową autorką - ach, ach! - ale nie lubię jej. Wiem, że każdy ma wady i super, że to ukazałaś, że nie zrobiłaś z niej kogoś idealnego, ale ja nienawidzę osób, które chcą zatrzymać innych tylko dla siebie. Przecież V. powinna wiedzieć, że Teddy nie zawsze będzie jej, że kiedyś pozna jakąś dziewczynę, która będzie z nim bardzo, bardzo blisko. Możliwe, że bliżej niż ona. W końcu świat nie kręci się wokół niej, czyż nie?
    Podoba mi się. Naprawdę podoba mi się to, co piszesz. Tak, nie jedyna tak mówię, ale co innego powiedzieć mogę? Super, pisz dalej, nie mogę się doczekać. Taak, tego też można było się spodziewać.
    Trzymaj się, życzę Ci dużo, dużo weny, bo wiem, że lubi ona od czasu do czasu uciec niespodziewanie na wymarzone wakacje. A wtedy już nieprędko wraca, bo kto by wrócić do rutyny życia codziennego? :)

    Pozdrawiam Cię serdecznie,
    Autorka bloga Odbicie Cienia

    PS Chcesz zacząć mnie informować o następnych notkach, kochanie? XD <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.