16 marca 2014

8. Czas prawdy



Święta jak zwykle całkowicie zaabsorbowały Victoire.
Początkowo myślała, że przez tę całą sprawę z Teddy'm nawet czas spędzony w domu nie będzie jej sprawiał radości. Myliła się. Dom
rodzinny, rodzice i ciepło przy kominku - tego wszystkiego właśnie potrzebowała, chociaż uświadomiła sobie to dopiero wieczorem, gdy kładła się spaść. Uśmiechnęła się w ciemności sama do siebie. Tutaj nikt nie mógł jej zranić.
Ranki spędzała na rozmowach z mamą, która chciała się koniecznie wszystkiego dowiedzieć. Czuła, że chciałaby się dowiedzieć, dlaczego jest cicha, mniej mówi i często patrzy w okno. Mówiła więc o wszystkim; ocenach, nauczycielach i nowej szacie, którą chciała zamówić w czasie przerwie świątecznej. Razem z mamą zaplanowały już wyprawę do Londynu i na ulicę Pokątną.
W rozmowach z ojcem przyjęła taktykę Fleur, którą zaobserwowała we wczesnym dzieciństwie - im więcej mówiła, tym tata zadawał mniej pytań. Jego również zarzucała potokiem słów, które pospiesznie wypadały z ust. Wypełniała milczenie, udając, że jej życie się nie zmieniło.
Popołudniami próbowała się uczyć, ale w tym skutecznie przeszkadzali jej Dominique i Louis, których entuzjazmu nie mogło nic zabić. Rodzeństwo uwielbiało się kłócić, więc często musiała zostawać niechętnym arbitrem w ich błahych sporach. Nie powiedziałaby tego głośno, ale cieszyło ją ich towarzystwo. W Hogwarcie mijali się na korytarzach, a ich rozmowy sprowadzały się głownie do pytań o listy i pieniądze od rodziców. Tutaj znowu byli całością, rodzeństwem, które kłóciło się, aby potem godzić przy wspólnym jedzeniu Czekoladowych Żab.
Podeszła do biblioteczki i wyciągnęła książkę o wróżbiarstwie, którym kiedyś fascynowała się Fleur po czym usiadła na fotelu obok ciepłego kominka. Płomienie trzaskały wesoło, gdy otworzyła lekturę. Powinęła nogi, okrywając się miękkim kocem. Przymknęła na chwilę powieki. Pragnęła zatrzymać czas. Zanurzyć się w wieczności tej jednej chwili, gdy mogła poczuć się szczęśliwa.
Pomimo tego szczęścia czuła, że rodzice obserwują ją uważniej niż zwykle. Dostrzegała ich zaniepokojone spojrzenia przy kolacji albo pozornie normalne spojrzenia, gdy pytali, czy wszystko jest w porządku. Kłamała, odpowiadając, że nic się nie zmieniło. Prawda jednak była zbyt skomplikowana, aby mogli przejść obok niej obojętnie.
- Rozmawiałaś z nią?
Drgnęła, słysząc głos taty. Niepostrzeżenie uniosła się, wyciągając szyję. Stał w kuchni, która łączyła się z salonem, dlatego tak dobrze słyszała jego głos. Opierał się o kredens i patrzył na kogoś stojącego w głębi.
- Nie, bo ona upiera się, że wszystko jest w porządku.
Rozmawia z mamą, uświadomiła sobie Victoire. Fleur Weasley od kilkunastu lat mieszkała w Wielkiej Brytanii i nauczyła się języka swojej nowej ojczyzny, ale mimo to w jej głosie wciąż brzmiał śpiewny francuski akcent.
Przez chwilę Victoire zastanawiała się, o kim mogą rozmawiać nim uświadomiła sobie, że w głębi serca wie. To ona ich martwiła. Nie zmyliły ich jej słowa, fałszywe uśmiechy i nieudana próba ukrycia bezdennej rozpaczy. Patrzyli na nią i dostrzegali więcej niż chciałaby, aby wiedzieli.
- Może spróbujmy jeszcze raz? Może, gdybyśmy razem z nią porozmawiali...
- Bill, nie - zaprotestowała gwałtownie Fleur. Victoire nie musiała jej widzieć, aby wiedzieć, że zapewne w tej chwili gwałtownie potrząsa jasnymi włosami. - Ona się jeszcze bardziej zamknie w sobie i nie będzie chciała z nami rozmawiać. Pewnie zakochała się w jakimś nieodpowiednim chłopcu i boi się nam powiedzieć.
- Co rozumiesz przez słowo nieodpowiednim? - zapytał podejrzliwie Bill.
- Och, kochanie, nie bądź taki zasadniczy - upomniała męża Fleur.
- Masz rację - stwierdził spokojnie, po czym dodał: - Zawsze mogę spytać spytać Teda, co myśli o tym chłopaku.
- Bill! - jęknęła Fleur. - Nie możesz! Victoire ma prawo do prywatności i nie możemy tego zepsuć, chociaż też chętnie dowiedziałabym się czego o tym młodzieńcu.
Mój wybranek jest najprzystojniejszym chłopakiem w całym Hogwarcie, powiedziała sobie w duchu Victoire. Umie zachować zdrowy rozsądek i potrafi mnie pocieszyć. Zawsze stawia moje dobro na pierwszy miejscu i wiem, że mu na mnie zależy. Jest odpowiedzialny i nie bawi się życiem. Wie, czego chce. Przekonywała siebie w myślach, wyobrażając sobie tę rozmowę, która miała się nigdy odbyć.
Nie potrafiła tak po prostu powiedzieć, że zakochała się w Teddy'm. Rodzice pewnie zaakceptowaliby to i nie zdradzili jej tajemnicy.Widząc jednak, jak cierpi nie mogliby przejść obok tego obojętnie, co zmusiłoby ich do wyboru, który nie mógł się skończyć dobrze. Ted nie musiał mieć tego samego DNA, aby wszyscy wiedzieli, że należy do ich rodziny. Był jednym z nich.
***
Teddy, idziesz?
Poderwał się gwałtownie, słysząc wołanie babci. Wybiegł ze swojego pokoju. Słyszał stukot parkietu, gdy przebiegł przez trzeszczący parkiet. Wpadł do salonu i zmarszczył brwi, widząc siedzącą przy stolę babcię. Zmartwił się. W pierwszej chwili pomyślał, że stało się coś złego, ale widok imbryka i niewielkich, ręcznie malowanych filiżanek przypomniał mu o herbacie. Uderzył się lekko w głowę, uświadamiając sobie własne zapominalstwo.
Picie herbaty było rytuałem, który rozpoczął się wiele lat temu. Czynili to zawsze, gdy przyjeżdżał do domu z Hogwartu; we wszystkie święta i wakacje. Sensem ceremoniału była jednak nawet nie sama konsumpcja napoju, lecz panujący przy tym nastrój. To był czas dialogu i rozmowy bliższej sercu niż jakakolwiek inna. Słowa same płynęły, a wspomnienia nie budziły tyle smutku.
Wszedł do pokoju i uśmiechnął się na widok babci poprawiającej niewielkie filiżanki. Robiła to z wielką wprawą a zrazem wrodzoną elegancją, która uwidaczniała się w każdym jej ruchu. Uwielbiał ją i wolał się nie zastanawiać, gdzie byłby gdyby nie ona. Andromeda odwróciła się i uśmiechnęła się do niego.
- Wszystko w porządku? - spytała. Podeszła do kredensu i wzięła cukier w porcelanowym pojemniczku, który postawiła na stole.
Ted wciąż stał w progu, patrząc na nią z zadumą w ciemnych oczach. Nigdy nie powiedziała tego głośno, ale czasem miała wrażenie, że to Nimfadora stoi w progu i boi się jej powiedzieć, co wymyśliła. Był do niej podobny, gdy promienie przechodziły przez jego włosy albo krzywił się, jedząc cytrynę. Przypominało to o bólu, ale zarazem pozwalało też skoncentrować się na nim.
Wiedziała, kiedy był smutny albo zmartwiony, gdy tęsknił za nimi, a ona mogła jedynie go przytulić i przypomnieć, że chcieliby, aby był szczęśliwy. Teraz jednak czuła coś innego. Ted był wyraźnie roztarty. Uśmiech w kącikach ust i nieobecne spojrzenie. Nie wiedział, co czuje i najwyraźniej we wszystkim się pogubił, a ona mogła jedynie pozornie mu pomóc, bo tak naprawdę tylko on wiedział, czego chce.
- Wiesz, że chętnie cię wysłucham - powiedziała, siadając przy stole.
Chłopak wyprostował się i westchnął cicho, podchodząc do krzesła. Opadł na nie z westchnieniem.
- Babciu, ale ja sam nie wiem, co się dzieje. Czasami mam wrażenie, że o nich, dlatego pytam. Pytam. Szukam odpowiedz. I ciągle staram się żyć, tak jak oni by twego chcieli. Ale potem... Potem okazuje się, że to nic nie daje. Ja nadal nic nie wiem, a wszystko się wali.
Milczeli przez chwilę nim Andromeda odważyła się zapytać:
- Chodzi o Amber? Wtedy, na dworcu wydawała się miłą dziewczyną...
- Babciu! - przerwał Ted, czerwieniąc się. Jego nos zaokrąglił się, a włosy przybrały marchewkowy odcień. - Nie chodzi o Amber. Ona jest cudowna. Ma świetne poczucie humoru, dlatego potrafi sprawić, bym się śmiał. Też uwielbia zaklęcia  i przyszłości chce zostać aurorem. Nie znosi Czekoladowych Żab i nie wymaga, abym był kimś, kim nie jestem. Dzięki niej mam wrażenie, że wszystko jest w porządku. I tak jest, gdy stoi obok mnie. Wtedy nie martwię się o... O zupełnie nic.
- A co u Victoire, bo dawno jej nie widziałam? - zapytała, obserwując jego reakcję.
Ted wyprostował się. Jego palce zaczęły wystukiwać miarowy rytm na stoliku, aby po chwili zacisnął je w pięść.
- Victoire się zakochała. Tylko to mi powiedziała, po czym zaczęła mnie unikać. Nie mogę z nią porozmawiać, więc nie jestem w stanie się dowiedzieć, co się tak naprawdę dzieje. Cierpi, a ja nie mogę jej pomóc. Najchętniej porozmawiałbym z tym gnojkiem, który łamie jej serce. Ona na to nie zasłużyła.
Andromeda nie potrzebowała wiedzieć nic więcej. Amber musiała być miłą dziewczyną, która potrafiła rozbawić Teda, ale niekoniecznie uszczęśliwić. Jego nieszczęśliwa mina mówiła więcej niż słowa. On cierpiał za kimś, kto zawsze był przy nim. Nie rozumiał jeszcze dlaczego, ale niewiele brakowało, by doszedł do właściwych wniosków. Przed nim jeden zakręt, aby trafić na bezkresne szczęście w postaci Victoire.
Z trudem powstrzymała uśmiech. Wiedziała, że nie może mu pomóc w zrozumieniu własnych uczuć, ale miała nadzieję, że wnuk szybko zrozumie prawdę. Pragnęła jego szczęścia, które dać mu mogła tylko ona. Victoire.
- Teddy, wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale gdy zrozumiesz własne uczucia, zrozumiesz wszystko - powiedziała tajemniczo. Lupin popatrzył na nią sceptycznie, ale ona tylko się roześmiała. - Nie, Ted, nie mylę się w tym wypadku. Będzie dobrze.
***
Uwielbiała święta.
Kochała feerię barw i kalafonię dźwięków, które zawsze jej się z nimi kojarzyły.Wszystko błyszczało mocniej i jaśniej niż jakiekolwiek zaklęcie. Czas ten kojarzył się też z cudami. Magia kolorów przykrywała szarość dni, a usta wciąż układały się w szczery uśmiech.
W tym roku jeszcze mocniej zaangażowała się w przygotowania do świąt, aby po raz kolejny spróbować nie myśleć, dlatego z jeszcze większym zaangażowaniem piekła, gotowała i obierała pod czujnym okiem uradowanej babci Molly. Ucieszyła ją pomoc wnuczki, więc Victoire odniosła wrażenie, że naprawdę dobrze wykorzystuje ten czas. Nie miała czasu, aby siedzieć i rozmyślać, co jeszcze mocniej motywowało ją do działania.
Kolejnym plusem związanym ze spędzaniem większej ilości czasu w kuchni było niewidywanie Teddy'ego. Przyjechał do Nory ze swoją babcią i jak zwykle zajął się ujarzmieniem gromadki młodych Weasleyów i Potterów wpatrzonych w niego jak w obrazek. Niegdyś robili to razem, ale teraz nie sądziła, aby był to najlepszy pomysł. On zadałby pytanie, na które ona nie zamierzała udzielić mu odpowiedzi.
Kuchnia stała się więc jej schronieniem, gdzie mogła poczuć się bezpiecznie, przestać uważnie patrzeć, czy nikt nie widzi, co czuje. Cieszyło ją wycinanie kolejnych pierniczków w kształcie półksiężyca, zagniatanie kolejnych ciast i nawet słuchanie błahych narzekań ciotek nie mogło zburzyć jej spokoju. Niekiedy widziała jedynie spojrzenie babci Teda patrzącej na nią z zastanowieniem, jakby sama nie wiedziała, co myśleć. Ignorowała to jednak, nie chcąc burzyć kruchej rzeczywistości.
Sam Ted zrezygnował z niej. Początkowo próbował z nią jeszcze rozmawiać, ale wystarczyło kilka uników, by z tego zrezygnował. Na jej widok wyraźnie pochmurniał i nawet nie próbował udawać, że rozumie, co ją skłania do takiego zachowania. Dbała jednak o pozory. Udawała, że potrafi z nim rozmawiać, aby nikt z rodziny nie zauważył oschłości i obcości, która nagle się pojawiła. Nie była gotowa zmierzyć się z konsekwencjami swoich uczuć.
Kolacja minęła prawie bezboleśnie. Dostała miejsce obok Teda, czemu nie powinna się dziwić. Dotychczas zawsze ich talerzyki sąsiadowały ze sobą, a oni nie mogli się nagadać. Ten dziwny rok przyniósł więc dziwną ciszę, której istnieniu obydwoje zaprzeczali. Jednak nawet jego obecność nie mogła stłumić w niej radości z obcowania z rodziną. Słuchała ich głosów, śmiała się z kiepskich żartów i jadła więcej niż powinna.
Po kolacji zwykle zajmowali się odpoczynkiem i meczami qudditcha rozgrywanymi pod gwieździstym niebem wbrew babci Molly. Victoire niekiedy towarzyszyła im w tym, kibicując Teddy'emu i razem z wszystkim śmiejąc się z wymówek wujka Rona i zdecydowanych opinii Lily. W tym roku jednak wymówiła się bólem głowy i została w domu.
Pomachała przez okno uśmiechniętej Dominique, którą niespodziewanie zaatakował Louis. Biały puch wylądował na jej twarzy, co dało początek prawdziwiej bitwie. Dominique zmrużyła brązowe oczy i oddała bratu, by ostatecznie wywalić się na śliskim lodzie i stać się przyczyną wesołości Jamesa i Freda. Victoire odsunęła się od firanki, rozglądając się po niewielkiej sypialni, w której zawsze sypiała podczas wizyt u dziadków.
Przysiadła na wąskim tapczaniku, aby zerwać się i zacząć chodzić w kółko. Przycisnęła dłonie do rozgorączkowanych policzków. Spędzenie kilku godzin w towarzystwie Teda nie działało dobrze na jej zmysły. W pamięci nadal miała dotyk jego dłoni, czuła zapach cynamonu i widziała ciemne oczy wpatrzone na nią zupełnie inaczej niż kiedykolwiek wcześniej.
To wystarczyło, aby poczuła wyrzuty sumienia. Ted pewnie zastanawiał się, dlaczego unikała rozmowy z nim, którą przecież powinna odbyć w imię ich przyjaźni. On miał prawo wiedzieć. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie wstyd w głębi serca. Bała się swoich uczuć. Wstydziła się tego, co z nią czynią, więc pomimo ambitnych planów wątpiła, czy zdecyduje się na szczerą rozmowę z Tedem.
Trzask zamykanych drzwi wyrwał ją z zamyślenia.
Potrząsnęła głową, nasłuchując kroków, po których mogłaby poznać, kto właśnie wszedł do Nory. Miała cichą nadzieję, że to nie mama. Nie zniosłaby w tej chwili zaniepokojonego spojrzenia matki widzącej jej smutek. Gdyby zaś przyszła któraś z ciotek też pewnie próbowałaby z nią szczerze porozmawiać. Z tatą i wujkami sprawa wyglądałaby zdecydowanie korzystniej, czego nie mogła powiedzieć o swoich kuzynach. Uwielbiała ich wszystkich, lecz większość z nich posiadała ogromną potrzebę odkrywania świata, co w wolnym tłumaczeni babci oznaczało, że młodzi Weasyleyowi i Potterowie byli po prostu ciekawscy. Zaś niekwestionowaną mistrzynią w tym była Lily.
- Kto tam? - zawołała, nie mogąc dłużej czekać. Zmarszczyła brwi, nie usłyszawszy odpowiedzi.
Jej twarz rozpogodziła się pod chwili, gdy uznała, że musiała się przesłyszeć. Nie chciała się tym zamartwiać. Poza tym na pewno wszyscy świetnie się bawili na dworze,  a ona niepotrzebnie panikowała. Wszakże nic jej tu nie grozi, a jedyne zagrożenie to ona sama nie mogąca zapanować nad swoimi uczuciami. To emocje doprowadziły ją do tego miejsce. Teraz nie była w stanie czuć nic poza napięciem i oczekiwaniem na nieznane. Teraz musiała nad sobą zapanować, jeśli nie chciała stracić zmysłów.
Spokojnie, Victoire, powiedziała sobie w duchu. Wzięła głęboki oddech, przymykając powieki, by je po chwili otworzyć.
Łup. Łup. Łup.
Tam naprawdę ktoś był! Słyszała głuchy odgłos kroków. Jej serce waliło coraz szybciej. Sięgnęła do kieszeni, aby po chwili cicho westchnąć. Nie miała przy sobie różdżki. Zostawiła ją na stole  - wszakże, kto mógłby przypuszczać, że będzie jej akurat teraz potrzebna. Czuła każdy nerw w swoim ciele, krew krążącą w żyłach, gdy jej wzrok padł na miotłę opartą za szafą. Należała do Jamesa albo Freda i w ich mniemaniu była za zbyt wolna, aby na niej dzisiaj latać. Jednak do obecnych potrzeb Victoire nadawał się idealnie. Miała szeroką rączkę, która pasował do jej drobnych dłoni. Uniosła swoją broń, stając przy drzwiach.
- Victoire... - Dźwięk otwieranych drzwi wystarczył, aby opuściła miotłę, zanim intruz zdążył wypowiedzieć jej imię, a w drzwiach pojawiła się głowa.
- Ted! - pisnęła przestraszona Victoire.
Lupin pomimo zaskoczenia zareagował błyskawicznie. Uchylił się, a miotła opadła tuż obok jego głowy, z trzaskiem lądując na podłodze.
Victoire odskoczyła do tyłu, usiłując nie patrzeć na Teda i jego nagle pszeniczne włosy.
- Czy powinienem pytać, dlaczego chciałaś skrócić moje życie? - spytał ironicznym tonem, w którym brzmiała podejrzliwość.
- Nie wiedziałam, że to ty - odpowiedziała cicho, przysiadając na łóżku.
Ted stał, zastanawiając, co powinien zrobić. Irytacja mieszała się w nim z ciekawością. Walczył ze sobą przez chwilę, aby uznać własną porażkę.
- Dlaczego nie użyłaś różdżki, Victoire? - zapytał łagodnie. - Patrząc na to obiektywnie, gdybym stanowił zagrożenie, powinnaś najpierw użyć różdżki, a potem szukać hm, innych rozwiązań.
Urażone oczy w kolorze wzburzonego oceanu popatrzyły na niego gniewnie.
- Zostawiłam ją przy stole, bo babcia miała dosyć różdżkowych żartów Jamesa i Louisa, więc poprosiła, abyśmy je wszyscy tam położyli. Dziękuję za radę, ale potrafię sama o siebie zadbać.
Nie powinny go zaboleć jej słowa, ale nie mógł nic na to poradzić. Poczuł ukłucie gdzieś w okolicach serca. Nie chciał myśleć dlaczego.
- Wydaje mi się, że musimy porozmawiać - zmienił temat, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Widział, jaką reakcje wywołały w niej te słowa. Najpierw jej oczy rozszerzyły się, aby po chwili zmienić się w dwie wąskie szpary. Z rumianych policzków zniknął cały kolor, a wargi zacisnęły się w gniewnym wyrazie.
- Nie sądzę, aby to było właściwie. Poza tym powinieneś teraz grać z nimi - skinęła głową w stronę polanki używanej do gry w qudditcha - i zdobywać kolejne punkty?
- Rozumiem, że jesteś na mnie o coś wściekła, ale dałem ci wystarczająco dużo czasu.To już koniec. Pozwoliłem, abyś mnie unikała, wykręcała się i zbywała przy każdej nadarzającej się okazji. Zaciskałem zęby i nic nie mówiłem, podczas gdy ty patrzyłaś na mnie, jakbym zrobił ci coś złego. Czasem miałem tego dosyć, ale powstrzymywałem się. Mówiłem sobie, że pewnie potrzebujesz więcej czasu, że wiesz, jak bardzo zależy mi na to. Jednak dopiero dzisiaj się zorientowałem, jakim głupcem byłem, tak postępując. Dałem ci szansę na oddalenie się ode mnie, a ty nie zamierzałaś nigdy wrócić. Z dnia na dzień, bez wahania po prostu zakończyłaś naszą przyjaźń. Nigdy nie myślałem, że tak postępują przyjaciele...
- Ted, przestań - jęknęła dziewczyna. Victoire wstała i podeszła do okna. Spojrzała na spadające płatki śniegu, próbując nie myśleć o nim.
Miał rację. Zostawiła go bez słowa wyjaśnienia, naiwnie sądząc, że to zaakceptuje. Była zbyt zakochana i głupia, aby to wcześniej dostrzec. Zlekceważyła go, a teraz mogła jedynie wzywać imię Merlina, marząc o szybkim zakończeniu sprawy, na które nie dane jej było liczyć.
- Ty nic nie rozumiesz - powiedziała zrezygnowana. Opuścił ramiona, czując, że włosy opadają jej na twarz. - Musiałam to zrobić, bo nie chciałam, aby ktoś ucierpiał. Tylko tak może być bezpiecznie dla nas obojga. Ted proszę...
- Nie.
Jedno słowo sprawiło, że westchnęła cicho. Ted zerknął na nią spod przymrużonych powiek i uniósł brwi, gdy łzy pojawiły się w oczach Victoire. Mrugała energicznie, próbując je pokonać, ale słone krople wygrywały, mocząc jej alabastrowe policzki.
- Nie płacz - poprosił Ted, podchodząc bliżej. Wyciągnął ramiona i delikatnie ją objął. Poczuł drżenie jej szczupłych ramion. - Zniosę wszystko tylko nie to.
- Wszystko? - zaśmiała się gorzko, unosząc głowę. Otarła łzy i popatrzyła mu prosto w oczy. Czuła, jak budzą się w niej nowe emocje, jak wraca znajomy gniew za nieodwzajemnioną miłość. - Ted, nie masz pojęcia, o czym mówisz. Wiesz, jak to jest nie móc patrzeć na kogoś, bo to aż boli? Cierpieć w milczeniu, bo słowa mogą wszystko zniszczyć albo łkać w poduszkę, gdy myślisz, że nikt nie słyszy? Wtedy cierpisz, spalając się dla uczucia, które nigdy nie powinno zaistnieć. Wyrzucasz sobie, że trzeba z tym zakończyć bez ranienia drugiej osoby. Nie masz prawa jej obarczać swoimi uczuciami. Nie masz prawa niszczyć czyjegoś życia przez swojego uczucia...
- Nikt nie jest wart czegoś takiego - przerwał jej Ted. Potrząsnął głową, a zafascynowana Victoire patrzyła na jego zmieniające się kolory włosów. - Nieważne, jak cudowny on ci się wydaje, nie zasługuje na ciebie, skoro przez niego cierpisz. Pewnie myślisz, że go kochasz, ale to tylko złudzenie. Niedługo minie i znajdziesz kogoś, kto na ciebie zasługuje. On będzie cię kochał i szanował.
- Ty nic nie rozumiesz - powiedziała z niedowierzaniem. - Ted, kocham cię...
- Vics, wiesz, że ja cię też uwielbiam - odparł czule, głaszcząc jej włosy.
- Nadal nie rozumiesz - upierała się Victoire, a on popatrzył na nią ze zdziwieniem. Jego spojrzenie paradoksalnie dodało jej odwagi. Stała przez sekundę nieruchomo, aby niespodziewanie stanąć na palcach i przybliżyć się do jego twarzy. Widziała zaskoczenie na jego twarzy. Czuła równo bijące serce. Uśmiechnęła się i zrobiła to. Zbliżyła swoją twarz do jego, muskając usta. Pocałowała Teddy'ego.
- Zakochałam się w tobie.
__________________________
Nie do końca wierzyłam, że się wyrobię, ale udało się. Oby ten stan trwał jak najdłużej. Co prawda olałam jutrzejszą kartkówkę z łaciny, ale i tak nie byłabym się w stanie na nią nauczyć odmieniać brachia czy pes. Zostało 49 dni do tegorocznej matury - przerażą mnie ta uciekająca liczba dni, więc muszę spróbować dogonić czas, aby potem nie mieć wyrzutów sumienia.
Wstawiłam nowy szablon, bo to zwykle dużo mi daje. Śliczny, nieprawdaż?
PS Nie wiem, jak Wy, ale ja baardzo się cieszę, że sezon na seriale znowu trwa w pełni i jest Suits, Reign, Revenge, Chicago PD i wszystko inne

27 komentarzy:

  1. Condawiramurs16 marca 2014 22:32

    no, wreszcie jakiś przełom xD mam nadzieję, że 'przepowienie' Andromedy spełnią się już teraz, wraz z tym pocałunkiem, i że Ted zrozumie swoje uczucia, a nie ucieknie - to byłoby głupie, gdyby teraz rolę w 'kotku imyszce' się odwróciły. Inna kwestia,że nie spodziewałam się, że Victoire to zrobi, mając taką sieczkę w mózgu, ale może właśnie dlatego to uczyniła - po prostu ejszcze chwila,a faktcyznie by oszalała. Więc dobrzewłasćiwie, ze młody Lupin akurat wszedł i dowiedział się prawdy. święta to maigczny czas, więc niech i tu tak będzie. tylko czy nie oznacza to, że to byłby koniec tegoopowiadania (chlip,chlip)??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, nie, to jeszcze nie koniec :) Uwielbiam Twój komentarz - wiesz, że czytam go czwarty raz i ciągle nie mam dosyć? :D

      Usuń
    2. O kurde ake robi furorę, to dobrze, chce poczytać o ich szczęściu. Zapraszam na nowość zapiski-condawiramurs

      Usuń
  2. Jesteś najlepsza, bardzo podoba mi się notka. Masz talent do opisywania około świątecznego klimatu. Zawsze jak czytam święta w Norze, to żałuję że rudowłosa rodzinka mnie nie adoptowała. Teraz mamy tak trochę melancholijnie, ale po ostatnim zdaniu V. chyba akcja nabierze tempa.
    M. nie martw się maturę - robisz wszystko co w Twojej mocy i będzie dobrze. Ty chyba za dużo myślisz.
    Buziaki!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty zawsze znajdujesz właściwe słowa, wiesz?
      No i łatwo Ci mówić o maturze, nieprawdaż?
      PS I tak wiem, że to ty! :D

      Usuń
  3. Victoire kompletnie zaskoczyła mnie tym wyznaniem pod koniec rozdziału. SIedzę i zbieram szczękę z podłogi. Mam jednak nadzieje, że teraz Ted nie zacznie jej unikać, ale chyba tak będzie. Przecież ma Amber.
    Och, magia świąt. Zaczęłam za nimi tęsknić. Chociaż nienawidzę tej całej ich otoczki ;).
    Znam uczucie uciekającego czasu. Ja w czerwcu mam egzaminy i musze przeczytać jeszcze 4 książki (minimum) a stoje przy jednej i wybieram erasmusowe imprezy. Och, tak bardzo się boję, że nie zdam. Matko, czasami serio chciałabym znać przyszłość i widzieć co się zdarzy - mimo, że wyznaję zasadę najlepiej dać się zaskoczyć. Nie w tym wypadku, bo aktualnie nabawiam się wrzodów na żołądku.
    Liczę, że szybko naskrobiesz nowy rozdział w przerwach między nauką, serialami i spotkaniami towarzyskimi.
    Pozdrawiam, Lady Spark
    [wczorajszy-sen]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że znajomość przyszłości mogłaby pomóc w wielu sprawach, ale czy dałoby się uniknąć wszystkich błędów? Pewnie i tak ludzie by je popełniali, a inni - jak ja - marnotrawili czas.
      Gratuluję Erazmusa ;) To musi być wspaniałe przeżycie, chociaż ja bym się chyba na to nie odważyła. Namawiam jednak siostrę, aby pojechała, to mogłabym ją odwiedzić ;D

      Usuń
    2. Gdbym wiedziała, że zdam te wszystkie egzaminy tutaj, spałabym spokojniej i bez wyrzutów sumienia wychodziła z mieszkania. A tak przy każdym wyjściu myślę czy aby nie powinnam tego czasu spędzić z książką. Ech... Czasami nienawidzę mojego poczucia odpowiedzialności i sumienia, które gryzie gorzej niż nie jedna pchła.
      O tak jestem zupełnie zadowolona z Erasmusa ;D. Jest świetnie, ale jak mówię to nie wakacje :D

      Usuń
    3. Spokojnie, na pewno zdasz je śpiewająco i potem będziesz się śmiała z wcześniejszych obaw. Będę trzymała za Ciebie kciuki ;) A ile ogólnie masz egzaminów? No i w jakim miejscu jesteś? Nie no wiadomo, żę Erazmus to nie wakacje, ale chyba zdecydowanie przyjemniejszy sposób na spędzenie semestru chyba ;)

      Usuń
    4. Mam cztery, bo do Polski muszę przywieźć 30 pkt ECTS (to jest taki międzynarodowy system oceniania). I dlatego właśnie 4. Jestem we Włoszech, w Maceracie ;).
      Za kciuki nie dziękuje i oby było tak jak mi każdy teraz mówi, że w czerwcu się będę z tego naśmiewała do łez, że się bałam.

      Usuń
  4. Opisywanie świąt wyszło całkiem zgrabnie i przyjemnie. Taki rodzinny, sielankowy czas. Zarysowałaś też trochę relacje Victoire z rodzicami i rodzeństwem, do tej pory byli dość marginalizowani. Rozdziały o Hogwarcie zasadniczo kluczyły głównie wokół miłości do Teda, zazdrości o Amber i czasem pojawiały się jakieś szkolne koleżanki. Troszkę właśnie brakowało tego rodzeństwa, ale jeśli oni są kilka lat niżej, to faktycznie nie zawsze mogli mieć okazję, by dużo ze sobą przebywać. Wgl Victoire jest na piątym roku teraz?
    To, że starała się ukryć swoje rozterki i udawała, że wszystko jest w porządku, także jest całkiem prawdopodobne. Ale jak widać, nawet rodzice nie dali się nabrać na jej wymówki i pozorowanie normalnego zachowania, zauważyli, że coś jest nie do końca w porządku. Ale podoba mi się to, że się nie narzucali i nie naciskali, a dali jej trochę swobody, pozwalając, żeby sama do nich przyszła, jak będzie mieć ochotę.
    Podobała mi się też końcowa scena z Tedem. Przez moment myślałam, że ona faktycznie go zdzieli tą miotłą i aż się uśmiechnęłam na tę scenę. On też widocznie zauważył, że coś się dzieje, tyle nie wiedział, że to przez niego. Zaskoczyło mnie jednak to, że go pocałowała, ale jestem bardzo ciekawa, jak chłopak na to zareaguje. O, i byłabym zapomniała o scenie z Andromedą - fajnie przedstawione relacje babci z wnukiem, i nawet wspomniane jego podobieństwo do Nimfadory (pewnie wiesz, że uwielbiam Tonks?). To był przyjemny fragment.
    A jeśli chodzi o maturę, to wcale nie jest tak straszne, naprawdę ^^. Też się stresowałam, ale potem to już była wielka ulga i wręcz się śmiałam z moich wcześniejszych obaw. Niektórzy bardzo mocno dramatyzują, ale ja nawet nie musiałam wyrzekać się żadnych przyjemności i podeszłam na lajcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Victoire jest na piątym roku. Chciałam ją dać na szósty, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. Tak, wiem, że uwielbiasz Tonks ;) I wiesz, że dzięki Tobie i Twojej miłości do metamormomagii pamiętam o zdolnościach Teda? Tak to pewnie już dawno bym zapomniała ;D
      Rodzeństwo Victoire pewnie pasowałoby gdzieś wrzucić, ale jakoś nie wyobrażam sobie ich rozmowy o uczuciach :D
      Wiem, że pewnie za bardzo przejmuję się maturą, ale chciałabym wiedzieć, że coś umiem, a na razie jest z tym kiepsko. Poza tym wszędzie piszą, aby uczyć się od początku klasy maturalnej, a ja obudziłam się trochę późno na np. naukę historii. Zazdroszczę Ci, że masz już to za sobą.

      Usuń
    2. No, według kanonu między Victoire a Tedem jest 2 lata różnicy ;). Bo ona podobno urodziła się w 2000 roku już.
      Tonks była świetną postacią, ona i Luna to moje ulubione postacie z całego HP. Choć nigdy nie ryczę przy książkach i filmach, nawet mama mi mówi, że mam serce z kamienia, tak przy scenie z ciałem Tonks prawie się popłakałam.
      Do metamorfomagii mam ogromny sentyment i zazdroszczę mojej Evelyn, że to umie, nie musi sobie niszczyć włosów farbami tak jak ja xD.
      Hahaha, a wiesz, że ja też podeszłam do matury bez przygotowania? Niby niektórzy gadają, że trzeba się uczyć od września, ale ja raczej podchodziłam sobie na luzie. Wystarczały mi próbne matury, których było sporo (z samej matmy 5) i uważanie na lekcjach, nie uczyłam się w domu. Swoją prezentację na polski napisałam może w góra dwie godziny, i dopiero gdzieś w kwietniu, żeby być na świeżo (i nie przeczytałam połowy lektur, których w niej użyłam, bo jestem leń). Ogólnie zawsze przed egzaminami jest panika, zwłaszcza, że nas też straszono nimi, ale na pocieszenie powiem, że prawdziwa matura zazwyczaj jest łatwiejsza od próbnych (no, przynajmniej moje były, ale dużo osób też twierdzi, że na prawdziwych było lepiej). I kiedy już zdałam ostatni przedmiot, to byłam cała w skowronkach, i aż mi się śmiać chciało, że tak się bałam. Teraz, z perspektywy studiów, tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że klasa maturalna to jednak było nic. Studia też ogólnie nie są tragiczne (tylko sesja jest ciężka, ale tak w ciągu roku to mamy raczej luźno, przynajmniej na pierwszym roku), ale jednak tęskni mi się do klasy maturalnej. Ta matma była taka cudownie prosta w porównaniu do tej na studiach...
      Jeśli chodzi o historię, to nie wiem, jak to wygląda, bo u nas w szkole nikt jej nie zdawał xD. Ja sama mam tak duże luki w wiedzy historycznej, że pewnie bym ją oblała.

      Usuń
    3. Tak, między V. i T są dwa lata różnicy, chociaż rzez dłuuugi okres czasu nie zdawałam sobie z tego sprawy i zakładałam, że to tylko rok. Gdy to sprawdziłam przeżyłam szok.
      Wiem, że może nie będzie aż tak źle z matury i dziękuję za pocieszenie;) U mnie stres do matur wzmaga chyba też z powodu niezdecydowania odnośnie wyboru kierunku studiów. W sumie z prezentacją na ustne chyba pójdę Twoim śladem. Też pewnie będę tęsknić za klasą maturalną i kończeniem dwa razy w tygodniu o 11 :) Ale chyba coś musi w tym być, skoro wszyscy mówią, że matura to mały pikuś przy studiach, gdzie masz więcej materiału i chyba dużo mniej czasu na jego opanowanie.
      U mnie tylko ja zdaję historię R, a jedna dziewczyna P, chociaż mamy rozszerzenie w programie klasy. Nie wiem, po co się na to porwałam, chociaż to w sumie cała ja ;D

      Usuń
    4. Noo, ja też się stresowałam, a wtedy to ze mnie się starsi nabijali, że za bardzo dramatyzuję. Tyle, że u mnie dramatyzowanie nie przekładało się na naukę, bo jak się wcześniej nic nie uczyłam tak w klasie maturalnej też zupełnie nic.
      Jeśli chodzi o prezentację to w sumie wszystko jedno, kiedy się pisze, ja zrobiłam to w takim momencie, żeby być w miarę na świeżo (bo i tak nie oddajesz do sprawdzenia tego, tylko bibliografię trzeba oddać tam miesiąc czy ileś wcześniej), i jeśli piszesz to sama, to nie powinno być źle, ja miałam 100%. Pytania też zadają bardziej pod temat, raczej nie sądzę, aby pytali o jakieś szczegółowe rzeczy z lektur, więc nawet, jeśli się nie czytało, a ma się jakieś pojęcie z lekcji czy z pisania pracy, to się nie wyda.
      Jeśli chodzi o studia, myślałam, że masz wymarzony kierunek ^^. Na studiach ogólnie materiału jest więcej i trudniejszy, ale najgorzej jest w czasie sesji, kiedy są egzaminy. W sumie jednak najbardziej szokujące jest to, że studia to zupełnie inne realia, inne podejście i wgl. A jeśli chodzi o ilość zajęć... Cóż, ja mam wolne wszystkie piątki w tym roku, czasami są też dni, kiedy się siedzi 12 godzin (ja akurat tak nie mam), czasami się ma tylko jedną lekcję. Więc jest baaardzo różnie. A, i zmorą są okienka. Okienka to zło.
      A zdajesz coś jeszcze dodatkowego poza historią?

      Usuń
    5. Tak, prezentację będę pisała sama, ale chyba oprę się na podwalinach pracy siostry - miała ten sam temat. Nie, no gdyby u mnie panikowanie przekładało się na pracę to byłabym już gotowa na matruę ;D A tak tylko sobie gadam/piszę, aby odnaleźć dawno zgubioną motywację.
      Nie, kierunek miałam chyba, ale teraz sama nie wiem ;D Bo w sumie skąd mam wiedzieć, co będzie za dziesięć lat? Jedno tylko wiem - będę studiować coś humanistycznego, bo jestem okropnie słaba zła z matmy i równania, logarytmy itp. to nie dla mnie.
      Czyli matura to pestka w porónaniu ze studiami, bo później wcale nie jest więcej czasu na naukę materiału? ^^ Okienka są aż tak złe? Kurcze, aż jestem tego wszystkiego ciekawa.
      Zdaję jeszcze dwa rozszerzenia: polski i wos.

      Usuń
    6. To dobrze ^^. U nas dużo osób kupowało, lub miało gotowce z neta (pamiętam przypadki, gdy ludzie przed samym wejściem na maturę uczyli się prezentacji, których nawet nie napisali, a mieli tylko na wydrukowanych z internetu stronach podkreślone wybrane zdania), ale tacy mieli zazwyczaj mniej %. To już było lenistwo wyższego poziomu ^^.
      Ale ogólnie też nie ma co histeryzować, bo matura nie wiadomo jak trudna nie jest. Na podstawach nie dadzą nic ponadto, co jest na lekcjach, jeśli chodzi o rozszerzenia, to nie wiem dokładnie, bo ja żadnego nie miałam.
      Humnanistycznych kierunków jest sporo ^^. Zawsze można coś wybrać, ale nie warto rzucać się na byle co, a wybrać coś, co nas naprawdę interesuje. Ogólnie tam pewnie jest inaczej niż na ścisłych. Na ścisłych to wiadomo, matma jest, a matma na studiach jest tak straszna, że byłam pewna, że ją obleję (a ja wcale nie byłam taka słaba z matmy wcześniej). Ostatecznie dostałam 4+, bo były rewelacyjne warunki do ściągania od innych.
      Studia to jest tak, jakby się co pół roku miało maturę. Jest mniejszy zakres materiału, bo tylko z półrocza, ale za to jest go dużo. Wgl warto zdobywać notatki u starszych roczników, szczególnie, jeśli się jest takim leserem jak ja, któremu rzadko się chce chodzić na wykłady.
      Okienka są po prostu nudne, szczególnie, jeśli się ma np. 4 godziny pod rząd ;P. Na szczęście nigdy tak nie mam, no ale niektórzy mają. Jak się ma pół godziny okienka to jest fajnie, bo się można pouczyć, ale 4 godziny? ;OO
      Wgl zaglądasz może na gg?

      Usuń
    7. Nie, no aż tak ekstremalnie uczyć się prezentacji to mam nadzieję, że nie będę :D Tym bardziej, że tego dnia będę zdawała ostatnia o równej 18:00.
      Właśnie problem w tym, że mnie jakoś tak niewiele rzeczy interesuje i nie wiem, co chcę w życiu robić, co wszystko nieco komplikuje... Zazdroszczę innym, którzy wiedzą, czego chcą.
      Fakt, 4h okienka rzeczywiście chyba może pozbawić człowieka całej energii :D
      Kiedyś przestałam ożywać gg, ale w sumie ostatnio znowu zaczęłam. Taki lekki nawrót 1,5 miesiąca przed maturą :D

      Usuń
    8. O, ale przynajmniej nie będziesz długo czekać na wyniki ;P. Ja miałam czekać 4-5 h, więc pojechałam sobie do domu i potem wróciłam.
      Ja zazdroszczę tym, którzy są w czymś dobrzy i mają przyszłość ;). Bo niby można coś lubić, ale jeśli się nie jest w tym za dobrym, to i tak sytuacja wygląda kiepsko.
      Dlatego ja nie lubię okienek xD. Wolę sobie spędzić czas w domciu, przed komputerem ;).

      Usuń
  5. Nie to nie ten płaczliwy okres. To twoje opowiadanie.
    Jest cudowne i mimo że nie pojawiają się żadne wzruszające sceny (czy coś w tym stylu) chce mi się beczeć. Nie pytaj czemu! Sama nie wiem.
    Co mogę tutaj napisać oprócz tego, że coraz bardziej kocham Teda, coraz bardziej lubię Andromedę, coraz bardziej uzależniam się od tego ff?
    Pozdrawiam,
    mimoza., która nie potrafi komentować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię. Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę, że Ci się spodobało. I pomyśl - uzależnienie od ff i tak jest mniej szkodliwe niż np. od kawy :D
      Pozdrawiam,
      Muniette, która uwielbia komentarze mimozy.

      Usuń
  6. Rozdział bardzo mi się podobał nawet nie wiesz jak ale nadal nie mogę przecierpieć że skończyłaś w takim miejscu nie mogę przestać czytać ten rozdział czytałem ten rozdział już jakieś trzy razy i ciągle mi mało tak uwielbiam te twoje historię więc błagam dodaj szybko następny rozdział bo już nie mogę się doczekać więc czekam na next i życzę si bardzo dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeżu, Jeżu , jak można przerywać w takim momencie ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale ten moment wydawał mi się najlepszy na końcówkę :)
      Postaram następny skończyć się szybciutko i bez takiego napięcia.

      Usuń
  8. Na początek przepraszam za moje ogromne spóźnienie z komentarzem.

    A co do odcinka... Opisy świąt, bardzo realistyczne osobiście nie mam się do czego przyczepić. Tym bardziej, że wolę skupić się Vics i Teddym. Dziewczyna w końcu to zrobiła, powiedziała głośno to co czuje i to od razu właściwej osobie. Co prawda udusiłabym Cię za to, że nie pociągnęłaś wątku choć kawałek dalej, by pokazać reakcję Teda. Ale z drugiej strony rozumiem, dobre napięcie na koniec nie jest złe, a do tego zaostrza apetyt w miarę jedzenia.

    Tak, więc czekam na reakcję naszego przystojnego młodzieńca, a także Amber(jestem tego bardzo ciekawa) i Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No trzeba ci przyznać, umiesz zbudować napięcie! :)
    Zapraszam do siebie:
    http://kochajac-potwora.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzeba przyznać, że masz niezwykły talent do pisania. Kocham wszystko co napisałaś. Trochę wstyd się przyznać, ale na pewien czas o Tobie zapomniałam i dlatego nic nie komentowałam. :) Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się nie długo. :) Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.