6 lutego 2015

1. Szczęśliwi, nieszczęśliwi

Z DEDYKACJĄ DLA WSZYSTKICH CZYTELNICZEK
DLA WAS - WSZYSTKICH RAZEM I KAŻDEJ Z OSOBNA.

Głośny chrobot.
Serena przytuliła się mocniej do Jamesa, wtulając się w jego ciało, gdy dźwięk ten dotarł do jej świadomości. Pozwoliła, aby ręka chłopaka mocno zacisnęła się na jej talii, a nogi stworzyły plątaninę kończyn, gdy uświadomiła sobie, co ten chrobot właściwie oznacza.
Ich nowy dom był bezsprzecznie świetny z szerokim kominkiem, błyszczącymi podłogami i swoją uroczą lokalizacją tuż na końcu spokojnej ulicy, jaką była Harley Street. Jedyną zaś wadą, jaką znaleźli po ponad miesiącu mieszkania tutaj była wiecznie skrzypiąca furtka, która wymagała odpowiedniego zaklęcia.
Pewnie mogliby to zrobić na mugolski sposób - naoliwić ją, jak robili i robią to wszyscy mugole na świecie, ale razem z Jamesem nie mogli się zebrać, aby podczas wizyty w sklepie pamiętać o tak prozaicznym zakupie. Czarodziejskie sposoby zaś nadal były dla nich słodką tajemnicą - dla Sereny, bo wychowała się w domu bez magii i Jamesa, którego dotychczasowe zainteresowanie sprawami gospodarstwa domowego było równe zeru. 
Obiecywali więc sobie codziennie, że następnego dnia się tym zajmą, ale ich pamięć nie sięgała tak daleko, zostawiając furtkę w stanie, w jakim ją zastali, gdy się tu wprowadzili. Teraz zaś leżąc w objęciach męża, skrzypiący mechanizm uświadomił jej, co właściwie oznacza ten dźwięk.
Goście.
Myśl ta sprawiła, że natychmiast się rozbudziła. Zanim zabrzmiał dzwonek potwierdzający jej wcześniejsze przypuszczenia, zdążyła już wyskoczyć z łóżka, plącząc się przy tym w kołdrę i nogi Jamesa, który jęknął przez sen, wyraźnie nie mając ochoty wstać. 
- James, musimy się ubrać - mruknęła spanikowana Serena, gdy wyplątała się z kołdry i spanikowana rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Najłatwiej pewnie byłoby włożyć wczorajsze, gdyby nie...
Jej oczy rozszerzyły się, gdy z przerażeniem uświadomiła sobie, że znalezienie ubrań porzuconych w ferworze namiętności może nie być tak łatwe, jak mogłoby się to wydawać. Nawet nie próbowała szukać różdżki, które pewnie też leżały w jakimś zapomnianym miejscu.
Spanikowana rozejrzała się po pomieszczeniu, pospiesznie łapiąc koszulę Jamesa i narzucając ją na nagie ciało. Próbowała obciągnąć materiał, ale wciąż sięgał jej do połowy uda, gdy zbiegała po schodach. Próbowała przy tym pospiesznie przygładzić sterczące włosy, na których uczesanie oczywiście nie miała już czasu.
Zeskoczyła z ostatniego stopnia na zimną posadzkę korytarza, czując dreszcz na karku. Powinna założyć buty albo chociaż skarpety. Wtedy nogi nie marzły by jej tak diabelnie szybko. Dopadła do drzwi i wzięła głęboki oddech, odblokowując zabezpieczenia i pociągając za klamkę.
- O, dobrze, że otwieracie, bo zaczynałam się martwić, że może nie ma was w domu. - Głos teściowej sprawił, że otwieranie drzwi wydawało się Serenie wiecznością.
Przywołała na usta uprzejmy uśmiech uprzejmy uśmiech, zastanawiając się, czego na Merlina, może chcieć o tej porze matka Jamesa. Było zbyt wcześniej jak na towarzyską wizytę, zwłaszcza niezapowiedzianą.
- Dzień dobry - powiedziała Serena, gdy Ginny weszła do środka i dopiero teraz dostrzegła, że za panią Potter stoi Lily, uśmiechając się lekko (co nie mogło wróżyć nic dobrego) i wyraźnie znudzony Albus, który posłał jej współczujące spojrzenie, co tym bardziej nie mogło zapowiadać nic dobrego.
- Miło cię widzieć, Sereno - odpowiedziała Ginny z wymuszonym uśmiechem.
Serena nie łudziła się, że teściowa ją lubi czy chociażby w znacznym stopniu aprobuje. Szybki ślub i całkowite zaślepienie Jamesa jej osobą nie mogły przysporzyć jej sympatii Ginny, która szybko wyrobiła sobie opinię na temat dziewczyny zabierającej jej pierwotnego syna. A Serena nie łudziła się, że będzie w stanie szybko zmienić zdanie teściowej na swój temat.
- Przepraszam, że wpadliśmy tak bez zapowiedzi - dodała Ginny i nie czekając na zaproszenie, przeszła do salonu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, dostrzegając początek remontu, który miał się szybko nie skończyć. Patrzyła na wszystko tylko nie na Serenę, której krzywo zapięte guziki koszuli należącej do Jamesa powiedziały wszystko, co chciała wiedzieć. - Ale to naprawdę pilna sprawa - dodała, a Lily parsknęła urywanym śmiechem. Matka posłała jej piorunujące spojrzenie, ale na dziewczynie nie zrobiło to większego wrażenia.
- Coś się stało? - spytała zaniepokojona Serena.
- Nie, nie, tylko musicie się zająć Albusem i Lily - odpowiedziała Ginny z ciężkim westchnieniem, opadając na najbliższy fotel.
- Nie rozu... - zaczęła Serena, gdy nagle przyszły jej do głowy lepsze słowa - Może lepiej zawołam Jamesa? JAMES?!
James spodziewał się wiele po głośnym wołaniu Sereny, ale to co zastał w salonie przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Myślał o pocałunkach, śmiechu i całej reszcie małżeńskich obowiązków, czyli szumnej nazwy, za którą kryła się cała przyjemność. Jednak widok niespodziewanych gości sprawił, że wyprostował się i potargał rozczochrane włosy.
Matka siedziała w fotelu, częstując Serenę jednym ze swoich krzywych uśmiechów, które zawsze rozdawała ciekawskim ludziom pytającym ją, jak to jest być żoną Harry'ego Pottera, zupełnie jakby sama w życiu nic nie osiągnęła. James miał nadzieję, że chociaż trochę polubiła jego żonę, ale teraz wyraźnie widział, że jego wysiłki wyraźnie spełzły na niczym.
Albus stał w pobliżu okna z rękami w kieszeniach i wiecznie znudzoną miną, gapiąc się na ogród. Zupełnie, jakby było na co patrzeć, przemknęło przez głowę Jamesa, który wiedział, jak opłakany widok przedstawiało jego podwórko.
Serena stała przy drzwiach z przerażeniem w karmelowych oczach, nerwowo wyginając palce. Jamesa rozczulił ten widok i już chciał jak najszybciej podejść do niej i ją uspokoić, gdy dostrzegł trzecią osobę.
Lily stała w pobliżu kominka ze swoją nieodmiennie nieodgadnioną miną, co go wcale nie zdziwiło (czy kiedykolwiek było inaczej?). Rude włosy sterczały na wszystkie strony, a spomiędzy ust wydobywał się ogromny obłok gumy balonowej. Jednak tym to, co natychmiast podniosło ciśnienie krwi Jamesa był stukot jej obcasa o jego niedawno polerowany parkiet.
- Lily, przestań stukać - burknął, wchodząc do pokoju. Nie musiał się odwracać, aby dostrzec ulgę na twarzy Sereny, lekkie zadowolenie Albusa i wybuch radości matki, która gwałtownie poderwała się z fotela.
- James - wykrzyknęła, a na jej twarzy wreszcie pojawił się szczery uśmiech. Mocno wyściskała pierworodnego syna, całując go w obydwa policzki. - Schudłeś - dodała z cichym westchnieniem i lekką naganą w głosie.
- Co się tutaj dzieje? - spytał James, całując matkę w policzek i posyłając Serenie pocieszające spojrzenie, ale ta tylko pokręciła lekko głową.
- Tak sobie wpadliśmy z Albusem i Lily - stwierdziła lekceważąco Ginny, ale zdecydowane chrząknięcie córki sprawiło, że na jej policzkach zagościł lekki rumieniec. - Dobrze, wpadliśmy, aby prosić ciebie i Serenę - posłała synowej lekki uśmiech, który nie objął chłodnego spojrzenia brązowych oczu - abyście zostali przez najbliższe dwa tygodnie z Albusem i Lily.
- Nie ma problemu - odpowiedział James, ziewając szeroko i przeoczając zdumione spojrzenie Sereny, która najchętniej kopnęłaby go w kostkę, gdyby nie stał tak daleko.
- Naprawdę? Bardzo wam dziękuję, kochani. To może weźcie swoje rzeczy i wpadnijcie do nas wieczorem, to ustalimy szczegóły... Twój pokój już czeka - dodała rozpromieniona Ginny w kierunku starszego syna, po czym gestem wskazała Lily i Albusowi, aby zbierali się w stronę wyjścia.
Serena przyglądała się temu z niedowierzaniem i z ulgą opadła na fotel, gdy drzwi za nimi wszystkimi się zamknęły, a po chwili rozległ się znajomych odgłos skrzypiącej furtki.
- Co powiesz na śniadanie? - krzyknął z kuchni James, podśpiewując pod nosem. Nie usłyszawszy odpowiedzi zajrzał do salonu i zmarszczył brwi. - Coś się stało?
- Nie, James, wszystko w porządku - odpowiedziała z pozornym spokojem w głosie. Przyjąłby to za prawdę, gdyby nie lekkie drżenie jej dolnej wargi.
- Zdenerwowała cię prośba mojej matki czy moja zgoda na nią? - zapytał po chwili.
Patrząc na twarz żony, zaklął w duchu. Powinien był, na Merlina, zapytać ją, co o tym sądzi, zanim się zgodził. Przystał na prośbę matki bez chwili zastanowienia, bo przywykł do robienia bez sprzeciwu tego, o co go prosiła, aby oszczędzić jej trosk i zmartwień. Teraz zaś miał ponieść konsekwencje swojej bezmyślności. Zamiast o matce powinien był w pierwszej kolejności myśleć o swojej żonie.
- Nie, naprawdę wszystko w porządku - odpowiedziała z większym przekonaniem w głosie, wstając i wpadając w znajome objęcia Jamesa.
Rozumiała, dlaczego bez wahania zgodził się na prośbę Ginny. Ba, sama pewnie podobnie odpowiedziałaby na prośbę swojej matki, nawet jeśli nie miała z nią tak zażyłych relacji jak James z Ginny.
Niepokoił ją jednak nieprzejednany stosunek teściowej do jej osoby. Ginny była uprzejma w chłodny sposób, który zdecydowanie ją onieśmielał i nie zachęcał do prób pogłębienia znajomości, a mimo to potrafiła być nieustannie obecna w ich życiu. Pomagała im w remoncie domu i nieustannie odwiedzała lub wysyłała do nich Albusa czy Lily, którzy otwarcie żartowali z obsesji matki na punkcie kontroli. James przyjmował to wszystko za naturalne, a ona? Jej by to pewnie tak nie przeszkadzało, gdyby wiedziała, że teściowa nie patrzy na ich małżeństwo z nieustannym wyczekiwaniem końca, traktując ten stan rzeczy jako coś tymczasowego.
- Będzie dobrze - powiedział James z ustami w jej włosach, głaszcząc ją po plecach.
- Tak myślisz? - zapytała, odchylając się do tyłu, aby móc spojrzeć na jego twarz.
- Nie myślę, ja to wiem - odparł, nachylając się i muskając wargami jej usta. Mógł nie być najlepszym mężem, ale wiedział, jak sprawić, aby ona zapomniała o całym świecie. I tego zamierzał się trzymać.
***
Czy ty nie przesadzasz?
Pytanie Harry'ego może trafiłoby na podatny grunt, gdyby Ginny aktualnie nie próbowała za pomocą różdżki wyciągnąć drugiego pantofla spod łóżka. Nawet nie próbowała się zastanawiać, kto mógł go tam wsadzić, bo zapewne była to sprawka tego przeklętego Generała. Rzuciła mordercze spojrzenie psu siedzącemu na łóżku. Lily powinna go była lepiej pilnować, przemknęło jej przez głowę, ale zadawała sobie sprawę, że prędzej ona osiwieje, co bynajmniej nie miało nastąpić zbyt szybko niż zmusi córkę do posłuszeństwa.
Wsunęła ramię pod łóżko, mrucząc pod nosem zaklęcie. Zmrużyła oczy, gdy but ani drgnął i rozpromieniła się, gdy przedmiot nagle znalazł się w jej dłoni. Spróbowała wstać, ale ostatecznie zderzyła się z ramą łóżka, klnąc głośno.
- Ginny... - zaczął Harry, ale małżonka, która zdołała się już podźwignąć na nogi, gwałtownie mu przerwała mu, siadając na łóżku:
- Harry, mam rację i dobrze, o tym wiesz. My potrzebujemy urlopu, a dzieci nie mogą zostać same w domu.
Przekonanie w głosie Ginny w żaden sposób nie zmieniło jednak zdania Harry'ego, który nadal patrzył na nią ze zdumieniem w oczach. Rozumiałby, gdyby Ginny wpadła na szalony pomysł z wakacjami, bo naprawdę cierpiała z powodu jego pracoholizmu. Jednak u podłoży decyzji żony nie leżały bynajmniej szlachetne intencje. Ona po prostu chciała tym posunięciem wtrącić się w małżeństwo Jamesa, uświadomił sobie nagle.
- Ginny, ja nie jadę - powiedział z nagłym przypływem stanowczości.
Kobieta miała właśnie włożyć drugiego pantofla, ale słysząc słowa męża, tylko zacisnęła na nim dłoń, a jej usta zacisnęły się w wąską kreskę, by po chwili się wygładzić i rozciągnąć w nieznacznym uśmiechu.
- Harry... - Jego imię brzmiało tak niewiarygodnie miękko w jej ustach, że Potter aż zaniemówił z wrażenia. - Wiem, co sobie pewnie teraz myślisz i nie mogę cię za to winić. Dałam ci powody, żebyś myślał, że nie popieram małżeństwa Jamesa z różnych względów i choć sądzę, że miałam rację - widząc, że Harry otwiera usta, aby coś powiedzieć, dodała jednak - to nie mam zamiaru sabotować ich związku. Doprawdy nie wiem, dlaczego masz o mnie tak kiepskie zdanie... Myślę, że wyjazd byłby dla nas świetną okazją do odpoczynku, ale wolałabym nie zostawiać domu i co ważniejsze, Lily bez opieki. Przecież wiesz, jak szalone ona miewa pomysły - popatrzyła na niego wymownie. - A James i Serena mogliby zobaczyć, jak wygląda opieka nad czymś więcej niż kurzem zalegającym w ich mieszkaniu... I na Merlina, mogliby wreszcie zrobić porządny remont. Wydaje mi się, że to całkiem dobry pomysł. Chciałam im tylko pomóc.
Przedstawiony w ten sposób pomysł Ginny faktycznie brzmiał dla Harry'ego dużo bardziej sensownie niż mu się początkowo wydawało. W końcu faktycznie zasługiwali na wakacje, choćby krótkie, a Serena i James mogą przecież nadzorować Albusa i Lily, nad którymi nadzór nie równa się przecież opiece. Byli wystarczająco duzi, aby o siebie zadbać. Zapewne ta cała opieka miała istnieć tylko w wyobraźni jego żony.
W końcu Ginny nie mogła liczyć, że młodzi małżonkowie będą siedzieć nad dwójką nastolatków i mówić im, co mają właściwie robić....
Nie mogła?
Harry popatrzył na żonę z przebłyskiem geniuszu.
A może o to właśnie chodziło?
***
James, co ja powinienem zrobić?
Pytanie Ryana dotarło do świadomości Pottera właśnie w chwili, gdy wypatrywał za oknem swojej żony. Nie widział Sereny raptem od godziny, a miał wrażenie, że minęła cała wieczność. Siła tego uczucia zaskoczyła go, a zarazem sprawiła, że poczuł się nieswojo. Na Merlina, przecież ona niedługo wróci!
- James, słuchasz mnie? - W głosie Ryana irytacja mieszała się z lekceważeniem, co przykuło uwagę Pottera.
- Oczywiście, że cię słucham - burknął, niechętnie odwracając się w stronę przyjaciela. Szkoda, bo nawet widok marniejących resztek czegoś, co kiedyś było ogrodem był większą przyjemnością niż rozmowa z Ryanem o jego uczuciach. - Ale nie bardzo wiem, co właściwie chcesz ode mnie usłyszeć.
- Mała przyjacielska rada pewnie by nie zaszkodziła - ironizował Ryan, aby po chwili westchnąć cicho. - Stary, już naprawdę nie wiem, co zrobić. Gloria wyjechała, Candy zasypuje mnie stosem papieru, a Marissa... - zawahał się - Marissa po raz pierwszy w życiu dla odmiany postanowiła mnie ignorować.
- To musi boleć - domyślił się James,
Ryan prychnął tylko i poderwał się z fotela, zaczynając nerwową wędrówkę po pokoju.
- To nawet nie boli, tylko cholernie mnie irytuje. Tyle czasu była obok, tyle czasu mówiła, że jej zależy, a teraz tak po prostu o tym zapomniała? To najgorsze co mogła zrobić, bo akurat teraz... -przerwał, zaśmiał się do siebie i popatrzył na przyjaciela. - Boli bardziej niż myślałem, bardziej niż powinno...
- Z tymi porównaniami to może lepiej przystopuj - przerwał mu James, przeczesując palcami krótkie włosy. - Od tego specjalistą jest Easy. Swoją drogą miałeś od niego ostatnio jakieś wieści? Nie odzywa się do mnie, odkąd wyjechał.
- Do mnie też nie, ale stary, to przecież Easy. Pewnie siedzi w tej swojej dżungli i maluje krajobrazy - Ryan zrobił lekceważącą minę.
Nie rozumiał, dlaczego Adams właściwie tak bardzo chciał wyjechać od razu po weselu Jamesa. Nie dał się przekonać, aby zostać w kraju ani dzień dłużej. Ryan podejrzewał, że to pewnie miało coś wspólnego z Rose, ale wolał nie poruszać tego tematu przy Jamesie, któremu odkąd się ożenił radykalnie zmieniła się hierarchia wartości.
- Powinienem ją przeprosić?
James z trudem powstrzymał się od pełnego irytacji westchnięcia, słysząc pytanie. Starał się doradzić Ryanowi, próbował przemówić mu do tego jego trollego móżdżku i powiedzieć mu, co właściwie znaczy być z kimś, ale jego pokłady cierpliwości wyraźnie się kończyły.
- Albo z nią bądź albo daj jej spokój - powiedział po chwili przedłużającego się milczenia. - Stary, ja rozumiem, że jest ci się ciężko zdecydować, ale Marissa to naprawdę fajna dziewczyna i nie powinieneś byś z nią tylko dlatego, że samotność cię przeraża.
Ryan poderwał się, po czym stanął w miejscu, wprawiając w zdumienie Jamesa.
- Sam nie wiem, czego właściwie chce - powiedział cicho, garbiąc się. - Pewnie masz rację, ale co ja mam jej właściwie powiedzieć? Że sam nie wiem czego chcę? Bo taka jest chyba ta gówniana prawda... Brakuje mi Marissy, ale nie na tyle, aby pętać się zobowiązaniami.
- To ją zostaw w takim razie i obydwoje ułożycie sobie wszystko osobno.
- Chciałabym, gdyby to miało coś pomóc - zaczął Ryan, drapiąc się po policzku: - Ale wątpię, czy...
Przerwał, słysząc głos otwieranych drzwi. To wyznanie raczej nie nadawało się dla osób postronnych, skoro dla niego samego było czymś dziwnym i nowym. Przywołał na twarz zwyczajowy uśmiech, który posłał zaskoczonej Serenie.
- Cześć, Ryan - rzuciła Serena w kierunku Fairchilda, z trudem opanowując zdziwienie.
Wiedziała, że nie powinna dziwić jej wizyta Ryana w ich domu - w końcu to jeden z najlepszych przyjaciół Jamesa, ale w jego obecności wciąż trudno jej było się zachowywać swobodnie. Fairchild, podobnie zresztą jak Ginny traktował ją jak nic nie znaczący element w życiu Jamesa, więc trudno by mogła się rozluźnić czy czerpać przyjemność z jego towarzystwa.
- Witaj, kochanie. - Pocałowała w policzek Jamesa, który błyskawicznie znalazł się koło niej, obejmując swymi ramionami. Nagle zmarszczyła brwi i wyplątała się z jego objęć, ponownie otwierając drzwi wejściowe. - Rose, nie wchodzisz?
Stojąca tuż za drzwiami Weasley zaczerwieniła się i ze speszoną miną weszła do środka, łypiąc złowrogo wokół. Rozejrzała się wokół i przywitała się z Jamesem, kiwając głową Ryanowi. Pewnie jej niecodzienne zachowanie przeszło by bez echa, gdyby nie przestawała kręcić się w miejscu, a jej brązowe oczy wypatrywać kogoś, kogo tu nie mogło być.
- Miło cię widzieć, Rose - zaczął Ryan, gdy przeszli do salonu. Uśmiechnął się przymile, a po chwili zaśmiał się lekceważąco. - Szkoda tylko, że Easy'ego tu nie ma, bo uciekł za granicę.
- Nie ma go tu? - powtórzyła Rose, zaciskając dłonie na wrąbku swojej spódnicy, a jej twarz zapłonęła. Na widok lekceważącego spojrzenia Ryana spróbowała się jednak opanować i wzruszyła ramionami. - Nie przyszłam tutaj dla niego. Easy może robić co tylko chce. Nic mnie to nie obchodzi - dodała pozornie lekkim tonem.
Ryan już otwierał usta, aby zabłysnąć ciętą ripostą, gdy niespodziewanie uprzedziła go Serena:
- Może zmienimy temat? Zapomniałam wam wspomnieć, że ostatnie dwa tygodnie sierpnia spędzimy na opiece Albusem i Lily... Pewnie będzie zabawnie.
- I wy się na to zgodziliście? - zaśmiał się Ryan, uśmiechając się kpiąco, ale James tylko wzruszył ramionami.
- Nie wiem, dlaczego mielibyśmy odmówić - odpowiedziała Serena, wbijając siedzącemu na sofie obok Jamesowi łokieć w żebro. Chłopak jęknął cicho, ale zamilkł na widok jej karcącego spojrzenia i usiadł wygodniej.
- Może dlatego, że Albus i Lily są wystarczająco duzi, aby zostać sami? Albo dlatego, że bezpieczniej czułbym się z trollem górskim niż z Lily w jednym domu.
- A mnie się wydaje, że to dobry pomysł - wtrącił się James, machinalnie czochrząc swoje włosy i uśmiechając się łobuzersko do wszystkich. - W końcu każdy powód jest dobry, aby urządzić imprezę. Czas rozgonić nudę
Oczy Ryana rozszerzyły się, gdy usłyszał słowa Jamesa, a z jego ust wydobyła się głośna aprobata dla tego pomysłu, co sprawiło, że Rose wydęła lekceważąco wargi i pokręciła głową.
- Nie wydaje mi się, aby cioci Ginny o taką opiekę chodziło - odpowiedziała złośliwie Rose, podnosząc się z fotela. - Będę się zbierać.
 - Ja też, bo jest jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia przed imprezą... A znając życie pewnie będziecie potrzebowali mojej pomocy... - Ryan stał już przy drzwiach, gdy niespodziewanie zaśmiał się, mówiąc do Jamesa: - Stary, to będzie jak za starych dobrych czasów...
Serena kiwnęła głową żegnającej się Rose i jak przez mgłę słyszała pożegnanie Jamesa z przyjacielem. Potarła dłonią skronie i w myślach liczyła do dziesięciu, opanowując się przed powiedzeniem tego, co myśli. Impreza? Nuda? Tylko tyle ich życie znaczyło dla Jamesa? To, co dla niej malowało się niczym szczęście, dla niego było zwykłą rutyną, w której brakowało emocji.
- Serena, wszystko w porządku? - James przysiadł obok niej i pogłaskał ją po policzku. Kiwnęła głową, bojąc się, że głos ją zawiedzie, ale on nie dał się zwieść, nie spuszczając z niego czujnego spojrzenia orzechowych oczu.
- Po co ci ta impreza? - spytała cicho, odsuwając się od niego i podciągając kolana po brodę. Objęła je ramionami, wyraźnie oddzielając się od niego.
James zmarszczył brwi.
- Nie rozumiem.
- Po co mamy organizować tę imprezę? - zapytała ponownie dziewczyna, z trudem opanowując drżący głos.
- Żeby się zabawić? - odpowiedział spokojnie James.
- Rozumiem, bo nasze obecne życie jest dla ciebie zbyt nudne...
- Serena, przecież tego nie powiedziałem - zaprotestował James, ale ona tylko zaśmiała się cicho.
- Nie powiedziałeś, ale wyraźnie go pokazałeś - warknęła cicho, wychodząc z pokoju. Słyszała, że James coś jeszcze do niej mówił, ale nawet nie próbowała się zatrzymać.
Nie poszedł za nią, czego się spodziewała. Zbyt dużo dumy i mało zrozumienia, aby to mogło wyglądać inaczej.
Weszła do sypialni i usiadła na łóżku, próbując opanować emocje. Przesadziła, tak naskakując na Jamesa. Na pewno nie miał złych intencji, a organizacja imprezy wydawał mu się fantastycznym pomysłem. W końcu uwielbiał towarzystwo innych ludzi, alkohol i muzykę oraz cokolwiek taki spotkania mogły mu przynieść.
Nie wiedział jednak, jak ona się z tym czuła. Miała wrażenie, jakby ich związek był dla niego nie wystarczający, a impreza miała przegonić goszczącą w ich związku nudę. Nudę, której ona najzwyczajniej nie potrafiła dostrzec, a która zaczynała doskwierać Jamesowi. Odkąd zaczęli być razem obawiała się, że ten moment nadejdzie, że James znudzi się kiedyś nią, że zabraknie mu emocji i przypadkowych znajomości. Nie spodziewała się tylko, że nastąpi to tak szybko.
Wstała, wzdychając cicho i zaczęła nerwowo chodzić po sypialni, wyginając palce. Wiedziała, że ją kocha. Szaleńczo i mocno. Jednak czasami zastanawiała, czy to wystarczy. Widząc go z innymi ludźmi, ogarniały ją wątpliwości. James i trwałe zobowiązania? James i małżeństwo? James i miłość? Brzmiało to jak żart choćby dla Ryana, a jego chłodne, nawet niezamierzone niedowierzanie sprawiało, że Serena zaczynała zupełnie inaczej patrzeć na swój związek. Może faktycznie byli zbyt różni... Może sprawy potoczyły się zbyt szybko...
- Serena? - James po cichu, wsunął się do środka. Na jego twarzy malowała się niepewność, a rozczochrane włosy wyraźnie świadczyły o niepokoju. - Wiesz, że cię kocham.
- Ja ciebie też - odpowiedziała cicho.
- Tylko...
- Nie ma żadnego ale - przerwał jej James. - Kochamy się, a to odpowiedź na wszelkie problemy.
- Masz rację - odpowiedziała pozornie lekkim tonem, który nawet w jej uszach nie brzmiał przekonywająco.
A może po prostu niewystarczająco mocno starała się w to uwierzyć?
***
Nie przyszła tu wcale, aby dowiedzieć się, co się dzieje w życiu Easy'ego.
Trzasnęła furtką, zaciskając dłonie w pieści. Nie, nie o to chodziło. Chciała zobaczyć się z Sereną, porozmawiać z nią, dowiedzieć się, jak się miewa przyjaciółka po tym rychłym ślubie i wejściu do ich zwariowanej rodzinki. Pragnęła jej powiedzieć, że nie została prefektem, usłyszeć może jakieś słowa pociechy, ale na pewno nie...
Nie przyszła tu wcale, aby dowiedzieć się, co się dzieje w życiu Easy'ego.
Odepchnęła od siebie w myślach taką możliwość. Nie zrobiła tego, ba, nawet nieświadomie nie postąpiłaby w ten sposób. Nie interesowało ją bowiem, gdzie on jest i co robi. Ani z kim, poprawiła się w myślach, próbując opanować dochodzące do głosu emocje. Ne obchodziło jej to w nawet najmniejszym stopniu, a jego los obchodził ją równie mocno co bezimiennego szyszymora żyjącego gdzieś w otchłani irlandzkich lasów.
Nie rozumiała, dlaczego inni widzą to inaczej. Nigdy nie byli parą, a to co ich łączyło... To było coś, co nie powinno nikogo obchodzić. Zresztą nie łączyło ich przecież tak znowu wiele, przynajmniej nie do ślubu Jamesa i Sereny. Zaczerwieniła się gwałtownie, próbując nie wracać myślami do tamtej nocy, ale nieposłuszna wyobraźnia podsuwała coraz wyraźniejsze obrazy niechcianych wspomnień. Wspomnień, które nie chciały wyblaknąć w jej pamięci.
- Rose, spokojnie - odezwał się z udawaną nonszalancją w głosie Ryan, który w ostatniej chwili uchylił się od uderzenia furtką. - Nie rozumiem skąd w tobie tyle złości, chyba że...
Rose nie poznawała samej siebie, gdy niespodziewanie wyciągnęła różdżkę i przystawiła ją do gardła zaskoczonego Ryana, przyciskając ją do ogrodzenia domu Jamesa i Sereny. Z jego ust nie zdołał się wydobyć najmniejszy dźwięk, gdy ogarnęło ją to krótkie szaleństwo:
- Zamknij się - warknęła. - I jeśli nie chcesz skończyć, jako jaszczurka radziłabym ci zmienić temat - dodała nieco spokojniejszym tonem.
Schowała różdżkę i przygładziła rozczochrane włosy. Zrobiła krok do tyłu. Jej policzki powróciły do normalnego koloru, gdy próbowała ułożyć sztywne wargi w kiepskiej parodii uśmiechu.
- Teraz wszystko powinno być w porządku - mruknęła sama do siebie.
- Ze mną czy z tobą - odburknął Ryan, który wyrwał się z chwilowego letargu.
- Uznaliśmy, że sobie darujesz sobie nikomu niepotrzebne komentarze...
- Już milczę - obiecał Ryan, ale gdy po raz trzeci otworzył usta, z których nie wydobyło się żadne słowo, Rose machnęła ręką, dając mu do zrozumienia, aby ostatecznie powiedział, co myśli. - Nie wiem, jak ty i Easy możecie razem wytrzymać... Jedno gorsze od drugiego i bardziej nieprzewidywalne...
- Ja i Easy to już skończona historia.
- Sądząc po pośpiechu, w jakim wyjechał po ślubie Jamesa wydaje mi się, że to zdecydowanie nie jest zamknięta - zripostował Ryan.
- Skoro już jesteśmy w temacie rad, to ja też ci jednej udzielę. Nie segreguj kobiet wedle cech kontradyktorycznych, a może dostrzeżesz, jak wielkim idiotą jesteś - doradziła mu Rose, chcąc pozbyć się tego tępego pulsowania gdzieś w głębi duszy. Niepokoju, a może jakieś głupiej nadziei?
- Cóż to właściwie znaczy? - zdumiał się Ryan.
Jego zdziwienie było tak widoczne, że Rose z trudem opanowała chęć roześmiania się.
- Kobiety nie dzielą się na blondynki, które tak uwielbiasz i nie-blondynki - wyjaśniła, mówiąc każde słowo wystarczająco wolno, aby jego mózg nadążył.
I choć nic pewnie z tego nie zrozumiał, Ryan miał nadzieję, że kiedyś zrozumie pełnię słów dziewczyny.
Może faktycznie w tym tkwił klucz jego nieszczęścia?
____________________________________________
To jest pierwszy rozdział drugiej części BwH :)
Szablon... W trakcie zmiany (kolejnej pewnie).
Zaległości - nadrabiam i niedługo nadrobię wszystko, wszyściutko.

A z życiem biorę się za łby i nie przestaję walczyć.

16 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Hm. Piszesz inaczej niż wcześniej, co nie znaczy źle. Inaczej. :) Jestem ciekawa, jak to wszystko się rozwinie. Trzymam kciuki!

    wachlarz-slow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Łoł! Jak tęskniłam! Nawet nie wiesz jak bardzo.
    To jest bardzo wprowadzający rozdział, więc nie mogę wiele powiedzieć, ale podobał mi i czekam na kolejny.
    Jestem trochę zdziwiona postawą Ginny, bo nie tak ją sobie wyobrażałam jako teściową, ale cóż podoba mi się, bo mnie zaskoczyłaś.
    Pozdrawiam, Lady Spark

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie spadłam z krzesła, gdy zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział... I to jeszcze jaki niesamowity!
    BwH przeczytałam, gdy już zakończyłaś pisanie. Wiesz, że przez tę historię nie mogłam spać, jeść itd? To była miłość XD
    Pragnę ci zakomunikować, że zyskałaś oddaną czytelniczkę, która nareszcie będzie mogła być na bieżąco!
    Rozdział się przyjemnie czytało. Było masę uczuć, które potrafisz tak pięknie przedstawić. James i Serene :3 Jako małżeństwo! To jest po prostu wow.
    Ginny zazdrośnica XD Myślałam, że już się pogodziła ze stratą syna. A ona jak zwykle się wtrąca.
    Biedna Rose... Widać, że jest zakochana. Musi coś szybko z tym zrobić! Bo inaczej oszaleje, a my wraz z nią.
    Czekam na 2 rozdział!
    Zapraszam także do siebie:
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje szczęście osiągnęło limit, a potem nagle go przeskoczyło tak że powoli osuwam się w otchłań pozywanego szaleństwa. Brakowało mi tutaj nowych rozdziałów. Aż wstyd mi się przyznać, że kilka dni temu byłam pewna, że już nic tutaj nie dodasz, a tu proszę co za miła niespodzianka. Powrót wielki stylu :)
    Chociaż muszę przyznać że jestem nieco zawiedziona. Myślałam, że po historii Tedda i Victorie nastanie czas na mój ulubiony paring Rose i Scorpiusa, a tu nic. Chociaż kontynuacja BwH Też jest niczego sobie pomysłem.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, i mam nadzieję, że pojawi się on niebawem

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie pamiętam za bardzo pierwszej części, bo to było bardzo dawno :P. I wgl aż się zdziwiłam, że wracasz do takiego starocia, ja pewnie bym się nie zdecydowała, jestem bardzo krytyczna wobec swoich "początków" i wszystkie opowiadania powstałe przed IŚ skasowałam. Raczej jestem z tych, którzy o początkach wolą zapominać niż je rozwijać. Ale podejrzewam, że pewnie masz duży sentyment do tamtej historii ^^.
    W sumie sama nie wiem, co myśleć. Nie ekscytuję się tak, jak inni czytelnicy, bo tamto opowiadanie idealne nie było. Od tamtego czasu jednak bardzo poprawiłaś styl, więc może druga część będzie lepsza? W końcu minęło kilka lat, twoje opowiadanie o Tedzie wyglądało dużo lepiej niż BwH. Niemniej jednak, ciekawe, o czym będzie druga część, skoro bohaterowie są już dorośli. Może będzie się rozgrywać poza Hogwartem? Byłoby fajnie, bo ostatnio jakoś znudziły mi się opowiadania z akcją w szkole, zwłaszcza, że obecnie na blogach naprawdę ciężko znaleźć historię z akcją w szkole, która byłaby znośna i nie nudziła mnie. Jakoś bardziej ciekawią mnie opowiadania o dorosłych czarodziejach, może dlatego, że jest ich mniej.
    Niemniej jednak, współczuję Serenie problemów z Ginny, która najwyraźniej nie umie pogodzić się z tym, że jej syn się z nią ożenił. I zastanawia mnie, jaki miała powód, żeby zostawiać z nimi Albusa i Lily, którzy przecież nie są małymi dziećmi.
    Wybacz za jakość komentarza. Ostatnio nie mam na nie weny, ale czułabym się nieswojo, że ty skomentowałaś mój rozdział, a ja nie zajrzałam do ciebie. Tak w ogóle dzięki za odwiedziny u mnie i za skomentowanie, bardzo się cieszę, że nadal mnie czytasz, a nowy rozdział będzie, kiedy tylko odda mi go beta. Miała to zrobić już 2 tygodnie temu :((.
    Tak w ogóle nowy szablon czy mi się tylko zdaje? xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam pierwszej czesci, ale chyba to zrobie. Tylko ze kest naprawde długa. Wiec nie wiem, kiedy to zrobie. Ale po przeczytaniu tego rozdziału czuje taka potrzebę. Chce wiedziec, jak to było wczesniej, jak selena i James zostali para, kim sa inni wymienieni tu bohaterowie, jak to wszytsko soe potoczyło bo czuje, ze jestem w połowie większej historii ;) podobała mi sie tutaj Ginny, niezłe ja wykreowalas,początkowo wydawała mi sie byc nieco taka bitch, ale właściwe chyba jest najmądrzejsza z nich wszystkich. Choc chyba albus nie potrzebuje opieki starszego o rok brata. Tylko jak słusznie Harry w koncu zauważył, nie o to jego zonie chodziło. Ciekawi mnie tez, jakim diablikiem jest Lily. Mam tez nadzieje, ze Selena niepotrzebnie martwi sie przyszłością z Jamesem, ja juz teraz wyczytałam.ze on ja serio mocno kkocha, a ona chyba szuka dziury w całym. Mam nadzieje tez, ze ten E wróci i bedzie z Rose, Bp chyba do siebie pasuja :) podobało mi sie. Zaptaszam na zapiski-condawiramurs na nowosc

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie dane było mi przeczytanie pierwszej części. Jestem jednak pewna, że za niedługo to zrobię - tylko znajdę odrobinę czasu pomiędzy nauką, a pisaniem :)
    Bardzo ładnie piszesz, płynnie. Podoba mi się twój styl i jestem pewna, że zostanę z tobą na trochę dłużej.
    Zrobiłaś z Ginny naprawdę niezłe ziółko. Niech ona się odczepi, proszę! :P
    Czekam na więcej i zapraszam w międzyczasie do mnie: we-are-oneness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszamy do zapisania się do spisu :)
    http://wykaz-opowiadan.blogspot.dk/

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny początek! Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. To ja tak szybciutko napiszę. :D
    Wcześniej przeczytałam rozdział, ale nie chciało mi się komentować. Co tu ukrywać, leniwa jestem.
    Szczere mówiąc, zdziwiła mnie postawa Ginny. Nie tak wyobrażałam ją sobie jako teściową. Ale co tu się będę czepiać, twoje ff. ;>
    Serena! James! *-* Tęskniłam za nimi. </3 I Rose. .-.

    Bosche, pisz szybko. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie moge sie doczekac ! Yay <3

    OdpowiedzUsuń
  12. yeyyy Easy i Rose - hurra! :D:D:D

    Pozdrawiam
    Casiopeja :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Łooo , nowy rozdział, nowa historia ... ŁOOO :D
    Chcę Scorpiusa! :) Nie znoszę Easy'ego i jego nonszalanckiego podejścia do kobiet

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałam skomentować już dawno ale zapomniałam, cała ja xD. Nie spodziewałam się że aż tak tęskniłam za tym opowiadaniem! Nie myślałam o tym wcześniej ale czytając o nich poczułam się jak na spotkaniu z dawno nie widzianym przyjacielem ;). Ginny, oj Ginny, wykreowana w tym opowiadaniu na potwora (chyba że tylko mi się zdaję?)heh co jest niemniej ciekawa odmianą ;d. James jak każdy face nie ogarnia aluzji. No ale cóż nie można mieć pretensji tak te męskie plemię już niestety ma ;p. W sumie to mogła bym o każdym coś 'pojęczeć' ale się powstrzymam xD. Dwie wielkie prośby heh : po pierwsze jak wiadomo kolejny rozdział :D a po drugie dla mnie osobiście ważniejsze, choć to dosyć paradoksalne biorąc pod uwagę że bez spełnienia pierwszego drugie jest utopijne(ale się rozpisałam o.O) - bardzo, bardzo, bardzo proszę o duuuuuuużo Easy'ego! :D Uwielbiam go taki wymarzony kochanek(ja to naprawdę napisałam?) no jak by nie było jest cudny i daj mi kochana więcej, błagam! <3
    Tak więc dużo weny, szczęścia, mało problemów i tak dalej :D Buźki czekam na więcej :*
    PS: jeszcze mi się przypomniało, Ryan powinien dostać porządnego kopa od jakiejś dziewczyny i to dosłownie :D

    OdpowiedzUsuń
  15. super że zdecydowałaś się na kontynuowanie historii. :-) a kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba ;)
      Rozdział w okolicach weekendu.

      Usuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.