tag:blogger.com,1999:blog-63758768007488552512024-02-19T17:21:51.235+01:00MUNIETTE. Opowiadania. Lifestyle. Wszystko i NicMuniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.comBlogger120125tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-58603642298942434422021-04-24T23:38:00.002+02:002021-04-24T23:38:24.707+02:00Wszystko dla Lily: 15. Nowy prefekt<p><span style="font-family: Georgia, serif;">Pożegnania nigdy
nie były jej mocną stroną.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Lily wiedziała o
tym. Próbowała to zmienić, walczyć, a ostatnio nawet zaakceptować, ale nie było
to łatwe zadanie. Trudno było jej się uśmiechać, gdy serce już bolało z
tęsknoty, a rozum wiedział, że rozłąka wcale nie staje się łatwiejsza<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>z każdym kolejnym rokiem. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">W takich momentach
jak dzisiaj czuła to szczególnie mocno. Pożegnania po wakacjach były bolesne.
Ponad dwa miesiące mugolskiej rzeczywistości i przyczajania się do świata, do
którego już nie należała, by wreszcie wrócić do świata magii. Przed chwilą
rozstała się z rodzicami na peronie i właśnie z trudem wtaszczyła swój ogromny
kufer do środka. Wiedziała, że oni chętnie zostaliby z nią moment dłużej na
peronie – wymienili jeszcze kilka uścisków, gorączkowych słów, że będą więcej
pisać. Wymówiła się jednak obowiązkami prefekta naczelnego, a oni – chociaż
wątpiła by tak naprawdę było, skoro mieli tak niewielką wiedzę o świecie magii,
który codziennie ją samą zaskakiwał – powiedzieli tylko, że rozumieją i są z
niej bardzo dumni. Jak było naprawdę nie miała siły dociekać i nie chciała
znowu utonąć we łzach.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">-
Przepraszam!<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- krzyknęła, próbując się
przepchać wąskim korytarzem, gdzie dwie dziewczyny wymieniały się plotkami.
Ruszyła do przodu. Zanim dotarła do wagonu zarezerwowanego dla prefektów,
czuła, że ciężko dyszy z wysiłku, a jej policzki są mocno zarumienione.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Otworzyła drzwi,
przystając w progu zaskoczona.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Przedział
dla prefektów zajmował niemal cały wagon – nie dzielił się na małe przedziały,
jak było w przypadku wagonów, którymi podróżowali uczniowie.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Miało to umożliwić ponad dwudziestu prefektom
lepszą komunikację między sobą, jak też możliwość szybszej wymiany informacji.
Zamysł zapewne był bardzo dobry, ale zwykle mało kto wolał podróżować w
towarzystwie współprefektów zamiast swoich przyjaciół. Zwykle wygrywał własny
komfort. Wszyscy zjawiali się więc na kilka chwil, dzieląc wagonami i
pospiesznie odchodząc do wyznaczonych rewirów. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Dzisiaj jednak
niemal wszystkie miejsca były zajęte, a kufry nad głowami podróżujących
wyraźnie wskazywały, że większość jej kolegów i koleżanek zamierzała tu zostać
na całą podróż. Lily zmarszczyła brwi, czując, że coś jej umyka. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Ciekawie, kiedy
się zjawi! – Lily usłyszała podekscytowany głos Ślizgonki ze swojego roku.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Myślę, że pewnie
zrobi wielkie wejście. W końcu to było totalne zaskoczenie – odpowiedziała
Krukonka, też<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>z siódmego roku. Lily
kojarzyła ją z zajęć. Miała na imię Melanie - a może Melissa?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Przyznam, że też
się tego totalnie nie spodziewałam, ale… Nie było to niemiłe zaskoczenie –
Ślizgonka zaśmiała się gardłowo. – Nie dość, że jest kapitanem drużyny
qudditcha, to jeszcze prefektem naczelnym? Zawsze był bardzo interesujący, ale
teraz to już w ogóle… - Reszta słów dziewczyny utonęła w jej gardłowym śmiechu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Lily zdała sobie
teraz sprawę, że zupełnie nie wie, kto otrzymał drugą odznakę.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>W wakacje nie poświęciła myśleniu o tym zbyt
wiele czasu, ale byłaby kłamczuchą, gdyby nie przyznała sama przed sobą, że nie
przemknęło jej przez głowę, co jeśli to będzie Snape? Jak powinna go wtedy
traktować? Czy powinna próbować rozmawiać na zamknięty temat, a może schować
się za uprzejmą pośredniością? Jednak ta rozmowa uświadomiła jej, że to na
pewno nie Snape – nie tylko pogardzał qudditchem, ale też zdecydowanie nie był
kapitanem szkolnej drużyny swojego domu. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Przez dwa
niespokojne uderzenia serca Lily, czuła dziwne rozczarowanie pomieszczane z
ulgą. Uczucia te nasiliły się, gdy<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Severus wkroczył do przedziału z wzrokiem wbitym w podłogę. Nie targał
ze sobą kufra – zapewne planował spędzić podróż ze swoimi przyjaciółmi tak
ceniącymi wartość czystej krwi. Poczucie ulgi wygrało wewnętrzną walkę w
uczuciach Lily, że to jednak nie on dostał drugą odznakę.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Remus, miło cię
widzieć! – wykrzyknęła Lily, widząc chłopaka przechodzącego środkiem między
siedzeniami. Poklepała siedzenie obok siebie, a on opadł na nie z cichym
westchnieniem. – Jak minęły ci wakacje?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Były miłe, ale
cieszę się, że wracam do Hogwartu – odpowiedział, a jego blady uśmiech
powiedział jej więcej niż słowa. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Wydawał się
zmęczony, jakby nie miał chwili odpoczynku, a cenie pod oczami mówiły, że nie
spał dobrze. Na policzku miał świeże zadrapanie, a siniak na linii szczęki już
niemal zszedł, chociaż skóra nadal była żółtawa w tamtym miejscu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Hogwart jest
dobry na wszystko – odpowiedziała ze śmiechem. – Remusie, wiesz kto został
drugim prefektem naczelnym? Mam wrażenie, że wszyscy, o tym mówią, a mi coś umyka…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Widząc jego
zaskoczoną minę, dodała pospieszenie:<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Nie żebym była
ciekawska, tylko po prostu…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Lily, myślałem,
że wiesz – powiedział w tym samym czasie, po czym obydwoje umilkli. Remus
zawahał się i przez moment Lily myślała, że powie coś więcej, gdy krzyki od
strony drzwi sprawiły, że obydwoje błyskawicznie zerwali się ze swoich miejsc.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Wynoś się stąd,
Potter!<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Snape stał przy
drzwiach, utrudniając wejście Jamesowi Potterowi, który przyglądał mu się tylko
z zarozumiałym uśmieszkiem. Lily była boleśnie świadoma, że ta dwójka nie darzy
się wzajemną sympatią, ale nie zamierzała dopuścić do awantury.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Co się tu
dzieje? – spytała zdecydowanym tonem, wchodząc między Ślizgona a Gryfona.
Spojrzała na nich ostro, ale obydwaj niczym mali chłopcy, którzy zrobili coś
złego opuścili wzrok na podłogę. – O co chodzi?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Lily, chodzi o
to, że… - zaczął Remus.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Ty się lepiej
nie odzywaj, ty… - przerwał mu Snape, a w jego oczach błysnęła wściekłość.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Uważam, że jako
prefekt powinieneś wiedzieć, Sma… Snape, że szanujemy siebie nawzajem –
wycedził James. – Zachowuj się, jak przystało na prefekta i nie marnujmy
nawzajem swojego czasu. Wszyscy są? – dodał James, rozglądając się po
przedziale.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- O co tu chodzi?
– spytała ponownie Lily, czując, że coś jej umyka.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Czas zacząć
zebranie prefektów, Evans, nie sądzisz? – odpowiedział pytaniem James,
błyskając zębami w uśmiechu. Wyjął w kieszeni niewielką odznakę i niedbałym
ruchem podrzucił ją w powietrzu, by opadła wprost na jego dłoń niczym złoty
znicz, którym tak lubił się bawić.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Lily spojrzała na
to ze zdumieniem – identyczna odznaka z literą „H” była przypięta do przodu jej
szaty.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Niemożliwe, aby
Potter był drugim prefektem naczelnym! – wybuchnął Snape.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Widać profesor
Dumbledore ma na ten temat inne zdanie niż ty – odciął się James. – Ale koniec
tych pogaduszek. Czas zająć się porządkami w pociągu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Nie potrafiła
zrozumieć, jak ktokolwiek z nauczycieli mógł pomyśleć, że James Potter jest
odpowiednim materiałem na prefekta naczelnego! Przecież on nawet nie był
prefektem, co jednak najwyraźniej nie było niezbędne do piastowania tego
stanowiska. Zresztą spośród wszystkich uczniów potrafiłaby wymienić
przynajmniej dziesięciu lepszych kandydatów. Każdy, no może poza Blackiem i
Pettigrew wydawał jej się lepiej pasować do tej roli.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Wreszcie
zrozumiała jednak podniecenie panujące w przedziale i dziewczyny zaciekawione
osobą prefekta naczelnego – szkolny rozrabiaka w tej roli wydawał się
przedstawiać w zupełnie nowym świetle. Lily nie wątpiła, że to jeszcze bardziej
zawróci w tym jego napuszonym łbie, skoro jest teraz nie tylko szkolną gwiazdą,
ale też prefektem naczelnym. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Jednak gdy James
klasnął, zdobywając posłuch w całym wagonie i zaczął przydzielać przedziały
poszczególnym parom prefektów, Lily potrafiła się zdobyć jedynie na kilka
kiwnięć głową, gdy pytał ją, czy odpowiada jej taki system. Mogła darzyć go
niechęcią, ale musiała przyznać, że na razie wydawał się zaskakująco dobrze
wypełniać obowiązki prefekta i pasować do tej roli.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Sinclair,
Abbott, wy zajmijcie się sprawdzeniem siódmego wagonu w drugiej części podróży.
W razie pytań i trudności zwróćcie się do mnie albo do Evans. Chyba że ty,
Evans, chcesz coś dodać? – dokończył James, patrząc na nią pytająco.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Nie, myślę, że
wszystko wyjaśniłeś. Jeśli nie ma pytań, to bierzemy się do roboty –
powiedziała Lily.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Większość
prefektów opieszale ruszyła do drzwi, rzucając Jamesowi zaciekawione
spojrzenia. Ciekawość zdecydowanie dominowała w wagonie. Tylko<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>dwie osoby wydawały się reagować inaczej –
Snape, który zaciskając dłonie w pieści wypadł z przedziału i Remus, który
delikatnie uśmiechał się pod nosem. Wreszcie zostali sami.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Dla mnie to też
była niespodzianka – powiedział James, odchrząkując.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Lily zerknęła na
niego. Jego słowa były dla niej więcej niż zaskoczeniem. Dziwnie było słuchać,
jak James sam przyznaje, że sam się nie spodziewał odznaki. Podświadomie myślała,
że chłopak zacznie się tym przechwalać, więc jego słowa były miłą
niespodzianką. Najwyraźniej pomimo całej jego pyszałkowatości miał w sobie
odrobinę skromności.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Wiem, że twoim
zdaniem nie jestem najlepszym kandydatem na to stanowisko – dodał, a Lily
poczuła, że na policzkach pojawia się zdradziecki rumieniec. Śmiech Jamesa
powiedział jej, że nie umknęło to jego uwadze.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- To wcale nie tak
tylko… - zaczęła Lily – po prostu wydawało mi się, że i tak jesteś dosyć
zajęty. Grasz w qudditcha, spędzasz czas z Huncwotami. Wydajesz się i tak zajęty
i obciążony wystarczającą liczbą obowiązków.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Qudditch to moja
największa miłość, a czas spędzany z chłopakami to żaden obowiązek. Wbrew
pozorom nie jestem tak zajęty – dodał ze śmiechem.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Lily kiwnęła
głową, myśląc, że to koniec rozmowy, ale kiedy chciała się odwrócić poczuła
rękę Jamesa na swoim ramieniu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Coś jeszcze? –
dodała, patrząc znacząco na jego dłoń. Zdjął ją natychmiast, jakby jej dotyk ją
parzył.<o:p></o:p></span></p>
<div style="border-bottom: solid windowtext 1.5pt; border: none; mso-element: para-border-div; padding: 0cm 0cm 1.0pt 0cm;">
<p class="MsoNormal" style="border: none; mso-border-bottom-alt: solid windowtext 1.5pt; mso-padding-alt: 0cm 0cm 1.0pt 0cm; padding: 0cm;"><span style="font-family: "Georgia",serif;">-
Lily, ja chciałem tylko wyjaśnić sprawę między nami. Wiem, że zachowywałem się,
jak idiota i wiem, że pewnie jeszcze nie raz zachowam się jak idiota. W końcu
zmiany nie dokonują się z dnia na dzień. Jednak chyba coraz lepiej mi idzie
nauka tej całej dorosłości. Mam jednak nadzieję, że pewnego dnia spojrzysz na
mnie inaczej niż przez pryzmat młodzieńczych wygłupów. Wiem, że to dużo i nie
musisz teraz odpowiadać. Nie chcę jednak, żebyś myślała o mnie jako o osobie,
która się do niczego nie nadaje. Zamierzam się przykładać do swoich obowiązków.
Zamierzam pokazać, że James Potter może wydorośleć.<o:p></o:p></span></p>
</div>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Nudzi mi się.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Znudzony głos
Syriusza przywitał Remusa, gdy wszedł do przedziału. Siedzieli tam Syriusz,
Peter i Marlena, a każde z nich wydawało się zupełnie pochłonięte sobą, nie
zwracając uwagi na pozostałych. Syriusz ze znudzoną miną patrzył przez okno,
wydając przy tym przesadzone westchnięcia. Peter ostrożnie rozwijał papierek,
jakby bał się, że szelest opakowania przyciągnie na niego zbyt dużo uwagi. Z
kolei Marlena zawzięcie kartkowała kolejne strony trzymanego przez siebie
czasopisma. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Chodź, Mary –
zachęcił Remus, otwierając szerzej drzwi i zapraszając Mary do środka. –
Zobaczcie, kogo spotkałem w czasie sprawdzania przedziałów i zaprosiłem do nas.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Cześć! <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Witaj!<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Remus dostrzegł
lekki rumieniec na policzkach Mary, gdy uwaga Syriusza, Petera i Marleny
skupiła się na niej po wejściu do przedziału. Wiedział, że pewnie nie była z
tego zadowolona, bo nie lubiła być w centrum zainteresowania, ale nie mógł się
powstrzymać – chciał spędzić z nią drogę do Hogwartu, a jednocześnie nie mógł
być z daleka od swoich przyjaciół.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Tu jest na pewno
o wiele lepiej siedzieć niż z bandą czwartoklasistek – zażartowała Mary, a
Remus zaśmiał się.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Już wypełniłeś
obowiązki prefekta? – zapytał Peter. Zwinął papierek i chciał go wcisnąć w
szparę między siedzeniami, ale posłusznie schował papierek do kieszeni pod
zdegustowanym spojrzeniem Marleny.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Tak, sprawdziłem
swoje wagony – odpowiedział Remus.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Usiadł wygodniej,
odchylając się do tyłu i opierając o zagłówek. Jego ramię przesunęło się w bok,
lekko muskając dłoń Mary. Przypadkowy dotyk spełnił rolę kupidyna. Iskra
napięcia była niemal wyczuwalna. W głowie Remusa pojawiła się pustka – myśli
uciekły daleko przed siebie. Odsunął się zły na samego siebie.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Nudzi mi się –
powtórzył tymczasem Syriusz, ściągając na siebie uwagę wszystkich.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Tobie zawsze się
nudzi – skomentowała cierpko Marlena, potrząsając przy tym głową. Jasne włosy
opadły jej ramiona.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Ty także nie
wydajesz się szczególnie usatysfakcjonowana naszą wspólną podróżą, Marly –
odgryzł się Syriusz.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- W ogóle, gdzie
jest Dorcas? – spytała Mary, jakby teraz sobie uświadomiła, że ktoś jej tu
brakuje. – I Jamesa chyba też brakuje? Bo Lily pewnie jak zwykle spędza podróż
w wagonie prefektów.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Dorcas chyba ma
nowego chłopaka – powiedziała Marlena, rzucając gazetę pod sufit. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Pismo opadło
wprost na Petera, który pisnął cicho, ale rozchmurzył się pod wpływem jej
przepraszającego uśmiechu. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Albo po prostu
nie chciała jechać z nim – dodała Marlena, wskazując palcem na Syriusza.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- To nieprawda! –
oburzył się Syriusz, zakładając ręce na piersi. – Ja i Dorcas to już dawno
nieaktualna sprawa. Zresztą, wszystko sobie wyjaśniliśmy, więc nie ma potrzeby
niepotrzebnie paplać o tym.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Cóż, niektórzy
faceci to zdecydowanie nieaktualna sprawa – prychnęła Marlena.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Co do Jamesa, to
chyba zbyt poważnie potraktował swoje nowe obowiązki<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>i dlatego go z nami nie ma - wtrącił Peter.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- I przez niego
się teraz nudzę – jęknął Syriusz, stukając się dłonią w czoło, jakby oczekiwał
współczucia. Gdy nikt jednak nie zareagował, zrobił obrażoną minę.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Remus zobaczył
skonfundowanie na twarzy Mary, więc pospieszył jej na ratunek z wyjaśnieniami:<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Niespodziewanie
dla nas wszystkich, a pewnie jeszcze bardziej dla niego samego, James został
prefektem naczelnym. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Mam nadzieję, że
profesor Dumbledore wie, co robi – mruknęła Marlena.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Gramy w szachy?
– zaproponował niespodziewanie Syriusz, zerkając na Remusa, ale ten pospiesznie
pokręcił głową. – Glizdek, chcesz grać? <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Ja z tobą zagram
– zaproponowała Marlena, a Black przyzwalająco kiwnął głową.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Gdy Syriusz,
Marlena i Peter zajęli się rozstawianiem figur na planszy i przekrzykiwaniem
siebie nawzajem, Remus przysunął się do Mary. Nachylił się do niej lekko,
starając się zachować tak, jak postąpiłby, gdyby to Lily albo Dorcas
siedziałyby obok.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Żałuj, że nie
widziałaś miny Lily, jak się dowiedziała, że James został prefektem –
powiedział Remus z łobuzerskim uśmiechem. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Na pewno była w
szoku – zasugerowała Mary, odpowiadając uśmiechem. – Pamiętam z jej listów, że
była ciekawa, kto będzie drugim prefektem. Jestem jednak pewna, że nie brała
Jamesa pod uwagę wśród kandydatów.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Myślę, że tego
nikt się nie spodziewał – przyznał Remus. – Gdy przyjechałem do domu Jamesa,
wszyscy byli w szoku.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Wszyscy? –
spytała Mary.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Jego rodzice, on
sam, Peter, Syriusz i Marlena – zaczął tonem wyjaśnienia, widząc zaskoczenie na
twarzy Mary. – James zawsze narzeka, że mu się nudzi samemu<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>ściąga nas<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>do domu swoich rodziców, a Marlena mieszka nieopodal.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Brzmi fajnie –
powiedziała Mary.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Tak, to
zdecydowanie najprzyjemniejsza część wakacji – powiedział Remus. – Nie żeby
spędzanie czasu z rodzicami było nieprzyjemne – zastrzegł.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Nie macie zbyt
dobrych relacji?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Remus zawahał się,
niepewny, co powinien odpowiedzieć. Jego relacje z rodzicami były mocno
złożone. Przez większość czasu potrafili udawać, że nic się nie dzieje, a on
jest zwyczajnym uczniem Hogwartu. Tematy bolesne i niewygodne były wtedy po
prostu ignorowane. Potem przychodził jednak ten tydzień, gdy w oczach matki
pojawiały się łzy, a ojciec zamiast na twarze żony i syna wolał widzieć dno
butelki. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Pewnie mogłyby
być lepsze. – Remus wzruszył ramionami. – A jak minęły twoje wakacje, Mary?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Zdecydowanie za
szybko. Bardzo lubię spędzać czas ze swoją rodziną, chociaż zdecydowanie
tęskniłam za Hogwartem. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Ja też –
przyznał Remus. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Zawahał się na
moment i położył swoją dłoń na ręce Mary. W odpowiedzi dostrzegł jej zdumione
spojrzenie, ale nie cofnęła ręki. Serce Remusa zabiło o dwa kroki szybciej.
Moment wydawał się właściwy, a czas przestał płynąc. Zbrodnią wydawało się
nieskorzystanie z okazji.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Mary, w ogóle
może chciałabyś…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">Zanim jednak Remus
miał szansę dokończyć, cały wagon wypełnił krzyk Syriusza. Moment się skończył,
a Remus cofnął rękę. Cała jego odwaga natychmiast się ulotniła.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Nie gram z wami!<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">- Ja także nie mam
na to ochoty – warknęła Marlena.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;">W życiu chodzi o
właściwy moment, pomyślał Remus. Na razie jednak przy próbach zbierania odwagi
każdy wydawał się równie mocno niewłaściwy.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;"><o:p> </o:p></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: "Georgia",serif;"><o:p> </o:p></span></p>Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-37284326943191847402021-03-16T15:07:00.005+01:002021-03-16T15:07:42.870+01:00Wszystko dla Lily: 14. Witaj w domu<p> </p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Będziemy mieć jutro gości na kolacji, więc oczekuję, że będziesz potrafił się
należycie zachować.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Ręce
Syriusza zacisnęły się na kieliszku, słysząc głos matki. Nie powinien
dopuszczać, aby jej słowa miały na niego wpływ, a jednak ciągle się na tym wykładał.
Tylko spokój może mnie uratować, pomyślał niewesoło, zaciskając szczęki. To
tylko kolejna głupia kolacja. Musiał dać radę. To na pewno nic gorszego niż…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Jednak
zadowolona mina matki i satysfakcja widoczna w jej spojrzeniu, to było dla niego
za dużo. Beztrosko machnął ręką, wywalając szklankę. Bordowy płyn rozlał się po
stole. Stworek pisnął cicho, przepraszając swoją panią, ale Walburga Black
uciszyła go krótkim ruchem ręki. Skrzat domowy stanął na baczność, kuląc się z
bezsilności, gdy pani domu machnęła różdżką, przywracając porządek na stole.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Mam nadzieję, że jutro będziesz potrafił się lepiej zachowywać – powiedziała
sztywno Walburga Black, gromiąc syna swoim spojrzeniem. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Jej
podniesiony głos sprawił Syriuszowi dużo satysfakcji. Widać było, że jego
zachowanie jak zwykle powoli wyprowadzało ją z równowagi podczas rodzinnych
kolacji. Matka siedziała tak sztywno wyprostowana na krześle, że Syriusza
bolały plecy od samego patrzenia na nią. Mocno zaciśnięte szczęki świadczyły,
że nie wszystko przebiega po jej myśli.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Wydaje mi się, że zachowuję się tak godnie, jak na przedstawiciela czcigodnego
rodu Blacków przystało – odpowiedział beztrosko Syriusz, drapiąc się po
policzku. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Oczy
Walburgu błysnęły.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Ty zakało rodziny, jeśli jutro nie….<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Walburgo, nie ma potrzeby krzyczeć – powiedział spokojnie Orion Black,
włączając się do rozmowy, którą dotychczas podobnie jak młodszy brat Syriusza –
Regulus, ignorował, skupiając się na posiłku. Zwykle obydwaj tak robili, a
Syriusz zawsze czuł wtedy ich milczącą akceptację względem krzyków matki i
niechęć względem swojej osoby.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">O
ile bowiem Walburga Black uwielbiała manifestować synowi swoje poglądy,
krzycząc, o tyle Orion Black mówił znacznie rzadziej. Cedził swoje słowa, jakby
każde z nich miało niezwykłą wartość. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdy już
przemawiał, to wyrażał się równie dosadnie co żona o mugolach, mugolakach i
plugawieniu rodzinnego nazwiska przez ich pierworodnego syna. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Czasami
Syriusz zastanawiał się, czy jego rodzice naprawdę są tak bardzo zaślepieni tą
chorą ideologią, czy tą ślepą wiarą próbują maskować własne braki w myśleniu.
Obydwie opcje wydawały mu się równie ciężki do uwierzenia, a jeszcze bardziej
do zaakceptowania. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Syriusz
poczuł na sobie wzrok młodszego brata, ale gdy na niego spojrzał, ten miał
wzrok wbity w talerz z zupą. Było to mocne typowe dla niego. Popierał rodziców
i ich poglądy, a<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>w Hogwarcie zadawał się
tylko z równymi sobie, czyli dzieciakami z drzewem genealogicznym równie długim
co ich własne. Jednak w domu Regulus przepadał za znajdowaniem się w krzyżowym
ogniem awantur, których Syriusz był centralnym punktem w czasie wakacji. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nasz syn na pewno nie przyniesie nam jutro wstydu – dodał Orion Black,
ignorując kpiącą minę na twarzy starszego syna.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Uważam, że zawsze zachowuję się wyjątkowo godnie – odparł Syriusz, odchylając
się na krześle do tyłu. Bujanie się na krześle rozpalało nerwy jego matki do czerwoności,
o czym doskonale wiedział. – Kto właściwie jutro przyjdzie?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Mój brat…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Syriusz
ożywił się – wizja spotkania z wujem Alphardem, jedynym życzliwym mu
przedstawicielem rodziny Blacków nie wydawała się niemiłą perspektywą. Wuj
zawsze potrafił rozładować napięcie<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>i
nie miał bzika na punkcie czystości krwi. Wszystko to powodowało, że był
ulubionym krewnym Syriusza, a jednym z mniej lubianych przez jego matkę.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
… z rodziną.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Ramiona
i entuzjazm Syriusz gwałtownie opadły równie gwałtownie, co się pojawiły.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Wuj
Alphard nie miał żony, więc jutrzejszym gościem miał być wuj Cygnus, człowiek o
wąskich jak różdżka horyzontach, który miał równie wypaczone poglądy co
Walburga. Znał na pamięć drzewo genealogiczne Blacków, a czystość krwi była
jego ulubionym tematem. Jego antymugolskie teksty zawsze powodowały u Syriusza
wybuchy gniewu pomieszanego ze wstydem za własną rodzinę.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Wstydził
się własnej rodziny, chociaż wiedział, że to oni powinni się wstydzić,
zwłaszcza wuj Cygnus – ojciec trzech córek, chociaż pytany o to mówił, że ma
tylko dwie – Narcyzę i Bellatriks. Zresztą, cała rodzina w ciągu raptem kilku
lat nauczyła się udawać, że trzecia córka wuja Cygnusa istnieje i ma się
przecież dobrze! Wszystko się zmieniło, gdy trzecia córka wuja Cygnusa
postanowiła żyć po swojemu i nie słuchać tego bełkotu o czystości krwi,
wybierając miłość nad rodzinne powinności.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Temat
siostry Narcyzy i Bellatriks był w rodzinie omijany niczym łajnobomba z
opóźnionym zapłonem, która przy braku należytej ostrożności może w każdej
chwili wybuchnąć. Wszyscy zachowywali się, jakby ona nigdy nie istniała albo –
co gorsza- umarła. A przecież żyła i miała się dobrze z dala od tej chorej
zgrai fanatyków.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Rozumiem, że do rodziny zaliczamy wszystkie córki wuja Cygnusa? – wycedził
Syriusz. – Mniemam więc, że Andromeda także jutro przyjdzie?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nie wypowiadaj jej imienia! – krzyknęła matka, gromiąc go spojrzeniem. – Mój
brat ma dwie córki, a twoje kuzynki…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
To, że nie wypowiem jej imienia nie znaczy, że zniknie albo przestanie być moją
kuzynką – przedrzeźnił Syriusz, ponownie kołysząc się na krześle.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>– A tak się składa, że Andromeda zawsze była
i jest moją ulubioną kuzynką.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nie! Nie waż się…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Naprawdę nawet ty powinieneś mieć tyle godności, aby znowu nie prowokować
kłótni przy stole, synu – wycedził ojciec. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Synu,
nie Syriuszu. Jakby używanie imienia mogło boleć, przemknęło przez głowę
Syriusza. Zacisnął pod stołem dłoń w pięść. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Mam tyle ogłady, ile dostałem dzięki waszemu wychowaniu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nieprawda! Popatrz na Regulusa… Popatrz na<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>swojego młodszego brata! Zobacz, jak powinien się zachowywać Black,
gdzie powinien być, co powinien robić. Na pewno nie być takim przygłupim
miłośnikiem szlam….<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Syriusz
wielokrotnie słyszał przemowy matki na temat tego, jak wiele różniło go od
brata, który siedział teraz z niepewną miną na krześle naprzeciwko. I bardzo
dobrze!, myślał w duszy. Regulus trafił do Slytherinu. Mówił niewiele, a jeśli
już to zwykle przyznawał matce rację i potrafił się odnaleźć w eleganckim
towarzystwie. W Hogwarcie przyjaźnił się z dzieciakami pochodzącymi z rodzin o
odpowiednich tradycjach, co ród Blacków. Nie robił nic nie odpowiedniego i Syriusz
szczerze wątpił, czy byłby w ogóle do tego zdolny.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Za bardzo ci pobłażaliśmy! Ale od teraz koniec tego. Najpierw zrobimy porządek
z twoim pokojem…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Syriusz
wyprostował się na swoim miejscu, przestając się bujać. Uznawał swój pokój za
własną twierdzę w czasie powrotu do domu, jedyne miejsce, gdzie mógł się
schronić przed ciągłym dogadywaniem ze strony matki. Tam był wolny i mógł być
po prostu sobą.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nie waż się tknąć mojego pokoju – warknął, nieświadomie podnosząc głos.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Widząc
zadowoloną twarz matki, zrozumiał, że chciała go sprowokować i jej się udało.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Zapominasz się, synu, czyj to jest dom. Nie będziesz tak mówił do matki – dodał
ojciec, uderzając dłonią w stół.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Dom? – zapytał Syriusz, rozglądając się po pokoju, w którym toczył nieustanne
kłótnie i ludziach, którzy powinni być mu rodziną, a kojarzyli się <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>tylko z wiecznym bólem głowy. – To muzeum
nigdy nie było mi domem, a ty nigdy nie byłaś mi matką!<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Jak śmiesz! Brakuje ci nawet krzty przyzwoitości! Ty…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nie waż się tak mówić do matki! Dosyć tolerowania twoich głupich odzywek.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Syriusz, daj spokój – wtrącił cicho Regulus.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Wolałabym cię nigdy nie urodzić niż mieć takiego syna – wysyczała Walburga. Mąż
położył jej rękę na ramieniu, ale odsunęła się, nie zamierzając się
powstrzymywać. – Wstyd mi za ciebie.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Jakże miło z twojej strony, że to mówisz, matko. Ja także wolałabym nie mieć
takiej matki jak ty i być sierotą<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>–
przedrzeźnił ją Syriusz.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nie będę tolerować takiego zachowania w swoim domu! Wynoś się stąd…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Najlepiej jak jeszcze dzisiaj opuścisz ten dom – dodał Orion.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
I bardzo dobrze! Ja też nie chcę tu być – butnie stwierdził Syriusz, kierując
się w stronę wyjścia.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Wychodząc
z jadalni, widział, jak ojciec próbował uspokoić matkę, która nie przestawała
wyrzucać obelg, a Regulus siedział z otwartą buzią, wyraźnie zaskoczony tym, co
się przed chwilą stało. Normalnie Syriusz zapewne chociaż spróbowałby z nim
pogadać, ale nie zamierzał pozwolić emocjom dojść do głosu i go spowolnić.
Musiał działać szybko.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Wbiegł
do swojego pokoju. Trzasnął drzwiami tak mocno, jak tylko mógł i zaczął
pospiesznie wrzucać swoje rzeczy do kufra. Próbował je upchnąć jak najszybciej,
starając się przy tym zmieścić jak najwięcej rzeczy, co było nie lada wyczynem.
Zdecydowanie brakowało mu talentu do pakowania ubrań.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nie zamierzał się jednak przejmować tym,
chciał tylko<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>jak najszybciej stąd odejść
– z tego domu, od tych ludzi.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Był
dumny, że nie jest jak oni, że widzi coś więcej poza krwią, magią i poza
czubkiem własnego drzewa genealogicznego. Nie zamierzał się zmieniać się, aby
przypodobać matce ani udawać kogoś kim nie był, aby zyskać aprobatę ojca.
Wreszcie zyskał odwagę, mówiąc im to wprost i było to wprost upajające uczucie.
Najważniejsze jednak było to, że wreszcie czuł się wolny i wiedział, co zrobi. <o:p></o:p></span></p>
<div style="border-bottom: dotted windowtext 3.0pt; border: none; mso-element: para-border-div; padding: 0cm 0cm 1.0pt 0cm;">
<p class="MsoNormal" style="border: none; line-height: 150%; mso-border-bottom-alt: dotted windowtext 3.0pt; mso-padding-alt: 0cm 0cm 1.0pt 0cm; padding: 0cm; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Zamierzał
wreszcie żyć po swojemu. <o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="border: none; line-height: 150%; mso-border-bottom-alt: dotted windowtext 3.0pt; mso-padding-alt: 0cm 0cm 1.0pt 0cm; padding: 0cm; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">*****</span></p>
</div>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Rude
włosy załaskotały Jamesa w policzek, gdy się do niej przysunął.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Próbował ją mocniej objąć w pasie, co nie
było trudne, zważywszy, że leżeli na łóżku. Wziął w palce jedno pasmo jej
włosów i przysunął bliżej nosa. Zapach truskawek, którymi pachnęły jej włosy
był wprost oszałamiający. To pewnie zasługa szamponu, pomyślał, a może to po
prostu jej zasługa? Wiedział, że chciałby czuć ten zapach do końca świata i o
jeden dzień dłużej. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nie przeszkadzaj mi, jak czytam – zaśmiała się, dając mu pstryczka w nos. W
ręce trzymała książkę, ale widział, że to tak naprawdę wymówka. Czuł to w jej
uśmiechu. Widział jak zerkała na niego, niemal zachęcając, aby jej
przeszkadzał.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Lily, proszę cię. Czy ty musisz czytać w wakacje? – zapytał z żałością w głosie,
po czym głośno westchnął. Spróbował zrobić smutną minę, ale chyba mu się nie
udało, bo Lily tylko wybuchła głośnym śmiechem.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Myślę, że czytanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło – powiedziała.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Naprawdę chcesz być pierwszą osobą, która może cierpieć z powodu efektów
ubocznych tego? – zapytał, powodując u niej kolejny wybuch śmiechu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Uwielbiał
ją taką. Wprost nie mógł nacieszyć wzroku jej widokiem. Błyszczała niczym
gwiazda na niebie jego myśli. Miała jednak jedną wielką zaletę, której brakowało
gwiazdom. Lily była tuż obok. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nawet przez moment nie możesz być poważny? – zapytała, po czym widząc jego
smutną minę, odłożyła książkę na stolik.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Uśmiechnął
się, wiedząc, że wygrał. Pochylił się ku niej. Zatrzymał się, kiedy ich twarze
dzieliło kilkanaście centymetrów. Widział błyski w zielonych oczach w kształcie
migdałów.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Lekko rozchylone wargi
przyzywały go do siebie. Jak mógłby się im oprzeć, gdy wprost prosiły się o
pocałunki?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Pocałunek
zaczął się od delikatnego muśnięcia ust. James drażnił się z nią i długo nie
musiał czekać na odpowiedź. Z ust Lily wydobyło się ciche westchnienie. Nie
czekał dłużej. Przyciągnął ją mocniej do siebie. Pocałunek przybrał na sile.
Myśli znikły z głowy. James poczuł rękę Lily w swoich włosach.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Przyciągnął
ją mocniej do siebie, nie przerywając pocałunku, chociaż zaczynało im brakować
tchu. Smakowała jednak tak słodko, że nie chciał tracić nawet sekundy bez ust
Lily. Nie chciał tracić pocałunków, na które tak długo czekał, o których tak
długo myślał. Sama myśl o nich wydawała mu się tak krucha, że aż ulotna. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Teraz
jednak nie miało znaczenia, że on bywał zarozumiały, a ona przemądrzała.
Przestało się liczyć, że tak długo się opierała i jeszcze dłużej mówiła mu, że
nie ma nadziei. Obydwie doszli do punktu, gdy wiedzieli, co tak się naprawdę
liczy. Teraz mieli świadomość, że te wszystkie wzajemne kłótnie i
nieporozumienia miały być preludium, jedynie wstępem do tego, co miało ich
spotkać później.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">James
wsunął dłoń z talii dziewczyny. Jego ręka błądziła przez chwilę po jej
pośladku, by wsunąć się pod materiał bluzki. Dotyk jej ciepłej, nagiej skóry
był wprost obezwładniający. Czuł wszystkie krzywizny jej ciała. Pociągnęła go
mocniej za włosy, a jego wargi zsunęły się z jej ust. Jego usta zsunęły się
niżej na linię żuchwy. Obsypał pocałunkami delikatną skórę na jej szyi, gdy
jego ręka sunęła w górę po gładkiej skórze brzucha. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
James! – jęknęła Lily, a on poczuł, że jej ręce zsuwają się z jego głowy. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Przechyliła
głowę, żądając od niego kolejnych pocałunkom. James wiedział, że nie może i nie
chce odmówić jej ustom. Każdy z nich był coraz słodszy, a ogień w żyłach płonął
coraz silniej. James miał tylko nadzieję, że zdążą go ugasić nim obydwoje
spłoną.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Zdejmij to! – zażądała, pociągając za róg jego koszulki.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Nie
wahał się, gdy pospiesznie przeciągał t-shirt bez głowę i zwijając go w kulkę,
rzucił go w róg. Jej usta rozchyliły się z rozmarzeniem, a w oczach pojawił się
szybki błysk, co powiedziało Jamesowi, że podobało jej się to, co zobaczyła. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
James!<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Widział,
jak<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Lily otwierała wargi, aby powiedzieć<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>coś więcej, ale ostatecznie zamilkła.
Zmarszczył brwi, nie chcąc, aby cokolwiek zniszczyło ten nastrój, ale
jednocześnie wiedział, że może to być coś ważnego. Czemu głos Lily wydawał taki
odległy, skoro była tuż obok? O co dokładnie chodziło? <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
James!<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Jęknął,
gdy uświadomił sobie, co było nie tak.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Zamknął oczy, a gdy je ponownie otworzył był w tym samym miejscu, co we
śnie – w swoim własnym łóżku. Był jednak sam, a koszulka nadal znajdowała się
na jego ciele. Lily po raz kolejny zagościła tylko w jego snach. Nigdy jej tu
nie było. Najwyraźniej barwny sen to jedyne na co mógł liczyć w stosunku do
Lily Evans.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Wołanie
i stukot nie ustawało – teraz przynajmniej wiedział, co go wybudziło ze świata
fantazji, co przerwało jego słodkie randez-vous z Lily. Przez moment chciał
zignorować głos za drzwiami i spróbować z powrotem usnąć, wrócić do miejsca,
gdzie skończył się sen. Jednak sądząc po intensywności wołania niewątpliwie w
domu działo się coś, co wymagało jego natychmiastowej uwagi.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Już idę! – odkrzyknął, a stukot za drzwiami ustał. Usłyszał, że ktoś schodzi po
schodach w dół.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">James
został jeszcze chwilę w łóżku, bezwiednie patrząc na skołtunioną pościel i
pustą poduszkę obok. Jak na sen – senny produkt jego wyobraźni wszystko
wydawało się zaskakująco żywe, realne. Tak jak jego rozszalałe serce, które
biło teraz pospiesznym galopem. James westchnął cicho. Wziął głęboki wdech i
przymknął na chwilę powieki, próbując się uspokoić.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Gdy
zszedł schodami na parter domu, zaskoczyły go przyciszone głosy dochodzące z
salonu. Jednak jeszcze bardziej zaskoczył go widok, jaki tam zastał przy
wejściu. Syriusz siedział na kanapie z ramionami smętnie opuszczonymi i
wyraźnie nietęgą miną, która tak mocno odbiegała od zwykłego pełnego
samozadowolenia uśmiechu, który prezentował światu. Po obu stronach Blacka zaś siedzieli
rodzice Jamesa. Ich poważne miny nie wróżyły nic dobrego. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Z
jednej strony widok Syriusza Blacka nie był czymś, co byłoby zaskakujące dla
kogokolwiek z rodziny Potterów. Syriusz co roku przyjeżdżał w odwiedziny i
zostawał kilka tygodni, co zawsze stanowiło ich ulubioną częścią wakacji, ale
nigdy nie zjawiał się niezapowiedziany. Chociaż widok przyjaciela ucieszyła
Jamesa, to nagłość wizyty wydawała się niepokojąca.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Co się dzieje? – zapytał James, podchodząc bliżej i opadając na fotel. –
Przyjechałeś na wakacje?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Ostre
spojrzenie matki powiedziało jednak Potterowi, że powiedział coś głupiego.
Otworzył usta, aby przeprosić za swoje zachowanie, ale w zasadzie nie wiedział,
co źle powiedział. Milczenie wydawało się bezpieczniejszą opcją.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Nie martw się. Wszystko się ułoży – powiedziała Euphemia Potter. Kobieta
przytuliła Syriusza, a Fleamont Potter w męskim geście pocieszenia poklepał go
po ramieniu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
O co chodzi? – zapytał ponownie James, a matka znowu rzuciła mu zirytowane
spojrzenia. Zdecydowanie Euphemia Potter przypominała mu pod tym względem
nauczycielkę transmutacji z Hogwartu. Pewnie dlatego zawsze żywił do niej taki
respekt i był dobry w konfrontacjach. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Rodzice wykopali mnie z domu – powiedział Syriusz, a w jego głosie brzmiała
dziwna miękkość. Odkaszlnął, jakby chciał się jej pozbyć, a James bezgłośnie
gwizdnął.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Zawsze
wiedział, że relacje przyjaciela z rodzicami były dyplomatycznie to ujmując,
mocno burzliwe. Dla Blacków posiadanie syna Gryfona, który ostentacyjnie
ignorował wpajane zasady o wyższości czystej krwi, było czymś nie do
zaakceptowania. Wprost mówili mu, że jest dla nich rozczarowaniem i porażką. Syriusz
rzadko o tym mówił, a nawet jeśli podejmował temat to zwykle<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>z goryczą w głosie. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">Dla
Jamesa zrozumienie relacji Syriusza z rodzicami było o tyle cięższe, że sam
miał dobre relacje ze swoimi rodzicami. Wiedział, że może na nich liczyć w
każdej sytuacji, a przy odrobinie perswazji zgodzą się z nim we wszystkim, co
skrzętnie wykorzystywał jak był młodszy. Dopiero z czasem patrząc na
rówieśników, dostrzegł, jak wielkie ma szczęście mając w nich oparcie. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Serio? I co teraz zrobisz? – Zanim James
zadał kolejne głupie pytanie i dostał następne krzywe spojrzenie od swojej
rodzicielki, uświadomił sobie, jak niemile mogło zostać odebrane jego słowa.
Chętnie by coś dodał, chcąc załagodzić ich wydźwięk, ale nie chciał pogarszać
swojej pozycji.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Znaczy myślałem, że może… - Syriusz zawahał się, patrząc na państwa Potterów –
Że może mógłbym na chociaż kilka dni…<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Tu nie ma o czym mówić – przerwał mu pan Potter. Fleamont<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>stanął koło kominka, prostując się, a Jamesa
po raz kolejny uderzyło jak bardzo był do niego podobny. – Zostaniesz z nami. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Zupełnie nie rozumiem, jak można być taką matką – wtrąciła Euphemia wyraźnie
roztrzęsiona. – Każda matka powinna kochać swoje dziecko. Jak można je tak po
prostu wyrzucić z domu? Nie jestem w stanie tego zrozumieć, Syriuszu, ale mogę
ci zagwarantować jedno: nadal masz dom. Nasz dom od dawna był, jest i zawsze
będzie też twoim domem. A ty jesteś dla mnie jak drugi syn, którego nie było
nam z Fleamontem dane mieć.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Dziękuję – powiedział wyraźnie poruszony Syriusz, pociągając nosem.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Przykro mi, że tak wyszło, ale cieszę się, że jesteś z nami, Łapo – powiedział
James, a matka uśmiechnęła się do niego. Był to niezadowolony znak, że chociaż
teraz powiedział coś mądrego i odpowiedniego do sytuacji. – Zanieśmy twoje
rzeczy na górę i napiszmy do Lupina i Glizdka. Może też zechcą przyjechać?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Świetny pomysł – ucieszył się Syriusz.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Może jeszcze kogoś chcesz zaprosić, synu? – Fleamont Potter uśmiechnął się
półgębkiem, mówiąc te słowa, a Syriusz i Euphemia spojrzeli na siebie,
wybuchając śmiechem. Cięzkie atmosfera panująca w salonie została przełamana. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">James
popatrzył na nich zdumiony, czując, że coś mu umyka.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Rozumiem, że to jakiś żart, którego nie rozumiem?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Po prostu wołałeś przez sen kogoś – wyjaśniła matka, posyłając Jamesowi
rozbawione spojrzenie – i zastanawialiśmy się z twoim ojcem nawet, czy kogoś
tam nie ukrywasz w swoim pokoju.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">James
prychnął, słysząc słowa matki.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Jakbym miał takiego gościa, jak w moim śnie, to bym na pewno bym wam ją
przedstawił.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Zwłaszcza, że marne szanse na to – zakpił Syriusz, odzyskując dawną formę, a
James trzepnął go poduszką. Black chciał mu oddać, ale nie mógł jej dosięgnąć.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; line-height: 150%;">-
Chłopcy, koniec wygłupów – zarządziła Euphemia Potter, wstając.<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>– Czas do łóżek. James, pomóż z bagażami, a
ty Syriuszu…. Witam w domu, synu.<o:p></o:p></span></p>Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-47918854312009404702021-02-14T18:14:00.005+01:002021-02-14T18:14:46.667+01:00Wszystko dla Lily: 13. Początek wakacji<p></p><p>Zatłoczony peron na dworcu King's Cross nieodmiennie przytłaczał Lily. Tego
czerwcowego dnia, gdy powoli wysiadła z pociągu, wyciągając swój kufer na
peron, wcale nie miało być inaczej. Mnóstwo rodziców, krzyczące
rodzeństwo i głośny świst lokomotywy kojarzyły jej się zawsze z nerwowym
oczekiwaniem. Zawsze przyjeżdżała tu by za czymś tęsknić - w Hogwarcie tęskniła
za swoją rodziną, a w domu za magią i światem czarów. Wewnętrzne rozdarcie
potęgowało poczucie, że to już niemal koniec - ostatnie wakacje przed siódmą
klasą, po której miało nastąpić nieuchronne spotkanie dorosłością. Nie
czas, o tym teraz myśleć, zganiła się sama w myślach.<o:p></o:p></p>
<p>Przeszła z kufrem kilka kroków dalej, nie chcąc blokować przejścia i
szukając twarzy rodziców. Zwykle byli bardzo punktualni, ale przebywanie tutaj
zawsze stanowiło dla nich spore wyzwanie. Uwielbiali panującą tu atmosferę i
Lily z powodzeniem mogła sobie wyobrazić, że stali gdzieś z boku, przyglądając
się oryginalnym strojom i przedmiotom czarodziejów. Tak, jej rodzice zdecydowanie
byli bardzo zafascynowani magią.<o:p></o:p></p>
<p>Rozejrzała się po peronie. Większość jej znajomych trafiła już w bezpieczne
objęcia rodziców. Mary tonęła w objęcia kilku młodszych sióstr, Marlena szła w
stronę wyjścia z dystyngowanym mężczyzną, zapewne swoim ojcem. Z prawej stronty
Remus uśmiechał się do smutnej kobiety o zmęczonej twarzy, a tam dalej...
Lily zmrużyła oczy, dostrzegając Jamesa wymieniającego uściski ze starszym
panem o równie poczochranych włosach. Ciekawe, czy to jego rodzice, a może dziadkowie?,
pomyślała. Przesunęła się w prawo, chcąc mieć lepszy widok, gdy niespodziewanie
na kogoś wpadła.<o:p></o:p></p>
<p>- Na Merlina, bardzo przepraszam! - wykrzyknęła pospiesznie.<o:p></o:p></p>
<p>Kobieta nie wyglądała jednak na urażoną, tylko mocno zmęczoną życiem. Ciemne
włosy pozbawione blasku zwisały smętnie po obydwóch stronach głowy, a blada
twarz wyglądała dziwnie niezdrowo. <o:p></o:p></p>
<p>- Pani Snape - wyjąkała Lily, przełykając ślinę, gdy zdała sobie sprawę, że
ma przed sobą matkę Severusa.<o:p></o:p></p>
<p>- Miło cię widzieć, Lily. Strasznie dawno cię nie widziałam - powiedziała
pani Snape, po czym uśmiechnęła do dziewczyny.<o:p></o:p></p>
<p>Lily zaś kiwnęła głową, próbując znaleźć w głowie odpowiednie słowa. Znała
panią Snape z czasów, gdy Sev... Snape był najważniejszą osobą w jej życiu.
Zawsze dziwiło ją wtedy, jak tak oschła kobieta mogła wychować tak wrażliwego i
pełnego empatii syna. W domu rodzinnym Snape'ów było bowiem mało miłości, a
jeszcze mniej wzajemnego szacunku. Późniejsze wydarzenia pokazały jej jednak,
że tak naprawdę mało go znała. <o:p></o:p></p>
<p>- Tak, trochę się pozmieniało - odpowiedziała w końcu Lily, odpowiadając
bladym uśmiechem. <o:p></o:p></p>
<p>Nie wiedziała, co Snape powiedział matce o ich kłótni, a nie chciała sama
zaczynać tego tematu, powodując lawinę pytań. Głęboko zakorzenione poczucie
lojalności sprawiało też, że pomimo fiaska ich przyjaźni, nie chciała mu
przysporzyć problemów w i tak skomplikowanej relacji z matką.<o:p></o:p></p>
<p>Co prawda, w czasach gdy jeszcze rozmawiali, on sam nigdy nie mówił o Eileen
i tym, jak boli go jej bierność wobec ojca, ale musiałaby być ślepa, aby nie
dostrzec. Wiedziała to i nie naciskała, licząc, że wie, że ma w niej oparcie,
niezależnie od tego wszystkiego.<o:p></o:p></p>
<p>Teraz jednak stojąc koło pani Snape czuła, że w sumie nie wie, co powinna
zrobić – zapytać o pogodę? Zagaić o wakacjach? A może wystarczyłoby się
przywitać i po prostu odejść w swoją stronę? Na to ostatnie Lily miała
największą ochotę, ale nie chciała wyjść na nieuprzejmą. W końcu to nie wina
pani Snape, że jej syn zachował się niegdyś jak kretyn.<o:p></o:p></p>
<p>- Aż trudno uwierzyć, że został wam tylko rok w Hogwarcie.<o:p></o:p></p>
<p>Owszem, został tylko rok, ale tak by tego też nie ujęła. Hogwart był na tyle
duży miejscem, że przy odrobine szczęścia i chęci mogli odnajdywać się w swoich
częściach zamku. Czekał ją więc siódmy rok w szkole, tak jak i jego. Ale
zdecydowanie nie czekał on ich razem.<o:p></o:p></p>
<p>Była ona.<o:p></o:p></p>
<p>I był on.<o:p></o:p></p>
<p>- Tak, czas leci bardzo szybko – odpowiedziała Lily.<o:p></o:p></p>
<p>- Pamiętam, jak sama chodziłam do Hogwartu i wszystko wydawało mi się takie
odległe. <o:p></o:p></p>
<p>Kobieta uśmiechnęła się do swoich wspomnień, a jej wzrok się lekko zamglił.
Po chwili zamrugała jednak i spojrzała na Lily.<o:p></o:p></p>
<p>- Mam nadzieję, że wykorzystasz, jak najlepiej swój ostatni rok w szkole,
Lily. Miłych wakacji! – dodała pani Snape,<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>po czy czym uściskała lekko Lily i zniknęła w tłumie.<o:p></o:p></p>
<p>Tymczasem w głowie Lily niepokój mieszał się z rozczarowaniem. Z jednej
strony krótka rozmowa z panią Snape mocno wytrąciła ją z równowagi. Nie lubiła
niespodzianek, a to spotkanie zdecydowanie można by do nich zakwalifikować. Z
drugiej… Była zapewne masochistką, ale podświadomie liczyła, że wysoka
wychudzona postać z czarnymi włosami pojawi się koło matki, dając jej szansę na
krótką rozmowę, bez konieczności brodzenia we własnej dumie. Teraz została
jednak sama i nadzieja ta szybko się rozmyła.<o:p></o:p></p>
<p>- Lily!<o:p></o:p></p>
<p>Rozluźniła się, słysząc podekscytowane głosy rodziców i odwróciła się. Gdy
utonęła w uściskach matki, wreszcie poczuła, jak schodzi z niej całe napięcie.
Mocno przytuliła ją do siebie, a zapach magnolii, który nieodłącznie
towarzyszył pani Evans przypomniał Lily o czasach dzieciństwa.<o:p></o:p></p>
<p>- Bez problemu trafiliście? – zapytała Lily, gdy matka wreszcie wypuściła ją
ze swoich objęć, a ojciec z głośno cmoknął w czoło.<o:p></o:p></p>
<p>- Bez najmniejszych – zapewnił pan Evnas, nie przestając się rozglądać po
peronie, co wywołało uśmiech na jej twarzy.<o:p></o:p></p>
<p>Świat magii zachwycał jej rodziców teraz równie mocno, co ponad sześć lat
temu, gdy dostała swój pierwszy list z Hogwartu. Chociaż byli prostymi ludźmi,
bezwarunkowo uwierzyli we wspaniałość czarów, a córkę czarownicę traktowali
jako ogromny zaszczyt. Patrząc na nich Lily zawsze uświadamiała sobie, jak bardzo
spowszechniała jej magia.<o:p></o:p></p>
<p>W Hogwarcie wszystko było magią. Znajdowała się ona w każdej ścianie, w
każdym obrazie i każdym miejscu, które przychodziło jej do głowy. Tam używanie
magii było równie naturalne, co oddychanie. Magia po prostu była. Nikt nie
zastanawiał się nad tym, jakim to szczęściem jest bycie częścią tego niezwykłego
świata.<o:p></o:p></p>
<p>- Lily, może też byśmy kupili ci ropuchę? – zaproponował pan Evans, nie
odrywając wzroku od chłopca, który przeszedł obok nich z dorodną ropuchą pod
pachą.<o:p></o:p></p>
<p>- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł – odparła ze śmiechem Lily,
odgarniając włosy. <o:p></o:p></p>
<p>Wyszli z peronu i przeszli w stronę parkingu, gdy Lily niespodziewanie
przystanęła, a rodzice spojrzeli na nią z zaskoczeniem.<o:p></o:p></p>
<p>- Jak… Jak Petunia? Co powiedziała na mój przyjazd?<o:p></o:p></p>
<p>Po spojrzeniach, jakie wymienili rodzice Lily szybko zorientowała się, że
Petunia nie będzie zachwycona jej przyjazdem. Nie było to zaskakujące – zapewne
powinna się do tego przyzwyczaić, co nie znaczy, że przez to w jakimkolwiek
stopniu bolało mniej. Może po prostu do niektórych rzeczy, nie da się
przyzwyczaić, pomyślała, Lily, gdy ruszyła z rodzicami w drogę do domu.<o:p></o:p></p>
<p>Odkąd poszła do Hogwartu Petunia zawsze stwarzała problemy w związku z jej
przyjazdem ze szkoły. W wakacje po pierwszej klasie stanowczo odmówiła
dzielenia pokoju z Lily, argumentując, że boi się zarazić dziwactwem, czego
efektem stało się przymusowy remont i przygotowanie drugiej sypialni dla Lily.
Niemal całe wakacje po drugiej klasie Petunia spędziła u dziadków, a jeszcze
kolejne – na trzech obozach, których koszt zdaniem państwa Evans był stanowczo
wygórowany, ale nie potrafili odmówić starszej córce. <o:p></o:p></p>
<p>Wszystko to bolało Lily, ale i tak nie tak bardzo jak wakacje po czwartej
klasie, gdy Petunia ciągle sprowadzała swoje koleżanki i pokazywała im Lily
palcem, mówiąc przesadnym tonem, że to jej młodsza siostra, która wróciła ze
szkoły dla nastolatków o bardzo niskim ilorazie inteligencji z problemami
emocjonalnymi. Słysząc te kłamstwa, Lily początkowo miała ochotę protestować,
ale szybko zdała sobie sprawę, że było to zupełnie bezcelowe. Nie byłaby w
stanie odwracać kłamstw Petunii, nie mogąc ujawnić prawdy o Hogwarcie. <o:p></o:p></p>
<p>Gdy wysiadła z samochodu przed domem, poczuła lekki skurcz w żołądku. Ojciec
wziął kufer, a matka otworzyła drzwi, gestem wskakując, aby weszła do środka.
Lily powoli ruszyła do przodu, dopiero w środku wypuszczając powietrz z płuc.<o:p></o:p></p>
<p>Weszła do salonu, gdzie Petunia leżała na kanapie, ostentacyjnie, kartkując
jakiś magazyn. Być może Lily uwierzyłaby, że jej przyjazd nie zrobił na
siostrze wrażenia, gdyby nie sztywno zaciśnięte szczęki i pobielałe kostki palców,
które przerzucały kolejne strony ze zdecydowanie zbyt dużą siłą. <o:p></o:p></p>
<p>- Petunio, nie przywitasz się z siostrą? – zapytała pani Evans, wchodząc do
salonu. <o:p></o:p></p>
<p>Lily widziała, że siostra przez moment się zawahała – wyraźnie widać było,
że łatwiej jej przychodziło ignorowanie osoby siostry niż bezpośrednich poleceń
ze strony matki. Petunia wstała i skinęła głową w kierunku Lily w geście, który
równo mocno mógł uchodzić za powitanie, co za obelgę.<o:p></o:p></p>
<p>- Cześć – powiedziała Lily. <o:p></o:p></p>
<p>Nie zastanowiwszy się nad tym, chciała objąć siostrę, ale zrezygnowała w
ostatniej chwili, poprzestając na wyciągnięciu ręki. Wiedziała, że Petunia nie
będzie mogła uniknąć odpowiedzi na ten gest powitania w obecności matki i miała
rację. Siostra z wyraźną niechęcią, jakby miała dotykać końskiego łajna albo
ogona skunksa, ale wyciągnęła dłoń, ściskając rękę Lily.<o:p></o:p></p>
<p>- Miło, że wreszcie jesteśmy całą rodziną w komplecie – zachwyciła się pani
Evans, patrząc na córki.<o:p></o:p></p>
<p>Lily kiwnęła głową na potwierdzenie słów matki, nie chcąc otwarcie kłamać, a
zaciśnięta twarz Petunii wyraźnie świadczyła, że chciałby się w tej chwili
znaleźć gdzieś daleko stąd.<o:p></o:p></p>
<div style="border-bottom: dotted windowtext 3.0pt; border: none; mso-element: para-border-div; padding: 0cm 0cm 1.0pt 0cm;">
<p style="border: none; mso-border-bottom-alt: dotted windowtext 3.0pt; mso-padding-alt: 0cm 0cm 1.0pt 0cm; padding: 0cm;">Zapowiadają się naprawdę miłe wakacje,
pomyślała Lily, szkoda tylko, że tak trudno w to uwierzyć.<o:p></o:p></p>
<p style="border: none; mso-border-bottom-alt: dotted windowtext 3.0pt; mso-padding-alt: 0cm 0cm 1.0pt 0cm; padding: 0cm;"><o:p> </o:p></p>
</div>
<p><o:p> </o:p></p>
<p>Weszła do przedziału, chcąc znaleźć broszkę, która musiała wyślizgnąć się z
siedzenia. Popatrzyła na siedzenia, delikatnie przesuwając po nim dłońmi. Gdzie
to mogło się wyślizgnąć, pomyślała rozglądając się wokół. Jest! Dostrzegła ją
na podłodze, więc schyliła się i zagarnęła się jednym płynnym ruchem. Teraz
zamierzała szybko wrócić na peron, gdzie czekali na nią rodzice.<o:p></o:p></p>
<p>- Dorcas, możemy porozmawiać? <o:p></o:p></p>
<p>Dorcas zamarła w pół kroku, słysząc głos Syriusza. Zawahała się przez moment
i to wystarczyło, aby chłopak zrozumiał jej zachowanie jako zgodę. Wszedł do
przedziału zamykając drzwi do przedziału. <o:p></o:p></p>
<p>- Myślałam, że wszystko zostało powiedziane – powiedziała spokojnym głosem,
z którego była dumna.<o:p></o:p></p>
<p>Spróbowała spiorunować go wzrokiem, ale nie było to potrzebne. Syriusz
wyglądał wystarczająco nieswojo z zaciśniętymi szczękami i rękami wciśniętymi w
kieszenie przetartych jeansów. <o:p></o:p></p>
<p>Wydaje się zdenerwowany, a jednak wcale nie mniej pociągający przemknęło jej
przez myśl, ale szybko się zmitygowała. Jego cholerne włosy i te ciemne oczy
nie powinny tak na nią wpływać. <o:p></o:p></p>
<p>- Chciałem się tylko upewnić, że mimo… Że mimo, że nam nie wyszło, że możemy
nadal się przyjaźnić.<o:p></o:p></p>
<p>Przez moment chciała kazać mu się wypchać. Powiedzieć, że jej złamane serce
(jak i połowy dziewczyn w Hogwarcie) to wystarczający powód, aby nie tylko się
z nim nie przyjaźnić, ale też na zawsze wyrzucić go ze swojego życia. <o:p></o:p></p>
<p>Jednak myśląc trzeźwiej – po kilku randkach z innymi chłopakami,
przenalizowaniu znajomości z Syriuszem i wielu obietnicach Lily, że w tym
chłopaku nie ma nic tak wyjątkowego – nie chciała tego robić. Czuła się lepiej
i nie chciała, aby emocje sprawiły, że kierując się zemstą, zrani go, aby i on
poczuł się choć w części gorzej tak, jak ona wtedy na szkolnych błoniach. <o:p></o:p></p>
<p>Wiedziała też, że dzisiejsza rozmowa to niejako przejaw chęci
zagwarantowania spokojnych wakacji ze strony Syriusza i dotychczasowego statusu
quo. Wszak obydwoje wiedzieli, że o ile w Hogwarcie mogli się mijać na
szerokich korytarzach, tak<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>latem byłoby
to ciężkie, skoro on zawsze odwiedzał Jamesa i spędzał w jego domu cały
sierpień, a ona nie wyobrażała sobie wakacji bez odwiedzin u Marleny, której
dom znajdował się blisko Potterów. <o:p></o:p></p>
<p>- Martwisz się o mnie, czy o to, jak przeżyjemy wakacje, wpadając na siebie,
jak będziesz u Jamesa? – zapytała ironicznie.<o:p></o:p></p>
<p>Zaskoczona mina Syriusza wystarczyła jej za odpowiedź.<o:p></o:p></p>
<p>- Nie martw się. Będzie dobrze – powiedziała Dorcas, zbliżyła się w stronę
drzwi, chcąc się przecisnąć obok niego, ale on niespodziewanie złapał ją za
rękę.<o:p></o:p></p>
<p>Chciała mu powiedzieć, by ją puścił, ale niespodziewanie dla samej siebie
położyła mu dłoń na ramieniu i pochyliła się ku niemu. Gdy ich wargi się
złączyły, początkowo nie odpowiedział. Wydawał się zaskoczony, co przerażony
tym pocałunkiem. Wystarczyła jednak krótka chwila, aby odpowiedział,
przyciskając ją bliżej siebie. Jego ręka objęła ją w pasie, a palce drugiej
wplotły się we włosy. <o:p></o:p></p>
<p>Głośny świst lokomotywy sprawił, że oderwali się od siebie, a pocałunek się
skończył. Obydwoje dyszeli ciężko. Dorcas przesunęła językiem po spuchniętych
od pocałunków wargach. Widziała, jak oczy Syriusza ciemnieją, gdy na nią
patrzył.<o:p></o:p></p>
<p>- Musimy stąd iść, zanim wyruszymy w kolejną podróż pociągiem – powiedziała
Dorcas, wychodząc na korytarz. <o:p></o:p></p>
<p>Syriusz posłusznie ruszył za nią, zamykając drzwi przedziału.<o:p></o:p></p>
<p>- Miedzy nami w porządku – dodała, wychodząc na peron. Na widok jego
nieprzekonanej<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>miny, nie mogła jednak
powstrzymać się wywrócenia oczach. – Nie przeczę, że jesteś pociągający, Black,
a twoje pocałunki smakują lepiej niż amortencja, ale nie zamierzam się już w
tobie zakochiwać. Dobry z ciebie materiał na kochanka, ale wyjątkowo kiepski na
chłopaka. Obydwoje to wiemy i tego się trzymajmy.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><o:p> </o:p></p><br /><p></p>Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-43010377959517584812021-01-18T19:24:00.000+01:002021-01-18T19:24:18.902+01:00Wszystko dla Lily: 12. Lekcja zaklęć<p> To jedne z naszych ostatnich zajęć przed egzaminami, więc proszę wszystkich o skupienie!</p><p>Piskliwy głos profesora Flitwicka z różnym skutkiem docierał do grupy szóstoklasistów zgromadzonych tego popołudnia w sali, gdzie odbywała się lekcja zaklęć. </p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Lily zrobiła staranne notatki z kolejnych słów profesora Flitwicka, próbując się skupić pomimo coraz większego rozprężenia panującego w szkolnej klasie. Późną wiosną, gdy w</span><span style="font-family: Georgia, serif;"> południe </span><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt;">promienie słoneczne radośnie wpadały do klasy, zgromadzona tam młodzież większą uwagę przywiązywała do swoich popołudniowych planów niż kolejnej powtórki potencjalnie niepotrzebnego zaklęcia.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Jej palce jednak szybko poruszały się nad pergaminem – niezależnie czy pierwsze czy ostatnie zajęcia w semestrze, Lily równie mocno przykładała się do wszystkich. Wrodzony perfekcjonizm nie pozwalał jej odpuścić.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Część z was radzi sobie całkiem dobrze. Brawo panno Abbott! A teraz dobierzcie się w pary i ćwiczcie na zmianę, poprawiając swojego partnera.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Słowa profesora zacisnęły się w gardle Lily – praca w grupach zawsze była koszmarem każdego indywidualisty, a jeszcze większym indywidualisty samotnika, który siedzi samotnie na zajęciach. Mary nie uczęszczała na zaawansowane zaklęcia, a Dorcas od tygodnia siedziała pod oknem z chłopakiem z Ravenclawu, który miał spore szanse na zastąpienie Syriusza w jej sercu i życiu. Lily cieszyła się jej szczęściem, ale teraz poczuła lekki przebłysk irytacji z tego powodu. Z kolei Marlena… Cóż, krótkie spojrzenie na nią wystarczyło, by stwierdzić, że błyskawicznie dobrała się z jakąś blondwłosą Krukonką, jakby bała się, że w przypadku pracy z Lily może skończyć w skrzydle szpitalnym ze smoczą ospą.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Zacznijcie szybciej pracować. Kto nie ma jeszcze pary? Pan Grottger przesiądzie się do pana Notta, a panna Evans…. Tam z tyłu pan Potter nie ma pary.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Dłonie Lily zacisnęły piórze, gdy przeszła na tył klasy, aby zająć miejsce w ostatniej ławce pod oknem obok Jamesa. Chłopak obracał różdżkę między palcami, zerkając na nią niepewnie gdy usiadła obok.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Cześć – mruknął.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Widzieliśmy się już dzisiaj – odpowiedziała sztywno, zdrętwiałymi palcami próbując otworzyć podręcznik na właściwej stronie.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Lily Evans, miła jak zawsze – odburknął James. Prychnął, odchylając się na krześle do tyłu. – Nikt ci nie mówił, że można być dla kogoś tak po prostu miłym?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Naprawdę myślę, że powinniśmy się skupić na lekcji….</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Po co?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Lily spojrzała na niego z zaskoczeniem:</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Dlatego, że mamy pracować razem, a to nie towarzyskie spotkanie?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">James usiadł prosto, a nogi jego krzesła stuknęły o podłogę.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Wiesz równie dobrze jak ja, że na egzaminach końcowych nigdy nie dają materiału z ostatnich zajęć. Nawet ty nie powinnaś mieć tak gorącej potrzeby opanowywania materiału dla samej idei.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Lily się zaczerwieniła. Każda odpowiedź w jej głowa wydawała się brzmieć, jak zachęta do kontynuacji tej rozmowy, więc postanowiła milczeć. Pozwoliła włosom opaść na twarz, aby nieco zasłoniły jej rumiane policzki, gdy palce przerzucały kolejne strony książki.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Co to? – zapytał James. Zabrał jej książkę, odsuwając rękę, a Lily przeszedł krótki dreszcz, gdy ich palce się zetknęły. Przez głowę przemknęło jej pytanie, czy on to też poczuł, ale postanowiła się tym dłużej nie zastanawiać, zwłaszcza, że jego uwaga była skoncentrowana na czymś zupełnie innym. Przerzucił kilka stron książki i wyjął spomiędzy dwóch kartek zasuszony kwiat, ostrożnie obracając go w palcach.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Nie podejrzewałem cię o taki romantyzm, Evans.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Lily przewróciła oczami – irytujący Potter widać znowu był w formie.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Nie dziwi mnie to. Wbrew temu, co ci się wydaje bardzo niewiele o mnie wiesz.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">James pokiwał głową.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Masz rację. Powinniśmy to nadrobić….</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Nie o to mi chodzi...</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- ….dlatego może zdradzisz mi jakie masz plany na wakacje?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Wakacje nigdy nie były czymś, na co Lily czekała bezwarunkowo. Owszem, bardzo cieszyła się na powrót do domu. Myśl o zobaczeniu rodziców przywoływała uśmiech na jej twarzy. Perspektywa posiadania swojego pokoju i brak konieczności dzielenia go z czterema innymi dziewczynami też była ogromnym plusem. Podobne myśli miała odnośnie jedzenia, - nigdy nic nie mogła zarzucić posiłkom przygotowywanym przez skrzaty domowe w Hogwarcie, ale tęskniła za domowymi posiłkami swojej mamy.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Jednak perspektywa wyjazdu do domu przynosiła też obawy, z którymi musiała się zmierzyć. Obawy, od których nie dało się uciec. Jedną z nich była Petunia. Ostentacyjne zachowanie siostry bolało jeszcze bardziej niż wyzwiska, którymi obrzucała ją kilka lat wcześniej. Lily próbowała sobie logicznie tłumaczyć zachowanie siostry, ale za każdym razem podczas spotkania z nią twarzą w twarz czuła zwyczajną niemoc.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Spędzę je ze swoimi rodzicami.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Oni są mugolami? – zapytał James, stwierdzając oczywiste.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Oczy Lily zwęziły się, zerkając na niego podejrzliwie. Wszyscy w Hogwarcie wiedzieli, że pochodzi z mugolskiej rodziny – nie było to coś, co specjalnie ukrywała, jak też coś, co zawsze uwielbiał podkreślać profesor Slughorn. Jednak komentarze co do pochodzenia zwykle nie zapowiadały niczego dobrego, o czym Lily boleśnie przekonała się na własnej skórze.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Nie miałem nic złego na myśli – dopowiedział pospiesznie James. Przeczesał palcami czarne włosy. – Naprawdę nie miałem. Uważam, że mugole są fascynujący, a te ich niektóre wynalazki to istne cuda…. Na przykład motocykle! Łapa je uwielbia i zawsze mówi, że kiedyś…</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Właśnie, gdzie jest Black? – przerwała mu Lily, uświadamiając sobie, co jej umknęło. Miejsce, na którym siedziała zwykle zajmował nieodłączny Black. Trudno było sobie wyobrazić Pottera bez Blacka przy boku, więc wcześniej powinna spostrzec tę anomalię.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- W Skrzydle Szpitalnym – odpowiedział krótko James.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Coś mu się stało?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">James zaśmiał się krótko.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Evans, zbyt dobrze cię znam, aby pomyśleć, że martwisz się o Syriusza.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Martwiłabym się tak samo o każdego innego człowieka – prychnęła Lily, uświadamiając sobie brak jeszcze jednej osoby. – A Remus?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Taki tam mały futerkowy problem.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Chory kot? – dopytała Lily.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Raczej pies – odpowiedział James, po czym roześmiał się na widok zdziwionej miny Lily. Nie musiał znać oklumencji, aby wiedzieć, że dziewczyna pomyślała, że robi sobie z niej żarty. W tym jednak przypadku nie mógł nic więcej jej wytłumaczyć.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Ćwiczmy lepiej, skoro rozmowa nie jest najlepszym pomysłem - powiedziała Lily, zakładając pukiel rudych włosów za ucho. </span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">James skinął głową, wyciągając swoją różdżkę. Gdy przyglądał się, jak Lily ćwiczy zaklęcie uświadomił sobie, że dziewczyna ani razu nie nazwała go idiotą, a rozmowa z nią była zaskakująco przyjemna. </span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt;">Nie mógł powiedzieć, że zrobił w relacji z Lily Evans zaskakujące postępy, ale na pewno mogłoby być gorzej, prawda? Pocieszała go myśl, że miał jeszcze przed sobą całą siódmą klasę, aby przekonać ją do siebie. W końcu poddawanie się było zdecydowanie zbyt przereklamowane, prawda?. </span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">**</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">James zbiegł ze schodów, przeskakując po dwa stopnie i wpadł na dwie dziewczyny, którym wykrzyknął pospieszne przeprosiny i nie zatrzymując się, pobiegł dalej o milimetr omijając zbroję na końcu korytarza. Zwolnił dopiero, gdy dotarł do Skrzydła Szpitalnego.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">Szkolna pielęgniarka nie lubiła biegania, a że James znacznie częściej niż przeciętny uczeń miał z nią do czynienia - on lubił kłopoty, a kłopoty lubiły jego, podobnie jak quddich, więc trudno było się dziwić częstym kontuzjom. Z tego też powodu wolał nie ryzykować nadwyrężeniem swoich dobrych stosunków ze szkolną pielęgniarką. To spowodowało, że zapukał cicho do drzwi i wszedł powoli, rozglądając się dookoła.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Spóźniłeś się – rzucił oskarżycielsko Syriusz, zeskakując z łóżka stającego najbliżej drzwi. - Gdybyś zostawił mi mapę....</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Gdzie pielęgniarka?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Wyszła, bo ponoć profesor Binns się źle poczuł.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">James otworzył usta ze zdumienia, by po chwili je zamknąć.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Ale czy on nie jest….?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Widać każdy w tym zamku może mieć problemy zdrowotne, czy to człowiek czy duch – odpowiedział złośliwie Syriusz. – A teraz się już stąd zbierajmy. Mam dosyć siedzenia tutaj na najbliższy miesiąc - dodał, gdy zamknęli drzwi, wychodząc na korytarz.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- A co z Remusem?</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Mamy jutro przyjść go odwiedzić - odpowiedział Syriusz, nagle poważniejąc. James tylko kiwnął głową.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">O ile dla nich nocne wyprawy stanowiły prawdziwą przygodę, tak dla Remusa były prawdziwym przekleństwem. Widzieli, jak wiele bólu i cierpienia mu to sprawia. Po każdej pełni Remus zaś mówił im, że więcej się na to nie zgadza, że ich towarzystwo to słaby pomysł. Zawsze dawało im to jednak kolejne cztery tygodnie na zmianę jego zdania.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-family: Roboto, sans-serif; font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif; font-size: 12pt; line-height: 18.4px;">- Przejdzie mu do jutra - dodał Syriusz, jakby wyczuł myśli Jamesa. - Zawsze przechodzi.</span></p><p class="MsoNormal" style="font-size: 16px;"><span style="font-family: Georgia, serif;">Przeszli korytarzem w lewo, skręcając za posągiem rycerza w srebrzystej zbroi, gdy usłyszeli głosy w oddali. James położył palec na ustach, dając Syriuszowi znak by był cicho i narzucił na nich pelerynę. Wyjęli różdżki i powoli zbliżyli się do źródła hałasu. </span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">Gdy wyjrzeli zza rogu, James sam nie wiedział, czy odetchnąć z ulgą czy zakląć z rozczarowaniem. W korytarzu stała grupka trzech chłopców z czwartej klasy, gorączkowo rozprawiając się na temat łajnobomb, które chcieli podrzucić pod drzwiami Wielkiej Sali. </span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Musimy to zrobić! - szepnął donośnie najwyższy z potencjalnych dowcipnisiów.</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Nie wiem, czy warto ryzykować szlabanem - wtrącił niski blondynek w okularach.</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">Jamesa niewiele obchodziła ich dyskusja, ale zdecydowanie bardziej pudełko z łajnobombami, które stały nieopodal. Żarty to jest coś, czego potrzebujemy, pomyślał. Gdy byli młodsi sami często lubili robić takie figle, ale ostatnio skupieni na nocnych włóczęgach, złamanych sercach i bezsennych nocach, stracili </span><span style="font-family: Georgia, serif;">do tego</span><span style="font-family: Georgia, serif;"> serce. Pewnie wiele z tym wspólnego miała Ognista Whiskey, którą woleli przemycać z Hogsmeade zamiast łajnobomb, co notorycznie czynili jak byli młodsi. </span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">James poczuł lekkie stuknięcie różdżki Syriusza. Nie musiał go widzieć, aby wiedzieć, co się dzieje w głowie jego najlepszego przyjaciela. </span><span style="font-family: Georgia, serif;">To mi się podoba, pomyślał James, uśmiechając się do samego siebie. </span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Co się tutaj wyprawia?! - wykrzyknął Syriusz, wychodząc spod peleryny. Chłopcy pisnęli, patrząc na niego z wyraźnym przestrachem. - Natychmiast wracać do dormiotorium, bo inaczej...</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Ale my... - zaczął blondyn, zerkając niepewnie na kolegów. - My nic złego nie...</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Tak, nie robimy nic złego - powtórzył jego kolega, śmielej zerkając na Syriusza. - Zresztą, nie jesteś perfektem - dodał zuchwalej.</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Chyba prefektem! - warknął Syriusz, po czym </span><span style="font-family: Georgia, serif;">prychnął lekceważąco, niby przypadkiem machając różdżką, z której </span><span style="font-family: Georgia, serif;">popłynął snop iskier. Czwartoklasiści błyskawicznie rozpłynęli</span><span style="font-family: Georgia, serif;"> się w ciemności korytarza - rozumiejąc, że czasem ucieczka to lepszy wybór niż próżna dyskusja z takim przeciwnikiem jak Syriusz. James zrzucił pelerynę i wybuchnął śmiechem.</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Dobra robota, Łapo - powiedział z uznaniem Potter.</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Nie wiem tylko dlaczego sam musiałem się użerać z tymi gówniarzami.</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- Bo ja wyrastam z takich głupot, a ty nie - odciął się James, a Syriusz parsknął śmiechem.</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">- To, że dorośniesz i zmądrzejesz jest tak prawdopodobne, jak to, że Evans przestanie cię traktować jak chorego na smoczą ospę...</span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;"><br /></span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: Georgia, serif;">_________________________________</span></p>Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-29965499034279512672021-01-03T21:46:00.003+01:002021-01-03T21:46:39.951+01:00Wszystko dla Lily: 11. Przyjaźń ponad wszystko.<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;"></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm;"></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><span> <span> </span></span>Wiosna przyszła niepostrzeżenie.<br />
<span> </span>Dni raptem zaczęły się robić coraz dłuższe, a na drzewach pojawiły się pierwsze
pączki. W powietrzu pojawiła się nieznana świeżość, a szkolne błonia zapełniły
się od spacerowiczów, chcących oderwać się od szkolnej codzienności. W wielu
głowach pojawiły się nowe pomysły i nieoczekiwane nadzieje.<br />
<span> </span>Dla Syriusza wiosna nie miała jednak tak wielkiego znaczenia, chociaż
oczywiście możliwość wyjścia na szkolne błonia miała duże znaczenie
strategiczne. Tu można było wycisnąć więcej ze szkolnej swobody, braku
nauczycieli nad głową i ciągłej obserwacji szkolnej społeczności. W tej
chwili najbardziej liczył się bowiem dla niego uśmiech stojącej obok niego
dziewczyny, która z każdym kolejnym błyśnięciem zębów przybliżała się coraz
bliżej.<br />
- Lysandro, mówił ci ktoś, że jesteś piękna? - wymruczał, przybliżając twarz do
jej policzka.<br />
Poczuł jej westchnienie pod swoją skórą i uśmiechnął się uwodzicielsko. Czuł,
że komplement dosięgnął celu. Jej usta rozciągnęły się w marzycielskim
westchnieniu, a w oczach pojawił się błysk pożądania. Była jego. <br />
Z tą myślą nachylił się ku niej i śmiało ją pocałował. Nie musiał długo czekać
na odpowiedź, gdy wpiła się w jego wargi, wplatając palce w jego włosy i mocno
je pociągając. Ból mieszał się z obietnicą. To było dobre, tak bardzo dobre...
Przycisnął ją mocniej do drzewa, o które opierała się plecami.<br />
- Widzę, że nie będę wam przeszkadzać. - Zimny głos gdzieś z oddali sprawił, że
Syriusz oderwał swoje usta od Lysandry, biorąc głęboki wdech. Jego dłoń
zsunęła się z piersi dziewczyny. Nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, że to
Dorcas przerwała jego słodkie randez-vouz i że najpewniej nie była
zachwycona tym widokiem.<br />
- Daj nam chwilę, dobrze? - powiedział Syriusz cicho do Lysandry i nie czekając
na odpowiedź dziewczyny odwrócił się w stronę Dorcas. Wiedział, że Lysandra na
pewno poczeka - one wszystkie zawsze czekały i wątpił, czy kiedykolwiek
pozna kobietę, której uda się go zaskoczyć, niemniej nie zamierzał się nad tym
teraz dłużej zastanawiać. <br />
- Chodź, pogadamy - zarządził, chwytając Dorcas za ramię. Jej długie ciemne
włosy zafalowały, gdy pozwoliła mu się poprowadzić kawałek dalej w marnej
replice prywatnej rozmowy. <br />
- Słucham, Syriuszu. Na pewno masz mi coś do powiedzenia - powiedziała
stalowym tonem.<br />
- Dorcas, sama wiesz jak jest...<br />
- Właśnie nie wiem - warknęła - więc z łaski swojej powinieneś mi to chociaż
wytłumaczyć!<br />
To był moment, który zawsze napawał Syriusza niesmakiem. Jego związki, czy też
jak wolał to nazywać relacje - jak wszystko, co w życiu piękne, nic nie trwały
wiecznie, a koniec zwykle przynosił łzy, krzyki i mnóstwo pretensji, gdy do
jednej strony dochodziło, że wszystkie długo tworzone oczekiwania nie będą
miały szansy się spełnić. Wtedy nagle Syriusz z chłopaka, który ponoć potrafił
sprawić, że dziewczyna czuła się jak w niebie, stawał się chłopakiem, który
dawał im ich własne piekło.<br />
Czasem zastanawiał się, w czym tkwił problem. Starał się postępować uczciwie.
Nikogo nie oszukiwał. Nie obiecywał wiecznej miłości, nie mówił, że czuje się w
ich towarzystwie jak po wypiciu amortencji. Stawiał sprawę jasno i mówił, że
chętnie odda swoje ciało, ale na pewno nie serce. Mocno wątpił, że miłość
istnieje, a jeszcze bardziej, że sam jest do niej zdolny. Zawsze był z tego
dumny, że nie mamił nikogo obietnicami wiecznej miłości. </span><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Mimo to dziewczyny słyszały w jego słowach to, co same chciały wiedzieć -
rolę pani jego serca, która nauczy go miłości. Tym samym Syriusz łamał kolejne
serca, zyskując coraz większą sławę (zupełnie niezasłużoną w swojej opinii)
szkolnego łajdaka. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Dorcas... Ja... Przykro mi - powiedział, opuszczając ramiona. <br />
- Dlaczego jest ci przykro? - zaśmiała się gorzko, wiatr zwiał jej ciemne włosy
na twarz. Ciałem Syriusza wstrząsnął dreszcz, gdy przypomniał sobie, jak
miękkie w dotyku były na gołej skórze. <br />
- Przykro mi - powtórzył głucho, przywołując się do porządku z miłych wspomnień. -
Nie myślałem, że ci na mnie zale...<br />
- Nie myśl za dużo, Black - warknęła, Dorcas odgarniając włosy. - Zdecydowanie
nie jest to twoją mocną stroną.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Poczekaj, może...<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Na co mam poczekać?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Tu go miała. Nie mógł jej nic obiecać. Ba, on nie chciał jej nic obiecywać.
Lubił ją, naprawdę cenił, ale nie na tyle, aby się zaangażować, by
powiedzieć, coś co jest nieprawdą. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Spojrzał ja nią smutno, mając nadzieję, że jego oczy wyrażają niemą prośbę,
że ona go zrozumie i że da się to jakoś wyprostować. Dorcas jednak nie
zamierzała nic zrozumieć, gdy wymierzyła mu siarczysty policzek i odwróciła się
nim dostrzegł ból w jej oczach.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">***<br />
Spokój Dorcas trwał jedynie do momentu, gdy była w stanie dojść do swojego
dormitorium. Wtedy nagle puściły hamulce, a gniew zmienił się bezsilność.
Zaciśnięte pięści rozwarły się, a oczy wypełniły łzy. Podziękowała w
myślach Merlinowi, że przynajmniej Syriusz jej takiej nie widział. Nie
chciała, aby to widział. Nie zamierzała dać mu tej przewagi nad sobą. Nie
chciała, by miał świadomość, jak bardzo bolesne to było. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Padła na łóżko z głośnym westchnieniem. Nie chciała, aby ktokolwiek to
widział...<br />
- Co się dzieje, Dorcas? - Cichy głos dobiegający od strony okna o
mało nie sprawił, że cicho jęknęła. Lily.<br />
Liczyła, że będzie sama tego popołudnia w dormitorium - Mary miała spotkanie
klubu gargulkowego, Marlena poszła na randkę, więc miała spore szanse na
absolutną samotność. Zapomniała jednak, że plany Lily niekiedy potrafiły być
zupełnie nieprzewidywalne i mogły zakładać czytanie w zaciszu dormitorium po
południu. <br />
- Co się dzieje? - powtórzyła Lily, siadając na łóżku Dorcas.<br />
- Wszystko skończone między mną a Syriuszem.<br />
- Dorcas...<br />
- Lily, proszę daruj sobie. Wiem, co będziesz mi teraz chciała powiedzieć, że
wiedziałam jaki jest Syriusz, że przecież nie obiecywał mi związku, że powinnam
być mądrzejsza. Ale nie byłam, a teraz wszystko tak okropnie boli.<br />
Lily zamilkła. Zrobiło jej się wstyd, bo faktycznie miała ochotę coś takiego
powiedzieć. Chciała powiedzieć największy banał. Wszyscy w Hogwarcie wiedzieli,
jaki jest Syriusz Black. Nikt nie powinien oczekiwać po nim deklaracji wiecznej
miłości ani wiecznego przywiązania.<br />
Nie zmieniało to jednak faktu, że Dorcas najwyraźniej miała teraz złamane lub
chociaż mocno potłuczone serce. Przypominanie jej teraz, że ten związek był
skazany na porażkę byłoby jak sypanie soli na jej rany. To okrucieństwo w
czystej postaci, a Lily z natury nie była okrutna. <br />
- Gdy zobaczyłam go z inną, zrozumiałam, że to koniec.<br />
- Przykro mi - powiedziała cicho Lily.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Dorcas pokiwała głową, odsuwając kosmyk włosów od mokrego policzka. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Wiem, że byłam naiwna, ale taki mój chyba los. Myślałam... Wydawało mi
się, że skoro nigdy z nikim nie był tak długo, to ma to większe szanse na
powodzenie niż jego inne relacje. Myślałam, że to coś znaczy, Lily, zwłaszcza,
że ja go naprawdę lubię... Znaczy lubiłam - urwała Dorcas.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Dorcas, naprawdę mi przykro - powtórzyła Lily, zagryzając wargę. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Nie czuła się dobrze w roli pocieszycielki Dorcas. Zawsze sądziła, że
nie umie pocieszać ludzi. Wolała działać niż mówić puste frazesy. Teraz jednak
jedynym działaniem jakie mogła podjąć było podawanie chusteczek higienicznych i
wypowiadania kwiecistych obleg pod adresem Syriusza Blacka, lecz szczerze
wątpiła, czy cokolwiek z tego naprawdę pomoże Dorcas.</span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 13.5pt;">- Będzie lepiej.</span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Naprawdę w to wierzysz?<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Wiem - zapewniła żarliwie Lily.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Reakcja Lily sprawiła, że Dorcas się ożywiła. Kolegowały się, ale trudno
było je nazwać najlepszymi przyjaciółkami - oczywistym było, że Lily wolała
Mary, a Dorcas częściej spędzała czas z Marleną. Słowa Evans były najbliższym
co można by byłoby nazwać serdecznym wyzwaniem. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Byłaś kiedyś zakochana? <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Teraz Lily się zawahała. Podrapała się po czole i spuściła wzrok na
podłogę. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Zakochana... Myślę, że może nie zakochana, ale niewiele brakowałoby, abym
mogła się zakochać, abym potrafiła odpuścić. Jednak widać nie wszystko może być
materiałem na historię wielkiej miłości, a mój mózg pracuje sprawniej niż
serce.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Dorcas prychnęła:<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Lily, to w takim razie nie była właściwa osoba i na pewno nie była
miłość. Gdybyś miała się zakochać, to nie byłabyś w stanie tego powstrzymać. Na
pewno kiedyś się o tym przekonasz.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">***<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Ciemne korytarze Hogwartu nieodmiennie przerażały Mary McDonald.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Chociaż spędziła w szkole kilka dobrych lat późne powroty do dormitorium
nadal potrafiły wzbudzić u niej pewne obawy. Początkowo mówiła sobie, że to
zupełnie nieracjonalne, ale nieroztropny mózg zupełnie nie chciał słuchać,
zwłaszcza po spotkaniu z grupką Ślizgonów po piątym roku. Na samo wspomnienie
tego zadrżała i przyspieszyła kroku.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Teraz bardzo żałowała, że nie wróciła wcześniej ze spotkania klubu
Gargulkowego wraz z resztą Gryfonów ze swojego roku. Niestety, zagadała się z
koleżanką z Hufflepuffu i dlatego teraz musiała stawiać czoła swoim obawom i
przedzierać się przez ciemne zaułki, które wydawały się dziwnie niegościnnymi
krainami. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Zaciskając dłonie na pasku swojej torby, ruszyła schodami. Niemal
podskoczyła ze strachu, gdy ktoś zaśmiał się cicho. Szybko jednak okazało się,
że to dwie damy w pobliskim obrazie spotkały się na wieczorne pogaduszki.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Uspokój się, bo sama się nakręcasz - mruknęła pod nosem, gdy zeszła ze
schodów. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Nim jednak zdążyła postawić stopę na podłodze dostrzegła zielony błysk i
jej nogi bezwładnie odmówiły posłuszeństwa, przez moment tańcząc w
powietrzu. Wylądowała na podłodze, boleśnie upadając na kolana. Marmurowa
podłoga okazała się zadziwiająco niegościnnym podłożem.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Co tam mamroczesz, mała szlamo? - drwiący głos i zielone zwieńczenie
obszernej szaty. Mary znała ten głos i scenariusz. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Wyciągnęła różdżkę, ale przeciwnik okazał się szybszy. Nim zdążyła
wykrzyknąć zaklęcie rozbrajające jej różdżka już leżała u jego stóp.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Nie dość, że mugolak, to do tego wyjątkowo powolny - zakpił. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Zostaw mnie - wymamrotała. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">On jednak zdawał się nie słyszeć jej prośby. Może mówiła za cicho? Może po
prostu lubował się w tym przedłużającym się oczekiwaniu, które napędzało
jej strach? Teraz Mary była gotowa uwierzyć we wszystko. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Tacy jak ty nie powinni mieć wstępu do Hogwartu - wycedził. Uniósł ramię
i zaczął wymawiać zaklęcie, a Mary próbowała się przygotować na kolejny
rozbłysk jasnego światła i widmo nieuniknionego bólu. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Co się ty wyprawia?! Mulciber, natychmiast opuść różdżkę.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Lupin, nie wtrą...<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- NATYCHMIAST! - wykrzyknął Remus Lupin, wyjmując swoją różdżkę. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Mulciber najwyraźniej postanowił nie próbować swoich szans, a może
zwyczajnie bał się, że Remusowi będą towarzyszyć jego nieodłączni przyjaciele?
Wszakże Huncwoci zwykle stanowili kwartet, na który należało mieć baczenie i
lepiej było nie zadzierać. Mulciber schował swoją różdżkę i zniknął równie
niepostrzeżenie jak się pojawił.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Mary i Remus zostali sami na korytarzu.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Dziękuję - szepnęła dziewczyna, gdy poprawiła swoje ubranie i powoli
ruszyli w stronę wieży Gryffindoru.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Mary, nie masz za co dziękować. Każdy by tak postąpił na moim miejscu.
Jednak to nie rozwiązanie. Musimy to gdzieś zgłosić. Może zamiast iść do
profesor McGonagall powinniśmy od razu spróbować umówić się z dyrektorem
Dumbeldore'm...<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Nie! - pisnęła Mary, kręcąc głową. - Nie, nie mogę tego zrobić.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Ale to nie może się powtórzyć. To jest niebezpieczne.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Nie zamierzam być osobą, która pójdzie z tym do nauczycieli. To na pewno
się rozniesie po szkole i przysporzy więcej szkody niż pożytku. Przynajmniej mi
- dodała cynicznie Mary. - Wiem, że to mało gryfońskie z mojej strony, ale...<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Nie musisz mi się tłumaczyć - odpowiedział Remus, nie dając jej skończyć.
Rozumiał ją bardziej niż był to skłonny przyznać. - Skrzacia przysługa -
powiedział hasło, gdy doszli pod obraz Grubej Damy. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Przeszli przez dziurę w obrazie i w stanęli na środku.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Raz jeszcze dziękuję - powiedziała Mary, unosząc ku niemu oczy. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Po raz pierwszy od ich niefortunnego spotkania na jej twarzy zagościł
nieśmiały uśmiech. Uśmiech, który sprawił, że jego serce zabiło niespokojnie.
Niepokojący objaw, gdy nie możesz z tym nic zrobić, ale nie zamierzał w tej
chwili z tym walczyć. Zbyt bardzo mu się to spodobało i zdecydowanie nie chciał
tego psuć.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Mary, ja nie... - zaczął, wahając się, by przez chwilę zapomnieć o
narzuconych sobie ograniczeniach. Odnalazł jej dłoń i lekko ją uścisnął, mając
nadzieję, że wyrazi to więcej niż jego nieporadne słowa. Szerszy uśmiech
na jej twarzy powiedział, że zadziałało, a jego serce wywinęło drugiego fikołka,
gdy jej palce także musnęły jego dłoń. Na moment jego świat się zawirował, by
po chwili zupełnie się zatrzymać.<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Lunatyk, jesteś wreszcie?! - krzyknął Peter, wpadając do Pokoju
Wspólnego, a magia, którą poczuli Mary i Remus natychmiast przestała działać.
Ich dłonie opadły, a spojrzenia rozminęły się w przeciwnych kierunkach - Łapa
jest w okropnym humorze i myśleliśmy o małej przechadzce... Musimy się
pospieszyć!<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">Remus kiwnął głową, a Peter ponownie zniknął na schodach do męskich
dormitoriów. Odwrócił się do Mary, ale totalnie nie wiedział co miałby jej
teraz powiedzieć. Nie chciał jej zostawiać, a jednocześnie czuł, że powinien
pospieszyć ku przyjaciołom. Był im to winien i czuł, że chwila z Mary
bezpowrotnie minęła. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Mary, ja... - zaczął, wahając się. <o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">- Nie musisz nic mówić - przerwała mu Mary, zaskakująco raźnym tonem. - Dla
takich jak ty zawsze przyjaźń jest ponad wszystko. </span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;"><span style="color: black; font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 13.5pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><br /></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">____________________________________</p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: .0001pt; margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">Trwa poprawienie poprzednich rozdziałów. </p><p></p><p></p>Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-90451104043895068952020-12-20T16:01:00.000+01:002020-12-20T16:01:22.100+01:00Wszystko dla Lily: 10. Po prostu przestańGdy Lily wpadła do Pokoju Wspólnego, świat rozmywał się jej posadach. Oczy miała pełne łez, a jej ręce drżały, gdy próbowała się nie dać ponieść emocjom. Spokojnie, Lily, uspokój się, powiedziała sobie. Zacisnęła dłoń w pięść, mocno wbijając sobie paznokcie w skórę. Ból przypomniał jej, jak realne to wszystko było. Rozczarowanie bolało coraz mocniej, krew nie chciała zwolnić we żyłach..<br />
Rozejrzawszy się po Pokoju Wspólnym, dostrzegła Remusa siedzącego w fotelu przed kominkiem. Zbliżyła się do niego. Gdy stanęła przed nim wydawał się zupełnie zaskoczony. Uśmiechnął się i wyraźnie sądził, że to towarzyska pogawędka. Cóż, nawet nie miał pojęcia, jak bardzo się mylił.<br />
- Gdzie on jest? - zapytała głośno Lily, patrząc w jasne oczy Remusa.<br />
- Lily, ale kogo właściwie szukasz...<br />
- Gdzie on jest? Przyprowadź go tu natychmiast! - zażądała, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że krzyczy. Rozmowy wokół przycichły, pióra przestały się poruszać.<br />
- Przyznam, że nie rozumiem - odpowiedział.<br />
Remus odłożył książkę na fotel i wstał. Skierował zaniepokojone spojrzenie na wyraźnie roztrzęsioną Lily. Cała sytuacja zdawała się być abstrakcją dla jego umysły, ale mimo to zachowywał spokój. Położył jej dłoń na ramieniu, ale strząsnęła ją niczym natrętną muchę, co uświadomiło mu, jak poważna musiała być dla niej cała ta sytuacja.<br />
- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię! - dodała Lily, chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie do Pokoju Wspólnego wpadł Peter z zaczerwienionymi policzkami. Jego widok przypomniał jej, jak wielką porażkę dzisiaj przeżyła. - Zawołaj Pottera, Pettigrew, albo nie ręczę za siebie.<br />
Peter nim pobiegł w kierunku dormitoriów chłopców, rzucił jedno niepewne spojrzenie na Remusa, ale ten tylko skinął lekko głową. Miał nadzieję, że James jakoś odkręci tę sytuację, chociaż patrząc na roztrzęsioną twarz Lily wydawało mu się to prawie niemożliwe.<br />
- Spróbuj się uspokoić - powiedział spokojnym głosem.<br />
- Teraz już trochę za późno na to, Remusie, nie sądzisz? - zapytała ironicznie.<br />
- Lily, nie wiem, co się stało, ale jestem pewien, że da się to wszystko jakoś wyjaśnić. James nigdy by...<br />
Jej gorzki śmiech sprawił, że słowa zamarły na jego ustach.<br />
- O co chodzi, Evans?<br />
Głos Jamesa sprawił, że Lily odwróciła się w jego kierunku. Stał tuż obok z wyzwaniem w tych upartych oczach i wyzwaniem na ustach. Przez moment szukała skruchy na jego twarzy, lecz na próżno. Szukała Atlanty pośród gór, szukała drogi pośród drzew.<br />
- Co się dzieje? - powtórzył pytanie.<br />
- Jesteś najgorszym, co mnie spotkało, Potter! - krzyknęła, tracąc panowanie nad sobą. Jej ręka niespodziewanie znalazła się na jego policzku z głośnym plaśnięciem.<br />
Wtedy zapadła cisza.<br />
To zaskoczyło wszystko.<br />
- Na Merlina, ja... Ja - wyjąkała Lily. Otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, widząc czerwony ślad na policzku Pottera. Ona, zapalona pacyfistka i przeciwniczka jakiejkolwiek formy agresji okazała się.... - Potter, ja... - zaczęła nieskładnie, gdy on chwycił ją za rękę.<br />
Lily pozwoliła Jamesowi pociągnąć się za sobą, gdy wybiegł z Pokoju Wspólnego. Wypadli na ciemny korytarz, ale widać to miejsce też nie satysfakcjonowało chłopaka, bo się nie zatrzymał, idąc przed siebie w ciemność bez słowa<br />
Skręcili w lewo na rozwidleniu korytarza, zatrzymując się raptem kilka kroków za rogiem. James szarpnął Lily za rękę i pchnął ją na ścianę. Zimny mur sprawił, że poczuła dreszcze na plecach. James oparł ręce na wysokości jej ramion, unieruchamiając ją.<br />
- Zadowolona jesteś teraz, Evans?<br />
Przez moment chciała spuścić wzrok i przeprosić, ale uświadomiła sobie, że specjalnie to powiedział. Chciał, żeby poczuła się źle, aby stała się niepewna. Nie zamierzała dać mu tej satysfakcji.<br />
- Zasłużyłeś sobie na to, Potter - warknęła.<br />
W myślach przekonywała sama siebie, że dobrze zrobiła. Cholerny Potter zasłużył na policzek, który dostał. Z obecnej perspektywy nie wydawała jej się to zbyt duża kara dla niego za zepsucie jej randki, za odstraszenie Jasona, za zniszczenie jej marzeń.<br />
- Mogę przynajmniej zapytać, za co właściwie dostałem? - spytał spokojnym tonem.<br />
Okulary zsunęły mu się na czubek nosa. Lily przez moment miała ochotę mu je poprawić, gdy jej wzrok skupił się na czerwonym śladzie na jego policzku. Naoczny dowód jej agresji sprawił, że zgrabiła się, spuszczając wzrok. Ten chłopak od wielu lat doprowadzał ją do szaleństwa, a jednak dopiero dzisiaj uległa mu na tyle, aby odpowiedzieć fizyczną agresją.<br />
- Naprawdę nie wiesz? - zapytała gorzko. Zacisnęła pięści, czując, że krew szybciej krąży jej w żyłach. Złość rosła z każdym kolejnym uderzeniem niespokojnego serca. - Skoro nie wiesz, za co jestem zła, to chyba znaczy, że masz na sumieniu znacznie więcej niż zrujnowanie mojej randki z Jasonem<br />
Przez moment wydawało jej się, że dostrzegła skruchę w jego oczach, ale to szybko minęło i chłopak jedynie arogancko wzruszył ramionami. Może to było jedynie złudzenie?<br />
- Skoro przestraszył się mnie, to widać nie jest wcale taki odważny.<br />
- Nie musi być... Zresztą, dlaczego obchodzi cię moje życie uczuciowe? To nie jest twoja sprawa! - krzyknęła Lily. Jej głos echem odbił się od pustych ścian korytarza.<br />
- Myślisz, że o tym nie wiem? Myślisz, że nie mam dosyć robienia z siebie idioty na oczach całej szkoły?! Te mam tego dosyć! - wykrzyczał, patrząc na nią. Okulary zsunęły mu się na czubek nosa, a na czole pojawiła się bruzda. Ręka Lily uniosła się, chciała poprawić mu te cholerne okulary. Zatrzymała dłoń w połowie dłoni, uświadamiając sobie, jak niestosowny byłby to gest.<br />
Ona go przecież nienawidziła.<br />
Nienawidziła, a jednak nie była ślepa ani głucha.<br />
Wiedziała, że James jest popularny pośród dziewcząt w Hogwarcie. Fakt, nie przebijał w tym Blacka, ale cała szkoła wiedziała, że Syriusz nie jest zbyt wybredny i kocha wszystko, co nosi spódnice. Reszta była mu obojętna. Ale James był inny. Stanowił dla dziewczyn zagadkę, którą chciały odkryć. Słyszała rozmowy o jego uśmiechu, zachwyty nad talentem do qudditcha w damskiej łazience. i pogłoski o talencie do pocałunków, nie wspominając o rozważaniach na temat tego, jak jedwabiste są jego włosy. Wiele chciałoby je uczesać i ujarzmić ich właściciela.<br />
Wszystko to sprawiało, że Lily też czasem uważniej mu się przypatrywała, co zawsze prowadziło ją do jednego wniosku, że Potter nie był i nigdy nie będzie dobrym materiałem na chłopaka. Nienawidziła jego arogancji, pyszołkowatości i całej tej huncowckiej otoczki. A najbardziej nienawidziła jego okrutnych żartów, znęcania się nad innym. Nadal pamiętała te wszystkie okrutne dowcipy skierowane w Severusa. Jej serce zakuło, jak zwykle gdy o nim pomyślała, ale skupiła się znowu na myśleniu o Potterze.<br />
Najgorsze jednak, że James nie odpuszczał. Wielu pewnie uznałoby to za jego największą zaletę, ale Lily nie potrafiła widzieć tego w tych kategoriach. Od kilku lat jego szczenięce zaloty nie przestawały jej krępować i wątpiła, czy to się kiedykolwiek zmieni. Nienawidziła jego publicznych wyznań miłości i zaproszeń na randkę, które coraz mocniej ją irytowały, bo przecież ten dureń nie mógł chyba wierzyć, że ona się zgodzi po tylu odmowach. Nie cierpiała jego niespodzianek, które niby miały pomóc mu zaskarbić jej przychylność. Nienawidziła tego wszystkiego. Peszyło ją, że w szkolnych kuluarach była bardziej rozpoznawalna jako ruda dziewczyna od Pottera niż zdolna uczennica, prefekt czy po prostu Lily Evans. Nie chciała tego rodzaju uwagi. Chciała, by ludzie szanowali ją za własne osiągnięcia, nie za bycie popularną z powodu jakichś głupich żartów.<br />
On jednak tego w ogóle nie rozumiał. Nie łapał prostych tłumaczeń i łagodnych próśb. Nic nie przynosiło efektów. On musiał odpuścić w pewnym momencie! Lily nie widziała innego rozwiązania tej sytuacji, bo przecież nie zamierzała mu ulec. Nie chciała, nie mogła. A jednak stali tu teraz naprzeciw siebie i Lily po raz pierwszy czuła, że zabrakło jej słów.<br />
- Potter... - zaczęła niepewnym głosem, po czym przerwała. - James - zaczęła jeszcze raz łagodniej -takie akcje nie mogą się powtórzyć.<br />
Nic nie odpowiedział, jedynie kręcąc lekko głową. Uniósł dłoń i lekko dotknął jej policzka. Zadrżała pod jego dotykiem. Chciała się odsunąć, ale ściana za plecami i jego ręce przy jego głowie mocno ograniczały jej swobodę ruchów.<br />
- Postaram się - powiedział w końcu James, zrezygnowany opuszczając dłoń.<br />
- Obiecujesz?<br />
- Obiecuję, że się postaram.<br />
- Potter...<br />
- Na Merlina, Evans, nie wymagaj ode mnie zbyt wiele - przerwał jej. Przeczesał palcami włosy. - Postaram się, ale nie wiem, ile z tego wyjdzie. Moja kontrola jest niczym przy tobie. Wariuję z miłości do ciebie każdego dnia, a to i tak nadal niewystarczająco. Nawet nie jest, jak bardzo jest to dla mnie frustrujące. Gdy nie wiem, jak wzbić się wystarczająco szybko na miotle, ćwiczę aż mi się uda. Gdy czuję, że sam nie dam rady, proszę o pomoc Syriusza. Gdy czegoś nie wiem, męczę Lunatyka o pomoc. Gdy jednak idzie o ciebie - pokręcił głową, jakby sam w to nie wierzył - gdy idzie o ciebie nic nie działa...<br />
- Bo nie jestem zabawką, żeby istniała instrukcja do mnie - prychnęła Lily, nie dając mu dokończyć. Chciała odzyskać kontrolę nad sytuacją, ale czuła, że znowu podniosła porażkę, gdy James odgarnął kosmyk jej włosów. Czuła, że jej zdradzieckie serce zabiło szybciej. Spróbowała się odsunąć, ale znowu poczuła pod plecami chłód ściany, gdy się do niej przycisnęła.<br />
- To, co powinienem według ciebie zrobić? Powinienem tak po prostu poddać się?<br />
Zabrakło jej słów pod wpływem jego spojrzenia.<br />
Na brodę Merlina, patrzył, jakby znał wszystkie sekrety jej duszy, jak sam wiedział lepiej, co jest dla niej najlepsze, jakby... Zatrzymaj się, powiedziała sobie Lily.<br />
- Musisz się zatrzymać - odparła, uciekając wzrokiem w bok. - Nigdy z nic nas nie będzie.<br />
- Nigdy - powtórzył głucho.<br />
- Nigdy nic - powiedziała raz jeszcze.<br />
Zapadła cisza. Przerywało ją jedynie ciche pohukiwanie sowy gdzieś w oddali.<br />
- Nic z tego nie rozumiem - wykrztusił w końcu z siebie James. Zrobił krok do tyłu, a Lily poczuła, że jej serce wraca do normalnego rytmu. - Nie jestem brzydki, nie mam kurzajek na nosie, umiem nieźle latać na miotle, nie jestem głupi i ponoć całkiem nieźle się znam na magii. Ale ty... Ty nie pozwalasz mi się zrozumieć.<br />
- Więc po prostu przestań - przerwała mu Lily, czując, że odzyskuje kontrolę nad sytuację. Wygładziła swoją szatę. Zaryzykowała spojrzenie w jego orzechowe oczy i dodała: - Przestań, bo to niczego nie zmienia. I nie zmieni.Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-19905956899366151872018-10-30T13:24:00.001+01:002018-10-30T13:24:15.139+01:00Wszystko dla Lily: 9. Zamki na piaskuWiesz co zrobiłaś?<br />
Marlena odwróciła się od okna, patrząc na Jamesa, który z głośnym trzaskiem zatrzasnął drzwi. Byli sami w dormitorium Huncwotów. Wydawać by się mogło, że to idealna okazja. Byli młodzi, byli samotni. Mogli wszystko, nie bacząc na żadne ograniczenia, dlaczego więc stali w miejscu? Dlaczego nie podszedł bliżej? Dlaczego marszczył gniewnie brwi, zamiast posyłać jej powłóczyste spojrzenia?<br />
<br />
<a name='more'></a> - Pytam, czy wiesz co zrobiłaś? - powtórzył James, a Marlena z trudem powstrzymała chęć westchnięcia.<br />
Gdy James przed ostatnią lekcją spytał, czy ma czas, bez wahania powiedziała, że tak. Kiwnął wtedy głową i zniknął razem z Syriuszem, by piętnaście minut temu skinąć do niej głową w Pokoju Wspólnym na znak, że jest gotowa.<br />
Posłała więc znaczące spojrzenie Dorcas, która mrugnęła do niej i poszła za Jamesem do pustego dormitorium Huncwotów. Pozornie wszystko szło zgodnie z jej oczekiwaniami, a jednak miała wrażenie, że sytuacja wymyka się spod jej kontroli.<br />
James stał za daleko. Nie uśmiechał się. Patrzył na nią bezlitośnie. Jego oczekiwania w stosunku do tego spotkania musiały się różnić od jej. Gdyby myśleliby o tym samym, jej bluzka już dawno leżałaby na podłodze. Szyby zaparowałyby od ich przyspieszonych oddechów.<br />
- Czego chcesz? Przyprowadziłeś mnie tutaj, aby ze mną porozmawiać? - spytała Marlena. Rozczarowała samą siebie, słysząc we własnych słowach niedowierzanie. Nie tak to miało wyglądać. Nie chciała wypaść tak żałośnie.<br />
- Liczyłaś na coś innego? - odpowiedział pytaniem James.<br />
Nie odpowiedziała. Znowu odwróciła się w stronę okna, przygryzając dolną wargę. Nic nie szło zgodnie z jej oczekiwaniami.<br />
- Marleno. - Stanął koło niej, położył rękę na jej ramieniu.<br />
- Ty naprawdę chcesz się tak bawić?<br />
- Ty naprawdę myślałaś, że tak po prostu to zostawię?! - krzyknął. Jego głos odbił się echem od ścian pokoju.<br />
Czuła ciepło jego dotyku. Słyszała jego nierówny oddech. Odwróciła się w jego stronę, nie mogąc znieść więcej niepewności.<br />
- Marly, wiesz, dlaczego tak mnie to zabolało? - spytał jedwabistym tonem. Jego przesunęła się z jej ramienia na podbródek, który zaczął delikatnie gładzić. - Bo myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.<br />
- Jesteśmy przyjaciółmi - powiedziała z naciskiem.<br />
On jednak się tylko zaśmiał.<br />
- Gdy wczoraj w Hogsmeade wymyśliłaś wyzwanie dla Evans, nie zachowałaś się jak moja przyjaciółka. Wiedziałaś, że mnie to zaboli.<br />
Jego słowa rozzłościły ją. Odrzuciła jego rękę.<br />
- James, nie rozumiem...<br />
- Nie rozumiesz? Sprawię, że zaraz zrozumiesz.<br />
Nim zdążyła powiedzieć, że nic z tego nie rozumie, pocałował ją. Zaskoczył ją tym totalnie. Tak długo na to czekała, tak bardzo pragnęła, a jednak nie czuła, aby to było właściwe. Brakowało w tym uczucia, emocji.<br />
Spojrzała w oczy Jamesa, które teraz znajdowały się tak niewiarygodnie blisko jej. Ich wargi wciąż się stykały, więc dlaczego żadne z nich nie spuściło powiek? Co to miało tak naprawdę znaczyć?<br />
Odsunęła się, odrywając od jego ust i popychając chłopaka.<br />
- Co to miało być? - zapytała ostro.<br />
Dotknęła swoich opuchniętych ust, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Wszystko się coraz bardziej komplikowało.<br />
- James, wytłumacz się...<br />
Nie wydawał się poruszony jej ponagleniami. Zrobił krok do tyłu, opierając się o parapet. Włożył ręce do kieszeni i popatrzył na nią wyzywająco.<br />
- Co do cholery było?<br />
- To czego chciałaś.<br />
- Nie, nie chciałam tego...<br />
- Nie chciałaś tego? - powtórzył głucho. - Dziwne, bo miałem wrażenie, że ciągle o to żebrzesz... Patrzyłaś na mnie oczekując wszystkiego, czego nie mogłem ci dać. I wepchnęłaś Evans w łapy przypadkowego kolesia, byleby nas tylko rozdzielić.<br />
Marlena z wrażenia przysiadła na najbliższym łóżku. Westchnęła cicho, nie chcąc dać się ponieść emocjom i nie wykrzyczeć, że to wcale nie tak i James nie ma racji. Powiedziałaby, jak bardzo źle wszystko zrozumiał.<br />
Gdy kilka miesięcy temu spojrzała na niego, dostrzegła kogoś zupełnie innego. Nagle przestał być chłopakiem, który idiotycznie targa sobie włosy, za dużo gada o quddditchu, który jest dosłownie wszędzie. Stał się <i>tym </i>chłopakiem, chłopakiem, który sprawia, że jej serce zaczęło bić szybciej.<br />
Usiłowała z tym walczyć. Mówiła sobie, że James to tylko przyjaciel. Nawet ona sama potrafiła dostrzec bezsensowność tego wszystkiego. Dostrzegała to, a mimo to walka z własnymi uczuciami była z góry skazana na porażkę. To właśnie doprowadziło ją tutaj.<br />
- Nie obchodzi mnie, co robisz z Evans - prychnęła, zaciskając dłonie w pięści.<br />
- I bardzo dobrze, bo to nie jest twoja sprawa!<br />
- Ciekawe, James, bo brzmisz zupełnie, jakby was coś łączyło, a wydaje mi się, że Evans ma na ten temat zupełnie innego zdanie...<br />
- Marly, radziłbym ci zamilknąć w tym momencie - warknął James, wcelowując w nią palec. - Nie mieszaj się do spraw, które się nie dotyczą.<br />
- Ciebie też nie!<br />
- Niby co powinienem więc robić? Stać i patrzeć, jak pchasz Evans w ramiona jakiegoś idioty, bo myślisz, że to da nam szansę? To się nigdy nie stanie. Nigdy. Nie pozwolę na to - powtórzył, poprawiając okulary.<br />
Odwróciła się od niego, chcąc uciec. Oparła się o kolumienkę łóżka. Nie powinien dostrzec jej łez, trzęsących się dłoni i szoku na twarzy. Nagle wszystko się rozsypało. Starannie budowany zamek z piasku oczekiwań runął, a ona nic nie mogła zrobić.<br />
Mogła?<br />
Nic nie przychodziło jej do głowy.<br />
- Wszystko źle zrozumiałeś - powiedziała cicho. Odchrząknęła, chcąc się pozbyć wyraźnie słyszalnego bólu w swoim głosie. - To wcale nie tak. Nie kocham cię....<br />
Zadrżała, czując jego dłoń na swoim ramieniu. Miała nadzieję, że on tego nie zauważył.<br />
- Marleno - zaczął, używając jej pełnego imienia, a nie zdrobnienia, jakby chciała nadawać więcej powagi swoim słowom - jesteś dla mnie ważna. Cholera, kocham cię jak siostrę. Zależy mi na tobie. Musisz tylko zrozumieć, że ja i ty... Że my... To się nie zdarzy. Dla mnie liczy się tylko ona - urwał, jakby powiedział za dużo. Może faktycznie tak było?<br />
- To dlaczego na urodzinach Evans całowałeś się z kimś innym? Skoro spotykasz się z innymi, dlaczego to nie mogę być ja?<br />
Odwróciła się w jego stronę; Nienawidziła błagania w swoim głosie, oczu pełnych łez. Upokorzenie przybierało na sile, a ona żebrała o miłość niczym bezdomne zwierzę.<br />
James przeczesał palcami włosy, wzdychając cicho. Poprawił okulary, które zsunęły mu się na sam czubek nosa.<br />
- Nie jestem idealny. Jestem tylko człowiekiem. Popełniam błędy, ale tobie nie pozwolę stać się jednym z nich, dlatego nic się nie może wydarzyć między nami.<br />
***<br />
Dorcas wydawało się, że tak musi wyglądać niebo. Leżała na kanapie w Pokoju Wspólnym z nogami przewieszonymi przez oparcie mebla. Słyszała wokół siebie szmer rozmów. Rozkoszowała się tą chwilą. A najbardziej tym, że jej głowa spoczywała na kolanach Syriusza Blacka, który czule gładził ją po włosach.<br />
Za każdym razem gdy ich spojrzenia się stykały, tonęła w jego czarnych oczach. Teraz znowu to się stało. Uśmiechnął się do niej, a ona poczuła, że jej serce zamiera, by po chwili zacząć bić szybciej. Jedno uderzenie... Dwa uderzenia... Przy trzecim uderzeniu serca Dorcas, znowu zerknęła na niego ukradkiem.<br />
Teraz jednak patrzył inaczej. Jego ciemne oczy wpatrywały się w kogoś na wprost niej z widoczną niechęcią. Dorcas nie uważała się za przesadnie bystrą, czy błyskotliwą, a mimo to wiedziała, o kogo chodzi. Syriusz zawsze dobrze maskował swoje uczucia, chyba że chodziło o jego niechęć do Lily, która stała teraz raptem kilka metrów dalej.<br />
Dorcas podniosła się z kolan Syriusza. Westchnęła, widząc, że chwila bezpowrotnie minęła.<br />
- Ślicznie wyglądasz - powiedziała w kierunku Lily.<br />
Rudowłosa dziewczyna zaczerwieniła się, jej ręce przestały wygładzać materiał spódnicy.<br />
- Dziękuję.<br />
- Naprawdę idziesz na randkę z tym idiotą z pubu? - spytał z niedowierzaniem w głosie Syriusz.<br />
Dorcas wcisnęła mu łokieć w brzuch, chcąc pokazać, jak bardzo niestosowna była ta uwaga, ale nawet nie zwrócił na to uwagi.<br />
- Dlaczego niby nie powinnam iść? Jest jakiś powód, dla którego nie powinnam pójść na tę randkę?<br />
- Znam całkiem dobry powód. Ma czarne włosy, okulary i jakże czarujące imię James - odparł sarkastycznie Syriusz.<br />
Wstał i popatrzył z niechęcią na Lily, której dłonie zacisnęły się w pięści.<br />
- Moje randki nie są czymś, co dotyczy Pottera - warknęła Lily, zbliżając się do Syriusza. - Będę się umawiać, z kim mam ochotę, a jemu nic do tego.<br />
- Jak zwykle grasz trudną do zdobycia, Evans - zaśmiał się Syriusz.<br />
- Lepsze to niż bycie... - zaczęła Lily. Na jej policzkach pojawiły się ciemne plamy. Pokręciła gwałtownie głową, jej rude włosy zatańczyły wokół twarzy. - Nie, nie warto nawet kończyć dla ciebie zdania, Black. Jesteście siebie warci z Potterem.<br />
Lily wybiegła z pokoju, a Dorcas dopiero teraz zdała sobie sprawę z panującej ciszy. Hogwart mógł być szkołą magii, miejscem, gdzie różdżki wytyczały możliwości, a niemożliwe stawało się codziennością. Uczniowie jednak pozostawali żądnymi sensacji nastolatkami, którzy podążali za sensacją. To właśnie teraz widziała w ich oczach Dorcas.<br />
Przez moment wahała się, czy powinna coś powiedzieć, ale Syriusz ją wyprzedził, głośno pytając<br />
- Nie macie nic ciekawszego do roboty?<br />
Dorcas opadła z powrotem na kanapę, gdy wszyscy nad wyraz szybko wrócili do swoich zajęć, dostrzegając, że nie staną się gapiami kolejnego skandalu. Syriusz rozglądał się przez chwilę po Pokoju Wspólnym, by po chwili usiąść obok niej.<br />
- Ona nic nie rozumie - powiedział, prychając.<br />
- Może ty nic nie rozumiesz, Łapo? - spytała nieco złośliwie Dorcas.<br />
Black posłał jej ostre spojrzenie tak odmienne od tego, jak zwykle na nią patrzył.<br />
- O co ci chodzi?<br />
Z trudem powstrzymała westchnienie, odnajdując jego dłoń. Pogładziła wierzch jego zaciśniętej dłoni. Syriusz miał piękne dłonie - szczupłe, o długich palcach. Szkoda tylko, że najczęściej zaciskał je mocno w pięści, chowając je przed światem.<br />
Spojrzała na niego z boku, zastanawiając się, co powinna powiedzieć. Komuś innemu jak Marlenie, Remusowi czy Jamesowi powiedziałaby wprost - nie wtrącając się w nie swoje sprawy. W stosunku do Syriusza nie potrafiła się jednak wysilić na taką śmiałość.<br />
Nie była w nim zakochana, co do tego nie miała wątpliwości. Nie zachowywała się jak James w stosunku do Lily. Brakowało w tym nadskakiwania, udawania i jakiejś takiej głupiej czułości. Nie czuła też motylków w brzuchu. To nie było to.<br />
A jednak nie chciała powiedzieć mu teraz wprost powiedzieć, że jego zachowanie w stosunku do Lily jest co najmniej pozbawione sensu. Nie miał prawa wtrącać się w to, z kim się spotyka rudowłosa dziewczyna. Kierując się logiką, uzasadnione wydawałoby się więc powiedzenie mu, że to nie jego sprawa.<br />
<i>Odczep się, Łapo?</i><br />
Powtórzyła to w myślach trzy razy, zanim pokręciła głową. Nie mogła tego powiedzieć. Nie powinna tego powiedzieć. Zbyt mocno zależało jej na jego akceptacji. Nie chciała, aby ktoś tak dumny jak on poczuł się urażony. To nie wydawało się właściwe.<br />
- Dorcas, dobrze się czujesz? - Syriusz zamachał jej dłonią przed oczami. Zamrugała gwałtownie, zaczynając się śmiać.<br />
- Tak, Syriuszu, ze mną dobrze, ale z tobą najwyraźniej nie.<br />
- Znowu zaczynamy...<br />
- Nie przerywaj mi - pouczyła go, ciągnąc za włosy. Jęknął teatralnie, ale po chwili faktycznie umilkł. - Wiesz, dlaczego tak dobrze się dogadujemy?<br />
Syriusz potarł dłonią swoje czoło. Nasuwało mu się na myśl kilka odpowiedzi, ale wiedział, że żadna z nich nie przypadnie Dorcas do gustu, dlatego też milczał. Doświadczenia z płcią przeciwną nauczyły go, że powiedzieć mniej to zdecydowanie lepiej niż więcej.<br />
- Na pewno masz jakieś pomysły - zasugerowała Dorcas, przysuwając się do niego bliżej.<br />
Syriusz poczuł zapach jej perfum, gdy długie włosy dziewczyny połaskotały jego policzek. Nachylił się, aby ją pocałować, ale ona zdecydowanie pokręciła głową.<br />
- Myślę, że cię lubię. Nawet bardzo - powiedział Syriusz, czując, że nie uniknie przesłuchania. Popatrzył na swoje dłonie. Mówienie o uczuciach sprawiało mu równie dużą satysfakcję, co przesiadywanie na historii magii. Sekundy życia tracone na rzeczy równie przydatne, co nauka latania dla trolli. <br />
- Bardzo, nawet nie liczyłam na takie wyznanie - odpowiedziała Dorcas. - Teraz pora na kolejne pytanie. Dlaczego tak bardzo nie lubisz Lily? <br />
- Dlaczego sądzisz, że jej nie lubię? - odpowiedział pytaniem, wplatając palce w jej włosy. Nawinął sobie jedno pasmo na palec.<br />
- Syriuszu... - Nachylił się nieco, wyraźnie chcąc kontynuować temat, ale palce chłopaka odnalazły jej kark, delikatnie go pocierając.<br />
- Dorcas, gra skończona. Kończymy z pytaniami, dobrze?<br />
Wiedziała, że mogłaby dalej naciskać. Próbować go przekonać do Lily. Mówić, że zachowuje się irracjonalnie i apelować do pokładów jego zdrowego rozsądku, nawet jeśli musiałyby być to naprawdę głęboko ukryte zasoby. Wolała jednak nie wypróbowywać jego cierpliwości. Zbyt mocno się bała tego, co się stanie, gdy mu jej zabraknie.<br />
Kiwnęła więc głową, zbliżając swoją twarz do jego.<br />
Nagle wszystko straciło na znaczeniu.<br />
***<br />
Na pewno zaraz przyjdzie.<br />
Powiedziała sobie to w myślach po raz trzeci. Zerknęła na zegarek. Wskazówka nie zdążyła zrobić nawet pół obrotu odkąd to ostatnio zrobiła. Pokręciła lekko nadgarstkiem, jakby miało to przyspieszyć działanie zegarka i jakby jego winą było spóźnienie chłopaka, na którego czekała. Na pewno zaraz przyjdzie, powiedziała w myślach po raz czwarty. Z trudem powstrzymała się od kolejnego zerknięcia na zegarek, dlatego splotła ręce za plecami, rozglądając się wokół.<br />
Odkąd umówiła się na spacer z Jasonem, przeżyła cały ocean emocji. Początkowo idea z randką, jako wynikiem głupiej zabawy wydawała jej się niedorzeczna, żeby nie powiedzieć bezdennie głupia. Brakowało jej w tym logiki, harmonii i jakiegokolwiek planu. Takie rzeczy mogli robić idioci pokroju Blacka i Pottera, ale ona...?<br />
Potem jednak pomyślała inaczej. Jason był miły, przystojny i bardzo uprzejmy. Miał też czarujący uśmiech i bardzo dobre oceny z transmutacji. Widywała go często w bibliotece i nie wydawał się zbyt wielkim entuzjastą qudditcha. Jason miał naprawdę dużo zalet. Wszystko to sprawiło, że nagle perspektywa randki przestała być zobowiązaniem. Stała się nieoczekiwaną możliwością. Pozwoliła, by ją to ucieszyło, napełniło podekscytowaniem i wszystkimi pozytywnymi emocjami, na które tak rzadko sobie pozwalała.<br />
- Przykro mi.<br />
Pisnęła cicho, robiąc krok do tyłu. Pogrążona we własnych rozmyśleniach straciła z kontakt rzeczywistością i przegapiła pojawienie się Jasona. Uśmiechnęła się do niego.<br />
- Nic się nie stało - powiedziała pogodnie. - Dopiero przed chwilą przyszłam.<br />
On jednak się nie uśmiechnął.Wydawał się czymś mocno zafrasowany. Zerknął na coś ponad jej ramieniem i odkaszlnął.<br />
- Coś się stało?<br />
- Nic... Ja po prostu nie mogę się spotkać - powiedział na jednym tchu, przenosząc wzrok na niebo.<br />
- Coś się stało? Nie, ja po prostu nie mogę...<br />
- Dlaczego? Co się stało? Czy coś się zmieniło?<br />
- Lily, proszę nie naciskaj - powiedział cicho Jason, po raz pierwszy odkąd przyszedł wpatrując się w jej twarz. - To po prostu chyba nie nasz czas, nie nasze okoliczności. Przykro mi.<br />
Odszedł nim zdążyła zapytać, jakie okoliczności miał na myśli, co mogło być ważniejsze, co właściwie mogło się zmienić. Podrapała się po policzku, z zaskoczeniem czując, że jest on mokry. Musiała się uspokoić. Czuła, że cała drży.<br />
Odwróciła się w stronę zamku, próbując się zmusić do pójścia w jego stronę, gdy usłyszała z szelest z lewej strony. Zerknęła w stronę krzaków rosnących z tamtej strony, które niespodziewanie się poruszyły. Przez gęste zarośla nie była w stanie powiedzieć, kto się w nich ukrył.<br />
- Kto tam jest? - zapytała głośno, wyciągając różdżkę. - Jeśli nie odpowiesz w ciągu pięciu sekund, to wtedy...<br />
- Już wychodzę! Nie używaj zaklęć!<br />
Cienki głosik wyraźnie przestraszonego Petera był jedną z ostatnich rzeczy, jakich spodziewała się Lily. Zaskoczyło ją to na tyle, że stała bez słowa, zanim Pettigrew zdołał się wyplątać z krzaków i otrzepać ubranie z liści.<br />
- Co tutaj robiłeś?<br />
- Miałem sprawę do zała...<br />
- Peter!<br />
Chłopak skulił się pod jej bacznym spojrzeniem. Cholernie nienawidził tego evansowskiego spojrzenia, które przewiercało go na wylot. Nie rozumiał, jak James mógł widzieć w niej cokolwiek pociągającego.Wydawała mu się bardziej podobna do McGonagall niż dziewczyn, które mogą się podobać chłopakom. <br />
Przełknął nerwowo ślinę. Ta sytuacja w ogóle mu się nie podobała. Od początku wiedział, że coś pójdzie nie tak, ale oczywiście James jak zwykle go nie posłuchał i stwierdził, że komplikacje są dla cykorów. Peter rozumiał, dlaczego przyjacielowi tak bardzo zależało na zniszczenie jakiejkolwiek szansy na randkę Evans, nie był tylko pewien, dlaczego ten plan musiał obejmować jego siedzenie w krzakach, które teraz wszystko zniszczyło.<br />
- Peter, czekam.<br />
Kolejne ostre spojrzenie. Znowu przełknął ślinę. James, wybacz mi, rozgrzeszył się w myślach. <br />
- Miałem tutaj tylko przyjść, żeby się upewnić, że rozmowa poszła dobrze i ten Puchon zrozumiał, że nie ma u ciebie szans.<br />
- Co masz na myśli, mówią, żeby zrozumiał, że nie ma u mnie szans? - zapytał ostrym tonem.<br />
- Zapewne rozumiesz - prychnął Peter, na chwilę odzyskując pewność siebie. - Nie trzeba być geniusze, aby to zrozumieć.<br />
- To widać jestem idiotką, bo chcę to usłyszeć!<br />
- Porozmawialiśmy sobie z Jasonem.<br />
- My? - wycedziła Lily.<br />
W jej głowie zaczęły się rodzić pewne myśli, których nie potrafiła zabić. Jesteś paranoiczką, napomniała się w myślach, gdy Peter potwierdził najgorsze jej przypuszczenia:<br />
- Ja i reszta Huncwotów.Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-21887990984681949102018-09-13T00:08:00.001+02:002018-09-28T22:00:08.178+02:00Wszystko dla Lily: 8. Gra idiotyCały tydzień czekała na ten moment.<br />
Myśl o wyjściu do Hogsmeade pozwoliła jej przeżyć od poniedziałku, gdy musiała rano wstać z łóżka, porzucając ciepłą pościel. To też pomogło gdy we wtorek po nocnym spotkaniu z Potterem i Blackiem na szkolnym korytarzu w czasie nocnego patrolu. W środę opanowała nerwy, gdy jakiś nerwowy pierwszoklasista wpadł na nią z impetem, wywalając na środku szkolnego korytarza. W czwartek trzy razy powtórzyła sobie frazę, że trzeba myśleć o rzeczach pozytywnych. Inaczej pewnie trudno byłoby jej powstrzymać histerię na widok oceny niższej niż zakładała za ostatni esej z transmutacji. Piątek przeżyła w radosnej euforii, że tylko noc ją dzieli od Hogsmeade.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Teraz, gdy stała przed pubem Pod Trzema Miotłami, zajrzała przez okno do środka. Weekend, odpoczynek to było dokładnie to, czego jej było teraz potrzeba. <br />
- Lily, wszystko dobrze?<br />
Mary delikatnie dotknęła jej ramienia.<br />
- Może wejdziemy do środka? - zaproponowała entuzjastycznie Dorcas.<br />
Odpowiedziało jej jednak tylko ciche westchnienie. Marlena, pomyślała z irytacją Lily.<br />
Rzadko kiedy wychodziły gdzieś we cztery. Takie okazje należały raczej do wyjątków. Lily wiedziała, że Marlena i Dorcas nie rozumieją jej fascynacji nauką, książkami. Ona zaś nie potrafiła zrozumieć ich fascynacji Huncwotami, wynajdywaniem coraz to nowych obiektów westchnień i obserwacją bieżących wydarzeń z życia szkolnej społeczności.<br />
Jeśli chodziło zaś o Mary, to nikła gdzieś po środku. Nie było w niej nic sztucznego. Lily czuła emanującą z niej szczerość. Pozwalała zresztą innym być po prostu sobą. Lily potrafiła to docenić teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wolała się nie zastanawiać, jak wyglądałoby jej życie gdyby nie Mary.<br />
- Dlaczego właściwie dzisiaj z nami jesteście? - zapytała, odgarniając włosy na ramiona.<br />
- My? My tak tylko... - zaczęła Dorcas, ale w tej samej chwili otworzyły się drzwi do pubu i Meadowes pociągnęła koleżanki za sobą do środka.<br />
Zajęły stolik w głębi lokalu. Z jednej strony siedziała zakochana para, najwyraźniej w bardzo awanturniczym nastroju, a z drugiej grupka Krukonków z siódmego roku. Dorcas pomachała im wesoło, a Lily dostrzegła, że Marelna z irytacją przewróciła oczami.<br />
- Co tutaj robimy? - spytała Mary, gdy wszystkie usiadły i powiesiły płaszcze na oparciach swoich krzeseł.<br />
- Czekamy - odpowiedziała stanowczo Dorcas.<br />
- Na kogo? Na co ? - spytały równocześnie Mary i Dorcas, po czym wybuchnęły śmiechem, patrząc na siebie.<br />
- Uważam, że to wszystko bez sensu - wtrąciła Marlena. Nie podnosiła wzroku, cały czas uważnie przyglądając się swoim paznokciom.<br />
Zupełnie, jakby było się na co gapić, pomyślała Lily z niechęcią. Zerknęła na swoje dłonie i krótkie, poobgryzane do żywego mięsa paznokcie. Nie chciała ich porównywać z kwadratowymi, wypielęgnowanymi paznokciami Marelny, więc schowała ręce pod stół.<br />
- Może chodźmy już stąd? - powiedziała Lily. - Chciałam jeszcze zahaczyć o księgarnię.<br />
- Książki to bardzo ważna sprawa - powiedziała prześmiewczym tonem Marlena.<br />
Lily poczerwieniała, chciała coś odpowiedzieć, ale Mary w uspokajającym geście położyła jej dłoń na ramieniu.<br />
- Zamówmy coś - zaproponowała tymczasem Dorcas, najwyraźniej nie dostrzegając napięcia przy stoliku. - Mam przeczucie, że ten dzień dopiero się rozkręca.<br />
***<br />
Powtórz to.<br />
Niski chłopak warknął, niemal dotykając nosem ziemi, co wydało wszystkim Jamesowi i Syriuszowi nieskończenie zabawne. Popatrzyli na siebie, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem. To była jedna z tych sytuacji, w których nie potrzebowali słów, aby się porozumieć.<br />
Jasnowłosy Ślzgoń próbował w tym czasie się podnieść, ale nogi znowu go zawiodły, gdy Syriusz machnął różdżką. Głowa chłopaka stuknęła po ziemię.<br />
- Ktoś tu chyba był niegrzeczny - stwierdził zatroskanym tonem Syriusz. Odgarnął z twarzy przydługą grzywę czarnych włosów i wlepił spojrzenie czarnych oczu w leżącą na ziemi ofiarę: - Travers, zawsze wiedziałem, że nie umiesz się grzecznie bawić.<br />
- Łapo, ale czego więcej można by oczekiwać po Ślizgonach - powiedział James, wzdychając przy tym teatralnie. - Nic dziwnego, że Travers to zwyczajna kupa smoczego łajna.<br />
- Zamknijcie się! - warknął Travers, po raz kolejny przegrywając z grawitacją i magią. Posłał wściekłe spojrzenie w kierunku Jamesa i Syriusza, którzy znowu się roześmieli.<br />
- Ty lepiej zamilcz.<br />
- Taaak, zwłaszcza, że nie masz w tej sytuacji żadnych perspektyw.<br />
- Rogaczu, on nie ma żadnych widoków na przyszłość - powiedział znacząco Łapa, wskazując na leżącego Ślizgona.<br />
- Damy ci jednak szansę. Przeproś nas, a skrócimy twoje męczarnie - zaproponował James. Popatrzył na swoją różdżkę, którą zaczął powoli obracać w dłoniach. - Przeproś.<br />
- Gdyby nie twoje durne zachowanie, wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej - dodał Syriusz z przekonaniem w głosie.<br />
Wszystko zaczęło się pół godziny temu, gdy doszli do Hogsmeade i głośno zastanawiali się, czy zdążą jeszcze skoczyć do sklepu z miotłami przed umówionym spotkaniem. Syriusz uważał, że na pewno się wyrobią. James wolał nie ryzykować spóźnieniem. Przechodzili przez boczną uliczkę, gdy usłyszeli rozmowę Ślizgonów, podczas której Travers próbował przekonywać jakieś (całkiem niebrzydkie zdaniem Syriusza) Śizgonki, że drużyna quddicha Gryfonów nie ma szans na zdobycie pucharu w tym roku.<br />
- Przepraszam - mruknął bezsilny Travers, zaciskając dłonie w pięści.<br />
- Słyszałeś coś, Łapo?<br />
- Nie, Rogaczu, nic nie słyszałem.<br />
- Przepraszam! - krzyknął Travers. Jego policzki oblały się czerwienią.<br />
Syriusz spojrzał na Jamesa, który skinął lekko głową. Zabawa na ten dzień dobiegała końca.<br />
- Chodźmy już - powiedział James, gdy Travers uciekł od nich w popłochu. Syriusz przeglądał się w szybie, próbując dopracować swój najnowszy uśmiech.<br />
- Nie ma co się spieszyć - odpowiedział Syriusz, szczerząc się do swojego odbicia.<br />
- Czasem warto się pospieszyć...<br />
- Czasem jednak warto poczekać.<br />
Popatrzyli na siebie, a James z trudem opanował chęć dopowiedzenia czegoś. Nie żeby słowa były potrzebne. Cisza, która zapadła dopowiadała wszystko.<br />
- Jesteś pewien, że chcesz znowu przez to przechodzić? - zapytał, wlepiając swoje czarne oczy w Pottera - Może nie jestem najlepszą osobą do udzielania rad w kwestii związków, ale czy ciągła pogoń nie traci sensu, gdy ofiara wciąż jest tak samo odległa?<br />
- To tak nie działa.<br />
Syriusz najwyraźniej przyjął tę odpowiedź, bo skinął głową i zaczął iść ulicą. James dołączył do niego. Poruszali się szybko, wiedzieli dokąd zmierzają. Wyszli na główną aleję, skąd szybko dotarli do celu. Tego dnia w budynku Madame Rosmerty gościły tłumy, dlatego już przed lokalem dostrzegli wiele znajomych postaci. James uśmiechnął się, gdy dostrzegł pośród nich Remusa i Petera.<br />
- Peter, musisz się bardziej postarać na następnym teście...<br />
James uśmiechnął się do Syriusza, gdy usłyszeli poważny głos Remusa, który najwyraźniej znowu próbował przekonać Pettiegrew do nauki i wykazywania większego zainteresowania szkolnym i sprawami. <br />
- Taaaak, nauuuka to bardzo poważna sprawa - wtrącił Syriusza, przeciągając głoski i uderzając Remusa lekko w ramię.<br />
Lupin skrzywił się.<br />
- Nienawidzę, gdy pojawiacie się znikąd.<br />
- Tym razem byliśmy bez peleryny - odpowiedział James. - Najwyraźniej nawet bez peleryny potrafimy być niezauważalni. Dlaczego nie czekacie w środku?<br />
Peter i Remus wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym popatrzyli w niebo.<br />
- Tchórze - mruknął James, próbując dostrzec wnętrze pubu Pod Trzema Miotłami, co skutecznie utrudniały mu zaparowane szyby.<br />
- Mnie to się wydaje niesprawiedliwą oceną - ocenił Syriusz. - To nie strach, tylko zdrowy rozsądek. Wszyscy wiemy, że Evans się wkurzy. Każdy by się wkurzył, zwłaszcza po tej wpadce z urodzinami. A teraz znowu przyjaciółki ją wystawiają i pchają prosto w twoje ramiona.<br />
- Dzięki za trafne podsumowanie, Łapo.<br />
- Nie ma za co. Zawsze możesz na mnie liczyć, Rogaczu - odpowiedział Syriusz równie opryskliwym tonem.<br />
- Chciałem ci jednak przypomnieć, że to ty poprosiłeś Dorcas o zaaranżowanie tego, więc daruj sobie takie gadki.<br />
- Naprawdę jakbyś musiał mi przypominać - mruknął Syriusz, gdy James otworzył drzwi i wszedł do środka.<br />
Syriusz popatrzył na Remus, który tylko wzruszył ramionami.<br />
Zawsze podążali nawzajem za swoimi szalonymi pomysłami.<br />
Teraz wcale nie miało być inaczej.<br />
***<br />
Lily zacisnęła palce na swojej szklance, czując coraz większe znużenie. Długo oczekiwany dzień wolny przebiegał inaczej niż oczekiwała. Mijał szybciej niż chciała. Kolejne sekundy mijały bezpowrotnie. Traciła czas, nawet nie próbując go zatrzymać.<br />
Popatrzyła na koleżanki. Mary przysypiała nad miodowym piwem. Chociaż w lokalu było ciepło, narzuciła sobie na ramiona szalik. Zapewne wolałaby ciepłe łóżko w dormitorium niż najwygodniejsze krzesła i gwar pubu.<br />
- Może zbierajmy się już? - zaproponowała Lily, odpychając od siebie szklankę.<br />
Rozmowa Marleny i Dorcas zamarła w pół słowa. Nagle rozmowa o najnowszym numerze <i>Czarownicy</i> straciła na znaczeniu.<br />
- Nie, musimy zaczekać - odpowiedziała Dorcas. Przeczesała palcami długie włosy, po czym uśmiechnęła się porozumiewawczo do Marleny. - Szkoda by było teraz wszystko zmarnować.<br />
Marlena jednak najwyraźniej miała na ten temat inne zdanie, bo jedynie prychnęła cicho, upijając łyk napoju.<br />
W tym momencie Lily zdała sobie sprawę, że coś było nie tak. Cała ta sceneria wydawała się mocno nieprawdopodobna. Dlaczego tu tkwiła, skoro nawet na to nie miała ochoty? Dlaczego Dorcas tak nalegała na pozostanie, chociaż wiedziała, że ona, Lily, raczej nie przepada za bezczynnym siedzeniem?<br />
- Myślę, że powinnam...- zaczęła Lily, gdy dostrzegła jakiś ruch przy drzwiach.<br />
Cztery znajome postacie. Dostrzegła wpatrzone w siebie brązowe oczy i nagle wszystko nabrało znaczenia. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.<br />
Zachowanie Dorcas, nietypowa propozycja spędzania razem czasu... Lily przez moment poczuła ukłucie gdzieś na dnie duszy. Wcale nie chodziło o nią. Znowu miała być pionkiem w grze.<br />
- Dorcas, nie znudziły cię się te gierki? - syknęła, pochylając się nad stołem.<br />
- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiedziała Dorcas, spuszczając wzrok. Jej policzki poczerwieniały, co utwierdziło Lily w przekonaniu, że jej przypuszczenia były słuszne. <br />
Mary rozbudziła się, gdy przy ich stoliku pojawiło się napięcie. Jej zdezorientowane spojrzenie wyraźnie pokazało, że nie rozumie, co się dzieje. Lily chętnie wprowadziłaby ją w intrygi Dorcas, gdyby nie to, że próbowała ocenić odległość jaka dzieliła ją od Huncwotów, rozważając w myślach możliwości. Zostać czy uciec?<br />
- Cóż, za miła niespodzianka! - wykrzyknął Syriusz, gdy wraz z przyjaciółmi dotarli do stolika, przy którym siedziały Gryfonki.<br />
- Fantastyczny zbieg okoliczności - dodał Peter, gdy zaczęli zajmować miejsca przy stoliku, zmuszając dziewczyny do przesunięcia się. <br />
Remus tylko pokręcił głową, a James uśmiechnął się szeroko.<br />
- Nie musicie udawać - powiedziała z niesmakiem Lily. Posłała Dorcas urażone spojrzenie. - Wasza intryga wyszła na jaw.<br />
- Od razu intryga - prychnęła Marlena.<br />
- Chcesz coś powiedzieć? - zaatakowała ją Lily. Poczuła, że krew krąży jej szybciej w żyłach. Emocje przybierały na sile.<br />
- Spokojnie, dziewczyny - powiedział uspokajająco Syriusz. - Zresztą, to nie intryga, Evans. Po prostu czasem szczęściu czasem trzeba pomóc.<br />
Lily może byłaby w stanie rozważyć jego słowa, gdyby na koniec wypowiedzi nie mruknął do Pottera, z którego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.<br />
- Tu nie ma i nie będzie żadnego szczęścia - syknęła Lily. - Nieważne, co naobiecywała ci Dorcas. Nie będę w tym brała udziału.<br />
- Ja wcale nic nie...<br />
- Jak wam mija dzień, dziewczyny? - Syriusz bezceremonialnie przerwał Dorcas, kładąc na jej ramieniu dłoń. Twarz Meadowes natychmiast się rozpogodziła, a Lily pokręciła głową z niesmakiem, gdy głowy tej dwójki pochyliły się ku sobie i zaczęli szeptać.<br />
- Będziemy tak siedzieć? Może się trochę zabawimy - zaproponował Potter.<br />
- To udanej zabawy. Ja stąd wychodzę - warknęła Lily. Spojrzała w bok na Mary, której nieszczęśliwa mina mówiła wszystko. Najwyraźniej nie była osamotniona w chęci ucieczki.<br />
- Może zostańcie jeszcze trochę? <br />
Odwróciła się w stronę wypowiadającego te słowa Remusa. Pokręciła głową, nie zamierzała zmieniać zdania, gdy zdarzyło się coś niespodziewanego; Mary się odezwała, mówiąc:<br />
- Zostaniemy, ale nie na długo.<br />
Lily otworzyła usta, by po chwili je zamknąć. To wszystko stawało się coraz bardziej absurdalne. Zerknęła na Mary, na której ustach gościł nieśmiały uśmiech, jakby sama nie wierzyła, że naprawdę to powiedziała. Lily z trudem powstrzymała się od dziecinnego odruchu kopnięcia jej w kostkę i zażądania wyjaśnień. <br />
- Czyli ustalone, że wszyscy zostają - podsumował Potter. Jego dłoń powędrowała do włosów, które przeczesał palcami.<br />
- Napijemy się czegoś? - zaproponowała Dorcas.<br />
- Doskonały pomysł - zgodził się James. - Kremowe piwo dla wszystkich? Ja stawiam.<br />
- Ja dziękuję - błyskawicznie zaoponowała Lily. - Nic od ciebie nie chcę.<br />
James z trudem opanował chęć parsknięcia śmiechem, gdy dziewczyna odruchowo uniosła do góry podbródek. Najwyraźniej sprzeciwianie się mu już jej weszło w krew.<br />
- W takim razie ja stawiam - odezwał się Syriusz, który oderwał się od Dorcas. Ich krzesła stały teraz tak blisko siebie, że ich ramiona stykały się przy każdym ruchu. - Akurat pieniądze to nie problem dla mojej rodziny - dodał z nietypową dla siebie goryczą w głosie.<br />
Syriusz sięnął do kieszeni szaty i wyjął z niej kilka monet, które wyrzucił w powietrze. James bez problemu złapał pieniądze przy głośnym aplauzie Petera.<br />
- Fuks - zaśmiał się Syriusz.<br />
James łypnął na niego złowrogo.<br />
- Nie szczęście, tylko refleks szukającego - odpowiedział, oddalając się w kierunku kontuaru.<br />
Przy stoliku zaś Lily zaciskała dłonie w pieści, Mary rozglądała się wokół, Peter i Remus rozmawiali ściszonymi głosami, Marlena znowu oglądała swoje paznokcie, a Dorcas zaśmiewała się z żartów Syriusza.<br />
- Może w coś pogramy? - zaproponował Peter.<br />
- Może w qudditcha? - zironizowała Marlena, odzywając się po raz pierwszy od przyjścia Huncwotów.<br />
Peter poczerwieniał i zamilkł.<br />
- Marly, nie sforuj mi tu Glizdka - upomniał Marlenę Syriusz, żartobliwie grożąc jej palcem.<br />
Na Marlenie jednak to nie zrobiło wrażenia, bo jedynie wzruszyła ramionami.<br />
- Łapcie wszyscy! - zawołał James, podchodząc do nich z uniesioną różdżką. Na stół wleciało osiem butelek, które wylądowały z lekkim stukowem. Jedna uderzyła o stół nieco mocniej w wyniku czego część jej zawartości wylądowała na siedzącej najbliżej niej osobie....<br />
- Przepraszam, Evans - pospieszył z przeprosinami James. Popatrzył na plamę na jej swetrze.- Ale wydaje mi się, że...<br />
- ....bardziej niż swetra szkoda piwa - dokończył Syriusz, krztusząc się ze śmiechu. Uczynna Dorcas poklepała go po plecach. - Muszę jednak przyznać, że Glizdogon miał dobry pomysł. Zagrajmy.<br />
- Niby w co? - zapytał James, marszcząc brwi. Upił duży łyk napoju.<br />
- W odpowiedz albo zaryzykuj.<br />
- Co to niby? - spytała Lily, rozglądając się po twarzach rówieśników.<br />
- To coś podobnego do mugolskiego gry w butelkę - odpowiedział Remus. - Zasadną jest odpowiadanie na pytania...<br />
- Można w to grać z użyciem butelki? - zdziwił się Peter.<br />
- Możemy grać i z butelką - zgodził się Syriusz, wyraźnie nie chcąc się tracić czasu na tłumaczenie zasad gry. Uniósł swoją butelkę i duszkiem wypił jej zawartość, po czym uśmiechnął się szeroko, unosząc ją w górę. - Skoro gramy moją butelką, ja zacznę.<br />
Położył butelkę na stoliku, po czym znieruchomiał, chcąc spotęgować napięcie, by potem niespodziewanie zakręcić.<br />
- Glizdogon - ocenił Syriusz, gdy butelka się zatrzymała. - Trochę szkoda, że na ciebie wypadło... W sumie wszystko wiem - dodał złośliwie. - Ale dla zachowania porządku zapytam, bo pewnie wolisz nie ryzykować... Czy całowałeś się kiedyś z dziewczyną, która miała mniej niż pięćdziesiąt lat i nie byłaby twoja ciotką?<br />
Twarz Petera przybrała kolor zgnitego pomidora, gdy cichutko wymamrotał odpowiedz.<br />
- Głośniej - zażądał Syriusz.<br />
- Dajcie mu spokój - zaoponował Remus.<br />
- Nie! - pisnął Peter, sięgając w stronę butelki. - Mary, ekhm, wolisz odpowiedzieć, czy zaryzykować?<br />
Policzki McDonald poczerwieniały.<br />
- Wolę pytanie.<br />
- Także Mary, chciałem, ehmm, zapytać, czy lubisz... Czy lubisz piwo kremowe?<br />
- Nie przepadam - odpowiedziała McDonald, głośno przełykając ślinę. Zerknęła na Lupina, po czym wyciągnęła rękę w stronę leżącej na stole butelki. Zakręciła nią.<br />
- Wypadło na mnie - stwierdziła ze znudzeniem Marlena. - Pewnie nie byłabyś w stanie wymyślić ciekawego wyzwania, więc wybieram pytanie.<br />
Lily sapnęła, słysząc jawną obrazę w słowach Marleny. Otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale Mary ścisnęła jej dłoń pod stołem. <br />
- Chciałabym więc zapytać, czy jest coś, co chciałabyś mieć, ale nie możesz mieć.<br />
Marlena zaśmiała się, patrząc w brązowe oczy Jamesa.<br />
- Zdecydowanie coś takiego jest.<br />
Atmosfera przy stoliku zmieniła się. Dobry nastrój uleciał niespodziewanie. Dorcas przestała wdzięczyć się do Syriusza. Peter zaczął niepewnie wyłamywać palce, a czoło Remusa przecięła bruzda. Marlena zakręciła.<br />
- Lily.<br />
Evans wyprostowała się, słysząc swoje imię. Spojrzała na Marlenę, która patrzyła na nią z dziwnie zadowoloną z siebie miną.<br />
- Słucham.<br />
- Odpowiesz czy zaryzykujesz?<br />
- Wolę odpowiedzieć. <br />
- Czy kiedykolwiek pozwoliłaś Jamesowi się pocałować?<br />
- Co?! - krzyknęła Dorcas. <br />
Peter oblał się kremowym piwem, a Syriusz roześmiał się głośno. James zacisnął mocno dłonie, chowając je pod stolikiem, aby nikt tego nie dostrzegł.<br />
- Nie szukaj taniej sensacji, bo u mnie jej nie znajdziesz - wycedziła Lily, nachylając się w stronę stolika. - Wymyśl wyzwanie. Nie boję się twoich gierek.<br />
Patrzyła prosto w jasne oczy Marleny, w oczy, w których brakowało jakichkolwiek skrupułów.<br />
- Możemy i tak zagrać, Lily.<br />
- Przestańcie - zażądał James. - To idzie za daleko.<br />
- Nie, Rogaczu, zabawa się dopiero rozkręca - wtrącił Łapa, szczerząc się.<br />
- Widzisz tego chłopaka, który siedzi w rogu? - zapytała Marlena. Lily popatrzyła w tym samym kierunku. Przy niewielkim stoliku siedział jasnowłosy chłopak, przeglądając jakąś gazetę. Przez szyję miał przewieszony szalik w barwach Puchonów. - Podejdziesz do niego i zaprosisz go na randkę.<br />
Lily zaśmiała się cicho, wstając.<br />
- Nie będzie to trudne, zważywszy na to, że chodzimy razem na transmutację i ostatnio mu odmówiłam...<br />
- Chyba tego nie zrobisz? - spytał z niedowierzaniem James. Też wstał, wyraźnie nie dowierzając, że Lily naprawdę zamierza spełnić wyzwanie. W każdej innej sytuacji byłby za tym, aby Evans przestała być chodzącym rozsądkiem, ale dzisiaj nie chciał widzieć jej szaleństwa. Nawet jego cierpliwość miała jakieś granice.<br />
- Dlaczego nie? - Zielone oczy spojrzały na niego hardo. James wiedział, że zaraz w nich utonie, a mimo to podjął walkę o przetrwanie. - Chcę i zrobię to. Moje życie to nie twoja sprawa.<br />
- Evans, cholera, tak nie można...<br />
Nie zdążył dokończyć, gdy odwróciła się napięcie, odchodząc. Nawet nie próbowała wysłuchać tego, co on miał jej do powiedzenia. A może zupełnie w ogóle jej to nie obchodziło?<br />
On mógł jedynie stać. Czuł, że nogi niemal przyrosły mu do podłogi, gdy Evans podeszła do tego chłopaka. Nie słyszał słów, ale sam widok był wystarczająco bolesny. Widział, jak jej włosy opadły na ramię, gdy nachyliła się ku nieznajomemu. Dostrzegł jej zalotny uśmiech. Powiedziała coś, a on ochoczo pokiwał głową.<br />
Pewnie się zgodził, pomyślał James, opierając ręce na stole i przez przypadek spychając z niego butelkę, która roztrzaskała się z głośnym trzaskiem, stając się milionem drobnych szkieł.<br />
Wtedy Evans spojrzała w jego stronę.<br />
James spojrzał na nią przez całą szerokość pubu.<br />
Szukał w jej oczach, czegoś, co by znaczyło, że to tylko gra.<br />
To musiała być tylko gra, prawda?<br />
Znalazł jedynie obojętność.<br />
<br />
____________________________<br />
<div style="background-color: white; box-sizing: border-box; color: #555555; font-family: "Source Sans Pro", "Helvetica Neue", Helvetica, Arial, sans-serif; line-height: 24px; margin-bottom: 24px; padding: 0px;">
<span style="font-size: xx-small;">Kilka informacji technicznych: </span></div>
<div style="background-color: white; box-sizing: border-box; color: #555555; font-family: "Source Sans Pro", "Helvetica Neue", Helvetica, Arial, sans-serif; line-height: 24px; margin-bottom: 24px; padding: 0px;">
<span style="font-size: xx-small;">Po pierwsze, dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednimi postami. To naprawdę budujące, że tyle z Was wciąż tu zagląda, interesuje się i uśmiecha się przy czytaniu przygód naszych bohaterów. Ta historia należy do Was. </span></div>
<div style="background-color: white; box-sizing: border-box; color: #555555; font-family: "Source Sans Pro", "Helvetica Neue", Helvetica, Arial, sans-serif; line-height: 24px; margin-bottom: 24px; padding: 0px;">
<span style="font-size: xx-small;">Po drugie, przepraszam za długie przerwy. Wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina, więc nie będę się usprawiedliwiać, ale obecnie przygotowuję się do egzaminu poprawkowego i jego zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Hm, a jednak w sumie jestem tutaj zamiast przeglądać notatki. Cóż, jak widać, będąc na V roku studiów można mieć zaskakujące pomysły na naukę ;) </span></div>
<div style="background-color: white; box-sizing: border-box; color: #555555; font-family: "Source Sans Pro", "Helvetica Neue", Helvetica, Arial, sans-serif; line-height: 24px; margin-bottom: 24px; padding: 0px;">
<span style="font-size: xx-small;">Po trzecie, niedługo powinno się pojawić tu więcej opowiadań (w tym kilka o HP - dramione i nowe pokolenie). Dawno temu zaczęłam pisać do szuflady, ale teraz stwierdzam, że to bez sensu czekać - na lepsze czasy, na posiadanie większej ilości czasu.</span></div>
<div>
<br /></div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-11972038063800964492018-07-15T21:14:00.001+02:002018-07-15T21:14:28.438+02:00Czas na zmianyZmiany, zmiany, wielkie zmiany ;)<br />
<br />
Daję sobie kilka zmian na ich wdrożenie do ok. 1 sierpnia.Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-6123031298999060462018-04-02T23:17:00.005+02:002020-11-17T16:18:00.092+01:00Wszystko dla Lily: 7. Kiedyś się uda<div style="text-align: right;">
<span style="font-size: xx-small;">BARDZO DZIEKUJĘ ZA KOMENTARZE POD OSTATNIM POSTEM :*</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Następne tygodnie stanowiły dla Jamesa swoistą ucieczkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Urodziny Evans, z których ona sama uciekła, nie okazały się tak kompletną porażką, na jaką się zapowiadały. Chociaż świętowanie pozbawione było solenizantki, impreza mimo to trwała do późnych godzin nocnych.</div>
<div style="text-align: justify;">
James początkowo czuł się koszmarnie, zupełnie jakby naprawdę zrobił coś złego. Potem jednak posłuchał głosu rozsądku, który w jego przypadku pełnił Syriusz i zdał sobie sprawę, że nie tym razem nie zrobił nic, co zasługiwałoby na potępienie go z jej strony. Chciał sprawić jej przyjemność, a ona znowu potraktowała go gorzej niż psa.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
To był główny powód, dlaczego na tamtej imprezie bawił się lepiej niż wszyscy. Pił, tańczył i śmiał się, jakby świat miał się jutro skończyć. Godziny mijały, a on odzyskiwał jasność umysłu wraz z kolejnymi kieliszkami alkoholu. Pamiętał nawet smak ust rok starszej Gryfonki pod koniec imprezy, ale teraz nie potrafił sobie przypomnieć jej imienia. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy to wszystko jednak minęło, następne tygodnie przyniosły ochłodzenie. Nadal wałęsał się z przyjaciółmi, rzucał śnieżkami w pierwszaków i ganiał panią Norris ciemnymi korytarzami pod osłoną peleryny-niewidki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Najważniejsze jednak było, że nadal zabiegał o Evans. Chociaż odmowa uraziła jego dumę, to nie zamierzał pozwolić, by go to powstrzymało przed zdobyciem jej. Stał się jeszcze bardziej nieustępliwy, coraz mocniej zabiegając o jej zgodę na randkę. Natarczywe pytania były jego małą zemstą. Wiedział, jak bardzo nienawidziła być kojarzona przez pryzmat stosunków towarzyskich zamiast szkolnych osiągnięć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Evans, umówisz się ze mną? - krzyknął pewnego dnia na cały korytarz, gdy wychodziła z klasy do zaklęć. Rozmawiała z Mary, nie zwracając uwagi na korytarz pełen uczniów spieszących na zajęcia. W pierwszej chwili go nie dostrzegła. Jej błąd stanowił jego szczęście. Odczuł satysfakcję na widok jej przerażonych oczu i zaczerwienionych policzków, gdy znieruchomiała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj mi spokój! - warknęła, pospiesznie odchodząc.</div>
<div style="text-align: justify;">
Satysfakcja wzrosła. Polowanie zostało rozpoczęte.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez następne dni podejmował kolejne próby, nie zwracając na uwagi nauczycieli czy żarty kolegów. Im większe było zdenerwowanie Evans, tym większą satysfakcję odczuwał. Jej odmowy już dawno przestały robić na nim wrażenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedział, że wzniesiony przez nią mur niechęci w stosunku do niego kiedyś zostanie przełamany. Nawet jeśli wydawało się to dzisiaj nieprawdopodobne, szczerze wierzył, że tak będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lunatyku, gdzie idziesz? - spytał tego wieczoru James, leżąc na łóżku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kartkował magazyn do qudditcha, ze znudzeniem przekręcając kolejne strony. Nudziło mu się tego wieczora. Niewielu rzeczy w życiu nie potrafił zaakceptować, ale bezczynność zdecydowanie do nich należała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Syriusz od godziny bajerował trzy dziewczyny przed portretem Grubej Damy. James zupełnie nie rozumiał, po co podrywać od razu więcej niż jedną, ale wątpił, czy Łapa byłby w stanie mu to wytłumaczyć. Pod tym względem zdecydowanie się różnili, bo Black w swej psiej naturze, co dziwne, w ogóle nie potrafił zrozumieć monogamii.</div>
<div style="text-align: justify;">
Peter miał ostatni szlaban w profesora Flitwicka za nieuważnie na lekcji w tamtym tygodniu. Niewiele brakowało, by wszyscy czterej dostali karę, ale Jamesowi, Syriuszowi i Remusowi się rzucić zaklęcia na swoich przedmiotach wystarczające, by przekonać nauczycielowi, że ich gadulstwo nie ma wpływu na efekty nauczania. Peterowi się to nie udało, więc dostał tygodniowy szlaban.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Obowiązki prefekta - odpowiedział Lupin, który zapinał właśnie ostatni guzik swojego swetra.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu? - jęknął James. - To wszystko jest okropnie nudne... Nudzi mi się, a nawet ty sobie gdzieś idziesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze mógłbyś się wziąć do nauki? - zaproponował Remus bez przekonania w głosie. Obydwaj wiedzieli, że czytanie książek w wolnym czasie byłoby ostatnią rzeczą, która by przyszła Jamesowi Potterowi do głowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To już wolę nic nie robić - zakpił James. Zrzucił gazetę na podłogę. Położył ręce pod głowę i zapatrzył się w sufit. - Naprawdę mi się nudzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Remus z trudem powstrzymał uśmiech. Chociaż zostało mu raptem kilka minut do rozpoczęcia obchodu korytarzy, usiadł obok Jamesa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ponoć kreatywni ludzie nigdy się nie nudzą.</div>
<div style="text-align: justify;">
James posłał mu wściekłe spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jestem kreatywny, tylko dzisiaj...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzisiaj brak ci pomysłów? - dokończył Remus. Posiedzieli chwilę w milczeniu, zanim dodał: - Wytrzymaj trochę. Syriusz pewnie zaraz się stęskni i wpadnie tu, z pretensjami, że nie towarzyszysz mu w podbojach.</div>
<div style="text-align: justify;">
James prychnął, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu. Fakt, miał cichą nadzieję, że Syriusza znudzi komplementowanie przedstawicielek płci pięknej i znacznie się prawdziwa zabawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idę - stwierdził Remus, wstając.</div>
<div style="text-align: justify;">
Doszedł do drzwi, gdy James ponownie się odezwał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będziesz <i>z nią</i> patrolował korytarze?</div>
<div style="text-align: justify;">
Remus na moment zawahał się. Rogacz zwykle bywał rozsądny, nie licząc szaleńczych prób złamania wszystkich punktów szkolnego regulaminu. Rozumiał, czym jest niemożliwe. Gdy jednak sprawa tyczyła się Lily Evans, tracił całe pokłady rozsądku. Nagle niemożliwe stawało się jeszcze bardziej niemożliwe, chociaż James nie potrafił tego dostrzec.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, patrolujemy korytarze w parach. Na dzisiaj przypadła mi Lily - odpowiedział pozornie lekkim tonem, nie chcąc zagłębiać się w kolejną rozmowę o niespełnionej miłości Rogacza. Podszedł do drzwi, uchylając je lekko: - Dlatego lepiej z Syriuszem bądźcie ostrożni. Lily nie przepada za łamaniem szkolnego regulaminu i raczej wam nie odpuści.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Luniak, mam pomysł! - Potter zdawał się nie słyszeć przyjaciela, gdy zerwał się gwałtownie ze swojego łóżka, plącząc w kłębach pościel. Upadł na podłogę, a jego noga głośno przydzwoniła o kufer. Nie zraziło go to jednak, bo z niezmąconym spokojem podniósł się i podbiegł do drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Luniak, to będzie coś - stwierdził James pewnym siebie głosem. Udał, że nie widzi miny Lupina, który wyglądał, jakby ktoś mu właśnie powiedział, że pełnia będzie w tym miesiąću dwa tygodnie wcześniej niż powinna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu? - spytał grobowym tonem Remus, patrząc z naganą na Jamesa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnim razem, gdy przypadało mu patrolowanie korytarzy z Evans Rogacz też miał genialny plan; podobnie jak wielokrotnie wcześniej. Za każdym kolejnym razem ten plan zdaniem Lupina był tak samo beznadziejny, nawet jeśli zakochany James nie potrafił tego dostrzec.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ostatnio mówiłeś, że nigdy więcej mnie o to nie poprosisz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będziesz wypominał przysługę przyjacielowi?</div>
<div style="text-align: justify;">
Potter popatrzył na niego urażonym wzrokiem, który zawsze działał na sumienie Lupina. Nie, nie odmówiłby przyjacielowi i obydwaj to widzieli. Zbyt wiele czuł wdzięczności do Jamesa, co ten niekiedy potrafił bezwstydnie wykorzystać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co mam jej powiedzieć? - zapytał Lupin, zerkając na zegarek. Zostały mu dosłownie dwie minuty do umówionego spotkania, a jeśli chciał spełnić prośbę Jamesa, wiedział, że nie powinien kazać Lily czekać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz, że jestem przystojny, ale przy tym bardzo męski, że mam bardzo dobre geny i rzadko spoglądam w lustro, chociaż mógłbym, bo naprawdę jest się na co gapić... Wspomnij też, że nie chrapię, nigdy. Mam naturalny talent do qudditcha. Zawsze uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze. Mógłbyś też dodać coś na temat mojego umięśnienia i czarującej osobowości - wyrzucił z siebie James.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Postaram się - obiecał Remus, zatrzaskując drzwi, zanim James zdążył wrobić go w kolejną obietnicę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zbiegł po schodach, machając Mary, która siedziała nieopodal okna. Chyba go nie dostrzegła, wpatrzona w ciemność za oknem. Przez moment miał się ochotę zatrzymać, zapytać ją, czy wszystko w porządku, ale ostatecznie nie mógł się na to zdobyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
To nie jest odpowiedni czas, przekonywał samego siebie, wychodząc z Pokoju Wspólnego. Wyciągnął rękę, chcąc raz jeszcze spojrzeć na zegarek, gdy czyjaś ręka pociągnęła go na lewo. Kolejna strata czasu. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Luniak, co tutaj robisz? - spytał Syriusz, poklepując przyjaciela go po barku, a Remus z trudem powstrzymał się od głośnego prychnięcia. Naprawdę dzisiaj nie miał na to czasu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spieszę się na patrol - powiedział, rzuciwszy krótkie spojrzenie na dwie dziewczyny, które stały obok Syriusza. Obydwie miały kręcone jasnoblond włosy. Uśmiechały się szeroko i nawet nie próbowały udawać, że nie słuchają.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Najwyżej się spóźnisz - odpowiedział beztrosko Syriusz. - Nigdy nie rozumiem, po co przychodzić równo o umówionej godzinie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, Syriusz Black zdecydowanie nie rozumiał sensu punktualności i po tylu latach znajomości Remus miał wątpliwą przyjemność niejednokrotnego przekonania się o tym na własnej skórze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę wolałbym tego uniknąć - powiedział nerwowo, próbując kątem oka dostrzec tarczę zegarka na swojej ręce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic z tego - zaprotestował Syriusz. - Najpierw musisz poznać moje nowe koleżanki. Poznaj Carly i Charlie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Remus popatrzył raz jeszcze na dziewczyny, które uśmiechały się teraz jeszcze szerzej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miło mi was poznać. Jestem Remus - przedstawił się, wyciągając dłoń. - Niestety, teraz muszę was zostawić. Nie chcę, aby musiała na mnie czekać druga osoba z patrolu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie patrolujesz dzisiaj z... - Syriusz urwał w połowie. Skrzywił się i pokręcił głową. Nie ukrywał swojej niechęci do Lily, chociaż według Jamesa to nie była niechęć, a jedynie obojętność. Remus widział to jednak inaczej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, dzisiaj z Lily i muszę iść - dodał Remus, oddalając się szybkim krokiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Był już zapewne spóźniony i miał nadzieję, że Lily mu to wybaczy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ona sama nigdy się nie spóźniała. Zwykle była przed czasem, przez co miał wrażenie, że jego spóźnienie będzie wyglądało jeszcze gorzej w jej oczach. Wprawi ją to pewnie wszystko w paskudny nastrój, a mówienie jej w takim stanie o Jamesie będzie już czystą głupotą. Nawet gdy miała dobry humor, nie przepadała przecież za rozmowami o nim.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam - powiedział, wyłaniając się zza zakrętu przy bibliotece.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily już faktycznie stała oparta o ścianę, obok portretu kościstej czarownicy. W ręce trzymała różdżkę, ćwicząc ruch nadgarstka. Cała Lily, pomyślał Remus, podchodząc bliżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę przepraszam za spóźnienie - powtórzył, gdy znalazł się obok niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic się nie stało. - Lily machnęła ręką. Schowała różdżkę do kieszeni - Od czego zaczynamy?</div>
<div style="text-align: justify;">
Remus zastanowił się przez moment.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może chodźmy najpierw do Wieży Północnej, potem piąte piętro i czwarte? - zaproponował.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily skinęła głową, zgadzając się i w milczeniu ruszyli w ciemność. Obchody dotyczyły wszystkich prefektów i o ile za partnera nie przypadał jej nikt ze Slytherinu, nie miała nic przeciwko nim. Spacerowanie po pustych korytarzach, dawało jej poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Pozwalało poznać też szkołę od zupełnej innej strony. Nocą Hogwart był zupełnie inny. Za dnia uczniowie zajmowali wszystkie możliwe powierzchnie. Siedzieli na parapetach, podpierali ściany i flirtowali w korytarzach, blokując przejście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy jednak miejsce słońca na niebie zajmował księżyc, w Hogwarcie wszystko się zmieniało. Korytarze pustoszały, cichł śmiech. Wszystko stawało się zupełnie inne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily uwielbiała dostrzegać te różnice. Z każdym kolejnym patrolem odnajdywała ich coraz więcej. Bycie prefektem pozwoliło jej lepiej poznać zamek, dając możliwość eksploatacji zakamarków, których wcześniej nie znała albo nie miała się w nie śmiałości zapuszczać, ani ochoty by przy tam łamać kolejne punkty szkolnego regulaminu.</div>
<div style="text-align: justify;">
-Wyjątkowo dzisiaj spokojnie - zagaił Remus, gdy doszli na piąte piętro.</div>
<div style="text-align: justify;">
Minęli właśnie zakręt, gdy Lily zerknęła na lewy profil Lupina. Dostrzegła zadrapanie na jego policzku. Czyżby ślad po bójce, czy pamiątka po zbyt długich paznokciach jakiejś dziewczyny? Żadna z tych możliwości nie wydawała się Lily wiarygodna, a obydwie równie mocno nie pasowały do usposobienia Remusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie, bo nie ma Blacka i Pottera - powiedziała zdawkowym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, Remusie, to jest fakt - przerwała mu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przeszli kilka kroków w milczeniu, które przerywało jedynie pohukiwanie sowy gdzieś w oddali.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oni nie są tacy źli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciła się, nie chcąc widzieć jego twarzy. Wiedziała, co by z niej wyczytała. Ufność. Wiarę. On naprawdę ufał tym idiotom.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Remusie, każdy ma prawo do swojej opinii - powiedziała pojednawczo. - Każdy może mieć swoje zdanie, wręcz powinien je mieć. Nie przekonasz mnie jednak do czegoś, do kogoś, w kogo nie potrafię uwierzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Syriusz i James to osoby, na których można polegać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To osoby, które czerpią satysfakcję z poniżania innych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Remus westchnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, gdybyś wiedziała to, co ja o nich wiem, nie potrafiłabyś o nich źle myśleć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przechyliła twarz w stronę chłopaka </div>
<div style="text-align: justify;">
- Przekonajmy się w takim razie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Twarz Lupina kryła się w cieniu, ale i tak miała wrażenie, że mocno zbladł. Może to tylko gra świateł? Zbliżyła się do niego, czekając na odpowiedź.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie jest takie proste - zaczął, pocierając swój podbródek. - To dotyczy nas wszystkim. Mnie w sumie najbardziej, gdyby nie oni wszystko wyglądałoby inaczej. Zanim ich poznałem, wszystko było koszmarne, a potem oni zaczęli...</div>
<div style="text-align: justify;">
Ogromny rozbłysk światła niespodziewanie pojawił się raptem kilka kroków od nich. Kolorowe iskierki zaczęły wirować w powietrzu. Lily odruchowo zmrużyła oczy oczy. Remus wyciągnął różdżkę, chcąc odparować ten niespodziewany atak.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co to ma znaczyć? - zapytała podniesionym tonem Evans. - <i>Lumos</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
Światło, które wystrzeliło z jej różdżki, oświetliło korytarz. Kolorowe iskierki nadal wirowały w powietrzu obok Blacka i Pottera opierających się o pusty portret. Zadowolone miny Gryfonów podniosły jej ciśnienie równie mocno, co ich niespodziewanie pojawienie się na korytarzu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niespodzianka - wypalił Potter, a jego lewa dłoń powędrowała do czarnych włosów, które zaczął nieudolnie przygładzać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty tu robicie? - spytał zaniepokojony Remus.- Coś się stało?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nudziliśmy się, więc stwierdziliśmy, że wpadniemy - wyjaśnił beztrosko Syriusz, wzruszając ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rumieńce złości na policzkach Lily robiły się coraz mocniejsze.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy wy jesteście nienormalni?! Myśleliśmy, że to atak! - krzyknęła Lily. - Nie wolno się wam pałętać po nocy po korytarzach. Nie macie do tego uprawień, a ponadto... Używanie zaklęć do maskowania swojej obecności jest zakazane. Załamaliście cały tuzin punktów szkolnego regulaminu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Regulamin, regulamin i zawsze regulamin - powtórzył wesoło James, a zielone oczy Lily zwęziły się w wąskie szparki. Musiał to chyba dostrzec, bo przezornie zrobił trzy kroki do tyłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Potter, za każdym razem, gdy z tobą rozmawiam, czuję, że niżej upaść się nie da. Ty uświadamiasz mi, że to możliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I co nam zrobisz? Doniesiesz do McGonagall? - spytał prześmiewczo Syriusz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego niby nie powinnam tego robić?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, proszę, może... - zaczął Remus.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, koniec tego - warknęła Lily. - Koniec waszej beztroski.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwróciła się i odeszła w ciemność, zostawiając trójkę chłopców na korytarzu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stali przez chwilę w mroku, zanim Remus nie mruknął zaklęcia i koniec jego różdżki nie rozbłysnął jasnym światłem. Zacisnął na niej palce, przyglądając się przyjaciołom.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co tutaj robicie? - zapytał Remus cicho. - Wiedzieliście, że będę tutaj z Lily. Mówiłem wam, że powinniście uważać, bo ona nie odpuści.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To niech nie odpuszcza. Jeden szlaban więcej nie robi nam różnicy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Na Merlina, my mamy uważać? Ty powinieneś uważać, Luniaczku - prychnął Syriusz. Zbliżył się do Lupina, który dopiero teraz zaczynał dostrzegać jego zdenerwowanie. Gniewne błyski w ciemnych oczach, zaciśnięta szczęka i sztywno wyprostowane ramiona. O co mogło chodzić?</div>
<div style="text-align: justify;">
- O co chodzi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lunatyk, Łapa nie miał na myśli nic złego - zaczął James, wbijające ręce w kieszenie dżinsów, które ostatnio wkładał na wszystkie nocne włóczęgi. Stwierdził, że doskonale pasują mu do peleryny-niewidki cokolwiek by to nie znaczyło. - Po prostu czasem lepiej nie mówić wszystkiego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Remus często nie rozumiał motywów postępowania Jamesa i Syriusza. Nawet nie dociekał zasad ich pokrętnej logiki. Zwykle jednak potrafił wyczytać z ich słów dosłowne znaczenie. Teraz nie potrafił nawet tego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Syriusz znowu prychnął. James poklepał go uspokajająco po plecach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie takie skomplikowane, Luniaczku. Nie mów Evans o swoim małym, futerkowym problemie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic jej nie mów! - dodał podniesionym tonem Syriusz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyszliście tu po to, abym nic jej nie powiedział? - spytał z niedowierzaniem Remus. - James, sam mnie prosiłeś, abym spróbował przekonać Lily do ciebie...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, ale liczyłem, że po prostu no wiesz, szepniesz jej słówko na temat moich włosów, opalenizny czy niebanalnego poczucia humoru...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty nawet nie masz opalenizny - wytknął mu Syriusz.</div>
<div style="text-align: justify;">
James przewrócił oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jakie to ma właściwie znaczenie?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak zwykle za wami nie nadążam - mruknął Lupin.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu nic jej nie mów. Nie możemy ryzykować, że z tym też poleci do kogoś z nauczycieli.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ona taka nie jest - zaprotestował James. W jego głosie zabrzmiał stalowy upór tak dobrze znany Syriuszowi i Remusowi. - Ona jest zupełnie inna. Jest odważna, honorowa i wierna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rogaczu, widziałabyś to co ja, gdybyś myślał mózgiem, a nie...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skończcie tę dyskusję - uciszył ich Remus. - Dobrze, nic nie powiem Lily, chociaż pewnie Jamesowi by to pomogło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie - zaprotestował James. - To nie dotyczy Lily. Niech tak zostanie. A do jej zdobycia i tak nie potrzebuję nic więcej niż mój zabójczy urok osobisty. W końcu kiedyś mi się uda. </div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-80975548307438373892017-09-25T18:29:00.000+02:002017-09-25T18:29:40.238+02:00Wszystko dla Lily: 6. Niespodzianka cz. IINa lekcji transmutacji James zrobił niewiele postępy z planowaniem imprezy urodzinowej dla Evans. Czujne spojrzenie opiekunki Gryffindoru lądowało na nim za każdym razem, gdy zbliżał się na odległość łokcia Syriusza. Odsuwał się więc wtedy i obydwaj udawali, że fascynacja fretki w rosiczkę to rzecz zaiste godna ich uwagi.<br />
<br />
<a name='more'></a> Jeśli chodziło zaś o transmutację, to James wiedział, że wraz z resztą Huncwotów, już dawno wykroczyli poza program przewidziany przez Ministerstwo Magii. Eksperymentowanie w zaciszu swojego dormitorium niewątpliwie zabawniejszy sposób na praktykowanie czarów niż siedzenie w klasie pełnej sztywnych reguł.<br />
Machnął różdżką, wychylając się do przodu. Lily Evans siedziała na środku pierwszej ławki. Jej rosiczka mogłaby stanowić przykład, jak powinna wyglądać ta roślina, dla wszystkich chcących pogłębiać swoją wiedzę z zakresu zielarstwa, ale mimo to dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną z efektu, jakby dzisiejsza transmutacja była zupełną porażką. Perfekcjonistka Evans nie lubiła odpuszczać.<br />
Nie miał w tej chwili nic pilnego do zrobienia, więc mógł przez chwilę na nią pogapić bez napotykania jej pełnego wyrzutu spojrzenia. Ze swojego miejsca, ostatniej ławki z lewej strony klasy, dostrzegał lewy profil i kawałek wyprostowanych pleców.<br />
Rude włosy Evans sięgały teraz do połowy łopatek. Podcięła je miesiąc wcześniej w czasie przerwy świątecznej. Zauważył to od razu po powrocie do szkoły, czego nie omieszkał jej powiedzieć. Ona jednak potraktowała jego komplementy jak przytyki i zupełnie zignorowała dobre intencje.<br />
Gdy pochylała się do przodu, włosy opadały jej na ramiona. James już dawno zauważył, że pukle kręciły się przy końcówkach, a wiedza ta stanowiła dla niego kolejny dowód, jak bardzo mocno zadurzony był w tej dziewczynie. Na Merlina, znał włosy Evans pewnie lepiej od niej samej!<br />
Przechylił się nieco w ławce, chcąc zapewnić sobie jak najlepszy widok. Evans przygryzła dolną wargę. James widział, jak jej dłoń mocniej zacisnęła się na różdżce. Gdyby mógł zobaczyć całą jej twarz, pewnie dostrzegłby zmrużone zielone oczy i śmiesznie wykrzywiony nos, który zawsze marszczyła, gdy coś jej nie wychodziło.<br />
Do końca lekcji James, nawet nie próbował skupić się na niczym innym poza obserwowaniem Evans. Dziewczyna wytrwale doskonaliła efekty swojej transmutacji. Szkoda tylko, że nie potrafiła lekko zmienić ruchu nadgarstka. James chętnie udzieliłby jej lekcji, ale wątpił, czy byłaby nimi zainteresowana.<br />
- To wszystko na dzisiaj - zarządziła profesor McGonagall.<br />
Wszyscy pospiesznie zaczęli zbierać swoje rzeczy. James zaczął poganiać Syriusza, chcąc uniknąć tłoku przy drzwiach, gdy opiekunka Gryfonów dodała:<br />
- Panie Potter, proszę chwilę zaczekać.<br />
Syriusz posłał mu współczujące spojrzenie, a James z trudem zdusił w sobie jęk. Nie miał nic przeciwko karom, pogadankom na temat właściwego zachowania czy zwyczajnych upomnieniach ze strony nauczycielki. Wiedział, że to odpowiednie reakcje na ich wybryki, z których nie zamierzał przestać być dumny.<br />
Dzisiaj jednak nie miał czasu na słuchanie o tym, jak ważne są zasady i ich przestrzeganie dla kształtowania jego młodego charakteru. Zresztą, już dawno uznał, że sam potrafi odróżnić, co jest w życiu ważne i tego zamierzał przestrzegać.<br />
- Słucham, pani profesor? - powiedział, podchodząc do biurka nauczycielki.<br />
Kobieta zerknęła na niego zza szkieł swoich okularów i zaczęła przekładać leżące na biurku pracę. Znalazła tę należącą do niego i pokręciła głową.<br />
Cholera, czyżby jego ostatni esej z trasmutacji był aż tak słaby? Nie mógł sobie przypomnieć pisania, ale czy to był wystarczający powód do...<br />
- Panie Potter, rozumiem, że jest pan ostatnio rozkojarzony. Rozumiem, że w młodym wieku trudno sobie poradzić z własnymi emocjami. Nie powinien to być jednak powód, aby opuszczać się w nauce - zaczęła łagodnie McGonagall, a James poczuł ciepło na policzkach. Zdradzieckie rumieńce pojawiły się, gdy zrozumiał, że nauczycielka w łagodny sposób próbuje zmobilizować go do nauki, zamiast spędzania lekcji na gapieniu się na plecy Evans.<br />
On też chciałby przestać. Naprawdę wolałby żartować z Syriuszem, kpić ze Smarkerusa albo przefarbować kocicę Filcha na zielono (ostatnim razem udało im się zmienić jej kolor na biały) i udawać, że Evans wcale nie siedzi gdzieś obok. Już dawno pogodził się jednak z tym, że to wcale nie zależy od jego nastawienia czy chęci. Wciąż się na nią gapił. I nie miał pojęcia, jak przestać.<br />
- Doceniam troskę, pani profesor - odchrząknął - ale ten stan będzie trwał, dopóki... Dopóki nie wygram. Jestem pewien, że Evans jeszcze przed końcem szkoły doceni moje rozliczne zalety.<br />
Profesor McGonagall wyglądała na bardzo zaskoczoną jego bezpośredniością. Cóż, mogliby sobie w takim razie podać dłonie, bo James zaskoczył samego siebie, mówiąc o Evans. Przez chwilę żałował, że nie skłamał, albo chociaż nie udał, że nie wie, o co chodzi. Trudno, powinien się już przyzwyczaić, że zwykle mówił, a potem myślał.<br />
- Hm, panie Potter, prosiłabym w takim razie o poprawienie tej pracy. Zacznie pan dzisiaj w moim gabinecie po zajęciach.<br />
James z trudem powstrzymał jęk rozpaczy, gdy wpadł mu do głowy szalony pomysł, w którym niegodziwość mieszała się z brawurą, wprost idealny dla niego.<br />
- Mam dzisiaj ostatni dzień kary u profesora Durry'ego, a potem trening qudditcha, bo chce, żebyśmy dobrze wypadli w czwartkowym meczu - wyrzucił z siebie na jednym tchu. Opuścił wzrok, aby poprawić okulary. Przesunął je na nasadę nosa.<br />
Nie chciał patrzeć w czujne oczy nauczycielki. Czuł się jak ostatnia świnia, okłamując ją, ale nie czuł się na siłach, aby szukać innego rozwiązania. Dobrze chociaż, że nadchodzący mecz Gryfonów był prawdą i naprawdę powinni ćwiczyć. Jutro zarządzę trening, obiecał sobie w myślach James. Naprawdę nie chciał tego przegrać.<br />
W ciszy, która zapadła James przez moment zastanowił się, czy nauczycielka uwierzyła w jego kłamstwo. Nie myślał o konsekwencjach. W tej chwili bardziej zajmowało go, co się stanie, jeśli przez kłamstwo bezpowrotnie straci dzisiejszy dzień. Nie chciał zmarnować urodzin Evans.<br />
- W takim razie w poniedziałek ustalimy inny termin, panie Potter - powiedziała po chwili nauczycielka. - Nie zamierzam jednak tak łatwo panu odpuścić, panie Potter. Proszę się do mnie zgłosić w poniedziałek po lekcjach.<br />
James pokiwał głową, pospiesznie wychodząc z sali, gdzie czekali na niego Huncwoci. Remus stał z otwartą książką w dłoni, a Syriusz podrzucał swoją różdżkę, czemu z zachwytem przyglądał się Peter.<br />
- Chodźmy - zarządził Potter, czując, że czas jest teraz zbyt cenny, aby go marnować na pogawędki. - Mamy mnóstwo rzeczy do zrobienia dzisiaj.<br />
- Czyli jednak impreza - mruknął zrezygnowany Remus.<br />
- Tak, Lunatyku, bo jednak Łapa najwięcej z nas czterech wie o kobietach - odpowiedział pogodnie James, wzruszając ramionami.<br />
Lupin nie wyglądał jednak na przekonanego.<br />
- Gdybym był hazardzistą, założyłbym się z tobą, Łapo, o galeona, że przez twój pomysł Lily tylko się zdenerwuje.<br />
- Przyjmuję - odpowiedział poważnie Syriusz, wyciągając dłoń.<br />
James z trudem powstrzymał chęć walnięcia obydwóch w te ich puste łby. Syriusza za tak typowe dla niego chojractwo i Remusa, który powinien jednak nieco uwierzyć w moc przyjęcia urodzinowego Evans.<br />
- Kończcie z tym - wtrącił Peter, klaszcząc w dłonie. - James pewnie wolałby, abyśmy się pospieszyli.<br />
Na następnej lekcji rozdzielili zadania, chcąc wyrobić się do wieczora. Pewnie każdy inny zrezygnowałby z szalonego pomysłu przygotowania przyjęcia urodzinowego w ciągu jednego dnia, ale nie oni! Huncwoci uwielbiali wyzwania i nawet jeśli Remus nie wydawał się przekonany początkowo, entuzjazmu reszty był zaraźliwy.<br />
Peter miał za zadanie udać się do kuchni. Mieli nadzieję, że skrzaty domowe pomogą im załatwić jakieś przekąski. Chociaż wydawało się to kiepskim pomysłem, a przy tym proszeniem o kłopoty, oni wiedzieli, że to się może udać. Zamierzali impertynencko wykorzystać żarliwą chęć pomocy skrzatów domowych.<br />
Syriusz obiecał rozpowiedzieć o zbliżającej się imprezie ludziom należącym do ich domu, by nikt nie poczuł się wieczorem zobowiązany do zawiadomienia opiekunki o zabawie w wieży Gryffindoru. Uznali, że najlepiej będzie mówić o urodzinach Evans jako o głównym punkcie wydarzenia, tylko tym, którzy nie pobiegliby z tym od razu do samej zainteresowanej. Reszta miała sądzić, że chodzi o zwykłe świętowanie rozpoczynającego się weekendu i przedmeczowe odstresowanie się.<br />
Remus obiecał zająć się dekoracjami, chociaż nie był z tego powodu zadowolony. Syriusz nawet śmiało wysunął przypuszczenie, czy on przypadkiem nie boi się narazić Evans, czemu Lupin nie zaprzeczył. On zwykle bywał przeciwny najlepszym pomysłom. Reszta Huncwotów nigdy mu tego jednak nie wypominała, bo gdy przystępowali do ich realizacji zawsze stał przy ich boku.<br />
James sobie za zadanie wyznaczył Hogsmeade, gdzie zamierzali się udać z Syriuszem po obiedzie. Zamierzał kupić wyjątkowy prezent dla Evans, taki, który naprawdę by doceniła, który pokazałby wszystko. Początkowo zamierzał się wybrać do miasteczka sam.<br />
- Zostawisz mnie tu? - spytał jednak z niedowierzaniem Syriusz, dla którego przetrwanie lekcji bez Jamesa wydawało się torturą. Razem urywali się z zajęć, chodzili na wagary i odnajdywali tajne przejścia, dlatego nie rozumiał, czemu teraz ma go ominąć cała zabawa.<br />
James ustąpił. Przemyślawszy sprawę, uznał wręcz, że to dobry pomysł. Syriusz sprawnie zajmie się napojami, bo chociaż wszyscy młodzi uwielbiali kremowe piwo, wątpili, czy uczniowie ostatniej klasy chętnie po nie sięgną. Wcale jednak bynajmniej nie chodziło o upijanie się, jak na to krzywo patrzyło wielu dorosłym, którzy nie rozumieli, że wraz z wiekiem często zmienia się koncepcja pojęcia dobrej zabawy.<br />
Tymczasem on sam w tym czasie będzie mógł znaleźć ten idealny prezent. Na razie nie miał żadnych pomysłów. Liczył na szczęście, które rzadko go opuszczało.<br />
Gdy więc kilka godzin później James stał w zupełnie odmiennym pokoju wspólnym Gryfonów, miał tylko nadzieję, że fart tego wieczoru go nie opuści.<br />
Impreza powoli się rozkręcała, a on rozglądał się wokół, próbując efekty włożonej pracy.<br />
- Wszystko ładnie wyszło.<br />
To nie było pytanie. Peter stwierdzał prosty fakt, a James poczuł przemożoną ochotę uściskania go. Glizdogon czasami naprawdę wiedział, jak dowartościować człowieka. To była właśnie jedna z takich chwil.<br />
W ciągu ostatnich kilku godzin dokonali kilku zmian w pokoju wspólnym. Przesunęli siedzenia pod ścianę. Na prowizorycznym stoliku zorganizowali bufet, na który składały się przysmaki z kuchni i słodycze zakupione tego popołudnia w Miodowym Królestwie. Syriusz ustawił szklanki, za którymi wcześniej ułożyli butelki.<br />
Nad kominkiem w powietrzu lśniły litery, które układały się w jakże wymowny napis <i>- Wszystkiego najlepszego, Lily Evans</i>! Cały napis stanowił koncepcję pośrednią, bo James nie wyobrażał sobie braku akcentu dekoracji urodzinowych, czegoś, co wyraźnie pokazałoby Evans, że zorganizował to wszystko z myślą niej. Remus stworzył więc <i>Wszystkiego najlepszego, Lily</i>! Nie spotkało się to jednak z aprobatą Syriusza, który uznał to za żart. Evans dla niego pozostawała Evans. Nie rozumiał potrzeby bycia uprzejmym, dla kogoś tylko dlatego, że ten ma urodziny. Ostatecznie stanęło więc na<i> Wszystkiego najlepszego, Lily Evans!, </i>co dla Jamesa brzmiało całkiem racjonalnie. Miał skrytą nadzieję, że solenizantka też tak o tym pomyśli.<br />
- Jeszcze trochę i pośniemy tu z nudów - mruknął Syriusz, któremu humoru nie poprawiły nawet dziewczyny, które machały do niego z rogu.<br />
James nie zwrócił jednak na to uwagi, zwracając się do Mary:<br />
- Jesteś pewna, że niczego się nie domyśliła?<br />
Dziewczyna poczerwieniała. Wiedziała, że dla nich, Jamesa czy Syriusza, była zapewne tak podobna do innych dziewczyn w Hogwarcie ze swoimi ciemnymi włosami i szarymi oczami, że niemal przezroczysta. Pewnie dlatego tak peszyło ją ich towarzystwo tych chłopaków.<br />
- Na pewno - odpowiedziała Mary, odzyskując panowanie nad sobą. - Nie wiem tylko, czy to był dobry pomysł.<br />
- Dlaczego? - spytał szybko James.<br />
- Chyba jednak wygram galeona - parsknął Remus, podchodząc do nich i rzucając Syriuszowi rozbawione spojrzenie.<br />
- Lily nie lubi, gdy się pozbawia ją możliwości wyboru - stwierdziła Mary.<br />
- Ale ja nic takiego nie zrobiłem! - zaprzeczył James.<br />
- Pomyśl pozytywnie - wtrąciła Marlena, unosząc szklankę. Patrzyła na swoje paznokcie, a i tak wszyscy z nich wiedzieli, że mówi wyłącznie do Jamesa. - Raczej bardziej cię nie może znienawidzić.<br />
Naprawdę zachęcająca perspektywa, przemknęło przez głowę Jamesa, który miał ochotę odciąć się Marlenie. Nie zrobił tego jednak. Dzisiaj nie zamierzał skupiać się na żadnej innej dziewczynie, tylko na Evans.<br />
- Idą! - pisnął Peter, który dostał jakże ważne zadanie obserwowania korytarza prowadzącego do wieży Gryfonów. Dorcas miała lada moment przyprowadzić Evans z biblioteki, gdzie rudowłosa zaszyła się na całe popołudnie, tłumacząc się nawałem nauki.<br />
- Naprawdę mam dużo nauki... - James wszędzie rozpoznałby ten głos, w którym Evans potrafiła zawrzeć jednocześnie wszystkie cechy swojej osobowości.<br />
- Odstresujesz się, zamiast wypłakiwać sobie oczy w bibliotece - przekonywała Dorcas,gdy przechodziły przez dziurę w portrecie.<br />
Meadowes przeszła pierwsza i skinęła Jamesowi głową, chwytając Evans za rękę. Pociągnęła ją do przodu i nim Lily zdążyła się zorientować stała na środku pokoju wspólnego.<br />
- Wszystkiego najlepszego!<br />
- Sto lat!<br />
Lily nie do końca zorientowała się, co się właściwie dzieje, gdy Dorcas beztrosko wypchnęła ją na środek. Zewsząd otoczyły ją ciekawskie spojrzenia Gryfonów z ostatnich roczników. Życzenia nie przestawały napływać, jakby składanie jej powinszowań było obowiązkowym elementem tej dziwnej imprezy.<br />
- Raz jeszcze wszystkiego najlepszego - mruknęła jakaś wysoka Gryfonka, a Lily niepewnie odsunęła się, nie chcąc utonąć w kolejnym uścisku.<br />
Popatrzył wprost i wtedy to dostrzegła. Duże litery unosiły się w powietrzu, jakby falując. Świeciły. Ich jasny blask niemal płonął, a ostre krawędzie dodawały wyrazistości. Gdyby była spokojna, pewnie doceniałby ten fajny odłamek magii, której piękno lubiła doceniać w rzeczach z pozoru zwyczajnych. Teraz jednak potrafiła się skupić jedynie na tym, co tworzyły te litery. <i>Wszystkiego najlepszego, Lily Evans</i>!<br />
- Kto... - zaczęła, ale nie musiała szukać winnego.<br />
Stał tuż pod tym demonstracyjnym napisem z tym głupkowatym uśmieszkiem, który nie opuszczał go, kiedy pokazywał, jaki to jest wspaniały. Widywała go w czasie każdego meczu qudditcha. Gdy ktoś mówił, że Huncowci są niemożliwi i Hogwart nigdy nie doczeka się godnych siebie następców. Albo gdy podejmował kolejną, z góry skazaną na niepowodzenie, próbę zaproszenia jej na randkę. Nie chciała jednak tego widzieć w dniu swoich urodzin.<br />
Popatrzyła na znajdujących się obok niego ludzi. Reszta Huncwotów stała najbliżej. Cóż, mogłaby mieć żal co najwyżej Remusa, skoro jej kontakt z Blackiem i Pettigrew był wręcz minimalny. Mary też tam stała z niepokojem wypisanym na jej zwykle spokojnej twarzy. Nawet Marlena, która patrzyła na to wszystko z satysfakcją, jakby spodziewała się takiego obrotu zdarzeń.<br />
- Wszystkiego najlepszego, Evans - powiedział Potter, zbliżając się ku niej.<br />
- Żartujesz? - spytała słabym głosem, próbując nie dać się ogarniającej ją słabości.<br />
Zacisnęła palce tak mocno, że czuła ostre krawędzie paznokci wbijające się jej w skórę.<br />
- Czy ja mówię niewyraźnie? Czy moje kolejne odmowy w ogóle nie trafiły do twojego napuszonego łba?<br />
Potter udał jednak, że nie słyszy jej podniesionego głosu, coraz większej liczby zaciekawionych spojrzeń zwróconych w ich kierunku. Spokojnie wyciągnął w jej kierunku niewielkie pudełko.<br />
Lily machinalnie wzięła je, zanim zdążyła się zastanowić, jak można zinterpretować jej ruch. Otworzyła pudełko i zamknęła, zanim jej mózg na dobre zapoznał się z jego zawartością. Biżuteria niewątpliwie była piękna, nawet jeśli kształt poroża wydawał się nieco dziwaczny, zupełnie niezrozumiały. Widok naszyjnika sprawił jednocześnie, że wróciła jej trzeźwość umysłu.<br />
- Nic mnie to nie obchodzi. - Oddała pudełko zaskoczonemu Potterowi. Jego zdziwienie sprawiło jej przewrotną satysfakcję. - Ty mnie nic mnie nie obchodzisz i żadne prezenty tego nie zmienią! Tandetne przyjęcie też niczego nie poprawi.<br />
- To przyjęcie jest dla ciebie - wytłumaczył Potter.<br />
- Nie prosiłam o nie! Nie chciałabym tego i wiedziałbyś o tym, gdybyś mnie poznał! - krzyknęła Lily.<br />
Jej głos odbił się echem po pokoju wspólnym. Teraz niemal wszyscy na nich patrzyli. Nie trzeba było być ciekawskim, aby nie chcieć przegapić okazji do zobaczenia, jak Evans kolejny raz spławia Pottera.<br />
- W ogóle nic od ciebie nie chcę, nigdy nie chciałam...<br />
- Evans, uspokój się.<br />
Potter położył jej rękę na ramieniu, ale strząsnęła się, wzdrygając się przed jego dotykiem.<br />
- Nie uspokoję się, dopóki nie dasz mi spokoju. Odczep się ode mnie.<br />
Twarz Pottera zrobiła się kredowobiała. Szybko się jednak opanował, a na jego twarzy pojawiła się zawziętość.<br />
- Nie dam ci spokoju, Evans - wycedził, wskazując na nią palcem. - Proś o cokolwiek innego.<br />
Lily zaśmiała się gorzko.<br />
- Problem w tym, że ja nic innego od ciebie nie chcę i nigdy nie będę chciała.<br />
Evans wybiegła na schody prowadzące do dormitorium dziewcząt, zanim James zdążył wymyślić jakąkolwiek odpowiedź. Patrzył na miejsce, gdzie zniknęła, zastanawiając się, jak znowu mógł ponieść porażkę.<br />
Rozejrzał się wokół i dopiero teraz dostrzegł wpatrzone w siebie spojrzenia Nikt nic nie mówił, jakby wszyscy bali się przerwać zapadłą ciszę.<br />
- Ludzie, bawmy się - zarządził w pewnym momencie Syriusz, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom Jamesa. Łapa był najlepszy w odczytywaniu jego nastrojów i wiedział, czego mu potrzeba.<br />
Teraz, gdy okazało się, że reakcja Evans była inna od tej, którą przewidywał, poczuł gorzki smak porażki. Kolejne fiasko na niekończącej się liście starań. Czyżby to był niejako jakiś znak, że powinien przestać próbować?<br />
Nie, to już dawno temu przestało być opcją.<br />
- W porządku, Rogaczu? - spytał Syriusz, stając obok niego. Podał przyjacielowi jedną z trzymanych szklanek.<br />
- Będzie dobrze - odpowiedział James, biorąc szklankę. - Będziemy się dzisiaj bawić..<br />
- A co z Evans? - Syriusz wyraźnie starał się, aby w jego głosie nie zabrzmiał, choćby cień niepokoju.<br />
James wzruszył ramionami.<br />
- Evans zajmę się jutro. Skoro ona nie chce mnie dzisiaj znać, to i ja o niej na jeden wieczór zapomnę.<br />
***<br />
Severus urodziny Lily zaznaczył w kalendarzu już dawno, chociaż wcale nie musiał. Nie potrzebował robić tego z tego powodu, że uważał ten dzień za niewart swojej uwagi, czasu czy marnowania atramentu. Było wprost przeciwnie.<br />
Uważał ten dzień za absolutnie wyjątkowy. Co roku miał wrażenie, że gdy nadchodził koniec stycznia cały świat ogarniała magia. Ludzie wydawali się milsi, Hogwart przytulniejszy, a lekcje nie tak męczące. Urodziny Lily zdawały się mieć w sobie własną magię.<br />
Sam nie wiedział, po co zaznaczył to w kalendarzu. Zastanawiał się nad tym od rana, gdy dostrzegł kartkę, której gładką biel szpeciło jego koślawe pismo. Nie chciał zapomnieć? Pragnął cierpienia, patrząc na kalendarz? Chciał widzieć, co sam zniszczył? Nie mógł się zdecydować na żadną z możliwości.<br />
<i>Siedem miesięcy</i>. Straszliwe siedem miesięcy.<br />
Tyle czasu nie rozmawiali ze sobą i Severus powoli tracił nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy. Przed... Przed epizodem na błoniach nigdy się nie pokłócili, jeśli nie liczyć tej głupiej sprzeczki o Petunię przed Hogwartem.<br />
Potem zapadła między nimi idealna harmonia. Zgadzali się w pół słowa. Kończyli za siebie zdania. Lubili te same rzeczy. Obydwoje trzy razy obracali piwo kremowe, zanim brali pierwszy łyk. Nienawidzili mrużenia oczu, gdy trzeba było wyjść z mroku w stronę światła. Nie przepadali za historią magii, ale uwielbiali eliksiry.<br />
Uzupełniali się nawzajem, a on wszystko popsuł. Wyrzuty sumienia gryzły go od środka. Schudł, ubrania leżały na nim teraz gorzej niż kiedykolwiek. Z natury był blady, ale teraz przypominał bardziej inferiusa niż człowieka. Czuł, że umiera od środka.<br />
Początkowo myślał, że da jej czas, a ona wszystko przemyśli. Przemyśli i wybaczy, mówił sobie, nie dopuszczając innej możliwości. Nie widział swojej przyszłości bez niej. Niemożliwe, aby ona czuła inaczej, prawda?<br />
Skończył się jednak piąty rok i przyszły wakacje, które też spędzili zupełnie osobno. Dostrzegł ją kiedyś na mieście, ale przeszła na drugą stronę ulicy. Nie było w tym niczego ostentacyjnego, żadnego triumfu, jakby była z siebie dumna. Nie, ona przed nim uciekła, a zielone oczy wolały obejrzeć każdą dziurę w chodniku Surrey niż spotkać się z jego tęczówkami.<br />
Wtedy uświadomił sobie, że nic nie zostało wybaczone. Tysiące napisanych listów spłonęło nim zostało wysłanych. Jeśli wcześniej łudził się, że ma odwagę prosić ją o drugą szansę, tamtego dnia ją utracił.<br />
Aż do dzisiaj, dnia jej urodzin, które on nawet zaznaczył w kalendarzu, jakby umysł mógł go zawieść. Nie zawiódł. Pamiętał. Wiedział, że zawsze będzie pamiętał i styczeń na zawsze miał należeć do Lily. Nie mógłby zapomnieć, nie jej. Nie potrafiłby.<br />
Gdy wstał tego dnia, odżyła w nim dawno zagubiona nadzieja. Może akurat dzisiaj nastał ten dzień? Minione siedem miesięcy wydawało się złym snem, a urodziny Lily świętem nadziei. Dotychczas wszystkie jej urodziny w Hogwarcie spędzali razem.<br />
Na dnie jego duszy tliła się iskierka naiwności, że ta tradycja dla niej też coś znaczyła, że będzie chciała powrotu do tego. Lily lubiła rytuały. Nie przepadała za zmianami. Skoro coś się sprawdzało, po co było to zmieniać?<br />
Powtarzał to sobie do pory śniadania, gdy pojawiła się w Wielkiej Sali w towarzystwie dziewczyn ze swojego dormitorium. Już wtedy domyślił się, że ich obecność nie zwiastuje nic dobrego. Przez nie Lily usiadła dokładnie naprzeciwko Pottera. Nie przesiadła się, co w oczach Snape'a wyglądało jak zdrada. Dlaczego tam została?<br />
Późniejsze słowa Pottera zaś były niczym zaklęcia, którymi jego ślizgońskie serce dostało. Lily. Urodziny. I Potter pośród tego wszystkiego bliżej niej teraz niż kiedykolwiek. Severus nie mógłby go bardziej nienawidzić, nawet gdyby chciał. Potter schrzanił jego szanse na pogodzenie się z Lily.<br />
Severus zacisnął palce na zapakowanym prezencie, który zaczynał nieprzyjemnie ciążyć w jego dłoni. Popatrzył na jezioro, usiłując nie myśleć, że stoi raptem kilka kroków od miejsca, gdzie nazwał ją <i>szlamą</i>.<br />
Był naiwny. Oszukiwał samego siebie, żyjąc nadzieją, która umarła siedem miesięcy temu.<br />
Lily miała wiele zalet. Była odważna i niczego się nie bała. Potrafiła dostrzec dobro w każdym człowieku. Nigdy się nie spóźniała. Potrafiłaby rozśmieszyć nawet głaz i nawet trolla nauczyć ważyć eliksir rozśmieszający. Miała dobre serce, a za jej uśmiech Severus oddałby duszę (serce już dawno stracił na jej rzecz). Lily była idealna.<br />
Ona go nie okłamała. On sam siebie oszukiwał. Pamiętał jej słowa. Powiedziała jasno, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Nie mówiła nic o wybaczeniu, potrzebie czasu czy przyszłości. Był idiotą, który widział to, co chciał widzieć.<br />
Zamachnął się i wyrzucił pakunek, który z głośnym pluskiem wpadł do jeziora.<br />
Nie dało mu to ulgi, wręcz przeciwnie - ból powrócił ze zdwojoną siłą, gdy walnął w drzewo.<br />
______________________________________________-Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-35270004031479240362017-04-07T21:38:00.001+02:002017-04-07T21:38:27.281+02:00Wszystko dla Lily: 6. Niespodzianka cz. I<div style="text-align: right;">
1976</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily, wstawaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
Najpierw myślała, że to musi być sen. Nie miała siły otworzyć powiek. Dłonie zbyt mocno trzymały się poduszki. Chciała utonąć w cieple pościeli, przeżyć tak chociaż jeszcze kilka minut. Przycisnęła policzek do poduszki, gdy wołanie się powtórzyło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chciała je zignorować. Podnoszenie się, odkrycie przykrytego ramienia wydawało się czynnościami wymagającymi naprawdę zbyt wiele siły. Chciała jedynie spać. Teraz naprawdę żałowała, że wczoraj siedziała do późna w bibliotece i gdy wróciła wszystkie dziewczyny już smacznie spały w swoich łóżkach.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
- Lily, obudź się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Otworzyła na moment powieki, by zaraz je zamknąć. Rozgorączkowane głosy nie zamierzały jej jednak dać zasnąć, więc podniosła się, siadając na łóżku. Byłaby już w pełni obudzona, gdyby nie powieki, które wciąż opadały na dół. Potarła je więc palcami, niepewnie mrugając.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystkiego najlepszego!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sto lat, Lily!</div>
<div style="text-align: justify;">
Radosne okrzyki sprawiły, że całkiem oprzytomniała. Wokół jej łóżka stały Mary z Dorcas, radośnie się do niej szczerząc. McDonald trzymała w ręce niewielką babeczkę, w której tkwiąca świeczka miała zapewne być symbolem tortu urodzinowego. Meadowes machnęła różdżką, a na ciastku pojawił się niewielki płomyk.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na ten widok Lily sama nie mogła opanować uśmiechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomyśl życzenie - przypomniała Mary, podtykając Lily babeczkę pod nos.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ta kiwnęła głową, zastanowiwszy się na moment. Zawahała się, żadne życzenie nie wydawało się wystarczająco dobre, aby je zmarnować w ten sposób, po czym zdmuchnęła świeczkę, przy akompaniamencie oklasków Mary, Dorcas i Marleny, której Lily wcześniej nie dostrzegła, bo siedziała na swoim łóżku patrząc na sytuację z uprzejmą miną.</div>
<div style="text-align: justify;">
Łóżko ich piątej wspólnego dormitorium, Allison, już nie było, o czym świadczyły odsłonięte zasłony i idealnie zaścielona pościel.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę bardzo mi miło, że o mnie pomyślałyście, ale...</div>
<div style="text-align: justify;">
- ...ale Lily Evans nie przepada za byciem w centrum wydarzeń - dokończyła Dorcas, wywracając oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily spróbowała opanować uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystkiego najlepszego, Lily - dodała Marlena, podchodząc bliżej. Przeczesała palcami długie, jasne włosy. - Teraz może zbierajmy się na śniadanie, bo pewnie solenizantka nie chciałaby się spóźnić na lekcje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily zeskoczyła z łóżka, obiecując koleżankom, że się pospieszy i zniknęła w łazience. Odkręciła wodę, zapatrzywszy się w lustro. Wyglądała tak samo, jak wczoraj. Te same zbyt jaskrawe włosy i zarumienione policzki. Nadal z dziecięcą naiwnością przez moment wierzyła, że te urodziny naprawdę coś zmienią, że dostrzeże je, patrząc w lustro. Zaśmiała się z samej siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Byłaby hipokrytka, gdyby nie poczuła się doceniona urodzinową pobudką współlokatorek. Może nie przyjaźniły się, ale czasami spędzały razem czas, pożyczały sobie notatki czy jadały razem posiłki. Rozpraszały samotność. Lily była im za to naprawdę wdzięczna. Zresztą, one pamiętały to, o czym ona sama zapomniała. A może chciała zapomnieć? Przygryzła od środka policzek, nie dopuszczając do siebie tej myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odkąd trafiła do Hogwartu, wszystkie urodziny wyglądały tak samo. Sowa przynosiła prezent od rodziców oraz długi list, w którym wyrażali ubolewanie, że nie mogę być razem i przesyłali nieszczere pozdrowienia od Petunii. Świat wydawał jej się piękniejszy, a w oczach błyszczała radość. Severus zawsze siedział obok niej i dawał jej prezent.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podarunki od niego były czymś specjalnym. Nie takie, które dajesz nieznajomemu, któremu chcesz imponować. Nie, on, jakby czytał w jej myślach, bo zawsze dawał jej coś przemyślnego, niezbędnego, co sprawiało, że patrzyła na niego z podziwem. Ona miała zawsze zwiększy problem z prezentami dla niego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po lekcjach zaś zawsze wychodzili na długi spacer po szkolnych błoniach niezależnie od tego, w jaki dzień do wypadało. W urodziny Lily przestawały się na moment liczyć prace domowe czy niesprzyjająca pogoda. Wdychali mroźne, styczniowe powietrze. Śmiali się. Jeśli padał śnieg, pozwalali sobie na bitwę na bitwę na śnieżki. Gdy padał deszcz, ganiali się w deszczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, jesteś gotowa? - Dobiegł ją zza drzwi głos Mary.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Już wychodzę - krzyknęła. Spojrzała ostatni raz w swoje odbicie. Musiała się wziąć w garść. Koniec z chowaniem się w przeszłości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy piętnaście minut później wchodziły do Wielkiej Sali, humory im dopisywały. Zwykle milcząca Mary zaczęła trajkotać, a roześmiana Dorcas szła obok niej. Nawet zwykle nadąsana Marlena wydawała się tego dnia naprawdę miłą osobą. Lily nie wątpiła, że w tym przypadku niewiele miało to wspólnego z jej urodzinami, a znacznie więcej z tym, że był dzisiaj piątek. Pierwszy dzień weekendu zawsze wyciągał z ludzi najlepsze cechy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy doszły do stołu Gryfonów, Lily chciała usiąść z brzegu. Zwykle zajmowała to miejsce, chcąc uniknąć późniejszych tłumów i zamętu przy wychodzeniu z sali. Wszyscy się wtedy spieszyli, nikt nie zważał na podeptane stopy. Lily jednak wolała tego uniknąć, jeśli miała taką możliwość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Allison nas woła - stwierdziła Dorcas, odgarniając na ramiona długie włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily też ją zobaczyła. Allison stała na środku i gestem wołała je do siebie. Lily zdusiła w sobie jęk, robiąc pierwszy krok do przodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Strasznie przepraszam, że wyszłam dzisiaj tak wcześnie - zaczęła Allison. - Nie tak miało wyjść, ale i tak, Lily, wszystkiego najlepszego! - ostatnie słowa wykrzyczała tak głośno, że serce solenizantki zamarło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie była nieśmiała. Nie, potrafiła powiedzieć swoje zdanie i dopominać się o to, co należało do niej. Niemniej jednak za wszelką cenę wolała unikać sytuacji, które wymagałyby psychicznego obnażania się. Powściągliwość zawsze wygrywała z ekshibicjonizmem swojego życia prywatnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję - odpowiedziała słabym głosem Lily w stronę oddalających się pleców Allison, która rzuciła szybko, że musi jeszcze z kimś porozmawiać przed pierwszą lekcją.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzała się wokół i wtedy dostrzegła, że dziewczyny zajęły miejsca nieopodal. Jakby nie patrzeć, cztery miejsca koło siebie o tej porze były prawdziwą rzadkością. Lily zawahała się jeszcze na moment, ale uznała, że szczytem nieuprzejmości byłoby proszenie koleżanek o zmienienie miejsc, dlatego usiadła między Mary a Dorcas, obok której siedziała Marlena.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamierzała właśnie zacząć jeść, gdy<i> ich</i> dostrzegła i natychmiast pożałowała, że jednak nie nalegała na przeniesienie się na brzeg stołu. Siedzieli dokładnie naprzeciwko, dokładnie się jej przyglądając. Jednak oczy każdego z chłopców wyrażały co innego. Pomimo marnych ocen z wróżbiarstwa Lily była niemal pewna, że potrafiłaby zgadnąć, co działo się w ich głowach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Petter Pettigrew przełykał ostatni kęs jajecznicy i zastanawiał się, co jest w niej tak pociągającego, czego nie mają innego dziewczyny, że James Potter od ponad roku nie ustawał w próbach zaproszenia jej do Hogsmeade i nie zrażały go jej odmowy. Nie potrafił jednak dostrzec nic wyjątkowego, patrząc na nią, więc pokręcił głową ze zdumieniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedzący obok niego Remus Lupin uśmiechał się współczująco, jakby wiedział, że Gryfonka nie przepada za takimi sytuacjami. On był jedynym z Huncwotów, którego Lily naprawdę polubiła. Potrafił rozmawiać, ale i wysłuchać. Miał jednak pewną wadę, o której czasami trudno było jej zapomnieć, jaką była przyjaźń z Potterem i Blackiem. Ta dwójka zdecydowanie nie pasowała do spokojnego Lupina, a mimo to stanowili nierozłączną całość, tworząc wraz z Peterem wyjątkowy kwartet.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dalej rozpostarł się Syriusz Black, zawadiacko odgarniając przydługie czarne włosy. Lily usłyszała już wiele opinii od swoich koleżanek i rówieśniczek, że fryzura podkreśla szlachetne rysy jego twarzy. W jej opinii wyglądał jednak zwyczajnie głupio. On patrzył na nią inaczej. Nie było w jego oczach nic prócz irytacji. Wkurzała go jej sama obecność. Syriusz Black już dawno uznał uganianie się za jedną panną zbyt długo za rzecz niewartą jego cennego czasu, więc odmienne postępowanie najlepszego przyjaciela jedynie zwiększało jego irytację.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na skraju przyjaciół, najdalej siedział i on. James Potter. Rękę położył na stole i oparł na dłoni swoją głowę. Jego rozwichrzone włosy błagałyby o grzebień, gdyby tylko mogły mówić. Okulary mu się przekrzywiły na lewą stronę, ale nie zwrócił na to uwagi. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby bał się, że umknie mu jakiś szczegół jego wyglądu, ruchu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Witaj, Evans - powiedział Potter, nie spuszczając z niej wzroku. - Oczywiście również wszystkiego najlepszego, Evans!</div>
<div style="text-align: justify;">
W chwilach takich jak ta Lily zawsze zastanawiała się, co ją bardziej denerwuje - natrętny wzrok Pottera czy jego niewyparzona gęba.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sto lat, Evans - dodał Black zrezygnowanym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czując na sobie jego oskarżycielski wzrok, Lily z trudem oparła się pokusie powiedzenia mu, żeby miał pretensje o tą całą szopkę do swojego przyjaciela idioty, a nie do niej, bo wcale nie zabiegała o jego atencję. Powstrzymała się jednak.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Sto lat - powtórzył Peter, machając widelcem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystkiego najlepszego, Lily - stwierdził Remus.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dziękuję za życzenia - odpowiedziała Lily, siląc się na uśmiech.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamierzała zająć się jedzeniem, gdy znowu rozległ się głos Pottera.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiem tylko jednego, dlaczego ja nie wiedziałem, że ty masz dzisiaj urodziny, Evans?</div>
<div style="text-align: justify;">
Widelec zamarł w połowie drogi do jej ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwsza śmiechem parsknęła Dorcas, a Huncwoci jej zawtórowali. Marlena mruknęła coś pod nosem, a Mary tylko pokręciła głową</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, kto niby miałby ci o tym powiedzieć. Poza tym to nie twoja sprawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie moja?</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily udała, że nie słyszy urażonego głosu Pottera. Nie zamierzała wdać się w kolejną słowną potyczkę. Do lekcji zostało raptem kilkanaście minut, a ona nie zamierzała iść na nie głodna, dlatego chwyciła za widelec.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wyjątkowo zgadzam się z Evans - wtrącił Black. - Codziennie jakaś nasza koleżanka obchodzi urodziny - machnął ręką wokół - a my nie jesteśmy tego świadomi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potter popatrzył na swojego przyjaciela, jakby ten nagle mu oświadczył, że nie cierpi qudditcha albo żałuje, że nie trafił do Slytherinu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Łapo, ale pomimo mojej ogromnej sympatii dla wszystkich naszych koleżanek zapominasz o małym szczególe. - James uśmiechnął się szeroko do siedzących naprzeciwko siebie Gryfonek. Mary spłonęła rumieńcem, Dorcas wciąż zerkała na Syriusza, a Marlena umknęła wzrokiem. Lily zaś nadal nieprzerwanie jadła. Zapewne zamierzała mu w ten sposób pokazać, że nic, co on powie, nie zrobi na niej wrażenia. - Dzisiaj obchodzi urodziny nasza wyjątkowa koleżanka, bo sama Evans.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co w tym tak wyjątkowego? - wtrącił Peter, wychylając się przed Remusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
James zerknął kątem oka, czy Evans ich słucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może to, że w ten wyjątkowy dzień tak wyjątkowa dziewczyna zasługuje na wyjątkowy prezent?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiąc to, masz na myśli coś szczególnego? - spytała cierpko Marlena.</div>
<div style="text-align: justify;">
James uśmiechnął się szeroko. Poprawił spadające okulary i rozczochrał włosy, a Syriusz jęknął. Ten zawsze potrafił wyczuć, co siedzi jego w głowie, więc James nie był zaskoczony, że przyjaciel domyślił się jego intencji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Evans, czy w ten wyjątkowy dzień nie chciałabyś przeżyć nieco magii? To idealny dzień na spacer po błoniach w doborowym towarzystwie.... Nie przedłużając, Evans, może dzisiaj wreszcie umówisz się ze mną?</div>
<div style="text-align: justify;">
W głowie Lily słowa Jamesa zabrzmiały niczym krzyk. Rozejrzała się. Chciała dostrzec, czy wszyscy usłyszeli ten krzyk, ale większość uczniów spokojnie kończyła śniadanie, gdzieniegdzie rozbrzmiewały się rozmowy. Tym razem obyło się bez kompromitacji i późniejszych tłumaczeń dziewczynom zbyt głupim, aby zrozumieć, że nie każda uczennica Hogwartu marzy o randkowaniu z Jamesem Potterem. Uspokoiło ją to, lecz nie na tyle, aby zignorować jego słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daruj sobie, Potter.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Evans, zasługujesz na prezent urodzinowy. - James schylił się w stronę stołu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily kątem oka dostrzegła wpatrzone w nich spojrzenia ich przyjaciół. Poczerwieniała, odkładając na bok widelec.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknij się, chociaż dzisiaj proszę - wycedziła lodowato, patrząc na niego z wściekłością w oczach. - Naprawdę chciałabym mieć spokój przynajmniej przez ten jeden dzień.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale, Evans, to jest...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Remusie, dokończyłeś już esej z transmutacji? - zapytała pospiesznie Lily, nie dając czasu Potterowi na dokończenie zdania. Chłopak zrobił smutną minę, ale ona nie zamierzała na to zwracać uwagi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skończyłem wczoraj - odpowiedział Remus z uśmiechem. Rozbawienie na jego twarzy wyraźnie świadczyło o tym, że dostrzegł zmianę jej taktyki w stosunku do Jamesa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szybko się z tym uwinąłeś - stwierdziła z podziwem Mary, gdy Lily i Dorcas zaczęły wstawać. - Idziecie z nami na lekcje?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak.</div>
<div style="text-align: justify;">
Syriusz i James odpowiedzieli dokładnie w tym samym momencie. Spojrzeli na siebie z zaskoczeniem, po czym wybuchnęli śmiechem, przybijając piątki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rogaczu, jest jeszcze mnóstwo czasu do lekcji - dodał Syriusz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wolałbym się dzisiaj nie spóźnić - odpowiedział z naciskiem James, wciskając łokieć w brzuch Blacka, który z trudem powstrzymał jęk.</div>
<div style="text-align: justify;">
Obydwaj wiedzieli, że powód, dla którego Jamesowi zależało dzisiaj na punktualności stał z drugiej strony stołu miał rude, poplątane włosy, zielone oczy i nie znosił spóźnień. Rzadko udawało im się stykać z Evans na szkolnych korytarzach. Oni najczęściej wchodzili do sali równo z nauczycielem (albo nawet po nim), gdy Gryfonka przychodziła wcześniej, nie chcąc ryzykować spóźnienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Sytuacje takie, jak wspólne śniadanie też należały do rzadkości. Evans zwykle wstawała wcześniej i siadała z brzegu. James z resztą Huncwotów wolał zająć miejsce na środku, skąd miał dobry widok na otaczający go tłum.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chociaż należeli do tego samego domu, nawet zajęcia pozalekcyjne mieli diametralnie różne. Lily Evans uczęszczała do mnóstwa niepotrzebnych i nudnych klubów, w których prowadzono dyskusje, czytano artykuły, poszerzając swoje zainteresowania. James nadal nie był w stanie zrozumieć, na co komu Klub Miłośników Transmutacji i wątpił, czy kiedykolwiek to się zmieni. Dla niego istniała tylko jedne zajęcie dodatkowe, które były warte jego uwagi - qudditch. Żałował, że Evans zupełnie tonie obchodziło, jakby naprawdę mógł kogoś nie interesować sport.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeśli zaś chodzi o ludzi, to nawet jeśli miewali wspólnych znajomych, rzadko kiedy spędzali z nimi wszyscy razem czas. James wiedział, że Evans przepada za Remusem, on też uwielbiał Lunatyka, ale nawet to nie skłoniło dziewczyny do próby poznania wszystkich Huncwotów w większym gronie. Podobnie sytuacja przedstawiała się z Dorcas i Marleną, które James uznałby za najbliższe koleżanki ze swojego rocznika. Często spędzały czas z nim i resztą Huncwotów. Razem się śmiali, wymieniali uwagi o nauczycielach, czy świętowali wygrane mecze qudditcha. Lily, chociaż mieszkała z Marleną i Dorcas, nigdy jednak w tym nie uczestniczyła, a co gorsze nic nie zapowiadało, aby miało to się wkrótce zmienić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Od teraz zawsze będziemy tak wcześnie wychodzić na lekcje? - spytał Peter, chwytając z patery jabłko, gdy reszta Huncwotów ruszyła za dziewczynami w kierunku wyjścia z sali.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na pewno nie byłoby w tym nic złego - odpowiedział Remus.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale dobrego również nie - odciął się Syriusz, ciężko wzdychając.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z lewej strony szły jakieś dziewczyny, do których puścił oczko. Wszystkie zachichotały, patrząc na niego z zachwytem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szybciej, Łapo - jęknął James.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamierzał przyspieszyć, gdy dostrzegł skuloną postać również zmierzającą w kierunku wyjścia z sali. Od czarnowłosego chłopaka o haczykowatym nosie dzieliło ich teraz raptem kilka metrów. Snape patrzył na drzwi, nie spuszczając wzroku z rudych włosów Evans, które łatwo było wypatrzyć w tłumie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dłoń Jamesa powędrowała do różdżki. Nie, nie tędy droga, upomniał sam siebie. Nawet on musiał przyznać, że pojedynkowanie się w Wielkiej Sali w otoczeniu nauczycieli byłoby kompletną głupotą. W jego głowie pojawił się jednak inny pomysł. Zwolnił i poklepał Syriusza po ramieniu. Black spojrzał na niego z zaskoczeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Łapo, piękny mamy dzień, prawda? - Mówił nieco głośniej niż była taka potrzeba przez co Black spojrzał na niego z zaskoczeniem. James skinął niemal niezauważalnie w lewą stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taaaak, naprawdę piękny - odpowiedział z namysłem Black, gdy jego wzrok również wypatrzył Snape'a w gronie uczniów. Błyskawicznie pojął plan Jamesa, więcej słów nie było potrzebne.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W dodatku śniadanie w takim towarzystwie...</div>
<div style="text-align: justify;">
Kątem oka dostrzegł, że Snape też ich wypatrzył w tłumie. Jego mina wskazywała, że wcale nie ucieszyło go to spotkanie. Już zamierzał się odwrócić i pójść w drugą stronę, ale James nie miał zamiaru na to pozwolić, więc dodał:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dawno się tak nie bawiłem. Evans jest naprawdę zabawna.</div>
<div style="text-align: justify;">
James z trudem opanował uśmiech na widok zaskoczonej miny Snape'a, który wyglądał, jakby zobaczył zjawę. Dopiero potem dostrzegł w jego dłoni niewielki pakunek zapakowany w ozdobny papier. W innych okolicznościach uznałby to za kolejny przejaw idiotyzmu Snape'a i co najwyżej zakpił z tego. Dzisiaj jednak zamierzał zachować większą ostrożność.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spędzimy dzisiaj cały dzień razem. Myślicie, że powinienem podarować jej biżuterię? -</div>
<div style="text-align: justify;">
James powiedział te słowa jeszcze głośniej. Remus i Peter parsknęli śmiechem, jakby pomysł kupowania biżuterii dla Evans był czystą abstrakcją.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potter jednak nie zwracał na to uwagi, przypatrując się Ślizgonowi, który poczerwieniał, zerkając na swój prezent. Cokolwiek zapakował we wzorzysty papier tego ranka, na pewno nie była to biżuteria. Sądząc z jego reakcji, James ocenił, że skutecznie udało mu się obniżyć nastrój Ślizgona i jego nadzieje na wręczenie prezentu solenizantce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wynośmy się stąd - zarządził James, zaczynając lawirować miedzy uczniami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przepchnął się przed grupkę drugoklasistek, gdy dogoniła go reszta Huncwotów. Razem ruszyli w stronę sali do transmutacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślicie, że co powinienem jej dać? - zapytał z niepokojem James, zawracając się ku przyjaciołom.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dopiero teraz dotarło do niego, że cokolwiek nie kupił dla Evans Snape, pewnie byłoby to, coś przydatnego, co naprawdę by jej się przydało. Dziewczyna nie wyglądała na fankę biżuterii, więc wolał nie ryzykować kupowaniem błyskotek, jak wcześniej wkręcił Snape'a. Taki prezent pasowałby do każdej innej dziewczyny, ale nie do Evans, której zupełnie nie potrafił rozszyfrować W końcu gdyby było inaczej, już dawno temu przekonałby ją do siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może słodycze? - zaproponował Peter.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na pewno lubi czytać - powiedział po chwili namysłu Remus. - Książki to bezpieczny prezent - dodał, co wywołało śmiech reszty Huncwotów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lunatyku, naprawdę sądzisz, że danie Evans książki sprawi, że popatrzy na Rogacza, jak na chłopaka, a nie karalucha? - spytał powątpiewająco Peter.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Książki odpadają - zaprzeczył Syriusz. Odgarnął czarne włosy z twarzy i uśmiechnął się do przechodzących nieopodal siódmoklasistek. Ich głosy chichot rozniósł się echem po korytarzu. - To musi być coś...</div>
<div style="text-align: justify;">
- ...wyjątkowego - dodał przygnębiony James.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może źle do tego podchodzimy - zastanowił się Syriusz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co masz na myśli?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamiast szukać prezentu, który pewnie i tak nie zadowoliłby panny wiecznie niezadowolonej, może lepiej zaskocz ją? Podaruj jej niezapomniane wspomnienie tych urodzin. Zróbmy przyjęcie-niespodziankę dla Evans.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie - zaprotestował Remus.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak - przytaknął Peter równocześnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
James spojrzał na nich po kolei.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nastał ten moment, gdy musiał podjąć decyzję. Żadna z opcji nie była jednak na tyle pewna, aby mógł się pozbyć wątpliwości. Z jednej strony Syriusz, naprawdę miał sporo doświadczenia z dziewczynami, nawet jeśli ograniczało się ono do poznania ich anatomii, wiedział, co się podoba kobietom. Skoro twierdził, że kobiety kochają niespodzianki musiało tkwić w tym ziarno prawdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z drugiej jednak nie mógł się powstrzymać przed zerknięciem na zmęczoną twarz Lupina. Remus naprawdę dobrze dogadywał się z Evans. Umiał z nią rozmawiać, co budziło podziw Jamesa. Lunatyk więc także mógł mieć rację, skoro nie wydawał się przekonany do tego pomysłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co robimy? - spytał zniecierpliwiony Syriusz wyraźnie znudzony staniem przy klasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na razie zapraszam na lekcje, panie Black - odezwała się z boku profesor McGonagall. Kobieta poprawiła okulary. - Miło, że chociaż raz nie spóźniliście się na moją lekcję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Weszli już do klasy, gdy James dostrzegł Evans w pierwszej ławce. Wróciło znajome łaskotanie w dole brzucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
Szturchnął Syriusza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Robimy tę imprezę - mruknął cicho. - W końcu bez ryzyka nie ma zabawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
___________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
Prezent dla samej siebie z okazji 22. urodzin. </div>
<div style="text-align: justify;">
Bez obietnic, bez żali i bez zbędnych słów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Też czasem macie ochotę spakować plecak i uciec od problemów na Madagaskar?</div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-80957110064562212822016-12-31T18:31:00.001+01:002017-01-07T21:28:52.597+01:00Wszystko dla Lily: 5. Słowo Huncwota część II<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: right;">
<i>kwiecień</i></div>
Ciemny korytarz wydawał się Severusowi wiecznością. Na wpół szedł, na wpół się czołgał, ale nie zamierzał się wycofać. Był zbyt blisko odkrycia prawdy; udowodnienia wszystkim, że się nie mylił, a czwórka wielkich chojraków to zwyczajni chuligani. Nie zamierzał zmarnować tej szansy. Musiało mu się udać. Czuł, że ręka zraniona o Bijącą Wierzbę, krwawi coraz mocniej. Owinął ją kawałkiem szalika. Na razie musiało to wystarczyć. Nie zawrócę z tego powodu, pomyślał, posuwając się do przodu.</div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
Gdy tego popołudnia natknął się na Blacka i Pettigrew na trzecim piętrze, zamierzał zawrócić. Ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę było oglądanie ich przebrzydłych mord. Takie spotkania zwykle kończyły się spontanicznymi pojedynkami oraz wymianą obelg. Inne dnia pewnie więc dałby się sprowokować, przystąpiłby do tego z uniesioną w dłoni różdżką.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dzisiaj jednak czekała na niego Lily. Obiecał, że pomoże jej z transmutacją. Za ostatni esej dostała Powyżej Oczekiwań i martwiła się, czy przypadkiem nie zaczyna mieć z tego przedmiotu zaległości. Początkowo próbował ją przekonać, że to tylko jedno wypracowanie, ale widząc jej zbolałą miną zaproponował wspólną naukę. Ten pomysł wyraźnie ją ucieszył, a Severus zaczął przeklinać samego siebie w myślach, dlaczego od razu na to nie wpadł.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przy spotkaniu z Lily nawet możliwość rozłożenia na łopatki przygłupich Huncwotów wydawała się mało interesująca. Zamierzał odejść, odwrócić się, gdy usłyszał głos Blacka:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nikt się nie domyśli, że tam to trzymamy. W końcu kto mógłby się spodziewać czegoś takiego! Nasz największy sekret ukryty tak blisko szkoły....</div>
<div style="text-align: justify;">
Severus przywarł mocniej do ściany. Czas zwolnił, a jego serce zaczęło bić szybciej, gdy zaczął się wsłuchiwać w głos Blacka. Sekret ukryty pod Bijącą Wierzbą. Huncwoci planowali coś wielkiego, a on wreszcie mógł im w tym przeszkodzić. Ten idiota Black wszystko wytłumaczył Pettigrew, który powtarzał jego słowa niczym papuga.</div>
<div style="text-align: justify;">
To podsłuchana rozmowa sprawiła, że pierwszy raz nie potrafił się skoncentrować na Lily. Dzisiaj nie widział jej migdałowych oczu, nie słyszał zatroskanego głosu, mając w wyobraźni wielki upadek Huncwotów. Cały dzień wydał mu się niemożliwie długi. Gdy wieczorem wymykał się z zamku, księżyc w pełni świecił na niebie. Wybiła godzina prawdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
To był właśnie powód, dla którego parł do przodu, nie zważając na nic. Zrobił kolejny krok do przodu, gdy nagle poczuł, że coś z tyłu go coś zatrzymuje. Serce zabiło mu szybciej. Uniósł różdżkę, szepcząc <i>Lumos. </i>Odetchnął z ulgą, gdy dostrzegł krzywo wbity gwóźdź, o który zaczepiła się jego szata. Pociągnął mocniej materiał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Doszedł niemal do końca korytarza, gdzie strop był nieco wyższej. Wreszcie mógł wstać i stanąć. Wtedy to usłyszał. Głośne wycie. Ktoś przeraźliwie krzyczał. Dźwięk był tak przerażający, że mimowolnie zrobił krok do tyłu. Severus. Wyglądało na to, że ktoś był tu trzymany; może działalność bandy idiotów rozszerzyła się o porwania uczniów? Za coś takiego na pewno wylecieliby ze szkoły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszył do przodu, wyciągając różdżkę. Zapadła cisza, jęki ustały. Nagle zrobiło się dziwnie zimno w korytarzu. Panująca cisza dzwoniła mu w uszach, gdy przystanął. Stał teraz naprzeciw otwartych na oścież drzwi. Nie widział nikogo, ale ktoś musiał tam być. Wszakże ktoś krzyczał, Huncwoci kogoś tam trzymali...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zdążył sformułować do końca tej myśli w swojej głowie, gdy ktoś brutalnie pchnął go na ścianę. Uderzył łokciem o cement; różdżka wypadła mu z dłoni. Silna ręka przyciskała jego nadgarstki do ściany, gdy próbował się wyrwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zwariowałeś, Snape? Aż tak jesteś znudzony swoim nędznym życiem, że postanowiłeś je zakończyć? - warknął James Potter, puszczając go. Podniósł różdżkę Snape'a i szybko mu ją podał. Rzucił przy tym nerwowe spojrzenie na otwarte drzwi, co nie umknęło Severusowi. Coś zdecydowanie było na rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy uciekać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potter szybko wypowiedział te słowa, zaciskając ręce na różdżkę, po czym odwrócił się, jakby liczył, że Snape posłusznie za nim pójdzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
On jednak nie zamierzał znowu grać w huncwockie gierki. Ruszył śmiało przed siebie w kierunku otwartych drzwi, skąd znowu zaczęło dobiegać wycie. Zatrzymał się i wtedy wszystko się zaczęło. Krzyk Jamesa Pottera, błysk złowrogich ślepi w końcu korytarza. Nagle wycie rozległo się bliżej. Bestia zaczęła wyłaniać się z ciemności.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co... - zaczął Severus. Uniósł dłoń, zaciskając palce na różdżce, gdy to się stało. - <i>Potectus</i>...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zdążył wypowiedzieć całego zaklęcia, bestia przybliżała się coraz bliżej. Zrobił krok do tyłu, znowu wpadając na ścianę. Różdżka wypadła mu z dłoni. Bestia była już tuż tuż. Widział swoje odbicie w jej jasnych ślepiach. Nieunikniony koniec nadchodził nazbyt szybko...</div>
<div style="text-align: justify;">
- <i>Drętwota</i>! - James Potter zareagował w ostatniej chwili. Z jego różdżki rozbłysło światło. Wilkołak odskoczył w bok, jęcząc przeciągle. - Przykro mi, stary, nie dałeś mi innego wyboru - dodał jakby... przepraszająco, a z ust Severusa wydobył się pełen zdziwienia okrzyk.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potter ewidentnie nie próbował zranić wilkołaka! Zachowywał się, jakby chciał go ogłuszyć, ale nie skrzywdzić. Obezwładniał, jednocześnie chroniąc. Zachowanie Pottera zawsze wydawało się Severusowi irracjonalne, ale nigdy tak bezdennie głupie. Bestie należało tępić, nie litować się nad nią.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zdążył jednak uświadomił Potterowi jego głupoty, gdy ten wypowiedział kolejne zaklęcie. Z jego różdżki wystrzelił snop bladoróżowego światła, który zamienił się w mnóstwo małych ptaszków, które głośno popiskiwały. Wilkołak próbował odgonić je łapą, ale mu się nie udało. Warknął więc ostrzegawczo, odpędzając je od siebie, po czym popędził w kierunku otwartych drzwi. Zniknął za nimi; zapanowała cisza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy stąd spadać - powiedział James. Chwycił różdżkę Snape'a i skinął głową w kierunku tunelu prowadzącego do wyjścia. - Ty pierwszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego? - warknął Snape, niechętnie robiąc krok do przodu. - Dlaczego niby mam cię słuchać?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo jestem twoją największą szansą na przeżycie, idioto - odpowiedział równie przyjaznym tonem Potter, wyraźnie tracąc cierpliwość. - Musimy się pospieszyć. To nie zajmie go na długo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Snape ruszył szybciej do przodu, czując koniec różdżki Pottera wbijający się w swoje plecy. Pomimo ciemności poruszali się zaskakująco szybko. Szło im to o wiele sprawniej niż wcześniej Severusowi, gdy potykał się o wystające kamienie. Potter znał to miejsce; zapewne nie był tu po raz pierwszy. Snape miał niezadanych pytań w swoim umyśle, ale żadnego z nich nie zamierzał powiedzieć głośno, dlaczego milczał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszli na błonia. Stali już niemal poza zasięgiem Bijącej Wierzby, gdy drzewo sobie o nich przypomniało. Teraz już nie byli osobami, które wiedzą jak je obłaskawić. Znowu stali się intruzami. Severus poczuł, że Potter chwyta go za ramię, odskakując do tyłu. Udało im się uniknąć gałęzi, ale upadli na trawę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Upadek na twardą ziemię zamroczył Severusa. Zamrugał niepewnie. Było ciemno, leżał na czymś mokrym, a woń trawy, którą niemal połknął wydawała mu się aż nazbyt intensywna. Wypluł to i wstał. Dostrzegł swoją różdżkę metr dalej. Bez wahania skoczył ku niej. Zaciśnięcie palców na różdżce wystarczyło, aby adrenalina ustąpiła. Zapanował spokój.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnie fragmenty układanki nagle stały się całością.</div>
<div style="text-align: justify;">
Remus Lupin był wilkołakiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znikał gdy księżyc w całej okazałości świecił na siebie, wracając niczym cień. Stawał się bestią. Zmieniał się, a potem wszystko wracało do poprzedniego stanu na kolejnych kilka tygodni. To był powód, dlaczego wiecznie chodził blady, zmizerniały. To stanowiło tak ten wielki sekret przygłupich Gryfonów. Pettigrew, Black i Potter wiedzieli o tym i pomagali mi ukryć ten fakt.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz wszyscy czterej zasługiwali na karę odpowiednią do przewinienia. Zrobili coś strasznego. Narazili bezpieczeństwo uczniów. Pozwolili potworowi żyć wśród normalnych ludzi.W wyobraźni Severus już znalazł coś, co idealnie nadawało by się na karę. Wydalenie ich z Hogwartu nie wydawało się przesadzonym środkiem, a wręcz przeciwnie - nieuniknioną koniecznością.</div>
<div style="text-align: justify;">
Severus Snape odzyskiwał kontrolę nad sytuacją.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyciągnął różdżkę, celując nią w Pottera, który gramolił się na nogi. Gryfon wymacał okulary na ziemi i założył je szybko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Musimy iść.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, musimy - powtórzył ironicznie Snape. - <i>Lumos.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Oślepiające światło sprawiło, że James zmrużył oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty chyba musiałeś już zupełnie zwariować! To nie czas na zabawy...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem dokładnie na co to jest czas! Idziemy do zamku. Czas skończyć z tą całą błazenadą.</div>
<div style="text-align: justify;">
James wzruszył ramionami, kierując się w stronę zamku. Widok Snape'a z różdżką w dłoni nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Każdego innego dnia nie odpuściłby możliwości dokopania Ślizgonowi. O tak, z całą pewnością był do tego zdolny i nie miał się zamiaru powstrzymywać. Dzisiaj jednak nie chodziło o jego zachcianki. Ważniejsze było to, co zobaczył Snape i to, co miał zamiar zrobić z tą wiedzą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Doszli na dziedziniec. Stało się to o wiele za szybko jak dla Jamesa. Nie zdążył wymyślać żadnego planu. Nie miał przygotowanej strategii.W jego umyśle pojawiła się panika. Rzadko się bał. Dziś jednak wiedział, że byłby idiotą gdyby nie czuł strachu. Bał się konsekwencji dzisiejszej nocy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy raz poczuł to, gdy Syriusz i Peter, pękając ze śmiechu opowiedzieli mu o nabraniu Severusa. Śmiech zamarł Jamesowi na ustach, gdy uświadomił sobie, jak daleko idące konsekwencje może mieć ich bezmyślność. Wybiegł z dormitorium, nie zważając na krzyki przyjaciół. Musiał ich uratować - zarówno życie Snape'a, jak i duszę Remusa przez zostaniem mordercą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Udało mu się, a mimo to strach został. Co się teraz stanie? Jakie będą konsekwencje? Wątpił, czy proszenie Snape'a o dyskrecją cokolwiek by zdziałało, dlatego darował sobie płaszczenie przed nim. Musiał być inny sposób. Doszli niemal do końca dziedzińca, gdy wpadł mu do głowy pomysł tak szalony, że się zatrzymał. To było okrutne rozwiązanie. Rzucanie takich zaklęć zawsze wydawało mu się niehonorowym sposobem wykorzystywania magii. Jednak dzisiaj <i>Obliviate</i> wydawało się jedyną możliwością. Nie mógł dopuścić, aby Snape rozgadał wszystkim futerkowy problem Remusa. Nie miał bowiem zamiaru patrzeć, jak przyjaciela wyrzucają ze szkoły.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idź szybciej.</div>
<div style="text-align: justify;">
James jednak zignorował słowa Snape'a. Udał, że jest zbyt słaby, aby utrzymać się na nogach. Zachwiał się. W momencie gdy Ślizgon próbował go szturchnąć, chcąc go zmusić do marszu, James szarpnął się do tyłu. Wyciągnął różdżkę i wycelował w Snape'a, który odpowiedział identycznym gestem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wrócili do dawnych ról. Nienawiść zawisła w powietrzu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Potter, jesteś tak łupi, że myślisz, że masz ze mną jakiekolwiek szanse?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, niektórzy lubią się oszukiwać, że mają jakiekolwiek szanse - zgodził się James pogodnym tonem, w którym brzmiały stalowe nuty. - Na przykład ty. Wyglądasz jak śmieć. Zachowujesz się jak śmieć, a jednak myślisz, że ktoś dostrzeże, jaki to jesteś wspaniały.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niby ty jesteś lepszy? - zadrwił Snape.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Naprawdę łudzisz się, że masz u niej jakieś szanse? - kontynuował James, nie zważając na słowa Severusa. - Naprawdę myślisz, że ona mogłaby cię zechcieć? Ciebie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Ślizgon zaatakował; błysnęło niebieskie światło. Potter ledwo odskoczył.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciebie tez nie zechce. Znam ją. Nie dostaniesz jej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze się przekonamy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz James machnął różdżką, ale Snape krzyknął zaklęcie tarczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie będziesz miał ani jej, ani swoich przyjaciół. Wszyscy możecie się pakować.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdzie się nie wybieramy - warknął James. - Zostaniemy w Hogwarcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, dlaczego sądzisz, że zachowam dla siebie wiadomość, że po szkole grasuje wilkołak... - urwał Snape. Jego ciemne oczy zwróciły się ku Jamesowi z nienawiścią. - Zakładasz, że nic nie powiem, bo nie będę pamiętał.</div>
<div style="text-align: justify;">
James zamierzał odpowiedzieć, gdy dostrzegł ruch przy drzwiach wejściowych. Pomimo później pory jedno ich skrzydło się otworzyło. Najpierw dostrzegł rąbek szlafroka w kratę, a ułamek sekundy później wysoką postać. Gniewnego spojrzenia kobiety nawet pomimo później pory i zmęczenia nie byłby w stanie pomylić z nikim innym. Zbyt wiele razy widział ten wzrok gdy narozrabiał, a profesor McGonagall udzielała mu reprymendy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Strach cię obleciał, Potter? - zadrwił Snape.</div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie ten moment wybrała profesor McGonagall na wkroczenie do akcji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Potter, Snape, co wy tu wyprawiacie? Uniesione różdżki są wam zdecydowanie niepotrzebne. Wejdźcie szybko do zamku.</div>
<div style="text-align: justify;">
James i Severus zeszli do zamku. Gdy zatrzasnęły się drzwi, ich oczom ukazały się jeszcze dwie postacie. Argus Filch stał na środku korytarza. Szeroki uśmiech na jego twarzy nie budził zdziwienia; woźny pewnie już sobie wyobrażał, jak okropne kary ich spotkają za opuszczenie dormitorium tak późną porą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dla Jamesa jednak większym zaskoczeniem niż widok wiecznie złośliwego woźnego było dostrzeżenie wysokiej postaci opartej o ścianę. Czarne włosy opadały chłopakowi na twarz, zasłaniając rysy, w których zawarte było dziedzictwo rodu Blacków. Z boku wyglądał jak uosobienie arogancji. Zdaniem Jamesa zdecydowanie nim był. Nie znał drugiej takiej osoby, która byłaby tak cholernie arogancka jak Syriusz, nikogo, komu tak często uchodziłoby to płazem i komu naprawdę to pasowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idziemy. Odprowadzę was do dormitoriów - zarządziła profesor McGonagall. - Dziękuję, panie Filch, ale nie będzie nam już pan potrzebny - dodała w kierunku woźnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Filch kiwnął głową, odchodząc i mrucząc coś pod nosem. James postawiłby dziesięć galeonów, że woźny miał nadzieję, iż zostaną odpowiednio ukarani, a pewnie najszczęśliwszy byłby gdyby to zadanie zostało mu zlecone przez Dumbledore'a. Tak, stary Filch zdecydowanie marzył o godnym w swoim mniemaniu karaniu uczniów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- On wie, pani profesor - wypalił gorączkowo James, nie czekając aż umysł oceni, czy mówienie wszystkiego opiekunce Gryfonów jest dobrym pomysłem. Czuł, że nie pozostało mu nic innego. - On w i e o Remusie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wargi profesor McGonagall zacisnęły się w wąskie szparki. Spojrzała na Jamesa, a potem Syriusza, by wreszcie jej spojrzenie spoczęło na Snape'ie, który udawał, że cała ta sytuacji nie robi na nim wrażenia. Nie mógł jednak opanować satysfakcji cisnącej mu się na twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy ruszyli w stronę gabinetu dyrektora, usiłował dostrzec wzrok Syriusza. Jego obecność tutaj powodowała zdziwienie Jamesa. Black znał wystarczająco dobrze zamek, aby wiedzieć, jak skutecznie unikać Filcha. Fakt, że dał się złapać zupełnie nie pasował do przyjaciela. James próbował zmusić przyjaciela do kontaktu, ale ten usilnie patrzył wprost.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niemal szturchnął Łapę łokciem, gdy mijali Wielką Salę. Czuł na palcach materiał szaty... Profesor McGonagall jednak obrzuciła ich surowym spojrzeniem, zmuszając Jamesa do zaniechania tego planu. Nie miał w sobie nawet knuta cierpliwości, ale teraz musiał zacisnąć zęby i czekać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zagryzka owocowa - powiedziała McGonagall, gdy doszli do gabinetu. Gargulec strzegący wejścia odsunął się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dyrektor nie spał, gdy weszli do jego gabinetu. Nadal miał na sobie dzienną szatę. Siedział za swoim biurkiem, mocząc końcówkę pióra w atramencie. Na ich widok odłożył przybory do pisania i wstał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co was sprowadza do mnie o tak później porze? - zapytał pogodnie, Obszedł biurko i stanął przed nimi. Jego niebieskie oczy patrzyły na uważnie na trzech chłopców.</div>
<div style="text-align: justify;">
Profesor McGonagall mocniej obwiązała się szlafrokiem w pasie. Popatrzyła na uczniów, a potem dyrektora, by po chwili opaść na stojące najbliżej krzesło. Usiadła na nim wyprostowana, wyraźnie odzyskując siły, chociaż twarz nadal miała bladą.</div>
<div style="text-align: justify;">
James i Syriusz automatycznie stanęli obok siebie, ramię w ramię. Zawsze tak robili, gdy jakiś ich żart poszedł nie tak i trzeba było ponieść konsekwencje. Nie przerzucali się odpowiedzialnością, nawet jeśli uważano ich za zbyt lekkomyślnych, by mogli myśleć o takich kwestiach. Chociaż teraz sytuacja była zgoła inna, James poczuł ulgę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy Łapa stał obok, nic złego nie mogło ich spotkać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Snape stał z drugiej strony. Jego uniesiona do góry głowa i arogancja w oczach sprawiły, że James poczuł ogarniający go gniew. Do cholery, tu nie było miejsca na satysfakcje. Problem Remusa nie powinien stać się źródłem triumfu tej miernoty, Smarkerusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Albusie, mamy problem. Nie wiem, jak to się stało, ale wiadomość o wilkołactwie Remusa Lupina rozpowszechniła się. Ten chłopiec - wskazała na Snape'a, któremu wyraźnie nie spodobało się to określenie - wie o wszystkim i zapewne zrobi użytek ze swojej wiedzy. Naprawdę nie wiem, jak skończyłaby się ta historia, gdybym nie natknęła się dzisiejszej nocy na pana Pottera i pana Snape'a. Spodziewam się ponadto, że pan Black także jest w to zamieszany, skoro niewiele wcześniej został do mnie przyprowadzony przez szkolnego woźnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
James doznał olśnienia. Słowa McGonagall uświadomiły mu, że nie docenił Syriusza. Chłopak specjalnie dał się złapać temu staremu wariatowi. Chciał trafić do opiekunki Gryfonów, by w ten dziwaczny sposób powiadomić ją, o tym co się stało. Sposób rozumowania Syriusza, jak zawsze pozbawiony był logiki, ale James nie potrafił mu mieć w tej chwili tego za złe. Zbyt mocno go cieszyło go, że ostatecznie trafili tutaj, do gabinetu dyrektora, osoby, której równie mocno jak im zależało na ukończeniu szkoły przez Remusa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kto pierwszy opowie mi teraz, co się zdarzyło tego wieczoru? - zapytał spokojnie Dumbledore.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwszy swoją wersję opowiedział Snape. Jamesa wcale to nie zdziwiło, gdy zrobił kilka kroków do przodu, wyraźnie delektując się tym momentem. Opowiedział wszystko, począwszy od podsłuchanej rozmowy (Syriusz mruknął przy tym, że nieładnie podsłuchiwać, ale umilkł pod wpływem spojrzenia Dumbledore'a), kończąc na wydarzeniach we Wrzeszczącej Chacie. Lawirował między wydarzeniami (tym razem James chciał się odezwać, ale ręka Syriusza zacisnęła się na jego ramieniu), robiąc z nich bandę idiotów, a z Remusa potwora, który powinien być trzymany w zamknięciu. Gdy skończył uśmiechnął się z satysfakcją. Zdaniem Jamesa liczył, że dyrektor w tym momencie go poprze. Nic takiego jednak się nie stało. Dumbledore pokiwał jednak tylko głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pana kolej, panie Potter.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To wcale nie było tak - zaprzeczył, zerkając na Blacka, który zaczął kiwać głową. - Smar... Snape przesadza. Dzisiaj sytuacja faktycznie niemal wymknęła się spod kontroli, ale... Snape jest sam sobie winien - dodał, a Syriusz głośno go poparł. - Nie powinien nas szpiegować ani próbować udawać mądrzejszego niż jest. Sam wpakował się w tę sytuację przez własną głupotę, więc zwalanie tego na Remusa wydaje się niesprawiedliwe. On jest niewinny. Skąd mógł wiedzieć, że jakiś idiota tam przylezie? Poza tym - dodał pewnym siebie tonem, prostując się - Remus Lupin jest wilkołakiem, nie mogę temu zaprzeczyć. Jest jednak także wspaniałym człowiekiem, jednym z najlepszych, jakich poznałem w Hogwarcie, lojalnym przyjacielem i świetnym uczniem. On nie powinien zostać ukarany za coś, co stało się przez głupotę Snape'a!</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnie słowa wykrzyknął tak głośno, że McGonagall zmarszczyła z dezaprobatą usta. Dyrektor jednak nie wydawał się zaskoczony krzykiem ani gorącymi słowami w obronie przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pan Black chciałby coś dodać?</div>
<div style="text-align: justify;">
Syriusz wyprostował się. Zerknął dyrektora, po czym hardo oświadczył:</div>
<div style="text-align: justify;">
- Domyślałem się, że Snape jak zwykle krąży gdzieś wokół dzisiejszego popołudnia. Od dawna próbuje nam zaszkodzić. Dzisiaj postanowiłem z tym skończyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie kończymy rzeczy w taki sposób w domu Godryka Gryffindora, panie Black - powiedziała lodowato McGonagall. - Albusie, powiedz im coś.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Minerwo, spokojnie wysłuchajmy, co mają do powiedzenia - zasugerował Dumbledore.</div>
<div style="text-align: justify;">
Opiekunka Gryffindoru nie wydawała się jednak przekonana.</div>
<div style="text-align: justify;">
- On wcale nie chciał go zabić - wtrącił James. Nie zamierzał być cicho, gdy ktoś występował przeciwko jego przyjaciołom. Syriusz miał dużo wad. Bywał lekkomyślny, nieodpowiedzialny i zbyt pewny siebie, ale na pewno nie był mordercą. - Syriusz chciał jedynie... To miał być kiepski żart. Syriusz nie przewidział konsekwencji, ale nie chciał zamordować Snape'a, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
Odwrócił się w stronę Blacka. Nieodgadnione ciemne oczy przyjaciela kryły tajemnicę jego intencji. To co chciał osiągnąć Syriusz wcześniej, teraz utraciło wszelkie znaczenie. Stało się, co się stało. Czasu nie cofną. Teraz zresztą musieli się skupić na o wiele ważniejszej kwestii - zapewnieniu Lunatykowi bezpiecznej przyszłości w Hogwarcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdybym chciał zrobić mu krzywdę, potrafiłbym to zrobić w otwartej walce - odpowiedział gładkim tonem Syriusz. - Słowo Huncwota, że nie zamierzałem w to wplątać Remusa. On nawet nic o tym nie wiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydaje mi się, że teraz wiem już wszystko - stwierdził Dumbledore. - Panie Black, Potter możecie wracać do dormitoriów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiech na twarzy Snape'a stał się jeszcze bardziej nieznośny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie może pan tego zrobić - zaprotestował Syriusz głosem bardziej piskliwym niż zwykle. - Nie może pan wyrzucić Remusa!</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest niesprawiedliwe - dodał James.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skąd wam przyszło do głowy, że pan Lupin zostanie wyrzucony ze szkoły? - spytał Dumbledore, a Huncwoci popatrzyli na siebie nawzajem. - Karą za przebywanie poza dormitorium w czasie nocy, zajmą się opiekunowie waszych domów. Wydaje mi się, że oni najlepiej wiedzą, jakie kary zadziałają na was mobilizująco. Myślę zresztą, że sami wyciągniecie z tego incydentu wnioski, jak łatwo możemy zmienić czyjś los. Co do Pan Lupina to zostanie on tu, gdzie jest jego miejsce. W Hogwarcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
***<br />
<div style="text-align: right;">
<i>czerwiec</i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedziała, apatycznie patrząc w ogień płonący w kominku. Migdałowe oczy nieruchomo patrzyły w liżące się nawzajem i walczące ze sobą pomarańczowe języki. Dawniej nie marnowałaby czasu na takie bezczynne siedzenie. Wolałaby wykorzystać czas do maksimum. Zaczął przygotowywać się do egzaminów, dopisać esej dla profesora Slughorna, zacząć list do rodziców czy namawiać Mary do zaproszenia na randkę Krukona, w którym ostatnio zaczęła się podkochiwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś jednak wszystkie te możliwości wydawały się absurdem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nigdy nie wierzyła w sentymenty. Ufała logice i magii. Tego dnia jednak obydwie ją zawiodły. Zostało tylko ono. Serce przepełnione bólem. Niemal fizycznie odczuwała tę stratę. To on był jej najlepszym przyjacielem, niemal bratem, przewodnikiem, człowiekiem, który otworzył przed nią inny, magiczny świat. Kochała go jak nikogo dotąd - jak kogoś, kogo można uznać za bliźniaczą duszę, jeśli ktoś wierzyłby w te bzdury.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ufała mu bezgranicznie. Chciała ufać. Teraz musiała przyznać sama przed sobą, że zawaliła sprawę. Jej bezgraniczne zaufanie doprowadziło ją do tego miejsca - płaczu, rozdartego serca i samotności zamiast ostatnich powtórek do egzaminów. Serce zabiło jej szybciej, gdy umysł nie chciał przyznać, że ból to nie wszystko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czuła się też winna. Widziała, że ci Ślizgoni, że <i>oni</i> to nic dobrego, nie tylko Avery i Mulciber. Dostrzegała pogardę w ich oczach, gdy nią patrzyli, gdy lustrowali wszystkie mugolaki. Słyszała plotki. Słowa, które wypowiadali i okrucieństwo przez nich zadawane. Patrząc na nich, bała się, jak wielka eskalacja przemocy nastąpi, gdy takie jednostki skończą Hogwart, znikając tym samym z uważnego wzroku Dumbledore'a. Mówiła Severusowi, że oni są źli. Prosiła, ale on nie słuchał. Na jedno krótkie uderzenie serca pozwoliła sobie na wątpliwości. Czy zrobiła wszystko, aby go od nich odciągnąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejne uderzenie serca. Warto kończyć coś, co miało trwać całe życie przez jedno głupie słowo?</div>
<div style="text-align: justify;">
Słowa, które niemal parzy i boli, jak otwarta rana, posypana solą. Pewnie nie warto. Głupio ulegać emocjom, które bywały zgubne. Wcześniej myślała, że nigdy mu nie wybaczy. Teraz jednak zaczynała przekonywać samą siebie, czy to na pewno była dobra decyzja.</div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie wtedy to poczuła, coś, co ostudziło jej współczucie dla Severusa. Gniew niespodziewanie zapłonął w jej duszy. Była przecież szlamą. Nie zamierzała temu zaprzeczać. Urodziła się w rodzinie mugoli, mugoli, którzy nie mieli różdżek, a mimo to poznali i nauczyli ją największej magii tego świata - miłości. W Hogwarcie dawała z siebie wszystko. Wiedzę miała równą uczniom z rodzin czystej krwi, o ile nawet nie większą w wielu przypadkach. Jednak to przestawało się liczyć, gdy ktoś zaczynał patrzeć na pochodzenie. To bolało ją najbardziej. Osoba, która mówiła, że w magii wszyscy są równi, uwierzyła w podziały, zaakceptowała niesprawiedliwość. Uwierzyła, że są <i>szlamy</i> i czarodzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Takiego dobrego numeru, to jeszcze w tym roku nie zrobiliśmy. Pomysł ze zmianą kolorów to naprawdę majstersztyk. Lunatyk i Glizdogon będą żałować, że ich z nami nie było…</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna skuliła się, słysząc znajome głosy. Wiedziała, że to głupie, ale nie mogła się powstrzymać. Zachowywała się jak wystraszona łania, nie jak odważna Gryfonka, która potrafiła walczyć z przeciwnościami losu. Było jej wstyd za samą siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jutro na śniadaniu wszyscy będą mówić tylko o nas, Huncwotach.</div>
<div style="text-align: justify;">
James Potter mówiąc te słowa, roześmiał się i wszedł do Pokoju Wspólnego. Nagle jego uśmiech znikł, a jego miejsce zajęła troska. W orzechowych oczach zabłysnął po raz pierwszy w życiu strach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Stary, co z tobą? – spytał Syriusz Black, wchodząc i czujnie patrząc przyjaciela. Potter jednak nawet nie usłyszał tych słów. Teraz liczyła się dla niego tylko skulona, rudowłosa dziewczyna siedząca przed kominkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Black westchnął cicho, po czym odszedł wolno w kierunku dormitorium. James bywał nierozsądny i uparty. Jego uczucie do Lily stanowiło zdaniem Syriusza połączenie tych dwóch najbardziej wkurzających cech charakteru.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily – szepnął James, patrząc jak zahipnotyzowany na ukochaną.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jej sylwetka zdawała się być jeszcze bardziej krucha na tle ogromnego fotela o bordowym obiciu. Siedziała pochylona, a jej ramiona drżały. Zielone oczy, zwykle pełne emocji, zdawały się być wyprane ze wszelkich uczuć. Jakby nieżywe, pomyślał z przygnębieniem, podchodząc do niej i wpatrując się uporczywie. Chciał zobaczyć jej reakcję. Widzieć, że to tylko smutek, a jutro wszystko będzie dobrze. Dziewczyna poruszyła się nieco. Ich oczy się spotkały.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Potter – powiedziała cicho, jakby z wahaniem, odwróciwszy wzrok. – Jeśli przyszedłeś teraz, by ze mnie kpić, to bardzo proszę, odpuść sobie – dodała, a po jej policzku pociekła pierwsza kropla, która okazała się początkiem prawdziwego wodospadu. Nie mogła opanować łez</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily… Dlaczego… Co się stało? – zapytał z troską, która zdumiała ich obydwoje. Jednak Lily pokręciła głową, jakby chciała się odpędzić od jego głosu i słów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie… Potter. Proszę cię, tylko nie udawaj. Przecież dobrze wiesz, co się stało – odpowiedziała z goryczą. Otarła łzy i spojrzała na niego oskarżycielsko. – To przez ciebie go straciłam, swojego najlepszego przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale – zaczął szybko James, chciał zaprotestować, lecz widząc zrezygnowaną minę dziewczyny, zamilkł. Normalnie pewnie chciałby mieć w ich rozmowie ostatnie słowo, ale dzisiaj, widząc jej rezygnację, wiedział, że to nie ma nawet najmniejszego sensu. Zapadła cisza przerywana tylko sykiem ognia w kominku i ich oddechami. - Przykro mi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzała na niego ukradkiem. Naprawdę wydawał się poruszony, jakby ktoś zaskoczył chłopaka, na którym nic nie robi wrażenia. Nie uśmiechał się jak idiota, nie czochrał swoich włosów, nie bawił się zniczem. Zupełnie jakby siedział koło niej ktoś zupełnie inny, kto miał mózg i potrafił go używać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Później Lily miała tego żałować, wypominać sobie, że zbyt szybko uwierzyła w możliwość posiadania przez niego wrażliwości większej niż ziarno piasku. Pomyślała dobrze o Jamesie, a on naiwnie dostrzegł w jej smutnej twarzy coś więcej niż jedynie brak niechęci.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie domyśliła się jego zamiarów. Uśmiechnął się delikatnie, przysuwając bliżej. Brązowe (później, dużo później miała je zaklasyfikować jako orzechowe) oczy patrzyły na wprost na niej. Pochylił się ku niej. Byli teraz tak blisko, że widziała maleńką bliznę na jego podbródku, poczuła zapach trawy. Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć, co właściwie się dzieje. Wtedy to się stało. Pocałował ją. Delikatnie musnął jej wargi swoimi w dotyku tak lekkim niczym muśnięcie skrzydeł motyla.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ty robisz?! - wrzasnęła, zrywając się z fotela. Nagle nie obchodziło jej, że była już cisza nocna, a jej krzyk może obudzić wszystkich Gryfonów. - Co to miało być?</div>
<div style="text-align: justify;">
Na policzkach Jamesa pojawiły się rumieńce. Po raz pierwszy w życiu zabrakło mu słów. Wstydził się. Przeliczył się w swoich założeniach, czego efektem była złość Lily.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam - mruknął, wkładając ręce do kieszeni. - Lily, ja cię naprawdę chciałem tylko pocieszyć. Przepraszam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Podejrzliwy wzrok Evans niemal wypalił mu dziurę w mózgu. Wyglądała jakby się wahała, ale ostatecznie opadła z powrotem na fotel, po czym westchnęła cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko nie próbuj tego znowu, Potter. Nigdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odpuszczała mu. To uświadomiło Jamesowi w jak wielkiej rozsypce była Lily. Nie chciała awantur, kłótni. On nigdy nie potrafił jej doprowadzić do granic wytrzymałości, a jedno słowo Snape'a sprawiło, że rozsypała się niczym domek z kart. Pewnie znienawidziłby go przez to jeszcze bardziej, gdyby to było możliwe.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Następnym razem, gdy cię pocałuję sama mnie o to poprosisz - zapowiedział James, mrugając do Lily.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chciał, aby się roześmiała, choć na moment oderwała się od myśli o tym śmieciu. Nie zareagowała tak, jak na to liczył. Pokręciła jedynie głową niczym McGonagall, gdy ktoś gadał na transmutacji. Pewnie u niej podpatrzyła ten gest. Chciał coś dodać, ale Lily odwróciła się, wracając do poszukiwaniu sensu życia w gapieniu się na ogień. Czuł, że teraz należy milczeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Milczał więc.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dla niej mógłby milczeć nawet cały rok.</div>
<div style="text-align: justify;">
****</div>
<div style="text-align: justify;">
Wcale nie zamierzała tu przychodzić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez cały ranek Lily tłumaczyła samej sobie, że to głupota. Niektóre decyzje muszą być podjęte. Nie należy ich odwracać, próbować iść pod prąd. Mówiła sobie, że to głupota. Wiedziała o tym. Jednak ciało nie chciało słuchać rozumu. Nie posłuchawszy rozsądku, mimo wszystko tu przyszła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie powiedziała o swoich rozterkach Mary, która miała dosyć swoich zmartwień. Zresztą McDonald zawsze widziała jedynie dobro w ludziach, pomimo wszystkiego, co przeżyła kilka tygodni temu z Ślizgonami, którzy próbowali sprowokować ją do reakcji, rzucając uroki. Skończyło się to dla niej tygodniem w Skrzydle Szpitalnym i mnóstwem strachu w oczach. W kwestii Severusa jednak pewnie Mary byłaby za daniem mu kredytu zaufania, kochana Mary.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nic jednak nie powiedziała współlokatorce, więc McDonald nic nie wiedziała o całej sprawie z wybaczeniem, a Lily była zdana jedynie na swoje siły. Musiała dobrze wybrać w sytuacji, gdy każde rozwiązanie niosło ryzyko. Nie czuła jednak, aby podjęła dobrą decyzją, gdy krążyła niepewnie wokół wejścia do pokoju wspólnego uczniów Slytherinu. Kluczyła po korytarzach, odwracała wzrok i miała nadzieję, że los będzie jej sprzyjał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszyła do przodu, słysząc podniesione głosy. Korytarz nie dawał zbyt wielu możliwości ucieczki, więc zadowoliła się wnęką prowadzącą do nieużywanej klasy. Przysunęła się do drzwi, próbując jak najciszej oddychać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To musiało się tak skończyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gardłowy głos, w którym brzmiała arogancja. Avery. W oczach Lily pod wieloma względami przypominał Blacka czy Pottera, ale tez się od nich różnił. To właśnie te odmienności sprawiały, że o ile była w stanie tolerować Huncwotów, to nie chciała mieć nic wspólnego z tym Ślizgonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiliśmy ci, że mugolakom nie można ufać. To wybryki natury, które nie wiedzą, jak się zachować w naszym świecie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily zacisnęła dłonie w pięści, z trudem powstrzymując się od wyjścia ze swojej kryjówki i nagadaniem Mulciberowi, jak wielkim jest idiotą... Nie była zwolenniczką przemocy, nie przepadała za bezpośrednimi starciami, ale czuła, że są momenty, w których wprost należy dać się ponieść szaleństwu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, znaczy Evans ona jest...</div>
<div style="text-align: justify;">
Ten głos znała najlepiej. Pamiętała, jak uspokajał ją, gdy bała się, że magia okaże się żartem. Zapewniał ją, że znajdzie się dla niej miejsce w Slytherinie i urodzenie w rodzinie mugoli nie jest niczym złym. Mówił, a ona słuchała Wierzyła mu. To pewnie dlatego tak bolesne było usłyszenie słowa <i>szlama</i> w obecności połowy szkoły. Teraz już wiedziała, kim był. Kłamcą Severusem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zamarła, wstrzymawszy oddech. Czekała, co powie dalej. Urwał jednak, jakby dokończenie zdania było zbyt trudne. Mogło jednak chodzić o coś innego - może uznał, że wyjaśnienie, kim ona jest niepotrzebne?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Snape, ona jest nikim! - wykrzyknął Avery. Jego głos odbił się echem od ścian.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ona tylko... - zaczął Snape. Jego głos był cichszy, pewnie cała trójka oddaliła się od jej kryjówki. Nadstawiła ucha, ale nic więcej nie padło. Severus znowu przerwał w połowie zdania. Nie bronił jej. Nie próbował protestować. Nie poparł ich. Po prostu umilkł.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy rano walczyła z samą sobą, miała w głowie milion wariantów. Severus i ona pogodzeni. Severus i ona jako wrogowie. Severus i ona jako... ktoś zupełnie inny. W milionach jej oczekiwań nie mieścił się nawet ułamek obojętności.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odeszła stamtąd. W przyszłości Severusa nie było dla niej miejsce. Sam podjął decyzję i ona musiała ją zaakceptować. Jeśli wczorajszy incydent na błoniach nie był tego wystarczającym dowodem, to teraz musiała w to uwierzyć po tym, co usłyszała (albo raczej nie usłyszała) przed chwilą. Od teraz musiała zadbać, aby jej przyszłość wyglądała podobnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Evans, miło cię widzieć, szlamo. - Czyjaś ręka zacisnęła się na jej nadgarstku szybciej niż zdążyła zamrugać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Straciła czujność, włócząc się tutaj zupełnie sama. Oczy pełne łez spojrzały na twarz Ślizgona wykrzywioną w złośliwym uśmieszku. Nazywał się chyba Rosier, jeśli pamięć jej nie myliła. Kolejny okrutny Ślizgon, który zaczynał bawić się w podstawianie nóg mugolakom i przypadkowe szarpnięcia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wcale nie tak miło - odpowiedziała drżącym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na pewno miło - zaśmiał się. - Snape wiele mi opowiedział o tobie i twojej szlamowatej rodzince...</div>
<div style="text-align: justify;">
Zdanie Rosiera urwało się w połowie, gdy upadł na podłogę. Lily z zaskoczeniem spojrzała na różdżkę w swojej dłoni. Nie zadziałał rozum, instynkt zwyciężył. Pierwszy raz kogoś zaatakowała. Uciekła stamtąd najszybciej, jak mogła, nie zważając na coraz głośniejsze bicie serca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy wczoraj usłyszała, jak Snape'a mówi w jej kierunku szlama, jej serce ucierpiało. Bolało, zawodziło niczym potraktowany brutalną klątwą przedmiot, ale mimo to istniało w jednym kawałku. Gdyby wierzyła w złamane serca, pewnie tak określiłaby to, co odczuła dzisiejszego ranka. Po prostu pękło na pół i nikt nie mógł go poskładać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdyby była mała pierwszy raz usłyszała powiedzenie do trzech razy sztuka. Stare mugolskie porzekadło, które uwielbiała jej matka, a ona i Petunia lubiły wtrącać w swoich rozmowach. Raz można się pomylić. Każdy zasługuje na drugą szansę. Gdy ktoś błądzi trzeci raz, jest się naiwnym wierząc, że da się to naprawić. Teraz Severus stracił trzecią szansę, chociaż nigdy miał się o tym nie dowiedzieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
__________________</div>
<div style="text-align: justify;">
Tralala, po dłużej przerwie kolejny rozdział. Teraz wreszcie dochodzimy do meritum opowiadania, co mnie baaardzo cieszy. </div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-22404298148402752202016-12-02T19:01:00.002+01:002017-01-01T21:16:08.721+01:00Wszystko dla Lily: 5. Słowo Huncwota część I<div style="text-align: right;">
<b><span style="font-size: xx-small;">DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY CZEKALI NA TEN ROZDZIAŁ</span></b></div>
<div style="text-align: right;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Zatłoczony peron 9 i 3/4 nie przedstawiał się zbyt zachęcająco. Pełen rozkrzyczanych ludzi, którzy z miernym skutkiem próbowali przekrzyczeć gwiazd pociągu, ogromnych wózków z bagażem i różnego rodzaju pakunków. Wszelkie próby przejścia dalej kończyły się fiaskiem, a mimo to ciągle ktoś próbował się przepychać dalej, krzycząc, że musi zdążyć na pociąg. Uczniowie wysłuchiwali ostatnich uwag od rodziców, zapłakane rodzeństwo stało na peronie.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a> Dla Lily to wszystko wyglądało zupełnie zwyczajnie, ale patrząc na zachwycone miny swoich rodziców czuła, że to na pewno<i> nie jest zwyczajne</i>. Cały peron, pociąg i wszyscy zgromadzeni na nim ludzie stanowili zupełne przeciwieństwo wszystkiego, co pospolite i przeciętne. Nie było walizek, tylko kufry. Ludzie trzymali klatki z sowami, kotami czy gryzoniami, które trudno uznać za milusich domowych pupili. Nad ogromnymi rondami kapeluszy czarownic unosiły się spiczaste szczyty tiar<br />
<div style="text-align: justify;">
- Muszę już iść - powiedziała Lily przepraszającym tonem.<br />
Mary Evans odwróciła wzrok od mężczyzny w seledynowej szacie i uśmiechnęła się smutno.<br />
- Mam wrażenie, że ciągle się z tobą żegnamy.<br />
- Mamo, ale wrócę na święta... To tylko kilka miesięcy - zaczęła niepewnym tonem Lily, uścisnąwszy matkę.<br />
Pani Evans jeszcze raz mocno przytuliła córkę, głaszcząc ją po włosach. Lily udała, że nie widzi łez w jej oczach zielonych oczach, oczach, które widziała, gdy patrzyła w swoje odbicie w lustrze. Nie chciała czynić rozstania jeszcze trudniejszym. Chociaż minęło dzisiaj dokładnie pięć lat, gdy po raz pierwszy żegnali się we wrześniowy poranek, to miała wrażenie, że nigdy się do tego nie przyzwyczai. Pożegnania zawsze wydawały jej się przytłaczająco bolesne. Nawet teraz bała się, że zaraz sama się rozpłacze.<br />
- Żegnaj, tato. - Uścisnęła ojca, który niepewnie zamrugał nadal nadal oszołomiony niezwykłością peronu.<br />
- Żegnaj, moje wyjątkowe dziecko.<br />
Wcisnęła się z kufrem do pociągu, raz jeszcze machając im ze środka. Odwróciła się.Nie chciała tego przeciągać jeszcze dłużej. Pożegnania same w sobie były wystarczająco przygnębiające. Chciała przejść dalej i poszukać przedziału prefektów, gdy na niego wpadła.<br />
- Lily - szepnął. Ponura twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Do ciemnych oczu wróciło życie. Wyprostował się i raz jeszcze wypowiedział jej imię.<br />
- Witaj, Sev - odpowiedziała ze śmiechem, po czym bez zastanowienia zrobiła krok do przodu i mocno go przytuliła. Jak zawsze pachniał deszczem i eliksirami, dwoma rzeczami, które zawsze jej się z nimi kojarzyły. Pewnie nie mógł wytrzymać i znowu próbował nowych receptur niepomny na jej napominania, że to niebezpiczne, a na eksperymenty będą mieć jeszcze cały rok.<br />
Gdy się odsunęła, obydwoje mieli na twarzy rumieńce.<br />
- Bardzo tęskniłam za tobą, Hogwartem i w ogóle wszystkim - westchnęła Lily. Odgarnęła rude włosy.<br />
- Ja też ledwo wytrzymałem całe wakacje - zgodził się Severus, próbując zachować pogodny wyraz twarzy.<br />
Przez głowę Lily przemknęło, że jego nastrój może mieć coś wspólnego z jego rodzicami. Zmarszczyła brwi, nie przypomniawszy sobie ich na peronie. Cóż, państwo Snape zawsze bardziej cenili małżeńskie kłótnie niż spokój swojego syna. Wątpiła, aby kiedykolwiek miało się to zmienić.<br />
- Chodźmy do przedziału - zaproponowała Lily, dostrzegając coraz więcej ludzi w korytarzyku. Manewrowanie z kuframi robiło się coraz trudniejsze, a on i Severus coraz mocniej przyciskali się do ściany.<br />
- Masz rację. Musimy iść do przedziału dla prefektów.<br />
Powoli ruszyli wąskim korytarzem do przodu. Przepychali się przez tłum uczniów, szukających swoich przedziałów. Dotarłszy do przedziału prefektów, przywitali się z kilkoma znajomymi osobami i usiedli obok siebie.<br />
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że obojgu nam się udało.<br />
Dopiero gdy Lily wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę, że naprawdę tak myśli. Oznaka przy piersi wydawała jej się bowiem znacznie cenniejsza od chwili, gdy dowiedziała się, kto zostanie prefektem Slytherinu.<br />
Zostanie prefektem nie miało w praktyce wielkiego znaczenia. Nie były to stanowiska tak rozchwytywane jak członkostwo w drużynie qudditcha albo prezesura Klubu Gargulkowego. Tytuł ten wydawał się jednak ważny dla wszystkich, którzy cenili harmonię, porządek i chcieli od edukacji w Hogwarcie czegoś więcej niż inni.<br />
Wcześniej sama nie dopuszczała do siebie myśli, jak ważne to dla niej było, a przecież nie powinno. Nie mogła jednak oszukać samej siebie, że to co czuła stanowiło ogromną ulgę. Udało się im obydwojgu. Dokładnie tak jak zaplanowali... A przecież pamiętała, jak ostatnio się skończyło ich planowanie. Zostali oszukani przez los, gdy napotkali na swojej drodze tiarę przydziału. Ona została Gyfonką, on Ślizgonem.<br />
- Jak minęły ci wakacje? - spytał Severus, odgarniając włosy z twarzy.<br />
- A jakie mogły być? - odpowiedziała pytaniem Lily. Uśmiech zniknął z jej ust, a na twarzy pojawiło się przygnębienie. Czuła, że Severus zaraz się wycofa i stwierdzi, że wcale nie musi mu odpowiadać jak nie chce, więc dodała szybko: - Petunia się do mnie nie odzywa. Przy rodzicach udaje, że wszystko jest w porządku, ale gdy nikt nie widzi... Cóż, powiedzmy, że nie jest najlepiej. Rodzice chcieli, aby pojechała z nami dzisiaj na dworzec. Oczywiście nagle rozbolała ją głowa.<br />
- Twoja siostra to najbardziej...<br />
Lily położyła dłoń na ręce Snape'a, kręcąc głową.<br />
- Ona wcale nie jest taka zła. Po prostu... Słabo znosi rozczarowania.<br />
- Lily, nie broń jej, bo ona naprawdę na to nie zasługuje.<br />
- Jest moją siostrą, dlatego nie mogę słuchać, jak ją obrażasz.<br />
- Przepraszam - skapitulował Severus, dostrzegłszy wyraz jej twardy.<br />
Lily była piekielnie uparta i lojalna, co stanowiło mieszankę wybuchową. Nie pozwalała obrażać ludzi, których kochała, zawsze będąc gotową bronić ich dobrego imienia. Nawet jeśli tym człowiekiem jest głupia mugolka, której największe osiągnięcie to posiadanie siostry czarownicy, pomyślał z niesmakiem Snape. Nie rozumiał tego, ale w głębi duszy cieszył się. Wiedział, że jego też broniłaby do ostatniego tchu.<br />
Spojrzał na nią ukradkiem. Zmieniła się przez wakacje; widział to wyraźnie, chociaż nie umiał określić, co właściwie uległo przemianie. Pewnie gdyby jej to powiedział, zbyłaby to machnięciem ręki. On jednak od lat wpatrywał się w jej drobną twarz i rude włosy, dlatego nie umykały mu nawet najdrobniejsze szczegóły.<br />
Przyjrzał się jej twarzy. Blada cera wyraźnie odcinała się od rudych włosów, które lekko kręciły się przy końcówkach. Były teraz znacznie krótsze niż przed wakacjami. Pamiętał, jak w liście pisała mu, że obcięła włosy. Nie mógł się wtedy doczekać, aby zobaczyć ją na żywo. Teraz wiedział już, że obcięcie sięgających pasa rudych włosów w istocie musiało przypominać uwolnienie smoka. Teraz pukle sięgały do połowy pleców, niesfornie opadając na ramiona przy każdym ruchu Lily. Zielone oczy nadal jaśniały mocnym blaskiem. Urosła o kilka centymetrów, jej sylwetka się zmieniła.<br />
Na Merlina, Severus z trudem powstrzymał się od gapienia się na nią. Mózg mu jednak podpowiadał, że niezależnie, czy będzie patrzył, czy nie nieodwracalne już się stało. Zaczynał widzieć w Lily kogoś więcej niż najlepszą przyjaciółkę.<br />
Zaczynał się zakochiwać.<br />
***<br />
W przydziale dostała trzy wagony do sprawdzenia. Miała zweryfikować, czy wszystko jest w porządku, nikt nie potrzebuje pomocy i czy wszyscy pierwszoroczni znaleźli miejsca na podróż zamiast koczowania na korytarzu. Nie wydawało się to szczególnie trudne, więc szybko kiwnęła głową, udając się do wyznaczonych obszarów.<br />
Szybko jednak przekonała się, że pierwsza podróż jako prefekta nie będzie jednak dla niej tak łatwa. Trafił jej się podziewał pełen bezmyślnych pierwszorocznych, którzy bezmyślnie celowali w siebie różdżkami. Musiała im trzy razy głośno wyjaśnić, dlaczego przeszkadza jej ich zachowanie. Wątpiła jednak, czy cokolwiek z tego zrozumieli. W następnym przedziale siedziały dwie skłócone trzecioklasistki, tonąc we łzach. Nie udało jej się ich pogodzić, ale przynajmniej doprowadziła do tego, że obiecały nie podnosić głosów.<br />
Zanim doszła do ostatniego przedziału bolała ją głowa, a w oku pojawił się tik nerwowy. Bycie prefektem pochłaniało znacznie więcej energii niż wcześniej zakładała. Stanęła przy ostatnim przedziale, gdy z drugiej strony korytarza pojawił się Serverus.<br />
- Już skończyłeś? - spytała, uśmiechając się.<br />
- Skończyłem - prychnął Snape, zacisnąwszy wargi. - Jakieś dziecko niemal na mnie zwymiotowało... Doprawdy nie rozumiem, jak można najeść się tyle czekolady i oczekiwać, że to pozostanie bez wpływu na organizm.<br />
Lily roześmiała się, słysząc słowa Severusa. Miło było usłyszeć, że nie tylko w jej przedziałach siedziały ukryte potwory w powłokach młodych uczniów.<br />
- Muszę sprawdzić jeszcze ten przedział, więc poczekaj na mnie. - Wskazała głową. - Potem możemy już sobie odpuścić i udawać, że wcale nie jesteśmy prefektami. - Puściła do niego oczko, otwierając drzwi.<br />
Gdy dostrzegła uczniów w przedziale, czuła się niczym Pandora, która otworzyła mitologiczną puszkę. Trójka Gryfonów podniosła ku niej głowy; wszyscy wydawali się być lekko zaskoczeni jej widokiem, ale każdy zareagował inaczej. Syriusz Black uśmiechnął się kpiąco, James Potter zamrugał kilkakrotnie, jakby wprost nie wierzył własnym oczom, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem. Peter zaś zaśmiał się nerwowym śmiechem gwałtownie wstając i uderzając głową w półkę na bagaże. Cichy jęk wydobył się z jego ust.<br />
- Wszystko w porządku? - spytała szybko Lily, podchodząc do Pettigrew.<br />
- Tak, w porządku - odpowiedział szybko Peter, dosuwając się od Evans. Popatrzył na Blacka i zaczął rozmasowywać bolącą głowę.<br />
Cała trójka zachowywała się podejrzanie poprawnie i właśnie to zwróciło jej uwagę. Lily zdawała sobie sprawę, że wiele osób uważało Blacka, Pottera, Lupina i Pettigrew za zabawnych. Bawili całe tłumy w Hogwarcie, doprowadzając przy tym nauczycieli do szału. Dla niej ich żarty bywały jednak okrutne. Nie zamierzała więc teraz pozwolić, aby kolejny dowcip miał miejsce w pociągu.<br />
- Planujecie coś? - spytała ostro, patrząc na nic po kolei.<br />
- Evans, co my moglibyśmy planować niby? - spytał pełnym politowania tonem Syriusz, po czym westchnął, jakby miał do czynienia z niezbyt rozgarniętą osobą.<br />
Popatrzyła na niego, próbując go rozszyfrować, ale jego ciemne oczy pozostawały nieprzeniknione.<br />
Lily postanowiła zignorować kpinę zawarta w jego słowach. Nie chciała przeciągać tej sytuacji dłużej niż było to absolutnie niezbędne.<br />
- Rozumiem, że przypadkowo siedzicie w wagonie, który niemal w całości okupują pierwszoklasiści? - spytała, tym razem patrząc na Petera.<br />
- No pewnie, że wiemy, bo przed chwilą wykurzyliśmy stąd jakieś dzieciaki...<br />
- Peter - powiedział ostrzegawczo James. Były to pierwsze słowa, jakie wypowiedział od chwili, gdy weszła. Odwróciwszy się, spojrzała na niego. Niewiele zmienił się przez wakacje. Nadal był zbyt chudy, aby go nazwać umięśnionym, a jego czarne włosy przesadnie rozwichrzone. Brązowe oczy ukryte za okularami wciąż nieruchomo się w nią wpatrywały. W jego ręce tkwiła maleńka złota piłeczka. Zaczynało ją peszyć jego zachowanie, ale nie zamierzała pozwolić, aby odbiło się to na jej zachowaniu. - Nie chcielibyśmy cię odrywać od... Od tych jakże ważnych obowiązków prefekta. Tu wszystko w porządku. Dopilnujemy, aby nikt nie próbował rozrabiać. Słowo Huncwota.<br />
Syriusz wybuchnął śmiechem, jakby James opowiedział dobry żart; po chwili wszyscy trzej się roześmiali. Zamieszanie w przedziale sprawiło, że Lily dostrzegła w drzwiach kolejną postać. Najwyraźniej Severusa znudziło czekanie na nią na korytarzu albo trafnie założył, że trafiła na wyjątkowo niesubordynowanych uczniów.<br />
- Witaj, Smarkerusie - powitał Snape'a Potter, momentalnie spuszczając wzrok z Lily.<br />
- Miło wiedzieć, że pewne rzeczy się nie zmieniają - zagaił Black, stykając palcami w okno. - Na przykład strach przed szamponem.<br />
Severus poczerwieniał. Lily posłała mu błagalne spojrzenie, nie chcąc się dopuścić do kłótni. Snape zacisnął jedynie ręce, zmierzywszy wściekłym spojrzeniem trójkę Gryfonów. Lily była jedyną osobą, dla której mógł znosić zniewagi i docinki tych idiotów.<br />
- Nie dość, że się boi szamponu, to jeszcze wygląda, jakby całe lato gryzł ziemię - dodał głośno James. Jego ręka powędrowała do włosów; rozczochrał je sobie jeszcze bardziej. W dłoni nadal obracał złotego znicza.<br />
- Ostrzegam cię, Potter...<br />
- Jasne, Smarkerusie.<br />
- Gdzie się podział Lupin? - warknął Snape, przypominając sobie brak Gryfona już wcześniej, w wagonie prefektów. Wcześniej założył, że Lupin siedzi ze swoimi przygłupimi przyjaciółmi, ale tutaj też go nie było. Lily powiedziała, że on też dostał odznakę. Dla Snape'a danie tak zaszczytnej funkcji chłopakowi, który przyjaźnił się z Potterem i Blackiem miało wyjątkowo gorzki posmak.<br />
- Czyżbyś się za nim stęsknił? - zironizował Potter, rzucając mu pełne nienawiści spojrzenie.<br />
- Dziwne, że zniknął zamiast pomóc Lily...<br />
- To nie twoja sprawa - wciął się Peter, czerwieniejąc.<br />
- Remus jest tam, gdzie powinien - dodał Syriusz.<br />
- Chodźmy, Sev - poprosiła Lily, robiąc krok w jego kierunku. Dotknęła jego ramienia i wyszła z przedziału, rzuciwszy pełne pogardy spojrzenie siedzącym w przedziale Huncwotom. Drzwi się zamknęły, a kroki w korytarzu ucichły.<br />
- Zmieniła się, prawda? - spytał z podziwem w głosie James. Nadal patrzył na znicza, ale inaczej niż wcześniej. Teraz mniej w jego ruchach było koncentracji, skupienia. Robił to jakby mimochodem, byleby czymś zająć ręce.<br />
- O kim mówisz? - spytał Peter.<br />
- Jak to o kim? - powtórzył Syriusz poirytowanym tonem. Przed chwilą zamknął oczy, szykując się do drzemki, ale słowa Jamesa go rozbudziły. - O Lily Evans.<br />
- Mówię, że od razu ją dostrzegłem. Jest inna i będzie moja - zaznaczył James, przewracając oczami. - Nie mówię, że chcę się z nią kiedyś ożenić, tylko zauważyłem, że naprawdę się zmieniła.<br />
- Chyba tylko fizycznie - prychnął Syriusz. Założył ręce na piersi i popatrzył w oczy przyjaciela. - Głupota widać jej została, skoro zdaje się z takim śmieciem jak Smarkerus.<br />
***<br />
Lily błyskawicznie wyjęła książkę, rozkładając na blacie wszystkie potrzebne ingrediencje. Uwielbiała eliksiry. Każda lekcja była dla niej swego rodzaju niekończącą się przygodą. Mogła w nich odnaleźć wszystko, co tylko chciała. W eliksirach zawierała się cała esencja uczuć. Miłość, nienawiść niewielkie flakoniki miały wielką moc.<br />
Tego dnia mieli uwarzyć eliksir przeciwskrzepny. Oczy jej się zaświeciły, gdy profesor Slughorn obwieścił to kilkanaście minut temu na początku lekcji. Czytała o nim przez przerwę świąteczną i uwarzenie go wydawało się mocno skomplikowane, ale zarazem stanowiło to idealną okazję do przetestowania swoich możliwości.<br />
- Lily.<br />
Zdążyła ukroić zaledwie pół korzonka z jemioły, gdy z lewej strony dobiegło ją ciche wołanie, gdzie nieopodal przy swoim kociołku siedział Severus. Gdyby ktokolwiek inny próbował z nią rozmawiać w trakcie lekcji eliksirów, pewnie naraziłby się na jej irytację. Założyłaby, że ktoś mniej zdolny lub bardziej leniwy zwyczajnie chce jej pomocy. Severusa jednak to nie dotyczyło.<br />
Zdawał się mieć on wspaniałą rękę do eliksirów. Potrafił otworzyć wszystkie receptury z podręcznika, a niektóre nawet wydawały się być nieco lepsze w jego wykonaniu.<br />
- Słucham? - mruknęła, pochylając się nad podręcznikiem. Zaczęła siekać drobno owoce dżaspiru.<br />
Nie doczekała się odpowiedzi Severusa, więc popatrzyła na niego.<br />
- Coś się stało? - spytała, widząc ciemne oczy wpatrzone w siebie.<br />
Severus zaczerwienił się, spuszczając wzrok na drobne posiekaną jemiołę na swoim blacie.<br />
- Nie, wszystko w porządku.<br />
Zmarszczyła brwi. Mogła wiele powiedzieć o tej sytuacji, ale na pewno coś było nie w porządku.<br />
- Co się dzieje? - powtórzyła pytanie, próbując ukryć irytację. Wolałaby się skupić na ważeniu eliksiru, kartkowaniu podręcznika, zostawiając rozmowę na później. W końcu klasa nie wydawała się idealnym miejscem na wyznania. Zgnębiona twarz Severusa jednak skłaniała ją do zignorowania tego wszystkiego; on był ważniejszy niż dzisiejsza lekcja.<br />
- Ja... Tak chciałem zapytać...<br />
- Tak?<br />
- Czy ty zamierzasz się z nim umówić? Słyszałem, że znowu próbował cię zagadywać przy śniadaniu dzisiaj.<br />
Teraz policzki Lily pokryły się rumieńcem. Pochyliła się nad swoim kociołkiem, nie dając Severusowi szansy na zauważenie tego. Włosy opadły na jej twarz. Wiedziała, że da jej to chwilę na opanowanie własnych emocji. Wiedziała, co chciał usłyszeć Severus. Chociaż siedział obok niej, niemal mogła to poczuć. Wszystko jednak nie było tak łatwe do zaszufladkowania.<br />
Nienawidziła sposobu w jaki James Potter traktował ludzi. Za przykład mogłaby postawić chociażby Severusa, którego traktował jak najgorszego śmiecia. Wyzywał, dokuczał i stale zawstydzał. Odkąd zaczęli piątą klasę, zaczynało się to coraz bardziej nasilać, aby przybrać wręcz postać prześladowania, czemu Lily czuła się częściowo winna.<br />
Gdy Potter pierwszy raz, zaprosił ją na randkę, myślała, że się przesłyszała. Stanęła z szeroko otwartymi ustami i mętlikiem w głowie. Wtedy odpowiedzią była odmowa podobnie jak za każdym następnym razem przy wszystkie ostatnie miesiące. Lily nie potrafiła dostrzec w nim świetnego przyjaciela reszty Huncwotów czy najlepszego szukającego Gryffindoru*, bowiem umiała widzieć tylko same wady - pyszałkowatość, brawurę, lekkomyślność i godny pożałowania stosunek do ludzi.<br />
Było więc mnóstwo powodów, dla których umawianie się z Jamesem Potterem pozostawało dla Lily Evans w świecie abstrakcji. Mówiła o tym Severusowi, mówiła wielokrotnie. Przekonywała go, że obecnie wcale nie potrzebny jej chłopak, bo nie zamierzała w pogodni za modą w Hogwarcie szukać sobie drugiej połówki. Wolała się skupić na nadchodzących egzaminach, działaniu w Klubie Gargulkowym czy obowiązkach prefekta. Chociaż czas miała wypełniony obowiązkami, nie narzekała na to.<br />
Gdyby jednak teoretycznie znalazł się ktoś wart jej uwagi, pewnie - pozostając przy czysto teoretycznych rozważaniach - znalazłaby dla tego tego kogoś czas w swoim rozkładzie zajęć. Najpierw jednak musiałaby spotkać jakiegoś chłopaka o podobnych przekonaniach, który lubi eliksiry czy transmutacje i wie kiedy mówić, a kiedy milczeć. Pewnie gdyby taka osoba ją zaprosiła do Hogsmeade nie odrzuciłaby tego tak zdecydowanie, jak to się stało w przypadku końskich zalotów Pottera.<br />
- Rozmawialiśmy już o tym - powiedziała zdecydowanym tonem, odwracając się ku Severusowi. - Odmówiłam mu wiele razy, więc dlaczego nagle miałabym zmienić zdanie?<br />
Severus mruknął coś, co brzmiało podejrzanie blisko jak ,,qudditch." Lily z trudem powstrzymała się od wywrócenia oczami.<br />
- Tyle razy mówiłam ci, że nawet nie rozumiem zasad tego całego qudditcha... Miotły, tłuczki nie, podziękuję. Koszykówka czy piłka nożna to według mnie można nazwać prawdziwym sportem.<br />
Severus nadal jednak nie wyglądał na przekonanego. Cóż, pomimo wieloletniej przyjaźni on wciąż chyba nie potrafił docenić drzemiącego w niej ducha dziecka mugoli, które poznało sport zanim poznało magię, skoro nie widział, że qudditcha był jej kompletnie obojętny.<br />
- Za miesiąc będą egzaminy. Lepiej na tym się skupmy - zaproponowała, zakładając włosy za ucho.<br />
Severus nie wyglądał na przekonanego; pewnie liczył na długi wywód z jej strony, w którym szczegółowo umówiłaby wszystkie wady Jamesa Pottera, wyszczególniając jego błazenady i głupotę.<br />
Jednak Lily była już tym zmęczona. Zaczynało brakować jej cierpliwości na ciągłe powtarzanie tych samych słów.<br />
Słów, w które on najwyraźniej wcale nie chciał uwierzyć.<br />
- Może zmienimy temat? - zaproponowała Lily, zaciskając dłoń na nożyku. Krawędź lekko wbijała się w jej skórę. Nie na tyle mocno, aby ją zranić, ale nacisk był wystarczający do skupienia się na tym. - Może teraz porozmawiamy o tobie?<br />
- O mnie?<br />
Zaskoczony Severus zrobił krok w jej stronę. Nawet już nie próbował udawać, że obchodzi go ulubiona lekcja eliksirów.<br />
- Tak, o tobie - powtórzyła cicho Lily, rozglądając się wokół.<br />
Nie chciała, aby ktoś ich podsłuchał. Wszyscy jednak wydawali się dostatecznie zajęci swoimi eliksirami, a siedząca z jej drugiej strony Mary z wściekłą miną wertowała podręcznik. Slughorn na szczęście nadal siedział przy swoim biurku, gdzie czytał listy, zapewne od swoich dawnych uczniów.<br />
- Może powiesz mi co planujesz.<br />
- Lily...<br />
- Co chcesz powiedzieć? Że ja powinnam się ci tłumaczyć, mówić wszystko, słuchać, ale ciebie to nie dotyczy. Ja mówię, a ty i tak mnie ignorujesz.<br />
- Lily, to nie tak...<br />
- Sev, nawet nie próbuj - warknęła, mrużąc oczy. - Prosiłam, abyś się z nimi nie zadawał. Prosiłam, Sev.<br />
Od października kłócili o się o dwie kwestie. Jedną z nich był Potter i temat ten zaczynał już nudzić Lily. Druga sprawa jednak nadal ją poruszała. Martwiła się, a lekceważący stosunek Severusa do tej kwestii jeszcze mocniej ją denerwował. W takich chwilach czuła jedynie bezsilność.<br />
Gdy zaczął się zadawać ze Ślizgonami ze swojego dormitorium, początkowo cieszyło ją to. Wreszcie ktoś poza nią w Hogwarcie dostrzegł, jak wspaniały jest Severus. Nie trwało to jednak długo. Dziwne żarty, okrucieństwo, niechęć do mugoli i pasja do czarnej magii sprawiły, że Avery czy Mulciber przestali jej się wydawać odpowiednimi osobami dla Snape'a. Przerażali ją. Nie chciała ich obok niego. On nie był taki jak oni. Severus był dobry, podczas gdy w nich czaiło się okrucieństwo.<br />
Jednak sam Snape nie potrafił tego dostrzec. A może zwyczajnie nie chciał tego widzieć? To właśnie Lily najbardziej bolało. Mówił, że ma rację, ale potem i tak przemykał z nimi szkolnymi korytarzami, łamiąc jej serce. Za każdym razem gdy widziała ich razem bała się coraz bardziej. Lękała się, że go zmienią, że w końcu jednak stanie się jak oni. Przemoc stanie się zabawą, a mugolaki nic nie wartymi szlamami.<br />
Wstydziła się swoich myśli. Jak w ogóle mogła tak pomyśleć? Severus nie był taki. Severus nigdy, przenigdy by nikogo tak nie nazwał. On wcale nie dzielił ludzi na czystej krwi i szlamy. Umiał widzieć więcej, o czym świadczyła chociażby ich przyjaźń. Nie, Severus zdecydowanie nie byłby zdolny do takiego okrucieństwa.<br />
- Lily, przepraszam, ale to wcale nie tak. Nie mów tak, jakby miało to nas poróżnić. Nie mogę znieść myśli, że mógłby cię stracić. Dlatego krzycz i złość się, ale nie odchodź. Nigdy.<br />
Lily podniosła ku niemu zielone oczy. Kojarzyły mu się z przyrodą, lasem, czystością. Zawsze gdy w nie patrzył czuł łaskotanie w żołądku.<br />
- Sev, po prostu nie zadawaj się z nimi. Przy nich stajesz się kimś zupełnie innym, kimś, kto ma wspólnego z moim najlepszym przyjacielem. Nie pozwól, abyś się przez nich zmienił w kogoś, kim wcale nie chcesz być.<br />
___________________________________________<br />
*- małe odstępstwo od kanonu. Dla mnie James był (odkąd przeczytałam HPiZF) szukającym, bo idiotyzmem w czystej postaci wydaje mi się bawienie zniczem, jeśli nie jest się szukającym.<br />
<br />
<br /></div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-7221980334709421582016-10-27T20:53:00.001+02:002016-10-27T21:33:03.020+02:00Wszystko dla Lily: 4. Przyjaźń<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG0c9R_S7O3Wd8vdGFboVMXf-UgMWsCI0qemwNPtwc_jJuLT__Uu8-hBNFdbNt4CoZVDwweaYfRTKK6MH1fGvHBWxUjKsaDsWWUIjaXXzfPQNOz-g5pbNRDb8Ays_mLDg2J2yeJhtVcT0/s1600/f7ffe28b0e5e94bb23d50e1618c93b55bbef6df1_hq.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="161" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgG0c9R_S7O3Wd8vdGFboVMXf-UgMWsCI0qemwNPtwc_jJuLT__Uu8-hBNFdbNt4CoZVDwweaYfRTKK6MH1fGvHBWxUjKsaDsWWUIjaXXzfPQNOz-g5pbNRDb8Ays_mLDg2J2yeJhtVcT0/s400/f7ffe28b0e5e94bb23d50e1618c93b55bbef6df1_hq.gif" width="400" /></a></div>
Ciemny korytarz na piątym piętrze wydawał się zupełnie opuszczony. Noc pochłaniała wszystko swą ciemnością. Bibliotekę zamknięto kilka godzin temu i większość jej użytkowników teraz spokojnie spała w swoich dormitoriach, śniąc o Czekoladowych żabach i jutrzejszych lekcjach.<br />
<a name='more'></a>Oni pewnie też może skusiliby się na tę możliwość, ale mieli plan, który nie mógł zostać zrealizowany w innych sposób niż dzięki nocnym włóczęgom. To był główny powód, dlaczego stali o północy za drzwiami biblioteki zamiast spokojnie spać w swoich łóżkach. Chociaż obydwaj uwielbiali nocne włóczęgi, gdyby mogli sobie wybrać destynację, na pewno nie byłaby nią biblioteka. Królestwo pani Pince kojarzyło im się ze zbyt wieloma ograniczeniami, nudą i wszystkim, czego szczerze nienawidzili. Gdyby mogli wybierać pewnie wybór padłby na Hogsmeade, które wciąż kusiło ich coraz to nowymi możliwościami.<br />
- Myślisz, że nie ma tam tego głupiego kocura? - mruknął Syriusz, przysuwając głowę jeszcze bliżej drzwi, jakby miało mu to w czymś pomóc.<br />
James pokręcił głową. Kot Filcha był jednym z tych wyjątkowo natrętnych stworzeń, których zachowanie stanowiło dla niego zagadkę. Zwierzę zdawało się mieć wyjątkowo złośliwe usposobienie, jakby szlabany wlepiane przez woźnego uczniom sprawiały mu jakąś przewrotną satysfakcję. <br />
- Może chodźmy? - dodał po dłuższej chwili James, gdy nie usłyszeli z korytarza żadnego dźwięku. Dwa opasłe woluminy zdjęte wcześniej z półek biblioteki zaczynały się robić nieprzyjemnie ciężkie dla jego rąk.<br />
- Chodźmy. - Wzruszył ramionami Black, a jego czarne oczy rozbłysły. - W końcu bez ryzyka nie ma zabawy.<br />
James zaczął się szczerzyć, przybijając przyjacielowi piątkę. Otworzywszy drzwi, zaczęli się rozglądać wokół. Różdżki trzymali w uniesionych dłoniach.<br />
Nie zamierzali dać się nikomu zaskoczyć. Znali zagrożenia nocnych wędrówek po zamku. Największym z nich było ryzyko spotkania kogoś na szkolnych korytarzach. Chociaż mieli na to swój sposób w postaci peleryny-niewidki, którą James zabrał ojcu z biurka, to i tak starali się zachować maksimum ostrożności. Niepotrzebny był im dzisiaj jeszcze jeden szlaban, skoro następny tydzień mieli zajęty u McGonagall, a kolejny u Slughrona.<br />
Wyszli z biblioteki, próbując cicho zamknąć drzwi, które zaskrzypiały żałośnie. James pocieszył się w myślach, że niemożliwe, aby ten dźwięk obudził wszystkich w zamku. Nie, zapewne co najwyżej połowę uczniów i nauczycieli. Machnęli różdżkami, zamykając bibliotekę.<br />
- Chyba nikogo tu nie ma.<br />
Choć głos Jamesa był niewiele głośniejszy od szeptu, brzmiał niczym krzyk w opuszczonym korytarzu. Ruszyli w lewo, spokojnie wpatrując się w ciemność. Zdążyli zaledwie dojść do zakrętu za biblioteką, gdy kilkanaście stóp od nich rozległo się przeraźliwie miauczenie. Rudy kot jak zwykle pojawił się tam, gdzie nikt nie miał go ochoty zobaczyć.<br />
James niemal jęknął ze zniecierpliwienia, ale w porę dostrzegł w ciemności twarz Syriusza. Black położył sobie palec na ustach, najwyraźniej uznał, że udawanie, że wcale ich tu nie ma to najlepszy pomysł na uniknięcie kłopotów.<br />
- Co zobaczyłaś, kochana? - Czuły, troskliwy głos Filcha wydawał się równie dziwną rzeczą, co czułe słówka kierowane do kota, któremu bliżej było do futrzanej bestii, a nie ulubionego pupila.<br />
Filch był już blisko światło z trzymanej przez niego latarni oświetliło miejsce, gdzie stali Syriusz i James, ale nie zobaczył tam nic podejrzanego, więc podszedł dalej, mówiąc do kota. Jego skrzekliwy głos jeszcze długo niósł się po korytarzu, zanim kompletnie zniknął w oddali.<br />
- Uff, było blisko - odetchnął z ulgą James, gdy ruszyli w stronę przeciwną do Filcha.<br />
- Zawsze jest blisko - wyszczerzył się Syriusz, a jego słowa spowodowały, że obydwaj zaśmiali się cicho.<br />
Ruszyli ciemnym korytarzem, idąc bez słowa. Skręcili za posągiem uzbrojonego rycerza i skręcili w lewo, mijając kolejne miejsce w którym lubił czaić się Filch.<br />
- Może zajdziemy jeszcze do kuchni? - zaproponował niespodziewanie James.<br />
Syriusz pokiwał głową. Pomysł był świetny, zwłaszcza że od kolacji minęło kilka godzin, do śniadania zostało ich jeszcze więcej, a oni mieli jeszcze kilka rzeczy do przećwiczenia. Zapowiadała się długa noc.<br />
Przemknęli głównym korytarzem, skręcając tuż przed Wielką Salą. Przeszli następny korytarz i doszli do obrazu z narysowaną gruszką, którą połaskotali.Gdy otworzyły drwi do kuchni i przez chwilę obserwowali zapracowane skrzaty domów. Stworzenia zdawały się wypełniać każdy kąt pomieszczenia. Wszystkie były nieco do siebie podobne z olbrzymimi wyłupiastymi oczami i za dużymi uszami.<br />
Syriusz chrząknął, a stojący najbliżej skrzat zapiszczał.<br />
- Możemy dostać trochę jedzenia, Sprawku? - zapytał James skrzata, którego imię poznali kilka miesięcy temu. Od tamtej pory stali się stałymi bywalcami kuchni w Hogwarcie. Chociaż na pytanie Remusa, czy nie łatwiej najeść się podczas posiłków w Wielkiej Sali, zawsze przyznawali mu rację, potem i tak tutaj wracali.<br />
- Oczywiście, oczywiście, panie Potter, panie Black! - Głos skrzata przypominał skrzeczenie wron, a jego dług nos niemal dotknął podłogi, gdy zaprezentował im swój szeroki ukłon.<br />
Później gdy wychodzili z kuchni, mieli znacznie lepszy humor, co sprawiło, że droga do dormitorium wydawała im się znacznie krótsza niż zwykle. Skrzaty nie tylko ofiarowały im gorący posiłek, ale też zaopatrzyły ich w mnóstwo ciast i drobnych przekąsek, które teraz ledwo nieśli w rękach.<br />
- Znalezienie drogi do kuchni to jedno z naszych największych osiągnięć - stwierdził James, gdy przeszli przez pusty pokój wspólny.<br />
- Zdecydowanie zgadzam się z tym. To lepsze niż tajne przejście na trzecim piętrze albo opustoszała klasa na parterze - odpowiedział Syriusz, ostrożnie wchodząc po schodach z trzymaną przez siebie w rękach piramidką, na którą składały się skradzione z biblioteki książki i cały stos ciastek podarowanym im przez skrzaty.<br />
Zastukali dwa razy do pierwszego dormitorium z napisem<i> IV rok</i>, czekając aż drzwi się otworzą. Stosunkowo niedawno zaczęli wymyślać rozmaite kody. I chociaż pewnie jeszcze niedawno wydawałoby im się to dziecinadą, teraz nie chcieli zaliczyć żadnej wpadki. Ryzykowali zbyt wiele, aby pozwolić sobie na zwyczajną głupotę.<br />
- Wchodźcie - szepnął Peter, otwierając drzwi.<br />
James i Syriusz szybko weszli. Ostrożnie zdjęli ciastka, a następnie zrzucili książki na łóżko stojące najbliżej drzwi. Pokręciwszy się chwilę pokoju, obydwaj usiedli na podłodze, chwytając po ciastku w dłoń.<br />
- Widzę, że byliście w kuchni - bardziej stwierdził niż zapytał Remus i podrapał się po zadrapanym policzku, pamiątce po ostatniej pełni.<br />
- Nie mogliśmy się oprzeć - wyznał Syriusz, podając Peterowi ciastko. Wyciągnął rękę w stronę Lupina, chciał mu dać następne, ale Remus tylko pokręcił głową, po czym spytał:<br />
- Przynieśliście? Udało wam się?<br />
- Oczywiście, że się udało - odpowiedział pewnym siebie tonem James, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Syriuszem. - Niewiele brakowało, abyśmy mieli bliskie spotkanie z Filchem i jego kocicą, ale - zrobił dramatyczną pauzą - oczywiście udało nam się wyjść cało z opresji. Jak zawsze - dodał, zastanowiwszy się i wybuchnął śmiechem z Syriuszem i Peterem.<br />
Twarz Remusa pozostała poważna, gdy po raz kolejny zapytał:<br />
- Jesteście pewnie, że chcecie to robić?<br />
Leżący na łóżku Peter, jęknął, połykając kolejne ciastko.<br />
- Przecież mówiliśmy, że tak. Remusie, daj spokój.<br />
- Będzie wspaniale.<br />
Syriusz przytaknął, ale Remus nie wyglądał na przekonanego. James widział, że męczy go ta sytuacja. Od początku był sceptycznie nastawiony do ich planu, ale po ostatnich wydarzeniach niemal zdawał się chcieć ich powstrzymać. Z tym, że oni nie mieli zamiaru przestać. Nie dopóki osiągną sukces.<br />
Od chwili gdy dowiedzieli się futerkowym problemie Remusa, nie ustawali w wysiłkach. Chcieli znaleźć sposób, aby móc z nim być, towarzyszyć mu w czasie pełni. Liczyli, że ich obecność mogłaby mu pomóc przetrwać ten ciężki okres, a zarazem z całych serc pragnęli wykorzystać niespotykaną dotąd szansę przeżycia nowych przygód.<br />
To przywiodło ich do miejsca, które kojarzyło im się z nudą. Biblioteka na kilka miesięcy stała się ich domem. Czytali, przeglądali i coraz bardziej wątpili. Eliksiry, zaklęcia, dziwne rytuały - nic zdawało się nie pasować do tego, co chcieli osiągnąć.<br />
W końcu wrócili do początków. Zwątpili, gdy zdali sobie sprawę, że zapomnieli o najprostszym sposobie. Animagia. Transmutacja idealnie odpowiadała ich potrzebom. Nie musieli do tego mieć żadnych składników na skomplikowane eliksiry, mogli sobie darować ćwiczenie zaklęć, które i tak nie dawały rezultatów. Pozornie znaleźli sposób do czasu, gdy cała czwórka uświadomiła sobie, że jedynym mankamentem planu jest sama transmutacja. Żaden z nich dotychczas nie miał styczność z animagią.<br />
Zaczęli ćwiczyć jeszcze w drugiej klasie, gdy zaczęły się zbliżać egzaminy. Pierwsze nieporadne próby kończyły się fiaskiem, gdy patrząc na siebie próbowali się skoncentrować. Śmiech zastępował namysł. W trzeciej klasie zaczęli powoli widzieć światełko w tunelu, gdy Syriusz transmutował swoją nogę. Teraz w czwartej byli bliżej sukcesu niż kiedykolwiek. Udawało im się zamienić niemal całe swoje ciało. Zmienić się. Ich pierwsze próby trwały krótko, ale niemal udawało się, sukces był na wyciągnięcie ręki. Albo tak przynajmniej chcieli myśleć do czasu, gdy kilka tygodni temu Peter miał problem z transmutowaniem swojego ogona.<br />
Próbowali wszystkich znanych zaklęć w zaciszu swojego dormitorium, zanim poszli rano do pani Pomfrey. Zapytani, kto to zrobił Peterowi za sprawców wskazali bliżej sobie nieznanych Ślizgonów z wyższych lat. Peter wyzdrowiał w ciągu pięciu dni, ale Remus stanowczo zabronił im dalszych prób.<br />
Syriusz i James znaleźli jednak sposób na przekonanie go. Zaproponowali mu, aby zapytał on McGonagall o jakieś książki o transmutacji. Syriusz i James wiedzieli, że gdyby oni spróbowali porozmawiać z nauczycielką cała sprawa wydawałaby się mocno podejrzana. Remusa jednak trudno było podejrzewać o cokolwiek złego, a jego największym wykroczeniem była przyjaźń z ich trójką.<br />
Wygrali. Tego dnia mieli trzecią w tym tygodniu wycieczkę do biblioteki po książki o transmutacji ludzkiej. Z każdą kolejną wyprawą sięgali po te bardziej zaawansowane, chcieli wiedzieć jak najwięcej, zwłaszcza że Remusa widocznie uspokajał się, czytając o efektach, jakby miało dać mu to gwarancje, że nic nie stanie się ich trójce.<br />
James wstał z łóżka i podszedł do Remusa, który stał teraz z niepewną miną na środku dormitorium.<br />
- Nie próbuj więcej protestować. Nie damy się przekonać. Zamierzamy zostać animagiami, zostaniemy nimi. Sądzę zresztą, że zrobimy to szybciej niż ten kretyn Avery z Slytherinu skończy szkołę albo Smarkerus umyje włosy.<br />
- Przyjaciele na zawsze - zironizował Syriusz, ale dziwnie łagodnym tonem pozbawionym buty, arogancji, z którą odnosił się do wszystkich.<br />
- Pewnie, że przyjaciele - zgodził się Peter, uśmiechając szeroko.<br />
James popatrzył na całą trójkę; wzruszonego Remusa, dziwnie cichego Syriusza i uśmiechniętego i uśmiechniętego Petera, po czym odezwał się:<br />
- Nie ma w życiu nic cenniejszego niż przyjaźń. Mam nadzieję, że zawsze będziemy o tym pamiętać.<br />
<br />
_______________________<br />
W następnym kolejny rok, ale nie wiem, kiedy go dodam (chociaż już niemal gotowy).<br />
Październik niemal minął, a ja mam wrażenie, że wciąż tkwię z głową w chmurach. Cóż, chyba najwyższa pora na powrót do rzeczywistości. Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-10092408499516433622016-10-21T16:37:00.003+02:002017-07-16T15:21:02.817+02:00Wszystko dla Lily: 3. Hagrid<div style="text-align: right;">
<i>styczeń, 1973</i></div>
To żadna zabawa!<br />
Głośny krzyk Syriusza echem rozniósł się po błoniach. Wiatr zawiał mocniej, jakby na przekór, a ostatnie liście zawirowały w powietrzu. Unosiły się lekko niczym piórka, by zakończyć swój taniec nad ziemią i z wdziękiem opaść na ziemię.<br />
James popatrzył na to wszystko, próbując powstrzymać ogarniającą go złość. Spokojnie, powiedział sobie w myślach. Poprawił okulary i rozejrzał się wokół. Tego popołudnia niewielu uczniów zdecydowało się na przechadzkę po błoniach. Jedynie gdzieniegdzie nad jeziorem czy pod rozłożystymi drzewami tkwiły grupki uczniów, którzy niecierpliwie przestępowali z nogi na nogę, jakby miało im to dać jakąkolwiek ochronę przed zimnem.<br />
<a name='more'></a>- Co według ciebie jest zabawą? - zapytał Potter, starając się ukryć zniecierpliwienie.<br />
Wcisnął ręce w kieszenie i spojrzał na Syriusza. Peter stał obok, rozcierając zziębnięte dłonie. Remusa jak zwykle z nimi nie było, nie mogło, skoro przypadała ta szczególna pora miesiąca.<br />
- Na pewno nie to - odparował Black.<br />
- Do pewnych rzeczy spryt i pomysłowość nie wystarczy. Potrzebna jest cierpliwość.<br />
- Sugerujesz, że nie potrafię być cierpliwy?<br />
- Uspokójcie się - zaoponował Peter. Przestał pocierać dłonie i podrapał się po policzku, jak czynił za każdym razem, gdy odczuwał zdenerwowanie.<br />
- Nie, Peter, myślę, że musimy to wyjaśnić - zaoponował James. - Syriuszu, chyba nie myślałeś, że szybko i bez najmniejszego wysiłku znajdziemy sposób, aby towarzyszyć Remusowi? To nie podstawienie nogi Smarkerusowi, nie ozdobienie drzwi Wielkiej Sali. To coś o wiele większego, dlatego nie na miejscu są takie zachowania. <br />
- Myślałem, że... Myślałem, że szybciej to opanujemy - mruknął Syriusz zrezygnowanym tonem.<br />
Złość Jamesa natychmiast przeszła. Naprawdę rozumiał przyjaciela. Jak mógłby się denerwować na kogoś, kto pod maską zniecierpliwienia ukrywał gorycz porażki? Znał już wystarczająco dobrze Syriusza, żeby wiedzieć, co znaczyły jego błazenady. Pod arogancją i żartami kryła się samotność, której dotąd nic nie potrafiło przepędzić.<br />
- Opanujemy - powiedział James.<br />
- Mam nadzieję - mruknął ponuro Syriusz<br />
- Co ty tutaj, nicponie jedne. kombinujecie?<br />
Wszyscy trzej drgnęli, odwracając się. Od strony niewielkiego domku stojącego na skraju Zakazanego Lasu zbliżał się do nich olbrzymi mężczyzna. Kiedyś, na początku szkoły żartowali, że musi tam mieszkać prawdziwy olbrzym.<br />
Gdy później spotkali gajowego Hagrida na szkolnym korytarzu, okazało się, że w sumie niewiele się pomylili.<br />
- Co tutaj robicie? - spytał Rubeus Hagrid donośnym głosem.<br />
James szybko odwrócił się i spojrzał w ciemne oczy Syriusza, z którym wyczytał to samo, co jemu przemknęło właśnie przez głowę. Może dzisiaj trzeba było zostać w zamku, zamiast wychodzić na błonia i najwyraźniej pakować się w kolejne kłopoty.<br />
Zazwyczaj nigdy nie mieli wystarczająco przygód. Nieustannie wręcz dążyli do poszukiwania kłopotów, z upodobaniem łamiąc kolejne punkty szkolnego regulaminu. Sprawiało im to przewrotną satysfakcję, której nie mogły im odebrać najrozmaitsze kary.<br />
Teraz jednak coś się zmieniło. Nadal byli beztroscy - jak to Huncwoci - wciąż psocąc. Robili to co zawsze, przekraczając granice niemożliwego. Gdy jednak uderzali o krawędzie rzeczywistości, wtedy działo się coś nowego. Teraz czuli odpowiedzialność. Za swoją przyjaźń, za skrywane sekrety.<br />
- My tylko przechodziliśmy - wyjąkał Peter, robiąc krok do tyłu.<br />
- Wcale nie - powiedział stanowczo James. Wzruszyła ramionami, dostrzegając przerażone spojrzenie Pettigrew. - Chodzi mi o to, że przecież nie robimy nic złego. Możemy sobie tutaj stać<br />
- I nie musimy się tłumaczyć - dodał Syriusz.<br />
Zaskoczony Hagrid przyjrzał się uważniej całej trójce, których szaty wskazywały na przynależność do Gryffindoru. Szczupły okularnik patrzył na niego uważnie, bez cienia lęku. Obok niego stał wyprostowany wysoki chłopiec o kruczoczarnych włosach. Gdzieś jakby obok tej dwójki kulił się grubasek o rumianych policzkach, obserwując całą sytuację z niepokojem.<br />
- Nie robimy nic złego - powtórzył okularnik, czochrząc swoje włosy.<br />
Hagrid roześmiał się, słysząc to bojowe zapewnienie.<br />
- Pewnie, że nie robicie. - Klepnął chłopca w plecy, mówiąc te słowa. - Zapraszam was chłopcy na herbatkę.<br />
- Herbatkę?!<br />
Cieniutki głosik Petera rozniósł się echem po błoniach, gdy James wciąż próbował zaczerpnąć powietrza po solidnym klepnięciu Hagrida.<br />
- To żart? - zapytał hardo Syriusz, ale brakowało w jego głosie brawury.<br />
Szybko jednak przekonali się, że Hagrid nie żartował, gdy kilkanaście minut później siedzieli w chatce olbrzyma, kuląc się na niewielkiej kanapie. W kącie bawiły się trzy szczeniaki, które jak pół-olbrzym powiedział dostał od znajomego i jeszcze nie znalazł im domów.<br />
- Cholibka, zimno dzisiaj - zawyrokował Hagrid, podając im wyszczerbione szklaneczki z herbatą.<br />
- Faktycznie pogoda nieciekawa - zgodził się James. - Aż chciałoby się wypić kolejną szklankę herbaty.<br />
Twarz Hagrida rozpogodziła się z uśmiechu, a James z trudem opanował chęć wybuchnięcia śmiechem. Dorośli z niezrozumiałych dla niego powodów uwielbiali rozmawiać o pogodzie, narzekać na nią. Zgadzanie się z nimi w tej kwestii było podstawową kwestią, która nie podlegała żadnej dyskusji.<br />
Jeśli samotne dzieciństwo ze starszymi rodzicami miało go czegokolwiek nauczyć, to niewątpliwie dobrze odrobił lekcje z rozmów o pogodzie.<br />
- Ty mi się podobasz - powiedział Hagrid, celując potężnym palcem w Jamesa. Maleńka szklaneczka zachybotała w jego dłoni, gdy nią machnął. - Nie z każdym da można se taką pogawędkę uciąć, co nie?<br />
James zerknął na przyjaciół; Peter był lekko zielony na twarzy po wypiciu całej herbaty, a może zaszkodził mu obiad? Syriusz wydawał się znudzony, Miał tę swoją wyniosłą minę, jakby myślał, że szkoda jego cennej energii to, co się dzieje wokół.<br />
Obydwaj wydawali się zdystansowani od rozmowy i wyraźnych wysiłków Hagrida, aby nawiązać rozmowę. James jednak nie zamierzał postąpić tak samo.<br />
- Chyba was już widziałem kiedyś. - Hagrid podrapał się po brodzie. - Pewnie szwendaliście się po Zakazanym Lesie, co nie chłopaki? - zarechotał z własnego dowcipu.<br />
James zamarł, kopiąc w kostkę Petera, z którego ust wydobył się cichy jęk. Naprawdę coraz lepiej, pomyślał.<br />
- Nie, mamy jeszcze wystarczająco punktów szkolnego regulaminu do złamania, zanim się weźmiemy za Zakazany Las - odpowiedział Syriusz.<br />
Ta deklaracja wyraźnie rozbawiła Hagrida, który roześmiał się, klepiąc w pokaźne udo.<br />
- Jak się nazywacie, chłopaki? Bo cholibka, mam wrażenie, że z zachowania to niezłe z was huncwoty.<br />
Cała trójka wyprostowała się. Na ich twarzach pojawiły się uśmiechy. Utracona pewność siebie nagle powróciła.<br />
- Huncwoci. Huncwoci to my.<br />
***<br />
Czekał na nią już piętnaście minut.<br />
Nigdy się nie spóźniała, ba, zawsze starała się być przed czasem, co jego samego mobilizowało do pojawiania się jeszcze wcześniej. Nie chciał pozwolić, by to ona na niego czekała. Zawsze wydawało mu się to niewłaściwe, jakby coś takiego nie powinno mieć miejsca.<br />
Zwykle więc spotykali się wcześniej - kwadrans lub dwa - niż się umówili. Lily zawsze wtedy odgarniała włosy za ucho, uśmiechała i mówiła, że chyba obydwoje mają problemy z zegarkami, skoro nie potrafią przyjść punktualnie.<br />
Rozejrzał się wokół. Czekał w kolejce do Hogsmeade, dokąd wybierał się razem z Lily, ale wyjście bez niej nie wydawało mu się dobrym pomysłem. Nie dość, że cały wypad stał się nagle mało atrakcyjny, to jeszcze zaczynał się o nią martwić, o to co było przyczyną jej spóźnienia.<br />
- Przepraszam, że się spóźniłam - wysapała zdyszana Lily, spojrzała w stronę woźnego, który sprawdzał pozwolenia uczniów na wyjście i popatrzyła na Severusa: - Idziemy?<br />
Zdążyli odczekać na swoją kolej, minąć wyjście z Hogwartu i dojść do połowy drogi do Hogsmeade. Szli wolno, nie spiesząc się, pozwalając, by wyprzedziło ich kilka grupek uczniów. Nikogo nie było wokół, gdy Severus zdawał tak ważne dla siebie pytanie:<br />
- Co się stało? Nigdy się nie spóźniasz.<br />
Początkowo miał ochotę spytać o więcej rzeczy takich jak jej zaczerwienione oczy, nienaturalnie rumiane policzki czy wyraźnie zachrypnięty głos. Nie zrobił jednak tego. Wiedział, że Lily nie lubi nacisków. Zmuszanie jej do czegokolwiek było zupełnie bezcelowe.<br />
- To... To nic takiego - powiedziała Lily, spuszczając wzrok na swoje rękawiczki. Szarpnęła z nich wystającą nitkę. - Znasz mnie i wiesz, że zawsze przejmuję się sprawami, na które nie mam wpływu. Porozmawiajmy lepiej o tym, co będziemy dzisiaj robić w Hogsmeade.<br />
- Lily...<br />
- Dobrze, powiem ci - ustąpiła Lily, wzdychając. Po minie Severusa widziała, że tym razem jej nie odpuści i będzie się starał dowiedzieć, co tak mocno ją wytrąciło z równowagi. - Dostałam dzisiaj list.<br />
- List z domu - domyślił się Snape.<br />
- Tak, z domu. Mama pisała o urodzinach Petunii...<br />
Zacisnął dłonie w pięści, starając się nie wybuchnąć. Wiedział, że Lily nie byłaby zadowolona, gdyby zaraz wprost powiedział jej, co myśli o jej durnej siostrze o ptasim móżdżku.<br />
- ...i jest mi smutno, że mnie tam nie ma. Mija trzeci rok, a ja nadal nie mogę przywyknąć do myśli, że ona mnie niena... że za mną nie przepada. Pewnie nawet gdybym mogła być teraz w domu, nie zaprosiłaby mnie na swoje urodziny. - Kopnęła kamyk na drodze.<br />
- Lily...<br />
- Wiem co powiesz. - Spojrzała na niego ze złością. - I wcale nie mam zamiaru słuchać.<br />
- Lily, musisz mnie posłuchać...<br />
- Severusie, nie - zacisnęła usta. - Wiem, że zwykle miewasz rację. Wiem, że martwisz się o mnie. Tym razem jednak chodzi o coś, czego nie rozumiesz. Nie masz rodzeństwa, więc nie wiesz, jak to jest, gdy ktoś jest ci bliski, a potem... A potem to wszystko niknie.<br />
- Nic nie zniknęło - zaprzeczył gorąco Severus - Lily, przecież wszystko masz tutaj. Sama mówiłaś, że kochasz Hogwart. Uczymy się czarów, pomyśl, jacy jesteśmy wyjątkowi. To naprawdę najlepszy czas w naszym życiu.<br />
- Mówisz, że powinnam zaakceptować to, że własna siostra mnie nienawidzi?<br />
Powątpiewanie w głosie Lily zelektryzowało Severusa.<br />
- Nie, chodzi mi tylko o to, że nie powinnaś się tak tym przejmować. Ona jest o ciebie zazdrosna, więc się nią nie przejmuj. Sama mówiłaś, że rodzice są z ciebie bardzo dumni. Pomyśl o nich, jak bardzo się cieszą z tego, że jesteś czarownicą.<br />
Lily zastanowiła się na moment. Rodzice faktycznie uwielbiali magię. Widzieli w niej uzupełnienie codzienności, wypełnienie szarych ram tego, co zwyczajne. Odkąd dowiedzieli się o jej magicznych zdolnościach zawsze ją wspierali i najchętniej rozgłosili całemu światu, jak wielki cud zdarzył się w ich rodzinie.<br />
Petunia jednak reagowała inaczej, wciąż widząc w niej źródło wszelkiego nieszczęścia. Demonstrowała więc swoim zachowaniem, jak bardzo nienawidzi młodszej siostry. Lily próbowała sama siebie przekonać, że to nic takiego. Petunia była o nią tylko zazdrosna i tyle, na pewno nie kryło się za tym nic więcej.<br />
Gdy jednak siostra wczoraj zwróciła prezent, który wysłała jej na urodziny, zrozumiała, że to coś więcej. To był zwyczajny koniec, czego od tak dawna nie potrafiła zaakceptować. Petunia najwyraźniej nigdy nie zamierzała zaakceptować faktu, że magia stanowiła część jej życia, że jest inna, ale przez to wcale nie gorsza.<br />
- Masz pewnie rację, Sev - powiedziała smutnym tonem.<br />
Ich rozmowy o jej siostrze zawsze kończyły się tak samo. Severus próbował ją przekonywać, jak okropną osobą jest Petunia, argumentował, że zachowuje się głupio i ona, Lily, nie ma powodów do odczuwania poczucia winy. Zwykle przyznawała mu rację, co nie znaczyło jednak, że to akceptowała. W głębi duszy nadal liczyła na coś innego. Marzyła, że pewnego dnia Petunia znowu będzie jej ukochaną Tunią.<br />
- Po prostu, Lily - zaczął Severus, chwytając jej rękę.<br />
Lily spojrzała na ich złączone dłonie, gdy z lewej strony rozległ się głośny śmiech. Poczuła, że na ten dźwięk palce Severusa zesztywniały. Ścisnęła jego dłoń, chcąc dodać mu odwagi.<br />
- Czego chcecie? - warknęła, odwracając się.<br />
Stali raptem kilka metrów dalej, cała czwórka. Napuszony Potter, arogancki Black, dziwnie osowiały Remus i wyraźnie ucieszony całą sytuacją Pettigrew. Byli ostatnimi osobami, które miała ochotę teraz spotkać. Tymi, które na pewno zamierzały skrzywdzić Severusa, jak to czyniły wielokrotnie w ciągu ostatnich lat.<br />
- Chcieliśmy się tylko przywitać - odparł Potter urażonym tonem, przeczesał palcami te swoje rozczochrane kudły, a Lily poczuła przemożoną ochotę walnięcia go w ten jego pusty łeb. - W końcu kultura to podstawa, prawda, Syriuszu?<br />
- Zgadzam się w zupełności - potwierdził Black. Wyjął różdżką i od niechcenia zrobił nią łuk w powietrzu.<br />
Severus odruchowo cofnął się o krok do tyłu; wyćwiczony ruch dla kogoś, kto zbyt wiele razy oberwał zaklęciem z różdżki Blacka.<br />
- Już się nas boi - parsknął śmiechem Potter.<br />
- Zamknij się! - krzyknął Snape. Jego policzki pokryły się purpurą.<br />
- Może czas na kolejną porcję zabaw? - zaproponował Black.<br />
- Wydaje ci się to zabawne? - spytała Lily. Niedowierzanie w jej głosie przeplatało się z oburzeniem. - Naprawdę dręczenie innych wydaje wam się zabawne?<br />
Popatrzyła na nich z obrzydzeniem. Potter czy Black najwyraźniej nie widzieli nic karygodnego w swoim zachowaniu. Robili co chcieli. Nie znali granic. Pettigrew z radością próbował ich naśladować, najwyraźniej nie dostrzegając nic nagannego w ich zachowaniu. Dziwiła się jednak Remusowi, który w milczeniu stał obok przyjaciół.<br />
Posłała Lupinowi zniesmaczone spojrzenie. Wątpiła, czy kiedykolwiek zrozumie, co było przyczyną jego bezwarunkowej akceptacji dla tych idiotów.<br />
- Dajcie nam spokój.<br />
- Nic nas nie obchodzi twój spokój, Evans - warknął Black.<br />
- Lily, jak chcą pojedynku...<br />
- Sev, nie - szepnęła Lily, kładąc mu dłoń na ramieniu. Wzrokiem poprosiła go o cierpliwość, by odpuścił, nie dał się sprowokować. Niechętnie kiwnął głową i wtedy Lily znowu odwracając się do Huncwotów. - Dajecie nam dzisiaj spokój.<br />
- Dlaczego niby? - spytał James.<br />
- Dlaczego? Może dlatego... - Lily udawała, że się waha, po czym roześmiała się dźwięcznie, patrząc w dal: - Może dlatego, że idzie tu profesor Flitwick?<br />
Potter zamierzał wyśmiać Evans, gdy przeczucie nakazało mu się odwrócić. Spojrzał przez ramię, dostrzegłszy maleńkiego profesora. To faktycznie zmieniało całą dynamikę sytuacji. On i Syriusz nie byli na tyle głupi, by zaczynać zabawę ze Snape'em na oczach nauczyciela.<br />
- Dziś ci odpuścimy, Smarkerusie - powiedział James łaskawym tonem. - Ale Snape nie myśl, że codziennie czekają cię takie święta.<br />
- Jesteś obrzydliwy, Potter - odgryzła się Evans.<br />
- Bo to nie koniec - krzyknął Black, gdy Evans i Snape powoli ruszyli do przodu, wyraźnie chcąc się od nich oddalić. - To dopiero początek.<br />
____________________________________<br />
Wybaczcie, że tak późno, ale pomimo dwóch lat studiowania, trzeci rok wcale nie jest łatwiejszy. Plus miałam problem z tym rozdziałem, bo kolejnych kilka jest gotowych od kilku miesięcy, a trójka długo była dla mnie problematyczna.<br />
Akcja rozwinie się wraz z kolejnymi rozdziałami, bo to nadal mimo wszystko dzieci.Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-69004292239967935432016-09-14T22:27:00.000+02:002016-09-16T23:11:38.751+02:00Wszystko dla Lily: 2. Wilkołak<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJBAki2uPu_w_3UgjM-OOiAQpYcjJ1hltdmeCiOEALCk_OP3f4yEQE0IkdTn-HkQDU1mp5BVdWldg0xujiFkbQQmUFt25W6Q51URh5GNitvCzroY6Hx8J5vHNStxB8U_w36xMYH-mKPLI/s1600/tumblr_mg0st1zqsv1qdqlhzo3_500.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="120" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJBAki2uPu_w_3UgjM-OOiAQpYcjJ1hltdmeCiOEALCk_OP3f4yEQE0IkdTn-HkQDU1mp5BVdWldg0xujiFkbQQmUFt25W6Q51URh5GNitvCzroY6Hx8J5vHNStxB8U_w36xMYH-mKPLI/s400/tumblr_mg0st1zqsv1qdqlhzo3_500.gif" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: right;">
<i>1972</i></div>
James ziewnął szeroko.<br />
Nawet nie próbował przy tym zatykać ust. Był zbyt zmęczony, aby silić się na kulturę. Jego głowa zachwiała się, niebezpiecznie blisko zbliżając się do blatu ławki. Z trudem opanował chęć położenia się i zamknięcia oczu.<br />
<a name='more'></a>Wystarczyłoby mu pięć, naprawdę jedynie pięć minut... Dobrze, może nie pięć, ale już dwadzieścia czy trzydzieści? Nie mogło się to równać z całą nocą snu, lecz i tak byłoby lepsze niż to, co czuł teraz. To by całkiem wystarczyło. Od razu poczułby się lepiej. Kości przestałyby go boleć przy każdym ruchu. Mięśnie przestałyby błagać o odrobinę odpoczynku A powieki... Powieki może przestałyby wciąż opadać, jakby wiedziały, że on jest zbyt zmęczony, aby próbować z tym walczyć.<br />
Kolejny raz ziewnął, próbując skupić się na słowach McGonagall. Lekcja transmutacji niewątpliwie byłaby wyśmienitą zabawą, gdyby tak bardzo nie marzył o pójściu do łóżka. Może nawet spróbowałby coś zanotować? Nie, nawet śpiący nie mógł się tak oszukiwać. Robienie notatek zdecydowanie nie było jego mocną stroną.<br />
Przymknął oczy, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję na krześle, które stanowiło całkowite zaprzeczenie wygodny. Drewniane, z grubego drzewa było wszystkim, co kojarzyło mu się teraz z narzędziami tortur. Tymi, które oglądał w książce do <i>Historii magi</i>i w zeszłym roku z Syriuszem. Pewnie był to jedyny raz, kiedy otworzył tę książkę, więc zapamiętanie tego stanowiło nie lada sukces...<br />
- To nie pora na spanie, panie Potter! - Rozwścieczony głos McGonagall dotarł do niego jak przez mgłę. Przez chwilę zastanawiał się, czy to może wyobraźnia nie płata mu figla, aby się obudził. Może to sen? Nie miał czasu na rozważenie wszystkich możliwości, gdy poczuł bolesnego kuksańca z lewej strony. Tak, to musiała być jednak przykra rzeczywistość. Syriusz jak zwykle nie bawił się w uprzejmości. Czasami naprawdę zdumiewało go, jak oni dwaj mogli stać się najlepszymi przyjaciółmi.<br />
Wymacał na nosie okulary, błyskawicznie otwierając powieki. Nie musiał się rozglądać wokół, aby dostrzec, że jego mała drzemka trwała o jedną chwilę za długo. McGonagall stała z wściekłą miną obok ławki jego i Syriusza, który patrzył przez siebie, próbując pohamować rozbawienie. Reszta klasy udawała, że zajmuje się transmutacją, nie zwracając uwagi na zamieszanie z jego udziałem. Groźne błyski w oczach nauczycielki nie mogły znaczyć nic dobrego. James czuł, że sprawa jest już przegrana. Choć wolałby tego uniknąć, to zapewne dostanie zaraz kolejny szlaban, nie żeby jeden więcej robił mu jakąś znaczącą różnicę.<br />
- Słucham, pani profesor? - zapytał.<br />
Brew profesor McGonagall podjechała do góry.<br />
- Pan mnie słucha, panie Potter? Wydaje mi się, że teraz moja kolej na wysłuchanie pana wyjaśnień, dlaczego zamiast uważać na mojej lekcji urządza pan sobie drzemki.<br />
Syriusz parsknął cichym śmiechem. Dźwięk ten jednak ucichł równie cicho jak się zaczął pod czujnym wzrokiem nauczycielki.<br />
- Ja... Właściwie to... Ja wcale nie spałem. To krzesło jest zdecydowanie za twarde na drzemkę. Powiedziałbym raczej, że próbowałem się maksymalnie skoncentrować na transmutacji. Zwykle jak próbuję się skupić wyglądam, jakbym spał - dodał z niemal żalem w głosie, jakby nie mógł nic na to poradzić.<br />
- Panie Potter, wydaje mi się, że nie zaszkodzi panu w takim razie nieco więcej koncentracji w moim gabinecie dzisiaj po lekcjach - odpowiedziała McGongall. - To wszystko na dziś. Możecie zebrać swoje rzeczy.<br />
- Tylko jedno popołudnie? I tak ci się upiekło - mruknął Syriusz, gdy zaczęli zbierać swoje rzeczy.<br />
- To i tak o jedno za dużo - odpowiedział z zawadiackim uśmiechem James, który jednak zbladł, gdy pomyślał o czymś innym, dlaczego właściwie się nie wyspał i usnął dzisiaj na lekcji. - Pospieszmy się. Może jest już w dormitorium - dodał, a twarz Syriusza przybrała równie poważny wyraz. Wesołość natychmiast się ulotniła. Powietrze zrobiło się cięższe.<br />
W milczeniu zebrali swoje rzeczy, kierując się do drzwi, gdzie dołączył na nich nioski chłopak, który walczył ze swoją torbą.<br />
- Peter, musisz to włożyć drugą stronę, aby się zmieściło - podpowiedział z irytacją Syriusz, wymieniwszy z Jamesem porozumiewawcze spojrzenia.<br />
- A no tak, faktycznie teraz pasuje - ucieszył się Peter.<br />
We trójkę szybko przebiegli przez szkolne korytarze. Za rogiem potrącili grupkę Krukonów, którzy nie wydawali się zachwyceni przepychaniem. Wystarczył jednak jeden szybko ruch różdżki Syriusza, aby skończyło się milczeniem zniesmaczonych Krukonów i śmiechem Jamesa oraz Petera.<br />
Gdy wpadli do dormitorium, już wiedzieli, że wrócił. Zasłony jednego łóżka były zasunięte, jakby ich właściciel potrzebował nieco prywatności, jakby był bardzo zmęczony.<br />
Cała trójka stała przez chwilę w progu. Żaden nie chciał być tym, który wykona pierwszy krok. James popatrzył na Syriusza niemal niedostrzegalnie wzruszającego ramionami i Petera, który nerwowo obgryzał paznokcie. Cóż, ktoś musiał to zrobić, zacząć.<br />
- Remusie, jesteś? - zapytał głośno James.<br />
Zza zasłony słychać było ciche kaszlnięcie i szelest materiału. Chwilę później kotara została odsunięta lekko drżącą ręką Lupina.<br />
- Tak, jestem. Miło was widzieć chłopak - powiedział niepokojąco blady Remus. Wyglądał jakby ledwo miał siłę utrzymać się na nogach, a mimo to James czuł, że jego słowa są naprawdę szczere, że naprawdę cieszy go ich widok.<br />
- Też się cieszę.<br />
- Mam nadzieję, że twoja mama czuje się lepiej - dodał Syriusz uprzejmym tonem.<br />
Blade policzki Remus oblał lekki rumieniec. Skinął głowa i podszedł do okna, jakby miało to zakończyć temat. Pocierał właśnie dłonią podrapany policzek, gdy podeszła do niego pozostała trójka.<br />
- Co się dzieje? - spytał Peter. Przestał obgryzać paznokcie i zmarszczył brwi.<br />
- Remusie, co się dzieje?<br />
- My po prostu chcemy wiedzieć - powiedział Syriusz, wciskając ręce w kieszenie szaty.<br />
James nie spuszczał oczu z Lupina, który wyglądał podobnie jak tryton pozbawiony wody. Próbował zrobić wydech, ale tylko zamknął usta. Wyglądało to komicznie i pewnie w innej chwili James roześmiałby się z tego, może nawet próbował to później naśladować z Syriuszem. Teraz mógł jedynie patrzeć na zmartwioną twarz Lupina.<br />
Gdyby ktoś inny stał obok i milczał, pewnie pomyślałby, że kłamie. Kłamstwo było zaś jedną z rzeczy, których James Potter nie lubił słuchać. Jednak to był Remus. Remus, który już drugi rok dzielił z nimi dormitorium. Remus, który twierdził, że nie przepada za psotami, a jednak często dawał się przekonywać do różnych eskapad niekiedy kończących się szlabanami. Remus, który wydawał się zawsze dziwnie zamknięty w sobie, a jednak przy ich trójce potrafił błyszczeć wśród innych, porzucając wycofanie.<br />
- Co się dzieje? - powtórzył pytanie James. - Tylko nie wciskaj nam tych bzdur o chorej matce.<br />
Twarz Lupina zbladła jeszcze bardziej, gdy wtrącił się Syriusz:<br />
- Widzieliśmy cię.<br />
- Co dokładnie widzieliście?- spytał drżącym głosem Lupin.<br />
- Nie jesteśmy głupi. Widzimy więcej niż ci się wydaje. Znikasz co miesiąc, niby odwiedzając chorą matkę, a my niby mamy ci w to uwierzyć? Wracasz potem poobijany, blady z cieniami pod oczami. Dlatego pytamy, jak twoi przyjaciele...<br />
- ...co tu się właściwie dzieje - przerwał Syriuszowi James, kiwając głową na znak, że zgadza się z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Remus nadal milczał. Peter powrócił do obgryzania paznokci. - Widzieliśmy cię, gdy wychodziłeś gdzieś ze szkoły z panią Pomfrey. Razem z Syriuszem postanowiliśmy was śledzić, jako że Peter miał tego dnia szlaban u Aurory. Niestety, na błoniach na chwilę straciliśmy z was oczu, a potem musieliśmy uciekać przed Filchem, więc musieliśmy ustąpić. A dzisiejszej nocy zakradliśmy się do skrzydła szpitalnego, aby coś zobaczyć. - Przez bladą twarz Lupina przebiegł szybki cień. - Tak, widzieliśmy cię tam. Co prawda nie wyspaliśmy się i w ogóle nie wróciliśmy dzisiejszej nocy do dormitorium, bo nie znaliśmy hasła - dodał, a Syriusz parsknął cicho - ale i tak było warto. Dlatego koniec kłamstw.<br />
- Mówisz prawdę albo możesz się równie dobrze zacząć pakować z tego dormitorium.<br />
- To tak czy inaczej mogę się w takim razie pakować - odparował z goryczą Lupin, głośno przełykając ślinę. Wreszcie uniósł głowę i popatrzył na nich śmiało - w ciemne oczy Syriusza, brązowe Jamesa i jasnoniebieskie Petera. - Wydaje mi się, że wy i tak już poznaliście moją tajemnicę. Jestem wilkołakiem.<br />
Zapadła cisza. James chciał coś powiedzieć, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak beznadziejnym pomysłem była ta konfrontacja. Na co liczyli z Syriuszem? Wydawało im się, że Remus powinien się przyznać, jakby zasłużyli na poznanie prawdy. Teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo się mylili. Remus był ich przyjacielem, a oni celowo postawili go w tak niekomfortowej sytuacji. Tak nie zachowują się prawdziwi przyjaciele.<br />
- Jak to? - wydukał Peter, rozglądając się, jakby myślał, że to wszystko żart i cała trójka chce się z niego ponabijać.<br />
- Wybaczcie, ale nie jest to mój ulubiony temat do rozmowy - burknął. Nie patrzył teraz na nich, tylko na rękaw swojej szaty. - Profesor Dumbledore... Profesor Dumbledore dał mi szansę nauki w Hogwarcie, wiedząc o mojej przypadłości. Nie wiem... Co się stanie, kiedy się dowie, że wiecie.<br />
- Kto mu to niby powie? - powiedział wyzywająco Syriusz, zakładając ręce na piersi.<br />
Remus wydawał się być jednak głuchy na jego słowa.<br />
- Rozumiem, jeśli nie będziecie chcieli mieć ze mną nic wspólnego... Zapewne macie rację. Nie chcę...<br />
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz? - spytał James.<br />
- Czego mam niby nie rozumieć.<br />
- Że nadal jesteśmy twoimi przyjaciółmi? - podsunął Syriusz.<br />
- Nikomu nie powiemy twojej tajemnicy - dodał Peter.<br />
- Remusie, to wcale nie miało tak być. Przepraszamy. Myśleliśmy... No nie myśleliśmy - dodał James z głupawym uśmiechem, a Syriusz i Peter pokiwali głowami. - Ale jeśli nie chcesz się z nami się przyjaźnić, to musisz sobie znaleźć inną wymówkę niż bycie wilkołakiem.<br />
- Szkoda, że nie umiemy się transmutować w drzewo - powiedział niespodziewanie Peter, a widząc zaskoczone spojrzenia, wzruszył ramionami. - To moglibyśmy być wtedy z Remusem. Taka okazja do nocnych włóczęg po Hogsmeade.<br />
Oczy Syriusza rozbłysły, gdy usłyszał słowa Petera. Remus nadal stał oniemiały. Jedyną oznaką reakcji były jego podejrzanie wilgotne oczy. James uśmiechnął<br />
Wilkołak.<br />
Nagle to słowo przestało brzmieć jak obelga.<br />
_______________________________________<br />
Krótko, ale i tak dłużej niż ostatnio. W następnym rozdziale, na który zresztą trzeba będzie nieco dłużej poczekać, bo de facto jeszcze w ogóle nie istnieje, kolejny rok z życia naszych bohaterów.Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-4525162119880623782016-09-08T08:03:00.002+02:002020-01-13T12:59:19.776+01:00Wszystko dla Lily: 1. Hogwart<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqE_NVgliIuiIG53QXvyl93eydpFLnuatIm1BinVq874w6fR5i4hURna_4ew5dG1m5TY2VKzF1AWyrYtK2i19dwn_dmHjU3sV5njO252e-kqwt21Cqhy6RMtGbhPsXF7ZBEOx5QDldGNU/s1600/Snape-and-Lily-severus-snape-and-lily-evans-23809743-500-211.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" height="167" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqE_NVgliIuiIG53QXvyl93eydpFLnuatIm1BinVq874w6fR5i4hURna_4ew5dG1m5TY2VKzF1AWyrYtK2i19dwn_dmHjU3sV5njO252e-kqwt21Cqhy6RMtGbhPsXF7ZBEOx5QDldGNU/s400/Snape-and-Lily-severus-snape-and-lily-evans-23809743-500-211.gif" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: right;">
<i>1971</i></div>
Duże oczy z niepokojem rozglądały się wokół.</div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<div style="text-align: justify;">
Wszystko było dla niej takie nowe, takie trudne. Miała dopiero jedenaście lat. Niby niewiele, ale czuła, że ostatnio bardzo wiele się w niej zmieniło. List, wyjaśnienia, pociąg kompletnie wywróciły jej życie do góry nogami.<br />
<a name='more'></a>Pamiętała, co mówił Severus, aby tego się spodziewała. przygotowywał ją, ale i tak czuła się nieco oszołomiona. Zaczynała szkołę w miejscu, gdzie nie było jej rodziców siostry, gdzie mogła liczyć tylko na siebie, a jedyna osoba, której ufała była gdzieś strasznie daleko zamiast być obok niej.</div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Otarła ukradkiem łzy, rozglądając się, czy ktoś widział chwilę jej słabości. Na szczęście siedząca po jej lewej stronie dziewczyna w ogóle nie zwracała na nią uwagi, próbując się powstrzymać od kolejnego ziewnięcia.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Lily siedziała w Wielkiej Sali, próbując wmusić w siebie śniadanie przed pierwszą lekcją eliksirów. Popatrzyła raz jeszcze jedzenie na talerzu, po czym odsunęła je stanowczym ruchem. Czuła, że już nic nie przełknie.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Zapraszam pierwszoroczni. Oto wasze plany zajęć.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Uniosła rudą głowę, słysząc nawoływanie profesor McGonagall. Wzięła plan, próbując go zapamiętać, ale wystarczyło, aby spojrzała na nazwy przedmiotów i zrozumiała, że próżne jej wysiłki. <i>Transmutacja, zaklęcia, eliksiry.</i>... </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Zaprowadzę was na pierwsze zajęcia, jako że nie znacie jeszcze zamku, a profesor Slughorn pokaże wam salę, w której będziecie mieć następne...</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszamy za spóźnienie.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Pewny siebie, roześmiany głos, w którym nie było ani cienia skruchy. Lily nie musiała się odwracać, aby widzieć, kto stoi za jej plecami.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
- Na przyszłość radzę wstawać wcześniej, panie Potter - powiedziała w odpowiedzi profesor McGonagall, wsuwając okulary na czubek swojego nosa. Machnęła różdżką i plan zajęć poszybował w powietrzu, spadając wprost w ręce spóźnialskiego Pottera. </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Magia, pomyślała Lily, patrząc na to z zachwytem, magia. Czysta, dobra magia.</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
Lochy przytłaczały ciemnością. Przygnębiające czarne ściany pogłębiały to uczucie. Niewielkie okna nie dawały zbyt wiele światła. Lily rozejrzała się wokół, chłonąć wzrokiem regały stające przy ścianach pełne tajemnych ingrediencji, przeszklone szafki pełne niezidentyfikowanych obiektów i wreszcie długie stoły biegnące przez całą salę, przy których miejsca zaczynały powoli zapełniać się uczniami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszystko to wydawało jej się niesamowicie dziwne. Nie było tu pomazanych ławek obklejonych gumami ani różnokolorowo ubranych dzieci, zamiast których stały dumne postacie w dostojnych szatach. Nikt zdawał się nie przejmować, że zamek wydawał się mocno przerażający, a pohukiwanie sów mogło powodować szybsze bicie serca. Jedzenie pojawiało się samo na stole, chociaż nikt go nie podawał. Kolejny dziw za dziwem. Zadziwiające rzeczy, które starała się akceptować, ale wydawały się małymi cudami dla wychowanej w mugolskim świecie osoby.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily rozejrzała się ukradkiem wokół siebie, czy nikt oprócz niej nie jest zszokowany tym wszystkim, ale nie dostrzegła nikogo z miną podobną do swojej. Przemądrzały Potter poprowadził swojego nowego przyjaciela do stołu w najgłębszym środku sali. Blady chłopiec o płowych włosach zajął miejsce na samym brzegu, jakby się bał, że zaraz ktoś przyjdzie i go wygoni. Dziewczynka, z którą Lily dzieliła dormitorium usiadła w drugim rzędzie, rozwalając wokół swoje rzeczy,</div>
<div style="text-align: justify;">
Postała jeszcze chwilę przy wejściu, po czym powstrzymując ogarniające ją onieśmielenie, pewnym siebie krokiem ruszyła na sam środek pierwszego rzędu. Zdążyła zaledwie wyjąć podręczniki, gdy do sali weszła druga grupa uczniów. Ubrani byli w szaty podobne do tych, w których przyszli przed chwilą uczniowie Gryffindoru. Jedyną różnicę stanowiły zielone wykończenia na ich szatach. Lily zacisnęła dłoń, próbując się powstrzymać od natrętnego poszukiwania znajomej twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wchodźcie, wchodźcie - zawołał korpulentny jegomość, zapewne opiekun Slytherinu. - Zajmijcie miejsca, a ja zaraz wrócę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily z powrotem skupiła wzrok na swoich książkach. Ułożyła je równo, wygładzając grzbiety ręką.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Miło cię widzieć, Black. Widzę, że zadomowiłeś się w nowym domu...</div>
<div style="text-align: justify;">
Mimowolnie odwróciła się, słysząc część rozmowy. Głos należał do szczupłego chłopca z Slytherinu, który wymówił je z wyraźną lubością. Nie ukrywał złośliwości promieniującej z całej jego sylwetki,z tonu, postawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaciekawiona Lily popatrzyła na Blacka. Niewiele rozumiała z tego wszystkiego, ale mając w pamięci wspomnienie wczorajszej sceny w pociągu zaczynała myśleć, że w podziale na cztery domy musiało tkwić coś więcej niż powiedział jej Severus. Najwyraźniej rodziny zwykle trafiały do jednego domu, a zmiana przynależność nie była taką prostą sprawą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z pewnością się cieszy, że nie musi oglądać twojej paskudnej gęby - mruknął Potter, machając beztrosko różdżką. Patrząc na niego Lily, odniosła wrażenie, że zrobił to specjalnie. Powiedział te słowa niby mimochodem, sam do siebie, a jednak wystarczająco głośno, aby wszyscy w klasie go usłyszeli i zwrócili uwagę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki, Potter - powiedział Black, wybuchając głośnym śmiechem, a Lily odwróciła się, stwierdzając, że ma dosyć przedstawienia urządzanego przez tych dwóch pajaców. Popatrzyła raz jeszcze w stronę drzwi, niespodziewanie dostrzegając w nich znajomą twarz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Severus szybko przemierzył klasę, jakby wiedział, że ona już na niego czeka. Nie rozglądał się wokół. Szedł prosto do niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła się z ulgą, gdy zajął miejsce obok niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak się cieszę, że cię widzę, Sev - szepnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie zostawiłbym cię samej. Pamiętam, co obiecałem - odparł poważnie, patrząc na nią ciemnymi oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily też to pamiętała. To był jeden z tych ciemnych ponurych dni, gdy padał nie tylko deszcz, ale też jej ogromne, krokodyle łzy. Petunia cały ranek wyśmiewała się z jej różdżki. Rodzice próbowali ją pocieszyć, ale żadne słowa nie mogły złagodzić rany w jej sercu. Brak akceptacji ze strony siostry bolał bardziej niż sądziła. Zaczynała wątpić w siebie, w magię. Tego dnia Severus obiecał, że nigdy jej nie zostawi, że zawsze będzie jej przyjacielem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Szkoda, że trafiliśmy do różnych domów - powiedziała, odgarnąwszy z twarzy rude włosy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Też tego żałuję, ale to niczego nie zmienia, absolutnie niczego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Niby tak, ale...</div>
<div style="text-align: justify;">
Zawahała się, rozglądawszy się wokół. Wszyscy wokół wydawali się jednak dostatecznie skupieni na swoich sprawach, nikogo nie obchodziła ich cicha rozmowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wydaje mi się, że się z tymi domami to wcale nie jest taka prosta sprawa. - Zagryzła wargę. - Miałam nadzieję, że może... Nie wiem, co sobie myślałam - dodała, kręcąc głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie chciała plątać się w wyjaśnienia, że wczoraj, gdy Tiara Przydziału dotknęła jej głowy i głośno wykrzyczała <i>Gryffindor!, </i>wstrzymała oddech. Czy Severus też trafi do jej domu? Niepokój szybko przemienił się w rozczarowanie, gdy Snape chwilę potem usiadł przy stole Ślizgonów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, ale przecież będziemy się codziennie widywać - zapewnił ją gorąco. - Po śniadaniu, na lekcjach, które będziemy mieć razem, popołudniami w bibliotece...</div>
<div style="text-align: justify;">
Zapewniał ją tak gorąco, że niemal mu uwierzyła. Wyraźnie wierzył w to, co mówił. Dotychczas nigdy się nie mylił. Dlaczego miałaby mu więc nie wierzyć? Zastanowiła się przez chwilę, czy on nie żałuje, czy nie widzi innych domów jako przeszkody dla ich przyjaźni, ale nie, chyba naprawdę nic się nie zmieniło i nadal byli tymi samymi Lily i Severusem. Nawet fakt, że ona się stała Gryfonką, a on Ślizgonem nie mógł tego zmienić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mówię, że to nie byłoby łatwiejsze, gdybyś trafiła do Slytherinu, ale... To naprawdę... Lily, cieszmy się, że jesteśmy tu razem - dodał poważnym tonem tak niepasującym do jego młodego wieku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily kiwnęła głową na znak zgody, gdy do sali wrócił jowialny jegomość, który przyprowadził Ślizgonów na lekcje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że możemy zaczynać, moi drodzy - powiedział miłym tonem, stając na środku klasy. Lily nie mogła się oprzeć od porównania go w myślach z nauczycielami swoich wcześniejszych szkół. Miał nieco wyłupiaste oczy w kolorze dojrzałego agrestu, które patrzyły na wszystko nadspodziewanie bystrze. Rudawy wąs pod nosem nasuwał jej skojarzenie z morsem. Niski, z wydatnym brzuchem nadspodziewanie dobrze pasował do tej sali. Gdyby nie obszerna aksamitna szata i różdżka w jego dłoni Lily nigdy by nie pomyślała, że jest on czarodziejem. - Nazywam się Horacy Slughorn i będę miał przyjemność uczyć was eliksirów. - Klasnął w dłonie, jakby spodziewał się aplauzu, ale nikt z uczniów nie wykazał zainteresowania. - Tak więc... Eliksiry to wyjątkowo przydatna sztuka i niewątpliwie w niejednym z was czyha ukryty talent - dodał, rozglądając się po klasie. - Dzisiaj zaczniemy od podstaw. Może ktoś z was wymieni m bez czego nie można przygotować odpowiedniego eliksiru?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zapadła cisza. Lily wzięła głęboki oddech. Próbując zapanować nad drżeniem dłoni, uniosła rękę wysoko w górę. Zachęcające spojrzenie Severusa i miły uśmiech profesora Slughorna dodały jej odwagi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Według podręcznika - zaczęła drżącym głosem, nerwowo przełykając ślinę. - Według podręcznika przygotowanie każdego eliksiru to sztuka sama w sobie. Nie chodzi tylko o składniki, bez których oczywiście nie ma co nawet próbować, ale liczy się tez zaangażowanie, dokładność i staranność. To podstawy niezbędnego do stworzenia każdego dobrej jakości eliksiru.</div>
<div style="text-align: justify;">
Profesor Slughron pokiwał głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo dobra odpowiedź. Jak się nazywasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily Evans.</div>
<div style="text-align: justify;">
- W takim razie pięć punktów dla Gryffindoru, panno Evans.</div>
<div style="text-align: justify;">
Twarz Lily oblał lekki rumieniec. Zbłąkany promień słońca niespodziewanie wdarł się do klasy od eliksirów. A ona... Chyba to znalazła. Hogwart niespodziewanie przestał być ponurym zamkiem pełnym duchów i ruchomych domów. Nagle stał się czymś o wiele bliższym jej sercu. Domem.<br />
_____________________________________________<br />
Publikuję znacznie wcześniej niż zamierzałam, ale mam dzisiaj naprawdę ponury nastrój, piach w oczach i marzę o chwili spokoju, a blog to taka bezpieczna przystań dla mnie. Rozdział jest stosunkowo krótki. Każdy kolejny powinien być odpowiednio dłuższy. W następnym - druga klasa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-12956883695574267962016-09-04T22:14:00.000+02:002020-04-25T21:01:25.061+02:006. Nie wszystko da się zaplanowaćCzuję, że to będzie ciężkie.<br />
Serena po raz trzeci wypowiedziała te słowa i po raz kolejny odniosła nieodparte wrażenie, że James nawet nie próbuje jej zrozumieć. Próbowała go w myślach usprawiedliwiać. Nie chciała kłótni, pretensji i gorzkich słów wypowiedzianych pod wpływem złości. Za wszelką cenę pragnęła tego uniknąć, ale zaczynało do niej docierać, że bez podniesienia głosu James może w ogóle nie dostrzegać problemu. Albo udawać, że go nie widzi.<br />
<a name='more'></a>- James, słuchasz mnie? - spytała pozornie spokojnym głosem.<br />
W jej duszy jednak umiłowanie pokoju zaczynało przegrywać z irytacją. James nadal leżał na kanapie wpatrzony w podręcznik związany z tematyką wykrywania zaklęć czarnomagicznych. Nie zdjął butów. Ich podeszwy dotykały obicia ich beżowej kanapy. Znajdował się w tej pozycji od ponad trzydziestu minut i wydawało się, że nic i nikt nie jest w stanie zmusić go do podniesienia się.<br />
Serena opadła na fotel, przeczesując palcami długie włosy. James od pierwszego dnia w Akademii Aurorów, nie robił nic innego poza nauką. Wstawał rano i wyjmował książki, wertując poszczególne strony. Na zajęciach nie rozmawiał z nikim, w skupieniu marszcząc czoło. Notował wszystko, jakby od tego zależało jego życie. Gdy wracali z zajęć, od razu rozkładał się z materiałami, opracowując kolejne zagadnienia. Nawet przy posiłkach próbował ją zagadywać na temat zaklęcia kameleona czy szybkości tempa reakcji. W nocy zaś śnił o zaklęciach, treningach i rodzajach obezwładniania przeciwnika, bo już kilka razy słyszała jego mamrotanie przez sen.<br />
Spodziewała się wiele po wspólnym rozpoczęciu szkoleniu. Wiedziała, że dużo się zmieni, że nauka tutaj to nie przelewki, że będzie ciężko. Bała się, że dziewczyny w typie Payson będą namolne, może natrętne, a on dla nich zbyt miły. Tak się jednak nie stało. Owszem, początkowo wszystkie dziewczyny zainteresowane jego rodziną i nazwiskiem próbowały go zauroczyć swoim wdziękiem, ale na marne. James był uprzejmy, lecz to wszystko. Na wszystkie pytania odpowiadał zdawkowo, a nieobecna mina zniechęcała do kolejnych prób.<br />
Serena nie ukrywała przed samą sobą, że taki rozwój wypadków sprawił ulgę jej sercu. Zniknęły jej troski, myślała, że wszystko dobrze się układa.<br />
W swoich obawach jednak nie uwzględniła Jamesa jako najpilniejszego ucznia na kursie, który ignoruje wszystko, skupiając się na nauce. Serena początkowo myślała, że jest przewrażliwiona w tej kwestii. W końcu nadal razem mieszkali, spali, jedli, chodzili na zajęcia, ale mimo to nie mogła się pozbyć palącego uczucia w głębi duszy. Coś było nie tak.<br />
Jej przypuszczenia potwierdziły się, gdy przyszedł kolejny list od Ginny Potter. Trzy poprzednie wysyłane dzień po dniu nadal leżały na szafce w holu, gdzie James je odłożył, by poczekały na swoją kolej. Czwarty jednak miał innego odbiorcę. Ten list był adresowany do niej.<br />
Teraz z perspektywy czasu Serena nie mogła zdecydować czy większe zaskoczenie stanowiło zobaczenie swojego nazwiska na kawałku papieru, czy sama zawartość wiadomości. Gdyby miała zdecydować pewnie ta kwestia wymagałaby dłuższego zastanowienia się.<br />
Dotychczas wszelkie swoje obawy związane z Jamesem Ginny skwapliwie zachowywała dla siebie, traktując ją, Serenę, jak niestały element rzeczywistości Jamesa. Ten list jednak wyraźnie pokazywał, że to się zmieniło.<br />
Ginny pisała o swoich obawach, o lęku oraz braku kontaktu ze strony Jamesa. Jedna kartka była wyraźniejszym dowodem zaufania niż kilkanaście drętwych spotkań czy nieskończona ilość zapewnień o sympatii. Wszystko wreszcie zaczynało się układać, pomyślała Serena, po czym spojrzała na Jamesa.<br />
Wszystko dopiero miało zacząć się układać.<br />
- JAMES!<br />
Pottter zerwał się gwałtownie z kanapy, rozglądając wokół. Książka upadła za kanapę. Nieobecne spojrzenie chłopaka natychmiast się wyostrzyło, ciało wyprostowało.<br />
- Co się stało? - spytał, marszcząc brwi, a Serena z trudem opanowała chęć przewrócenia oczami. Albo chociaż walnięcia w niego wazonem. Nie, szkoda wazonu, powiedziała sobie w myślach, próbując znaleźć pokłady cierpliwości.<br />
- James, może pójdziemy dzisiaj na obiad do twoich rodziców?<br />
Popatrzył na nią, jakby nagle wyrosła jej druga głowa albo stwierdziła, że Pioruny z Treesmore wygrają w tym roku ligę qudditcha.<br />
- Naprawdę myślisz, że to dobry pomysł?<br />
Serena popatrzyła tęsknie na wazon, po czym ograniczyła swoją reakcję do głośnego westchnienia.<br />
- Nie przychodzi mi do głowy żaden powód, dlaczego miałby być to zły pomysł.<br />
- Ale mamy tyle nauki... Trzeba przygotować zaklęcia kameleona, poćwiczyć nad czasem błyskawicznej reakcji i jeszcze opracować koncepcje obrony natychmiastowej...<br />
- Już za późno - skłamała Serena, odwracając się. Jej ręka dotknęła gładkiej szyjki wazonu. - Napisałam, że będziemy.<br />
Cichy, przeciągły jęk wydobył się z gardła Jamesa. Serena kątem oka widziała, że próbuje zwrócić na siebie zwrócić jej uwagę, ale udała, że tego nie dostrzega, wygładzając serwetkę leżącą na komodzie. Podszedł do niej bliżej, obejmując ją od tyłu. Objąwszy ją w talii, położył głowę na jej ramieniu. Poczuła jego oddech na szyi.<br />
- Co robisz? Musimy się zbierać - pisnęła cichym głosem, czując, że jej kolana robią się coraz bardziej miękkie. Z ulgą oparła się o szerokie plecy Jamesa, ratując się przed wylądowaniem na podłodze.<br />
- Naprawdę musimy? Może moglibyśmy... - szepnął James wprost do jej ucha, nie kończąc. Nie musiał. Doskonale wiedziała, co miał na myśli. Z trudem powstrzymała się od jęknięcia. Nie zamierzała pozwolić, aby zostali w domu. Naprawdę chciała dotrzeć dzisiaj do Doliny Godryka na obiad. I nikt, nawet James nie mógł jej w tym przeszkodzić.<br />
Nie dam się rozproszyć, pomyślała czując usta Jamesa na swoim karku. Odwróciła się, splatając ręce na jego karku, po czym zaczęła się bawić guzikiem od jego koszuli.<br />
- A co z ćwiczeniem zaklęć, pracowaniem nad czasem reakcji i koncepcjami obrony...?<br />
Serena zerknęła na niego spod przymrużonych powiek na twarz Jamesa. Teraz nie wydawał się tym spiętym dążącym do perfekcji przyszłym aurorem, tylko Jamesem, w którym się zakochała,<i> jej</i> Jamesem.<br />
- Myślę, że to może poczekać.<br />
Jego usta niebezpiecznie blisko zbliżyły się do jej ust. Ich oddechy się zmieszały. Serena wplotła rękę w jego włosy,<br />
- A obiad u twoich rodziców? - szepnęła, czując, że przyciska ją mocniej do komody.<br />
James udał, że się zastanawia, gdy jego ręka zniknęła w dekolcie jej bluzki.<br />
- Najwyżej nieco się spóźnimy - mruknął, całując ją. Podsadził ją nieco wyżej, aby jej pośladki znalazły się na komodzie, a twarze znalazły się na tej samej wysokości.<br />
Wazon z głuchym trzaskiem opadł na podłogę.<br />
***<br />
Nie będę tu siedziała.<br />
Albus powoli podniósł miotłę. Opuszkami palców pogłaskał jej brzeg, po czym zbliżył niewielką ściereczkę. Polerowanie miotły było dla każdego gracza qudditcha bardzo ważnym zajęciem. Nieodpowiednia konserwacja mogła prowadzić do wielu przykrych niespodzianek, których on wolał uniknąć.<br />
- Słyszysz? Nie będę tu siedziała.<br />
Westchnął bezgłośnie, po raz enty słysząc słowa Lily. Normalnie pewnie pozwoliłby sobie na jęknięcie - długie i głośne, aby wyrazić swoje znudzenie, pokazać siostrze, że ma dosyć jej humorów. Dzisiaj jednak wolał nie pokazywać Lily, jakie wrażenie robią na nim jej wysiłki. Nie chciał, aby wymyśliła nowy sposób na przetestowanie jego nerwów oraz wytrzymałości. Popatrzył na nią spod na wpół przymkniętych powiek i tylko uśmiechnął się irytująco. Nienawidziła tego. Grymas wściekłości na jej twarzy był dla niego najlepszą odpowiedzią.<br />
Od kilku tygodni towarzyszył Lily niczym cień i miał tego serdecznie dosyć. Chętnie zrezygnowałby z prób pilnowania jej, gdyby raczyła obiecać, o co prosił, gdyby zgodziła się na jego warunki. Wszystko jednak wskazywało na to, że nie zamierzała się poddać i odprawić go z obietnicą pustych słów, które zapewniłyby mu chociaż chwilowy spokój ducha.<br />
Wszystko zaczęło się, gdy po raz pierwszy zobaczył Lily z Malfoyem. Miał wtedy ochotę zamordować ich oboje i gdyby nie Rose, zapewne doszłoby do rękoczynów. To ona zaczęła go przekonywać, że niepotrzebnie się przejmuje czymś, co zapewne w ogóle nie istnieje. Każdego innego nazwałby naiwniakiem za takie myślenie, ale Rose... Rose rzadko się myliła, więc może rzeczywiście i tym razem miała rację?<br />
Lily jednak nie chciała o tym rozmawiać, twierdząc, że to nie jego sprawa i może robić, co zechce. Uparcie obstawała przy ty swoim, nie słuchając jego argumentów. W tej chwili nie mógłby się z nią mniej zgodzić. Tam, gdzie ona widziała wolność, on dostrzegał zagrożenie. Wszystko układało się zupełnie odwrotnie niż powinno..<br />
- Może damy sobie z tym już spokój?<br />
Uśmiechnął się szerzej, słysząc irytację w głosie Lily. Wyraźnie nawet jej cierpliwość zaczynała się wyczerpywać. Teraz mógł już czekać na efekty swoich działań.<br />
- Dlaczego? - spytał, wracając do polerowania miotły. Czuł jej wypolerowaną powierzchnię. Zdecydowanie był w tym, co robił.<br />
- Co dlaczego? - warknęła Lily, lekko uderzając go w ramię.<br />
Nim zdążył odpowiedzieć, zdał sobie sprawę, że ona wcale nie czekała na odpowiedź. Właśnie kopała pobliską ławkę żywiołowymi kopniakami, nie szczędząc przy tym wulgarnych słów. Zdecydowanie nie potrafiła okazywać złości. W pewnej chwili przestała atakować ławkę i z pewną siebie miną popatrzyła na niego. Z jej twarzy zniknęła złość, którą zastąpiło skupienie. Rude maleństwo najwidoczniej uznało, że nadszedł czas na zmianę taktyki.<br />
- Jesteś hipokrytą, wiesz o tym? Zawsze wiedziałam, że straszny z ciebie troll, ale o aż taki brak charakteru cię nie podejrzewałam - stwierdziła, po czym uśmiechnęła się kpiąco.<br />
Sytuacja zaczynała się zmieniać, przechylać na stronę, która zdecydowanie nie przypadła Albusowi do gustu. Stronę, które nie mógł kontrolować.<br />
- Lily, nie próbuj swoich sztuczek. Nie uwierzę w żadne twoje kłamstwa, więc daruj sobie te gierki.<br />
- Wcale, że nie koniec! - wrzasnęła głośno Lily, obdarzając ławkę kolejnym kopniakiem. - Nie będziesz mi mówił, co mam robić. Nie możesz mi rozkazywać... A jeśli chcesz kogoś uraczyć swoją opieka, to może zacznij od Rose? Nie pamiętam, abyś kiedykolwiek ją rozliczał za jej relacje z Malfoy'em.<br />
Albus parsknął śmiechem, jakby Lily opowiedziała mu dobry dowcip. Relacje Rose, uporządkowanej i do krwi Weasleyowskiej Rose, której wujek Ron zabronił tej tylko jednej rzeczy. Niemożliwym wydało mu się, aby ten skończony wzór doskonałości zrobił coś tak jawnie sprzecznego z zasadami. Trudno mu było sobie wyobrazić Rose w takiej sytuacji....<br />
Śmiech jednak skończył się równie szybko, co zaczął. Popatrzył na siostrę drwiącym wzrokiem, zakładając ręce na piersi. Otworzył usta, aby powiedzieć jej, że czas kończyć te gierki, ale ostatecznie z jego ust nie wydobyło się żadne słowo.<br />
Lily niewątpliwie była manipulatorką dbającą jedynie o własne interesy. Wszelkimi dostępnymi metodami doprowadzała ludzi wokół do wściekłości. Nie umiała przegrywać i nie przebierała w środkach. Na pewno jednak nie była głupia. A głupotą byłoby kłamanie w sprawie, którą tak łatwo zweryfikować.<br />
- Jeszcze o tym pogadamy - zapowiedział, grążąc palcem Lily, która stała już przy drzwiach. Wygrała. Nie musiała tego nawet mówić głośno. Obydwoje dobrze o tym wiedzieli. Uśmiechnęła się po raz ostatni, cicho zatrzaskując drzwi.<br />
Został sam.<br />
- Cholera!<br />
Kopnął rozlatującą się ławkę zupełnie, jak przed chwilą Lily. Impet uderzenia przesunął mebel pod ścianę. Trzask drewna i cichy jęk, który niespodziewanie wydobył się z jego ust. Albus usiadł na sponiewieranym meblu. Pochylił się do przodu, chowając twarz w dłoniach.<br />
Wszystko się psuło. Wszystko schodziło z kursu, który on chciał obrać.<br />
- Albus, jesteś tu jeszcze? - Wesoły głos Rose był ostatnim dźwiękiem, jaki się spodziewał w tej chwili usłyszeć. Ostatnim, który miał ochotę usłyszeć. Trzasnęła drzwiami, podczas gdy on nie mógł się zmusić do podniesienia głowy. - A gdzie Lily? Na dzisiaj już jej odpuściłeś? Cóż, w sumie to może i dobrze.<br />
- Dlaczego dobrze? - warknął, wstając. Wyprostował się. Popatrzył na nią wyzywająco. Ucieszył go cień zmartwienia w brązowych oczach. Powinna się bać. Kłamała, patrząc mu w oczy.<br />
- Albus, o co ci chodzi? - spytała spokojnym głosem. Trzęsące się dłonie ukryła za plecami. Cała ta sytuacja coraz mniej jej się podobała. Wszystko wydawało się coraz bardziej abstrakcyjne, a Albus... Albus patrzył na nią, jak jeszcze kilka godzin wcześniej na Lily. Zielone oczy przepełniała złość, wzburzenie mieszało się z rozczarowaniem.<br />
- O co niby może mi chodzić - odpowiedział zimno Albus.<br />
- Porozmawiajmy wprost.<br />
Popatrzył na nią z niedowierzaniem, jakby nagle stała się trollem górskim. Gierki, niewypowiedziane słowa, przemilczenia.... To nie byli oni. To nie była Rose. Zawsze byli szczerzy, potrafili mówić wprost i nigdy by nie pomyślał, że to może się zmienić.<br />
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że spotykałaś się ze Scorpiusem?<br />
Twarz Rose gwałtownie poczerwieniała, by następnie zbladnąć. Wyglądała jak ryba wyjęta z wody, która walczy o każdy oddech. Na Albusie to jednak nie zrobiło większego wrażenia. Założył ręce na piersi i popatrzył na nią wyzywająco.<br />
- To nie było tak... To trwało zbyt krótko, aby nazwać czymś. To było nic. Nie mówiłam ci o tym, bo działo się to w okresie, kiedy nie rozmawialiśmy zbyt wiele.<br />
Albus zacisnął zęby, drapiąc się po czole. Teoretycznie miała rację. Nie byli wtedy zbyt blisko. On nie prosił o jej rady, może powiedział o jeden raz za dużo, aby dała mu spokój, ale, do cholery, nie mogła przecież oczekiwać, że przeszłość nie zrobi na nim wrażenia. Są słowa, który nie sposób uniknąć i Albus miał nieodparte wrażenie, że właśnie teraz nie może od nich uciec.<br />
Rose cicho westchnęła, gdy zrozumiała, że przyjdzie jej poczekać na odpowiedź. Albus zawsze musiał wszystko przetworzyć, przemyśleć. Nie lubił gdy go poganiano i wydawało mu się, że zastanowienie się czyni go mądrzejszym. Twierdził, że dzięki temu unika błędnej oceny sytuacji. Rose nigdy tego nie rozumiała, dlatego teraz tym bardziej jego ślamazarność zaczynała działać jej na nerwy.<br />
- Nic nie powiesz? - dodała zimnym tonem. Odgarnęła włosy na ramiona i zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Roześmiała się na głos, a Albus popatrzył na nią z zastanowieniem w oczach. Prawda dotarła do niej z całą świadomością. Nie mogła już dłużej wmawiać sobie kłamstw. - Teraz zdałam sobie sprawę, jak wielką idiotką byłam... Tak bardzo chciałam, abyśmy znowu byli przyjaciółmi, abyś mi zaufał, że zapomniałam o wszystkim innym. Nie będziesz mi dyktował jak masz żyć. I nie będę ci pomagać w nawracaniu Lily. Niech robi co chce. A Scorpius - zawahała się, ale gryfońska, szaleńcza odwaga wygrała z dobrym wychowaniem - wbrew pozorom nie jest takim potworem, za jakiego ty go masz.<br />
Wyszła, nie odwróciwszy się za siebie.<br />
Właściwie nie wiedziała, dokąd chce iść. Czuła jednak, że nie może zostać ani sekundy dłużej z Albusem, którego wąskie horyzonty nie były w stanie pomieścić w pustej głowie niż poza własnym nadętym ego. Nie chciała i nie mogła mu powiedzieć tego wprost. Mimo wszystko nadal jej zależało, aby się z nim pogodzić, uratować gasnącą przyjaźń z dzieciństwa, która powinna przerwać pomimo ostatniej eskalacji emocji.<br />
Lubiła myśleć, że jest już ponad tą całą dziecinadą. Kłótniami o błahostki, obrażaniem się i wypominaniem przeszłości. Czuł, że jej to nie dotyczy. A jednak dzisiaj patrząc w oczy Albusa, miała ochotę dołączyć do koncertu wzajemnych oskarżeń. Powiedzieć, co myśli, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.<br />
Po prostu być sobą.<br />
Rozejrzała się po stadionie do qudditcha. Naprawdę powinna teraz pójść, gdzieś indziej, gdzie mogłaby się uspokoić i nie próbować udawać mądrzej niż była w rzeczywistości. Wiedziała, gdzie znalazłaby zrozumienie.<br />
Gdyby mogła tylko wyjść ze szkoły, odwiedziłaby Easy'ego. On na pewno przyznałby jej rację. Powiedział, że Albus jest dyktatorem, który gra z prawami miłości, największej magii. Doceniłby też jej zaangażowanie w tę sprawę. Tak, Easy zdecydowanie byłby idealnym pocieszycielem.<br />
Spojrzała na niebo. Zaczynało zmierzchać. Za godzinę miało już być ciemno, więc miała zdecydowanie za mało czasu. Pewnie mogłaby spróbować wyjść jakimś ukrytym przejściem. Wszakże w końcu nazywała się Weasley, znała Hogwart od podszewki. Nie chciała jednak łamać szkolnego regulaminu, który większa część członków jej rodziny jawnie lekceważyła. Poza tym bała się, że gdyby się wymknęła do Easy'ego zostałaby tam na noc, całą noc. Ten chłopak był jedyną osobą, która potrafiła niezauważalnie łamać jej silną wolę. Dla niego bez oporów zbyt wiele razy zachowywała się nieodpowiedzialnie, dlatego właśnie tego dnia nie zamierzała się łamać. Musiała dac sobie radę bez niego.<br />
- Hugo? - zawołała głośno, widząc drobnego chłopaka siedzącego w połowie trybun. Siedział pochylony, a jego rude włosy błyszczały w słońcu. Na jego kolanach leżał rozłożony pergamin. Na widok siostry uniósł głowę i popatrzył na nią z zaskoczeniem. Nie wydawał się specjalnie zadowolony ze spotkania.<br />
- Co tutaj robisz? - spytała Rose, siadając obok niego. - Okropnie pokłóciłam się z Albusem. Nie wiem, jak on może być taki krótkowzroczny. W tamtym roku był idiotą, ale teraz... To po protu niedorzeczne. Nie dość, że bawi się w quddicha, jakby naprawdę to było ważniejsze od egzaminów, bo chce pokazać, że jest tak dobry jak James, to jeszcze próbuje ustalać, co komu wolno. Nie on będzie o tym decydował.<br />
- Właściwie to kończyłem list do Evy - odezwał się Hugo, obracając pióro w dłoni.<br />
Rose straciła wątek, słysząc słowa brata. Natychmiast prześledziła w myślach znajomych, jakby zidentyfikowanie miało tłumaczyć, dlaczego Hugon pisze do niej listy. Nie przypomniała sobie jednak, aby znała jakąś Evę. Gdzie więc Hugon mógł ją poznać? Eva, Eva... Zmarszczyła brwi, próbując wytężyć umysł.<br />
- Eva? Jak Eva Wilson, siostra Sereny?<br />
Czerwone policzki Hugona powiedziały jej wyraźnie, że zgadła. Jej mały braciszek widać wstydził się powiedzieć, że jest zainteresowany dziewczyną, jakby naprawdę było to coś wielkiego.<br />
Spróbowała sobie przypomnieć, jaka była ta cała Eva. Z tego co pamiętała, wydawała się całkiem sympatyczna. Na pewno była. Musiała taka być, skoro miała Serenę za siostrę. Przypomniała sobie, że Eva była szczupła i dosyć niska, a przy tym równie małomówna co Hugo.<br />
- Pewnie poznaliście się na weselu Sereny i Jamesa?<br />
- Tak - potwierdził Hugo, zbierając pergamin. Zwinął go w wąski rulon i wsunął do kieszeni.<br />
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - zdziwiła się Rose.<br />
Hugo jednak tylko wzruszył ramionami.<br />
- W przeciwieństwie do reszty rodziny nie lubię się afiszować. Nie rozumiem tego całego szaleństwa.<br />
- Czy ty coś sugerujesz?!<br />
- Rose, nie chciałem się urazić - speszył się Hugo.<br />
Dziewczyna zmrużyła oczy, a on z trudem opanował potrzebę skulenia się. Gdy tak robiła, zawsze przypominała mu matkę.<br />
- Mam po prostu wrażenie, że wy... znaczy, że ludzie z naszego pokolenia uwielbiają robić komedię z życia. Popatrz na Jamesa, który z dziwkarza przeistoczył się w porządnego gościa, ale musiał przy tym złamać serce Sereny i zaliczyć nauczycielkę. Albus przez kilka lat spotykał się z Chelsea tylko dlatego, że ona była twoją przyjaciółką, a potem przeżył prawdziwy kryzys osobowości. Nie mówiąc już o tym, że teraz zupełnie mu odbiło na punkcie quddicha, jakby chciał pokazać, że umie wygrywać mecze w lepszym niż James stylu. Lily - zawahał się, rozglądając wokół, jakby sprawdzał, czy Potter nie stoi nigdzie w pobliżu - Lily zawsze potrafiła dostać, czego chce. O jej związku, czy też relacji jak to ona nazywa, z Malfoyem nawet nie wspomnę. To kompletne szaleństwo podobnie jak...<br />
Hugo urwał, zamykając usta, ale nie musiał kończyć zdania. Rose już wiedziała, co chciał powiedzieć. Miał ją za taką samą wariatkę jak wszystkich Potterów.<br />
Ona też lawirowała pośród wydarzeń. Gdy poznała Easy'ego kompletnie zgłupiała i do dziś miała wrażenie, że resztka tego szaleństwa pozostała jej gdzieś na dnie duszy. Robiła mnóstwo niezrozumiałych rzeczy, postępowała wprost irracjonalnie - pocałowała Malfoy'a po SUM-ach, spławiła miłego chłopaka poznanego na weselu Molly, bo był za nudny, próbowała krzykiem zmusić Albusa i Chelsea do miłości. To było bardziej niż dziwne, a jednak się wydarzyło. Rzeczywiście szalone z nas nowe pokolenie, pomyślała Rose, mimowolnie używając nazwy, którą żartobliwie nazwali ich kiedyś rodzice.<br />
- Hugo, teraz tylko tobie przydałoby się trochę naszego szaleństwa. W końcu niemal wszyscy na tym dobrze wyszliśmy - dodała Rose wszechwiedzącym tonem.<br />
Rozmowa z Hugonem uświadomiła jej coś ważnego. Mogła nie lubić niespodzianek. Wolała skrupulatnie planować swoje poczynania, ale mając na uwadze słowa brata nauczyła się już jednego - nie wszystko da się zaplanować.<br />
______________________________<br />
Wiem, wiem, że pewnie nie pamiętacie zbyt wiele z poprzedniego rozdziału (za co bardzo Was przepraszam), dlatego starałam się przemycić swego rodzaju nawiązania do tego, co się działo. Sama nie wiem, ile wyjdzie rozdziałów SiL; postaram się dobić chociaż do dziesiątki, o ile starczy mi sił. Kocham tę historie, bohaterów, ale.. Od października wracam na studia, plus zaczynam nowe, niedługo pewnie okoliczności zmuszą mnie do zapisania się na kurs prawa jazdy, planuję podróżować więcej niż w latach poprzednich, nie wspominając o działalności naukowej na uczelni czy prozaicznych kwestiach jak seriale czy życie towarzyskie.<br />
Plus kończę z zamieszczaniem gifów na początek rozdziałów, bo jest to rozwiązanie wyjątkowo niekompatybilne przy współpracy z blogspotem i przy edycji postów wciąż wyskakują mi jakieś komunikaty o błędach.<br />
Życzę Wam miłego wieczoru ;) Mój jest wyjątkowo udany, bo udało mi się zdążyć z rozdziałem.Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-60826657039740783022016-08-29T15:58:00.000+02:002016-08-29T16:07:00.360+02:00Jeden błąd: Rozdział I: Początek końcem, koniec początkiem?<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://static.tumblr.com/ire9aw4/v6Vlzkyiz/tumblr_lx999hd9rh1r2zjabo2_500.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="166" src="https://static.tumblr.com/ire9aw4/v6Vlzkyiz/tumblr_lx999hd9rh1r2zjabo2_500.gif" width="320" /></a></div>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i>Możemy spać razem?</i></span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i>Cho oderwała głowę od papierów rozłożonych na łóżku i spojrzała na stojącego w drzwiach synka. Przed chwilą położyła go do łóżka, licząc że chociaż przez część wieczoru uda jej się popracować. Teraz jednak widząc jego twarzyczkę, nie miała serca odsyłać go z powrotem do łóżka. Jej serce zawsze biło mocniej, gdy go widziała. Jej maleńki syneczek, jej miłość, jej życie. Z westchnieniem zrzuciła z łóżka papiery i poklepała kołdę. To wystarczyło, aby Jasper z wojennym okrzykiem rzucił się na łóżko.</i></span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><i>- Kocham cię, synku - szepnęła, tuląc się do jego ciepłego ciałka. - Nigdy o tym nie zapomnij, synku.</i></span><br />
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><b></b></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><b>D</b>worzec King Cross stanowił dla uczniów Hogwartu nieodłączną część życia. Tutaj się żegnali z rodzicami jeszcze niepewni, co ich czeka. Tutaj nawiązywali pierwsze przyjaźnie, które mogły trwać całe życie albo skończyć się po kilku miesiącach. Tutaj zdawali sobie sprawy, że są zdani tylko na siebie i muszą się nauczyć działać w pojedynkę. Tutaj zaczynała się ich magiczna przygoda, która mogła się okazać najpiękniejszym snem lub najgorszym koszmarem. Tutaj miał miejsce początek, a po siedmiu latach koniec. To miejsce wszystko rozpoczynało. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Tak przynajmniej zdawało się to wyglądać, bo dorośli czarodzieje i czarownice mieli na ten temat zupełnie inne zdanie. </span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">To miejsce było przypomnieniem ich sukcesów lub porażek, które na zawsze zaważyły na ich życiu. Mogli tylko wspominać twarz wroga i ubolewać nad własną głupotą.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Gdy odwozili tutaj swoje dzieci tak naprawdę wcale nie chodziło o potomków, a jedynie o chęć pokazania komu się udało, kto osiągnął sukces. Tacy ludzie szli z dumnie podniesionymi głowami, posyłając wszystkim lekkie uśmieszki oznaczające pobłażanie. Nieudacznicy stali gdzieś w rogu, unikając spojrzeń i ukradkiem żegnając się ze swoimi dziećmi.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Uważaj na siebie. - Czarnowłosa kobieta o skośnych, ciemnobrązowych oczach, dotknęła ramienia swojego syna. Uśmiechała się, chociaż nie było w tym radości. Na pierwszy rzut oka wydawała się uosabiać spełnienie marzeń. Tylko ile w tym było prawdy?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Spróbuję, mamo - odpowiedział Jasper, uśmiechając się znacznie szerzej od swojej matki i mierzwiąc włosy stojącej obok Desire. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Dziesięciolatka zapiszczała z radością, jednocześnie przysuwając się w jego kierunku i pociągając ze rękaw kurtki. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Musisz jechać? A jeśli już musisz, to będzie do mnie pisał, prawda? - dodała szybciutko, przygryzając dolną wargę i wbijając wzrok w chodnik.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Jasper popatrzył przez chwilę na młodszą siostrę, która udawała bardzo dzielną i próbowała nie płakać. Co roku ich pożegnania wyglądały tak samo. Ona bała się, że o niej zapomni, a on zapewniał, że będzie pamiętał. Obiecywał pisać i dotrzymywał obietnicy. Nawet jeśli za listy w jego wykonaniu służyły lakoniczne wiadomości liczące więcej rysunków niż słów.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Desi, będę do ciebie pisał codziennie - obiecał, nachylając się w jej kierunku i delikatnie unosząc do góry podbródek dziewczynki.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Oblicze Desire, gdy zrozumiała słowa swojego starszego brata momentalnie się rozświetliło.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Obiecujesz? - upewniła się, a on roześmiał się cicho.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- A czy kiedykolwiek cię oszukałem?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Dziecko zastanowiło się przez chwilę, a następnie kiwnęło głową i z całej siły przytuliło się do Jaspera. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Chodźmy - odezwał się w pewnym momencie milczący do tej pory mężczyzna, niespokojnie rozglądając się po dworcu i posyłając swojej żonie wymowne spojrzenie. Miał ziemistą cerę, zakrzywiony nos i gęste, czarne brwi, które co raz marszczył. - Cho, możemy już iść? </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Kobieta zesztywniała, zaciskając pobladłe knykcie na pasku swojej torebki. Jej zarumienione policzki pobladły, a na twarzy pojawił się cień. Trzęsącymi dłońmi odgarnęła swoje długie włosy i niespokojnie rozejrzała się po peronie. Wnikliwie przyglądała się płaczącym dzieciom, pohukującym sowom i udających zadowolenie rodziców. Na jej twarzy pojawił się chwilowy spokój. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Wiktorze, proszę. Poza tym czasem ciężko unikać pewnych rzeczy - dodała po chwili cicho, tak cicho, że tylko po niezadowolonym grymasie na twarzy mężczyzny odgadła, że usłyszał jej słowa.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Wymruczał tylko jakieś bułgarskie przekleństwo, zaciskając usta. Odwrócił się, co oznaczało koniec kłótni.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Uważaj na siebie - powiedziała Cho, patrząc na syna, który z łobuzerskim uśmiechem szeptał coś do rozpromienionej Desire. Nie mogła opanować wzruszenia, gdy patrzyła na swoje dzieci. Byli ze sobą bardzo zżyci, a Jasper zawsze przede wszystkim dbał o uczucia swojej małej siostrzyczki. Dla Desire zaś zawsze był niedoścignionym wzorem do naśladowania. Czasem miała wrażenie, że stanowią nierozerwalną całość pomimo wielu dzielących ich różnic. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Postaram się - mruknął, po raz ostatni przytulając siostrę. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- I nie zapomnij do mnie pisać, bo obiecałeś - przypomniała po raz setny Desire z niemą prośbą w sarnich oczach.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Na razie - rzucił w stronę Wiktora, a mężczyzna ograniczył się jedynie do lakonicznego kiwnięcia głową.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Podniósł swój kufer i ruszył w stronę pociągu. Nie rozglądał się, nie szukał przyjaciół. Wszedł na stopień, wszedł do pociągu i zaczął szukać jakieś przedziału. W pierwszym siedziały trzy rozgadane Puchonki, które zamilkły, gdy otworzył drzwi. Mógł więc przypuszczać, że to on był przedmiotem ich plotek. W drugim zastał pięciu Ślizgonów bardzo zajętych porównywaniem swojego poziomu znajomości heraldyki. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. W trzecim siedziało grono napuszczonych Krukonów. Ruszył dalej. Otworzył drzwi czwartego przedziału i uśmiechnął się kącikiem ust.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Widzę, że nic się nie zmieniło - powiedział ironicznym tonem, a para siedząca w przedziale, która jeszcze przed chwilą namiętnie się całowała gwałtownie oderwała się od siebie. Przestraszona dziewczyna zaczerwieniła się i zaczęła szukać swojej bluzki, by po chwili wybiec z przedziału z zawstydzoną miną.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie mogłeś chwile poczekać? - W głosie Scorpiusa zabrzmiały sarkastyczne nuty. Zwinnym ruchem podniósł i nałożył swoją, jeszcze przed chwilą leżącą na podłodze koszulę. W jego szarych oczach malował się chłodna ironia. Jasne, blond włosy miał dłuższe niż przed wakacjami, ale to była chyba jedyna zmiana jaka zaszła w jego wyglądzie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Wyglądasz tak samo kiepsko jak przed wakacjami - zawyrokował Jasper po chwili wnikliwych obserwacji, a Malfoy parsknął cichym śmiechem.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Daruj sobie te komplementy. I dlaczego, do jasnej cholery, musiałeś wejść akurat w tym momencie?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Wrodzone wyczucie czasu - odpowiedział z kpiarskim uśmiechem, rozkładając się na fotelach w wygodnej pozie. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Musisz jeszcze dużo nad nim popracować. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Wszyscy znamy prawdę, Malfoy - odparł podobnym tonem.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Zapadła cisza. Żaden z nich nie zapytał jak drugiemu minęły wakacje. Obydwaj wiedzieli, że takie pytanie jest nie tylko najgorszym tematem do rozmowy, ale też potrafi błyskawicznie popsuć człowiekowi humor. Do tego nie czuli potrzeby mówienia głupot o udanych wakacjach, czyli bredzenia o zaliczonych dziewczynach, upierdliwej rodzinie czy niekończącej się nudzie. Widzieli, że to niczego nie zmieni i nie naprawi ludzkich błędów, a życie tymczasem toczy się dalej i tylko to się liczy. Nic więcej. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Gdzieś w oddali rozległ się odgłos gwizdka, pomruk silnika i gorączkowe głosy spóźnialskich. Ktoś głośno krzyknął, czyjś bagaż z trzaskiem upadł na podłogę. Kolejny odjazd pełen przepełnionych tęsknotą głosów i niekończącego się tupotu stóp w korytarzu.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Wreszcie pociąg ruszył z głośnym skrzypieniem, gdzieś w głębi rozległ się ryk silnika.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Kolejny przesrany rok - zawyrokował ponuro Scorpius, patrząc w okno, gdzie właśnie zniknął magiczny peron. Pociąg napierał prędkości, a stukanie zaczynało przybierać na sile.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Jasper zaśmiał się tylko cicho i rzucił mu przesycone ironią spojrzenie, mówiąc:</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Scor, od kiedy zainteresowałeś się filozofią? Aż tak ci się nudziło w wakacje?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Na pewno nie bardziej niż tobie, Jazz - padła cięta odpowiedź. - A poza tym daruj sobie te życzliwości.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Jak chcesz, ale pamiętaj, że ja przynajmniej próbowałem być miły - odpowiedział Jasper równie cierpkim tonem. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Spróbuję zapamiętać - odpowiedział Scorpius, parskając śmiechem. - Nie wyszedłeś z wprawy.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Z kłócenia się z tobą? - Chłopak uniósł lekko jedną brew. - Stary, nie pochlebiaj sobie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Oczywiście. Jak ja, Scorpius Malfoy mógłbym pochlebiać tobie albo komuś z twojego domu?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Oczywiście - powtórzył Jasper automatycznie, odwracając się i patrząc w drzwi na korytarzyk, które jakaś dziewczyna niezdarnym ruchem próbowała otworzyć. Gdy kolejna próba skończyła się niepowodzeniem, a drzwi nie drgnęły nawet o milimetr, Jasper posłał Scorpiusowi wymowne spojrzenie. Ten tylko wzruszył obojętnie ramionami, ale po chwili wstał i otworzył drzwi od wewnętrznej strony.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie ma jak gryfońska odwaga i wiara w siebie - mruknął pod nosem, wracając na swoje miejsce.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie ma jak ślizgońska uczynność i chęć pomocy innym - zripostował Chang, a Malfoy tylko prychnął.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Dopiero ciche chrząknięcie przerwało ich słowną sprzeczkę. Zaabsorbowani własnym towarzystwem zapomnieli, że do przedziału ktoś wszedł. Obydwaj spojrzeli na dziewczynę z zaskoczeniem. Nie wydawała się niepewna, wystraszona bądź strachliwa, a nawet wręcz przeciwnie. Brązowe oczy patrzyły na nich poważnie. Stała wyprostowana przez co sprawiała wrażenie wyższej niż w rzeczywistości. Zaciśnięte usta zaś upodobniały ją do nauczycielki mające do czynienia z wyjątkowo krnąbrnymi dziećmi.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Witaj, Weasley - rzucił lekceważąco Scorpius, spoglądając na jasnobrązowe, niemalże rude włosy dziewczyny. Nie przepadał za nią, ale do cholery, nawet on zaczynał mieć problemy z koncentracją, gdy dłużej patrzył na te pukle. Oczyma wyobraźni już widział te włosy rozpuszczone, białą pościel wokół i.... Nie, jego wyobraźnia sięgała za daleko.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Tymczasem ona zlekceważyła go, bacznie rozglądając się po przedziale. Obejrzała wszystko począwszy od bagażu Jaspera chyboczącego na krawędzi półki po zmięty kardigan Scorpiusa, który zapomniany nadal leżał na podłodze. Nie spieszyła się z oględzinami, w milczeniu się wszystkiemu przypatrując.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Dzień dobry, Malfoy - odezwała się w końcu, a brązowe oczy zatrzymały się na chwilę na twarzy jasnowłosego Ślizgona. - Miło, że humor ci w tym roku dopisuje.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Jak zawsze złotko, jak zawsze - powiedział z typową dla siebie ironią.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Coś jeszcze? - spytał Jasper bez większego zainteresowania.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie. I pamiętajcie, że nie wolno odnosić się z takim lekceważeniem do prefekta - upomniała ich surowym tonem zupełnie nie pasującym do jej wieku i młodzieńczego wyglądu. Rozejrzała się jeszcze raz po przedziale i już zrobiła krok do tyłu, by wyjść, gdy z korytarza rozległo się wołanie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Rose! - Męski głos woła nagląco.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Scorpius i Jasper spojrzeli na siebie, posyłając sobie wymowne spojrzenia. Najwyraźniej zbliżał się ich serdeczny <em>przyjaciel.</em> Chyba to słowo najbardziej pasowało do ich definicji wrogości i ironii zawartej we wszystkich ich wypowiedziach. A ów <em>przyjaciel</em> zawsze im na swój sposób pomagał, motywował do nauki zaklęć, ćwiczeń na miotle i robienia lekceważących min. To właśnie dzięki niemu poznali się nawzajem i od tamtej pory uchodzili na przyjaciół. A wszystko dzięki <em>przyjacielowi</em>. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Rose, mówiłem ci... - zaczął gorączkowym tonem Albus Potter, dotykając ramienia swojej kuzynki. Rudowłosa dziewczyna błyskawicznie kiwnęła głową, rozumiejąc o co chodzi chłopakowi.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- A z nami się nie przywitasz, Albusie Severusie? - Scorpius dobitnie zaakcentował obydwa imiona chłopaka.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Potter zerknął w głąb przedziału i skrzywił się na widok siedzących tam dwóch chłopaków. Najwyraźniej i jego dzień zmienił się na gorsze od tej chwili.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Malfoy... - zaczął gniewnie, ale Rose złapała go za rękę i głośno powiedziała:</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Za obrazę prefekta, Malfoy, normalnie dostałbyś minus dziesięć punktów, ale jako, że my jesteśmy prefektami naczelnymi to powinniśmy pomnożyć tą sumę razy dwa, a może nawet trzy. Obiecuję ci, że następnym razem nie omieszkam tego uczynić. Zrozumiano?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Oczywiście - odpowiedział Malfoy, ale z jego twarzy nie zniknął pełen zadowolenia uśmieszek.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Rose popatrzyła na niego przez chwilę, zerknęła przelotnie na Jaspera, po czym kiwnęła głową i zamknęła drzwi, odchodząc z naburmuszonym Albusem.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Kto by pomyślał... - mruknął Jasper - że Weasley potrafi być taka wojownicza. Ciekawe czy we wszystkim, co robi wykazuje taki temperament - dodał, a w jego oczach zamigotały złote ogniki.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Chętnie bym się przekonał, ale... To mimo wszystko Weasley. A poza tym poza kuzynkami Potter jest mnóstwo innych ładnych dziewczyn w naszej szkole. I jedna z nich byłaby moja, gdybyś tu nie wszedł - przypomniał, po czym zastanowił się przez chwilę. - Poza tym stała tutaj pięć minut i ani razu nie wspomniała, że dostała jeszcze jedną plakietkę i awansowała. Wtedy przecież złożylibyśmy jej gratulacje.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- I skończyłoby się na wspólnym świętowaniu - dodał Jazz, próbując opanować drżenie kącików ust i nie wybuchnąć śmiechem.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"> Scorpius posłał mu pełne wyższości spojrzenie, które odziedziczył po ojcu wraz z genami i dodał:</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie przesadzajmy... Ale jednego jestem pewien, nawet Rose Weasley nie zdoła mi popsuć tego roku.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">***</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span>
<br />
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><strong>A</strong>lbus Potter rozejrzał się po Wielkiej Sali, lekko marszcząc czarne brwi. Czujne spojrzenie wyglądało, jak skupienie, ale trudno było o większą pomyłkę. Obecnie nie mógł się na niczym skupić. </span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Czuł niepokój gdzieś w głębi duszy i nic nie mógł na to poradzić. Owe uczucie wyraźnie górowało nad wszystkimi innymi. Nerwy sprawiały, że raz po raz zaciskał dłonie w pięści i wykrzywiał w grymasie złości usta. Wszystko przez niepewność. </span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Gorączkowo przeszukiwał tłum właśnie wchodzącej młodzieży. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nie zachowywał się jak prefekt, tylko jak zakochany uczniak, którym w gruncie rzeczy był. Na krótką chwilę zgubił swoją codzienną powściągliwość, a powaga wzięła urlop. Nie cierpiał tego. Tracił kontrolę; stawał się marionetką losu, która nic nie znaczy wobec siły swoich uczuć.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nagle rozpromienił się; dostrzegł w tłumie postaci ukochaną postać. Serce zabiło mu szybciej, a pięści się rozluźniły. Czuł znajome ciepło rozlewające się po całym cieple. </span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nagle wszystko przestało się liczyć. Lexie tu była. Nie musiał się dłużej martwić, mogąc sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Do chwili, gdy... ona na niego spojrzała. W ciemnooszarych oczach miała ciepło, a na twarzy uśmiech, jednakże...</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- To Mellie, idioto - mruknął do siebie cicho, apatycznym wzrokiem parząc w swój talerz.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Co się tym razem stało? ? - spytała automatycznie Rose, patrząc na Mellie i machając do niej. - Pomyliłeś Mellie z Lexie? Co w tym takiego strasznego? Przecież one są identyczne.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Pomyłka nie wydawała jej się tak poważna jak Albusowi. Bliźniaczki Longbottom wyglądały na pierwszy rzut oka identycznie. Różnił je za to charakter i domy w Hogwarcie. Lexie niemal nie chodziła, tylko wdzięcznie płynęła po szkolnych korytarzach. Mellie zaś sprawiała wrażenie zbyt mocno wystraszonej, aby umieć na siebie czymkolwiek zwrócić uwagę. Pewnie to poczęści sprawiło, że jedna została Gryfonka, a druga Puchonką.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Niby tak, ale - zawahał się - to nie powinno się wydarzyć. Powinienem je rozróżniać. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Cześć - rzuciła krótko Mellie, posyłając im ciepłe uśmiechy, gdy znalazła się koło stołu. - Jak wakacje? </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Średnie - odpowiedziała jak zwykle zwięźle Rose. - A twoje?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Dziwne. - Odpowiedź dziewczyny była równie lakoniczna. - Ale to pewnie przez to, że babcia Augusta z nami zamieszkała.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Jak ona się czuje? - spytała troskliwym tonem Rose.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie najgorzej - oznajmiła Mellie, patrząc na zdenerwowanego Albusa, który niespokojnie rozglądał się po Wielkiej Sali. - Ale i tak tata zdecydował, że weźmie rok urlopu i się nią zajmie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Kto w takim razie zajmie się nauką zielarstwa? - spytała zaniepokojona Rose, marszcząc śmiesznie nos. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie mam pojęcia - rzekła Mellie, odgarniając za ucho ciemne włosy. - Nie martw się. Ona gdzieś tu jest.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Albus zamarł i spojrzał na Melissandrę z zaskoczeniem. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Lexie jest i nie przyszła się ze mną przywitać? - W jego głosie słychać było niedowierzanie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Przecież wiesz jaka ona jest. Z nikim nie liczy i pewnie korzysta z upragnionej wolności od ojca nauczyciela.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- A ty? Ty, czemu tego nie robisz? - zapytał niespodziewanie Albus, a dziewczyna spojrzała na niego przenikliwie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Bo ja nie lubię tak korzystać z życia - odpowiedziała, tonąc w zielonych tęczówkach, w których mogła dostrzec wszystko, absolutnie wszystko, tylko nie to, co chciała.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Czyli jak? - tego rozbawionego głosu nie dało się pomylić z żadnym innym Albus podniósł wzrok i zobaczył osobę, na którą czekał. Lexie Longbbottom stała przed nim ze śmiałym uśmiechem, zarumienionymi policzkami, rozwichrzonymi blond włosami, błyszczącymi niebieskimi oczami i ogromną pewnością siebie. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Lexie - powiedział, podnosząc się i bez chwili wahania namiętnie ją całując.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Mellie spuściła wzrok, a po chwili dotknęła ręki Rose i szepnęła, że musi wracać do swojego stołu. Szła powoli z nisko spuszczoną głową. Wyglądała jak uosobienie nieszczęścia. I chociaż była przecież równie ładna jak Lexie wyglądała niczym jej nędzna kopia.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Rose nic nie powiedziała, tylko zacisnęła usta w wąską kreskę, licząc w myślach do dziesięciu, tak jak nauczyła ją kiedyś matka. Przydatny nawyk, który niemalże wszedł jej w krew. Ledwie skończyła, zastukała palcami w krawędź stołu i głośno powiedziała:</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Prefekci naczelni są po to, aby dawać przykład innym uczniom. Albus, mam nadzieje, że o tym nie zapomnisz - dodała, zwracając się do swojego kuzyna. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nic nie wskazywało na to, że chłopak usłyszał jej słowa. Nadal trzymał w ramionach Lexie, a jego ręce spoczywały na ramieniu i włosach dziewczyny. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Moralność i przyzwoite zachowanie to aż tak dużo? - wysyczała jeszcze, jednocześnie oskarżycielsko dźgając jajecznicą leżącą na swoim talerzu.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Znajdź sobie kogoś, kto zajmie się tobą i daj nam spokój - odparowała Lexie, wciąż trzymając w rękach poły szaty Albusa i przytulając się do niego.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Lex, daj jej spokój - wtrącił niespodziewanie Albus, a obie dziewczyny spojrzały na niego z zaskoczeniem. - Później dokończymy to, co zaczęliśmy, kochanie - szepnął wprost do ucha Longbbottom, a ona tylko posłała mu zniewalające spojrzenie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Czyżby jakaś kłótnia w raju? - Rozległ się kpiący głos.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Albus zaciskając usta, podniósł głowę, a wyraz jego twarzy wyraźnie pokazywał, co myśli, Lexie tylko uśmiechnęła się lekko, a Rose? Rose zakrztusiła się jajecznicą. Przybysz błyskawicznie zareagował, klepiąc dziewczynę w plecy. </span><span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Gdy po kilku minutach odzyskała oddech, wyjąkała cicho:</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Dziękuję.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie ma za co.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Uniosła podbródek, zerkając spod rzęs na swojego wybawcę. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Jasper wydawał się nieporuszony, a z jego głęboko osadzonych ciemnozielonych oczu jak zwykle nie dało się wyczytać nic poza chłodną ironią. W kruczoczarnych, rozwichrzonych włosach błyszczały krople wody. Najwyraźniej nie zdążył wejść do zamku przed deszczem. Kwadratowa szczęka, idealnie wykrojone usta namawiające do grzechu i prosty, orli nos znacznie dodawały mu uroku. Jego arystokratyczne rysy i męską urodę jeszcze bardziej podkreślała wieczorowa szata z naszywką domu, do którego należał. Wysoki i szczupły, a jednocześnie proporcjonalnie umięśniony stał kilka metrów dalej, a po jego ustach błądził zwykły, nieodłączny na wpół ironiczny uśmieszek, którego tak bardzo nienawidził Albus. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie przeszkadzajcie sobie - dodał, z wyraźnym znudzeniem, rozglądając się wokół.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Chang - rzucił krótko Albus, zwierając w nazwisku Jaspera wszystkie swoje uczucia. Zaniepokojona Lexie uniosła głowę i mocniej go objęła, jakby obawiała się, że może zrobić coś skrajnie nieodpowiedzialnego. - Czego chcesz?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Po co od razu ta ostrość? - odpowiedział pytaniem Jasper, mierząc wzrokiem Albusa, a następnie Rose. Jego wzrok prześlizgnął się po jej sylwetce, a ona sama poczuła się niczym przedmiot; oceniona, wyceniona i niewarta uwagi. Skuliła się, by po chwili wyprostować z największą godnością. Nie miała zamiaru się bać. W końcu była samym <em>prefektem naczelnym</em>, a więc należał jej się płynący z tego tytułu szacunek i powszechne poważanie, o czym najwyraźniej Jasper Chang zapomniał albo udawał, że nie wie. Najwyższy czas mu przypomnieć, pomyślała dziewczyna z niejakim zadowoleniem. uniosła hardo podbródek i wyprostowała się.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Jesteśmy prefektami naczelnymi - powiedziała jasno i dobitnie. A może tak przynajmniej chciała aby to zabrzmiało?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Myślisz, że o tym nie wiem? - zapytał, nie udzielając odpowiedzi. Najwyraźniej uznał, ze nie musi, ze nie jest tego warta.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Wolała ci przypomnieć na wszelki wypadek - odparła, mrużąc oczy, na co chłopak odpowiedział milczeniem.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Chodźmy, Rose - wtrącił Albus pozornie niedbałym tonem, z którego nieprawdziwości Rose doskonale zdawała sobie sprawę. O czym innym bowiem świadczyły napięte mięśnie jego twarzy, wykrzywione w nieprzyjemnym grymasie wargi czy dłonie coraz mocniej obejmujące protestującą Lexie.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Ruszyła za kuzynem, rzucając jedno spojrzenie przez ramię. Jasper wciąż stał koło stołu Gryffindoru i lekko się uśmiechnął, zauważając jej wzrok. Tylko tyle. A może aż tyle?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie wiem o co chodzi temu przygłupowi - zaczął Albus, gdy wyszli z Wielkiej Sali. - Dlaczego on nas tak nienawidzi?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">A może jest na odwrót, cisnęło się na usta Rose, jednak zachowała swoje myśli dla siebie. Wiedziała jaka byłaby reakcja Albusa. I wiedziała, że on zupełnie nie jest bez winy. Nie znała dobrze Jaspera, ale wiele mogła powiedzieć o swoim kuzynie, który miał wiele zalet, ale jedną złą cechę - mściwość, której wyraźnie nie potrafił się pozbyć. Chang również najwyraźniej był zainteresowany pojednaniem, a jedynie szarganiem nerwów swego przeciwnika. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Tak było w pierwszej klasie, gdy mogli zostać najlepszymi przyjaciółmi. Zostali wrogami. Nie pomógł wspólny wagon w Expressie Hogwart ani ten sam dom, do którego przydzieliła ich tiara. Gryffindor zyskał dwie jednostki, które nie mogły się znieść. Tak było w drugiej klasie, gdy Jasper wylał na Albusa pół kociołka swojego eliksiru rozśmieszającego. Epizod urósł do rozmiarów zbrodni i przerodził się w niekontrolowaną chęć zemsty. Kolejna cegiełka nienawiści w łańcuchu uczuć. Tak było w trzeciej klasie, gdy Albus dostał się do drużyny qudditcha. Radość zmącił jednak fakt, że dostał się do drużyny na miejsce Jaspera, który również pojawił się na sprawdzianie możliwości. Wygrał, ale zrezygnował, aby pokazać swoją wyższość. Zostawił Albusowi rzecz, na której tak mu zależało, jednocześnie umniejszając jej wartość. Radość była już tylko pozorna. Tak było w piątej klasie, gdy Albus zaczął szastać swoją odznakę prefekta, niepomny na jej napomnienia. Każdy kolejny odjęty punkt, każda kolejny szlaban stanowisko stało się bitwą, a pozycja bronią. Tak było w szóstej klasie, gdy ich drogi przestały wciąż wzajemnie się przecinać. Wciąż żyli razem, chodzili po tych samych korytarzach, tak samo, a jednak inaczej, osobno. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nienawiść przygasła, lecz wciąż tliła się szczątkowym ogniskiem, jakby czekając, kiedy wybuchnie ze zdwojoną siłą. I może gdyby Rose tak mocno nie nienawidziła konfliktów, spróbowałaby jakoś rozwiązać ten problem. Dotychczas jednak tchórzliwie uznawała, że cała ta sprawa bezpośrednio jej nie dotyczy, więc nie musi </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Rose, czemu się tak wleczesz? Pospiesz się! - ponaglił kuzynkę Potter, nie zaszczycając jej jednak ani jednym spojrzeniem. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Zwolnijmy nieco - wtrąciła Lexie. Przeczesała palcami jasne włosy i posłała Albusowi szeroki uśmiech, który chłopak machinalnie odwzajemnił.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Jasne - odpowiedział. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Wiedziałam, że zrozumiesz. Ja mam drobną sprawę do załatwienia, więc... spotkamy się później - powiedziała, cmoknęła chłopaka w policzek i odwróciła się, szybko znikając w czeluściach korytarza nim zdążył cokolwiek powiedzieć. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Albus, idziesz? </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Albus, ignorując głos kuzynki, przystanął w miejscu i popatrzył w ciemność, jakby spodziewał się, że dziewczyna zaraz wróci.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Idziesz? - W łagodnym zazwyczaj głosie można było usłyszeć irytację, bowiem niewiele rzeczy irytowało Rose tak mocno jak marnotrawienie czasu.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Albus jednak dla Lexi był gotów marnotrawić nawet całą wieczność. </span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">_____________________________________________</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Rozdział napisany cale wieki, gdy dopiero co wpadłam na pomysł całej koncepcji opowiadania. Docelowo Jeden błąd ma być znacznie krótszy niż BwH, mam nadzieję, że się uda.</span></div>
</div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-51698841491183690612016-08-21T21:51:00.002+02:002017-07-16T15:19:49.662+02:00Wszystko dla Lily: Prolog<div style="text-align: center;">
<div style="clear: both; text-align: center;">
<br />
<a href="http://66.media.tumblr.com/tumblr_lmwoi2jjrB1qdqlhzo1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><b><img border="0" height="146" src="https://66.media.tumblr.com/tumblr_lmwoi2jjrB1qdqlhzo1_500.gif" width="400" /></b></a><b><b>WYJAŚNIENIA</b></b>czyli przeczytaj, jeśli chcesz wiedzieć więcej<br />
Gdy miałam jeszcze naście lat, a dzieci nałogowo oglądały TV zamiast siedzieć w Internecie stało się. Koniec, basta. Zakochałam się. Bez pamięci, nie dbając o pozory. Całkowicie przepadłam i co najlepsze - dobrze mi z tym było. Od tamtej pory trwa moja miłość do świata, w którym króluje magia, o którym istnieniu nie wiedzą mugole. </div>
<a name='more'></a>Historia Lily i Jamesa to mój ulubiony wycinek (żeby nie powiedzieć skrawek) opowieści. Uwielbiałam historie o nich, gdy miałam jakieś dwanaście lat i niedawno uświadomiłam sobie, że nadal je kocham, chociaż lat mam już tyle, ile wynosi oczko w kartach. Pewne rzeczy się widać nie zmieniają. I dobrze, bo nie chciałabym ich zmienić.<br />
Przymierzałam się do napisania ich historii wiele razy. Raz, dwa, dziesięć, sto i milion razy w swojej głowie. Nieco mniej razy próbowałam przelać to na papier. Raz nawet założyłam bloga, gdzie wszystko zepsułam, próbując wcisnąć smutek tam, gdzie go nie powinno być. Ostatecznie napisałam tylko miniaturkę, którą część z Was mogła mieć już przyjemność przeczytać. W pisaniu tego opowiadania planuję nieco się wesprzeć na starych pomysłach, fragmentach, postaciach, których ostatecznie nie wykorzystałam także mogą istnieć pewne podobieństwa. Wtedy nie miałam nadziei, że jeszcze do tej wrócę w dłuższej formie, mój błąd. Teraz widzę, że nigdy nie wolno tracić nadziei.<br />
Historia Huncwotów to tragedia, jakby nie patrzeć. Lily, która umarła w obronie swojego syna, James, którego zgubiło zaufanie do przyjaciół, Syriusz, zasługujący na więcej niż dostał od życia, Remus, który bardzo długo musiał szukać szczęścia, aby je jeszcze szybciej utracić i Peter o sercu zdrajcy.<br />
To jest smutne i na pewno nie zabraknie łez na koniec, ale postaram się z całego serca uniknąć popełnionego niegdyś błędu - nie czynić tej historii powodem jedynie płaczu. Chcę napisać nie tylko historię o śmierci, tym, jak to się zakończyło. To będzie historia o miłości silniejszej niż śmierć, początkach i walce w obronie wyznawanych przez siebie wartości.<br />
Nie obiecuję, że to szybko skończę. Zapewne nie. To długa historia, a ja jest cholernie niesystematyczną osobą. Ale obiecuję, że to dokończę. Ile to zajmie nie wiem, ale napiszę tej historię, nawet jeśli ostatecznie będę najstarszą autorką fan fiction w wszechświecie. Ta historia to mój potterowski początek i czuję, że muszę to napisać póki mam jeszcze w sercu magię.<br />
Postanowiłam napisać tę historię od początku, od nowa. Chcę zawrzeć w tym pewien przekrój, przekątną ich życia i nierealne wydaje się to bez miejsca, gdzie drogi wszystkich bohaterów się skrzyżowały, gdzie żyli i snuli plany, gdzie narodziła się miłość i nienawiść.<br />
Planuję pisać od pierwszej klasy, ale co by nie spędzić wieczności na opisywaniu lekcji i zwykłej codzienności lecimy z czasem szybko niczym Harry na Nimbusie 2000. Jeden rozdział to jeden rok w czasie edukacji. Jedno lub kilka wspomnień, narracji, wydarzeń. Szósty, siódmy rozdział będzie stanowił przełom i od tego momentu zwalniamy i zaczyna się regularna fabuła. Z tego też powodu pierwsze rozdziały będą stosunkowo krótkie w porównaniu do późniejszych.<br />
I może jestem za stara, ale ponoć nigdy nie jest się za starym na spełnianie marzeń, a napisanie tego zawsze siedziało mi gdzieś z tyłu głowy.<br />
Zapraszam do czytania.<br />
<br />
<i><b><br /></b></i><i><b>ŚMIERĆ BĘDZIE OSTATNIM WROGIEM, KTÓRY ZOSTANIE POKONANY.</b></i><br />
<div style="clear: both; text-align: center;">
<i><b><br /></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
<i><b><i>James</i></b></i></div>
<div style="text-align: left;">
Gdy nadeszła ciemność, świat dla niego zamarł.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie myślał o żadnej ze szczęśliwych chwil. W tej chwili wszystkie rozpływały się w jego świadomości. Dzieciństwo, rodzice, Hogwart, Huncwoci i ona, Lily... Harry! Musiał go chronić, mówił mózg, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Bezwładne nogi, nieposłuszne ręce, a w uszach krzyk tej jedynej, która miała być jego już na zawsze.</div>
<div style="text-align: left;">
Lily, Harry, już za chwilę... Tacy bezbronni, a on zawiódł. Poniósł porażkę</div>
<div style="text-align: left;">
Zostali zdradzeni, bo on zaufał zdrajcy.</div>
<div style="text-align: left;">
To on to na nich sprowadził.</div>
<br />
<div style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<i></i><br />
<div style="text-align: left;">
<i><i>Lily</i></i></div>
<i>
</i>
<div style="text-align: left;">
Gdy nadeszła ciemność, nie myślała o śmierci.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie potrafiła skupić się na tym, co ją spotka po drugiej stronie, skoro miała tylko jedno pragnienie. Chciała, aby jej maleńki synek był bezpieczny, aby nie dosięgło go ramię zła właśnie zabijającego jego rodziców, aby miał szansę żyć, pokochać. Chciała, aby przeżył tyle co ona.</div>
<div style="text-align: left;">
Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek innego.</div>
<div style="text-align: left;">
On musiał żyć.</div>
<div style="text-align: left;">
Ucałowała go w czoło. Nie zdążyła otrzeć łez, bo ciemność przyszła zbyt szybko. Zło nadeszło, a jej mały synek nie był tego świadomy.</div>
<div style="text-align: left;">
On musiał żyć.</div>
<i></i><br />
<div style="text-align: left;">
<i><br /></i></div>
<i>
</i>
<div style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Potterowie?</i></div>
<div style="clear: both; text-align: left;">
<i>- Nie żyją.</i></div>
<b></b></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
</div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-46565548356315458262016-03-06T20:16:00.000+01:002016-08-23T17:28:10.917+02:00Jeden błąd: Prolog: Bez nadziei na świt<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span>
<br />
<div align="right" style="margin-top: 0.4em;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://24.media.tumblr.com/f1f554d3006d614a0ed4ae955eaf074c/tumblr_mqt4y31NOs1swfa9co1_400.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="205" src="https://24.media.tumblr.com/f1f554d3006d614a0ed4ae955eaf074c/tumblr_mqt4y31NOs1swfa9co1_400.gif" width="320" /></a></div>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><a class="ge_a" href="http://agatka1606.wrzuta.pl/audio/8BhH41vAUNr/iwona_wegrowska-kiedys_zapomne" target="" title="">Iwona Węgrowska, Kiedyś zapomnę</a><strong><br /></strong></span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><span style="font-size: x-large;"><i>M</i></span>uszę ci coś powiedzieć - powiedzieli jednocześnie, patrząc na siebie ze zdziwieniem. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Kobieta zaśmiała się cicho, a dźwięk ten brzmiał w jego uszach niczym najpiękniejsza muzyka.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Mów ty pierwszy - powiedziała, odgarniając do tyłu ciemne włosy i posyłając mężczyźnie radosny uśmiech.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"></span><br />
<a name='more'></a></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">On zawahał się przez chwilę, by lekko kiwnąć głową. Wstał i podszedł do okna, gdzie przez chwilę patrzył na szarą rzeczywistość i próbował znaleźć w sobie siłę, której nagle, w decydującym momencie mu zabrakło. Myślał, że ten moment będzie łatwiejszy niż oczekiwanie na niego. Teraz widział swoją naiwność.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Ja... My - zaczął, szukając odpowiednich słów. Wziął głęboki oddech, odwrócił się i nie patrząc w jej oczy, powiedział - wracam do żony. To i tak trwa zbyt długo. Ona cierpi przez to, a ja tego nie chcę. Nie zasługuje na ból. Zresztą, to miała być tylko chwila słabości. Pamiętasz? Ale... Ale to trwa do dziś, a nic dobrego z tego nie przyszło. Tylko ból i cierpienie - dodał, podchodząc do niej i delikatnie muskając palcami ciepłą skórę jej bladego w tej chwili policzka. - Wybacz - szepnął, szukając spojrzenia ciemnobrązowych oczu.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Odwróciła wzrok.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Nie była w stanie nic powiedzieć.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Wątpiła, czy może dalej żyć. To bolało zbyt mocno, a wszystko zapowiadało, że to jest jedynie początek, zalążek przyszłości. Kiedyś myślała o tej chwili, ale potem on wciąż do niej wracał. Przekonała samą siebie, że to dobry znak. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Rozumiem - odpowiedziała miękkim tonem, który tak kochał. - Rozumiem - powtórzyła automatycznie, przymykając powieki.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Patrząc na nią, mógł tylko nienawidzić samego siebie. Zadał <em>jej </em>ból. Zranił <em>ją</em>. Rozczarował <em>ją</em>. Nie zasługiwała na to. Powinna mieć koło siebie kogoś, kto by ją kochał, całował i nigdy nie pozwolił cierpieć. Byłby teraz przy niej i mówił o uczuciach, nie końcu ich związku. Tyle, że tym kimś nie mógł być on.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Pójdę już - rzucił cicho. - Ona... Ona została sama z małym, więc... rozumiesz - wytłumaczył się niezgrabnie, chociaż nawet w jego uszach nie brzmiało to przekonywająco.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Kobieta kiwnęła głową i podniosła głowę. Musiała, choć przez chwile popatrzeć w jego oczy. Nacieszyć się tym, że choć jeszcze przez chwilę są jej, patrzą na nią z ufnością, miłością i ciepłem. Wiedziała, że to już nie wróci. Nigdy. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">To już ostatnia chwila ich czasu. Koniec kradzionych minut, śmiechu, radości i jej młodzieńczych marzeń o wielkiej miłości.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Uważaj na siebie - wyszeptała, siląc się na uśmiech.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Popatrzył na nią. Musnął delikatnie swymi wargami jej czoło; dotknął czule ust, które tyle razy szeptały do niego słowa miłości otuchy i odszedł. Musiał. A może chciał?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Ona nie pozwoliła sobie na płacz. Po jego wyjściu stała wyprostowana niczym struna. Nie pozwoliła sobie na płacz, czy szloch, który spowodowałby jeszcze większe zniszczenie jej duszy. A ona nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała być silna, <em>musiała</em>. Miała, dla kogo. Opiekuńczym gestem dotknęła swojego, jeszcze płaskiego brzucha, a po jej policzku potoczyła się łza. Tylko jedna. Na nic więcej nie mogła sobie pozwolić.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Wstała i otworzyła drzwi.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Gdy wyszła na ulicę, uderzyło ją chłodne, londyńskie powietrze. Otuliła się szczelniej, niedbale nałożoną futrzaną etolą i skierowała się w kierunku pobliskiego nieoświetlonego zaułka. Każdemu jej krokowi towarzyszył stukot obcasów. Nie rozglądała się wokół, skoncentrowała na swoim celu.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Ledwie znalazła się w ciemnym zaułku, zacisnęła powieki, a na jej twarzy pojawił się wyraz koncentracji. Po chwili zniknęła z cichym pyknięciem, by nagle pojawić się w Southwick, miejscowości położonej około sto kilometrów od Londynu.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Kobieta zacisnęła dłonie, idąc w stronę dużego domu, w którym jej rodzina mieszkała od pokoleń. Dworek został wybudowany w stylu barokowym w pierwszej połowie dziesiątego wieku i od tamtej pory kolejne pokolenia zamieszkiwały i pieczołowicie remontowały. Otworzyła drzwi. W dużym holu było ciemno, a jedynie lekką poświatę dawał duży kryształowy żyrandol zawieszony u podstawy sufitu.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Panienko! - zapiszczało nagle jakieś dziwne, jakby zdeformowane stworzonko. Mały skrzat dygnął niezdarnie i popatrzył na nią swymi wyłupiastymi oczami. - Pani prosi panienkę do biblioteki.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Kiwnęła głową, rozpinając guziki swojego płaszcza i udając się na spotkanie z rodzicielką.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Przed samymi drzwiami zawahała się. Jednak, gdy tylko pomyślała o pewnej małej istotce, natychmiast zdecydowanym gestem zacisnęła klamkę.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Cześć, mamo. Witaj, ojcze - powiedziała, podchodząc do rodzicielki i delikatnie całując powietrze obok jej policzka. Kobieta dystyngowanie kiwnęła głową i popatrzyła na swoją córkę, mrużąc z niezadowoleniem oczy. Nawet nie próbowała ukrywać dezaprobaty. Czarne włosy miała czarne włosy upięte w koczek na środku głowy. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Znowu się z nim spotkałaś? - rozległ się lekko zachrypnięty męski głos.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Dziewczyna odwróciła się.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Nie muszę się wam tłumaczyć - powiedziała twardym tonem.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Naprawdę, moja panno? - Postawił na stolik szklaneczkę z whiskey, a w jego ciemnobrązowych, skośnych oczach pojawił się gniew.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Taeyeon, nie tak ostro. - Upomniała mężczyznę jego żona.- Posłuchaj, kochanie - zwróciła się o córki, próbując się pokrzepiająco uśmiechnąć. - Nie wiem, co on ci obiecuje, ale to się musi skończyć. Natychmiast.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Już się skończyło - odpowiedziała cicho. - Wrócił do żony. Jesteście zadowoleni?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Starsza kobieta ze zdziwieniem i rozpaczą spojrzała na swojego małżonka.</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- To już koniec... - zaczęła, ale mężczyzna uciszył ją zdecydowanym ruchem ręki. </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">- Powiedziałaś mu? - zapytał swoją córkę, a ta odwróciła wzrok, wzruszając ramionami. - A więc on nie wie. Pamiętaj, żeby tak pozostało - przykazał swojemu jedynemu dziecku, które popatrzyło na niego niezrozumiałym wzrokiem. - Nie czas na tłumaczenia, on nie może się o tym dowiedzieć. To byłby jeden wielki skandal i hańba, a tego byśmy z twoją matką nie znieśli. Pomożemy ci oczywiście, ale masz mu o tym nigdy nie mówić. Zrozumiano?</span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">Młoda dziewczyna spuściła ramiona i ze zrezygnowaną miną kiwnęła głową. Musiała wybrać to, co będzie najlepsze dla dziecka </span></div>
<div style="margin-top: 0.4em;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><em>Jej</em> i <em>jego</em> dziecka.</span><br />
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;">________________________</span><br />
Prolog czegoś nowego, a zarazem potterowskiego. Nie wiem, co będzie dalej, ale nie chcę się poddać. Nie chcę zrezygnować z tego bloga - to jedyne, co uświadomiłam sobie niedawno.<br />
<br />
To NIE koniec BwH, tylko czas, gdy postaram się więcej różnorakich tworów publikować na blogu, bo życie jest zbyt krótkie, aby z czymkolwiek zwlekać.</div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-75096671795965076682015-09-20T23:32:00.002+02:002016-09-04T09:54:49.574+02:005. Inaczej niż w marzeniach<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://33.media.tumblr.com/05f04a141e0e6031dea5bf7cace0b268/tumblr_inline_n0nnp0xQnE1sy59r2.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="144" src="https://33.media.tumblr.com/05f04a141e0e6031dea5bf7cace0b268/tumblr_inline_n0nnp0xQnE1sy59r2.gif" width="320" /></a></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Witamy na szkoleniu dla aurorów.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Serena ścisnęła mocniej dłoń Jamesa, gdy siwowłosy mężczyzna
wypowiedział te słowa. To oznaczało koniec starego życia, początek nieodkrytej
dorosłości. Uśmiechnęła się, z zapartym tchem czekając na ciąg dalszy.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Dwa tygodnie temu do ich okien zapukały białe sowy, przynosząc
listy z długo oczekiwanymi wieściami. Długo obracała je w dłoniach, zanim
zawołała Jamesa, aby je otworzyli. Cokolwiek zawierały miało zmienić ich życie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Myślisz, że nas przyjęli? - spytała z wahaniem, a on uśmiechnął
się tylko blado, wpychając ręce w kieszenie dżinsów.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Wtedy Serena zdała sobie sprawę, że listy z Akademii Aurorów znaczyły dla niego jeszcze więcej niż dla niej. Dla niej był to wymarzony
zawód, dla niego okazja do pokazania wszystkim, że wcale nie jest tylko synem
swojego ojca. Chociaż James nigdy by się do tego nie przyznał, nie chciał, aby
ludzie widzieli go przez pryzmat Harry'ego. Był wystarczająco dobry, aby
zbierać laury za własne osiągnięcia. Wybierając każdy zawód trudno byłoby
uniknąć porównań, ale jako auror miało to być najbardziej widoczne.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Będzie dobrze - powiedziała wtedy, dotykając jego
policzka. <o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Złamał jej dłoń i położył na swoim sercu. Jego szybkie bicie
powiedziało jej więcej niż panika w orzechowych oczach.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- James, będzie dobrze - powtórzyła z większą pewnością w głosie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Musieli się dostać. Oboje. Niezależnie od koneksji rodzinnych
wierzyła, że są wystarczająco dobrzy. Mieli wymagane oceny, referencje i
pozytywnie zaliczyli testy sprawnościowe, więc dlaczego ostatecznie mieliby
zostać z niczym? Zależało jej na tym. Chciała być aurorem, ale była
wystarczająco rozsądna, aby wiedzieć, że człowiek jest stworzony do więcej niż
jednego zawodu. <o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
James sądził inaczej. Od początku jasno powiedział - to albo nic.
Nawet nie próbował udawać, że jest inaczej. Odrzucił nawet ukochany qudditch.
Nie chciał alternatyw. Nic nie znaczyło tyle, co zostanie aurorem. Nie dla
ojca, nie dla ludzi, ale dla samego siebie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Gdy rozrywała kopertę i pospiesznie przebiegła wzorkiem pismo wiedziała,
że się udało. W swoim liście z Akademii znalazła identyczne formułki,
niezawodny znak, że udało im się razem. Zaczynali nową, wspaniałą przygodę,
mając siebie za towarzyszy.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Gdy więc teraz siedzieli w budynku Akademii Aurorów w prostokątnej
sali wypełnionej długimi owalnymi stołami, Serenie trudno było powstrzymać
ciche westchnienie ulgi. Dokonali tego. Dostali się na szkolenie i teraz ich
jedynym problemem miało być przetrwać najbliższe dwa lata. <o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Rozejrzała się wokół. Wszystkie miejsca były zajęte. Niektórych
jak drobną szatynkę siedzącą naprzeciwko kojarzyła z Hogwartu. Rozpoznawała
twarze, ale nie znała imion. Równie liczne było jednak grono osób, które
widziała pierwszy raz w życiu. Najwyraźniej dostanie się tutaj wcale nie jest
takie łatwe przemknęło jej przez myśl, gdy dostrzegła siedzącego w rogu
mężczyznę około trzydziestki. Znajdowało się tu kilkanaście osób, którym dałaby więcej niż naście
lat, a które razem z nimi miały zacząć dzisiaj szkolenie.<a href="https://www.blogger.com/null" name="_GoBack"></a><o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Może wam się wydawać, że skoro jesteście tutaj wszystko już za
wami. Błąd. To dopiero początek - dodał stojący na środku sali Gordon Atwins,
patrząc na zebranych. Uśmiechnął się złowieszczo, gdy w sali zapanowała zupełna
cisza. - Nauczymy was jak działać szybciej niż myśleć, pokonywać pozornie
niemożliwe przeszkody i radzić sobie z własnymi lękami. Szkolenie będzie
wymagało więcej wysiłku niż cała wasza dotychczasowa edukacja. Kto sobie nie
będzie radził, wylatuje. Brak drugich szans. Tu nie ma szans na poprawę, bo
podczas prawdziwych akcji nikt nie będzie dawał wam możliwości poprawy.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Mężczyźnie wyraźnie spodobała się reakcja, jaką wywarł na nowych
uczestnikach szkolenia, bo kiwnął głową z zadowoleniem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Zaraz przeczytam wasze nowe przydziały. Będziemy tu pracować w
parach, tak jak ma to miejsce w przypadku prawdziwych aurorów. Za miesiąc
nastąpi zmiana partnerów. Przydziały nie podlegają żadnym negocjacjom - dodał,
gdy na sali rozległy się stłumione szepty.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Myślisz, że mamy szansę być razem? - mruknął James, uśmiechając
się pod nosem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Serena z trudem powstrzymała się od chęci walnięcia go między
żebra. Niczego nie mógł traktować z należytą powagą chociaż przez chwilę!
Potrafił ją doprowadzić tym do szału. Posłała mu spojrzenie mówiące, że zapłaci
jej za to później, gdy wrócą do domu i znowu skupiła wzrok na ich nowym
instruktorze.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Wyczytał już sześć par. Wszyscy kolejno wstawali, dając się poznać
pozostałym. Przydziały nie były oparte na żadnym logicznym podziale albo
przynajmniej Serena nie potrafiła tego dostrzec. Kryterium niestanowił alfabet
ani płeć, stwierdziła w myślach, gdy kolejne dwie osoby wstały, aby zaraz znowu usiąść.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Payson Hart - Gordon Atwins wyczytał kolejne nazwisko i wstała
wysoka blondynka o promiennym uśmiechu i jeszcze większym rozmiarze stanika.
Mężczyzna zerknął na drugie nazwisko i lekko zacisnął usta. - Twoim partnerem
będzie James Potter.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
James podniósł się z miejsca, błyskając białymi zębami w szerokim
uśmiechu, którego Payson nie mogła nie odwzajemnić. Na sali zrobiły zapanowała
cisza, po czym wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. James wzruszył ramionami,
jakby chciał bez słów powiedzieć, że nic nie poradzi na dokonania swojego ojca.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Gordon Atwins nadal jednak patrzył na niego ze złością w oczach.
Nie była to codzienna reakcja na syna Harry'ego Pottera. Ludzi zwykle się
uśmiechali, wpadali na ściany albo prosili o autografy. Złość była tutaj co
najmniej nie na miejscu. Serena obiecała sobie, że koniecznie musi potem
zapytać Jamesa, czy spotkał już kiedyś wcześniej Gordona Atwinsa.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Cóż, skończmy to szybciej - powiedział z wyraźną wściekłością
instruktor, przerzucając kartki. Popatrzył na kolejną, po czym prychnął z
dezaprobatą i zdziwieniem, jakby nie wierzył własnym oczom. - Serena Potter.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że chodzi o nią. Policzki
Sereny zaczerwieniły się, gdy wszystkie oczy zwróciły się ku niej. Nieporadnie
wstała, spuszczając wzrok. Noszenie tego nazwiska było większym wyzwaniem niż
sobie to wcześniej wyobrażała. Reakcje, emocje i zaciekawienie dotychczas nigdy
nie dotyczyły jej osoby. Nie była przyzwyczajona do tego, a wraz z małżeństwem
stało się jasne, że to od teraz miało stanowić ważną część jej nowego życia.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Nieśmiało proponowała Jamesowi, że zostanie przy swoim panieńskim
nazwisku. Nikt w świecie czarodziejów nie zwraca uwagi na kogoś z tak mugolskim
nazwiskiem jak Wilson. Nazywając się Potter nie trzeba robić nic, aby ludzie
traktowali cię jak darmową atrakcję turystyczną. James jednak tego nie rozumiał, dorastając na tym świeczniku. Dla niego to nazwisko oznaczało
rodzinę, symbolizowało jedność, którą ona chciała odrzucić. Wytknął jej, że nie
nie chcąc być Potter odrzuca go z powodu dokonań jego ojca i jego znaczenia.
Zupełnie jakby to było możliwe. Odrzucając nazwisko James wyraźnie
sądził, że odrzucała też jego.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Ostatecznie więc uległa.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Została Sereną Potter.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
I chociaż nigdy nie żałowała bycia z Jamesem, to w chwilach takich
jak ta czuła, że nie potrafi odnaleźć się w centrum zdarzeń.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Będziesz pracować z Kate Melton.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Drobna brunetka, o której pomyślała wcześniej Serena wstała zza
przeciwka stołu. Teraz przypomniała sobie, że chodziły razem na transmutację.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Mogłoby być gorzej pomyślała, gdy Atwins wyczytywał następne pary.
Kate wydawała się nawet sympatyczna. Ich współpraca powinna przebiegać bez
większych zakłóceń. Popatrzyła na Kate, ale ta posłała jej pełne niechęci
spojrzenie. Serena zacisnęła ręce na dłoniach, czując, że ulga przyszła zbyt
szybko.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- To wszystko na dzisiaj. Do zobaczenia w poniedziałek - zakończył
Atwins, wychodząc z sali.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Zapowiada się ciężki rok - mruknęła Serena, gdy wychodzili z
sali.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
James nie zdążył jej odpowiedzieć, gdy wsunęła się między nich
uśmiechnięta Payson.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Bardzo się cieszę, że będziemy razem pracować - powiedziała, nie
przestając mrugać. - Sądzę, że razem możemy dużo osiągnąć.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Serena z trudem opanowała chęć powiedzenia czegoś. Nie chciała
wyjść na zazdrosną. Naprawdę nie była zazdrosna. Nie po tym, co ostatnio
przeszli przez brak zaufania i przeszłość. Teraz powinno być inaczej. Gdy James
popatrzył na Payson z wyraźnym zadowoleniem, nie mogła się powstrzymać od
złośliwości.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- To wspaniale, może następnym razem ja na ciebie trafię? -
zaświergotała Serena, czując się jak ktoś zupełnie inny.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Payson zamrugała, posyłając jej niewinne spojrzenie błękitnych
oczu.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Tak, masz rację... Swoją drogą zawsze myślałam, że córka
Harry'ego Pottera jest najmłodsza, ale widać musiałam coś pomylić - dodała z
przepraszającym uśmiechem, a Serena poczerwieniała.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
James wybuchnął śmiechem, który zwrócił na nich uwagę idących
wokół ludzi. Zaczynało się robić coraz ciekawiej, pomyślała Serena, próbując
opanować drżenie. Czuła, że wystarczy jeszcze chwila śmiechu Jamesa, aby
została całkiem młodą wdową.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Nie jestem jego siostrą. Jestem jego żoną.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
***<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Powoli tonął. Zdecydowanie nieciekawe położenie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Albus westchnął, przysiadając na parapecie na czwartym piętrze.
Podrapał się po głowie i zapatrzył się na jezioro. Zdecydowanie tonął. Nadszedł
czas, jak się wydostać z tej pułapki. Najgorsze jednak było, że zupełnie nie
miał pomysłu, jak się z tego wszystkiego wydostać. Przymknął oczy, myśląc o
ostatnich kilku miesiącach, gdy nic nie zapowiadało problemów.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Naprostował sprawy z C. C. Uśmiechnął się na samą myśl o niej.
Jego śliczna, jasnowłosa dziewczyna, dla której niegdyś zupełnie stracił głowę.
Skończyła Hogwart rok temu i ciężko znieśli rozłąkę. On w szkole, czując się
jak totalny dzieciak, a ona wschodząca gwiazda kobiecego qudditcha. Ten rok
mieli spędzić w podobny sposób, więc jasno ustalili sobie granice.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Nie będą składać nieprzemyślanych deklaracji. Nie będą zazdrośni.
Żadnych granic, żadnych obietnic. Początkowo wydawało mu się dziwne, że C. C.
na to nalegała, ale szybko zrozumiał, że było to spore ułatwienie dla nich
obojga. Mogli teraz robić co chcieli bez wyrzutów sumienia. Gdy on zaś za rok
skończy Hogwart zawsze będą mogli do siebie wrócić. Chociaż minęła
dopiero połowa października, Albus szybko poznał smak tej wolności, którą
utożsamiały dla niego długie włosy dziewczyn i ich jeszcze większe piersi.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Niedawno jednak uświadomił sobie, że musi się zatrzymać. Seks i
zabawa to nie wszystko. Chciał czegoś więcej. Popatrzył na boisko do qudditcha
i uśmiechnął się szeroko. Chciał zwycięstwa.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
W tamtym roku, gdy jeszcze James był kaptanem drużyny Gryffindoru
wygrali puchar qudditcha, ale bardziej o ich przewadze zadecydowało szczęście niż poziom zespołu. Jego bratu brakowało pasji, aby wymagać od zawodników więcej niż
jakiekolwiek zwycięstwa. Pewnie dlatego, że całe swoje myśli oraz wysiłki
poświęcał to na burzenie, a następnie odbudowywanie swoich licznych związków.
On, Albus, zamierzał to poprowadzić zupełnie inaczej.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Chciał, aby jego drużyna nie wygrywała przypadkiem albo niewielką
różnicą punktów przez gapiostwo szukającego Slytherinu. Wiedział, że
zmotywowanie ludzi to trudne zadanie, ale był gotów na wiele. Chciał dokonać
czegoś, co upamiętni go na lata, nada jego życiu sens. Pragnął pokazać światu,
jak dobry jest, że jego umiejętności nie mają nic wspólnego z rodziną i
nazwiskiem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Teraz jednak czuł, że to wszystko go przerasta. Ludzie nie
dostrzegali, jak ważne są mecze i odpowiednie przygotowanie. Zabawa była
ważniejsza. On się denerwował, prosił, a ostatnio krzyczał, wszystko na nic.
Zmarnował już niejedną bezsenną noc na opracowanie strategii, którą jego
drużyna ostatecznie i tak próbowała przyswoić dopiero dzień przed meczem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Wszystko to męczyło go coraz bardziej. Przeszłość, w której
zmarnował zbyt wiele czasu. Teraźniejszość, która nie chciała poddawać się
zmianom. Przyszłość stanowiąca coraz mniej mniej nęcącą tajemnicę.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Albus, coś się stało?<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Zirytowany głos odbił się echem od korytarza. Nie musiał się
odwracać, aby wiedzieć, że to Rose. Nikt inny nie potrafił wypowiedzieć jego
imienia z tak dużą ilością złości. Miała w tym dużą wprawę.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Dalej patrzył na gładką taflę jeziora<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Albus! - syknęła przez zęby.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Stała przed chwilę nad nim, po czym prychając głośno, usiadła obok
niego na parapecie. Rude włosy i brązowe oczy pojawiły się w zasięgu jego
wzroku.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Co się stało? - Tym razem jej głos był znacznie spokojniejszy.
Brzmiał niemal jakby naprawdę potrafiła wykrzesać z siebie współczucie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Rose, Rose - mruknął pod nosem, nie wiedząc od czego właściwie
zacząć.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Zapadła cisza. Dobrze im się razem milczało. Znali się praktycznie
od zawsze i wiedzieli, że niekiedy cisza mówi więcej niż słowa. Nie musieli
paplać, aby poczuć co jest nie tak.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Chyba się pogubiłem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Widział, że chciała zapytać w czym. Pewnie umierała z pragnienia.
Twarz jej niemal płonęła z ciekawości, ale w tamtym roku wykrzyczała mu w
twarz, że kończy z próbami pomocy mu. Tak jakby odrzucając Chelsea, odrzucił też
ich przyjaźń. Nigdy nie zrozumiała, że to dwie zupełnie różne sprawy.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Jeśli chodzi o Chelsea... - zaczął, spuszczając wzrok. - Miałaś
rację, że nie powinienem dawać jej złudnych nadziei. Przyznaję postąpiłem
głupio. Nawaliłem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Popatrzył na nią, chcąc dowiedzieć się, co myśli. Kiwnęła głową,
jakby to wystarczało zamiast słów. Miała rację. W tym przypadku słowa mogły nie istnieć<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Rose od zawsze była jego najlepszą przyjaciółką. W domu pełnym
wariat... zapaleńców, szczególnie wśród nowego pokolenia, posiadanie rozsądnego
towarzystwa było na wagę złota. Dogadywali się lepiej niż ze swoim rodzeństwem,
które zawsze wydawało się pochodzić z innej planety. Razem snuli plany, a potem
trafili do Hogwartu.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Ich przyjaźń trwała dalej. Wydawało by się, że tutaj już być tylko
dobrze, a żadne wydarzenia nie są w stanie zmienić tego stanu rzeczy. Zupełnie
mylne przekonanie. Wystarczyła jedna zakochana dziewczyna oraz jedna
nieprzemyślana noc pełna wrażeń, aby z ulubionego kuzyna i przyjaciela stał
się dla Rose nikim. Cóż, fakt, że Chelsea była jej przyjaciółką, a on bez
zastanowienia przespał się z nią, pewnie nieco tłumaczył, dlaczego Rose tak
zareagowała.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Czas pozornie nie złagodził jej gniewu, pomimo że od tych wydarzeń
minęło kilka miesięcy.Wciąż patrzyła na niego z żalem. Mówiła, że miała go za
kogoś zupełnie innego. Ale musiała się przełamać, skoro jednak siedziała tu
teraz obok niego na zapomnianym korytarzu, gdzie jedynym niespodziewanym
gościem mogły być skrzaty domowe.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Nie tak to miało wyglądać dzisiaj.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Zaśmiała się cicho, a i na jego ustach wykwitł blady uśmiech.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Niegdyś zawsze marzyli o siódmym roku. To miał być ten rok, rok
zmian i rok największych możliwości. Gdy byli znacznie młodsi, wielokrotnie o
tym rozmawiali. W marzeniach widzieli odznaki na swoich piersiach, trofea w
rękach i euforię na twarzach.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Rzeczywistość przerosła jednak ich oczekiwania, zniekształcając je
niczym krzywe zwierciadło.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Miało być inaczej.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Miało być - powtórzyła Rose, nieświadomie wypowiadając myśli
Albusa.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
W marzeniach widziała swój ostatni rok w Hogwarcie w zupełnie
innych barwach. Myślała, że zostanie prefektem naczelnym. Nie została. Serce
nadal bolało ją z rozczarowania, a duszy czuła zawód. Pragnęła tego tak mocno,
że przegrana ją załamała.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Jakby tego wszystkiego było mało, straciła jeszcze wakacje na
opłakiwanie swojej miłości. Chociaż w kwestii Easy'ego jej niezdecydowanie
graniczyło z szaleństwem, teraz wiedziała, że musi trzymać swoje emocje na
wodzy. Niezależnie co czuła poddawanie się impulsom musiało się skończyć.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Miała wrażenie, że poukładała sobie to wszystko - porażkę,
Easy'ego, naukę, ale teraz siedząc obok Albusa nagle wszystko pojęła. Nadal
sama siebie okłamywała.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Mówiła, że trzyma uczucia pod kontrolą. Prosiła, aby ruszyć
naprzód z Chelsea. Twierdziła, że pogodziła się z przeszłością. Nawoływała do
zaprzestania walki z wiatrakami.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Ale najchętniej by rzuciła to wszystko.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Powiedziała swojemu życiu, że ma go dosyć, że to nie jest to, o co
prosiła.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Ale gorzej już chyba być nie może.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Słowa wypowiedziane w złą godzinę.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Wynurzyli się jakby z nicości. Szli obok siebie. Nie trzymali się
za ręce, a mimo to wyraźnie widać było, że łączy ich coś więcej niż wspólny
spacer. Zresztą kim on musiał dla niej być skoro pozwoliła mu obok siebie iść?
Dotychczas twierdziła, że żaden chłopak, wliczając w to jej braci, nie jest
wart złamanego knuta. A ona zbyt mocno kochała pieniądze, aby je marnować w ten
sposób.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Teraz Albus zdecydowanie przyznałby jej rację. Ten chłopak
faktycznie był wart złamanego knuta.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Lily? Scorpius? - powiedzieli jednocześnie Rose i Albus.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Lily i Scorpius? Scorpius i Lily?<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Dziewczyna drgnęła, przez twarz chłopaka przemknął grymas. Żadne z
nich nie sprawiało wrażenia zażenowanego czy zawstydzonego. Głowy mieli
podniesione wysoko, a ich oczy błyszczały.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Lily, co ty wyprawiasz? - warknął Albus, podnosząc się.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Wyprostował się i założył ręce na piersi, piorunując siostrę
wzrokiem. Przygnębienie, apatia, które odczuwał wcześniej ustąpiło miejsca
irytacji. Co ona robiła z tym kretynem? Dlaczego wydawało jej się, że może ot,
tak, zacząć się spotykać z Malfoyem? Irytacja przechodziła we wściekłość.
Porzucone emocje teraz dawały o sobie znać ze zdwojoną siłą.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Czekam na odpowiedź! - krzyknął, a jego głos rozniósł się echem
po korytarzu. Dama z portretu nieopodal napomniała go śpiącym głosem, ale nawet
nie zwrócił na to uwagi. Krzyczał dalej.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Rose zamrugała patrząc na Albusa, który się miotał; Lily, która
niecierpliwie wywróciła oczami i chwyciła dłoń stojącego obok niej chłopaka;
wreszcie na Scorpiusa, który przyglądał się temu wszystkiemu ze znudzeniem. Ich
oczy na chwilę się spotkały, ale nic nie mogła z nich wyczytać. Stalowe oczy
jak zwykle dobrze strzegły swoich tajemnic.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Jego pojawienie się w towarzystwie Lily zaskoczyło ją bardziej niż
była gotowa to sama przed sobą przyznać. Tego zupełnie się nie spodziewała. Może nawet nieco ją to zabolało, co
było o tyle niedorzeczne, że nie powinno ją obchodzić, z kim spotyka się
Scorpius.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
On jej nie interesował. Powtórzyła to w myślach
kilkakrotnie zanim jej mózg spróbował w to uwierzyć. Była tym mocno zaskoczona
i to wszystko. Zdecydowanie wynikało to z faktu, że prędzej podejrzewałaby go o
hodowanie hipogryfa w swojej sypialni czy potajemne przyrządzanie amortencji
niż dobrowolne spędzanie swojego wolnego czasu z kimś takim jak Lily.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Co robicie razem!? - Albus nie przestawał krzyczeć, a jego głos
wkradł się w rozmyślania Rose, kładąc im kres. Pomyśli o tym później.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Albo i nie. W końcu wcale nie interesuje jej, co robi Scorpius Malfoy.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Co my robimy razem? - powtórzyła spokojnie Lily, jakby próbując
zrozumieć, o co właściwie pyta ją Albus. Wyglądała, jakby się zastanawiała nad
odpowiedzią, chociaż nikt z obecnych nie miał wątpliwości, że chwila zwłoki nie
służyła próbie załagodzenia sytuacji. Ona lubowała się w emocjach. Wreszcie
uśmiechnęła się szeroko, mocniej przyciągnęła do siebie Scorpiusa i
powiedziała:<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
- Bawimy się razem. Bez zbędnych etykietek. I rozumiej to jak
tylko chcesz, braciszku. <o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
_______________________________________________________________</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Voila, oto jest. Pierwotnie był nieco dłuższy, ale postanowiłam dodać właśnie w takiej wersji.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-align: justify;">
Wszystkich, którzy jeszcze nie głosowali, zapraszam do udziału w ankiecie.</div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A ja uciekam ćwiczyć i oglądać <i>Sezon na miłość, </i>korzystając z resztek wakacji.</div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-16075976424675792272015-08-29T19:30:00.002+02:002020-11-17T16:02:04.922+01:00Miniaturka: Wszystko dla Lily<a href="http://38.media.tumblr.com/tumblr_m04leil2q41qh844ao1_r1_500.gif" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><img border="0" height="143" src="http://38.media.tumblr.com/tumblr_m04leil2q41qh844ao1_r1_500.gif" width="320" /></a><br />
<div style="text-align: justify;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=RgKAFK5djSk" target="_blank"> music 1</a>/ <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Kq_Bao_AJDc" target="_blank">music 2</a></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>I</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
James wierzył w miłość.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie w ten sposób, w który widziały to dziewczyny, z którymi się dotychczas spotykał. Nie dbał o serduszka, trzymanie się za ręce i spacery o zachodzie słońca. To wydawało mu się mocno naciągane.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
Patrzył jednak na swoich rodziców i widział, że możliwe jest kochać kogoś na tyle mocno, aby chcieć z nim spędzić całe życie. Wystarczyło znaleźć odpowiednią osobę, a cały ten mechanizm wydał się równie prosty co latanie na miotle.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz jednak zaczynał wątpić w samego siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ona w ogóle nie zwracała na niego uwagi, a wszelkie próby zmienienia tego stanu rzeczy kończyły się klęską. Coraz bardziej pogrążał się w jej oczach, co wielokrotnie od niej usłyszał. Mówiła to z wielką satysfakcją, jakby to znaczyło coś więcej niż powinno.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście nie zakładał, że od razu ją kocha, ale wiedział już, że znaczy ona dla niego więcej niż inne dziewczyny. Dostrzegał, że bardziej dba o Lily, która go nienawidzi niż wszystkie dawno zapomniane piękności, z którymi jeszcze do niedawna chętnie spędzał czas, chętnie zgłębiając sekrety ludzkiej anatomii.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rogaczu, koniec tego! - Syriusz walnął go poduszką, ale nawet to nie skłoniło Jamesa do podniesienia się z łóżka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu o niej myślisz? - W głosie Syriusza zaciekawienie mieszało się z irytacją, co wywołało uśmiech na twarzy Jamesa. Było niewiele rzeczy, których nie rozumiał jego najlepszy przyjaciel. Zwykle dogadywali się idealnie od pierwszego dnia, kiedy spotkali się w pociągu jadącym do Hogwartu. Jednak teraz, podczas ich piątego roku pojawiło się coś, na co mieli diametralnie różne poglądy. Lily. Syriusz nie widział w niej nic specjalnego. Dla niego z każdym dniem znaczyła coraz więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Stary, wiesz, że cię wspieram, ale... - Syriusz zawahał się, co było o tyle nietypowe, że zwykle przemawiał z niegasnącą pewnością siebie. - nie sądzę, aby coś z tego było. Możesz się upierać, ile chcesz, ale naprawdę cię nie lubi.</div>
<div style="text-align: justify;">
James westchnął, udając, że nie boli. Ale słowa Syriusza zabolały, pewniej nawet mocniej niż powinny, skoro to nawet nie była miłość.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może mnie nie lubić i zapierać się, że mnie nienawidzi. Ale przyszłość jest zagadką, a ja mam całe życie, aby ją przekonać, że naprawdę mi na niej zależy. I nie, Łapo nie zaczynaj, żebym sobie poszukał innej - dodał szybko, widząc, że przyjaciel otwiera usta, aby coś powiedzieć. - Nie będzie żadnej innej. Nie teraz, gdy wiem, że zrobiłbym dla niej wszystko. Wszystko dla Lily.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>II</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Szlama.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tylko tym dla niego była.</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyła w ogień, mocniej obejmując kolana ramionami. Siedziała otulona kocem, a i tak cała drżała z zimna. Trzęsącą się ręką odgarnęła z twarzy rude włosy. Otarła z twarzy łzy, na którymi nie mogła zapanować. Płynęły odkąd zostawiła Severusa z nieszczęśliwą miną i roztrzaskała samą siebie na milion kawałeczków.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mogła jednak inaczej. Nie potrafiła. Są rzeczy, które bolą zbyt mocno, a nazwanie szlamą przez najlepszego przyjaciela jest jedną z nich. Odczuwała dziwny, niemal namacalny smutek, którego nic nie mogło ukoić. To on był jej najlepszym przyjacielem, niemal bratem, przewodnikiem, człowiekiem, który otworzył przed nią inny, magiczny świat. A teraz czuła jakby nagle ktoś odciął jej tlen. Kochała go jak dotąd nikogo – jak najbliższego przyjaciela. Nie, jak chłopaka, co często jej zarzucano, ale jak towarzysza, kogoś, komu można w pełni zaufać i podzielić się wszystkim od radości zaczynając, a na smutkach kończąc. Teraz wszystko, zupełnie wszystko skończyło się bezpowrotnie za sprawą jednego, głupiego słowa? Słowa, które niemal parzy i boli, jak otwarta rana, posypana solą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słowa, które on wypowiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Takiego dobrego numeru w tym roku nie zrobiliśmy. To było genialne. Lunatyk i Glizdogon będą żałować, że ich z nami nie było…</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna skuliła się, słysząc znajome głosy. Kolejne odstępstwo od normy. Zawsze udawała silną, teraz jednak była zbyt słaba za jakiekolwiek gierki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na pewno. Jutro na śniadaniu wszyscy będą mówić tylko o nas, Huncwotach.</div>
<div style="text-align: justify;">
James Potter mówiąc te słowa, roześmiał się i wszedł do Pokoju Wspólnego. Nagle jego uśmiech znikł, a jego miejsce zajęła troska. W orzechowych oczach zabłysnął po raz pierwszy w życiu strach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Stary, co z tobą? – spytał Syriusz Black, wchodząc i czujnie patrząc na najlepszego przyjaciela. James jednak nawet nie usłyszał tych słów. Teraz liczyła się dla niego tylko drobna, rudowłosa dziewczyna siedząca przed kominkiem. Black westchnął cicho, po czym odszedł wolno w kierunku dormitorium.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily – szepnął James, patrząc jak zahipnotyzowany. Jej sylwetka zdawała się być jeszcze bardziej krucha na tle ogromnego fotela. Zielone oczy, zwykle pełne emocji, zdawały się być wyprane ze wszelkich uczuć. Jakby nieżywe, pomyślał z przygnębieniem, podchodząc do niej i wpatrując się uporczywie. Dziewczyna poruszyła się nieco, przenosząc na niego spojrzenie zielonych oczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Potter – powiedziała cicho, jakby z wahaniem. – Jeśli przyszedłeś teraz, by ze mnie kpić, to bardzo proszę, odpuść sobie – dodała, a po jej policzku pociekła jedna, słona łza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale… Lily… Dlaczego… Co się stało? – zapytał z troską, która zdumiała ich obydwoje. Jednak Lily pokręciła głową, jakby chciała się odpędzić od jego głosu i słów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie… Potter. Proszę cię, tylko nie udawaj. Przecież dobrze wiesz, co się stało – odpowiedziała z goryczą. - Straciłam dzisiaj najlepszego przyjaciela. Nie mam teraz nikogo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale… – zaczął szybko James, chcąc zaprotestować, lecz widząc zrezygnowaną minę dziewczyny, zamilkł. Normalnie pewnie chciałby mieć w ich rozmowie ostatnie słowo, ale dzisiaj, widząc jej rezygnację, odpuścił. Była wyjątkowo bezbronna i nie umiał tego wykorzystać. Wbrew temu co myślała, nie chciał, aby cierpiała. Słowa Snape'a były dla niego takim samym szokiem jak dla niej. To prawda, nie cierpiał go, ale nigdy nie sądził, że ten śmieć mógłby się posunąć do zranienia Lily. Zapadła cisza przerywana tylko sykiem ognia w kominku i ich oddechami. Siedzieli obok siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak, blisko, a jednocześnie tak daleko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>III</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wierzył w to, co widział.</div>
<div style="text-align: justify;">
Severus z trudem przełknął ślinę, mocniej chwytając się poręczy pociągu, który właśnie skręcał wiozącąc uczniów Hogwartu do Londynu, aby mogli spędzić przerwę świąteczną ze swoimi rodzinami. Powinien się oddalić, odejść jak najdalej, a nie stać przed drzwiami przedziału, w którym jechała Lily i podglądać jak siedzi obok tego idioty Pottera.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cały przedział zajmowali Potter i jego przygłupi przyjaciele. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ta zadufana czwórka najlepiej się czuła w swoim towarzystwie. Teraz jednak w przedziale z nimi siedziały jeszcze dwie dziewczyny. Mary Macdonald i Lily Evans, które jeszcze rok temu wyśmiałaby pomysł podróży w pociągu w jednym przedziale z Potterem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz jednak siedziała tuż obok niego. Severus zacisnął rękę w pięść, widząc, że ich ramiona i kolana się stykały. Było w tym geście coś intymnego. Nawet nie w romantyczny sposób, ale pewna poufałość, która powstaje, gdy dwie osoby czują się dobrze w swoim towarzystwie, a skrępowanie wzajemnym dotykiem przemija.</div>
<div style="text-align: justify;">
Paznokcie mocniej wbiły mu się w skórę dłoni, gdy Lily pochyliła się ku Potterowi. Kręcone włosy padły jej na ramiona</div>
<div style="text-align: justify;">
Minęło ponad pół roku od ich ostatniej rozmowy. Zaczęli szóstą klasę jako całkiem obcy ludzie, którzy bez słowa mijają się na szkolnych korytarzach. Lily przesiadła się z ich wspólnej ławki, którą od pierwszej klasy razem zajmowali na eliksirach. To zabolało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jeszcze mocniej odczuł jednak to, co zaczęło się dziać później. Potter z każdym dniem zbliżał się coraz bliżej Lily. Nie były to jakieś zawrotne postępy, ale Severus musiał coraz częściej zaciskać usta, gdy widział ich razem. Najpierw odpowiedziała na jego przywitanie, innym razem zaśmiała się z jego żartu. Z każdym dniem granica przesuwała się coraz dalej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Potter powoli zdobywał to, o co od tak dawna zabiegał, a on przez swoją głupotę bezpowrotnie stracił. Zaufanie Lily.</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>IV</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie denerwuj się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Głos Mary wydawał jej się dziwnie przytłumiony, chociaż przyjaciółka stała nieopodal. Nie potrafiła się jednak skupić na jej słowach. Serce waliło jej coraz szybciej. Denerwowała się bardziej niż powinna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyła na swoje odbicie w łazience przylegającej do ich dormitorium. Wyglądała naprawdę dobrze. Ujarzmiła niesforne włosy i zebrała je na czubku głowy. Założyła najładniejszą czarną sukienkę. Jednak największą zmianę w jej wyglądzie stanowił uśmiech, którego nie mogła powstrzymać od chwili, gdy się zgodziła na to całe szaleństwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślisz, że dobrze robię? - spytała Lily, ukradkiem zerkając na przyjaciółkę. Chociaż udawała, że nie zależy jej na odpowiedzi, obydwie wiedziały, że jest inaczej. Zaczynała coś do niego czuć, zaczynała go lubić, ale przerażał ją jego świat. Ciągnęło ją do niego, ale nie chciała zrobić błędu, godząc się na randkę z Jamesem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Myślę, że czas najwyższy zapomnieć o przeszłości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uśmiech Lily momentalnie zgasł. Nie umiała patrzeć w przeszłość bez bólu. Wciąż widziała w niej twarz, której nie powinna. Chociaż nie rozmawiała z Severusem już ponad półtora roku, nadal miała wrażenie, jakby był tuż obok niej, jakby wciąż był kimś ważnym. Chciała to zmienić, ale nie panowała nad swoimi uczuciami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Powinna mieć gdzieś jego opinię. On nie miał nic do powiedzenia w kwestii jej wyborów tłumaczyła samej sobie. Jednak nie potrafiła się oprzeć temu gryzącemu uczuciu, co on poczuje, gdy dowie się o jej randce z Jamesem. To mu się nie spodoba. Nigdy nie ukrywał swoich uczuć do Pottera, pogardy i lekceważenia. Niemal przez skórę czuła dezaprobatę Severusa, co nie wpływało dobrze na jej pewność siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, uspokój się. - Mary chwyciła ją za ramiona, lekko je ściskając. - Nie chodziło mi o Sna... Chodziło mi o Jamesa. Zapomnij o tym, jaki był kiedyś. Zapomnij o wszystkich jego bałzeństwach i daj mu szansę. Daj szansę wam obojgu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>V</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie dam rady.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnął, słysząc jej słowa. Powtarzała je tak uparcie, że powoli tracił wiarę, że kiedykolwiek ją przekona. Chociaż w głębi duszy powinien wiedzieć, że sprawienie, aby przekonała się do niego to zaledwie początek. Początek, którego ona uparcie nie chciała oznajmić światu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pójdę tam, trzymając cię za rękę - powiedziała Lily po raz kolejny. Trwała przy swoim równie mocno co on. Nie chciał myśleć, jak uparte będą kiedyś ich dzieci.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z trudem opanował chęć kolejnego westchnięcia i tylko przeczesał palcami swoje krótkie włosy. Zawsze czynił tak, gdy próbował coś wymyślić, a teraz pomysły mu się kończyły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy udało mu się przekonać Lily do wyjścia z nim do Hogsmeade myślał, że jest najszczęśliwszym chłopakiem w całej Anglii. Pierwsza randka zapoczątkowała kolejne, podczas których wyraźnie próbował udowodnić jej, że nie jest tym samym beztroskim gnojkiem, co kiedyś. Pokazać jej, że może mu zaufać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedział, że była nieufna. Nie ukrywała tego, a on nie mógł mieć jej tego za złe. Nie mógł mieć, zważywszy na ich wspólną historię. Przełamywał jednak nieprzebrane pokłady rezerwy widoczne w zielonych oczach aż zastąpiło je coś innego, coś nowego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wczoraj pocałował ją. Nie odsunęła się i czuł, że wreszcie w ich relacji poziom uczuć zaczyna się równoważyć. Zakochiwała się w nim równie mocno, co on w niej. Wydawało mu się, że wszystko idzie dokładnie tak jak powinno.</div>
<div style="text-align: justify;">
Prawie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz Lily, jego Lily, jak ostatnio zaczął ją nazywać w myślach, stała przed Wielką Salą. Miała ręce założone na piersi i zdecydowany wyraz twarzy. Nic dziwnego, skoro przed chwilą powiedziała, że nie pójdzie razem z nim na śniadanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, proszę - poprosił, próbując zrobić smutną minę, która zdaniem Syriusza ponoć nigdy nie zawodziła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily zawahała się, ale nadal kręciła głową, więc przeszedł do kolejnego etapu perswazji. Objął ją w pasie i objął, nie przejmując się jej gorączkowymi szeptami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego nie chcesz tam wejść ze mną? Dlaczego nie chcesz, aby ludzie wiedzieli, że jesteśmy razem? - spytał cichym głębokim głosem wprost do jej ucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczuł, że jej serce bije szybciej, a oddech traci równy rytm. Grał nieczysto, ale nie miał zamiaru przepraszać. Chciał, aby wszyscy wiedzieli, że ona jest jego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- James, ja naprawdę bym chciała - szepnęła, spuszczając wzrok. Potarł nosem o jej policzek aż wstrzymała oddech. Odsunął się od niej i poczekał aż się uspokoi. - Tylko trochę się boję, czy to dobry pomysł. Dzisiaj jesteś ze mną, następnego dnia będzie z inną. Kim ja wtedy będę? Tą, która mimo wszystko uległa Potterowi?</div>
<div style="text-align: justify;">
Złapał ją za ramiona i nie pozwolił opuścić jej wzroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie żart ani coś na chwilę. Na Merlina, Lily myślałem, że ty też traktujesz nas poważnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Żal w jego oczach sprowokował ją do działania. Wzięła głęboki oddech i musnęła jego usta swoimi wargami. Kiwnęła głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chodźmy razem. - Chwyciła jego rękę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tego dnia cały świat się dowiedział, że James Potter kocha Lily Evans.</div>
<div style="text-align: justify;">
A Lily Evans nie potrafi już dłużej być obojętna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>VI</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Telewizor cicho grał w tle, rzucając słabą poświatę, a on ostrożnie wstał z kanapy, wysuwając się z ciepłych objęć Lily. Uśmiechnął się z rozczuleniem na widok jej zarumienionych policzków i delikatnie ucałował jej rozczochrane włosy, których intensywny kolor odcinał się od czerni kanapy nawet w słabym świetle.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tamtym miesiącu skończyli szkołę, wrócili do domów. Chociaż teoretycznie mieli mnóstwo czasu, spędzali go razem znacznie mniej niż w Hogwarcie. On spędzał czas głównie z Syriuszem, u którego skończenie szkoły wyzwoliło niespotykane wręcz pokłady melancholii i resztą Huncwotów. Lily zaś nadrabiała zaległości z rodzicami, próbując pokazać im piękno magii. Chciała też się pogodzić z siostrą, ale nie mogła tego dokonać bez dobrej woli ze strony Petunii, której wyraźnie jej brakowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tego dnia James bardzo się ucieszył, gdy Lily zaproponował, aby dzisiaj przyszedł na wspólne oglądanie filmów. Miało nie być jej siostry, która nocowała u koleżanki, a rodzice pojechali w odwiedziny do jakieś dalekiej kuzynki, więc mieli cały dom dla siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jamesowi bardzo spodobała się propozycja zapoznania się z czymś, co mugole szumnie nazywali telewizorem i filmami w nim wyświetlanymi. To było coś, co zapowiadało nowe, nieznane światy. Jednak jeszcze bardziej chciał spędzić cały wieczór tylko w towarzystwie Lily. Usłyszeć jej śmiech, dotknąć miękkich kręconych włosów, poczuć szczupłe ciało obok siebie. To było szczęście.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy jednak później spojrzał na kalendarz, a sowa Syriusza przyniosła liścik z kilkoma słowami wiedział, że ten dzień nie będzie tak łatwy, jak wcześniej sądził. Wieczór mógł należeć do Lily, ale w nocy tkwiło coś więcej. Tkwił księżyc w pełnej krasie i powinności silniejsze niż jego własnych pragnień.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie idziesz? - spytała sennym głosem, gdy trzy kroki dzieliły go od drzwi. Inny chłopak może zignorowałby pytanie, ale on nie potrafił. Nie chciał. Niczego bardziej nie pragnął niż całkowitej szczerości, która nie zależała tylko od niego. Było coś więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę dłużej zostać dzisiaj - odpowiedział z zakłopotaniem. Przestępował z nogi na nogę i wyraźnie unikał jej wzroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
To wystarczyło, aby resztki snu opuściły Lily. Odrzuciła koc. Popatrzyła na niego bez słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Następnym razem ci to wynagrodzę - obiecał, czując panikę na widok jej zawiedzionej miny. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Następnego razu może nie być.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cichy głos. Jej zdecydowanie. Jego zdziwienie. Dłoń zamarła na klamce.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daruj sobie - zaśmiała się z goryczą. Wstała i popatrzyła na niego z bólem. - Znikasz. Nic mi nie mówisz, a gdy wracasz widać, że twoje eskapady nie przynoszą niczego dobrego. Myślisz, że nie dostrzegłam ostatnich siniaków? Wybór jest prosty. Ja albo twoje tajemnice</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, proszę... To nie moje tajemnice. Nie mogę ci nic powiedzieć - wydusił z siebie, ale ona nie zamierzała słuchać. Prawda był w tym momencie ważniejsza niż ślepe zaufanie. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Bała się o niego. Pragnęła tylko prawdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
James popatrzył na nią z wyrzutem w orzechowych oczach. Spuścił głowę. Kochał ją mocniej niż cokolwiek inne. Wiedział jednak, że nie mógł nadużyć powierzonego mu zaufania. Gdyby to zrobił, nie byłby godnym jej człowiekiem. Nie byłby sobą.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszedł bez słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b><span style="font-size: large;">VII</span></b></div>
<div style="text-align: justify;">
Pociągnęła nosem, udając sama przed sobą, że to przeziębienie, a nie złamane serce jest przyczyną jej złego samopoczucia. Udawanie pomagało zachowywać pozory normalności. Nic jednak nie przypominało codzienności odkąd pokłóciła się z Jamesem. Teraz płaciła za to wysoką cenę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przymknęła oczy, upominając się sama w duchu, gdy rozległo się pukanie do drzwi jej pokoju. Nie spodziewała się nikogo poza mamą, która nie przestawała dopytywać, kiedy ten miły James znowu przyjdzie ich odwiedzić. Lily nie chciała jej karmić kłamstwem, ale słowo nigdy nie mogło przejść jej przez gardło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę - mruknęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spodziewałem się czegoś innego...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Glizdku, myślałeś, że mugole mieszkają w lochach?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może darujmy sobie te żarty?</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily poderwała się z łóżka. Przeżyła szok prawie równy temu, jak wtedy gdy dowiedziała się, że jest czarownicą. W drzwiach stało trzech chłopaków. Peter, który próbował dostrzec szczegóły życia mugoli. Syriusz, którego jak zwykle nie opuszczała znudzona mina i szeroko pojmowane poczucie dumy. Remus uśmiechający się blado tym swoim uspokajającym uśmiechem, jakby przepraszał, że żyje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co wy tu robicie? - wyjąkała niepewnie. Wytarła spocone dłonie o znoszone dżinsy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jesteśmy znudzeni tym wszystkim. Od kilku tygodni James ma podły nastrój. - powiedział arogancko Syriusz. Rozejrzał się po jej pokoju z widocznym znudzeniem i wycelował w nią oskarżycielsko palcem. - Przez ciebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, zdecydowanie przez ciebie - potwierdził Peter, energicznie kiwając głową. Wyraźnie próbował naśladować Syriusza, ale szło mu to zdecydowanie kiepsko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chłopaki, dajcie spokój. To nie jej wina - zaprotestował Remus z nietypową dla siebie gwałtownością zanim Lily zdążyła powiedzieć coś na swoją obronę. - James milczy, mówiąc jedynie o tajemnicach więc możemy się tylko domyślać, o co chodzi. Wiem jednak, że wszystko się zepsuło między wami, gdy była pełnia. A jedyną osobą, która ma tajemnicę związaną z pełnią jestem ja - dodał z trudem, odwracając wzrok. - Lily, jestem wikołakiem, a oni - skinął głową w kierunku Petera i Syriusza, którzy sprawiali wrażenie nieporuszonych - robią wszystko, aby mi pomóc przetrwać pełnię. James nic nie powiedział....</div>
<div style="text-align: justify;">
-...bo nie chciał zdradzić przyjaciela - dokończyła Lily drżącym z emocji głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oceniła go tak źle. Potępiła. Nie zaufała, a on był najlepszym ze znanych jej ludzi. Kimś, komu można zaufać. Komu, ona nie powinna zadawać pytań.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Remusie. - Popatrzył na nią smutnymi oczami, a ona zdała sobie sprawę, że oczekiwał po niej jakiejś reakcji. Tylko jakiej? Myślał, że go potępi? Myślał, że powie na niego potwór? Myślał, że nie zrozumie? Uniosła głowę i podeszła do niego. Stanęła obok i uśmiechnęła się szeroko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To niczego nie zmienia, Remusie. Nie wiem, dlaczego sądziłeś, że to będzie miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Nadal jesteś tym dla mnie tym samym człowiekiem, co przed chwilą. I wciąż jesteś najlepszym z Huncwotów - dodała, udając, że nie słyszy oburzonego krzyku Syriusza. - Nadal jesteś moim przyjacielem. Różnica jest tylko taka, że wreszcie rozumiem twój mały futerkowy problem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Roześmiali się wszyscy. Śmiech zmył niechciane emocje. Życie znowu mogło być piękne.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>VIII</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedział, że tak będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przewidywał taki rozwój wypadków. Powie jej wszystko, wyłoży karty na stół, a ona owszem, wysłucha go, ale nie zgodzi się z nim i będzie twardo upierała się przy swoim. Nic nie mogło jej przekonać do zmiany zdania. Próbował już wszystkiego i żałował, że uwierzył Syriuszowi. Posłał przyjacielowi spojrzenie wróżące, że rozliczą się później, ale ten tylko wzruszył ramionami, wyraźnie nieprzestraszony.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dlaczego, James, dlaczego nie powinnam brać w tym udziału? - spytała Lily podejrzanie spokojnym tonem. Wolałby już żeby krzyczała. Wtedy mógłby chociaż użyć argumentu, że reaguje zbyt emocjonalnie. Teraz jednak to on ulegał uczuciom.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To jest niebezpieczne - powtórzył po raz setny i po raz kolejny argument wyraźnie nie przekonał dziewczyny, która pokręciła głową ze znudzeniem. Przeczesał palcami włosy i głośno przełknął ślinę. - Lily, to nie są żarty. Zakon Feniksa oznacza zaangażowanie się w konflikt. Zostanie członkiem to świadome narażenie się na niebezpieczeństwo, udział w akcjach, spotkaniach i wszystko inne. To jak proszenie się o śmierć. A ja cholernie nie chcę, aby coś ci się stało - dodał na koniec, patrząc na nią błagalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przysunęła się się do niego. Wyciągnęła rękę. Pogłaskała go po twarzy. Chwycił jej rękę i zatrzymał na chwilę przy swoim policzku, patrząc w najpiękniejsze na świecie zielone oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pamiętacie, że tu jestem? - odezwał się Syriusz z fotela obok. W ręce trzymał pilota i beztrosko skakał po kanałach niczym rasowych mugol uzależniony od oglądania telewizji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy siedzieli w domu Evansów, gdzie James i Syriusz przyjechali przed kilkoma godzinami Błędnym Rycerzem. Wypili herbatę z rodzicami Lily, odpowiedzieli na wiele pytań, a teraz zostali sami. Państwo Evans poszli spać, a ich spojrzenia jasno wskazywały, że Syriusz powinien robić za przyzwoitkę. Rozbawiło to Lily, ale tylko do czasu, gdy chłopcy jej powiedzieli z czym przyszli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzenie Jamesa wskazywało, że chodzi o coś poważnego. Chciał dołączyć do Zakonu Feniksa do bez niej. Bał się. Rozumiała to. Ona też się bała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- James, też nie chcę, aby coś nam się stało. Nie tylko ty się boisz - powiedziała. - Ale musimy walczyć. Ja chcę walczyć. Nie mogę siedzieć z założonymi rękami, gdy wy będziecie się narażać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłem, że więcej w niej ikry niż ci się wydaje - mruknął Syriusz, zerkając ukradkiem na Jamesa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily popatrzyła na nich z zaskoczeniem. Myślała, że to James obawiał się jej sam powiedzieć tego i dlatego prosił Blacka, aby mu towarzyszył. Wyglądało na to jednak, że prawda była zupełnie inna. To Syriusz chciał, aby James niczego nie ukrywał i by razem z nimi dołączyła do Zakonu Feniksa. Zaśmiała się cicho aż obydwaj Huncwoci popatrzyli na nią z zaskoczeniem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- James, musisz we mnie bardziej wierzyć. Swoją drogą dziękuję, Łapo - dodała na koniec z wahaniem w głosie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ich oczy się spotkały. Ciemne bezkresne oczy Syriusza były jej zupełnie obce. Nie dogadywali się. James wielokrotnie próbował to zmienić, ale wszelkie próby przełamania wzajemnej niechęci kończyły się fiaskiem. Tylko on ich łączył, a dzieliło wszystko inne. Zachowywali więc pozory grzeczności, którym zwykle towarzyszyła niezręczna cisza.</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz jednak dostrzegła, że ma w nim nieoczekiwanego sojusznika. Lojalność Syriusza najwyraźniej zaczynała obejmować również i jej osobę. Wierzył w nią. Zaakceptował ją.</div>
<div style="text-align: justify;">
Syriusz kiwnął głową. Lily się uśmiechnęła. To był początek zupełnie nowej przyjaźni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>IX</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Z bijącym sercem popatrzyła na dom Jamesa. Była tu już stałym niemal gościem i czuła się swobodnie. Teraz jednak patrzyła na budynek jak na potencjalne zagrożenie, zupełnie jakby w ciemnych oczach czaiło się niebezpieczeństwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
W głowie miała tysiąc najczarniejszych scenariuszy, a ręka sama zaciskała się na różdżce. Popatrzyła na Syriusza, ale on spokojnie szedł przed siebie. Zignorował jej nieme pytanie podobnie jak miliony wcześniejszych wykrzyczanych mu prosto w twarz, a ona znowu poczuła smak bezsilności.</div>
<div style="text-align: justify;">
Syriusz przyszedł do niej przed godziną. Jego wizyta zaskoczyła ją, ale jeszcze większe zdziwienie wywołało to, co powiedział. James pilnie jej potrzebował. Nie dodał nic więcej. Nie odpowiedział na żadne z jej pytań, co właściwie się stało. Z typową dla siebie arogancją przyjął za pewnik, że pójdzie za nim. Miał rację. Dla Jamesa byłaby gotowa pójść nawet na koniec świata i właśnie dlatego chwyciła kurtkę i wybiegła z domu w ten mroźny styczniowy wieczór.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Już jesteśmy! - krzyknął Syriusz, otwierając drzwi. Nie wszedł jednak do środka, tylko skinął głową w jej kierunku, opierając się o drzwi. </div>
<div style="text-align: justify;">
Lily zmarszczyła brwi. Powoli ruszyła do przodu. Kompletnie nic z tego nie rozumiała. Zrobiła jeszcze krok. Trzasnęły drzwi wejściowe. W pokoju zapanowała ciemność. Na jedno uderzenie serca w duszy Lily zagościła panika. Chciała coś powiedzieć, upewnić się, że wszystko w porządku. Nie zdążyła</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystkiego najlepszego, Lily!</div>
<div style="text-align: justify;">
Niespodziewanie pokój rozbłysnął kaskadami barw. Jasne światła zawirowały, rozświetlając mrok. Kolorowe balony wszędzie, gdzie padł jej wzrok. Nawet nie próbowała ich zliczyć. Jednak najważniejsze były znajome twarze, na których gościł uśmiech. Stali przed nią. Jej rodzice. Ojciec Jamesa. Syriusz. Remus. Peter. Mary. Marlena. Alicia i Frank.</div>
<div style="text-align: justify;">
I James, który patrzył na nią z najpiękniejszym na świecie uśmiechem. Nim jednak zdążyła nacieszyć oczy tym widokiem już był przy niej</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystkiego najlepszego, Lily - powtórzył miękkim tonem, podchodząc do niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyła na niego, mrugając niepewnie, po czym roześmiała się głośno. Objęła go mocno. Dopiero widząc ślady łez na jego koszuli zdała sobie sprawę, że policzki ma mokre od łez.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie płacz, kochanie - poprosił James. - To dopiero początek niespodzianki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słysząc to, rozpłakała się jeszcze bardziej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłem, że ona się nie nadaje do niespodzianek - mruknął Syriusz. Uśmiechnął się do nich łobuzersko, gdy Lily posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uwielbiam niespodzianki - zapewniła Lily.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To w takim razie liczę, że ta ci się spodoba - odpowiedział z nietypową dla siebie nerwowością James. Popatrzył na zebranych gości i wyprostował się. Denerwował się. To było dla Lily zupełnie coś nowego. Chłopak, którego kochała nigdy nie tracił żelaznego opanowania.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lily, kocham cię jak nikogo na świecie - zaczął pewnym mocnym głosem, ujmując jej dłoń. - Wiem, że nie zawsze byłem poważny, a sprawy między nami układały się dobrze. Zachowywałem się jak gówniarz i raniłem cię. Przeszłości nie zmienię, ale mogę ci szczęściem zaczarować przyszłość. Tyle mogę ci obiecać. Kocham cię jak wariat. Kocham mocno, szaleńczo i nieodwołalnie. Dlatego chcę ci zadać ważne pytanie. Pytałem o zgodę twoich rodziców, a dzisiaj w dniu twych urodzin proszę, abyś ty powiedziała tak. - Uklęknął, a jej serce wywinęło koziołka pośród westchnień zgromadzonych gości. - Lily Evans, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? </div>
<div style="text-align: justify;">
Wstrzymała oddech, szaleńczo kiwając głową. </div>
<div style="text-align: justify;">
Odpowiedź mogła być tylko jedna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>X</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
Słowa przysięgi same płynęły z ich ust, jakby stworzone je wprost dla nich. Ślubowali sobie miłość, wierność. Naprawdę w to wierzyli. Mówili je pewnie, śmiało. Wiedzieli, że stoją przy ołtarzu z właściwą osobą. Nic nie mogłoby być doskonalsze. Nikt nie pasowałby bardziej. Wszystko było idealne. Błysnęły obrączki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możesz pocałować pannę młodą - powtórzył sędziwy pastor zmęczonym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
James zatopił się w jej oczach i dopiero śmiech gości wybudził go z zielonej głębi. Syriusz klepnął go w plecy, aby szybciej ją pocałował. Nie zamierzał dłużej zwlekać. Ucałował usta Lily ku uciesze zebranych gości, którzy wybuchnęli głośnym okrzykiem radości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gratulacje trwały bez końca. Lily uśmiechała się promiennie, a James, aby poprawiał okulary spadające mu za każdym razem, gdy pochylał się, aby ją uścisnąć. To było dobre. Każda dziewczyna powinna przeżyć takie szczęście, pomyślała Lily.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzała się wokół. Przyszyli wszyscy ich najbliżsi przyjaciele, ale też nauczyciele z Hogwartu i członkowie Zakonu Feniksa, z którym zżyli się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Marlena, Alicia, Frank, Kingsley, Dorcas praktycznie stali się dla nich rodziną. Rodzina... Znieruchomiała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wszystko dobrze? - James szepnął jej do ucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiwnęła głową, nie pozwalając, aby uśmiech zszedł z jej twarzy. To nie powinien być smutny dzień. Ona nie miała prawa się smucić, skoro została żoną najlepszego na świecie mężczyzny. On ma prawo myć smutny, pomyślała, a mimo to tryska radością. Chciał, aby mieli piękne wspomnienia. Upomniała się sama w duchu. Brakuje jej obecności siostry, która jej nienawidzi i przyjaciela, który pewnie już dawno o niej zapomniał, a James... Matka Jamesa zmarła przed kilkoma miesiącami. Nadal cierpiał, ale dzisiaj wyglądał, jakby ten dzień nie mógłby być dla niego szczęśliwszy. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kocham cię - powiedziała, gdy krążyli po ogromnym namiocie ustawionym w ogrodzie Potterów. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie żałujesz? - spytał cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co naprawdę kryje się w tym pytaniu. Nie żałowała, że go poślubiła, jakby mogła, skoro tylko jego kochała?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie pytam, czy żałujesz, że mnie poślubiłaś - zaśmiał się, odgadując jej myśli. Przyciągnął ją do siebie. Biała tafta zaszeleściła w powietrzu. - Pytam, czy żałujesz, że namówiłem cię na wesele.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Namówiłeś? - spytała z ironią i dała mu pstryczka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na początku nie była przekonana do wesela. Pragnęła ślubu, ale nie idea przyjęcia wydawała jej się nieco irracjonalna. Jak mogli się bawić, skoro świat wokół nich zmieniał się w popiół? Czy to właściwe się bawić, skoro jutro mogło nigdy nie nastać? Nie chciała obnosić się ze swoim wielkim szczęście, gdy rozpacz zastąpiła nadzieję, a ludzie codziennie ginęli.</div>
<div style="text-align: justify;">
James jednak patrzył na to inaczej. Tłumaczył, że nikomu nie kradną szczęścia, a mogą podarować wszystkim wokół jedno spokojne popołudnie pełne radości. Dla niego rezygnacja ze wesela to jak pokazanie, że przegrali, a przecież walka trwała nadal. Nie mogli się poddawać. Chciał też wesela, bo nie byłby sobą, nie byłby Jamesem Potterem, gdyby przepuścił okazję do zabawy i zobaczenia jej w bieli. Prosił tak długo aż uległa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy jednak patrzyła na tańczącego Hagrida niezgrabnie tańczącego walca z widocznie zdezorientowaną McGonagall nie żałowała. Widziała Alicie, której ojciec został niedawno zabity przez śmierciożerców, a teraz widocznie szczęśliwa tonęła w objęciach Franka Longbottoma. Mary z bladym uśmiechem rozmawiała z Remusem; siniaki na jej ciele po tym jak została pobita na Pokątnej już prawie zeszły. I Syriusz, który czarował właśnie jakieś dwie blondynki swym lśniącym uśmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
James miał rację wszyscy potrzebowali nadziei.</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b><i>XI</i></b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: justify;">
<i>James</i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy nadeszła ciemność, świat dla niego zamarł.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie myślał o żadnej ze szczęśliwych chwil. W tej chwili wszystkie rozpływały się w jego świadomości. Dzieciństwo, rodzice, Hogwart, Huncwoci i ona, Lily... Harry! Musiał go chronić, mówił mózg, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Bezwładne nogi, nieposłuszne ręce, a w uszach krzyk tej jedynej, która miała być jego już na zawsze.</div>
<div style="text-align: justify;">
Lily, Harry, już za chwilę... Tacy bezbronni, a on zawiódł. Poniósł porażkę</div>
<div style="text-align: justify;">
Zostali zdradzeni, bo on zaufał zdrajcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
To on to na nich sprowadził.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: right;">
<div style="text-align: justify;">
<i>Lily</i></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy nadeszła ciemność, nie myślała o śmierci.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie potrafiła skupić się na tym, co ją spotka po drugiej stronie, skoro miała tylko jedno pragnienie. Chciała, aby jej maleńki synek był bezpieczny, aby nie dosięgło go ramię zła właśnie zabijającego jego rodziców, aby miał szansę żyć, pokochać. Chciała, aby przeżył tyle co ona.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek innego.</div>
<div style="text-align: justify;">
On musiał żyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ucałowała go w czoło. Nie zdążyła otrzeć łez, bo ciemność przyszła zbyt szybko. Zło nadeszło, a jej mały synek nie był tego świadomy.</div>
<div style="text-align: justify;">
On musiał żyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><b>XII</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Potterowie?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Nie żyją.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
________________________________________</div>
<div style="text-align: justify;">
Kocham tę historię. Mocno, szaleńczo i nieodwołalnie. Od niej zaczęła się moja przygoda z blogami, pisaniem, wszystkim. Dzięki niej uwierzyłam w magię. Ale każda magia ma swoją cenę. Kocham tę historię zbyt mocno, aby dłużej się łudzić. Wątpię, czy napiszę kiedykolwiek napiszę jej długą, pełną wersję. Może jeszcze jakieś miniaturki? Nie wykluczam tego, bo poruszyłam tu naprawdę niewiele kwestii i aż mam ochotę na więcej.<br />
Wszelkie odstępstwa w miniaturce są celowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mam nadzieję, że czytanie tego sprawiło równie dużo radości, co mnie pisanie tego.</div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-6375876800748855251.post-57652850087684310142015-08-20T21:03:00.001+02:002016-09-04T09:35:33.446+02:004. Wszystko z nami dobrze?<div class="MsoNormal">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnzXtgfRBhz8LokNsny-Uh0XfpKRF7VgOnzBL_y4guAzrgZUgA7KqUDzVw68rKKvvFdfkYN8de1ZQe9kl7QnnWctN1inNjx60ep3MHtGqkNVTRSk2LyQr9wWr6172t7tcZoVASkrOQjtM/s1600/tumblr_mp2tatkM4P1r08xlao1_500.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="153" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnzXtgfRBhz8LokNsny-Uh0XfpKRF7VgOnzBL_y4guAzrgZUgA7KqUDzVw68rKKvvFdfkYN8de1ZQe9kl7QnnWctN1inNjx60ep3MHtGqkNVTRSk2LyQr9wWr6172t7tcZoVASkrOQjtM/s320/tumblr_mp2tatkM4P1r08xlao1_500.gif" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: x-large;"><b>W</b></span>szystko z nami dobrze?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chelsea powtórzyła słowa Rose, usiłując nie pokazać po sobie emocji, które z pewnością nie byłyby mile widziane. Ich stosunki dawno temu zmieniły się z rywalizacji przemieszanej z przyjaźnią w prawdziwe poplątanie wzajemnych relacji i uprzedzeń.<br />
<a name='more'></a></div>
<div class="MsoNormal">
Niegdyś konkurowanie o wyniki w nauce i stan wiedzy im wystarczało w dziwny sposób cementując i ich koleżeństwo. Potrafiły podziwiać się nawzajem i pomagać w osiąganiu perfekcji. Wspólne ćwiczenie zaklęć, warzenie eliksirów, dyskusje o wpływie goblinów na rozwój historiozofii magii? To były one. Ich świat, którego wydawało by się, że nic i nikt nie może zniszczyć. A jednak znalazł się śmiałek, który zniweczył wszystko, rujnując dotychczasową harmonię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Easy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To on był wszystkiemu winien i odpowiadał za tą totalną destrukcję ich przyjaźni. Chelsea w myślach przypisywała mu wszystkie najgorsze cechy, próbując nie myśleć o własnej winie. Easy sprawił, że przestały rozmawiać. To on doprowadził je do stanu gorszego niż pocałunek dementora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
- Co właściwie znaczy dobrze? – zapytała skrupulatnie Chelsea, przerywając niezręczną ciszę, a Rose z trudem powstrzymała się od okazania irytacji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Uczucie to nie opuszczało jej od kilku dni, czyli od powrotu do Hogwartu. Zaczynała siódmy rok, a patrząc na ludzi dookoła niej nie mogła się doczekać, aby go jak najszybciej skończyć. Ludzie nic nie rozumieli, a ona była już znudzona tłumaczeniami.<br />
Znudzona życiem, które nie odpowiadało jej wyobrażeniom. Znudzona codziennością, która zaczynała być coraz bardziej dokuczliwa. </div>
<div class="MsoNormal">
- Chelsea, proponuję rozejm – odpowiedziała Rose. Odwróciła twarz ku słońcu, wpadającemu przez ogromne okna do wnętrza biblioteki. mrużąc brązowe oczy. – Może nie będzie tak jak kiedyś, może będzie trudno nam się przyjaźnić, ale chyba warto spróbować, nie sądzisz?<br />
- Rose, wybacz, nie chcę być sceptyczna - zapowiedziała Chelsea, unosząc dłonie w obronnym geście - ale jak możemy zacząć od nowa, skoro nawet nie wiemy, jak skończyłyśmy ostatnio? Aby cokolwiek naprawić, trzeba wiedzieć, co właściwie się popsuło. Na przykład nigdy nie uleczysz <i>sceplivus totalus</i> bez rozpoznania przyczyny. Przyczyna jest tutaj kluczowa. Bez niej cały proces...<br />
- Zrozumiałam - warknęła Rose.<br />
Poczerwieniała na twarzy, zaciskając zęby. Zwiniętą w pięść dłoń schowała pod szatą. Policzyła w myślach do dziesięciu, piętnastu. Przy dwudziestu pięciu wstała i rozejrzała się po bibliotece, gdzie siedziały ukryte ze regałem zakurzonych książek. Zawahała się na moment, ale opanowała to uczucie i zaczęła zbierać swoje rzeczy.<br />
Podniosła książki i zarzuciła sobie torbę na ramię, zerkając na zaskoczoną jej postępowaniem Chelsea:<br />
- Chcesz znać przyczynę? Zapytaj samej siebie, bo ja jej nie znam. Chciałam ruszyć dalej, ale ty mi to skutecznie utrudniasz. Znajdź mniej, jeśli zmądrzejesz! - ostatnie słowa niemal wykrzyczała, po czym wybiegła z biblioteki, zanim Chelsea zdążyła zamknąć usta ze zdziwienia. Trzasnęła drzwiami, zastanawiając się, czy bibliotekarka wybiegnie za nią, chcąc udzielić jej reprymendy. Nie zaprzestawszy biegu, odwróciła się na dosłownie moment. To wystarczyło, aby wpadła z impetem na chłopaka idącego z naprzeciwka.<br />
Ich głowy się zderzyły, a z ust wydobył się równoczesny jęk. Rose gwałtownie się szarpnęła, a jej torba spadła z ramienia. Książki poszybowały w powietrzu, spadając na wszystkie strony.<br />
- Na trolla - mruknęła Rose. Potarła bolące miejsce na głowie i popatrzyła na wyraźnie zmieszanego chłopaka.<br />
Widok jego stalowych oczu wpatrzonych w nią sprawił, że poczuła nieprzyjemne ukłucie strachu gdzieś w dole brzucha. Na Merlina, czego on od niej mógł chcieć? Nie łączyło ich absolutnie nic, a to że kiedyś go pocałowała czy spoliczkowała raczej nie miało w tym wszystkim znaczenia zaczęła przekonywać samą siebie. Nie może od niej wymagać, aby pamiętała to, co tak bardzo chciała zapomnieć. Dawna, stara Rose, która nad niczym nie panowała już dawno musiała ustąpić miejsce nowej Rose, która potrafiła skutecznie usunąć ze swojego życia wszystkie nieprzewidziane komplikacje.<br />
W jej głowie to tłumaczenie brzmiało nawet przekonywająco. Gorzej jednak było, gdy patrzyła w te chłodne oczy, które wciąż odczekiwały odpowiedzi.<br />
- Wszystko dobrze? - spytał pewnym siebie głosem.<br />
Nie, nie było dobrze. Jak mogło być, skoro Chelsea nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że trzeba się odciąć od przeszłości, Albus z uporem maniaka trwał przy dawnych nawykach, a jej wyniki w nauce to coś niewątpliwie wymagającego poprawy? Dopiero, gdy pomyślała o tym wszystkim zdała sobie sprawę, że Scorpiusowi wcale nie chodziło o jej życie. Rozejrzała się wokół. On zadał to pytanie jedynie w kontekście porozrzucanych książek, które leżały teraz porozrzucane na całej szerokości korytarza,<br />
- Może kiedyś będzie dobrze - mruknęła, mrużąc brązowe oczy.<br />
Pochyliła się i zaczęła zbierać porozrzucane rzeczy. Ułożyła książki w pokaźny stosik, dwa opasłe tomiska wsunęła do torby i wyprostowała się, omiatając wzrokiem, czy czegoś nie zapomniała. Dostrzegła zapomniane pióro. Schyliła się więc po nie, mocno przechylając się na lewą stronę. Wyciągnęła mocniej rękę, chwytając porzucone pióro, gdy niespodziewanie się zachwiała. Podłoga nagle znalazła się niebezpiecznie blisko jej głowy, gdy silna dłoń pomogła jej odzyskać równowagę. Scorpius pomógł jej wstać. Trzymał jej dłoń dopóki nie wyprostowała się, a rude włosy z powrotem nie opadły na jej kościste ramiona.<br />
- Dziękuję - powiedziała cicho, czerwieniąc się. Skinął głową, nie komentując tego w żaden sposób. - I przepraszam.<br />
- Za ten incydent? - spytał z uśmiechem na ustach, a Rose poczuła się bardzo niepewnie. Kpił z niej, czy próbował być zabawny? - Nie szkodzi. Przywykłem, że zachowujesz się bardzo... niestandardowo.<br />
Ostatnio słowo wypowiedział niskim gardłowym tonem, co sprawiło, że Rose popatrzyła na niego uważniej.<br />
Nie znała go dobrze. Albo raczej nie chciała go poznać lepiej niż miała przyjemność.<br />
- Co chcesz przez to powiedzieć? - warknęła.<br />
On jednak uśmiechnął się niewinnie, a w stalowych oczach pojawiły się postne błyski.<br />
- Proszę cię, Rose... Możesz udawać, że przeszłość nie istnieje, a mnie nie znasz. Jednak to chyba lekkie niedopowiedzenie. - W jego policzku pojawił się dołeczek, który sprawił, że serce Rose zabiło o ton szybciej. - Pamiętasz jak mnie kiedyś spoliczkowałaś? Albo pocałowałaś i uciekłaś? Także wydaje mi się, że jednak nieco się znamy.<br />
Patrzyła na jego oddalającą się sylwetką, dopóki nie zniknął za drzwiami biblioteki.<br />
***<br />
Do cholery, to nie może przynieść nic dobrego.<br />
Scorpius trzasnął dwoma opasłymi tomami o stolik stojący w bibliotece. Hałas zaalarmował bibliotekarkę, która popatrzył na niego spod uniesionych brwi, ale on posłał jej równie jadowitym spojrzenie. Nie był w nastroju do upomnień. Spiorunował też wzrokiem jakieś dwie chichotające smarkule z Slytherinu, które siedziały przy stoliku po prawej. One jednak rozpromieniły się, jakby powiedział im komplement, więc przestał na nie zwracać uwagę. Bez tego i tak miał za dużo problemów.<br />
Przeczesał palcami jasne włosy i położył ręce na stoliku, myślami wracając do zajścia z Rose. Wcale nie miał zamiaru jej zatrzymywać. Ba, miał naprawdę szczere chęci przejść obojętnie i darować sobie jakiekolwiek komentarze. Powinien był tak zrobić.<br />
Może gdyby był bardziej zdyscyplinowany nie czułby się teraz, jak ostatni zdrajca, próbując wyrzucić z siebie wspomnienie brązowych oczu Rose. Kiedyś naprawdę myślał, że zaczynają się dogadywać. Był pocałunek, kłótnie i mnóstwo emocji. Oczywiście nie przyznał się do tego nawet przed sobą, a co dopiero w rozmowie z Weasley. Potem jednak wszystko przycichło. Ona była w rozsypce, a on niewystarczająco zainteresowany, aby próbować to ciągnąć dalej, zajął się swoim życiem.<br />
Teraz jednak było inaczej, upomniał się sam w duchu. Musi się wziąć w garść, bo nie tego go uczono w domu. Pamiętał słowa ojca - analizuj, ale nie żałuj. Problem w tym, że już żałował. Zamknął oczy, widząc w pamięci inne brązowe oczy. Ciemniejsze ze złotymi plamkami i złośliwymi iskierkami.<br />
Lily.<br />
To prawda, że była złośliwa i przewrotna, a przy tym uparta nie mniej niż troll górski i bardziej pamiętliwa niż gobliny z banku Gringotta. Jednak zarazem w ostatnich czasach stała mu się wystarczająco bliska, aby jej wspomnienie powodowało u niego uśmiech, chociaż pewnie byłaby oburzona gdyby jej to zdradził.<br />
Pamiętał ich rozmowę przed kilkoma miesiącami, gdy zdał sobie sprawę, że jej złośliwość jest niegroźna, a zadziorny charakter dziwnie go do niej przyciąga.<br />
- Nie stać cię na nic więcej? - powiedziała wtedy nie stać cię na nic więcej, gdy celowali w siebie różdżkami. Stali w starej nieużywanej klasie, odsuwając się od miejsc, które już ucierpiały na skutek ich pojedynku.<br />
Popatrzył na jej twarz i zdał sobie sprawę, że pomimo tej całej otoczki wrogości nie sposób jej nie podziwiać. Była od niego o głowę niższa, drobna, a mimo to zachowywała się, jakby to ona była w tym starciu silniejszą stroną. Wiedział jednak, że nie powinien tego mówić głośno. Zauważył, jak bardzo dziewczyna ceni swoją niezależność i nie chce żadnej taryfy ulgowej niezależnie, czy chodziło o bycie słabszą płcią czy też córką Harry'ego Pottera.<br />
Zamrugał gwałtownie, otrząsając się ze wspomnień. Od tamtego pojedynku zapanowało między nimi nieme porozumienie. Skończyli walczyć, zaczęli się dogadywać. Niekiedy rozmawiali, innym razem milczeli. Prym w rozmowie wiodła Lily, której buzia się nie zamykała. Potrafiła jednak i jego skłonić do mówienia. Niekiedy siedzieli bez słów. Tak było ostatnim razem, gdy spotkali się w wakacje i oglądali gwiazdy. Milczenie trwało dopóki on go nie przerwał swoim pytaniem:<br />
- Do której możesz dzisiaj zostać?<br />
Przechyliła głowę i zmrużyła oczy.<br />
- Już chcesz się mnie mnie pozbyć?<br />
Mnóstwo czasu i wysiłku kosztowało go wtedy przekonanie jej, że wcale nie miał dosyć jej towarzystwa, a jedynie był ciekawy, czy nikt z domowników nie zauważa jej nieobecności. W odpowiedzi usłyszał długą przemowę na temat nieograniczoności jej swobody. Nie uznawała granic, więc jak sama przyznała, nie miała w zwyczaju kłopotać się normami narzucanymi przez społeczeństwo, włączając w to jej rodziców. Na tym ich rozmowa się urwała, bo Scorpius zdał sobie sprawę, że ta rozmowa zmierza donikąd. Ona nie miała zamiaru mu nic powiedzieć, on nie był w stanie tego na niej wymóc.<br />
- Lily - mruknął cicho, po czym rozejrzał się wokół, czy nikt go nie słyszał. Na szczęście rozchichotane smarkule sobie poszły, więc stoliki wokół niego były puste.<br />
Nie wstydził się Lily. W sumie dlaczego miałby? Była śliczna, zabawna, a przy tym szaleńczo sprytna. Obydwoje jednak zdawali sobie sprawę, że lepiej nie afiszować się z tą znajomością, aby ludzie nie doszli do zbyt daleko idących wniosków. Oni nie wiedzieli, czym jest ta znajomość, dlaczego więc ktoś inny miałby to oceniać?<br />
Teraz jednak żałował, że nie porozmawiali.<br />
Może wtedy nie czułby się jak ostatni drań, wspominając zarumienioną twarz Rose.<br />
***<br />
Co masz na myśli?<br />
Ryan mówiąc te słowa, popatrzył uważniej na swoją matkę, która wydawała się być całkowicie skupiona na układaniu kwiatów w wazonie. Po raz trzeci przełożyła białą różę w to samo miejsce, kiwając głową z uznaniem. Czyniła to od prawie piętnastu minut i Ryan miał nieodparte wrażenie, że robi to tylko po to, aby nie patrzeć mu w oczy.<br />
- Ryan, możemy skończyć tę rozmowę? - poprosiła łagodnym tonem. Wyjęła z wazonu kolejny kwiatek i z westchnieniem popatrzyła na swoją kompozycję. - Powiedziałam ci wszystko, co powinieneś wiedzieć.<br />
- Powiedziałaś, że mam iść pracować jako cholerny sprzedawca w sklepie! - krzyknął Ryan. Wstał i kopnął stojące obok stołu krzesło, zaciskając dłonie w pięści. - Nie rozumiem, dlaczego mam tam pracować, skoro mógłby to zrobić ktoś inny... Są inne ważniejsze sprawy, którymi powinienem się zająć zamiast pomagać jakimś przygłupim jedenastolatkom wybierać miotły - dodał z pogardą w głosie.<br />
- Ryan, proszę...<br />
Nie słuchając tłumaczeń matki, Ryan wybiegł z domu. Udał, że nie słyszy wołania i zatrzymał się dopiero, gdy znalazł się dwie ulice dalej. Oparł się o ogrodzenie i głośno westchnął.<br />
W szkole wszystko było proste. Promienny uśmiech, wysportowana sylwetka i niebanalny dowcip zapewniały mu powodzenie pośród dziewczyn. Miał Jamesa i Easy'ego i mógł z nimi porozmawiać o każdej porze. Imprezy, qudditch i mnóstwo wolności. Nawet rodzice wydawali się bardziej mili i uczynni, gdy wracał tylko na wakacje. W tej chwili szkoła jawiła mu się jako raj utracony. Tam życie było zdecydowanie łatwiejsze, mniej skomplikowane.<br />
Teraz wiodło mu się zdecydowanie gorzej. Dziewczyny patrzyły na niego, mając w oczach pierścionek zaręczynowy i pragnąc zobowiązań. Dawni kumple stali się zdecydowanie mniej zabawni, nie wspominając o tym, że każde spotkanie z nimi kończyło się dla Ryana bólem głowy. A rodzice... Rodzice nawet nie udawali, że cieszą się na jego widok, tylko zaczęli dopytywać, co zamierza robić w życiu. Zupełnie jakby on musiał mieć przygotowany jakiś plan, o którym nigdy nawet nie myślał. Dotychczas spokojnie myślał o przyszłości. Teraz zaczynała go ona jednak napawać obawą.<br />
Zawsze myślał, że po szkole zajmie się rodzinną firmą ze sprzętem sportowym, która radziła sobie całkiem nieźle na europejskich rynkach. Wystarczyło jednak kilka przedpołudni spędzonych w towarzystwie ojca w dusznym biurze, aby Ryan zrozumiał, że to całe przekładanie papierków wcale nie jest takie proste, jak mu się dotychczas wydawało. Głowa bolała go od liczb, a oczy kleiły się od rannego wstawania. Nie, zdecydowanie nie miał zadatków na rekina biznesu.<br />
Jego ojciec też musiał to dostrzec, bo stanowczo kazał mu znaleźć sobie jakieś zajęcie. To jeszcze Ryan jakoś byłby w stanie przetrawić. Ojciec często podróżował i pewnie udałoby mu się przeciągnąć szukanie sobie zajęcia na kilka miesięcy, gdyby nie to, że pewnego ranka matka powiedziała mu to samo. Powinieneś pójść do pracy. Najpierw był w szoku, chciał ją wyśmiać, ale patrząc w jej stanowcze oczy nie mógł się na to zdobyć, więc pokornie przytaknął i spuścił głowę. Miał nadzieję, że temat umrze śmiercią naturalną, ale widać Merlin mu nie sprzyjał.<br />
Tego ranka matka przejrzała jego plan unikania tematu i nie dała się zbyć. Gdy przyznał się, że nie znalazł żadnej interesującej go oferty pracy, zaproponowała mu pracę, której nie mógł odrzucić. Zupełnie jakby posada sprzedawcy w ich rodzinnym sklepie miała być spełnieniem jego marzeń.<br />
Westchnął ciężko i rozejrzał się wokół. Dopiero teraz uświadomił się, gdzie właściwie się znalazł, a wraz z tą wiedzą przyszło przerażenie.<br />
Stał pod domem Marissy, jak ostatni frajer, który nie może zapomnieć o dziewczynie, która go nie chce. Może nie była to do końca prawda, ale Ryan starał się choć nieco zmniejszyć swoją rolę w zakończeniu ich związku.<br />
W końcu gdyby z Marissą tworzyli dobraną parę, nie szukałby rozrywki w ramionach innych dziewczyn. Wtedy byliby szczęśliwi. Gdyby Marissa nie była tak skupiona na sobie, dostrzegałaby, że coś jest nie tak, a on nie musiałaby się zachowywać jak ostatni drań.<br />
- Ryan? Co ty tutaj robisz?<br />
Odwrócił się, nie chcąc czynić tej sytuacji jeszcze bardziej niezręczną niż była. Odchrząknął i spróbował się uśmiechnąć.<br />
- Miło cię wiedzieć.<br />
- Naprawdę? - prychnęła. W jej ciemnych oczach błysnął gniew, który szybko opanowała. Odrzuciła na plecy długie włosy - Ryan, darujmy sobie te uprzejmości. Mów o co ci chodzi.<br />
- Marissa... - jęknął chłopak, próbując wymigać się od odpowiedzi.<br />
- Zapomniałam jak bardzo potrafisz być irytujący - odpowiedziała z goryczą z głosie. - Nigdy nie powiesz, czego właściwie chcesz. Nigdy nie dasz jasnej odpowiedzi, tylko chcesz namieszać mi w głowie. Problem w tym, że ja już z tobą skończyłam i nie chcę tego więcej słuchać.<br />
Odwróciła się, jasne włosy zawirowały na wietrze. Chciała odejść. Ryan wiedział, że Marissa się nawet nie zawaha. Zbyt wiele łez, zbyt wiele bólu, aby miała jakieś opory z wyrzuceniem go ze swojego życia.<br />
Powinien jej na to pozwolić, a mimo to nie mógł się na to zdobyć. Chwycił jej rękę i przyciągnął ją do siebie, korzystając z jej zaskoczenia.<br />
- Proszę, nie odchodź - poprosił cichym głosem.<br />
Widział niezdecydowanie w jej oczach. Popatrzył na nią błagalnie. Mocniej ścisnął jej dłoń. Wyraźnie się wahała aż w końcu skinęła głową. Podała mu rękę.<br />
Razem weszli do jej domu. Zaprowadziła go do swojego pokoju. Usiadł w jednym z foteli stojących pod oknem. Siedzieli przez chwilę w milczeniu.<br />
- Co chcesz mi powiedzieć? - spytała w końcu Marissa.<br />
Ryan nie wiedział, co właściwie powinien powiedzieć. Przyszedł tu tknięty impulsem, spontanicznie. Nie miał żadnego planu, ani tym bardziej wyjaśnień, które mogłyby zadowolić kogoś tak wymagającego jak Marissa.<br />
Popatrzył na nią. Zadarty nos, głęboko osadzone oczy, górna warga pełniejsza od dolnej, a wszystko wieńczył delikatnie zarysowany podbródek. Zdradzał upór, ale Ryan uświadomił sobie, że Marissa wcale nie była uparta.<br />
Nie wobec niego.<br />
Długo tolerowała jego błazeństwa. Pozwalała mu się przepraszać po niekończącej się ilości zdrad. Wierzyła, że naprawdę mu na niej zależy. Nie wymagała nic, ofiarując siebie w zamian. Zawsze uśmiechnięta, niekiedy z niegroźnym krzykiem na ustach, ale była. Dlatego tak mocno poczuł się jak śmieć, gdy kilka miesięcy temu powiedziała dość.<br />
Skończyło się wszystko, a on nie widział w tym swojej winy. W końcu skoro wybaczała mu tyle razy, dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Trwał w ślepym uwielbieniu dla własnej osoby i dopiero dzisiaj uświadomił sobie, że mógł nie mieć wtedy racji.<br />
Zranił ją. Poczuł bolesny ucisk w piersi, gdy pozwolił sobie na tą myśl. Popatrzył w oczy Marissy i uświadomił sobie, że wypowiedział to nie tylko w myślach. Powiedział to na głos.<br />
- Marissa... Ja... - zaczął nieporadnie, jąkając się. Niepewny głos, brak słów spowodowały, że się zaczerwienił. Brzmiał jak ostatni fajtłapa, a nie chojrak mogący wszystko. Potarł dłonią czoło i jeszcze raz spróbował :- Marissa, naprawdę przepraszam.<br />
- Nie będę udawać, że nie wiem za co - odpowiedziała, odgarniając włosy za ucho. - Bo zawsze wiedziałam, że kiedyś zmądrzejesz. Nie miałam jedynie pojęcia, że zajmie ci to tak długo. Już zaczynałam myśleć, że zakochałam się w idiocie.<br />
______________________________<br />
<span style="font-size: x-small;">Tytuł równie dobrze mógłby pasować do mnie i do Was, kochani czytelnicy, którzy mimo wszystko tutaj jesteście. Przepraszam Nie wiem, co innego powinnam napisać, aby Wam to wynagrodzić. Tym bardziej, że to nie pierwsza taka sytuacja, a ja znowu zawalam na całej linii. Znowu przepraszam.</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><u>Ale koniec tego</u>. Koniec mazgajenia się, koniec zawalania. Teraz biorę się z życie do kupy na kawałki; poukładam je niczym ulubione puzzle. A ten blog, pisanie to dla mnie kawałek zbyt ważny, aby go wyrzucić. Ba, ja nie chcę tego robić i chyba nie potrafię. Moja przerwa nie wynikała nawet z braku czasu - raczej z braku tego czegoś, co sprawia, że bohaterowie żyją, a literki pojawiają się na ekranie. Uwielbiałam pisanie i nagle to zniknęło. Teraz mogę to śmiało przyznać. Nagle pisanie stało się kolejnym niezbyt przyjemnym obowiązkiem, który starałam się jak najbardziej odsunąć od siebie, wiedząc, że i tak nie napiszę nic dobrego. W efekcie siedziałam przed pustym ekranem, denerwując się jeszcze bardziej. Na siebie, na świat i wszystko, co znalazło się w zasięgu moich myśli.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Niedawno jednak znowu zaczęłam marzyć. Marzyć o pisaniu, tworzeniu bohaterów, akcji i komplikacjach, które mogę stworzyć. Nagle przekonałam się, że wszystko zależy ode mnie. Koniec mojego pseudobełkotu, który pewnie Was mocno znudził.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Z spraw organizacyjnych - za tydzień powinien pojawić się tutaj pierwszy rozdział nowego opowiadania, później Stuck in love, a później inny pierwszy rozdział, abyście mogli obydwa ocenić i stwierdzić, który najpierw napisać. Co jednak nie oznacza zawieszenia kontynuacji Stuck in love. Od teraz o wszystkich postępach/ich braku będę pisała na fb, starając się nie śmiecić tym bloga. Nadrabiam też zaległości na blogach, które regularnie czytam, ale nie zawsze pozostawiam komentarz. Wszystko ogarnę, tym razem już na poważnie.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Przepraszam za długi wywód.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">Edit. podaję maila, na wypadek jeśli ktoś chciałby o coś zapytać albo zwyczajnie mnie ochrzanić, co mi się niestety należy margarita@onet.eu</span></div>
Muniette vel Psychehttp://www.blogger.com/profile/08074092780153387111noreply@blogger.com4