3 lipca 2012

Rozdział XV: Babski świat


 Za cały babski świat 
Za każdą z naszych bab 
Za każdą co nas zna 
Pijmy do dna ! 

Za Nasz Ostatni Raz 
Za Szarość Dnia na dwa 
Papieros, Szampan - Trzy 
Za wszystkie dni ! 

NALEJCIE MI!  
                 Ich Troje

Hurrra! - Takie słowa zostały wypowiedziane przez kilkaset osób w jednym momencie. Tak, stało się, coś na co wszyscy czekali od ponad dwóch godzin. Albus Severus Potter złapał złoty znicz, co było równoznaczne z końcem meczu i wygraną Gryfonów. W tej samej chwili Serena Wilson wychyliła się za barierki, usiłując dostrzec Jamesa, swojego Jamesa. Chłopak właśnie zsiadł z miotły i... objął  ramieniem Angelique. Uśmiech zamarł na wargach Reny, ale zaraz przypomniała sobie słowa Pottera. Angelique jest tylko jego przyjaciółką, zresztą on pomaga jej  wyzwolić się spod władzy despotycznego brata bliźniaka. Tak, ich nic nie łączy, powiedziała sobie stanowczo w myślach. Nie mogła się jednak pozbyć pewnego ukłucia, gdzieś na dnie serca, gdy zobaczyła pocałunek panny Zabini i Pottera. Wyglądali jakby zapomnieli o całym świecie. Ale może to tylko takie przywidzenie albo kamuflaż? Odwróciła twarz i przymknęła powieki, jakby to coś w ogóle miało pomóc.
- To nic nie znaczy - powiedziała cicho Elizabeth, jakby wyczuwając myśli Wilson.
- Co nic nie znaczy? - zapytała nieuważnie Rose, marszcząc brwi i wędrując spojrzeniem po szkolnym boisku qudditcha.  - Ooo..
- Stało się coś? - Rena mówiąc te słowa, z niepokojem popatrzyła najpierw na Rose, a później na boisko. Ominęła wzrokiem Jamesa, po czym zobaczyła to, co tak bardzo wstrząsnęło Weasley. Albus Potter całował wysoką dziewczynę, która bynajmniej nie była jego ukochaną, bo Wisi zemdlała kilka metrów dalej.
- Znowu to samo... - powiedziała ze złością Rose. - Mój kolejny kuzyn okazał się nic nie wartym dziwkarzem!
***
Uważaj jak chodzisz! - warknęła jakaś wyzywająco ubrana brunetka w kierunku Sereny.
- Przepraszam - bąknęła Wilson. Odruchowo  cofnęła się i skuliła. Zwykle tak reagowała na czyjeś upomnienie, zwłaszcza to wypowiedziane takim tonem, jakby była karaluchem.  No, ale co można na to poradzić? Nigdy nie była dobra w  ciętych ripostach, a myśl, że miałaby sprawić komuś przykrość była nie do zniesienia. Zresztą, chyba nie jest z nią tak źle,  skoro zainteresował się nią James Potter.  Jak zwykle na jego wspomnienie na usta Reny wypłynął lekki uśmiech. Teraz już nie przejmowała się swoimi wcześniejszymi podejrzeniami na temat Pottera. W końcu on na pewno by jej nie zdradził. Każdy, ale nie on.
- Rena, idziesz? - Wilson otrząsnęła się z marzeń i spojrzała na Rose, która stała kilka metrów dalej z miną cierpiętnicy. Weasley wyraźnie ciągle jeszcze przeżywała obluzowanie zasad moralnych swego kuzyna.
- Oczywiście. Poza tym, Rose, nie denerwuj się tak...
- Ja! Ja się w ogóle nie denerwuję! - Rudowłosa niemal krzyczała, ściągając na siebie uwagę pobliskich osób. Na jej twarzy tymczasem pojawiły się czerwone plamy złości.- Od dzisiaj fakt, że Albus stał się... -  Rose głośno przełknęła ślinę - dziw... dziwkarzem! Od dzisiaj jestem ponad to - dodała ciszej. - Zresztą, chodźmy do dormitorium, tam pogadamy...
***
James odprowadził Serenę wzrokiem. Dzisiaj znowu go zadziwiła. W końcu niewiele kobiet byłoby w stanie znieść fakt, że ich chłopak publicznie całuje jakąś dziewczynę. A jeszcze mniej byłoby w stanie powstrzymać się od poplotkowania o swoim nowym związku. W końcu wszystkie dziewczyny są do siebie bardzo podobne. No, może oprócz Sereny, bo ona nic nie chciała i cieszyła się tym, co on jej dał. Nie mógł tej dziewczyny określić inaczej niż zagadkę. Jednak już niedługo, obiecał sobie w duchu. W końcu jeszcze nie urodziła się taka dziewczyna, której  James Potter nie potrafiłby zrozumieć, czy jak kto woli - zaliczyć.
- Co tam, brachu?! - Lily, mówiąc te słowa, mocno walnęła swojego brata w plecy. 
James zachłysnął się powietrzem, po czym spojrzał na siostrę morderczym wzrokiem:
- Czego chcesz? Od razu jednak zastrzegam, że nie mam pieniędzy...
- Aż tak niskie masz o mnie mniemanie? - zapytała z udawanym żalem. Nie potrafiła jednak powstrzymać szerokiego uśmiechu na swojej twarzy.
- Dobra, koniec tych żartów.  Mów lepiej potworze, czego chcesz - odparł, rozglądając się po Pokoju Wspólnym, gdzie zebrała się większość Gryfonów. Najwyraźniej czekali oni na zwycięską imprezę, o której on najwyraźniej kompletnie zapomniał. Lekko uderzył się w czoło, klnąc w myślach własną głupotę.
-  Jasna cholera... - mruknął cicho.
- I co tam znowu mruczysz do siebie? Nie wiem czy wiesz, ale ja nie wygrałam nóg na loterii - odpowiedziała szybko Lily, przestępując z nogi na nogę i patrząc na niego wymownie. Wyraźnie sądziła, że brat ustąpi jej miejsca. W końcu dlaczego ona ma stać? Jest młodsza! On powinien wstać i ustąpić jej miejsca.
- I znowu mówisz jakimiś niezrozumiałymi, mugolskimi powiedzeniami. Poza tym chyba nie sądzisz, że ustąpię ci miejsca. Nie dość, że przyszłaś i mnie męczysz, to jeszcze chcesz, abym ci ustąpił miejsca...
- Cicho. Teraz ja mówię - powiedziała Lily tonem nieznoszącym sprzeciwu, który mimo wszystko nie zrobił na Jamesie wrażenia. W końcu zawsze wiedział, że ma nienormalną siostrę: - Więc masz mi nie przerywać. Chodzi mi o Mapę Huncwotów. Ona jest mi pilnie potrzebna...
- I co ja mam do tego?
- ...więc daj mi ją teraz - dokończyła panna Potter z niecierpliwością, po czym tupnęła nogą-: James, pośpiesz się. Nie będę przecież nie wiadomo ile czekać...
- Kto w ogóle ci powiedział, że ja dam ci Mapę? Wybij to sobie z tej swojej rudej główki.
***
Easy rozejrzał się, po wszystkich i ze zdumieniem pomyślał, że chyba tylko on ma mocną głowę.  W końcu impreza w Pokoju Wspólnym już stała się historią.  Większość zmęczonych Gryfonów zasnęła na schodach, fotelach albo podłodze. Niespodzianką by było, gdyby ktoś z nich obudził się przed południem. Wszędzie walały się puste butelki po trunku zwanym Ognistą Whiskey i bielizna, do której nikt nie chciał lub nie miał siły się przyznać.  W powietrzu unosił się odór potu, seksu, tanich perfum oraz skrętów.  Easy z obrzydzeniem zacisnął nos.  Od zawsze wiedział, że pewne dziewczyny nie mają gustu w kwestiach perfum, ale... żeby aż tak? Adams zmarszczył brwi usiłując sobie przypomnieć, czyj łokieć zaczął go właśnie uwierać w brzuch. Spojrzał na leżącą obok siebie półnagą dziewczynę, odsuwając ją od siebie i wstając.
- Czyżbym nie tylko ja nie spała? - odezwała się swoim słodkim głosem Candy. Popatrzyła na Adamsa z radością, zupełnie jakby byli przyjaciółmi. A przecież on nigdy nie lubił tej pustogłowej blondynki!
- Czy mi się wydaje, czy ty sądzisz, że ja będę z tobą rozmawiał? - zapytał z nutą niedowierzania w głosie.
Candy energicznie kiwnęła głową, po czym zaczęła monolog:
- Wiesz, że w miasteczku czarodziei, znaczy Hogsmeade otworzyli nowy sklep z szatami, znaczy ubraniami. Bo wiesz ten sklep, a może salon z ubraniami? Zresztą nie ważne, to otworzyła matka mojej najlepszej psiapsiółki, wiesz której? Nie, nie zgaduj, bo nie chodzi o Angelique Zabini, chociaż ona oczywiście też jest moją koleżanką, znaczy przyjaciółką. No bo jej rodzina, znaczy rodzina Angie jest zbyt wyrafinowana na takie rzeczy, znaczy na kupczenie. Swoją drogą nie sądzisz, że wyrafinowana to piękne słowo? Bo ja tak sądzę, znaczy uważam. Ale jeszcze bardziej podoba mi się słowo finezja - to po prostu cudo. Ale wracając do środka, znaczy sedna rozmowy i sklepu w Hogsmeade. Mówię o mojej Wisi! Wisi, zaraz jak ona ma na nazwisko? Chyba coś na A... A może K? Zresztą, gdzie ty idziesz? Easy! - pisnęła, rozglądając się Pokoju Wspólnym, z którego Adams wyszedł kilka minut temu. Candy pisnęła cicho, po czym zaczęła liczyć swoje włosy. 
***
Niedzielny poranek przy stole Gryfonów był zupełnie normalny.  Co prawda brakowało kilkunastu  osób, ale nikt nie zwracał na to uwagi. James rozejrzał się, szukając znajomej twarzy. Nie chciał tego przyznać, ale... chyba naprawdę chciał się z nią spotkać. Chociaż właściwie to on musiał się z nią spotkać. Tak, musiał zdecydowanie lepiej odnosiło się do jego sytuacji. W końcu z Brzy... z Sereną spotykał się z przymusu, a nie dobrowolnie. Więc dlaczego teraz ma ochotę się z nią spotkać? Pokręcił głową, usiłując przestać myśleć o tym, bo chyba zaczyna mieć początki jakiejś obsesji.
- Hej - usłyszał seksowny głos za swoimi plecami. Nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, że za jego plecami stoi Natalie.
- Cześć, Nats - odpowiedział, przesuwając się i dając jej znak, żeby usiadła. Natalie zawsze,  ale to zawsze, potrafiła poprawić mu humor, dlaczego więc dzisiaj miałoby być inaczej?
- No, James to tak się wita najlepsze przyjaciółki? - zapytała z ironią, po czym nachyliła się i nakryła swoimi ustami jego usta. James czując dotyk jej warg, poczuł rozlewające się po całym ciele ciepło. Szybko objął dziewczynę i mocno przycisnął ją do siebie. Natalie roześmiała się chrapliwie, odrywając się od jego ust.
- James... - wyszeptała, nadgryzając lekko płatek jego ucha. - Nie mam nic przeciwko temu, byśmy się tu całowali, ale sądzę, że niektórzy i owszem.
Słowa Halliwell podziałały na Pottera niczym kubeł zimnej wody. Zdał sobie sprawę, że cały czas znajdują się w Wielkiej Sali pod ostrzałem wielu spojrzeń. On ma dziewczynę, która nie będzie zadowolona, gdy się dowie o jego pocałunku z Nats. To doprawdy głupie, nierozsądne. Wiedział, że Angie na pewno się o tym dowie i bynajmniej nie będzie zadowolona. W końcu jest oficjalnie jej chłopakiem. Ale... Ale chyba jeszcze większy problem ma z Sereną, która stała w drzwiach Wielkiej Sal, patrząc na niego z niedowierzaniem, przerażeniem oraz... smutkiem. Żadnej wściekłości, żadnych wyrzutów? Serena wyszła szybkim krokiem, a James odprowadził ją spojrzeniem.  Oprzytomniał dopiero, gdy poczuł palce zaciskające się na jego plecach.
- James, o co chodzi? - spytała Natalie, patrząc na niego z ciekawością - Nie chcę być namolna, ale chyba jesteśmy przyjaciółmi? A przyjaciołom się wszystko mówi...
Potter przysunął dziewczynę jeszcze bliżej siebie, po czym szepnął:
- Nats, jesteśmy przyjaciółmi, bo takiej przyjaciółki jak ty nigdzie nie znajdę. To nie znaczy jednak, że nie mogę mieć kilku, małych tajemnic przed tobą. I nie, nawet nie próbuj - dodał , widząc jej pewną siebie minę. - Nie próbuj wypytywać o nic Easy'ego i Ryana.
- Dlaczego? - Krukonka wydęła usta i zrobiła obrażona minę, po chwili jednak jej twarz rozpogodziła. - Wiesz, co? Ja i tak dowiem się wszystkiego. Wy, faceci po prostu musicie się wygadać.
- Aż tak niskie masz zdanie o nas, mężczyznach?
Natalie spojrzała na Pottera, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu:
- James, prawdziwych mężczyzn już nie ma. Zapamiętaj to sobie - odrzekła, odchodząc i dając mu przyjacielskiego pstryczka w nos.
***
Fairchild! - krzyknęła Marissa, patrząc na niego oskarżycielsko: - Musimy... Musimy porozmawiać - dodała, łkając cicho.
Ryan spojrzał na swoją dziewczynę lekko zniesmaczonym wzrokiem. Właśnie miał zamiar iść na śniadanie i porozmawiać z Jamesem, a nie użerać się z nią. Marissa była jego zdaniem wyjątkowa, ale... ale często męcząca, co cholernie go irytowało. W końcu powinien mieć prawo do życia, a związek nie jest ograniczeniem... Chociaż, Marissa chyba tak nie uważała. Patrzyła na niego pałającym wzrokiem i łkała cicho, ściągając na siebie uwagę kilkunastu osób w Pokoju Wspólnym, które już obudziły się po wczorajszej imprezie.
- Skarbie, to nie może poczekać? - zapytał lekkim tonem. Dziewczyna jednak pokręciła głową i wskazała stojący nieopodal fotel. Ryan westchnął cicho, po czym usiadł. Nie pozostało mu nic innego, jak wysłuchać żalów McKinney. Miał nadzieje, że ta cała sytuacja nie potrwa zbyt długo. W końcu chciał jeszcze wypalić skręta przed lekcjami. No, ale Marissa najwyraźniej postanowiła zniweczyć jego plany, chociaż nic o nich nie wiedziała.
- Więc o co chodzi?
- Jak to o co? - warknęła Marissa, odgarniając blond włosy i mrużąc powieki. - Ty się mnie pytasz o co chodzi. Dobre. Tej sztuczki jeszcze nie próbowałeś. Ale może powiesz mi teraz, dlaczego ciągle mi to robisz - dodała, a po jej twarzy zaczęły płynąć łzy.
- Skarbie, ja zupełnie nie wiem o co ci chodzi - odparł Ryan, czując przypływ irytacji. Głowa zaczęła go bolec po wczorajszej imprezie, a Marissa zaczyna ryczeć! Pięknie, po prostu pięknie.
- Nadal nie wiesz co co mi chodzi? To pozwól, że odświeżę ci pamięć! Wczoraj... Wczoraj niemal połykałeś Candy Patil - skończyła płaczliwie Marissa. Skrzywiła się, jakby połknęła cytrynę i dodała: - Ryan, miałeś z nią skończyć... Miałeś być mi wierny... Miałeś...
- Ale skarbie, wczoraj my, znaczy Candy i ja tylko... - zaczął, szukając w myślach dobrej wymówki. - O! Ja ją tylko pocieszałem, bo jej przyjaciółkę, zostawił chłopak. Na pewno o tym słyszałaś. W końcu Albus wczoraj zerwał z biedna blondynką i namiętnie całował się z C. C. Tak więc musiałem pocieszyć Candy.
Marissa spojrzała na niego  morderczym wzrokiem, a Ryan zdał sobie sprawę, że jego wyjaśnienie wcale jej nie przekonało, a wręcz przeciwnie... Zresztą kobiety, kto je zrozumie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.