3 lipca 2012

Rozdział II: Nierzeczywiste marzenia


Jak zwykle uczta po powrocie do zamku była wyjątkowa, a stoły dosłownie uginały od jedzenia. Tu stała zupa cebulowa, tam pieczona jagnięcina. Gdzie indziej dostrzec można było białe mięso  w galarecie, które pachniało apetycznie. Pieczołowicie udekorowany placek z bakaliami aż się prosił, aby zjeść  kawałek. Centralne miejsce na każdym stole zajmowała wspaniała, średnio wysmażona karkówka. Zdawać by się mogło, że w tej chwili żadna restauracja nie mogłaby konkurować z Wielką Salą. Podobne zdanie mieli uczniowie Hogwartu, którzy niemal rzucili się na jedzenie. Serena rozglądała się niecierpliwie po pomieszczeniu, usiłując zjeść jeszcze kawałek ciasta z bakaliami, za którym tęskniła przez całe wakacje. Z kolei  Rose tylko patrzyła niecierpliwie na wszystkich po kolei.
- Elizabeth flirtuje z tym rok starszym Gryfonem, Frederikiem - powiedziała z oburzeniem w głosie. - Rena, my, jako prefekci, musimy coś zrobić.
Wilson nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się nieznacznie. Już dawno postanowiła, że nie będzie się wtrącać w kontakty Rose i  Beth.
- Rose - zaczęła z niemym błaganiem w oczach. - Nie mogłabyś jej dzisiaj odpuścić?
- Odznaka prefekta zobowiązuje do rzetelnego i sumiennego pełnienia obowiązków - wyrecytowała z pamięci Rose. Rena spojrzała na nią zdziwiona, więc dodała jeszcze. - Nauczyłam się na pamięć zasad dobrego prefekta.
- Rose, przecież i tak będziesz pełnić swoje obowiązki idealnie - powiedziała Serena z uśmiechem. Wiedziała, że Weasley będzie doskonałym prefektem - łączyła w sobie stanowczość i krystaliczną uczciwość.  Umiała się postawić i wiedziała, jak postępować z ludźmi. Na pewno da wiele szlabanów, a nie tyle co ona, Serena. Cicho westchnęła. Nigdy nie dała nikomu szlabanu, a co najgorsze nie wiedziała jak to zmienić.

***

Rozejrzał się po Wielkiej Sali, próbując odnaleźć Angelique Zabini. Dziewczyna siedziała przy stole Slytherinu, otoczona gronem przyjaciółek. Uśmiechnęła się do niego, a on natychmiast upuścił trzymany w ręku widelec.
- Stary, gdzie idziesz? - spytał Ryan, obejmując mocniej swoją dziewczynę Marissę, która usiłowała uwolnić się z jego uścisku.
- A gdzie mogę iść? - odpowiedział pytaniem James, patrząc porozumiewawczo na przyjaciela i wstając. Idąc do stołu Ślizgonów, mrugnął do jakiejś Puchonki i nie mógł się powstrzymać, aby nie podstawić nogi czwartoklasiście z Ravenclawu.
- Witaj, Angie - powiedział, całując ją w policzek. Dziewczyna machnęła ręką, a jej koleżanki natychmiast wstały, aby usiąść kawałek dalej.
- Cześć, James - zmysłowo szepnęła Angie, przysuwając się do swojego chłopaka.  James objął ją, świadomy plotek towarzyszących ich związkowi. Nie było tajemnicą, że jego związek ze Ślizgonką to sensacja.  Wszyscy zastanawiali się, co tak naprawdę ich łączy, a łączyło ich... wiele, bardzo wiele.
- Masz dzisiaj czas? - spytał, rozglądając się czy nikt nie podsłuchuje.
- Jasne - rozpromieniła się. - Kiedy i gdzie się spotykamy? - Nachyliła się ku niemu jeszcze bardziej. Była świadoma setek spojrzeń, które na nich spoczywały ze wszystkich stron. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz przeciwnie. Była dumna, że ona, najładniejsza uczennica w szkole, jest dziewczyną największego przystojniaka w Hogwarcie.
- O dwudziestej drugiej na piątym piętrze. Nie zapomnij - dodał, nachylając się i dotykając ustami jej warg...

***

Patrzyła na tę scenę z mieszanymi uczuciami. Przecież to, co robi James Potter, nie powinno jej w ogóle obchodzić, pomyślała z lekką złością.  Zdawała sobie sprawę, że reaguje zbyt emocjonalnie.  Wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić.
- Serena? - Usłyszała głos Rose, w którym słychać było złość. - Czy my nie możemy dać im szlabanu za to publiczne obściskiwanie się? Przecież to istna obraza moralności!
- Teoretycznie mogłybyśmy... - zaczęła, ale nie musiała kończyć. Rose już wstała i dumnie maszerowała w stronę Pottera. Tylko nie to, pomyślała Serena i pobiegła za przyjaciółką....

***

James mocniej wpił się  w wargi Angie, przysuwając się do niej. Jego dłoń nieznacznie przesunęła się na pośladki dziewczyny, co siedzący niedaleko mieszkańcy Slytherinu skomentowali tylko cichym westchnieniem.
- Rose, nie... - Usłyszał słowa jakiejś dziewczyny. James poczuł się, jakby został wyrwany z transu. Oderwał się od ust Angie i rozejrzał się. Wszystko wyglądało zupełnie zwyczajnie, oprócz tego, że Rose razem z tą... no... jak jej tam... Brzydulą szła w stronę stołu Gryfonów. Kuzynka rzucała mu wściekłe spojrzenia, ale w jej przypadku to było zupełnie normalne.
- Angie, chyba już pójdę do siebie - powiedział, odgarniając dziewczynie włosy z twarzy. Jej śliczne usta wygięły się w pełnym niezadowolenia grymasie.
- Jak zwykle mnie zostawiasz.
- Nie, po prostu nie chcę się pokłócić się z twoim bratem  - odparł, czochrając sobie włosy i patrząc na Maxa Zabiniego, który siedział na końcu stołu, nawet nie próbując ukrywać, że zabija Pottera wzrokiem. - Pa, skarbie - dodał, po czym wstał i odszedł w stronę wyjścia.
Angelique Zabini nic nie odpowiedziała, tylko prychnęła cicho. Nie była tak głupia, jak uważało wiele osób. Zamierzała zdobyć to, o czym od tak dawna marzyła.

***

Czemu mnie od nich odciągnęłaś? - spytała Rose, patrząc na przyjaciółkę z wyrzutem. Serena unikała jej wzroku, nie wiedziała, co powiedzieć. - Rena, ty chyba nie... - zaczęła Weasley z błyskiem zrozumienia w brązowych oczach.
- Nie, nie, nie o to chodzi - zaprzeczyła gwałtownie Serena. - Ja po prostu nie chciałam, byś odjęła nam punkty. Przecież dobrze wiesz, że Gryfoni nigdy by ci tego nie darowali.
Ciche westchnienie posłużyło Wilson za potwierdzenie. Wszystko, co miało, chyba zostało  powiedziane. Nie kłamała przecież, mówiąc, że Gryfoni są bardzo przywiązani do Pucharu Domów, który był w ich posiadaniu od trzech lat. Poza tym za nic nie chciała powiedzieć Rose, że niespodziewanie poczuła ciepło na myśl o jej kuzynie. Wiedziała, jaka byłaby reakcja przyjaciółki. Zresztą, po co marzyć? To nic nie da, a on i tak pozostanie tylko niespełnionym snem...

***

Trzech bardzo przystojnych chłopaków stanęło przy jednym z otwartych okien na czwartym piętrze. Na ich twarzach malował się młodzieńczy zapał i aura podniecenia.
- To co z tą imprezką? - spytał Easy, przecierając rękami swoje niebiesko-zielone oczy.
- Możemy robić - odrzekł z zapałem w głosie Ryan, któremu wyraźnie spodobał się ten pomysł. Miał nadzieję, że uda mu się udobruchać Marissę, która ciągle miała mu za złe wakacyjną randkę z pewną mugolką.
- Gdzie? I... Kogo zapraszamy?
- Mnie to obojętne - odrzekł beznamiętnie James, wdychając świeże powietrze. Wzruszył ramionami, widząc niedowierzające miny przyjaciół. - Umówiłem się z Angie za godzinę, więc nie zdążymy na początek imprezy. Jestem pewien, że będziemy bardzo zajęci.
Czuł się niczym młody adonis - mógł wszystko. Jego ciało było pełne niewyładowanej energii. Nie wiedział jednak, czy spowodowało to palenie  skrętów, czy też zapowiedź dzisiejszego spotkania z piękną Ślizognką.
- Ty to masz dobrze - rzucił tęsknie Ryan. - Ja nie mam, co liczyć na małe ranedez vous z Marissą.
- Nadal się wścieka o tę cycatą mugolkę? - spytał Easy, wybuchając śmiechem.
- Niestety tak, ale zaproszę na dzisiejsza imprezę Candy - powiedział Ryan z błyskiem w oku. - Ona na pewno pozwoli mi....
- Odpocząć - dokończyli za niego przyjaciele, patrząc z kpiną. James wydawał się ubawiony tą sytuacją, a Easy z lekka znudzony. No, ale w końcu nikt nie rozumie artystów.
- Standardowo dzielimy się obowiązkami - rzucił wesoło Easy, mierząc przyjaciół wzorkiem i uśmiechając się szeroko. - Ja załatwiam jedzenie, Ryan alkohol, a ty, James, ty, zajmij się gośćmi.
- Jasne, tyle, że  - zaczął James. - Wiecie, że moja, jakże kochana, kuzynka Rose Wesley została prefektem?
- Chyba to nie jest nasza sprawa.
- Nie do końca, Ryan. Ona delikatnie mówiąc, nie darzy mnie i was sympatią... Więc wątpię, czy pozwoli na naszą małą imprezkę.

***

Serena próbowała się przepychać. Właśnie, 'próbowała' to jest dobre słowo, tyle, że nie umiała tak jak Rose śmiało przedzierać się przez tłum. Zdecydowanie wolała spokój i ciszę od tłoku i harmideru.
- Rena! - Odwróciła się w stronę głosu Elizabeth. Dziewczyna miała zaczerwienione policzki i błogi wyraz twarzy. - Nie wyobrazisz sobie, co się stało. Frederick chce zostać moim chłopakiem! – wykrzyknęła, ściągając na siebie uwagę kilku Puchonów, więc ściszyła głos. - Dlatego podczas uczty siedziałam obok niego, a nie ciebie i Rose.... Wiesz, Rena, ja  zdaję sobie sprawę, że on nie jest idealny, ale on nie jest dla mnie... znaczy ideały nie istnieją - skończyła, czerwieniąc się i patrząc na nią z niemą prośbą o zrozumienie. Rena doskonale wiedziała, co czuje przyjaciółka, nawet lepiej niż do tej pory. Wiedziała, że Beth od dawna podkochuje się w Ryanie, tyle że praktycznie nie było szans, aby Fairchild zwrócił na nią uwagę. Choć byli z jednego domu i tego samego roku, to dzieliła ich spora przepaść, z której istnienia obydwie zdawały sobie sprawę. - Cieszę się, że rozumiesz - odrzekła z ulgą po chwili Tanner. - Frederick jest całkiem niezły, przystojny, spokojny, tylko rok starszy, prawie ideał...
- Panno Wilson! - Serena spojrzała przepraszająco na przyjaciółkę i podeszła do profesora Longbbottoma, który popatrzył na nią z ulgą.  - A więc... Panno Wilson, mam prośbę... - urwał, zacinając się. Serena uśmiechnęła się, chcąc dodać mu otuchy. Powszechnie wiadomo było, że nauczyciel zielarstwa jest bardzo łagodny i  nigdy nie potrafi dojść do ładu z niesfornymi Gryfonami. - Proszę wyegzekwować dwutygodniowy szlaban od panny Potter - powiedział, po czym odszedł, zostawiając ją z kolejnym problemem i ogromnym mętlikiem w głowie...

***

Tu będziecie mieszkać przez najbliższe siedem lat, więc przyzwyczajcie się. Poza tym nie ma się, czego bać, na pewno znajdziecie tu wielu przyjaciół. - Rose uśmiechnęła się, mówiąc te słowa. Chciała być dobrym prefektem i dlatego próbowała teraz dodać otuchy pierwszoklasistom z Gryffindoru.
- Ludzie, robimy imprezę!
Rose błyskawicznie odwróciła się, słysząc rozentuzjazmowany głos Easy'ego.
- O czym ty gadasz? - spytała ostro, mierząc go wzrokiem.
- Robimy małą... - zaczął, ale nie skończył,tylko rozpłomienionym wzrokiem patrzył w jej włosy. Spojrzenie niebiesko-zielonych spojówek było tak intensywne, że ręka dziewczyny odruchowo powędrowała  w stronę włosów. - Masz piękne włosy, Rudzielcu, ale robimy imprezę. Imprezę nie dla dzieci - odrzekł, patrząc na nią z politowaniem, aby po chwili zupełnie o niej zapomnieć.
Na policzkach Rose pojawił się jaskrawy rumieniec. Czuła się upokorzona. On jawnie potraktował ją jak dziecko, a przecież już nim nie była. To chyba jakiś nędzny żart. To musi być senny koszmar, pomyślała z rozpaczą. Ale nie to zdarzyło się naprawdę. Rose poczuła się zupełnie opuszczona przez swojego Anioła Stróża, który najwyraźniej zupełnie ją w tej chwili olewa. Gdyby mogła wyżalić się Renie...Tylko gdzie ona jest? Pewnie jak zwykle komuś pomaga. Ciągle w myślach przeżywała to poniżające wydarzenie. A do tego on nawet nie wiedział, jak ona ma na imię. Wredny palant, skończony kretyn. Zacisnęła zęby, próbując opanować napływającą falę złości. Nie ma co - grunt to dobra samokontrola. Kiedyś na pewno się na nim odegra. A zemsta zawsze najlepiej smakuje na zimno...

***

Serena szła korytarzem prowadzącym do wieży Gryffindoru, gdy poczuła, że ktoś łapie ją za rękę. Zamarła, wstrzymując oddech.
- Musisz popracować na refleksem. - Usłyszała za swoimi plecami ironiczny głos Glorii. Nie zastanawiając się Rena odwróciła się i serdecznie objęła przyjaciółkę.
- Gloria! Całe wieki Cię nie wiedziałam.... Czemu nie napisałaś do mnie w  wakacje? - spytała z lekkim wyrzutem w głosie. Gloria tylko wzruszyła ramionami.
- Miałam tyle różnych zajęć. - Serena cicho westchnęła, patrząc na przyjaciółkę. Gloria natychmiast to dostrzegła. - Dobra, tyle o mnie. Czemu wzdychasz?
- Bo ty jak zwykle wykręcasz się od odpowiedzi - odpowiedziała cicho. - Znamy się już kawał czasu, a ja nadal nic o tobie nie wiem.
- Wiesz ile trzeba. To powinno wystarczyć. A ja nigdy nie lubiłam trajkotać bez sensu, więc nie mówmy o tym. Po co psuć sobie humor? - spytała, a Serena z radością jej przytaknęła.

***

James szybkim krokiem podszedł do Angelique. Dziewczyna stała nieopodal i patrzyła na niego z zalotnym uśmiechem.
- Nareszcie - powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie. Potter słysząc to, tylko delikatnie się uśmiechnął. Wiedział jak sprawić, aby jego słodka dziewczyna przestała się gniewać.
- Przyszedłbym wcześniej, ale musiałem pogadać z Easy'm i z Ryanem - rzucił lekko.
Drzwi otworzyły się, by wpuścić ich do środka. James z przesadną kurtuazją przepuścił ja, aby weszła pierwsza. Ich oczom ukazało się średniej wielkości pomieszczenie. Kiedyś mieścił się tu stary schowek na miotły, który z niewielką pomocą czarów zmienił się w całkiem wygodny pokój schadzek. W kominku tlił się ogień, a przed nim leżał miękki, włochaty dywan. Centrum pomieszczenia zajmowało ogromne łóżko, wspierane czterema kolumienkami. James nie namyślając się, skoczył na nie, lądując na miękkim materacu.
- Dzieciak z ciebie - warknęła Angelique zniesmaczona brakiem zainteresowania ze strony własnego chłopaka, którego wyraźnie pochłonęło testowanie łóżka. Usiadła obok niego, mechanicznie poprawiając włosy.
- Coś ty powiedziała? - mruknął James, delikatnie ją obejmując. Powoli przejechał ustami po jej karku. Angelique odwróciła się i pocałowała go w usta. Zachłannie, z namiętnością. Natychmiast odwzajemnił pocałunek, przyciskając ją mocniej do siebie. Angelique wplotła palce w jego włosy, lekko rozchylając usta, aby po chwili się odsunąć. Obydwoje ciężko oddychali, a ich usta były opuchnięte od pocałunków. Potter popatrzył na swoją dziewczynę z  ogniem w oczach. Słowa były już niepotrzebne...

***

Ryan mocno objął przytuloną do niego Candy. Dziewczyna może i była ładna, a nawet więcej można ją nazwać piękną, ale co z tego skoro nie wie, kiedy zamilknąć? Ta myśl sprawiła, że lekko westchnął. Ponoć wygląd to nie wszystko i tak było zdecydowanie w przypadku panny Patil. Właśnie przekonał się, że przebywanie z nią odbiera człowiekowi chęć do życia. Candy była albo bardzo głupia albo przebiegła. Jednak Fairchild wątpił, że można być aż tak głupim. Rozejrzał się po Pokoju Wspólnym, Gryfonów szukając Marissy. Dziewczyna tańczyła z jakimś typkiem, który trzymał dłonie na jej pośladkach. Ten widok sprawił, że ręce chłopaka zwinęły się w pięści. No tak, jego dziewczyna świetnie się bawi, a on? On musi słuchać wywodów jakieś idiotki. To się chyba nazywa karma. Tyle, że on wcale nie żałuje kilku randek z pewną mugolką z Londynu, która dwukrotnie zdobyła tytuł Miss Mokrego Podkoszulka.
- I... Ja sądzę, że to zupełnie niepotrzebne. Bo po co? W końcu jak i tak jestem bardzo ładna. A  jak to powiedział kiedyś jakiś magik - uroda zwycięża - skończyła swój monolog Candy. Spojrzała na niego niewinnie i zatrzepotała lekko rzęsami. - To, co pocałujesz mnie wreszcie?
Chłopak spojrzał na nią z zachwytem i zbliżył swoje usta do jej warg. Przekonał się, że smakuje wanilią. Spodobał mu się ten smak. Przysunął się do niej bliżej, tak my móc być jeszcze bliżej. Teraz już czuł, że jest zgubiony. Wiedział, że nie może, a nawet nie chce opierać się jej pocałunkom.

9 komentarzy:

  1. Przyznaję się bez bicia, ze nie doczytałam do końca. Nie chce mi się. xD Doszłam do połowy i się zacięłam. Dokończe jutro... albo pojutrze. Ten krótki fragment, który przeczytałam podobał mi się, jednak liczyłam na coś, hmm... lepszego ? Bez obrazy, ale po prawie dwutygodniowej przerwie myślałam, że rozdział będzie... ekhm, inny, lepszy. Nie bierz za bardzo do siebie moich słów, bo jak zwykle, poszukuję kogoś, na kim mogłabym się wyżyć. A że tu pojawiła się nowa notka, to już nie moja winna. ;)
    Pozdrawiam
    Callie vel Dismay

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się. (: nie chce mi się rozpisywać więc wybacz. Nie mam nastroju. Moje gg masz.
    [szaleni-huncwoci]

    OdpowiedzUsuń
  3. asia511@op.pl19 lipca 2012 12:13

    Głodna się zrobiłam:) tak dokładnie opisałaś potrawy ze musiałam cos zjeść. Na szczęście po ręką nie było zupy cebulowej.
    Nie pamiętam mojego gg:( Musze sprawdzic, ale dzisaij nie mam już czasu, więc podam ci jak znajde chwilkę i jak niue zapomnę:)
    [szczerosc-serc]

    OdpowiedzUsuń
  4. "Mała imprezka"? Nie no pojechali po bandzie! A Rose wymiata, nie daje sobie w kasze dmuchać chociaż pozwoliła upokorzyć się Easy'emu.
    Czekam na c.d!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach cudnie! Tylko szkoda mi trochę Sereny, zawsze taka z boku, coś o tym wiem...:D
    Notka jak juz napisałam cudowna:) czekam na ciąg dalszy:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Rose! Jest prześwietna (nie wiem czy jest takie słowo xD), uwielbiam ten charakterek, boooska jest :) dobra koniec. Trochę literówek, owszem, ale to nic. No i James, boski James... ech...

    OdpowiedzUsuń
  7. Rose mnie rozbawia tym swoim ciągłym trzymaniem sie regulaminu. Dziewczyna Jamesa mnie wkurza. Ogólnie mówiąc podobają mi się wykreowane przez ciebie postaci.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział ;)
    Nie lubię tej całej dziewczyny Jamesa, wkurza mnie jej zachowanie. Uwielbiam Easy'ego i Rose! Biedna Rena nusi wyegzekwować szlaban od Lily Potter.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozwala mnie to, jak wiele ludzie wyobrażają sobie na temat nowego pokolenia.
    Ja osobiście sama piszę fanfiction i jest tak całkowicie różne od tego, co tu piszę, że otwieram oczy szeroko ze zdumienia.
    Zresztą już ci to chyba mówiłam.
    Niezbyt podoba mi się wątek jarania, ale rozumiem jego powstanie - lepiej pokazuje nam postać zarówno Jamesa jak i jego kolegów.
    Trzy przyjaciółki bujają się w trzech popularnych przyjaciołach.
    Bardzo interesujące :D.
    Dobra, lecę czytać dalej
    Okej
    wielka-czworka-przyjaciol-hogwartu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.