3 lipca 2012

Rozdział XL: Za szkłem


Na krótką chwilę zatrzymany czas
Nic nie jest ważne, tylko Ty i ja
Nie wiem kim jesteś, lecz wiem czego chcesz
Będziesz moim początkiem, przebudzeniem i snemCały mój świat znika za szkłem, gdy nie ma Ciebie
Niewiele wart każdy mój dzień, bo nie ma Ciebie
Cały mój świat znika za szkłem, gdy nie ma Ciebie
Niewiele wart każdy mój dzień, bo nie ma Ciebie

Żyła sobie raz księżniczka. Miała swój świat. Ale nie taki zwykły, szary czy kolorowy. On był inny, jakby bardziej poważny, podniosły. Inny od światów innych księżniczek, które przy niej były zupełnie szare, zwyczajne. Nie wyróżniały się, nie mogły. A ona... Ona jaśniała niczym gwiazda. Robiła wszystko najlepiej, najszybciej i najmocniej. Dlaczego? Bo była wyjątkowa. Zdolna do wszystkiego w imię wytyczonych sobie celów. Nie pytała, nie prosiła. Nie musiała. Sama w sobie była kimś. Osobą, której odbicie codziennie widywała w gładkiej tafli lustra ukazującego jej eteryczną istotę. 
- Po co mi to opowiadasz? - zapytała w pewnym momencie, gdy zdała sobie sprawę, że z zafascynowaniem wsłuchuje się w jego głos.
Nie odpowiedział. Zapatrzył się na podłogę, nawet nie ukrywając rozmarzenia, by po chwili rozejrzeć się wokół. Po chwili przedłużającego się milczenia zaczął ściszonym głosem:
- Musisz zrozumieć, dojrzeć. Niekiedy tego właśnie potrzeba do niektórych wyborów decyzji kształtujących nas samych...
- O co ci chodzi? - przerwała mu, piorunując go wzrokiem. Odgarnęła do tyłu ogniście rude włosy, na których przez chwilę zatrzymał się jego wzrok.
- O ciebie, Aniele mych snów, tęsknoto mego drżenia - odpowiedział powoli. Nie spieszył się z odpowiedzią, jakby zdawał sobie sprawę z oczekiwania swojej towarzyszki.
- Wytłumacz dokładniej - zażądała Krukonka z pałającym oczyma. Ich kolor nadal wprawiał go w zachwyt, ale to, co teraz z nim robiły te iskierki gniewu albo oburzenia przewyższało wszystko inne.
- Nie ma, czego tłumaczyć. Jestem ja. Jesteś ty. A moglibyśmy być my. Jesteśmy dla siebie stworzeni.
Chelsea Visions pokręciła stanowczo głową. Przestała słuchać słów wydobywających się z jego warg. Była ponadto, a przynajmniej wolała tak myśleć. Nic nie rozumiała. Ciągle coś jej umykało. Spojrzała na Easy'ego. Jego przystojna, rozmarzona twarz sprawiała wrażenie nierealnej. Klatka piersiowa unosiła się spokojnie, a oczy błyszczały niczym gwiazdy.
- Sama siebie nie rozumiem - wydusiła,  niecierpliwie drapiąc się po policzku. - Po co ja tutaj w ogóle z tobą przyszłam? To tylko strata czasu - dodała, po czym wstała, wyprostowała się i poprawiła fałdy swej szaty.
- Teraz tak myślisz - odpowiedział, przymykając powieki.
- Zawsze będę tak myśleć - poprawiła go ostrym tonem. - A to - machnęła ręką w niecierpliwym geście - była największa pomyłka mojego dotychczasowego życia, chociaż dotąd myślałam, że jest nią nieumiejętność proporcjonalnego odmierzania składników bez ważenia. Teraz widzę, że się pomyliłam i to bardzo. A ty... Ty nawet się nie przejmujesz, chociaż przecież powinieneś! To kolejny dowód na twoją nieodpowiedzialność i lekceważenie całego świata.
Słuchał jej słów, chociaż niespecjalnie do niego trafiały. Niby w jakimś stopniu, choć niewielkim go dotykały, ale jednak po chwili odbijały się od gładkiej powierzchni jego osobowości. Nie rozumiał jej obaw, powodu do strachu. Wszystko to było dla niego zbyt nierealne, aby zasługiwało na miano prawdziwego.
- Nie bój się, ja cię obronię - odpowiedział w pewnej chwili wspaniałomyślnie, unosząc głowę. W oczach dziewczyny pojawiło się zaskoczenie, którego jednak szybko zniknęło.
- Niby przed czym? Chyba przed samym sobą. Daj mi spokój i przestań za mną chodzić, a nie będę miała powodów do strachu.
- Czego tak naprawdę się boisz? - zapytał, zbywając jej słowa.
Chelsea nie odpowiedziała, bawiąc się skrawkiem swojej szaty. Czego się bała? Dobre pytanie, którego nigdy sobie nie zadawała. Strach był dla słabych, a ona taka nie była. Poza tym związał się z rzeczą, która zawsze ją przerażała - niewiedzą. Niemożność dowiedzenia się wszystkiego, konieczność zdania się na niepewny przypadek zawsze  mocno ją denerwowały. Nie, nie denerwowały, raczej przerażały.
- Daj mi spokój - warknęła, ręką przygładzając swoje włosy.
- Nie uciekaj - poprosił napiętym głosem, wstając i zbliżając się do niej. Chelsea zacisnęła usta, próbując  nie dać  się ogarniającemu ją znużeniu. - Tak nie można.
Westchnęła cicho, zdając sobie sprawę, że do chłopaka nie trafia żaden z jej argumentów, chociaż bardzo starała mu się wszystko wytłumaczyć. Najwyraźniej wciąż miał lekką obsesję maniakalną na jej punkcie. Zatrzymała na nim na chwilę wzrok, jednocześnie wyginając swoje palce. To wszystko utrudniało. Podobnie jak fakt, że był byłym chłopakiem Rose, która przez niego zawaliła w tamtym roku SUM-y, a jeszcze wczoraj głośno wyklinała. Chelsea mimo to była przekonana, że uczucie Weasley do Adamsa wciąż istnieje. Po części dlatego kazała mu dać sobie spokój, bo nie zamierzała ranić przyjaciółki ani tracić czasu na kogoś, kto jest niestabilny emocjonalnie, uczuciowo, nie interesuje się poszerzaniem horyzontów i ma zupełnie inny system wartości. Nie zmieniło to jednak faktu, że istniał inny, o wiele ważniejszy powód, taki, który miał czarne włosy i duże, migdałowe oczy o zielonych tęczówkach. On. Albus. Chłopak, na którym jej zależało. Chłopak, który wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Chłopak, który już raz ją zostawił. Chłopak, który teraz wzdychał do jakiejś skrajnie zwariowanej, starszej dziewczyny o nieracjonalnych poglądach i niezbyt pozytywnej opinii. Chłopak, w którego wierzyła najbardziej na świecie. Ale dokąd ją to właściwie zaprowadziło? Rozejrzała się wokół. Miejsce niewątpliwie nie należało do najładniejszych, najczystszych i najbardziej reprezentacyjnych, ale dawało człowiekowi jedną ważną rzecz - ucieczkę przed światem.
- Idę stąd - zakomunikowała chłopakowi, a on tylko cicho westchnął. Natychmiast się odwróciła, piorunując go wzrokiem. - Co to niby miało być?
- Nie uciekniesz przed przeznaczeniem...
Oddaliła się energicznym krokiem. Tylko na tyle było ją stać, a nie chciała uciekać przed echem tych słów.
***
Ryan z uśmiechem na twarzy zbliżył się do Carmelli. Dziewczyna roześmiała się beztrosko, podawszy mu rękę. Świetnie się razem bawili. Tak, zdecydowanie było i razem dobrze.
Stali na korytarzu otoczeni rozbawionymi bardziej lub mniej uczniami, którzy zapamiętale dyskutowali.
Schylił się w jej stronę, szepcząc kilka znaczących słów, które sprawiły, że brew dziewczyny uniosła się lekko do góry. Po krótkiej chwili zastanowienia kiwnęła głową. To wystarczyło, aby pociągnął ją w kierunku wąskiego, rzadko uczęszczanego korytarza, gdzie skryli się za kamiennym filarem.
- Gotów? - wyszeptała, wpatrując się w niego  z uwagą. 
- Na co? - zapytał chłopak, po czym pochylił się nad nią i położył ręce na kamiennym filarze wokół jej głowy. Spojrzał w brązowe tęczówki.
- Nie słuchasz mnie - skrytykowała go dziewczyna, ale nie wydawała się być tym faktem zdziwiona czy zmartwiona. Odgarnęła do tyłu włosy, nachylając się w jego  stronę. 
- Że niby nie słucham tego, co mówisz? Carrie, nie żartuj... - wymruczał.  - I za chwile z rozkoszą udowodnię ci, jak bardzo się mylisz.
Przysunął się jeszcze bliżej, wypełniając całą przestrzeń wokół niej. Mogła tylko przymknąć oczy i rozkoszować się wszystkim, co za chwilę miało się zdarzyć. Kiedy nachylił się już wiedziała, że za chwilę ją pocałuje. Jego usta było gorące, zaborcze. Nie prosiły, tylko żądały, jakby doskonale wiedziały, czego chcą. Wymagały odpowiedzi, której z rozkoszą udzieliła, wtulając się w ciało chłopaka i splatając ręce na jego karku. Wprowadzały ją w jakiś dziwny letarg; stan, który zdecydowanie powinien być zabroniony. Czuła jego zapach, szybkie bicie serca i dzikość pożądania.  Po chwili pocałunek zmienił się, stał się bardziej zachłanny, namiętny, już nie tak czuły i delikatny. Odwzajemniła go najmocniej, jak tylko potrafiła. Wystarczyła delikatna pieszczota ust, by jej język dostał się do jego ust i zawirował w tańcu pożądania. Zaskoczony takim obrotem sprawy chłopak jęknął cicho, mocniej przyciskając Ślizgonkę do ściany. Wpił się w jej usta z jeszcze większa gwałtownością, a jego ręka zsunęła się na dekolt dziewczyny, gdzie gładziła jej skórę. Druga tymczasem spoczywała na jej plecach, powoli kierując się ku pośladkom. Wsunął mocniej język w jej usta. Smakowała niczym najsłodszy miód. Objął dłońmi jej pośladki, przylegając jeszcze ściślej do jej ciała. Zadrżał pod wpływem tej bliskości, co wystarczyło, aby Carmella przejęła kontrolę. Odsunęła się przerywając pocałunek, po czym chwyciła zębami jego dolną wargę. Bezładnie przycisnął ją jeszcze mocniej do ściany. Pochwycił ją, przechylając w lewo, tak by mógł jeszcze bardziej pogłębić pocałunek.
Zaabsorbowani sobą, nie dostrzegli dwóch zbliżających się dziewczyn, które rozmawiały ściszonymi, pełnymi powagi głosami. Jedna z nich otworzyła usta z oburzenia na widok pary, jej oczy powoli zwężały  się w wąskie szarki, a na jasnej cerze wykwitł rumieniec jawnego oburzenia. Druga uśmiechnęła się tylko delikatnie, co jeszcze bardziej rozwścieczyło jej towarzyszkę.
-  Co to ma niby być?! - zapytała donośnym głosem. Słowa odbiły się echem o sklepienia kamiennym ścian, by po chwili powrócić w postaci stłumionego pogłosu.
Zaskoczona para odskoczyła od siebie. Ręce dziewczyny błyskawicznie zsunęły się z ramion chłopaka. Natychmiast zaczęła poprawiać wyraźnie zmiętą szatę i zapinać porozpinane guziki. Zarówno Carmella jak i Ryan byli bardziej zdziwieni niż zażenowani. W panującym półmroku  wymienili przeciągłe spojrzenia.
- Co to ma znaczyć? - zapytała po raz drugi ostrym tonem Rose Weasley.
Stojąca obok Serena uśmiechnęła się jedynie delikatnie, odwracając wzrok. Nie zamierzała pomagać Rose w karceniu zakochanych. Sama doskonale pamiętała to uczucie euforii.
- Rena, pomożesz mi? - W głosie Rose słychać było stalowe nuty. Najwyraźniej Weasley nie tylko nie miała tego dnia dobrego humoru, ale też koniecznie chciała wlepić komuś szlaban i odebrać punkty.
- Rose. - W imieniu przyjaciółki zawarła cichą prośbę i bliżej nieokreślone błaganie.
- Rena, nie możemy odpuścić - upierała się Weasley, udając, że nie słyszy cichego głosu Wilson. - To byłoby niemoralne i miałoby druzgocący wpływ na moralne pozostałej części uczniów Hogwartu... 
- Rose, daj spokój - wtrącił Ryan, odzyskując swój codzienny animusz. Nie bał się ewentualnych konsekwencji, a  jedynie ewentualnej straty czasu, na którego wykorzystanie znał znacznie lepsze sposoby. Posłał Carmelli kolejny uśmiech i zabębnił palcami po powierzchni pobliskiej zbroi średniowiecznego rycerza.
Weasley cofnęła się do tyłu o kilka kroków, aby po chwili jeszcze bardziej się wyprostować. Uniosła lekko do góry jedną brew, która powędrowała wysoko. Jej brązowe oczy zwęziły się w wąskie szparki, upodabniając ją do polującego kota. Popatrzyła na wszystko zimnym, wyzbytym z emocji wzrokiem, jakby przed wcale nie chciała wykorzystać swej władzy prefekta.
- Poprawimy się - zaproponowała Carmella, niespodziewanie się odzywając. Jednocześnie próbowała strącić rękę Ryana, która nieprzerwanie błądziła w okolicach dołu jej pleców, niebezpiecznie blisko zbliżając się do pośladków.
Rose jednak posłała jej jednak jedynie sceptyczne spojrzenie, w którym nie było ani krzty wiary. Jeszcze bardziej się wyprostowała, by po chwili zacząć.
- Serena, myślę, że najodpowiedniejszym rozwiązaniem byłoby...
Umilkła, dostrzegając parę wynurzającą się z cienia. Dziewczyna miała nieco pomiętą szatę, na której znajdowała się naszywka przedstawiająca kruka. Jej rude włosy unosiły się w lekkim nieładzie, który mocno kontrastował z jej napiętą sylwetką. Kilka metrów za nią podążał rozmarzony chłopak o nieco nieprzytomnym spojrzeniu. 
- My chyba już pójdziemy - wtrącił gładko Ryan, obejmując w pasie Ślizgonkę i oddalając się szybkim krokiem.
Serena przygryzała nerwowo wargę, raz po raz spoglądając na nieruchomą postać Rose. Nagle rudowłosa drgnęła, żeby po chwili odwrócić się napięcie i odejść, niepomna na wołania i krzyki Chelsea.
- Rose... - krzyknęła jeszcze raz Krukonka, ale tylko jej wysoki głos powrócił w postaci echa. Rose nawet się nie odwróciła, znikając w czeluściach zamku.
***
Świat nie kręci się wokół ciebie...
W głosie Marissy McKinney niczym echo rozbrzmiewały te słowa. Powracały z coraz większa siłą, przyćmiewając wszystko inne. Zresztą wszystko inne w ogóle się nie liczyło. Po co? To już nie miało znaczenia.
Wstała z drewnianej ławeczki, na której przed chwilą siedziała, rozglądając się po ogrodzie swej rodzinnej posiadłości. Kochała to miejsce, ale ostatnio nie potrafiła się cieszyć jego urokiem. Smutek, żal i rozpacz skutecznie jej to uniemożliwiły. Świat przysłoniła ponura mgła.
- Marissa! - Usłyszała z domu głos swej rodzicielki. Kobieta zbliżyła się w stronę córki, patrząc na nią z zaskoczeniem. Jeszcze większym zdziwieniem byłby, łzy na policzkach dziewczyny. - Kochanie, coś się stało? - zapytała lekko przestraszonym głosem.
Pokręciła głową, chociaż przecież tak naprawdę stało się, i to wcale nie mało. Jej starannie ułożony świat rozpadł się ma miliony maleńkich kawałeczków.
- Mamo - wydusiła.
Kobieta wyprostowała się, po czym posłała córce niezrozumiałe spojrzenie.
-Kochanie, wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?
- Mamo - powtórzyła tym samym tonem, w którym nie było słychać nic oprócz bezdennej rozpaczy. - Stało się - wykrztusiła z siebie. - Stało się...
- Co się stało? - zapytała kobieta córkę, nawet nie ukrywając przerażenia pojawiającego się na jej twarzy. - Na Merlina, Marisso, chyba nie chcesz mi teraz powiedzieć, że jesteś w ciąży?!
- W ciąży?! - powtórzył drugi  głos podobnym tonem. Matka z córką spojrzały w kierunku drzwi, gdzie właśnie stała Demelza Fairchild. Kobieta patrzyła na wszystko ponuro. Jej oczy zacisnęły się w wąskie szparki, zaś wyprostowane plecy wyraźnie świadczyły, że to nie jest czysto towarzyska wizyta.
- Co pani tutaj robi? - spytała Marissa z zaskoczeniem. Nie spodziewała się tutaj tej kobiety, zwłaszcza w miejscu, które uważała za swoją oazę, gdzie oddawała się rozmyślaniom, gdzie mogła uciec przed światem, gdzie niegdyś kochała się z Ryanem. Samo wspomnienie tamtych chwil wystarczyło, aby na jej ustach pojawił się uśmiech, a w oczach zajaśniał blask.
- Jesteś w ciąży? - powtórzyła Demelza Fairchild nieco spokojniejszym tonem, jakby ledwie chwila wystarczyła jej na zapoznanie się z faktem, jakoby jej nastoletni syn miał zostać ojcem.
Marissa znowu posmutniała, rzucając swojej niedoszłej teściowej nieprzyjazne spojrzenie.
- Dla pani wiadomości to nie, nie jestem w ciąży. I nie jestem już narzeczoną Ryana - dodała, zanim wybuchła nagłym szlochem.
***
Możemy porozmawiać? - zapytała kobieta nieco nadąsanym tonem, gdy jej młody kochanek wstał z łóżka i podszedł do okna, nie przejmując się swoją nagością. Patrzył przez okno wychodzące wprost na szkolne błonia na ciemniejącą rzeczywistość. Zapadał mrok. Z błoni znikało coraz więcej osób, zostawali już tylko nieliczni, pragnący mocnych wrażeń poszukiwacze przygód szukający okazji do łamania zasad szkolnego regulaminu albo zakochane pary, które przez przynależność do różnych domów nie mogły spędzać razem czasu w Pokojach Wspólnych.
- Nie słuchasz mnie - dodała z wyrzutem. Uniosła się na łokcie, nawet nie próbując podciągnąć opadającego prześcieradła, którego zsunęło się jej do pasa.
On jednak dalej patrzył przez okno, by wreszcie po dłuższej chwili niespodziewanie odwrócić się i popatrzeć na nią. Jego tęczówki prześlizgnęły się po jej ciele, nie zatrzymując się na kuszących wypukłościach. Następnie popatrzył w oczy kobiety, lekko marszcząc brwi.
- Musimy porozmawiać - powtórzyła, zmieniając pozycję, podnosząc się i stukając palcami o drewniane wezgłowie łóżka. Wypowiedziawszy te słowa, wskazała ręką łóżko, jakby chciała dać mu do zrozumienia, żeby usiadł. 
- Co się stało? - zapytał w końcu, siadając na skraju posłania.
- Naprawdę nie chcę psuć nastroju naszego dzisiejszego spotkania, ale jest coś, o czym musimy porozmawiać. Nie wiem czy słyszałeś, ale w szkole aż huczy od plotek na mój temat  - zaczęła znudzonym tonem, jakby fakt, że wszyscy uczniowie rozmawiają o niej nie był niczym dziwnym.
- Nie bardzo rozumiem, co to ma do naszego związku - odpowiedział spokojnie, pozwalając sobie na nikły uśmieszek.
Lubił ją. Mógł sobie na to z łatwością pozwolić, bo była mila, tak po prostu, nie wymagała zbyt wiele i potrafił z nią rozmawiać. A do tego była świetna w łóżku, gdzie nie miała żadnych zahamowań. To wystarczyło, by świetnie się razem... bawili, chociaż wiedział, że nie mają szans na nic innego. Byli pozbawieni tej możliwości, ale wbrew pozorom nie żałował tego. 
- Nie wiem czy powinniśmy się dalej spotykać - rzekła bez przekonania w głosie.
- Za to ja wiem - zaprotestował, zbliżając się ku niej. Dotknął jej nagiego ramienia, jednocześnie przywierając do warg. Pocałował ją mocno,  namiętnie, co wystarczyło, żeby z gardła kobiety wyrwał się cichy jęk namiętności. Przejechała rękami po jego plecach, na moment zatrzymując się na pośladkach. On zaś zajął się dekoltem, na którym zaczął składać mokre pocałunki. Jego niecierpliwie ręce błądziły po jej nagim ciele.
- Myślę, że powinniśmy się nadal spotykać - wykrztusił z siebie, przykrywając ją swym ciałem.
_______________________
Mogłoby być lepiej albo gorzej. Sama nie wiem. Kolejny? Może za tydzień, dwa. Zależy od chęci, bo czasu mam teraz dużo.  Motywacji mało, skoro już po nocach nie śpię, tylko się denerwuję, więc wybaczcie mi ewentualne opóźnienia. I pochwalę się Wam - będę miała w tym roku pasek i równą średnią 5.0, jeśli jutro postawi mi piękne cztery  z matematyki. A jak u Was ze świadectwami?
Poza tym proszę o opinie na temat szablonu, jeśli to nie kłopot.

17 komentarzy:

  1. Znowu pierwsza.Weszłam na twój blog aby sprawdzić czy jest nowy rozdział,choć byłam bardzo sceptyczna.A tu co widzę?Nowy rozdział.Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam.Dobra idę czytać notkę,a potem skomentuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. to moj pierwszy komentarz znalazlam twojego bloga ostatnio i tak mnie wciagnal ze wciagu jednego dnia przeczytalam wszystko:) prosze cie zeby ten chlopak ktorym sie spotyka nauczycielka nie byl james zeby on sie zmienil....

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja wiem kto to! Nie obrazisz się jak moje komentarze nie będą takie inteligentne jak twoje? Biedna Marissa. Na serio mi jej szkoda. Zasłużyła na więcej. Chelsea jest śmieszna. Denerwuje mnie to, że jest taką kujonką, ale taki charakter :) Bardzo dobrze mi się czytało. Zachowanie Rose mnie rozbraja xD Rozdział świetnie napisany, po prostu boski. [sok-dyniowy] [morsmorde-na-sercu]

    OdpowiedzUsuń
  4. Szablon jest bardzo ładny, ale przyznam, że kilka poprzednich podobało mi się bardziej ;) Jednak ten też jest ok :) A co do rozdziału - przyznam, że najbardziej zastanawia mnie, kim jest ten chłopak, sama wiesz który. Nie jest to Easy ani Ryan, prawda? Na podstawie końcówki rozdziału 26 stwierdziłam że może to być James, ale mam ogromną nadzieję że to nie prawda. Może Albus? Tylko nie James bo wtedy już go znielubię całkowicie i nieodwołalnie. I co ten Easy wyprawia?!
    A, i podoba mi się teraz ta sytuacja z Ryanem ;) Wolę tą dziewczynę niż Marissę ;)
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Będzie już wkrótce, prawda?
    Jestem strasznie zadowolona ze swojej średniej. Mam 4,78 i wydaje mi się że jak na liceum to naprawdę dużo, przynajmniej dla mnie. I cieszę się z tych wakacji, nawet jeśli całe przesiedzę w domu to perspektywa wysypiania się jest zachwycająca ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Alex vel Nicky9 sierpnia 2012 13:01

    Ten rozdział jest dobry, ale brakowało mi tutaj związku (jeśli mogę uznac to za związek) Jamesa I Sereny. Było ich zdecydowanie za mało.
    Ta nauczycielka mnie wnerwia. Kto to widział, ciągnąc swoich uczniów do łóżka. I jeszcze pewnie podniesie mu ocenę z przedmiotu za ,,doskonałe wywiązywanie się z zadanej pracy" oraz ,,doskonałe wyniki w części praktycznej".
    Chelsea jest dziwna. Skoro podoba jej się Albus, to niech się z nim umówi. Co z tego, że on jej nie chce - dziewczyno próbuj! Podobno książę Filip (mąż Elżbiety II) prosił królową (wtedy jeszcze księżniczkę) o rękę dwa, jeśli nie trzy razy. I widzisz jak na tym wyszedł? Mają czwórkę dzieci, więc nie jest tak źle! Ona musi spróbowac, błagam niech ona do niego zagada, bo Rose zejdzie na zawał jak zobaczy ją jeszcze raz z panem E.
    Czytając twoje opowiadanie doszłam do wniosku, że brak mi jednej postaci - Scorpiusa... On zawsze jakoś tak rozładowywał atmosferę, a tu go nie ma...
    Pozdrawiam!
    [mrs-zabini]

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę od tego, że uwielbiam cytat na nagłówku - "Kochaj i szalej...", do tego jeszcze migawki z uśmiechniętymi, kochającymi się parami i jest po prostu idealnie! Przyznam też, że do przeczytania rozdziału najbardziej zachęcił mnie fragment piosenki zacytowanej na początku - Za szkłem i inne utwory Braci to moja mała słabość :) Jeśli chodzi o sam tekst - zdaję sobie sprawę, że czytanie opowiadania nie od początku nie jest zbyt dobre, ale sam rozdział bardzo mnie wciągnął! Jeśli mogę coś poradzić, według mnie czcionka powinna być nieco ciemniejsza, ta obecna jest zbyt mało widoczna. Pozdrawiam!
    [ostatnie-szanse]

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyle czekałam i opłaciło się! Nie mogłoby być lepiej, jest idealnie. Miałabym tylko malutką prośbę - mogłabyś napisać nieco więcej o Serenie?
    A co do szablonu jest dużo fajniejszy od tamtego.
    Ja będę miała średnią 5.3 . Wcaale nie jestem kujonem. Tak jakoś "wyszło". ;))
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  8. dziewczyna niech james sie nie poddaje tylko walczy oni:)swietny rozdzial juz nie moge sie doczekac nn:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak mogłaś mi to zrobić? Easy z inną? Nawet jej imienia nie wypowiem.... :/ Przykro mi z tego powodu, a miałam nadzieję, ze Rose i Easy będą razem :( . Skoro tak ma być, to znajdź jej ( Rose) jakiegoś fajnego faceta, np. Scourpiusa! ALe by była jazda :D:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Piszę dopiero teraz,bo internet nie chciał mi działać.Dopiero niedawno zaczął.I nie bądź taka skromna.Notka cudowna.Jak ty to robisz,ze tak nieziemsko piszesz?Już wiem.Masz bardzo wielki talent i nie zmarnuj tego.I pisz tak dalej,bo naprawdę świetnie piszesz.A jeśli chodzi o szablon,to mi się podoba.Ale nie będęCi już słodziła,bo jeszcze zachorujesz na cukrzycę i będziesz nowego newsa :-)=) .
    Rozumię Cię.Ja też nie mogłam wczoraj zasnąć,bo dziś miałam o 12 pisemny egzamin zawodowy.Trochę się stresowałam,ale był łatwy :-o .Ale 30 Czerwca mam praktyczny i tu nie będzie tak łatwo.Dlatego proszę żeby w ten dzień dodali mi otuchy i trzymali za mnie kciuki ;-) .Ale przynajmniej będę mogła się pouczyć,bo 10 Czerwca skończyłam 2-letnią szkołę zawodową i otrzymałam świadectwo :-)) .Tylko ze ja miałam 5.5 i nie jestem kujonką.Po prostu szybko przyswajam wiedzę /:-( .A po wakacjach idę do 2-letniej szkoły zaocznej.A to oznacza ze będę chodziła tylko w soboty i w niedziele co 2 tygodnie.Nareście będę się wysypiała :-))) .
    A teraz przejdę do rozdziału:
    Ta scena jak Serena i Rose przyłapały Carmellę i Ryana na całowaniu była kapitalna.Powinnam podać Cię do sądu,bo przez Ciebie się popłakałam ze śmiechu :'-) .Ale potem nie było mi już do śmiechu,bo Rose zrozumiała ze Easy nie zwraca już na nią uwagi.Także bardzo szkoda mi było Marissy.Biedaczki :-( .A ta ostatnia scena mnie przerażiła :-O .Mam nadzieję ze to nie był James %-( .To by było na tyle.
    Na koniec chciałabym Cię prosić o to aby następny rozdział był jeszcze w tym tygodniu,bo nie mogę się doczekać.Życzę też z całego serca aby postawiła Ci tę 4 z matmy :-) .Ślę tysiąc całusów i życzę bardzo,bardzo dużo,dużo weny :-X .

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwsze - jejku, ten szablon jest prześliczny. Zwłaszcza ta animacja i tekst na nagłówku... *__* Oczu nie mogę oderwać. Kolory też piękne, takie delikatne i subtelne.
    Jeśli chodzi o treść - mam nadzieję, że Rose i Easy naprawdę będą razem. Jego obecną dziewczynę lubię, widać, że jest nią do granic zauroczony, aczkolwiek... Nie, to nie to. Rose i Rose, tylko Rose.
    Serena jak zwykle świetna i urocza.
    Dopiero zaczynam czytać tego bloga, ale na pewno z czasem przeczytam wszystkie rozdziały i nadrobię braki w wiedzy odnośnie opowiadania. Oczywiście dodaję do linków u siebie.
    Pozdrawiam.
    [uskrzydlone-marzenia.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  12. A propos Rose ... Proszę ! Oby Chodziła ze Scorpiusem ! A jak nie z nim to z jakimś ślizgonem . Easy będzie miał wtedy za swoje. Szablon jest ... Cudowny, Piękny , Boski ! Chyba najładniejszy jaki był tutaj do tej pory . Jak to się dzieje , że te obrazki się zmieniają ? Wiesz, Jestem kompletną kaleką jeśli chodzi o grafikę. Pisz następny rozdział , Baju !

    OdpowiedzUsuń
  13. ak na razie przeczytałam tylko historię powstania bloga i przejrzałam bohaterów, ale skoro są wakacje, to myślę, że przeczytam wszystkie rozdziały, chociaż może mi się z tym zejść:)
    Cóż, po pierwsze, dziękuje za miły komentarz na blogu. Nie, nie jestem tą osobą z którą mnie pomyliłaś, ale chętnie kiedyś znajdę czas na rozmowę :) i oczywiście, będę informować!
    Po drugie, sam skrót historii, który przeczytałam mnie urzekł. Coś oryginalnego. A ja kocham oryginalność! Po prostu już czuje wenę płynącą po całym moim ciele, aż za chwilę trafi prosto do mózgu i zacznie formować pojedyncze zdania nowej opowieści! Czuję to!
    Uh, trochę się rozpisałam, przepraszam. W każdym razie w najbliższych dniach, myślę, że dokładniej w okolicach środy, czwartku, zabiorę się za opowiadanie od początku. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. (:
    http://lazurowe-spojrzenia.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. chłopak ma romans z nauczycielką? Na razie nic sobie z tego nie robi, że o kobiecie zaczyna być głośno w szkole, ale kiedy plotki dosięgną i jego, może nie być już taki chętnych do wspólnego spędzania czasu.

    (to-byla-przepowiednia.blog.onet.pl)

    OdpowiedzUsuń
  15. Po pierwsze:
    Weszłam na bloga,bo myślałam że będzie nowa notka.A tu nic :'-c :-e .Dlatego proszę aby jeszcze dzisiaj albo jutro ukazał się nowy new.
    Po drugie:
    30 Czerwca mam egzamin praktyczny.Gdy jest bliżej coraz bardziej się denerwuję (:-o .Dlatego powtarzam prośbę abyście dodali mi otuchy i trzymali za mnie kciuki.
    To by było na tyle.Tak jak Cię prosiłam niech nowy rozdział będzie jeszcze dzisiaj albo jutro.Jak zwykle przesyłam dużo buziaków i życzę Ci bardzo,bardzo dużo,dużo weny :-X

    OdpowiedzUsuń
  16. Wczoraj tu trafiłam i musze powiedzieć, że to jest świetne! Masz talent! Chciałambym, żeby Rena pogodziła się jednak z Jamsem. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  17. O rany, w końcu nadrabiam zaległości. Nie wiem jak to się stało, że przegapiłam poprzedni rozdział. Hmm, cóż. Jak zwykle byłam w niebo wzięta, gdy czytałam fragment o Easy'm. Ten facet jest według mnie najbardziej barwną postacią, takim 'słoneczkiem' w Twoim opowiadaniu. Nie mogłam się jakoś dziś skupić, ale biorąc pod uwagę, że to już czterdziesty rozdział, jestem pod wrażeniem ciągle świeżej ciągłości zdarzeń i nowych wątków - oby Ci dalej tak wena dopisała, i czekam na kolejny rozdział. Jeśli chodzi o szablon - jest ok, aczkolwiek zbrzydła już mi czcionka w nim użyta :) I przestawia się tło nad napisem "spamujesz, informujesz? (...)", ale kolory boskie!
    Pozdrawiam.
    P.S. Ja niedługo wracam do blogosfery - mam nadzieję, że gdy nowy rozdział się pojawi, nie zawiodę :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.