3 lipca 2012

Rozdział XLIII: Zaproszenie na bal


Witaj, dziewczę!
I nie obawiaj się mnie
Jestem aniołem
co spełni twój sen
Nareszcie...

Niosę ci wolność
i zapraszam na bal
Nocą w mym zamku
pierwszy raz pójdziesz w tan
Z dziecka w kobietę przemienisz się tam

Chyba, że się boisz
wszelkiej nadziei, wszelkich zmian
i powiesz, że wystarczy ci
to stare dobre życie jakie znasz

Piosenkę traktować z przymrużeniem oka. Została dodana na prośbę siostry autorki bloga.
Noc ukrywała wszystko szczelnie niczym peleryna niewidka. Pomagała ukryć sekrety, zwłaszcza te niechciane. A może czyniła to ludzka wiara? Jednak mimo to sekrety zawsze wychodziły na jaw, również w tym przypadku.
Stara klasa rozbrzmiewała ciszą. Upływ czasu również na niej odcisnął swoje piętno. Drzwiczki szafek skrzypiały niemiłosiernie, blaty ławek pokrywały drobinki kurzu, a wszystko śmierdziało stęchlizną. Nikt nie zaglądał tu od bardzo dawna, lecz tego dnia coś się zmieniło. Ktoś tu wszedł. Zburzył panującą pustkę. Po co?
Czarnowłosy chłopak delikatnie uniósł powieki. Zielone źrenice nasnuwała jeszcze mgła, jakby nie do końca się obudził. Wystarczyła ledwie chwila, aby jednak tak się stało. Poczuł chłód na swej nieokrytej piersi - pierwszy znak, że coś było nie tak.
Przesunął dłoń z pleców na pośladków Krukonki. Gładził je, przyciskając ją do siebie. Czuł ich kształt. Delikatne wzniesienia, które chciał zapamiętać na zawsze. Ona zaś rozpięła kilka guzików jego szaty. Robiła to wolno, jakby delektując się każdą chwilą. 
Kolejnym był smród stęchlizny, którego nie czułby, gdyby znajdował się w swoim dormitorium. Pracowite skrzaty domowe nigdy by do tego nie dopuściły. Sprzątałyby, dopóki każdy cal nie błyszczałby czystością. Oczywiście robiłyby to zarazem niepostrzeżenie, aby nikomu nie przeszkadzać.
Odwróciła głowę, on zaś łapczywymi pocałunkami znaczył jej twarz i dekolt na tyle, na ile pozwalały mu rozpięte guziki jej szaty. Gładził alabastrową skórę, drażnił, kusił. Nachylił się mocniej, wyciskając na szyi dziewczyny wilgotny znak miłości. Słysząc jej urywany oddech, uśmiechnął się nieprzytomnie. Przyciągnął ją do siebie i... zatracił całkowicie.  
Usłyszał jakiś dziwny ruch, odwrócił głowę i... z niepokojem popatrzył na przemykającego dalej pająka.  Stawonóg przemknął zadziwiająco szybko jak na istotę obdarzoną taką ilością odnóży. A może wbrew pozorom ich większa ilość ułatwiała jego poruszanie się?
Pomógł jej ściągnąć szatę. Zrobiła to szybko, gwałtownie. Nie protestowała. Z jej ust nie wydobyło się żadne "nie". Po prostu poddała mu się całkowicie. Cieszyła się tym, chciała wszystko. W tej chwili miała wszystko. Przyjmowała jego pieszczoty z typowym dla siebie, nieco powściągliwym wdziękiem. 
Jednak to wszystko było niczym w porównaniu z  uczuciami, którego ogarnęły go na widok dziewczyny śpiącej w zagłębieniu jego łokcia. Rude włosy otaczały jej twarz. Część z nich swobodnie spoczywała na jego pierwsi, powodując lekkie łaskotki. Alabastrowa cera łamała się przy świetle księżyca.  Przymknięte powieki dodawały jej uroku, a zarazem dziewiczej niewinności. Równy, miarowy oddech świadczył, że śpi.  Raptem przez jego twarz przemknął grymas przerażenia. Zdał sobie sprawę, że jego życie właśnie dobiegło końca, jeśli ktokolwiek się o tym dowie. A tego akurat był pewien. Żeby było inaczej potrzebowałby szczęścia, całego kociołka Felix Felicis, ale nigdy nie był zbyt dobry z eliksirów. Może ubłagałby Rose, gdyby nie fakt, że wciąż nie odzywała się do niego, a  niedługo miała ją zalać fala wściekłości. 
Nachylił się i dotknął jej ust. Smakowały niczym brzoskwinie. Przyciągając ją mocniej do siebie, sprawił, że rozchyliła usta. Ich języki splotły się w dzikim tańcu pożądania. Jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po jej ciele. 
Delikatnie, tak by jej nie obudzić, poruszył się. Wziął rękę, unosząc jej głowę. Położył ją na oparcie sofy, na której leżeli. A może to była bardziej kozetka? Krótka, wąska, a jednak wystarczająca szeroka, aby obydwoje się zmieścili.  Leżeli ściśnięci niczym sardynki, które kiedyś ktoś z rodziny przypadkowo kupi w mugolskim sklepie. Pamiętał, że były ułożone równo, ściśle. Każda z nich przylegała do siebie. 
Jej usta ochoczo rozpoczęły wędrówkę po jego ciele. Raptem chciwe usta całowały go, a szczupłe ręce rozbierały. Czyniły to szaleńczo, jakby z pewną dozą wprawy, której nie posiadała. Pomimo tego uczyła się szybko, zadziwiająco szybko.
Dziewczyna poruszyła, a on drgnął. Zdał sobie sprawę, że pewnie zaraz się obudzi, powie coś, zacznie krzyczeć albo gorzej - płakać. Był zupełnie bezbronny na łzy i pewnie dlatego tak dobrze dogadywał się z Rose. Ona nigdy nie płakała. Niby Lily również, ale nie potrafił się dogadać z własną siostrą, której charakter go przerażał.
Odsunął się od niej na chwilę, napawając widokiem częściowo nagiego ciała. Wdzięczna linia szyi, zaokrąglone wzgórki piersi, płaski brzuch, szczupła talia. Jego wzrok powędrował niżej, aby na powrót zatopić się w znajomych tęczówkach. Miał tylko nadzieję, że uda mu się ją rozebrać z reszty ubrań. Tylko tyle. 
Tymczasem dziewczyna leżąca obok na powrót zapadła w objęcia Morfeusza. Jej oddech stał się na powrót spokojny, a klatka piersiowa zaczęła się równomiernie wznosić i opadać.  
Świat jakby się oddalił, gdy kolejne części garderoby spadały na podłogę. Powłoki oddzielające ich spragnione ciała od siebie. Żarliwość przybierała na sile.
Sekundy nastawały po sobie  w ciszy. Nie wypowiedział jedno słowa, a jednak już wiedział. Błąd. Kolejny zresztą. Najwyraźniej miał do nich jakieś masochistyczne skłonności. Nie powinien, a jednak wciąż je popełniał.
Plątanina ciał, uniesione oczy i niebiańska rozkosz...
A za oknem zaczęło świtać. Ponoć każdy dzień przynosi nowe nadzieje. Jednak tego dnia Albus Potter powoli przestawał w to wierzyć.
***
Chelsea Visions naprawdę lubiła swoje uporządkowane życie. Planowanie dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Dzięki temu mogła uniknąć wielu kompromitujących sytuacji, poprawić swój wizerunek albo przyjemnie zaskoczyć niektórych nauczycieli. Każdy dzień co prawda przynosił coś nowego, zaskakującego, jednak w większości udawało się jej trzymać swych planów. Czemu? Zazwyczaj przygotowywała się na wszystko. Zaczynając od deszczu, kończąc na niespodziewanej śmierci nauczyciela. 
Jednak tego dnia czuła, że coś jest nie tak, a raczej - zdarzyło się coś niespodziewanego. Może to zapach kurzu, który uparcie drażnił jej nozdrza? Albo szorstkie obicie boleśnie ocierające jej skórę? Otworzyła oczy. Mrok i Albus, dwie pierwsze swobodnie przepływające myśli przemknęły przez jej głowę. Krukoński umysł potrzebował ledwie chwili, aby połączyć ze sobą wszystkie fakty. A te tym razem układały się niczym fragmenty dziecinnej układanki - prosto, szybko i zadziwiająco łatwo tworząc zadowalającą kompozycję.
- Witaj - mruknęła, przeciągając się. Uniosła głowę i popatrzył w znajome tęczówki. Nie zwróciła uwagi, że chłopak zaciska nerwowo usta, a jego ciało sztywnieje przy każdym kontakcie.  Odwrócił wzrok i popatrzył gdzieś w przestrzeń. Dopiero wtedy Chelsea zrozumiała, że coś jest nie tak. Z jej oczu zniknął blask, na ustach nie pojawił się już radosny uśmiech.
- Co się dzieje? - zapytała cicho.
- Chelsea, to był błąd.  - Kilka prostych słów, które zniszczyły jej świat. Wbrew pozorom ciągle się to działo. Pierwszy raz, gdy z nią zerwał, pokazywał się z tymi głupimi Puchonkami. Robił wszystko, co najgorsze, ale to tylko wzmacniało jej miłość. Kolejny raz  kawałeczki jej serca dotknęły podłogi, gdy zobaczyła, jak całuje się z C. C. po wygranym meczu. Tego samego dnia chciała mu powiedzieć, że ciągle coś do niego czuje. Mimo to wytrzymywała te wszystkie próby w imię miłości, ale dzisiaj? To wszystko było niczym w porównaniu z raną, jaką jej zadawał w tej chwili.
- O czym ty mówisz? - Niebieskie oczy z prześwitami szarości błagały, aby nie potwierdził jej najskrytszych obaw. 
- Wybacz, ale ja nie mogę. Nie powinniśmy tego robić. - Spuścił wzrok. 
Kolejna rana w lustrze udręki. Krukonka odwróciła się. Opuściła nogi na podłogę. Nie wzdrygnęła się, czując chłód pod nagimi stopami. Jej wzrok błądził swobodnie po pomieszczeniu, szukając jakiegoś punktu zaszczepienia, czegoś w tym mogła, chociaż na chwilę, zatracić się, nie myśląc o wypowiedzianych przez niego słowach. Popatrzył na stary regał. Stara, brunatnozielona farba odchodziła całymi płatami. Najwyraźniej nie było nikogo, kto by o to zadbał, zakonserwował, pomyślała.
- Chelsea? - Imię niczym pytanie wypowiedziane przez Albusa nie spowodowało żadnej reakcji. Chelsea nadal siedziała obojętnie wpatrzona w stary regał. Z wahaniem wyciągnął rękę, po dłuższym zastanowieniu dotknął jej ramienia. Dziewczyna gwałtownie wzdrygnęła się. Wstała i popatrzyła na niego ostro.
- Daj mi spokój - powiedziała. Cichy głos zdaniem Albusa brzmiał niepokojąco smutno.
Krukonka rozejrzała się wokół i powoli zaczęła zbierać elementy porozrzucanej garderoby.  Albus przyglądał się temu w milczeniu. Chciał coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wydawały się odpowiednie Zranił ją. Wiedział o tym. Jednak mimo to nie mógł jej dać tego na co zasługiwała. 
Chelsea ubierała się w milczeniu. Zbierała kolejnej części swojej garderoby, nawet na niego nie patrząc. To nie tak miało być. On teraz powinien coś wyjąkać, zapewnić, zadeklarować, a co najważniejsze - powiedzieć, że ją kocha, że mu zależy, że chce z nią być. On jednak ciągle milczał. Cicha dudniąca cisza. Zacisnęła zęby, zapinając guziki swej szaty. Rozejrzała się w poszukiwaniu różdżki. Dostrzegła ją pod jakimś starym na wpół przekrzywionym krzesłem. Schyliła się, aby podnieść przedmiot, a po jej policzku spłynęła jedna słona kropla. 
Głupia cena za nawiną miłość.
***
Tego dnia Rose Weasley wstała wyjątkowo wcześnie. Chciała starannie przygotować się do lekcji, poprawić wypracowanie dla profesora Flitwicka, poćwiczyć transmutację i zastanowić się nad wszystkim. Najchętniej zrobiłaby to w ciszy dormitorium, ale tam ciągle spały jej współlokatorki, za którymi zresztą nie przepadała. Nie rozumiała ich ciągłej obsesji rozmów o chłopakach i użalania się nad faktem nieistnienia ideałów. Sama nigdy w nie nie wierzyła. Kiedyś miała jakąś złudną iskrę nadziei, lecz umarła już dawno temu wraz z byciem najlepszą. Nagle w jej myślach zagościła znajoma twarz. Kosmyki blond włosów okalały bladą twarz, stalowe tęczówki błyszczały, a ironiczny uśmieszek wciąż gościł na wąskich wargach. Jawa czy sen? Zdecydowanie rzeczywistość. Zeszła ze schodów prowadzących do  żeńskich dormitoriów i niespiesznie rozejrzała się po Pokoju Wspólnym. Zazwyczaj o tej porze był wyludniony. Była to chyba jedyna pora, kiedy mogła spokojnie posiedzieć, nie musząc jednocześnie nikogo upominać, rozstrzygać niepotrzebne spory czy zajmować się czyimiś problemami. Nagle jej oczy dostrzegły coś, a raczej kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewała. W rogu, na starym rozlatującym się fotelu siedział ciemnowłosy chłopak o roztargnionym spojrzeniu. 
- Co ty tutaj robisz? - spytała podejrzliwie. Odgarnęła za ucho niesforne kosmyki i założyła ręce na piersi.
Popatrzył na nią przez chwilę nieprzytomnie, cicho wzdychając. Jego spojrzenie powoli przesuwało się po postaci dziewczyny. Rude włosy błyszczały w przytłumionym świetle płomieni z kominka. Brązowe oczy nie okazywały żadnej słabości. Stała sztywno wyprostowana tak obca, tak daleka, że Easy poczuł niemiły ucisk gdzieś w okolicach serca. A może duszy? Najwyraźniej jego poezja postanowiła się usamodzielnić. Odejść, a wraz z nią jego serce. Bez niego mógłby żyć, ale... Jak istnieć bez kawałka duszy?
- Niemoc twórcza, mój najdroższy rudzielcu - wymamrotał cicho. Ponownie popatrzył w ogień, a w jego oczach odbijały się tańczące ogniki. 
Rose stała nieporuszona, wpatrując się w niego. Najwyraźniej. Nie zasługiwała na nic więcej. Zresztą czego się spodziewała? Szacunku? Przywiązania? Pamięci? Ale on najwyraźniej zapomniał. Siedział, jakby byli obcymi ludźmi, jakby mu nie zależało. A może faktycznie tak było? Wszystkie pytania mknęły niczym błyskawice. Nie chciała myśleć, że to ona z nim skończyła. Pierwsza powiedziała żegnaj. Liczyło się to, że on pierwszy tak zupełnie zapomniał. A ją ciągle bolał jego widok z Chelsea. Jednak teraz to już koniec, pomyślała. Nigdy więcej Easy'ego Adamsa. Kiedyś ona zbuduje sobie przyszłość, a on będzie cierpiał. Usiadła w fotelu w przeciwległym rogu. Rozłożyła swoje rzeczy, zaczęła czytać jedną książki, ale czarny druk tańczył przed jej oczami niczym najzgrabniejsza baletnica. Ukradkiem zerknęła na niego, lecz jego wzrok ciągle był wpatrzony w płomienie. Zacisnęła usta, jakby nic jej to nie obchodziło. Bo przecież tak powinno być, bo jej nie zależało. Nie, jej nie mogło zależeć, serce miała już zajęte. I co z tego, że on jeszcze nie wiedział? Co z tego, że należał do Slytherinu? Liczyło się, że dzięki niemu zapomni. Już ona się o to postara.
- Witaj, Rosie. - Znajomy głos ociekał słodyczą, jednak Rose słysząc go, miała ochotę skończyć z Wieży Astronomicznej. Ostatnią osobą poza Easy'm, którą chciała w tej chwili oglądać była ona - rudowłosa, brązowooka czwartoklasistka z krzywo zapiętym mundurkiem. Lily Potter stała obok, rytmicznie tupiąc nogą do jakieś dziwnego, sobie tylko znanego rytmu. Widząc, że Weasley na nią patrzy, uśmiechnęła się entuzjastycznie. Dla Rose była bardziej przerażająca niż radosna. Zdusiła w sobie jęk rozpaczy i uniosła lekko brew.
- Czego chcesz? - spytała suchym, pozbawionym jakichkolwiek uczuć tonem.
- Rosie, pokłóciłyśmy się, że mówisz do mnie takim tonem? - zapytała Potterówna z oburzeniem. 
Rose zacisnęła usta, próbując nie dać się sprowokować. Wiedziała, jak wtedy zareagowałby ten mały, rudy potwór - roześmiałby się i rzucił jakimś zabawny w sowim mniemaniu tekst o kontrolowaniu emocji.
- Chcesz chcesz? - powtórzyła, a Lily popatrzyła na nią z jeszcze szerszym uśmiechem. 
- Skoro tak wolisz, to proszę bardzo. - Głos Gryfonki stracił entuzjastyczne brzmienie. Jego miejsca zajęła stanowczość i ośli upór. - Mam informacje, na których jestem pewna, że ci zależy.
- O czym ty mówisz?
- Z wielką chęcią ci powiem, ale sama rozumiesz. Na tym świecie nie ma nic za darmo.
- Ile? - Weasley nie próbowała udawać, że nie wie o co chodzi.
- Dwadzieścia pięć.
- Knutów?
- Galeonów - poprawiła łagodnie Lily, jakby zwracała się do niezbyt rozgarniętego dziecka. 
- Zwariowałaś? Zresztą co ty tutaj w  ogóle robisz? Nie powinnaś teraz leżeć w swoim łóżku i spać jak inne małe dziewczynki?
- Dobre pytanie, ale - ściszyła konspiracyjnie głos - nie sądzę, żebyś miała odpowiednie kwalifikacje do oceniania tego.
- Nie przeginaj. - Policzki Rose poczerwieniały, oczy błysnęły gniewnie, a na szyi uwidoczniła się pulsująca żyłka. - Pamiętaj, że w szkole nie jestem twoją kuzynką tylko prefektem.
- Właście dlatego nie dałam ci zniżki. To byłby nepotyzm - odcięła się kpiąco Lily.
- Lily, zamknij się - wysyczała rozwścieczona. 
Zdawać by się mogło, że słowną potyczkę wygrała Rose, gdyby nie fakt, że pięć minut później poszła do swojego dormitorium, aby wrócić z żądaną kwotą. Bez słowa podała ją Lily.
- Wczoraj wieczorem widziano Chelsea Visions, gdy wychodziła za Albusem Potterem z Wielkiej Sali. Później razem weszli do jednej z starych opuszczonych klas. Według moich informacji jeszcze nie wyszli - wyrecytowała płynnie, jakby wyuczyła się tego na pamięć. 
- Słucham?! - W głosie Rose brzmiało niedowierzanie,
Lily niecierpliwie wywróciła oczami. 
- Próbuję ci powiedzieć, że mój brat, twój chyba przyjaciel, a zarazem kuzyn, właśnie dziś w nocy przespał, zaliczył czy nazywaj to jak chcesz twoją przyjaciółkę. Nic dodać nic ująć. Polecam się na przyszłość do robienia interesów...
***
Sam już nie wiem co zrobić - podsumował James. Popatrzył bezradnie na Hagrida, a olbrzym przyjacielsko poklepał go po ramieniu. 
Chatka Hagirda jak zwykle emanowała ciepłem i jakimś dziwnym blaskiem życzliwości. James pamiętał, gdy przychodził tu jako przestraszony pierwszak, bezradny drugoklasista, pewny siebie trzecioklasista, napalony czwartoroniczak, uwodzicielski piątoklasista, zmienny szóstoklasista i teraz, gdy był już w ostatniej klasie. Wiele się zmieniło, ale nie chatka Hagirda, gdzie nadal mógł liczyć na ciepłą herbatę, ciasto z melasy i chwilę rozmowy. Stary, opadły z sił Kieł wciąż podnosił łeb, gdy wchodził i nie ruszał się z swojego posłania.
- Nie martw się, James, bo, cholibka, jeszcze będzie dobrze - pocieszał pół olbrzym chłopaka. Nieco nieporadnie, ale szczerze.
Ich rozmowę przerwało ciche stukanie do drzwi. W drzwiach stała Lily, trzymając w dłonie podłużną, bladoróżową kopertę. Rude włosy miała lekko białawe od śniegu, a policzki zaczerwienione. 
- Witaj, Hagridzie - zaszczebiotała zadziwiająco radośnie. Weszła do środka i z spojrzała na Jamesa. - Miałam nadzieję, że cię tu zastanę. 
- Dlaczego? - spytał podejrzliwie. Założył ręce na piersi i spojrzał kpiąco na młodszą siostrę.
- Bo bardzo chciałam się zobaczyć - odpowiedziała.
- Sądzę, że to jednak nie nadzieja powiedziała ci, że tu jestem. A i wyduś z siebie, co musisz.
- Jestem zdruzgotana twoją wrażliwością...
- Lily, streszczaj się.  Poza tym zastanawiam się, kogo dzisiaj okantowałaś, że masz taki świetny humor. 
- Jak chcesz, braciszku. I myśl sobie, co chcesz, jednak ja nic ci nie powiem. Proszę - podała mu bladoróżową kopertę i wyszła szybko, wesoło żegnając się z Hagridem oraz obiecując mu, że niebawem go odwiedzi.
James przez chwilę obracał kopertę w dłoniach, czynił to niemalże machinalnie. Tylko tego teraz potrzebował. Zupełnie jakby świat chciał dołożyć mu jeszcze jeden niechciany kłopot.
- Zaproszenie? - spytał domyślnie Hagrid, z powrotem zajmując swoje miejsce przy stoliku. 
- Tak, ślub Molly - przyznał niechętnie James. Zniechęcony rzucił na stół zaproszenie. - Jakby miał mało problemów.
- Z kim pójdziesz? - spytał z ciekawością gajowy. Wziął do ręki dzbanek i dolał chłopakowi herbaty.
- Nie mam pojęcia. - James wzruszył ramionami. - Gdybym miał dziewczynę, to bym z nią poszedł, ale, że nie mam, to muszę kombinować. Mógłbym zaprosić Natalie, ale ona już od kilku miesięcy planuje wyjazd z rodzicami, więc odpada. Angelique nie zaproszę z oczywistych względów, że mnie teraz nienawidzi i najchętniej zabiłaby mnie, nie bacząc na konsekwencje. Mógłbym zaprosić którąś ze swoich... starych przyjaciółek, ale wolę nie ryzykować.
- Zaraz, ale przecież, cholibka, mówiłeś, że teraz z kimś się spotykasz?
Policzki chłopaka poczerwieniały nieznaczenie, a na ustach zagościł przelotny uśmiech.
- Nie, Hagridzie, to na pewno nie jest dobry pomysł, jeśli nie chcę, aby połowa rodziny padła na zawał, a wszystko przyćmiło ślub Molly. Nie mogę, przynajmniej nie teraz, o ile to kiedykolwiek będzie możliwe. Powiedzmy, że moja nowa znajoma jest dosyć specyficzna i nie każdemu może się spodobać.
- A co z tą dziewczyną, na której tak ci zależało? - Rubeus popatrzył na niego z zastanowieniem. Usilnie próbował poprawić mu humor i nie dać się uczuciu beznadziei. 
Spuścił wzrok, dotknął filiżanki i kilkakrotnie gładził jej krawędź.
- Nic, po prostu nic. Ona na pewno nie zechce ze mną pójść, więc wolę nie pytać.
- Spróbuj. Może akurat szczęście ci sprzyja - poradził dobrodusznie gajowy.
- Sam nie wiem. A właśnie  - zaczął, zmieniając temat - z kim ty przychodzisz?
Twarz klucznika Hogwartu pokryła się czerwienią. Ręce, w których trzymał filiżankę zatrzęsły się wskutek większość herbaty wylądowała na jego brodzie. Nie wyglądał jednak jakby się tym przejął, cały czas wpatrywał się w czubki własnych butów.
- Ja, no, ten teges. Znaczy prosiłem... Olimpię - wydukał, jeszcze bardziej się czerwieniąc, a James z trudem powstrzymał wybuch głośnego śmiechu. 
-  Hagridzie, czy mi się wydaje, czy ona jest już twoją stałą partnerką do wesel? Bo byliście już razem na ślubie Victoire i Teddy'ego...
- Cholibka, już nie przesadzaj... Poza tym za młody jesteś, aby to zrozumieć.
Kiedy wychodził z chatki Hagrida, czuł się znacznie lepiej niż wcześniej.  Przynajmniej do czasu, gdy dostrzegł trzy postacie stojące nad jeziorem. Jedna z nich, bezosobowa dla niego Gryfonka uśmiechała się do swojej przyjaciółki, która ze śmiechem odsunęła się stojącego przy nich chłopaka. Poczuł niemiłe ukłucie w okolicach serca, lecz nic nie mógł na to poradzić. Wszak obiecał jej, że będą jedynie przyjaciółmi...
Biblioteka jak zwykle kojarzyła mu się z nudą. Miejscem, gdzie wszystko jest zakazane, a za najciekawsze zajęcie uznaje się obściskiwanie, gdy bibliotekarka nie widzi. Rzadko kiedy przychodził  tutaj z własnej woli. Najczęściej przypadkiem, albo zmuszony albo powodowany chęcią zdobycia nieprzystępnej dziewczyny. Tego dnia jednak miało być inaczej. Ona stała obok niego zaopatrzona w kilka grubych książek, pergamin, pióra, nieprzystępność  i wymuszony, nieco niepewny uśmiech, który kiedyś tak uwielbiał. 
- Chodźmy tam - szepnęła, kierując swe kroki ku jakiemuś dziwnemu zaułkowi, który dotychczas przeoczył. Miejsce było odosobnione, dawało intymność, a jednocześnie pozwalało widzieć wszystko inne. Usiadła w cieniu, zachęcając go do tego samego. 
- Miło, że przystałaś się za tą głupią propozycję  starego ślimaka z korepetycjami. Naprawdę nie musiałaś - powiedział szybko, chcąc wypełnić panującą ciszę.
- Nie,  James, musiałam. Jestem prefektem i powinnam pomagać uczniom z kłopotami  w nauce - odpowiedziała szybko. Spuściła wzrok, a jej palce zacisnęły się na piórze. 
- A więc tym jestem? Uczniem z kłopotami w nauce? - spytał powodowany jakąś dziwną chęcią potrząśnięcia nią, udowodnienia, że są kimś więcej, pokazania, czegoś innego, lepszego.
- James - wyszeptała jego imię. - Proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej niż to konieczne.
- Nie znasz mnie, sądząc, że do tego dążę - odpowiedział sucho.
- Pewnie masz rację. Nigdy cię tak naprawdę nie znałam - przyznała, otwierając jedną z książek.  Pochyliła się nad nią, a jej twarz zakryły włosy. James poczuł zapach truskawek, który zawsze mu się z nią kojarzył. Dopiero po chwili zrozumiał sens jej słów i spojrzał na nią z zastanowieniem. 
- Naprawdę tak myślisz? - spytał cicho. Niemal zwątpił, że usłyszała jego słowa, gdyby nie delikatny  rumieniec, który pojawił się na jej twarzy i drżenie ręki. - Odpowiedz.
- Nie sądzę, aby to był właściwy czas na rozmowy o tym.
- Ale on nigdy nie jest właściwy! Zawsze, gdy do ciebie podchodzę znajdujesz wymówki,  robisz uniki, boisz się rozmowy . Uciekasz przede mną. - Posłał jej oskarżycielskie spojrzenie, przed którym nie umiała się bronić. 
- To nie tak, James. Kiedyś... Kiedyś na pewno o tym porozmawiamy, ale nie dziś, dlatego lepiej skupmy się na korepetycjach. 
- Jesteś pewna? - spytał tonem, który w przeszłości przyprawiał ją o zawrót głowy.
- Nie... Znaczy tak, jestem tego pewna. Poza tym sądzę, że powinniśmy zostać przyjaciółmi na czas tych spotkań. Tak będzie łatwiej.
- Przyjaciele? - zastanowił się na głos, nie spuszczając z niej wzroku.
Kiwnęła głową, po czym zaczęła opowiadać o właściwościach poszczególnych eliksirów. Wszystko rozpływało się we mgle...
Otrząsnął się ze wspomnień, ciągle wpatrując się się w niewielką grupkę. W pewnej chwili jedna z dziewczyn uśmiechnęła się przepraszająco i odmaszerowała w kierunku zamku. Serena została bez przyjaciółki, jedynie z nim. James przez chwilę mu się przypatrywał. Duncan Statford nie był jego rywalem, ale nie mógł się pozbyć głupiej, irracjonalnej zazdrości, do której nie miał powodów. Zgodził się zostać przyjacielem Sereny i powinno mu to wystarczyć. Kiedyś wystarczy. Może. Kiedyś.  Ale nie teraz. W tej chwili potrzebował czegoś więcej, dlatego włożył ręce w kieszonki i ruszył w kierunku pary.
Serena śmiała się ze słów Ślizgona, gdy się do nich zbliżył. Śliczny uśmiech zdobił pełne usta. Zniknął jednak, kiedy go dostrzegła. Zaniepokojony zachowaniem Gryfonki, Statford również odwrócił się, aby spojrzeć, co ją zaniepokoiło.
- Cześć - powiedział, czując się jak ostatni idiota. Zazwyczaj stać go było na lepsze odzywki.
- Umawialiśmy się na dzisiaj? Zapomniałam o naszym spotkaniu? - zaniepokoiła się dziewczyna, a na jej czole pojawiła się pozioma bruzda.
- Nie, ale...
- Ja już pójdę. Spotkamy się jutro, dobra?- wtrącił się Duncan, rzucając Jamesowi nieodgadnione spojrzenie. Serena kiwnęła niecierpliwie głową i chłopak odszedł w stronę zamku.
- Co się stało? - spytała już znacznie spokojniejszym tonem, skupiając na nim całą swoją uwagę.
- Chciałem zapytać, czy nie poszłabyś ze mną na wesele kuzynki?
Ze świstem wypuściła powietrze z płuc, patrząc na niego z dekoncentracją.
- Rozmawialiśmy o tym. Możemy być jedynie przyjaciółmi, chociaż i tego nie jestem pewna. Nic więcej między nami się nie wydarzy.
- Tak, rozumiem, chociaż Statford to również twój przyjaciel.
- Nie sądzę, żeby to była twoja sprawa, ale, tak, Duncan również jest moim przyjacielem.
-Serena, nie zrozumiałaś mnie. Nie chcę, abyś mi wybaczyła i żebyśmy szli tam razem... jako para. Myślałem, że moglibyśmy się bawić jako przyjaciele. W końcu powinniśmy sobie pomagać skoro już nimi jesteśmy, nie sądzisz? A więc, proszę cię jak przyjaciel o to, żebyś poszła ze mną na wesele mojej kuzynki Molly...
________________
Dla niezorientowanych - akcja dzieje się kilka tygodni po poprzednim. Dlaczego? Bo to już wszystko za długo się ciągnie. Piosenkę do tego rozdziału traktujcie z przymrużeniem oka. Bez obaw - nie będzie żadnych wampirów. Zgodnie z obietnicą dodaję w miarę szybko . Poza tym zdajecie sobie sprawę, że jest on jednym z najdłuższych w historii bloga. Przygotowałam dwie sondy - sonda1  isonda2.  Zależy mi na Waszej opinii, dlatego proszę o szczere opinie. Linki do nich powinny się też niedługo pojawić w menu.
Dziękuję za głosy w konkursie.  Dzięki Wam się udało, spełniliście moje maleńkie marzenie. Dziękuję za każdy głos. Wszystkim razem i każdemu z osobna. Jesteście najlepsi. 
Wciąż nie mogę uwierzyć, że minął miesiąc wakacji, ale o tym nie myślę, więc cicho sza.
P.S. Nominacje do tego Only Lovely powinnam uzupełnić w najbliższym czasie.

16 komentarzy:

  1. Psyche, jesteś boska, strasznie się cieszę, że dodałaś ...

    Psyche, jesteś boska, strasznie się cieszę, że dodałaś dzisiaj ten rozdział. Poprawiłaś mi humor, chociaż nie wiem do końca dlaczego, przecież tam prawie same dramaty... ;D
    Albus jest głupi, tak wykorzystać biedną dziewczynę. Powiedz mu, że to nie ładnie! Ciekawa jestem, co z tym fantem zrobi Rose.
    Lily mnie rozbroiła po raz kolejny.
    A James... James! Przyślij go do mnie, ok? Muszę z nim pogadać. Naprawdę, on jest zakochany w jednej, a sypia z drugą? No nie! Tak nie można! On nie zasługuje na Serene! (Ale nie mam nic przeciwko, żeby zgodziła się iść z nim na to wesele. Uważam, że to dobry pomysł. Chociaż wcale nie zdziwię się, jeśli się nie zgodzi, w końcu to James ją zaprasza...)
    I Hagrid... O nie mogę, on jeszcze się kręci wokół tej Olimpii? Nie mógłby jej się w końcu oświadczyć, czy coś? Ale by było weselicho!

    Ale się śmieję! O nie mogę... Zajrzałam do tej sondy, i... "Natalie i przyjaciele". Ha ha ha! Nie powiem, na kogo zagłosowałam, ale pewnie i tak łatwo Ci się domyślić.
    PS: Ale tan facet ma głos ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachowanie Albusa bardzo mnie zdenerwowało. Jak on mógł wykorzystać niewinną dziewczynę? Przecież to wszystko jest bezsensu. I Lily strasznie działa i na nerwy. Ja nie wiem w kogo ona się wdała... Przecież nikt taki nie istniał w rodzinie. Mogłabyś mi to jakoś wyjaśnić? Przecież to taki lekki Draco w spódnicy. NO i Serena i James... Jestem ciekawa czy Seren zgodzi się pójść z nim na wesele Molly.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem piąta.To moja ulubiona liczba.Weszłam,bo chciałam sprawdzić,czy jest nowy rozdział.Byłam pewna ze nie będzie,bo było za wcześnie.A tu taka niespodzianka.Po prostu zdziwko.Ale pozytywne.Cieszę się ze tak szybko i mogłabyś zawsze tak dodawać nowe rozdziały.Rozdział już przeczytałam.Skomentuję rano,bo jest póżno i jestem już zmęczona.To by było na tyle.Jak zwykle życzę Ci bardzo,bardzo dużo,dużo weny i przesyłam Ci bardzo,bardzo dużo,dużo całusów :-X .

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze:
    Tak jak obiecałam w poprzednim komentarzu,że skomentuję rozdział.Tylko dopiero teraz,bo spałam do 10:00.Ale zanim to zrobię chcę powiedzieć,że rozdział był cudowny i nieziemski,bo zapomniałam napisać w poprzednim komentarzu.Muszę poszukać nowych określeń na Twojego bloga,bo zaczyna mi brakować.Też się dziwię,że został już niecały miesiąc wakacji.Ale ja mam jeszcze cały wrzesień wolny,bo w tym roku idę zaocznie.
    Po drugie:
    Przechodzę do rozdziału:
    Biedna Chelsea.Głupi Albus.Jak mógł zrobić coś takiego dziewczynie.Ale tworzyliby ładną parę.Ale tylko wtedy kiedy Albus będzie taki jak na samym początku tego opowiadania.Nie,nie i jeszcze raz nie.Rose ma być z Easym.Tylko niech Easy ruszy swoje cztery litery i walczy o Rose zanim nie jest za póżno.A Scorpius z Lily Luną.Jeśli nie spełnisz mojej prośby to przestanę czytać to opowiadanie.Żartuję.Ale proszę zrób z nich pary.Lily znowu była bezbłędna."Polecam się na przyszłość do robienia interesów..." oraz "Jestem zdruzgotana twoją wrażliwością...".To by były kapitalne teksty.James zaprosił Serenę na ślub Molly?Tak.Tylko mam nadzieję,że Serena się zgodzi.James też miał kapitalny tekst."Poza tym zastanawiam się,kogo dzisiaj okantowałaś,że masz taki świetny humor.
    Po trzecie:
    "James pamiętał,gdy przychodził tu jako przestraszony pierwszak,bezradny drugoklasista,pewny siebie trzecioklasista,napalony czwartoroczniak,uwodzicielski piątoklasista,zmienny szóstoklasista..."-kapitalna myśl Jamesa.
    Po czwarte:
    To by było na tyle.Mam nadzieję,że następny rozdział ukaże się tak szybko jak ten.Jak zwykle życzę Ci bardzo,bardzo dużo,dużo weny i przesyłam Ci bardzo,bardzo dużo,dużo całusów :-X .

    OdpowiedzUsuń
  5. Grrr... To James spotyka się z tą nauczycielką... gr... to jest ta "nieodpowiednia znajoma"... grrrr... Ciekawa jestem co Rena odpowiedziała Duncanowi. Pewnie, że nie jest gotowa.
    Cieszę się, że trochę zaczyna rozwijac się wątek Rose i Scorpius'a i James'a i Reny.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja już myslałam, ze Lily zacznie opowiadać Rose, o tym że ktoś widział ją (Rose) jak całuje się ze Scourpuis'em i Easy'ego trafi szlag! Ale wierzę, że jeszcze do tego dojdzie :D
    Kurczę, nie lubię Jamesa, jak on może tak traktować Serenę? Niby mu na Niej zależy, a ma już inną laskę ( i to jak przypuszczam właśnie On spotyka się z nauczycielką!) - co za frajer!

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż, jestem tu ze tak powiem, nowa, przeczytałam wszystko od początku i jestem pod wrażeniem. Masz niesamowity talent pisarski, umiesz właściwie opisać i zabarwić pewne sytuacje, bardzo mi się tu podoba. Osobiście liczę na pociągnięcie wątku Rose&Scorpius, bo może z tego powstać coś naprawdę ciekawego. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiem, ile osób nie trawi Lily, ale to jedna z moich ulubionych postaci xD. Easy wlazł mi pod skórę tak samo jak Rose, ale mimo tego, iż jest artystą - nie przepadam za nim. Ja także mam artystyczną duszę, ale nie, żeby odwalać niewiadomo co xD.
    Lubię Rosę i widzę, że szykuje się romansik ze Scorpim w ramach ... hm... rekompensaty? : > Ach, intryga, super: )
    Chelsea i Albus... Brzydko się zachował... nie sądziłam, że ma taki charakter, aby zaciągnąć ją do łóżka, a potem żałować. Mniemałam, iż jest jak Rose, a tutaj takie rozczarowanie.
    James... jakoś nie jest mi go szkoda xD. A co do Sereny, to właściwie nie przepadam za nią jakoś specjalnie. Nie zrozum mnie źle, ale jest zwykła, jak większość nastolatek. Naiwna i zakochana w popularnym uczniu... Dla niego "to coś", ale dla mnie to nic nowego ; ). w każdej szkole się zdarza. Ale mimo to, każdy w Serenie potrafi odnaleźć cząstkę swojej duszy i to jest najpiękniejsze.

    Czekam na kolejny rozdział!
    { poczekalnia - dusz }.

    OdpowiedzUsuń
  9. Alex vel Nicky9 sierpnia 2012 12:22

    Niezmiernie cieszy mnie to, że James i Serena zostali przyjaciółmi. Niezmiernie smuci mnie fakt, że idą na wesele kuzynki Jamesa nie jako para, ale jako przyjaciele, no i niezmiernie ciekawi mnie fakt, jak to wesele będzie wyglądać.
    Masz rację z jednym - akcja trochę się ciągnie, ale nie jest nudna. Dodatkowo, bardzo interesuje mnie, jak potoczą się dalsze losy Duncana. Nie wiem, dlaczego, ale polubiłam tą postać.
    Informacja o Albusie i Chelsey (nie wiem, jak to cholibka odmienić) dogłębnie mną wstrząsnęła. Albusie, do jasnej ciasnej, Severusie Potterze, jeśli jeszcze raz potraktujesz tak tą dziewczynę, to chyba zabiję (tak, to jest groźba).
    A Lily... A z Lily niezła sztuka, nie powiem ;)
    Pozdrawiam!
    {mrs-zabini} - u mnie na blogu powstała nowość, mianowicie księga powiadomień. Jeśli chcesz, bym powiadamiała cię dalej, proszę wpisz się do niej! Ułatwi mi to pracę. Z góry dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  10. Spróbuję z siebie wykrzesać ładny, porządny komentarz, który w czymś Ci pomoże i się przyda.

    Zacznę od miłych spraw...

    Ja bardzo lubię Twój styl pisania, uważam, że jest bardzo prosty, dzięki czemu jest przystępny dla każdego. Jednocześnie potrafisz swój styl modyfikować, w zależności od akcji, taka plastyka też jest potrzebna. Myślę, więc że to po części styl zagwarantował Ci tak wysoką pozycję w świecie FFHP.

    Fabuła. Nie jest górnolotna, nie kłammy się. Ale... za to przyjemna i myślę, że wielu osobą pasuje wszędobylski seks, drugs and rock'n'roll XD Ale na poważnie. Ja to odbieram w ten sposób... Zważywszy, że jest to FF, możesz pisać o wszystkim, mało tego piszesz o rzeczach prawdziwych, bo skoro w naszym świecie, młodsi ludzie zabawiają się w słoneczko, to co będzie za kilka lat. Przypominam, że opowiadanie jest kilka lat do przodu, więc... strach się bać. Ale odbiegłam trochę... Piszesz o młodzieży, ale ja wiadomo, młodzież się różni, ta młodzież z czasów Huncwotów (jak się uczepiłam tego HP XD) nie będzie szaleć i kochać się po kątach (chociaż i to się zdarza, a przecież co ja mówię, tak jest w każdym, no prawie każdym, opowiadaniu), młodzież za czasów Wybrańca... cóż powrót Voldemorta, były ważniejsze rzeczy niż... no sama wiesz co. I przychodzi czas buntu. Bunt, mi się zdaje - narodził się on z nudy, ale się narodził i trzeba było z nim żyć. Więc taka młodzież żyje z buntem we krwi. Życie w Hogwarcie nie będzie cały czas takie samo, na przestrzeni lat musiało się to zmienić!, myślę, że trochę ironicznie do tego podchodzisz, dlatego wszędzie można zaobserwować dorastającą młodzież w takich, a nie innych scenach. Nie ma już Voldzia, więc trzeba sobie znaleźć nowe problemy, nie... młodzież pije, pali... trudno wymyślić coś co zainteresuje czytelnika, bo młode pokolenie ma to do siebie, że nic prócz zawodów miłosnych i spokojnego życia nie może się zdarzyć... a tobie się, kurde, udało! I wiesz co... zazdroszczę Ci tego. Bo nawet jakbym pisała o MP to nie wprowadziłbym takiego pięknego wątku jak miłość! No cóż... zagubiłabym się raczej w intrygach, zapominając o tym, czego czytelnicy pragną najbardziej. Zastanawia mnie fakt... jak zamierzasz skończyć, bo to jest niezwykle ciekawe!

    Hm... ty na pewno sobie zdajesz sprawę, że bardzo lubię czytać twoje opowiadanie, jest ono tak rożne od wszystkich innych, że aż się dziwię, że po tak długim czasie się za nie zabrałam! Ale zabrałam i będę siedzieć z nim do samego końca, mogę ci to obiecać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do samego rozdziału, myślę, że Chelsea i Albus do siebie pasują i myślę też, że prędzej czy później Al obdarzy Krukonkę większym uczuciem, bo ona jest miłą dziewczyną. A tak z innej beczki... nasz mały Al dorasta, aż mi się łezka w oku kręci.
      Scena korepetycji zeszła na inny tor niż chciała Ser, ale to dobrze sama nauka nie pasowałaby do Jamesa i jego buntu przeciw wszystkiemu. I cieszy mnie fakt, że zostaną przyjaciółmi, chociaż nie na długo, bo wiadomo, że Jimm ma w sobie urok i nawet zraniona Serena mu ulegnie i będą szczęśliwi wychowywać swoje dzieci. Myślę, że za dużo umieszczasz wątków pobocznych, dlatego się w nich gubisz. Gubisz się Ty, gubię się ja i gubią się inni. Nie mów mi, że się nie gubisz, bo to widać... przeskakując z jednego wątku na drugi... pokazujesz, że nie masz pomysłu jak to pociągnąć dalej. Co w niektórych fragmentach intryg jest to potrzebne, to przy niektórych jest aż zbędne. Przy samym początku pisałaś na dobrą sprawę tylko o Serenie i o tym jaka to ona jest nieśmiała i tak dalej. Pisałaś o Jimmym, który jest szkolnym Casanovą. Przedstawiłaś ich i zasugerowałaś, że, aha, to o nich będzie najwięcej. I dlaczego tak nie może zostać? Co prawda, czasami powinno się odskoczyć od tego tematu, bo wałkowanie tego w koło Macieja jest bezsensu. Ale nie w taki sposób jak ty to robisz, a robisz to dość wymuszenie, aby tylko był tekst. Myślę też, że jeśli zakończysz wątki poboczne to przyspieszysz z akcją i nie będzie ona taka rozciągła jak guma do życia na bucie. Pomyśl. Zakończ wątek RoSco, Al i jego fascynację C.C. Nie wprowadzaj nowych intryg. Jeśli chcesz mieć jasność opowiadania, skup się na uczuciach Ser i Jimma. Bo oni są najważniejsi, a od jakiegoś czasu bardzo mało o nich było.

      Teraz z technicznych... oj, nie sprawdza się rozdziałów, nie sprawdza! A takie coś też trzeba robić, samą treścią nie zdobędziesz uznania, trzeba się trochę wysilić. Prześledź tekst... sporo literówek, nie będę ich wypisywać. Jest też sporo interpunkcji, tutaj się zatrzymam:

      "Noc ukrywała wszystko szczelnie niczym peleryna niewidka. Pomagała ukryć sekrety, zwłaszcza te niechciane. A może czyniła to ludzka wiara? Lecz zawsze..." tutaj chyba coś urwało, bo kolejny akapit za którego się zabiorę pasuje jak pięść do nosa.

      "Stara, od dawna nieużywana klasa rozbrzmiewała ciszą. " - Stara klasa rozbrzmiewała ciszą, czyli mamy tutaj część zbędną, która po usunięciu nie burzy sensu zdania, więc potrzebny byłby przecinek przed "klasa".

      "Odcisk czasu również na niej odcisnął swoje piętno.", no tutaj to sobie poradzisz.

      "Alabastrowa cera łamała się przy świetle księżyca. Przymknięte powieki dodawały jej uroku, a zarazem dziewiczej niewinności. Jej równy, miarowy oddech świadczył, że śpi. " to wszędobylskie jej, a jest też określenie, dziewczyna, Krukonka, uczennica i tak dalej.

      "[...]a jednak wystarczająca szeroka, aby obydwoje się zmieścili. Leżeli jednak ściśnięci niczym sardynki..." powtórzenie, "jednak". To trudne tego uniknąć, ale się da.

      "Był zupełnie bezbronny na łzy i pewnie, dlatego tak dobrze dogadywał się z Rose. " - tu nie potrzebny jest ten przecinek.

      " Odsunął się od niej na chwilę, napawając widokiem częściowo. nagiego ciała." - ta kropka... niepotrzebna, albo zastosuj wielką literę, choć to by się kupy nie trzymało, więc bez kropki...

      I tak jeszcze tego wiele, nie chcę się rozpisywać, dlatego tym miłym akcentem, kończę!

      Całuję i mam nadzieję, że pomogłam. :*

      Usuń
  11. Po pierwsze - niezmiernie dziękuję za przemiły komentarz na moim blogu, cieszę się, że choć jedna osoba wyraziła naprawdę szczerą i wcale niekrótką opinię.
    Po drugie - jestem na Twoim blogu po raz pierwszy, więc nie bardzo jestem wtajemniczona w akcję. Muszę jednak poinformować, że przeczytałam rozdział w całości i do tej pory jestem pod wrażeniem. Napisałaś mi, że nie przepadasz na Ginny...być może dlatego jej córka, Lily, ma w Twoim opowiadaniu dość złośliwy charakterek? A może tylko mi się wydaje?
    Kolejna sprawa - uważam, że bardzo trafnym pomysłem było nagięcie nieco zasad (nie wiem, czy to dobre słowo) cenzury i przedstawienie sceny miłości na początku rozdziału. Sama bym tego lepiej nie napisała.
    Następna rzecz - James. Jeszcze (!) nie wiem, jak przebiegały jego rozterki miłosne, ale zorientuję się, czytając poprzednie rozdziały. Jak na razie mogę jednak zauważyć, że cierpi z powodu tej dziewczyny. Widzę, że ciężko utrzymywać mu kontakty przyjacielskie, co jest całkowicie zrozumiałe, jeżeli w przeszłości coś się między nimi wydarzyło.
    Cóż więcej mogę powiedzieć? Rozdział jest wspaniały i bardzo długi (co oczywiście jest zaletą). Dodaję oczywiście do listy blogów, które czytam, gdyż jestem urzeczona Twoim stylem pisania.
    Pozdrawiam serdecznie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uff, dwa rozdziały przeczytałam, w końcu nadrobiłam zaległości :) Jeśli mam być szczera, wszystko trochę się komplikuje. Mam nadzieję, że potrzymasz nas trochę w napięciu i za szybko nie wprowadzisz ostrzejszych wątków James&Serena. Chociaż wcześniej za nim nie przepadałam, polubiłam Albusa. Jego barwny charakter, niepewności. No, i Rose, wspaniała dziewczyna jeśli chodzi o bohatera do opisywania. I, jak zwykle, ktoś, za kim ostatnio w Twoich rozdziałach zaczęłam tęsknic, czyli Easy.

    Zauważyłam kilka literówek, niedokończone zdania i kilka błędów interpunkcyjnych. Miałam przez chwilę wrażenie, że rozdział pisałaś na szybko :)

    Czekam na kolejne rozdziały i lecę nadrabiać resztę zaległości na innych blogach :)
    Pozdrawiam.
    [czasy-huncwotow]

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie będę się rozpisywać z komentarz pod każdym rozdziałem, a jest ich sporo więc postaram się streścić w jednym. Ostrzegam, że może być długi.
    Zacznę od tego, że jest to aktualnie jeden z niewielu blogów o przyszłym pokoleniu, który czytam. Zajęło mi to trochę, przyznaję, ale sukcesywnie zakończyłam nadrabianie i wiele rozdziałów czytałam z wypiekami na twarzy.
    Oczywiście cała historia to właściwie splot wydarzeń pomiędzy bohaterami, ich zachowań i poglądów. Nie zaprzeczę, że moją ulubioną postacią jest Serena, a zaraz po niej Rose. No, właściwie jak wskazuje adres bloga, chodzi tu o brzydulę. Aż jestem ciekawa jak Serena wyglądała wcześniej, przed przemianą bo aktualnie w bohaterach ma całkiem ładne zdjęcia :) To jak bardzo była nieśmiała aż mnie przeraziło. Czasami zachowywała się tak jakby była zaszczuta, jakby każdy kto się do niej odezwie miał ją co najmniej uderzyć. I oto przypadkiem wpada na Jamesa. Serce mi się krajało jak bardzo była naiwna i zaślepiona. Co z tego, że z czasem James zrozumiał, że ją kocha, skoro i tak spotykał się z innymi. Gryfon okazał się tchórzem bo nie chciał się przyznać do związku z dziewczyną, która zaprzeczała wszelkim normom młodych kobiet, które się do niego zalecały. Serena bardzo dobrze postąpiła nie dając się ponownie wplątać w uczucie kiedy przepraszał ją w pociągu. A teraz jeszcze ten jego romans z nauczycielką. To o Jamesa chodzi, prawda? Yhm no, a tak przeskakując na innych bohaterów to równie silne emocje panowały między Rose i Easy’m. Rudzielec – w myślach aż sobie wyobrażałam jak on to do niej mówi :) Trochę szkoda, że Rose nie dała szansy temu uczuciu. Chyba głównie dlatego, że uważa Adamsa za takiego samego idiotę jak swojego kuzyna. Mam jednak cichą nadzieję, że do siebie wrócą. Przypadła mi również do gustu Lily choć na początku denerwowała mnie jej zaborczość. Ma dziewczyna siłę perswazji. Małe to, wredne ale w gruncie rzeczy jakie by jej działania nie były, myślę, że jednak kieruje się dobrem innych. Kompletnie za to nie pojmuję Albusa. Odwala takie szopki, że głowa mała, a to jak poszedł do łóżka z Chelsea, a potem ją porzucił, no grrrrr. Poza tym trochę mało tu Hugona. Właściwie to wcale, może ze dwa razy pojawił się gdzieś koło Lily. Myślę, że powinnaś go trochę więcej dać i uniezależnić od tej małej złośnicy. Duncan, choć nie wiem czemu nie lubię tego imienia, też przypadł mi do gustu. Mam tylko nadzieję, że jednak nie ma nic wspólnego z planem zemsty Angelique. Swoją drogą jestem ciekawa co będzie gdy Ślizgonka coś wymyśli. Strasznie jej nie lubię, dosłownie działa mi na nerwy aczkolwiek dzięki niej może być niezła zabawa. Ach no i Candy z przyjaciółkami. Te to artystki i doprawdy puste blondynki. Jeśli takie faktycznie istnieją to od takich tylko uciekać.
    Blog wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Wpisuję się do powiadamiania o nowościach. Nie mogę się doczekać!

    Pozdrawiam cieplutko
    [wystarczy-krok]

    OdpowiedzUsuń
  14. To już 31 komentarz.Daj już nowy rozdział.Jak zwykle życzę Ci bardzo,bardzo dużo,dużo weny i przesyłam Ci bardzo,bardzo dużo,dużo całusów :-X .

    OdpowiedzUsuń
  15. Droga Psyche!
    Zaczęłam czytać Twój blog i tak się wciągnęłam, że w dwa dni dobrnęłam do końca. Bardzo mnie zaciekawił i wciągnął. Może zacznę od Sereny, jej postać na początku była tak c.holernie naiwna, wierzyła że wszystko to, co mówi James jest prawdą. W miarę kolejnych rozdziałów, stawała się bardziej...hmm, jakby to określić... Na początku była taka...dobra. Czasem przez to nawina strasznie, ale była dla wszystkich miła, nawet bała się wstawić szlabanu i nie chciała tego w ogóle robić. Była taka nieśmiała. A z czasem stała się mniej nawina (i myślę że stało się to głównie przez James'a i przez to, co jej zrobił) i bardziej śmiała (mówię tu także o jej wyglądzie, który tak drastycznie się zmienił). Polubiłam ją, nawet bardzo. No i ciekawa jestem czy zgodzi się pójść na ten ślub ^ ^
    James. To typowy casanova. Myśli że zaliczy każdą i żadna mu się nie oprze, a jednak teraz Serena potrafi mu się oprzeć (pomijając fakt, że wcześniej się z nim przespała no i że tak badzo ją zranił). Ale lubię tego James'a, wbrew pozorom, czuję, że kryje się w nim więcej dobra i przyzwoitości niż by się mogło wydawać. Mam nadzieję że kategorycznie zakończy sprawę z Angeliquei wymarze ją ze swojej pamięci raz na zawsze. Nie-na-wi-dzę tej Angelique. brrr. Najbardziej podobało mi się w Jamesie to, że potrafił się w końcu przyznać przed sobą do uczuć, jakie żywi do Sereny.
    Rose. Mmmm, ciekawe jak rozwinie się cała sytuacja. Lubię Easy'ego, ale cóż, denerwuje mnie ten układ z Natalie. Ta dziewczyna jest...hmm w pewien sposób nawet ją lubię, ale to taka dzi.wka straszna. Najlepszy sposób na pocieszenie kogoś to seks? Mogłaby z nimi rozmawiać a nie chodzić na małe co nie co, gdy tylko któryś zapragnie tego i zwłaszcza kiedy ma zły humor. Co to za przyjaźń? Ale właśnie to mi się podoba w Twoim opowiadaniu, te indywidualne charaktery bohaterów. Każdy ma specyficzny charakter i tego się trzymasz i jest okej. Swoją drogą, ja widzę Rose ze Scorpiusem :D:D Baaardzo by mi się podobał taki układ. ^ ^
    Lily. Tę osóbkę po prostu ubóstwiam. Ma paskudny charakterek i jest poniekąd materialistką, ale ma w sobie coś takiego, że po prostu mam do niej sentyment. Podoba mi się że chce, aby kłamstwa ujrzał światło dzienne (nawet pomijając fakt, że oczekuje słonej zapłaty za informacje). Przydałby jej się jakiś chłopak, który by ją trochę "utemperował". Ciekawa jestem, jak by się zachowała, gdyby...się w kimś zauroczyła, chcąc nie chcąc. ;p obaczymy, jak jej postać będzie przedstawiany w dalszych rozdziałach.
    Hagrid, zawsze pozostanie Hagridem, tym kochanym półolbrzymem, który zawsze pocieszy i za to go kocham.
    No i strasznie mnie wkurza ten czworokąt z Natalie.

    Dzięki właśnie takim drobnym ale oryginalnym cechom charakteru bohaterow i dzięki tym specyficznym układom między nimi, Twoje opowiadanie ma klimat.
    Napisałabym więcej co myślę o poszczególnych bohaterach i w ogóle napisałabym cokolwiek o niektórych (Ryan, Marissa, Scorpius i Duncan i inni), ale czytając po kolei opowiadanie, zaczęłam się gubić między poszczególnymi bohaterami i ich charakterami, a nie chcę wypisywać głupot, jeśli nie jestem pewna, co który bohater z kim robił. Pod następną notką myślę dokończę moje przemyślenia.

    Bardzo podoba mi się szablon, a zwłaszcza to drugie zdjęcie, całującej się pary. Ono ma w sobie coś takiego, że patrzę na to i patrzę... ^ ^
    Odpowiedziałam na Twój komentarz u mnie i tam właściwie wszystko napisałam, więc tu nie będę się już rozpisywać.

    Czekam na kolejną notkę, bo baaardzo chcę się dowiedzieć, czy Serena zgodziła się pójść na ten ślub i jak to będzie wyglądało ^ ^

    //http://w-s-p-o-m-n-i-e-n-i-a.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.