3 lipca 2012

Rozdział XLVI: Komedia


Pisałam jedną z ról
Ty miałeś ją grać
Kurtyna spadła w dół
Ja tu, a Ty tam

Jak z czarno-białych klisz
Świat nasz leci w dal
Niuanse poszły precz
I happy end..

To jest komedia
Bez sali, ekranów, bez lamp
Scenariusz przepadł
Zabawa nie klei się nam

Kochasz go?
Zadane niespodziewanie pytanie zupełnie ją zaskoczyło. Nie podziewała się go usłyszeć, a wymawiała je jedynie cichym szeptem we własnych myślach, gdy nikogo nie było obok. Otworzyła usta, ale zaraz potem je zamknęła. Nie potrafiła odpowiedzieć ani zarazem mówić o rodzących się wątpliwościach. Spuściła głowę, ostrożnie stawiając na peronie niewielki kuferek. Mimo to rozległ się głośny stukot, gdy przedmiot dotknął klepki. Gdzieś w oddali rozległ się płacz dziecka, czyjaś matka głośno krzyczała, a jakiś mężczyzna śmiał się.
- Nie wiem - wydusiła w końcu. Zacisnęła dłonie, lekko drżąc.
- To nic złego - pocieszyła ją Isabella. Stała obok siostry, patrząc na nią z sympatią. Rozłąka nie przyczyniała się do poprawienia ich relacji, lecz zawsze potrafiły rozmawiać.  Ciemne włosy swobodnie spadały na jej ramiona. Isabella nie potrafiła się szybko ubrać i umalować, tak samo jak nie potrafiła wtopić się w tłum. 
Słowa siostry jednak nie pocieszyły Gryfonki, w której pamięci wciąż mieszkało wspomnienie tamtego pocałunku. Myślała, że on coś zmieni. Zbliży ich do siebie. Tymczasem jeden niewinny pocałunek jeszcze bardziej wszystko skomplikował, popsuł. James tylko popatrzył na nią obojętnie, mówiąc słowa, które raniły jej serce. Mogła mieć tylko nadzieję, że nie zadawał sobie z tego sprawy.
Później było jeszcze jeszcze gorzej. Przez całe wesele odnosił się do niej grzecznie, z uśmiechem, ale nie okazywał swoich uczuć. Ukrył się za maską kurtuazyjnej i wystudiowanej obojętności w czym pomogły mu doskonałe maniery.  Próbowała z nim rozmawiać, ale każde kolejne pytanie sprawiało, że oddalał się coraz dalej, dlatego odpuściła. Udawała, że dobrze się bawi, uśmiechała podczas toastów i z radością poznawała kolejnych Weasleyów. 
Odkąd wróciła wtedy do domu cały czas zastanawiała się, co miał na myśli, czy tym razem naprawdę mu na niej zależało, jeśli  tak, tym bardziej nie potrafiła go zrozumieć.  Powinien teraz o nią walczyć, nie wypuszczać ze swych objęć, trzymać mocno i nie chcieć nigdy puścić, a on? On odszedł, zostawiając ją z mętlikiem w głowie i burzą uczuć, których nie była w stanie zrozumieć. 
Chwilę później przeciskała się przez zatłoczony peron, machając jednocześnie odchodzącej rodzinie.  Zrobiła ledwie kilka kroków, gdy go zobaczyła. Stał obok swej rodziny. Blisko Potterów, a jednak wydawało się, że nie ma ochoty na rozmowę z nimi. Stał nieruchomo z twarzą pozbawioną uśmiechu.  Nie rozglądał się, nie szukał. Po prostu stał. 
Chciała do niego; zrobiła jeden krok w jego stronę, gdy uświadomiła sobie, że on może nie mieć ochoty z nią rozmawiać. Co jeśli tak jest? Podejdzie do niego, popatrzy w oczy, powie kilku banalnych słów i odejdzie?
Wtedy przegra
***
Rose nawet nie rozpakowała swojego bagażu, tylko od razu pospiesznie wyszła. Zignorowała nawet pytania współlokatorek o święta. Pewnie je tym uraziła, ale nie potrafiła się tym zmartwić. Minęła dziwnie osowiałego Albusa. Teraz nich i nikt jej nie obchodziło. Musiała się skupić na sobie, dlatego teraz siedziała w opustoszałej bibliotece.
Zawsze było tu cicho, ale tego dnia spokój wydawał się wyjątkowo dziwny. Uczniowie albo się rozpakowywali, albo witali przyjaciół wracających do zamku. Oprócz niej w pomiszczeniu była bibliotekarka, która ze znudzoną miną machała różdżką wokół, próbując usunąć zielone plamy z książki Bathildy Bagshot i jakiś trzecioklasista. Dzieciak siedział w kącie i z zafascynowaną miną czytał Baśnie barda Beedle'a
Myśl o baśniach czarodziejów wzbudziła jej uśmiech. Wróciła do wspomnień; czasów, gdy jej największym zmartwieniem była wygrana dobra nad złem czy okropna zupa cebulowa, którą miała dostać na kolację. Dopiero teraz potrafiła w pełni docenić czas dzieciństwa i beztroski z tym związanej. 
Leżące na stoliku książki, napawały ją poczuciem winy. Popatrzyła na nie przez chwilę, po czym odwróciła wzrok. Nie była w stanie zmusić się do nauki, chociaż wiedziała, że powinna. To najlepsze, co mogło w tej sytuacji zrobić.  
Zaczynała mieć problemy, zaległości, na które nauczyciele na razie patrzyli wyrozumiale, ale jak długo to mogło trwać? Wiedziała, że prędzej czy później się to zmieni, a każde kolejne O ją do tego przybliża. Co innego raz dostać słabą ocenę, a co innego snuć się niczym cień po zamku i udawać, że nie cierpi z powodu głupiej miłości. 
Nie miłości, zaprzeczyła sobie. To tylko głupia chwila zauroczenia. Nie chciała się zakochać. To zmienia ludzi, czyni ich słabymi. Widziała cierpienie z tym związane, patrzyła przecież w oczy Sereny, która w imię miłości okłamała przyjaciół, aby przeciągnąć swą iluzję. Po co? Nauka, przypomniała sobie.
Zacisnęła dłoń i szybko nachyliła się, próbując odczytać formułkę kolejnego zaklęcia. Musiała je opanować jeszcze dzisiaj. Nie mogło być inaczej, bo nie chciała następnego dnia stanąć przed klasą i zacząć chaotycznie wymachiwać różdżką, błagając wzrokiem profesora o wyrozumiałość.
Nie była taka. Ona zawsze wyprzedzała innych w nauce formułek, dat bitew, powstań goblinów, obserwacji gwiazd i ważeniu eliksirów. Aby uwarzyć dobrą amortencję przez tydzień pracowała nad eliksirem przed śniadaniami i na przerwach obiadowych,  siedziała całą noc, ucząc się  biografii Groderyka VIII , dla obserwacji jakieś mało znanej gwiazdy, którą rzadko widać, zrezygnowała na tydzień z wygodnego łóżka.
Dotychczas była wystarczająco zdecydowana i zdeterminowana, aby osiągać wybitne wyniki w nauce. Codziennie kilkanaście punktów dla Gryffindoru i kilka Wybitnych. Wszystko to sprawiało, że mogła żyć spokojnie i z dumnie podniesioną głową chodzić między oceanem uczniów. 
Nie chciała przeciętności. Ba, nic takiego nigdy by jej nie zadowoliło. Wiedziała, że może, że pragnie więcej, a jednak teraz to nie było możliwe. Siedziała z głową w chmurach, nieprzytomnym spojrzeniem i spadała w dół. Staczała się. Wiedziała to. 
Coś się zmieniło. Coś  zmieniło.
Easy. Kłamca, oszczerca, który obiecywał jej złote góry. Pamiętała słowa płynące z jego ust. Oddała mu wszystko, a on zostawił ją z niczym. Zapomniał jednak, że nie była zabawką, którą można po kilku miesiącach wziąć z powrotem. Doświadczenia z nim związane wiele ją nauczyło. Była to wyjątkowa bolesna lekcja, którą nie do końca chciała przyswoić. Nie za taką cenę. Zbyt wysoką cenę. 
Scorpius. Poczuła lodowaty dreszcz na plecach na samo jego wspomnienie. To nie wróżyło zbyt dobrze.  Związek, nie, w ogóle żadna relacja z nim była niemożliwa. Scorpius odpadał, chociaż nie potrafiła wyrzucić go z pamięci, która wciąż podsuwała wspomnienie jego ust, które całowały ją tak czule. To dobitnie świadczyło, że nie był jej obojętny, chociaż nie mogła sobie na to pozwolić. 
Felix. Miły, uroczy, dowcipny. Pozwolił jej na kilka godzin zapomnieć, że zawaliła ostatni egzamin, nie napisała wypracowania z transmutacji i zapomniała oddać książek do biblioteki. Przy nim poczuła się wartościowa, doceniana. Słuchał jej i naprawdę rozumiał, o czym mówi. Był kimś, komu można ufać.
I co z tego? Nie zakochasz się w nim, przemknęło jej przez głowę. Nie chciała miłości, burzy uczuć i wiecznej niepewności, czegoś, czego nie mogłaby zrozumieć. Powinna pragnąć spokojnej i przemyślanej relacji, jaką mogłaby mieć, chociażby z Felixem. Wiedziałaby czego od niej oczekuje i że na pewno jej nie zrani.  Mogliby nawet kiedyś... Nie, nie chciała tego. Była głupia i nie potrafiła zrozumieć własnej głupoty. Chciała tego, co nie znane. Chciała cierpienia. 
- Cześć. - Niewyraźne mruknięcie gdzieś nieopodal wyrwało ją z krainy rozmyślań. Chelsea zajęła miejsca naprzeciwko niej, pochylając się nad niewielką książeczką poświęconą zaklęciom obronnym. Włosy zasłaniały część twarzy, ale nie były w stanie ukryć przejmującej bladości, cieni pod oczami i opuchniętych powiek. W tym samym momencie zdała sobie sprawy z wychudzenia  Krukonki. Niegdyś dopasowana szata wisiała na niej, podkreślając wystające kości.  
Spróbowała sobie przypomnieć, jak wyglądała Visions, gdy widziały się ostatni raz, przed świętami, ale nie mogła sobie przypomnieć. Raptem zdała sobie sprawę, że dotychczas Chalsea, chociaż uznawała ją za swoją najlepszą przyjaciółkę, niewiele ją obchodziła. Od chwili, gdy Easy się nią zainteresował, mimowolnie uznała Krukonkę za rywalkę. Powoli przestawały rozmawiać, spędzały razem coraz mniej czasu. Choć wiedziała, że to jej wina, Rose odsunęła od siebie tą niewygodną myśl. 
- Dobrze się czujesz? - zapytała w pewnej chwili, taksując wzrokiem Chelsea. Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Krukonka obdarzyła ją niezbyt przyjaznym spojrzeniem i zaczęła z zapałem, drżącą ręką, przekręcać kolejne stronice. - Jeśli nie, to powinnyśmy pójść do pielęgniarki...
- Nic mi nie jest - warknęła. Szybko przekręciła kolejną kartkę, po czym zamarła. Uniosła głowę i popatrzyła z błaganiem w oczach na Rose: -  Ja... Po prostu mam wszystkiego dosyć.  Nie wszystko się ułożyło zgodnie z moimi oczekiwaniami i ciężko to przeżywam. 
Nie musiała mówić więcej. Tylko jedna osoba mogła ją tak zranić. Skretyniały głuchomon o wrażliwości salamandry i odwadze nieśmiałka. 
- Wiesz, że on wcale nie chciał cię zranić - powiedziała cicho, odwracając wzrok. Mówiła to niemal wbrew sobie, robiąc tym samym to, czego tak bardzo nie chciała. Broniła go. Obiecywała sobie, że tego nie zrobi, gdy dojdzie do decydującej rozmowy z Chelsea, że to będzie inaczej, że będzie chłodna i racjonalna.
- Chelsea...
- Nic nie mów - przerwała jej Krukonka, kręcąc głową. - Nie chcę słuchać żądnych głupich tekstów typu: nic się nie stało, niedługo ci przejdzie albo to tylko nastoletnie zauroczenie. Wiesz dlaczego? Bo to niczego nie zmieni.
- Chelsea...
- Naprawdę nic nie mów. Bezsensowne słowa są naprawdę niepotrzebne, gdy człowiek znajduje się w krytycznej sytuacji. Naprawdę nie sądzę, aby cokolwiek lub ktokolwiek mógł mi w tej chwili poprawić humor. Może jedynie Albus, ale obydwie wiemy, że tego nie zrobi. 
- Chelsea...
- Skończ z tym - poradziła Krukonka. - Nie angażuj się w sprawy, na które nie masz wpływu. Nie zmienisz moich uczuć do niego, jego do mnie czy kogokolwiek innego. Rose, nie możesz tego kontrolować
***
Ze złością kopnął swój kufer, chwilę później zaciskając zęby. Teraz bolała go noga. Nieprzyjemne uczucie, ale przynajmniej rzeczywiste, na którym może się przez chwilę skupić. To było coś znacznie lepszego od emocjonalnej pustki, którą odczuwał ostatnio.
Właściwie od chwili, gdy wyznał swoje uczucia Serenie. Zobaczył błyski nadziei w jej oczach, lekkie zaskoczenie i... bolesne rozczarowanie. Jego wina. 
Przysiadł na parapecie, by po chwili gwałtownie wstać. Miotał się, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie, które usatysfakcjonowałoby ich wszystkich. Chciał z nią być, ale wątpił, czy to najlepszy pomysł w tej sytuacji. Wiele razy ją zawiódł, na co nie zasługiwała. 
Powinna mieć przy swoim boku kogoś dobrego, na kim mogłaby polegać, kto nigdy by jej nie zawiódł. Mogłaby być wtedy szczęśliwa. Uśmiechać się i... Nigdy więcej na niego nie spojrzeć. Czy tego chciał? Nie.
Nie chciał jednak też próbować. Zawodzić. Bowiem jeśli było na tym świecie coś czego James Syriusz Potter szczerze nienawidził to właśnie zawodzić ludzi. Dlatego nie chciał tego zrobić jej. Zasługiwała na więcej niż on mógł dać. Kopnął po raz wtóry ramę swojego łóżka, po czym rozejrzał się po dormitorium w poszukiwaniu różdżki. Jej koniec wystawał spod kupki czasopism poświęconych czyszczeniu mioteł. Beztrosko zrzucił je na podłogę. Nawet nie próbował się schylić, aby podnieść. Zamiast tego wyprostował się i przypomniał sobie o słowach Lily, które nagle zaczęły go dręczyć. 
Jego siostra coś wiedziała, co nie wróżyło całej, bądź co bądź delikatnej sprawie, zbyt dobrze. Wszystko mogło się rozpaść, jeszcze bardziej komplikując jego i tak popieprzone życie. Lily na pewno się przed tym nie zawaha. Nie obejdzie jej, że są rodzeństwem i powinni sobie pomagać. Beztrosko wzruszy ramionami, burząc kruchą iluzję, która niekiedy stawała się jego życiem.
Ruszył w kierunku drzwi. Musiał stąd wyjść, coś zrobić. Nie był stworzony do odgrywania dramatów emocjonalnych. To zawsze była specjalność Lily. On wolał działać. Zszedł po schodach do Pokoju Wspólnego, zastanawiając się, co zrobi, gdy ujrzy tu jej twarz. Jak powinien się zachować? W końcu, myśląc realnie, nie mogą się ciągle unikać. Muszą się spotykać na zajęciach, posiłkach i tych nieszczęsnych korepetycjach. Na szczęście nie było jej w Pokoju Wspólnym. Dostrzegł za to Lily, która z zawzięciem przeszkadzała wszystkich, a na wszelkie napominania reagowała oburzeniem. W kącie zaś siedziała przyjaciółka Sereny. Elisaveth albo Elizabeth - chyba tak miała na imię. Przez chwilę jego serce zabiło mocniej, gdy sądził, że może obok niej siedzi Wilson. Jednak wszystko wstała i pomachała jakiemuś siedzącemu naprzeciw chłopakowi, który miał niezbyt inteligentną minę i podeszła do niego. Miał już wyjść, gdy zobaczył spoczywającego na parapecie Easy'ego. Chłopak w ręce trzymał ołówek. Na podłodze nieopodal znajdował się szkicownik z pomiętymi kartkami. Adams jednak nie przejmował się tą drobną niedogodnością, tylko z obojętną miną wpatrywał się w szybę.  Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby udzielić mu kilku mądrych rad na temat życia. Rozmowa z nim zdecydowanie nie byłaby dobrą decyzją. Odwrócił się w drugą stronę, kierując w stronę wyjścia, gdy poczuł mocny uścisk na swoim ramieniu.
- Chyba nie chciałeś wyjść bez pożegnania? - zapytała z oburzeniem Lily, gdy odwróciwszy się, spojrzał na nią bezradnie.  Z trudem powstrzymał westchnienie, widząc świdrujące spojrzenie siostry. Stała wyprostowana, lekko przechylając głowę na lewą stronę, co nie wróżyło nic dobrego.
- Słucham - powiedział, nie siląc się na kurtuazyjne uwagi. Chciał jak najszybciej odbębnić ten nieprzyjemny obowiązek rozmowy z nią. 
- Nie wyglądasz zbyt dobrze - zagaiła niespodziewanie. - Zupełnie jakbyś się czymś martwił.
Rozejrzał się wokół, po czym nachylił w jej kierunku i ściszył głos:
- A powinienem? 
- Nie do mnie to pytanie, braciszku. W końcu skąd niby ja mam to wiedzieć? Nie sądzisz, że to byłoby... dziwne?
- Z tego właśnie powodu sądzę, że możesz coś wiedzieć - stwierdził ponuro, przeczesując palcami włosy.
Odpowiedzią był jedynie cichy śmiech i lekkie uniesienie brwi. Lily pokręciła z głową i powiedziała kpiąco:
- Twoja wiara we mnie jest naprawdę budująca. Nie każdy może liczyć na tak ogromne wsparcie ze strony rodziny.
- Koniec gry, Lily, żarty się skończyły - wycedził, ignorując jej słowa. 
Lily tylko cicho westchnęła, mrucząc coś o nieudanej zabawie. Uniosła podbródek i popatrzyła w oczy brata. Widziała w nich więcej niż by chciała. Zdecydowanie nie odziedziczył rodzinnego talentu do ukrywania uczuć. Wystarczyła niewielka wiedza w tym zakresie, którą posiadała, aby dostrzec jego uczucia. Gnębiony wyrzutami sumienia stawał się jeszcze łatwiejszą ofiarą. Wyraźnie bał się, że coś wyjdzie na jaw. A Lily z doświadczenia wiedziała, że takie sprawy to zwykle nic przyjemnego dla samego zainteresowanego. 
Niespodziewanie dla niej samej przemknęła jej przez głowę dziwna myśl, że mogłaby mu pomóc. Może. Byłaby hipokrytką, gdyby nie wzięła tego pod uwagę. Mogłaby się okazać nadspodziewanie dobrą siostrą i stać się jego obiektem dozgonnej wdzięczności. Poprawiłaby tym samym swój wizerunek i relacje  z nim, chociaż to drugie wydawało się akurat wątpliwą nagrodę. Jednak z drugiej strony...  Nie miała pewności, że to się uda, że warto próbować. Mogłaby dać się, nie daj Merlinie, ponieść emocjom, co niewątpliwie miałoby przykre następstwa. Wtedy dostałoby się nie tylko Jamesowi, ale też jej, niewinnej ofierze. Zapewne dostałaby też połowę winy za niecne występki, jakich on się dopuścił. Niewątpliwie cierpiałaby, a  co najgorsze - cierpiałaby za niewinność. Nie potrafiła sobie w tym momencie wyobrazić większej niesprawiedliwości. 
- Nie rozumiem, czym się martwisz. Nie wierzę, że zrobiłbyś  coś głupiego. W końcu tamten rok czegoś cię nauczył, prawda? Chyba nadal nie rozumiesz, o co mi chodzi. Po prostu myślę, że na przyszłość powinieneś być bardzo dyskretny, jeśli chcesz, aby twoje... miłostki nie zyskały rozgłosu.
- Zamknij się - burknął i wyszedł. W drzwiach potrącił jakiegoś pierwszaka, ale nawet się nie obejrzał. Nie pozwolił sobie nawet na sklecone na wprędce przeprosiny tylko ruszył dalej. Szybko skręcił w lewo, aby następnie zacząć plątać się w labiryncie korytarzy. Snuł się ciemnymi korytarzami. Gdy niespodziewanie znalazł się na wyjątkowo ciemnym korytarzu, wyciągnął różdżkę i mruknął Lumos. Jasne światło natychmiast zaczęło razić go w oczy, którego odruchowo zmrużył. 
- Zgaś to młodzieńcze! - krzyknęła niespodziewanie tęgawa dama w krynolinie znajdująca się w pobliskim obrazie. Światło pochodzące z jego różdżki obudziło ją, na co głośno zaczęła żalić swojej jeszcze drzemiącej sąsiadce. James jednak zignorował ją i ruszył dalej. Musiał podjąć kilka decyzji, które bynajmniej nie były niczym przyjemnym. Nie dało się tego jednak odwlekać. No, może chociaż kilka minut. Wyszedł z czeluści zamku. Zaczęły się pojawiać okna, przez które wpadało jasne, księżycowe światło. Szedł dalej do czasu, gdy niespodziewanie kogoś ujrzał. 
- Natalie - powiedział niepewnie. Dziewczyna odwróciła się, uśmiechając niewesoło. Księżycowa poświata nadawała jej twarzy niecodzienny, zaskakujący wygląd. Gdy podszedł bliżej, zrozumiał jednak, że to wcale nie światło. Nats była wyjątkowo blada, a sposób w jaki na niego patrzyła, najwyraźniej był oznaką kłopotów. Gdy dostrzegła jego zaniepokojone spojrzenie, odwróciła wzrok. Szybko zrozumiał, że sprawa jest poważna, najpewniej poważniejsza od jego kłopotów, chociaż akurat w to nie mógł w to uwierzyć.
- Nic się nie stało. - Nie zaczekała aż zada pytanie. Niepokój widoczny na jego twarzy znaczył więcej niż jakiekolwiek słowa. Najwyraźniej niespodziewane spotkanie z nią wstrząsnęło nim. Uśmiechnęła się słabo, wiedząc, że Gryfon za chwilę przeżyje jeszcze większy szok. 
James oczywiście jej nie uwierzył. Znał ją na tyle długo, że wiedział, iż ewidentnie coś jest nie tak. Było to dla niego tak oczywiste jak niezdanie przez Ryana najbliższego egzaminu z transmutacji, przegrana Armaty z Chudley w ćwierćfinałach czy nienawiść Lily do mioteł. Kolejną oznaką kłopotów był jej strój. Miała na sobie wyprasowany szkolny mundurek w nadspodziewanie dobrym stanie, wszystkie guziki były równiutko zapięte, a włosy zebrała w kucyka, czego nigdy nie robiła.
- Nie wierzę, że wszystko jest w porządku - odparł wprost, pochodząc bliżej, stając obok niej i opierając się o parapet.
- Cokolwiek bym powiedziała ty i tak mi nie uwierzysz - oznajmiła. Odwróciła się i popatrzyła w dal.
James splótł dłonie, próbując nie okazać irytacji. Nie lubił takich sytuacji i Nattie doskonale o tym wiedziała.
- Nie odpuścisz?
- Nie.
Westchnęła po raz kolejny. Nie miała ochoty o tym rozmawiać pomimo tego, że był jej przyjacielem. Jednak tym razem sprawa go nie dotyczyła i lepiej, aby tak pozostało. Spojrzała przez ramię na czarne, rozwichrzone włosy. Były rozwichrzone jeszcze bardziej niż zwykle, co znaczyło, że ich właścicielowi udzieliło się jej napięcie. Nie mogła tego dłużej przeciągać. Delikatnie dotknęła dłonią jego policzka, po czym powiedziała cicho trzy krótkie słowa:
- Chyba jestem w ciąży.
______________________________________
Jestem okropna, wiem i przepraszam. Uroczyście obiecuję Wam poprawę. Mam teraz ferie, więc nadrobię zaległości na wszystkich blogach, które zaniedbałam. Po prostu dajcie mi trochę czasu, a wszystko ogarnę, naprawdę.  Co do mojej przedłużającej się nieobecności była ona spowodowana brakiem czasu (brzmi jak wymówka?) i brakiem weny(to chyba brzmi jeszcze gorzej, co?). Jednak wiem, że nie zostawię tego bloga i postaram się, aby rozdziały ukazywały się częściej, dużo częściej. 
Rozdział ma pewnie milion błędów, bo zapomniałam, jak się cokolwiek pisze. Przeraża mnie to (Was pewnie też). Za to doskonale pamiętam kilka głupich, nikomu niepotrzebnych regułek. Spróbuję nauczyć się na nowo ( jeśli to będzie możliwe albo przynajmniej spróbować pisać na takim poziomie jak kiedyś). Ponadto wiem, że powyższy tekst ilością akcji nie grzeszy, ale potrzebowałam tego. 
Dziękuję za wszystkie pytania o nowy rozdział, ponaglania mnie i wszystko, co motywuje. To wiele dla mnie znaczy. 
Szablon na blogu jest dziwnie... zielony. Zdaję sobie z tego sprawę, ale trochę tu pobędzie, bo nie mam razie na oku niczego innego. Poza tym kocham te zdjęcia - czyż nie są cudowne? 
Dziękuję za uwagę i proszę o komentarze (na temat rozdziału, fenomenologii, ACTA, życia i wszystkiego, co przychodzi Wam do głowy).
P.S. Moje dygresja wcale nie jest taka długa. To tylko złudzenie, prawda?
Pozdrawiam,
Wasza

15 komentarzy:

  1. paula_104@buziaczek.pl19 lipca 2012 14:48

    Nareszcie! Zaraz się wypowiem bardziej kreatywnie, bo muszę to przeczytać raz jeszcze, już na spokojnie i bez skakania w fotelu.xD
    - GossipGirl

    OdpowiedzUsuń
  2. paula_104@buziaczek.pl19 lipca 2012 14:49

    Jestem absolutnie zadowolona. Koniec kropka. Rozdziałem i szablonem - ale o dziele Alice już Ci zaspamowałam wywiadera. xD

    Na błędy nie zwracałam uwagi, treść całkowicie mnie pochłonęła. Współczuję Serenie, a James'a mam ochotę porządnie walnąć w głowę. Jejku, jak ja nie znoszę takiego podejścia "tak będzie dla niej lepiej" u facetów. Pff, walcz, facet, walcz, bo jest o co!
    A Rose... Ona też nie ma za fajnie, prawda? Jakby nie było jest trzech facetów. Easy, Scorpius i Felix. Ja osobiście wybrałabym Malfoy'a, ale to ja i moja obsesja na punkcie jego i jego ojca.
    Lubię Lily. Może dlatego, że trochę przypomina mnie, czasami. Wkurzanie rodzeństwa to moja specjalność. Poza tym James'owi przyda się trochę stresów (tak dalej jestem na niego zła za te jego filozofie).
    I Natalie. Ciąża w tak młodym wieku? Nie fajnie. Ale nie będę jej oceniać, nie wiem wszystkiego.
    Jak widzisz bardzo się wczułam w Twoje opowiadanie. Jesteś genialna, naprawdę. Lubię je czytać, czasami nawet zaczynam od początku chcąc pamiętać o każdym ważnym wydarzeniu.

    Okej, teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć duuużo weny i czasu. I do następnego rozdziału. ;))
    - GossipGirl [ malfoy-station ]

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne ! :p Natalie w ciąży, Wow. 'o' Czekam na następną, i czuj się poganiana

    OdpowiedzUsuń
  4. Angel in black19 lipca 2012 14:50

    Tak mówiąc zupełnie szczerze, to zapomniałam, o czym była poprzednia notka , pamiętałam jednak, że to opowiadanie jest świetne i często zaglądałam licząc na to, że może po prostu zapominałaś o powiadomieniach :D Liczę, że wkręcisz się z powrotem w pisanie, bo to opowiadanie zasługuje na ciąg dalszy! Serena i J.S. Potrzebują rozwiązania :D
    Niech wena będzie z Tobą!
    Nie dla ACTA!
    I w ogóle :D Sesja, nie powinnam się przypadkiem uczyć?
    Idę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznę od tego,że szablon jest cudny.Rozdział jest boski.Wow Natalie jest w ciąży:)Nie moge się doczekać aż James wyzna uczucia Serenie a nie będzie się zastanawiał i tym samym ranił ją.Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się ucieszyłam na nowy rozdział ! Normalnie SZOK. Brakowało mi tylko rozmowy głównych bohaterów. Widzę, że mieszasz. haha i dobrze! Lubię szybki rozwój akcji i nowych zdarzeń. Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nareszcie ^^ Jak ja tęskniłam za Reną i tą całą gromadką... Chociaż muszę przyznać, że w tej notce wyjątkowo bardziej zauroczył mnie wątek o Rose. Tak jakbym czytała o sobie. To wszystko co przeżywa Weasleyówna jest niemal kopią ostatnich wydarzeń z mojego życia. Chyba siedziałaś mi w głowie jak to pisałaś :D i... no tą ciążą mnie zaskoczyłaś. i wgl James... faceci, zamordować to za mało. A Lilka mogłaby okazac siostrzane uczucia :P

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. lolcia510@buziaczek.pl19 lipca 2012 14:52

    Długo czekałam, ale się opłaciło. Chociaż... Zależy, jak się na to spojrzy, bo spodziewałam się już big miłości i wszystkiego, a spotkało mnie... rozczarowanie, brak miłości i ... ciąża?! Matko droga, uczniowie Hogwartu nie są jednak tak odpowiedzialni, jak myślałam wcześniej (o absolwentach już nie wspominając).
    Ogólnie, nie wiem, co mam napisać. Cholernie mi przykro, że Serena i James nie są razem. Współczuję Rose i Chelsei (nie wiem, jak to odmienić, wybacz), bo sama wiem, co oznacza taka nieudana miłość.
    Hm... Ciąża... Jestem tym zaskoczona. Ciąża... Matko, dopiero teraz ta informacja do mnie dochodzi. Ciąża... Matko, kto jest ojcem dziecka?! Jeśli mi powiesz, że jakiś przystojniak z Gryffindoru, to pojadę do 9, wtargnę na lekcję polskiego i na oczach całej klasy zamorduję, słowo!

    Pozdrawiam,
    Alex vel Nicky
    (mrs-zabini.blog.onet.pl)

    OdpowiedzUsuń
  9. ach... jaki miły początek dnia. Rozdział bardzo mi się podobał. Serena ma ciężko a James jest idiotą. Faceci ogólnie to d*bile (ach, ten Onet). W ogóle nie znają kobiecej natury a wydaje im się że pozjadali wszystkie rozumy.
    A Rose z chęcią bym pomogła wybrać faceta. Mały casting, Elfaba na prowadzącą i już jeden problem z głowy.
    Zaskoczyły mnie ostatnie słowa Natalii, a może wcale nie tak bardzo? Kiedyś w sumie musiało do tego dojść.
    Pozdrawiam :)
    PS: Przypomniało mi się ostatnio, że dawno temu obiecałam Ci szablon. W zasadzie zrobiłam nawet jeden z myślą o Tobie. Ale nie chcę się narzucać. Tutaj jest podgląd. Możesz zobaczyć i ocenić. Jeśli Ci się spodoba to zalinkuję Ci uniwersalne.
    http://c.wrzuta.pl/wi12437/4461872a0017e3b24f2e4b73/rrrtlo

    OdpowiedzUsuń
  10. Blog przeczytałam z wielką fascynacją. Tego mi było trzeba... Piszesz cudownie, rzadko zdarzają ci się jakieś błędy, powtórzenia, itd. Wybrałaś ciekawą historię:) Szkoda tylko, że przerwałaś w takim momencie. Zastanawiam się, czy Natalie jest w ciąży z Jamesem??? Mam nadzieję, że połączysz Serenę i Jamesa. Pozdrawiam:) Fanta102

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwsze śliczny szablon.
    Po drugie czemu nie zostałam poinformowana?
    Po trzecie przechodzę do rozdziału. Te rozterki Sereny i James są świetnie opisane. Jednak z każdym odcinkiem tutaj coraz bardziej nienawidzę Lily. Jej arogancja, jej bezczelność - doprowadzają mnie do szału. Natalie w ciąży? Ale z kim? To się narobiło...

    OdpowiedzUsuń
  12. Poproszę o więcej Easy' ego <3, ale nie z Chelsea, tylko jego samego. Ogólnie rodział jak zawsze świetny, nic dodać, nic ująć. W twoim opowiadaniu teraz to chyba wszyscy mają deprechę, nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  13. Hey, nareszcie nowa notka ! Moim zdaniem jest średnia, ale cieszmy się, że się pojawiła. Po tak długiej nieobecności może być trudno powrócić do dobrej formy, więc wybaczamy i czekamy na więcej. ACTA ... debaty powinny być prowadzone przed podpisaniem dokumentu a nie po. Chyba nie trzeba tego komentować. Fenomenologia... ojcem fenomenologii był chyba Husserl. Jego ,,Idea fenomenologii,, jest koszmarna. transcendencja i immanencja potrafią nieźle namieszać w glowie:D

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, dokładnie, czuj się poganiana, dowartościowana i motywowana, gdyż nie mogę się doczekać kolejnej notki. Po prostu czekam z niewyobrażalną niecierpliwością na następny rozdział, który z pewnością będzie tak fantastyczny jak poprzednie ;DD
    Serio, świetnie piszesz. Aż mam kompleksy ; )

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie masz pojęcia jak się ucieszyłam gdy dotarło do mnie, że pojawił się nowy rozdział :) Zdałam sobie właśnie sprawę jak długo już tu nie zaglądałam. Musiałam spojrzeć na poprzedni rozdział by przypomnieć sobie, co się ostatnio działo.
    James i Serena - mam nadzieję, że w końcu się ich sprawa się rozwiąże. Albo raczej zwiąże (węzłem małżeńskim, hihihi)?
    Natalie jest w ciąży? Ale nie z Jamesem, prawda? Proszę, proszę, proszę. Nie wiem, czy oni jakoś tam sypiali ze sobą ostatnio, ale i tak proszę... Niech to nie będzie James.
    Rose mnie troszkę wkurza ostatnio. I jeśli tak powinno być to powiem że świetnie udało Ci się to osiągnąć. I wiesz, już sama nie wiem czy chce żeby była z Easym. Chcę, żeby znów była Rose :)
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.