3 lipca 2012

Rozdział XVII: Girlfriend


Don't pretend
I think you know
I'm damn precious
And hell yeah
I'm the mother fucking princess
I can tell you like me too
And you know I'm right

She's like so whatever
You can do so much better
I think we should get together now
And that's what everyone's talking about 

Lily zawsze uważała się za kogoś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Bo czy jest druga tak unikatowa osoba jak ona? Oczywiście, że nie! Zresztą, gdyby ktoś zadał jej takie pytanie nazwałaby go idiotą, gdyby miała dobry humor. Bo gdyby nie miała wtedy dobrego nastroju to nieszczęśnik skończyłby w Świętym Mungu. Ale jeszcze bardziej niż głupich pytań Lily nie lubiła kłamstw. Jednak, rzecz jasna, tylko i wyłącznie w sytuacjach, gdy ktoś ją oszukiwał. Kłamstwa były dobrą rzeczą, gdy ona je wypowiadała. W innych przypadkach powinny być surowo zabronione. Najlepiej karane rokiem pobytu w Azkabanie. Tak, to dobry pomysł. Musi o tym powiedzieć ciotce Hermionie. W końcu ona pracuje w departamencie przestrzegania prawa w Ministerstwie...
- Lily - usłyszała za swoimi plecami cichy głos. Odwróciła się gwałtownie, tak gwałtownie, że nawet śpiący kot leniwie otworzył jedno oko. Dziewczyna jednak nie zwróciła uwagi na swojego zwierzaka, tylko patrzyła świdrującym wzrokiem na swojego kuzyna.
- Słucham, Hugonie?
Chłopak skulił się, słysząc chłodny ton głosu kuzynki. Lily potrafiła być tak uparta i zawzięta, a przy tym apodyktyczna jak jego matka, czy Rose. Iście szatańska mieszanka.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytał cicho, chociaż nikt oprócz niej nie mógł go usłyszeć. W końcu, kto normalny przesiaduje w Pokoju Wspólnym o godzinie piątej nad ranem, pomyślał, jednak nie powiedział tego głośno. Wiedział jak zareagowałaby jego kuzynka.
- Hugo, czy ja kiedykolwiek miałam, mam lub będę miała złe pomysły? Nie! Więc się głupio nie pytaj - odpowiedziała, potrząsając burzą rudych loków. Spojrzała na Huga groźnie, dając mu do zrozumienia, żenie będą kontynuować tego tematu. Młody Weasley nic nie odpowiedział. Jak zwykle, zresztą. Lily jednak to nie przeszkadzało. W końcu wystarczyło, że ona mówiła, a on słuchał. Odpowiadał jej taki układ. Chociaż byłaby jeszcze bardziej zadowolona, gdyby Hugo był jej bratem zamiast Jamesa lub Albusa. No, ale niestety na razie musiała zadowolić się tym, co miała. Bo życie jest czasami tak niesprawiedliwe, pomyślała, zaciskając usta.
- Lily... - zaczął po raz kolejny Hugo, patrząc na pannę Potter z lekkim niepokojem.
Pogrążona we własnych myślach dziewczyna dopiero po dłuższej chwili usłyszała głos kuzyna. 
- Idziemy - powiedziała dziarsko, udając, że nie zauważa niepokoju malującego się na twarzy kuzyna. Przewróciła niecierpliwie oczami, po czym dodała. - Nie panikuj. Chociaż bardziej by w tej chwili chyba pasowało ulubione powiedzenie dziadka. Pamiętasz je? Bo ja tak. Nie bój żaby, jak to mówią mugole - powiedziała szybko, odgarniając niesforne kosmyki. - Zresztą, nie zrobimy nic złego. Nie bój się - powiedziała, uspokajającym w swoim mniemaniu tonem. Nie rozumiała strachu Huga. W końcu miał tylko stać na czatach, by nikt jej nie zobaczył. Rozejrzała się, po czym weszła na schody prowadzące do męskich dormitoriów. Tam, nawet nie patrząc, czy Hugo jest nieopodal, od razu skierowała się do drzwi z tabliczką ,,Klasa szósta, męskie dormitorium numer 2", która była przykryta napisami napisanymi chwiejną ręką ,, Wstęp wzbroniony - chyba, że jesteś długonogą pięknością o dużych... Albo kimś, kto posiada zgrzewkę Ognistej. Ostatecznie, jeśli masz zaproszenie od mieszkańców tego pokoju. P.S. Jeśli jesteś Lily Potter, to nie masz tutaj czego szukać." Rudowłosa czytając te słowa, prychnęła cicho. Nie widziała w tym nic śmiesznego. Poza tym mnie obchodzą ich zakazy, pomyślała ze złośliwym uśmiechem, otwierając drzwi. Niech sobie piszą, co chcą, ona i tak zawsze postawi na swoim. W końcu Lily L. Potter nie urodziła się po to, by przegrywać. Każdy już dawno powinien sobie z tego zdać sprawę. Weszła do ciemnego pomieszczenia, gdzie śmierdziało alkoholem, potem i skrętami. Zmarszczyła nos, zastanawiając się czy skrzaty domowe sprzątają dormitorium jej brata i jego przygłupich kolegów. Wyciągnęła różdżkę i niby od niechcenia nią machnęła, wymawiając zaklęcie. W pokoju zrobiło się bardzo jasno, tak jasno, że nawet Lily przygotowana na światło lekko zmrużyła brązowe oczy.
- Chyba trochę przesadziłam... - mruknęła sama do siebie.
- Co to ma być do jasnej cholery!? - krzyknął James, budząc się, unosząc głowę i rozglądając się ze złością. Gdy jego spojrzenie padło na Lily, mimowolnie westchnął. Nie było to jednak westchnienie złości, gniewu, czy ulgi. Nie. To było westchnienie bezradności. Panna Potter widząc to, uśmiechnęła się z wyższością.
- Lily, może już dałabyś nam spokój i poszła spać? To nie jest zbyt dobra pora na poranne, czy też jak wolisz wieczorne rozmowy - powiedział nieprzytomnie Ryan, zakrywając sobie głowę kołdrą.
- A gdzie Easy? - zapytała Lily, zakładając ręce na piersi i patrząc na wszystko podejrzliwie.
James wzruszył lekko ramionami:
- Szczerze mówiąc nie ma pojęcia. Pewnie znowu maluje jakiś cud natury, którego nikt nie jest w stanie zrozumieć. Ale chyba nie o nim przyszłaś porozmawiać? Chociaż może on ci się podoba... - dodał z namysłem i lekką kpiną, która uraziła Lily.
- Też coś! - prychnęła. - Że niby nie ma kto mi się podobać, tylko jedne z twoich przygłupich, trolich, walniętych kolegów? Nie wiem czy wiesz, braciszku, ale ja w przeciwieństwie do ciebie mam gust!
- Ja tu jestem! - krzyknął Ryan, odrzucając kołdrę i przecierając zaspane oczy - Lily, mogłabyś mnie nie obrażać w moim własnym dormitorium?
- A jeśli odpowiem, że nie, nie mogłabym? - odpowiedziała ze słodyczą w głosie.
- Ryan, zamknij się - warknął James w stronę przyjaciela. - Jeśli będziesz z nią dyskutował, to ona nigdy nie wyjdzie, a tego przecież nie chcemy, prawda? A ty - zwrócił się w stronę siostry - mów, mała zarazo, czego chcesz. Tylko streszczaj się.
- A więc, jestem - dziewczyna zrobiła efektowną przerwę - spłukana. Potrzebuję na jutro czterech, chociaż... nie, potrzebuję na jutro ośmiu galeonów. Ani knuta mniej. Radziłabym zapłacić - dodała z udawaną troską - bo inaczej nasza kochana mamusia dowie się, że palisz skręty. To by było na tyle na dzisiaj... Chociaż nie, bo chcę dostać gotówkę dzisiaj na obiedzie w Wielkiej Sali. Mam nadzieję, że się nie spóźnisz - dorzuciła, wychodząc. 
-Światło! - krzyknął za nią Ryan, ale ona tego nie usłyszała, a może po prostu udała, że nie słyszy? To drugie było bardzo prawdopodobne i pasowało do wrednego charakteru siostry Jamesa. Spojrzał na przyjaciela i spytał. - Zapłacisz jej?
- A mam jakieś wyjście? Przecież ona jest nieobliczalna, zdolna do wszystkiego, w co zresztą nie wątpię. To chyba wina tego, że jak była mała, to razem z Albusem zamykaliśmy ją w szafie. A może ona po prostu jest skrzywiona? Nie wiem. 
- Masz kasę, żeby jej zapłacić? - zapytał z powątpiewaniem Ryan, patrząc na Pottera.
- Nie przypominaj mi o tym - jęknął James. - Jestem kompletnie spłukany. Moja, kochana siostrzyczka doszczętnie wyczyściła moje kieszenie trzy dni temu, ale chyba już o tym zapomniała. To by nawet do niej pasowało...
- Witajcie! - powiedział Easy, wchodząc do środka i z entuzjazmem patrząc na smętne miny przyjaciół. - Czy wy nie widzicie tego zjawiskowego piękna, aureoli otaczającej dzisiaj świat? - dodał z rozmarzeniem, nie zauważając ironicznych spojrzeń Ryana i Jamesa.
- O czym ty właściwie gadasz? - zapytał Fairchild, marszcząc brwi.
- Czy mówiłem wam już, że zamierzam poderwać Rose Weasley - odpowiedział Adams pytaniem, a jego zielono-niebieskie oczy przez chwilę wydawały się być całkiem przytomne. Ryan słysząc tą odpowiedź zaczął się głośno śmiać, a James zastygł w bezruchu.
- Stary, dobrze się czujesz?
- Easy, ty zwariowałeś - odpowiedział w końcu Potter, przygładzając zmierzwione włosy. - Ty wiesz, że ona jest moją kuzynką? Kuzynką, rozumiesz? Zresztą, na pewno da ci kosza. Nie ta liga - dorzucił z mściwym uśmiechem.
- Nie chodzi o nic, tylko o ciało. I włosy. Chcę ją namalować. Najlepiej nago - odparował Easy. - Muszę mieć tylko trochę czasu na przygotowanie wszystkiego... Myślę więc, że w święta, to odpowiedni czas, ona zrzuci ubranie, a ją namaluję. Może nawet coś więcej? Ale najpierw sztuka, tak, sztuka przede wszystkim... - mruknął cicho, machając ręką w powietrzu, jakby trzymał pędzel.

***
Wystarczyła zaledwie jedna noc, by miękki puch przykrył wszystko. Teraz swą bielą w oczy niemal raziły szkolne błonia, drzewa, czy dach chatki Hagrida. Śnieg był ogromną niespodzianką dla Reny, która tego ranka spojrzała w okno. Z fascynacją popatrzyła na spadające płatki. Choć na pozór niemal identyczne, tak różne. Zupełnie jak ludzie... Śnieg był dla Sereny także zapowiedzią nadchodzących świąt. Jeszcze trzy tygodnie i będzie w domu z rodziną. Z niewidomych powodów ta perspektywa jej nie ucieszyła, a wręcz przeciwnie. Nie chciała rozstawać się choć na kilka dni z Hogwartem, przyjaciółkami i... Jamesem, zwłaszcza z nim. Zamknęła powieki, przywołując w pamięci twarz ukochanego. On działał na nią upajająco. Jego obecność, zapach, dotyk... Wszystko to wydawało jej się czasem zbyt piękne. W końcu czym zasłużyła na tak wielkie szczęście?
- Rena! Ty, znowu się zamyśliłaś - powiedziała Elizabeth z lekkim oskarżeniem w głosie. 
- Przepraszam. Ja nie chciałam - odpowiedziała niepewnie Wilson, poprawiając spadające okulary.
- Nie o to chodzi... Ty po prostu, jakby to powiedzieć, odlatujesz. To nic złego. Nie patrz tak na mnie. Miłość to piękne uczucie. O, tak - dodała z lekką zadumą w głosie.
- Nie, to nie o to... - Rena zmieszała się, a jej policzki poczerwieniały. - Chodź, Gloria już na nas czeka.
- Może jeszcze poczekać. Nic jej się nie stanie - odpowiedziała Elizabeth, jednak widząc minę przyjaciółki dorzuciła - dobra, już idę. A mówiłam Ci już, że wczoraj gadałam z Lori? Tą Puchonką z naszego roku, która przyjaźni się z Candy. Ona chyba chodziła z Scorpiusem Malfoyem. Ale teraz spotyka się chyba z bramkarzem Krukonów. A właśnie...
Serena odpłynęła, przestając słuchać paplaniny przyjaciółki. Teraz chciała tylko jednego - być z Jamesem. W tej chwili, minucie, sekundzie. Nic więcej. Tylko z nim być. Nic więcej... Tak niewiele, a może wiele?

***
Candy Patil chuchnęła na swoje, pomalowane mugolskim lakierem paznokcie. Podniosła rękę pod światło, zastanawiając się, jak powinien właściwie wyglądać kolor o nazwie promienny róż. Pomyślała, że barwa powinna być bardziej perłowa. Rozejrzała się w poszukiwanie pomocy, dopiero po chwili zdając sobie, gdzie się znajduje, a mianowicie w dormitorium Ryana, znaczy jej Ryana. Dzisiaj na lekcjach poprosił ją o pomoc z zaklęć, a ona oczywiście się zgodziła. Musiałam się zgodzić, pomyślała z zadowoleniem. Teraz każdy będzie wiedział, że Candy Patil jest nową dziewczyną Ryana Fairchilda. Wystarczy godzina, by cały zamek łącznie z duchami, nauczycielami i skrzatami domowymi się o tym dowiedział. Wisi o Lori jak nikt potrafią rozpowiadać fakty. Bo w końcu jej związek z Ryanem nie jest plotką, prawda? Ta myśl sprawiła, że dziewczyna otworzyła usta i lekko zmarszczyła brwi.
- Nad czym tak dumasz? - spytał Gryfon, obejmując dziewczyną i całując ją w obojczyk.
- Nie... Ja tak po prostu... - wymamrotała, z radością poddając się jego dotykowi. Zaczęła rozpinać guziki jego szaty, gdy drzwi się otworzyły.
- Wynocha, teraz ja zająłem pokój - sapnął Ryan, nie zaszczycając przybysza nawet spojrzeniem. W tej chwili mógłby postawić wszystko, co miał, że w drzwiach stoi James albo Easy. Jednak rzeczywistość nie okazała się tak łaskawa. Cichy pisk sprawił, że chłopak odwrócił się w tamtą stronę i spojrzał wprost w niebieskie, na co dzień łagodne a dzisiaj pełne nienawiści, oczy Marissy.
- Kto to? - zapytała Candy, walcząc z kolejnym guzikiem jego szaty, jakby nie zdawała sobie sprawy, że temperatura w pokoju gwałtownie się ochłodziła.
- Jak to, kto? To ja, jego dziewczyna - odpowiedziała Marissa, gniewnie patrząc na parę leżącą na łóżku chłopaka.
- To nie tak jak myślisz, skarbie... - zaczął Ryan, ale Candy mu przerwała:
- Ja jestem jego dziewczyną, znaczy obecną dziewczyną. Nie wiesz o tym? Ja nią nie tylko jestem, ja nią naprawdę chcę być. Nie masz wyjścia, kochanie - zwróciła się do Fairchilda - musisz jej powiedzieć, że jej nie chcesz. Nie masz wyjścia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.