3 lipca 2012

Rozdział XXII: Family


It's more than you
It's more than me
whatever dreams we have
They're for the family

We're not alone any more then
There are others there
And this dream's big enough
For all of us to share

Tego dnia w Londynie świętowali wszyscy. Całe miasto zdawało się być przesycone atmosferą świąt i radości. Przybrane domy niezbicie świadczyły o celebracji  ostatnich dni grudnia. Jednak największym i najbardziej podważalnym dowodem Bożego Narodzenia były niemal puste drogi, rzecz dosyć niezwykła w tłocznym Londynie. Prawie pustymi ulicami spacerowały tylko nieliczne rodziny, chcące odpocząć od gwaru i hałasu panującego w ich domach. Tak przynajmniej tego dnia było na przedmieściach Londynu. Jeden z tamtejszych domków został suto ubrany ostrokrzewem i światełkami, a na furtce i drzwiach wisiały duże, świąteczne wieńce.  Na świerku przed budynkiem ktoś zawiesił kolorowe, mrugające lampki. W jednym z okien domu paliło się światło, ukazując wnętrze pomieszczenia, w którym siedziały trzy, na pozór podobne dziewczyny. Najmłodsza, Eva z wyprostowanymi plecami siedziała przed fortepianem, z pasją dotykając klawiszy. Skupiona mina dziewczynki i błyski w szarych oczach świadczyły o wysokiej koncentracji. Zdawało się, że  Eva kompletnie nie zwraca na nic uwagi, jakby na świecie była tylko ona i jej muzyka. Jej ciemnoblond włosy tego dnia były zebrane w dwa warkocze, które podskakiwały przy każdym gwałtownym ruchu. Na brązowej, skórzanej kanapie w kształcie półksiężyca z podwiniętymi nogami siedziała najstarsza z dziewcząt, bo mająca lat dziewiętnaście, Isabella. Malowała ona swoje paznokcie u stóp na jasny odcień fuksji, co chwilę cmokając z niezadowoleniem i sięgając po zmywacz. Nuciła cicho jakąś znaną piosenkę, której melodię usłyszała wczoraj w radiu. Wesoło potrząsała ciemnymi, kręconymi włosami, luźno opadającymi na jej plecy. Wreszcie obok stołu stała Serena, średnia córka państwa Wilson. Ubrana w ciemne dżinsy i szary, luźny golf,  znacznie odróżniała się od swoich sióstr. Jej włosy były ciasno zebrane w długi warkocz. Na nosie miała okulary w szerokich oprawkach, a na zębach aparat. Teraz rozglądała się po pomieszczeniu, chłonąc wszystkie szczegóły i zmiany, jakie zaszły w domu w czasie jej nieobecności. 
- Serena, usiądź, bo nie mogę się skupić - powiedziała z lekką pretensją w głosie Eva. Rena zaczerwieniła się lekko, szybko jednak usiadła obok Isabelli. - Dziękuję. - Młoda pianistka szybko wróciła do gry, obdarzając jeszcze siostrę ciepłym uśmiechem.
- Nie powinnaś jej  ustępować. - Isabella zamaszystym gestem odgarnęła włosy na plecy, po czym zakręciła buteleczkę z lakierem i postawiła ją na pobliskim stoliku. Popatrzyła badawczo na młodszą siostrę, uśmiechając się z lekkim pobłażaniem. - A więc, co się stało.
- Dlaczego coś miałoby się stać? - zapytała ze zdziwieniem Serena.
- Widzę, że coś jest nie tak - odpowiedziała Bella, patrząc na siostrę ciemnymi oczami, które otaczały długie, gęste czarne rzęsy. Pomyślała chwilę, aby  zaśmiać się cicho. -  Kochanie, nie ma co się wstydzić zakochania - dodała, mrugając do coraz bardziej czerwonej Sereny.
- Skąd wiesz? Ja wcale się nie... - Rumieniec na twarzy Gryfonki przybrał krwistoczerwony kolor. - Może i zakochałam się, ale wątpię, czy on też... Bo James jest przystojny, zabawny, cudowny, po prostu idealny. Nie to co ja. - Lekko pokręciła głową, a na jej twarzy pojawił się smutek.
- Musicie rozmawiać tak głośno? - zapytała Eva, wstając od fortepianu i mierząc siostry chłodnym spojrzeniem.
- Kochanie, lepiej zajmij się grą, a nam daj spokój - odpowiedziała Isabella, nawet nie próbując przestać się uśmiechać. Eva zacisnęła zęby, odwróciła się i, wysoko unosząc podbródek, wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Rena popatrzyła na starszą siostrę, oczekując jakiejś reakcji na to zajście. Ta jednak nadal wyglądała na szczęśliwą i zadowoloną. Zupełnie jakby zajście nie zrobiło na niej wrażenia; najwidoczniej takie sprzeczki z Evą były dla niej codziennością. Na tą myśl poczuła lekkie ukłucie w sercu. Musiała stawić czoła prawdzie - prawie w ogóle nie znała swoich sióstr. Spuściła lekko głowę, przygnębiona tą myślą.
- Ej, Serena, głowa do góry - powiedziała Isabella optymistycznym tonem. - Zresztą, pamiętaj, że jakbyś chciała jakiejś takiej rady, to chętnie coś ci opowiem. - Puściła oczko do siostry, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Ale my nie... - zaczęła niepewnie Rena, jąkając się i na powrót stając w pąsach.
- Jak to nie? - zapytała z ciekawością mugolka.
- Bella, my po prostu jeszcze nie... nawet o tym nie rozmawialiśmy.
- To co wy robicie na randkach?
Serena spojrzała na siostrę błagalnie, a ta lekko wzruszyła ramionami.
- Dobra, dobra, już cię nie męczę. Ale pamiętaj, że zawsze chętnie o tym z tobą porozmawiam. - Odsłoniła w szerokim uśmiechu śnieżnobiałe zęby. -  Poza tym poznamy go w te święta?
Rena smutno pokręciła głową:
- Nie poznacie go, bo świętuje z rodziną. Pewnie w ogóle o mnie zapomniał - dodała po chwili, a w jej oczach zabłysły łzy.
- Skąd wiesz, może przyśle ci prezent...
Słowa dziewczyny przerwał nagły stukot w okno. Serce Sereny zabiło mocniej. Hałas za szybą robiła mała sówka o śnieżnobiałych piórach. Z pozoru zwykły ptaszek, ale jednak niezwykły. Dlaczego? Otóż ta sówka miała na sobie różowe nauszniki i maleńkie buciki w tym samym kolorze. Zwierzątko niecierpliwie zastukało w szybę; Serena szybko je otworzyła, robiąc krok do tyłu.
- To od niego? - zapytała Bella z lekko zdegustowaną miną. Najwyraźniej nie spodobała jej się wizja chłopaka, który ubiera swoją sowę w różowe wdzianka.
- Nie - powiedziała krótko czarownica, walcząc z nieznośnym uczuciem rozczarowania.
Tymczasem ptaszek wleciał do pokoju, a wraz z nim mroźne, ostre powietrze, pod wpływem którego dziewczyny zadrżały. Sówka zrobiła piruet w powietrzu, lecąc pod żyrandol, wiszący w centralnej części sufitu, po czym upuściła list na kanapę. Rena cicho westchnęła, patrząc na różową kopertę w kształcie serduszka, nad którą unosił się słodki, duszący zapach liliowych perfum. Nie musiała zgadywać kto jest autorem listu. W końcu tylko jedna osoba używała takiej woni, a mianowicie nie kto inny jak Candy Patil.  Otworzyła kopertę ; zapach lilii stał się jeszcze mocniejszy.  Wyprostowała złożoną kartkę i zaczęła czytać:
Droga Brzydulo!
Pewnie jesteś zaskoczona moim listem. Wiesz skąd to wiem? Bo ja jestem równie zdziwiona, znaczy zaskoczona, pisząc go! Dziwne, nie? W każdym razie to wprost nieprawdopodobne, że one, znaczy Wisi, Angelique i Lori totalnie mnie olały. Jedna pojechała za granicę, druga się nie odzywa, a trzecia wcisnęła mi świstek papieru w Hogwarcie, znaczy jeszcze przed odjazdem z jakimś numerem telefonu, ale ja nie bardzo wiem, co to jest. Brzmi jak jedzenie albo męski kosmetyk. W każdym razie nawet tego papierka nie mam, bo nie zmieścił mi się do walizki! Wyobrażasz sobie? Zostawiły mnie na pastwę moich psychoterpicznych, czy jak to tam mówią mugole, ciotek.  A one są naprawdę okropne. Jedna z nich, znaczy Padma, dała mi w prezencie na święta książkę, wyobrażasz sobie, książkę! I ja zupełnie nie wiem, co z nią zrobić. Bo co zwykle robi się z książkami? Z kolei druga ciotka, znaczy siostra pierwszej ciotki, czyli Parvati dała mi jakieś dwie szklane kulki. Na początku myślałam, że to kolczyki, ale chyba nie, bo tak na mnie popatrzyła dziwnie, jak spytałam, czy to kolczyki i zapytała mnie, czy w ogóle chodzę do szkoły. Zupełnie jakbym była głupią blondynką, a to przecież nieprawda, znaczy ja jestem blondynką i nawet jestem z tego dumna, chociaż nie bardzo rozumiem, co znaczy ta cała duma, ale w każdym razie nie jestem głupią, znaczy głupią blondynką nie jestem. W końcu głupia dziewczyna nie zostałaby dziewczyną Ryana Fairchilda, a ja nią byłam, znaczy jestem. Chociaż to ja już nie rozumiem teraz jak się nam układa. Na pożegnanie mnie prawie nie pocałował. Co to jest taki krótki pocałunek? Ech, to życie jest takie ciężkie, że boję się złamać, znaczy załamać. Ciesz się, że ty nie masz takich problemów z mężczyznami...
Serena przestała czytać, myśląc o Jamesie. O ile lepiej byłoby móc powiedzieć, że naprawdę nie ma kłopotów z chłopakami. Ale on był chyba nawet tych kłopotów wart. Jego dołeczek w brodzie, wiecznie rozwichrzone włosy, cudowne orzechowe oczy, słodkie usta. Na ostatnie wspomnienie na ustach Gryfonki pojawił się pełen tęsknoty uśmiech. A może Bella ma rację?  Co jeśli tylko oni zostali w tyle za wszystkimi? Jeśli wszyscy już to zrobili? Może wspólna noc rozwiązałaby wszystkie problemy? Dla Sereny to nie było ważne - liczyło się tylko zadowolenie Jamesa. W końcu to nazywa się miłością... Jej rozmyślania przerwało lekkie szczypnięcie w palec. Popatrzyła w dół, wprost w ciemne ślepia jakiejś ciemnoszarej sowy. Dziewczyna krok się cofnęła, chcąc uniknąć ponownych dziabnięć ze strony ptaka. Wtedy jej wzrok padł na małe zapakowane pudełko leżące nieopodal. Do czerwonej kokardki na pakunku przeczepiona była karteczka z napisem Serena. Adresatka przełknęła głośno ślinę, jak zauroczona patrząc na pakunek.
- Otworzysz? - zapytała Bella, a Rena drgnęła, uświadamiając sobie, że zapomniała o obecności starszej siostry.
- Tak, tak - odpowiedziała, niepewnie, z namaszczeniem, dotykając pakunku. Wzięła głęboki wdech i delikatnie rozwinęła papier. Na widok prezentu od Jamesa, Serena znieruchomiała. W małym pudełeczku, wyścielanym czerwonym materiałem leżały dwie połówki jednego serca. Wykonane one zostały z bardzo rzadkiego kamienia zwanego Kryształem Uczuć. Jeśli część serca dało się ukochanej osobie wisiorek przybierał czerwoną barwę,  im mocniejsze uczucie, tym bardziej intensywna barwa.
- Wow - szepnęła Isabella, z nieukrywanym zachwytem patrząc na serduszko. - Trzeba przyznać, że ma chłopak gust.
***
Te święta toczyły się w Norze ustalonym rytmem. Nic nikogo nie zaskoczyło, czy zdziwiło. Ot, kolejne Boże Narodzenie w towarzystwie najbliższych z ogromną ilością pysznego jedzenia i wolnym czasem, którego na co dzień wszystkim brakowało. Każdy znalazł sobie gdzieś miejsce i oddawał się swoim ulubionym zajęciom. To był zdecydowanie najlepszy czas podczas świąt zdaniem klanu Weasley - Potter. Ginny z Fleur siedziały w kuchni, rozmawiając o najnowszej kolekcji znanej projektantki szat i najświeższych ploteczkach z towarzyskiego życia magicznej elity. Obydwie panie jeszcze dwadzieścia lat temu nie darzyły się sympatią, więc ich nagła przyjaźń zaskoczyła członków rodziny, a nawet je same. Nagle okazało się, że Ginny Potter i Fleur Weasley wbrew pozorom mają wiele wspólnych tematów. Nad stołem  siedziała jeszcze pochylona, ale nie biorąca udziału w rozmowie Hermiona. Maleńkimi literkami pisała na dużym zwoju pergaminu najnowsze poprawki do prawa czarodziejów. Była tak pochłonięta pracą, że nie zauważyła ciemnej smugi tuszu, jaką miała na nosie. A  może nawet zauważyła te ślady ciężkiej pracy, tylko je zlekceważyła? To była już jej tajemnica. Tuż obok kuchni, w niedawno wybudowanym salonie znajdowali się tymczasem Ron, Harry, Bill, Charlie, Kingsley, Andromeda, George, Artur, Molly i Victoire z Teddy'm. Ci dwaj pierwsi zawzięcie rozmawiali o starych czasach, co chwilę głośno mówiąc ,,a pamiętasz...". Mieli szkliste spojrzenia  i lekko  zaburzoną koordynację ruchową. Tak, tego dnia słynny Harry Potter, szef biura aurorów i Ron Weasley, słaby auror i pomocnik w sklepie ,,Magiczne Dowcipy Weasleyów" otworzyli trzecią butelkę Ognistej Whiskey. Chociaż niektórym wydawało się to niedużo, dla nich było to morze alkoholu. W końcu w młodości mieli ważniejsze sprawy niż imprezy i procenty, a Ginny i Hermiona miały identyczną niechęć do alkoholu. Ach, tak więc niech żyją pantoflarze. Mężczyźni lekko stuknęli się szklaneczkami, jednak puścili je,  widząc spojrzenie brązowych oczu skierowane w ich stronę. Molly Weasley odwróciła wzrok, a na jej twarz wrócił pogodny uśmiech, po czym  z radością popatrzyła na pogodną  twarz Victoire i wpatrzonego w nią Teddy'ego. Razem państwo Lupin tworzyli śliczną i bardzo szczęśliwą parę. Zawsze patrząc na najstarszą wnuczkę, pani Weasley czuła ciepło w okolicach serca. Victoire z łatwością nazywała ideałem. Posiadała ona bowiem nie tylko urodę, ale też ogromną wiedzę. Szybko zorientowała się, że rodzina jest najważniejsza, pomyślała Molly. Teddy szepnął coś swojej żonie, a ta się cicho zaśmiała, dotykając jego ramienia w pełnym miłości geście. W rogu siedzieli George, Angelina i Bill, śmiejąc się z żartów tego pierwszego i wesoło przekomarzając. Na ich twarzach widać było odprężenie, a na ustach beztroskie uśmiechy. W rogu pomieszczenia Charlie Weasley prowadził żarliwą dyskusję ze swoim ojcem na temat zwycięzców przyszłorocznego pucharu qudditcha. Mieli na ten temat odmienne zdania, więc co chwila, któryś z nich podnosił głos albo przecząco kręcił głową. Tego dnia obecna była cała familia Weasleyów, nie licząc Percy'ego, który razem ze swoją rodziną odwiedzał teściów w Bristolu. Tymczasem kilka pięter wyżej siedziała część nowego pokolenia, a dokładniej James, Fred, Louis, Rose, Albus, Dominique oraz Easy. Reszta, czyli Lily, Hugo, Remus, Doris, Roxanne z Alanem i Sabriną poszli na spacer. W każdym razie przynajmniej część z nich wybrała się na pewno na przechadzkę. Lily zapewne zmieniła plany, co jej się często zdarzało, tylko nikogo o tej decyzji nie poinformowała. A Hugo zapewne był gdzieś obok niej, jak zwykle zresztą.
- To co robimy? - zapytał w pewnym momencie Louis, rozglądając po pomieszczeniu, jakby był tutaj pierwszy raz.  Miał nadzieje, że uda mu się wymyślić jakieś ciekawe zajęcie, może nawet do gry o poważne stawki W końcu ile można rozmawiać? Popatrzył na meble, a później na swoich kuzynów. Fred trzymał w ręce różdżkę, wprawiając w ruch leżące nieopodal rzeczy. Jego mina według Louisa świadczyła o ogromnym znużeniu. James głośno kłócił się z Albusem. Bracia nie mogli się dogadać, który z nich w tym roku urządza w domu imprezę noworoczną. Na ich twarzach malowała się zawziętość, a w głosie słychać było gniew. Najwyraźniej żaden z nich nie miał zamiaru ustąpić. Dominique mrugała zalotnie, rzucając powłóczyste spojrzenia Easy'emu, który mówił coś o pięknej linii jej szyi i łabędzim wdzięku. Najwyraźniej całkiem dobrze było im w swoim towarzystwie. Dalej, niemal w rogu siedziała skulona Rose z pięcioma książkami wokół niej. Czytała jakiś opasły ton, mrucząc cicho coś na temat szalejących u nastolatków hormonów, które często prowadzą do zguby. Niby przypadkiem patrzyła na ze złością Dominique i Easy'ego. - Ludzie, to co robimy? - Louis powtórzył pytanie trochę głośniej niż poprzednio.
- A co niby mamy robić? My nie będziemy nic razem robić - sarknęła Dominique, odrzucając na plecy rude loki. Na jej jasnej, porcelanowej cerze pojawiły się rumieńce złości. - Nadal nie wierzę, że powiedziałeś babci o mojej sesji. Już ja się zemszczę - syknęła. Po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech, jakby przed chwilą wcale nie próbowała grozić swojemu bratu. - Dobra, może porozmawiamy o sztuce? - powiedziała, patrząc spod rzęs na Easy'ego.
- Ty sama jesteś istnym dziełem sztuki - Adams popatrzył na nią rozmarzonym wzrokiem, lekko dotykając jej dłoni.
- Naprawdę? - spytała zmysłowym szeptem Dominique.
Louis chciał coś wtrącić, ale, o dziwo, Rose go uprzedziła:
- Moglibyście przestać? To nie jest żadne miejsce schadzek, tylko przyzwoity i porządny dom. Powinniście to uszanować, a nie... - spojrzała na nich z nieukrywaną niechęcią. - To doprawdy przekracza wszelkie granice moralności...
- Rose, dobrze się czujesz? - W głosie Dominique słychać było zdziwienie. Dziewczyna kompletnie nie rozumiała wybuchu Rose, chyba, że... W brązowych oczach czarownicy pojawiły się błyski zrozumienia i lekkiego rozbawienia. Najwyraźniej Rose Weasley wcale nie była tak zapatrzona w książki jak wszyscy sądzili.
- Ja? Ja się bardzo dobrze czuję - warknęła Rose, rzucając kuzynce mordercze spojrzenie.
- Dajcie spokój, to już się robi nudne - jęknął Louis.
- Przepraszam bardzo, ale to nie w moim organizmie szaleją hormony - odgryzła się Rose, zaciskając dłonie na książce.
- Nie musisz się unosić gniewem i ukrywać swoich uczuć - powiedziała słodko Dominique.
- Ja wcale nie unoszę się gniewem...  I nie ukrywam swoich uczuć - wysyczała Rose, wstając i stając obok Dominique. Popatrzyła kuzynce w oczy,  ta tylko pokręciła lekko głową z pobłażaniem. Pewnie nie miałoby by to dużego znaczenia, gdyby nie kwestia wzrostu. Wysoka Dominique w butach na obcasach znacznie górowała nad Rose.
- Ty...  - zaczęły czarownice jednocześnie.
- Rose, o co chodzi ? - zapytała po chwili Dominique, wybuchając głośnym śmiechem, który brzmiał jak dźwięk dzwoneczków. - Nigdy tak nie reagowałaś.
Policzki Rose zaczerwieniły się, a ona sama zdała sobie sprawę ze swojego zachowania. Najwyraźniej wyszła na idiotkę. Tak, Rose Weasley totalnie się wygłupiła. Nawet myśl, że to się stało po raz pierwszy nie przynosiła jej wytchnienia. To w ogóle nie powinno mieć miejsca. Rozejrzała się po pokoju, napotykając rozbawione spojrzenia kuzynów. Tylko jedne niebiesko-zielone oczy patrzyły inaczej. Tak jakby za chwilę miała się przed nim położyć. Nago. Ta myśl spowodowała u niej kolejny przypływ fali wściekłości. Wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić. W pewnej chwili jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Już wiedziała, co musi zrobić. Wystarczy, że będzie ignorować tego... kogoś, a problem sam zniknie. Wszystko wróci do normy, a ona będzie potrafiła kontrolować  swoje emocje. Tak, to  zdecydowanie dobry pomysł. Pozostawało go tylko wprowadzić w życie...
 - Wiesz co, Rose? Chodź, pogadamy - powiedziała w pewnym momencie Dominique, przerywając rozmyślania Gryfonki. Wstały i po pewnym zastanowieniu jednej z nich wyszły. W końcu nic tak nie pomaga jak szczera  rozmowa...
*
Dzień dobry - znowu przepraszam za opóźnienie, ale najpierw chciałam dokończyć bohaterów, czego zresztą nie udało mi się zrobić. Tak więc będę ich uzupełniać po kolei. Zresztą, już chyba mam najważniejsze postacie, a reszt zrobię  jak znajdę odpowiednie zdjęcia i cytaty. I uprzedzam, że planuję mały remont na blogu.
Zupełnie nie wiem, co dalej będzie z Rose&Easy'm, czyli chyba Waszym ulubionym wątkiem, ale postaram się ,,coś" wymyślić.
Kolejny rozdział powinien się ukazać dużo szybciej, bo już zaczęłam go powoli pisać. To już będzie impreza sylwestrowa i koniec świąt.
Dziękuję za wszystkiego komentarze - na pewno zastosuję się do większości z nich przy pisaniu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.