3 lipca 2012

Rozdział XXX: Moja i twoja nadzieja


Spróbuj powiedzieć to
nim uwierzysz że
nie warto mówić kocham
Spróbuj uczynić gest
nim uwierzysz, że
nic nie warto robić

Nic, naprawdę nic nie pomoże
jeśli Ty nie pomożesz dziś miłości

Musisz odnaleźć nadzieję
i nie ważne, że nazwą Ciebie głupcem
Musisz pozwolić, by
sny sprawiły byś pamiętał, że nic nie warto robić

Marissa McKinney ze smutnym uśmiechem na swojej pięknej twarzy zerknęła zza pnia drzewa na Ryana. Chłopak stał nieopodal chatki Hagrida nonszalancko uśmiechnięty. Co chwila posyłał zalotne spojrzenia trzem towarzyszącym mu dziewczynom, które miały jasne, proste włosy. Oczywiście blondynki, pomyślała Marissa. Znała już jego słabość do jasnowłosych dziewcząt, zresztą chyba wszyscy znali, a jednak wciąż nie mogła się przyzwyczaić do widoku Fairchilda z innymi. To bolało, piekielnie bolało. Odwróciła się, nie chcąc dłużej patrzeć na flirt i jego następstwa. Po co? Przecież dobrze wiedziała, jak to się skończy. A ona będzie cierpieć.  Wszystko wyglądało na jakieś błędne koło, którego nie potrafiła przerwać. Zbitek złych decyzji, głupia miłość, a w efekcie czuła się bezbronna, cały czas narażona na stratę. Bała się tego. Ten strach był prawie tak samo bolesny jak jego zdrady, na które nie miała już siły. Na początku myślała, że to chwilowe, że później on zrozumie na czym polega monotoniczność.  Czas jednak mijał, a Ryan Fairchild się nie zmieniał. Nadal lubił szybkie miotły, Ognistą Whiskey i ładne, jasnowłose dziewczyny w dokładnie takiej kolejności. Ona nic nie mogła na to poradzić. Odwróciła się, przymykając oczy. Miała nadzieję, że za chwilę przestaną ją piec i będzie mogła z podniesioną głową wrócić do zamku.
- Marissa. - Blondynka odwróciła się, słysząc swoje imię. 
Kilka metrów dalej stał jej chłopak, patrząc na nią wyczekująco. Z drugiej strony ciągle stały trzy plotkujące blondynki wcześniej flirtujące z Ryanem, które kojarzyły się Marissie z Candy Patil.
- Chcesz czegoś? - zapytała lekceważącym tonem, a chłopak spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Pokłóciliśmy się, czy coś mi umknęło?
- Nie, czemu? - W głosie dziewczyny słychać było gorycz.
- Marisso, nie będę się teraz z tobą kłócić. Chciałem po prostu zapytać, jak ci poszły owumenty. Nic więcej.
Oczy dziewczyny zwilgotniały.
A więc on się po prostu o nią martwił. Sama taka ewentualność sprawiła, że w sercu dziewczyny pojawiło się przyjemne ciepło. Może to jej wina? Jeśli po prostu go nie dostrzega? 
Zacisnęła usta, walcząc z myślami. Odwróciła się i zaczęła uporczywie wpatrywać w linię drzew. Musiała wybrać, czego tak naprawdę chce. Tylko jak podjąć decyzję?
Ryan z zaskoczeniem wpatrywał się w Gryfonkę, która była wyraźnie nieobecna duchem.  Zazwyczaj już tkwiła w jego ramionach i z uśmiechem poddawała się pocałunkom. Świat był w tamtych czasach znacznie prostszy. Dziś jednak czuł, że coś się zmienia. Zapowiedź przemian niemalże wisiała w powietrzu.
- Co się stało? 
Siódmoklasistka odwróciła się i z cichym westchnieniem na ustach popatrzyła na chłopaka. Opuściła ze zrezygnowaniem ramiona.
Wydawała się tak krucha, że Ryan poczuł dziwne zdenerwowanie, które nie zapowiadało niczego dobrego.
- A jak myślisz? - Głos miała dziwnie beznamiętny. Nie słychać w nim było jakichkolwiek uczuć. - Ryan, odpowiedz szczerze. My mamy jakiekolwiek szanse?
- Ale na co? - Ciemnowłosy chłopak popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Zapomnij, Fairchild - warknęła. - Nas już nie ma.
Złapał ją za rękę i przycisnął do siebie.
-  Wyjaśnij, wytłumacz...
- Nie ma o czym mówić - wyszeptała. Niebieskie oczy stały się wilgotne od słonych kropli. - Ty się nigdy nie zmienisz. Ciągle mnie zdradzasz, a ja już nie mam siły, aby ci to wybaczać. O to w tym wszystkim chodzi. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. 
Odeszła szybkim krokiem. Nie chciała, aby dostrzegł ślady łez. Już wystarczająco ją upokorzył. Poświęciła wszystko w imię tej miłości, a on...?  On się nie wysilił. Schrzanił wszystko.
***
Co robimy?  - W głosie Ryana dźwięczała niepewność. - To trwa już za długo.
- Stary, daj mi spokój - odpowiedział James. - Na dzisiaj mam wszystkiego dosyć. Lepiej powiedz, co zrobisz z Marissą? - Potter wysilił się na kpiący uśmieszek.
- To nie jest zabawne. - Twarz Fairchilda spochmurniała. - Rozumiem, że trochę przesadzam, ale czy musi robić z tego taką aferę? To moja wina, że jestem młody, przystojny i lubię się bawić? Nie, dlatego ona nie powinna mieć do mnie o to pretensji.  Już nie wiem jak z nią rozmawiać.
- To może daj sobie z nią spokój? - zaproponował James, wyciągając się na swoim łóżku i podkładając sobie ręce pod głowę.
- Nie. - Ryan z zastanowieniem stanowczo pokręcił głową. - Chyba nie potrafię.
-To masz dwa wyjścia: albo się zdeklaruj albo ją zostaw...
- Starczy o mnie. Może teraz ty dasz mi kilka pikantnych szczegółów? - powiedział z sugestywnym uśmieszkiem.
Potter wbił wzrok w ścianę.
- Sprawa się skomplikowała, a dziś nic nie jest takim jak powinno. Ona - uśmiechnął się czule -  okazała się się inna niż sądziłem. Jest inteligentna, mądra i pełna życia. W jej towarzystwie zapominam o tym głupim zakładzie... Chyba się zakochałem - dodał po dłuższej chwili ze zdziwieniem w głosie.
Ryan ze świstem wypuścił powietrze z płuc.
- Nie żartuj, stary, bo to już przestaje być zabawne. Kiedy powiesz jej prawdę?
Potter nie odpowiedział. Zabębnił pacami o ramę swego łóżka. 
Nie miał żadnej odpowiedzi i nic nie wskazywało, aby to się zmieniło. A czas gonił. Musiał zranić osobę, która jak nikt na to nie zasługiwała. Dawała z siebie wszystko i nie chciała w zamian nic. Wierzyła mu, a on musiał to wszystko zniszczyć . I to w imię czego - kilku butelek Ognistej? Nic nie było warte jej łez i smutku. Oczyma wyobraźni z łatwością mógł zobaczyć łzy Sereny. A przecież ona nie powinna przez niego płakać. Powinna śmiać się, szeroko uśmiechać czy patrzeć pobłażliwie, ale na pewno nie płakać!
- Ale jak ja mam jej to właściwie powiedzieć? - zapytał w końcu James. - Wybacz, ale to wszystko było kłamstwem? Zależy mi na tobie, jednak na początku udawałem? Mówię ci teraz prawdę, bo moja młodsza siostra mnie szantażuje i już nie mam jej czym przekupić? 
- A o kim jest właściwie mowa? 
Zapadła cisza. Potter zamarł; Fairchild wstrzymał oddech. Żaden z nich nie ośmielił się poruszyć.
- Witajcie, współtowarzysze - rzucił tymczasem Easy, który przed chwilą wszedł do pomieszczenia. Miał rozwichrzone włosy, a jego oczy iskrzyły radosnym podnieceniem. Trzymał za rękę rudowłosą dziewczynę o stanowczym wyrazie twarzy i ustach zaciśniętych w nieustępliwym grymasie. Najwyraźniej słyszeli większość ich rozmowy. Wyraz twarzy dziewczyny nie pozostawiał żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości. 
- Zadałam pytanie - napomniała Gryfonów Rose. - Oczekuję na nie odpowiedzi.
- To nic ważnego - powiedział po dłuższej chwili Ryan. - Poza tym, co wy tutaj właściwie robicie?
- Chcieliśmy porozmawiać - odpowiedziała stanowczym tonem Rose.
- Ale przecież nie powinno cię tu być. To zabronione - dodał Fairchild, a policzki Weasley momentalnie pokryły się czerwienią.
- Nie zmieniaj tematu, Fairchild - warknęła z nieukrywaną złością. - Nie odpuszczę dopóki nie dowiem się, kogo tak brutalnie oszukujecie. - Wyszła, głośno trzaskając drzwiami. 
Cisza.
James nie skomentował wizyty swojej kuzynki ani jednym słowem. W głowie miał pustkę. Może i był draniem, ale jak już to draniem z sercem, które ostatnio zaczęło bić dla niej, Sereny. Ale co z tego? Kto mu uwierzy?
***
Tępi  idioci! - warknęła Rose, schodząc schodami prowadzącymi do męskich dormitoriów. Była zła, nie, ona czuła wściekłość. Nie sądziła, że zachowania tak skrajnie patologiczne jeszcze istnieją. Miała jednak dowód - jej kuzyn i jego zdemoralizowani koledzy za nic mieli uczucia jakiejś biednej, ogłupiałej miłością dziewczyny. To musi się skończyć! I to natychmiast. Jako prefekt nie może przecież pozwolić, aby takie sytuacje miały miejsce.
W Pokoju Wspólnym był tłok. Rzecz dosyć niecodzienna w ostatnich dniach roku szkolnego. Jednak za powód tego zjawiska można było z łatwością uznać lekką mżawkę za oknem. Gryfoni siedzieli stłoczeni, oddając się pogaduszkom, wymianie plotek i knuciu intryg.
- O, Elizabeth!- zawołała Rose, a dziewczyna o brązowych włosach odwróciła się. - Gdzie jest Serena?
- W dormitorium - odpowiedziała.
Serena siedziała na parapecie i uśmiechała się z rozmarzeniem. Była szczęśliwa jak nigdy.James... Jej James. Kochała go jak wariatka. Uśmiech, dołeczek w brodzie, wiecznie rozczochrane czarne włosy. Był wyjątkowy, a na dodatek cały jej.
Odliczała w myślach sekundy do kolejnego spotkania. Nie potrafiła się skoncentrować na niczym innym. Żyła teraz w innym wymiarze; wymiarze miłości, gdzie czas się nie liczył. 
Świat powoli nabierał barw, wszystko się zmieniło.
A jednak nadal była tą samą osoba, co przed rokiem - tylko, że zakochaną z wzajemnością w najcudowniejszym chłopaku na świecie. Stanowiło to dla niej doskonały przykład tego, że marzenia czasem się spełniają. 
Czego mogłaby więcej pragnąć?
- Serena!
Odwróciła się gwałtownie, spoglądając w stronę drzwi, gdzie stała wyraźnie wzburzona Rose.
- Musimy porozmawiać. Tak dłużej być nie może. My, prefekci, musimy coś z tym zrobić. Według regulaminu etyka jest jednym z naszych podstawowych celów, a więc zachowajmy się odpowiedzialnie i przerwijmy tę niezręczną sytuację.
- O co dokładnie chodzi? - W głosie Sereny było więcej czystej uprzejmości niż zaciekawienia.
- Mogłabyś chociaż uważać, że to cię obchodzi - warknęła Rose. - Skup się przez chwilę, Serena. Mój kuzyn, James...
Serce szóstoklasistki zabiło gwałtownie. Wszystko mięśnie się napięły. Cała zamarła niespodziewanym oczekiwaniu.
- ...okazał się jeszcze większą szumowiną niż sądziłam. Jego postępowanie okazało się doprawdy karygodne. Nie spodziewałam się, że może tak po prostu kłamać i bezwzględnie uwodzić jakieś niewinne, niczego nie podejrzewające dziewczę. A wszystko w imię jakiegoś jeszcze głupszego zakładu. On nie ma sumienia. Zwrócił jakiejś dziewczynie w głowie, a ta teraz pewnie usycha z miłości do niego i żyje złudzeniami. Poza tym Lily zna prawdę , a to nie wróży niczego dobrego.  - Weasley prychnęła lekceważąco. Nie zawróciła uwagi na niecodziennie zachowanie Wilson, dla której świat się zatrzymał i to dosłownie. 
- Nie rozumiem. - Z ust Sereny wydobył się cichy szept. Nie było ją stać na nic innego. Powoli kawałki układanki jednoczyły się w jedną, spójną całość, obok której nie można przejść obojętnie. Mogła udawać, że nie widzi wielu spraw, ale jak sposób zaprzeczyć brutalnej prawdzie, gdy ta puka do drzwi? 
Ale czy nie powinna wysłuchać Jamesa? W jej pamięci pojawiły się urywki, ledwie fragmenty wspólnych wspomnień. Roześmiany James, podniecony James, zdenerwowany James. Całował ją tak delikatnie, kochał z taką pasją. Nauczył ją co to miłość, a teraz niby to wszystko miało się okazać kłamstwem; iluzją szczęścia? To byłoby okrutne, zbyt okrutne, aby było rzeczywiste.
Tylko jaka była prawda? 
- Dobrze się czujesz? - zapytała zgoła innym tonem rudowłosa, widząc niespodziewaną  reakcję Wilson. 
Serena najpierw lekko się zaczerwieniła, by chwilę później przeraźliwie zbladnąć. Jej skóry przybrała jasny, porcelanowy odcień, a w oczach pojawiła się dziwna ciemność. Usta zacisnęła w grymasie bólu, a cierpienie wydzierało się z całej twarzy. Opuściła ramiona w geście bezradności. Rezygnacja - nic więcej.
- O co chodzi? Coś się stało? - Strach zmienił głos Weasley. Teraz było on bardziej piskliwy i wyższy. Rose zrobiła krok do przodu. Wyciągnęła rękę, chciała dotknąć jej ramienia, ale zawahała się. Powstrzymał ją zupełny bezruch przyjaciółki. - Serena...?
Ciemnowłosa dziewczyna powoli odwróciła głowę i z rozpaczą popatrzyła w brązowe tęczówki.
- To koniec. Po prostu koniec - szepnęła. Znowu spuściła wzrok.
- O czym ty mówisz? - spytała Rose, ale Serena nie odpowiedziała tylko pokręciła głową.
Była  idiotką, która najwyraźniej musiała się przekonać, czym grozi naiwność. A może po prostu chciała mu wierzyć?
- Nic ważnego. - Zacisnęła dłonie w pięści, próbując na chwilę powstrzymać napływające do oczu łzy. - Poza tym bardzo cię przepraszam, ale... ale ja już naprawdę muszę iść. 
Wybiegła z dormitorium, udając, że nie słyszy wołania Rose. Musiała wyjść, uciec, schować się przed całym światem, ludźmi. I samą sobą, dodała w myślach. Robiła długie kroki, nie oglądając się w żadną stronę. Bała się, że czyjeś słowo czy choćby spojrzenie by ją zatrzymało, a na to pozwolić nie mogła. Szła, dopóki nie zbrakło jej sił. Nagle z niejakim zdumieniem na twarzy rozejrzała. Stała na jakimś korytarzu, oparta o  marmurowy filar, który opanował zimnem; czuła je pomimo tego, że miała na sobie szkolną szatę. Z tyłu napływało zimne powietrze, a więc było tam okno. Odwróciła się. Od razu dostrzegła półotwarte okno. Podeszła w tamtym kierunku, pomimo coraz bardziej dokuczliwego chłodu. W pierwszej chwili chciała zamknąć , ale resztką sił powstrzymała się, gdy dostrzegła stojącego na dole Jamesa. Chłopak stał i ze znużoną miną rozglądał się dookoła. Rena mogła się domyślać, że jego oczy błyszczą, a na ustach maluje się lekki uśmiech, który tak dobrze znała i kochała. 
- Mam nadzieje, że nie czekasz zbyt długo.  - Wilson gwałtownie podskoczyła, słysząc chłodny, opanowany głos. Trwożliwe spojrzała na szybę;  momentalnie zaparowała od ciepła jej oddechu. Zdała sobie sprawę, że nikt nie stoi za jej plecami, a jedynie słyszy słowa osoby, która znajduje się kilka metrów niżej, stojąc naprzeciw Jamesa Pottera.
- Wystarczająco długo. - Rozległ się znajomy głos. W głosie chłopaka nie było ekscytacji czy radości. Wydawał się dziwnie obcy  zakochanej w nim stojącej na górze Serenie.
- James, nie przeciągajmy tego - powiedziała w pewnej chwili piękna i elegancka dziewczyna. Angelique uniosła lekko podbródek. - Czas wyznać prawdę.
Gryfonka zamarła.
- Nie musisz tego słuchać. 
Tym razem głos naprawę dochodził z korytarza. Serena odwróciła się i bez większego zaskoczenia spojrzała na Lily. 
Potterówna stała w oparta w filar, tam, gdzie przed chwilą była Wilson. Jej rude włosy okalały piegowata twarzyczkę, a brązowe oczy jak zwykle pozostawały nieprzeniknione. Miała potargane ubranie, które zapewne pamiętało lepsze czasy i brakowało w nim kilku guzików.
- Wydaje mi się, że znasz prawdę. - W głosie Lily brzmiała jedynie szczerość, żadnego współczucia czy litości.
- Mnie też się tak wydaje - odpowiedziała po dłuższej chwili Serena matowym głosem. Czuła w gardle dławiącą suchość i wilgoć w kącikach ust.
Po jej policzku spłynęła jedna łza.
Niespodziewanie nadzieja umarła.
__________
Znowu przepraszam za długą nieobecność. Miałam dodać rozdział tydzień temu, ale mój Internet odmówił posłuszeństwa.
Kolejny rozdział za tydzień, ostatecznie dwa.
Z dedykacją dla Cally. Za wszystko.
A poza tym chciałabym dodać, że mam dosyć zimy. Brrr, cały czas się ślizgam i marznę.
Dziękuję za liczne komentarze pod poprzednim rozdziałem.

13 komentarzy:

  1. Pierwsza, oczywiście ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczuwałam, że ten rozdział będzie przełomowy. Genialnie opisane emocje Sereny, która WRESZCIE dowiedziała się prawdy. Ale w tym samym momencie James stwierdził, że jest w niej zakochany! Czy to nie jest okrutne zrządzenie losu? Może to dziwne, jednak chyba się cieszę, że Rena przestanie być oszukiwana. Cieszę się, że to James zacznie o nią zabiegać – mam taką nadzieję przynajmniej. Nie przewidziałam, że to „dzięki” Rose Serena dowie się o zakładzie Jamesa. Bardzo ciekawi mnie rozmowa Angie i Jamesa, jednak jeszcze bardziej, kiedy James dowie się, że Rena już wie. To będzie niezapomniane przeżycie ;d Lily jak zwykle musiała wejść w przełomowym momencie, jednak tym razem była potrzebna. Serena musiała się upewnić i Lily Luna jej w tym pomogła.Dziękuję za dedykację, kochana :** Uwielbiam ten rozdział, kocham. Wiesz co mnie jednak martwi? Że to prawie koniec roku i Oni rozstaną się w niezgodzie. Mam nadzieję, że James nie zrobi sobie jednak zbyt długiego odpoczynku.Opisy uczuć Sereny to mistrzostwo. Czułam jej smutek, żal. I ty nie umiesz pisać o rzeczach poważnych? Nie gadaj mi więcej takich głupot![aurorskie-pogawedki]

      Usuń
  2. Serena w końcu dowiedziała się prawdy… W rozdziale trzydziestym… Jakże pięknie opisanym, przełomowym i niewątpliwie wciągającym. Jest jednak również James, który w końcu przyznał się do miłości względem Reny… Jakież poplątane jest życie, nieprawdaż? Ale jednak w prawdziwym świecie jest tak samo… I to mi się właśnie w w twoim opowiadaniu podoba. Jest wyjątkowe, a jednak najprawdziwsze ;] Ciekawi mnie jednak kiedy Rose się wszystkiego dowie :D Z niecierpliwością oczekuję następnego rozdziału! Pozdrawiam!P.S Mnie net też ostatnio również odmawia posłuszeństwa :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawdę powiedziawszy rozdział po prostu przypadł mi do gustu, ogólnie bardzo łatwo mi się go czytało i chyba właśnie na to od dłuższego czasu czekałam. Szkoda mi w sumie Sereny ale James chyba się przymierzy do powiedzenia wszystkiego, prawda? Podejrzewam, że następnym rozdziale będzie nieco więcej pikanterii. I proszę, błagam, pisz dłuższe rozdziały bo za szybko mi to schodzi! Mam na końcu języka kilka pytań ale chyba podaruję sobie, pewnie i tak mi nie odpowiesz. Dobra, nie, muszę się skusić, haha, wybacz. M będzie jeszcze z R? Czy związek R i E wypali? Na co ogromnie liczę bo taki kontrast charakterów rzadko kiedy się zdarza. Czy A nie pozwoli na szczęśliwe zakończenie tego chorego zakładu? Czy J wyzna w końcu prawdę S? Boże, chyba jestem nieco psychiczna. Może to i za dużo jak na jeden komentarz ale to wszystko po prostu ciśnie mi się na usta. Uwielbiam twoją twórczość i ogólnie cały pomysł, i to, że mimo całego oklepanego motywu hp ty wyrwałaś się z kanonu i włączyłaś w to jeszcze dwie inne rzeczy. Chyba ci jeszcze tego nie pisałam, prawda? Ale dzisiaj mam wyjątkową wenę na pisanie długich, szczerych komentarzy i musisz wiedzieć, że naprawdę podziwiam cię. A ten mały upierdliwy głosik w mojej głowie tylko krzyczy i krzyczy „też tak chcę, też tak chcę!”. Dobrze, nie będę przedłużać bo i tak poprowadziłam już całkiem spory monolog. Do następnego, ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  4. …Chyba tylko pomyślałam kończąc ten rozdział.Szczególnie do gustu przypadł mi pierwszy fragment z udziałem M. i R.Chociaż, patrząc na uczucia Sereny… Tak, cały mi się spodobał.Miał w sobie to coś… Mam nadzieję, że Jamesowi szybko się nie upiecze. ^.^Mhm, niech mu da ktoś nauczkę, taką by zapamiętał na całe życie, że nie można się zakładać o człowieka. W końcu każdy ma uczucia, a on tak bezczelnie je wykorzystał. Nie umiem więcej z siebie dzisiaj wykrzesać, bo śnieg za oknem! A ja już siedzę z jedną nogą w kozaku. ;DPozdrawiam i czekam na nowy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie mi żal Sereny i jestem w szoku, bo Jamesa też. Marissa… Pokazała ludzką twarz, to ciekawe. Bardzo mnie intryguje ta cała sytuacja i polubiłam parę Ryan&Marissa. No, no, mam nadzieję, że rozdział będzie za tydzień. xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Bell i Hidney25 lipca 2013 22:32

    H: Na początku przeproszę, ale nie mam weny na komentarze. ^^’Oba rozdziały podobały mi się, naprawdę. Są świetnie opisane i… po prostu ładne. Cieszę się, że w końcu to całe kłamstwo Jamesa wyszło na jaw. Teraz będzie ciekawie… ; p w sumie to czekałam na ten moment już od jakiegoś czasu, no.Ale… muszę być szczera: trochę nudzi mnie Twoje pisanie o romansach, miłosnych rozterkach i zdradach. Przypomina mi to z lekka „Plotkarę”, za którą nie przepadam. Umiesz pisać i robisz to wspaniale, ale fabuła… to – jak dla mnie – nie do końca to.Ale ogółem mówiąc – ostatni rozdział podobał mi się bardziej, niż poprzedni. ;) Końcówka nawet mnie wciągnęła. ^^Pozdrawiam i zapraszam na megai-sarianette.blog.onet.pl, gdzie pojawił się nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, jak Ty szybko te notki dodajesz. Oo Zazdroszę po prostu. Bardzo mi się podobało. Bardzo, bardzo. To była chyba najdłuższa z części tego opowiadania. I najbardziej intrygująca. Co do panny Wilson … Ciekawa jestem jak to będzie z ich rozstaniem no bo sbliża się koniec roku a oni się rozstają:(Ah! Nie mogę się doczekać nowej części. Pan Potter, zakochany jeśli tak to mogę nazwać jest cudniasty, naprawdę. Chociaż Easy’ego bardziej kocham. xD I wszystko jak zawsze opisane w wyśmienity sposób. ;) Choć kilka błędów się zdarzyło, zwłaszcza literówek. Wybacz, ale nie chce mi się szukać. xP Pięknie, czekam na część kolejną. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam to opowiadanie. Muszę się przyznać, że gdy zaczynałam je czytać w ogóle nie przypadło mi do gustu. Drażniła mnie lekkomyślność wszystkich bohaterów, ich stosunek do picia, palenia i rodziny. Nie pasowało mi to w ogóle do młodego pokolenia, ale przyzwyczaiłam się. Wydaje mi się, że to wszystko ma w sobie nieco z Hogwartu, ale również sporo z Plotkary. Może nawet więcej niż myślę. W każdym bądź razie świetny styl i nietuzinkowa fabuła przykuły mnie do tego bloga już jakiś czas temu i na pewno będę go regularnie czytała. Wpisałam się nawet do subskrypcji! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy wszyscy muszą doprowadzać mnie dzisiaj do łez? Oczywiście w tym pozytywnym świetle. Bo to znaczy, że rozdział mi się bardzo podobał, mimo tych wszystkich smutnych wydarzeń. Jeśli chodzi o Marissę to strasznie mi jej szkoda. Ryan to palant i nie zasługuje na taka dziewczynę jak ona. Dlaczego Serena musiała dowiedzieć się prawdy w taki sposób? Oczywiście Rose zrobiła to przypadkiem, w końcu nie wiedziała, że tą dziewczyną jest Serena. Oj, dla Jamesa zaczną się teraz straszne czasy. Zakochał się w Serenie, a teraz, żeby ją odzyskać będzie musiał się dużo namęczyć. I jeszcze nie wiadomo, czy mu się to uda. W dalszym ciągu trzymam za nich kciuki! ;) Także za Marissę, żeby znalazła sobie chłopaka, który będzie na nią zasługiwał. ;) )A i jeszcze odpowiedź na Twój komentarz na szklanym odbiciu: nagłówki robię w corelu, a na zdjęciu w nagłówku jest Christina Ricci. ;) ) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, z ogromną niecierpliwością, podkreślam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej hej, wiem nie dawałam ostatnio znaku życia, ale… no cóż tak już ze mną jest.Rozdział czytało się, jak zwykle łatwo i bez problemów, ale moim zdaniem mogłabyś zrobić jakąś większą akcjęSzablon bardzo ładny, te połączenie kolorów jest fantastyczne…. U mnie rozdział jest już zrobiony w 3/4 ;] Heh, nie ma to jak moje tempo ;pWracając do rozdziału bardzo dobrze, że S dowiedziała się prawdy o Jamesie, bardzo dobrze…Ogólnie nie mam weny na komentarze Ale było całkiem nieźle, jednakże wiem, że stać cię na więcej! ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Psyche, staram się być spokojna. Ja wiem, że muszę się uczyć, wiem, że zazwyczaj nie mam czasu na komentowanie, ale o rozdziałach mnie powiadamiaj ;) bo ja je czytam, naprawdę. A tego bloga to uwielbiam i jest mi teraz przykro :( Więc wszystko wyjdzie na jaw… A James i Angie rozstaną się. I dobrze. Mam nadzieję, że Serena nie będzie się długo gniewała na Pottera. A Rose i Easy niech żyją długo i szczęśliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Z góry przepraszam, że tak późno komentuję, ale, szczerze powiedziawszy, całkowicie o tym zapomniałam. Och, oczywiście rozdział przeczytałam parę dni po publikacji, jednak nie skomentowałam od razu, a potem wypadło mi z głowy. W każdym razie zakochałam się. Tak, przyznaję to z czystym sercem. Jest mi jak najbardziej szkoda Sereny, wiedziałam, że wkrótce się dowie, ale nie miałam pojęcia, że tak zareaguje. Znaczy domyślałam się, iż bez łez się nie obejdzie, ale myślałam, że pobiegnie do Jamesa i się na nim jakoś wyżyje, czy coś… No,ale dopiero teraz uświadomiłam sobie,że tak się ona nie zachowuje, dlatego jest mi jej jeszcze bardziej żal. A James jest dup.kiem. Oczywiście, kocham go dalej, bo jest cudowny, ale to du.pek. Ray jest jeszcze gorszy. ;) ) Wydaje mi się, że gdyby Lily nie przeszkodziła Serenie w podsłuchiwaniu – jakkolwiek to brzmi – dowiedziałaby się ona, że James ją kocha, a takie coś może tylko pogorszyć i tak już nieźle zagmatwaną sprawę. A tak przy okazji to zastanawiam się, czy Jim w końcu zerwie z Angelique – tego momentu już nie mogę się doczekać od pierwszych rozdziałów! Hm, to byłoby chyba na tyle. No, może jeszcze dodam, że rozdział był krótki, dlatego poproszę o jak najszybsze wklejenie kolejnego, o. Pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.