3 lipca 2012

Rozdział XXXIII: Kiedyś zapomnę


Gniewny wzrok , ostry ton
Kiedyś zapomnę
Gorycz łez , samotny sen
Kiedyś zapomnę
Oddałam Ci , Ty sercem mym
Rozbiłeś je
Zapomnieć chcę
Nawet to , że ja Kochałam Cię

To koniec , koniec
Skończyło się
To koniec , koniec
Znów chcę żyć
To koniec , koniec
To nowa ja
To koniec , koniec
Nadszedł nowy dzień

Minął już tydzień od przyjazdu ze szkoły, a Serena cały czas niczym cień snuła się po swoim domu.  Ciągle miała w pamięci rozmowę z Angelique. Dziewczyna nie dała jej żadnych złudzeń. Może i słusznie... Niekiedy lepiej pozbyć się marzeń i skupić na rzeczywistości. 
- Ciągle tu siedzisz?
Podniosła głowę, słysząc głos. Isabella stała obok i przyglądała się jej uważnie. Serena przesunęła się, robiąc starszej siostrze miejsce na drewnianej huśtawce.
- Lubię to miejsce.
Gryfonka rozejrzała się po ogrodzie. Miejscu, gdzie zawsze najchętniej spędzała czas podczas swoich pobytów w domu. Panował tu spokój i cisza, warunki idealne do rozmyślań. 
Po chwili wahania Serena spojrzała na mugolkę. Nie były sobie jakoś szczególnie bliskie. I choć dzieliło je raptem trzy lata różnicy to czasami wydawało im się, że dzieli je o wiele więcej. I nie chodziło tylko o list z Hogwartu, który zmienił bieg historii ich życia. Gdy jedenastoletnia wyjeżdżała do szkoły, by uczyć się czarów, Isabella również rozpoczęła pewien specyficzny okres. Czternastolatka zaczęła stawiać pierwsze kroki w nocnych imprezach, miłości i przyciąganiu spojrzeń innych, co przychodziło jej z łatwością. Przez kilka kolejnych lat żyły jakby obok siebie, a podczas powrotów Sereny ze szkoły robiły wszystko, by pokonać dzielący je niewidzialny mur. I choć niekiedy on wciąż istniał to obydwie siostry bardzo się kochały, niekoniecznie zawsze to okazywały. Wiedziały jednak, że mogą na siebie liczyć.
- Serena. - Isabella wypowiedziała imię młodszej siostry i odrzuciła głowę do tyłu. Ręką wodziła po swoim policzku, co było jednym z jej naturalnych gestów i zawsze ją uspokajało. Brązowe oczy patrzyły uważnie i widziały dużo, za dużo. 
Serena spuściła wzrok. Nic nie powiedziała. Nie musiała; Isabella najwyraźniej doskonale wiedziała, co dolega jej młodszej siostrze.
- Jak on ma na imię? - Najstarsza panna Wilson lekko się uśmiechnęła, wyjmując błyszczyk i malując nim swoje usta.
- James - wymamrotała niechętnie Serena. - I to już się skończyło.
- Nie byłabym taka pewna. Nie wyglądasz jak ktoś, kto się odkochał. Raczej jak ktoś nieszczęśliwie zakochany - odpowiedziała Isabella. 
- Możliwe. - Wzruszyła ramionami, zawahała się, po czym kontynuowała:- Było wspaniale. James jest cudowny. - Uśmiechnęła się, wymawiając jego imię i mówiąc w czasie teraźniejszym. - Ma w sobie coś takiego, że nie można przejść obok niego obojętnie. Potrafi z każdym się dogadać i jest bardzo odważny. To jeden z tych chłopaków, obok, których zawsze kręci się tłum rozchichotanych dziewczyn. On jednak taki nie jest. Myśli o przyszłości i potrafi podejść do sprawy poważnie. Do tego ma poczucie humoru i jak nikt potrafi mnie rozbawić. Przy nim czuję się szczęśliwa. A z wyglądu? Cóż, na pewno jest przystojny. Ma czarne włosy, która wiecznie są rozwichrzone. Często żartuje, że wszyscy mężczyźni  w jego rodzinie mają rozczochrane włosy. W jego brązowych, a dokładniej orzechowych oczach często błyszczą złote iskierki.
- Wow. Jak udało ci się złapać takiego przystojniaka? - zapytała Isabella, czując, że to jeszcze nie koniec historii siostry.
Uśmiech na ustach Sereny zamarł.  Zamiast niego pojawił się grymas smutku. Karmelowe oczy dziwnie przygasły. Dziewczyna wyprostowała się, a jej ramiona jakby opadły. 
- Bello,  tutaj jest problem. To on poderwał mnie. Ukradł mi serce i złamał je na pół. Ponadto miał  jeszcze dziewczynę, najładniejszą i najwredniejszą...
Siostry siedziały cicho, a ich głosy brzmiały w powietrzu. Isabella słuchała z uwagą każdego słowa Sereny, chociaż ta nie powiedziała całej prawdy. Nie mogła. A może po prostu nie chciała, aby jej siostra widziała w Jamsie Potterze człowieka bez serca? 
- Serena, ktoś do ciebie przyszedł! - zawołała z wnętrza domu Eva niezbyt przyjaznym tonem. Najwyraźniej niespodziewany gość oderwał ją od gry na fortepianie.
Serena wstała z huśtawki i ruszyła w kierunku domu. Nie spodziewała się gości, więc kto mógł ją o tej porze odwiedzić?
Eva stała przy drzwiach z niezadowoloną miną. To nie było tak, że nie lubiła starszej siostry. Po prostu nie lubiła, bardzo nie lubiła, gdy ktoś albo coś jej przeszkadzało. Wybijała się wtedy z rytmu muzyki i musiała zaczynać suity czy gamy od początku, co nie było łatwe.
Serena otworzyła drzwi i rzuciła Evie przepraszające spojrzenie, które ta zignorowała i wróciła do fortepianu.
- Jesteś wreszcie - powiedziała zniecierpliwionym tonem rudowłosa dziewczyna.  Stała kilka metrów dalej ubrana w dżinsy i jakąś krótką bluzkę, która nie pasowała do niej. Rude włosy jak zwykle miała zebrane w staranną fryzurę.
- Rose - odpowiedziała z zaskoczeniem Serena. Otworzyła lekko usta i ściągnęła brwi, próbując sobie coś przypomnieć. - Umawiałyśmy się na dzisiaj? - spytała w końcu niepewnym tonem.
- Nie pamiętasz? Zresztą, nieważne. Zrobię to, co powinno stać się już dawno.
- Czyli? - W karmelowych tęczówkach pojawiło się wyczekiwanie.
- Niedługo się dowiesz, ale teraz musimy się pospieszyć, bo Dominique wieczorem wychodzi...
Podróż nie trwała długo i po pewnym czasie Serena ze zdumieniem przyglądała się ślicznemu domkowi położonemu nad morzem. Fale rozbijające się z hukiem o przybrzeżne skały, miały tego dnia ciemnoniebieski odcień.  Gdzieniegdzie latały ptaki, zataczając wysoko okręgi i wesoło pohukując. Całość sprawiała nieziemskie wrażenie.
- Pięknie - wyszeptała obezwładniona urokiem tego miejsca. Pod wpływem surowego spojrzenia Rose przerwała jednak zachwyty i zaczęła wchodzić po stopniach prowadzących do domu. 
- Cześć! - zawołała piskliwym głosikiem brzmiącym jak dźwięk dzwoneczków, wybiegając na ganek mała dziewczynka. Była wyjątkowo śliczna. Miała jasne blond, kręcone  włosy, które ktoś częściowo splótł jej z tyłu.  Ciemnoniebieskie oczy błyszczały niczym gwiazdy. Jasną, alabastrową cerę podkreślała różowa sukienka z trzema kokardkami. Dziecko poruszało się z niebywałą w tym wieku gracją, a każdemu jego ruchowi towarzyszył niepowtarzalny urok.
- Cześć, Doris - odpowiedziała Rose, wchodząc do środka i zachęcając do tego samego osłupiałą Serenę.
W środku stał chłopiec, sprawiający wrażenie kilka lat starszego od małej. Byli jednak do siebie podobni, więc Serena z łatwością odgadła, że to rodzeństwo. Chłopiec również miał niebieskie oczy tyle, że o kilka  tonów ciemniejsze niż u jego siostry. Z kolei jego włosy było obcięte na krótko, nadając mu zawadiacki wygląd. W pewnej chwili przechylił głowę i popatrzył na siostrę, mówiąc:
- Doris, czas spoważnieć.
Dziewczynka nazwana Doris nic nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się, co jeszcze bardziej upodobniło ją do małego aniołka.
- Dzieci, nie przeszkadzajcie dorosłym i zajmijcie się sobą, słyszycie? 
Weszła kolejna osoba. Tylko, że tym razem to nie było dziecko. Dziewczyna, a raczej młoda kobieta, bo miała koło dwudziestu lat uśmiechała się przyjaźnie, a Serena zamrugała zdziwiona. Czegoś takiego się nie spodziewała. Dziewczyna miała idealnie proste włosy, które niczym wodospad gładko spływały na jej szczupłe ramiona.  Ich ciemnorudy odcień był inny, znacznie ładniejszy od koloru włosów Rose czy Lily.  Idealnie prosty nos doskonale pasował do trójkątnej twarzy o lekko spiczastym podbródku. Szerokie usta pokryte szkarłatną szminką wyginały się w zapraszającym uśmiechu. Brązowe oczy o odcieniu mocnej kawy patrzyły zadziwiająco bystro i inteligentnie. Nieznajoma przechyliła lekko głowę, odrzucając do tyłu głowę, a ten gest ukazał jej wdzięk. Była wysoka i szczupła, chociaż do niej zdecydowanie bardziej pasowało określenie smukła. Jej idealną figurę doskonale podkreślała czarna prosta sukienka.
- Jestem Dominique - powiedziała, wyciągając rękę w kierunku Sereny.
- Serena - wymamrotała Wilson, zaskoczona życzliwością i urodą mieszkańców domku. - Masz śliczny dom i dzieci  - dodała po chwili niepewnym tonem.
Dominique parsknęła jednak tylko cichym dźwięcznym śmiechem:
 - Nie, nie, to nie tak. Doris i Remus to dzieci mojej siostry. Victoire jednak miała coś do załatwienia, więc zostałam niańką. Z kolei dom - rozejrzała się po wnętrzu, jakby widziała je pierwszy raz w życiu - należy do moich rodziców. Mnie po prostu na razie brakuje motywacji, aby się stąd wyprowadzić. Ale chyba nie przyszłyście tutaj rozmawiać?  -  zapytała, zmieniając temat, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech i wyraz ciekawości.
- Zgadłaś, Dominique - przytaknęła Rose. - Przyszyłyśmy tutaj, mając nadzieję, że trochę nam pomożesz w sprawach mody i urody.
Twarz Domnique się rozpromieniła.
- Dobrze trafiłyście. Zresztą, zawsze mówiłam ci, Rose...
- Nie, nie chodzi o mnie - zaprzeczyła szybko Rose. 
Oczy Dominique Weasley przeniosły się na Serenę. Dziewczyna oszacowała ją wzrokiem i kiwnęła głową.
- Wyjdziesz stąd jako inna osoba - obiecała.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, jakich zmian dokona.
***
James ze złością kopnął pień drzewa. 
- Nie mam ochoty grać w qudditcha, rozumiecie? - warknął w kierunku Ryana i Louisa, którzy wymienili tylko rozbawione spojrzenia. Ta dwójka zadziwiająco dobrze się dogadywała. Zarówno jeden jak i drugi wytrwale zakłócali spokój Jamesa, nie dając mu nawet chwili wytchnienia. Czuł się osaczony w swoim własnym domu, odkąd przyjechał jego przyjaciel, a ulubiony kuzyn, korzystając z chwili urlopu złożył krótką wizytę. Brakowało jeszcze tylko Easy'ego i jego oderwanych od rzeczywistości wypowiedzi. Na szczęście jednak Adams spędzał lato razem z rodzicami i trzema siostrami u jakichś dalekich krewnych.
- James, nie zachowuj się jak dziecko - powiedział zadziwiająco dojrzałym tonem Ryan, wkładając ręce w kieszonki.
Potter popatrzył na niego ze złością i odgryzł się:
- I kto to mówi? Chłopak, który regularnie dostaje wyjce od swojej byłej dziewczyny. Najwyraźniej, Marissa ciągle jeszcze nie wie, że zerwaliście. No, można by jeszcze dodać kilka słów o twoim zamiłowaniu do jasnowłosych dziewczyn...
- Widzę, że jestem potrzebna - rozległ  się lekko kpiący głos. Natalie stała kilka metrów dalej. Krótkie spodenki podkreślały jej długie nogi, a dopasowany top uwydatniał każdy detal figury.
- Z kim mam przyjemność? - zapytał szarmancko Louis, uśmiechając się szeroko i ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby, które kontrastowały z jego nową opalenizną, pamiątką po tygodniu pracy w Grecji. Jasne włosy miał uroczo rozczochrane, a odziedziczone po matce niebieskie oczy zadziwiająco wyraziste.
- Natalie Halliwell - powiedziała niedbałym tonem, wiedząc, że to spotęguje jego zainteresowanie. Jej wzrok spoczął na Jamesie i wiedziała, że stoi przed nią niełatwe zadanie. Musi postawić go na nogi, zanim zostanie wiecznym ponurakiem, postanowiła. W końcu był jej przyjacielem, najlepszym przyjacielem, jeśli nie liczyć Ryana i Easy'ego.
- To może my was zostawimy... albo coś - powiedział Ryan, trafnie interpretując spojrzenie przyjaciółki. Poklepał po plecach Louisa i razem z nim udał się w kierunku domu. 
James nic nie powiedział tylko ze znużoną miną nadal stał oparty o drzewo.
- Nie musisz nic mówić - powiedziała łagodnym tonem, robiąc krok w jego stronę. Dotknęła jego ramienia i ze współczuciem popatrzyła w brązowe oczy.
- Nie spodziewałem się tego po tobie - rzekł, przysuwając się do niej.
- Ale czego? - spytała ze zdziwieniem. - Pamiętaj, James, że jesteśmy przyjaciółmi. A przyjaciele pomagają sobie nawzajem - dokończyła, nachylając się w jego stronę. Była teraz tak, blisko, że czuła na policzku oddech chłopaka.
Stali tak przez chwilę aż w końcu zniecierpliwiona wzięła sprawę w swoje ręce. Nachyliła się i pocałowała go. Mocno, zachłannie, a zarazem namiętnie. Żądała odpowiedzi. Chciała, aby znowu był tym samym starym, dobrym Jamesem. Naparła na niego całym ciałem, jednocześnie dotykając językiem jego podniebienia. 
Zareagował automatycznie i oddał pocałunek. Zacisnął dłonie na ramionach dziewczyny, napawając się chwilą. Jej usta były ciepłe, wilgotne wprost stworzone do pocałunków, a do tego tak wspaniale znajome. Dotykając jej języka w swoich ustach, jęknął cicho. Wsunął ręce pod bluzkę dziewczyny. Z nabożną czcią dotknął jej piersi, a ona wygięła się w łuk w jego ramionach. 
Błyskawicznie ściągnęła mu koszulkę, składając wilgotne pocałunki na jego torsie, by po chwili wrócić do spragnionych ust. Jej ręce zaczęły rozpinać jego spodnie, gdy...
On się odsunął.
Wziął głęboki oddech i z ponurą miną rozejrzał się dookoła, jakby nie był pewien, gdzie się znajduje. Wyglądał jak ktoś, kto nagle obudził się po długim śnie.
- James? - spytała Natalie, a w jej głosie nie było zaskoczenia. Poprawiła swoją bluzkę i podała chłopakowi koszulkę.
- Przepraszam - wymamrotał, drapiąc się po policzku.
- Ale za co? - Natalie wzruszyła ramionami, wyginając jednocześnie usta. Wygładziła bluzkę, przeczesała palcami włosy i dodała: - To nie twoja wina. Najwyraźniej ona siedzi w tobie głębiej niż nam wszystkim się wydawało.
James nic nie odpowiedział tylko po raz drugi kopnął pień drzewa.
Miał dosyć ogarniającej go bezradności. Nie chciał  być słaby i zdany na łaskę uczuć. A mimo to ona  wciąż gościła w jego myślach, sercu i snach. Śnił o niej, co noc, a w  wyobrażeniach śmiała się i  czule go całowała. Budził się spocony i podniecony jak nigdy. A do tego jeszcze Natalie i ta cała sytuacja. Zerknął na nią z ukosa, zaciskając wargi. Naprawdę chciał jej pragnąć i móc zapomnieć. Problem polegał jednak właśnie na tym, że nie mógł, że nic nie pomagało.
- Chodźmy do domu - powiedział w końcu.
W domu państwa Potterów zastali dwie kobiety, które z twarzami wykrzywionymi w uśmiechu piły kawę w maleńkich filiżankach z różyczkami. Obydwie  rozmawiały ściszonymi głosami i zamilkły na widok Jamesa i jego towarzyszki. Ginevra uśmiechnęła się uprzejmie, gdy Krukonka grzecznie się przywitała i zniknęła za drzwiami razem  z Jamesem.
- Sama już nie wiem, co zrobić - wydusiła z siebie, zaciskając dłonie. Skrzywiła się, czując pierścionki wbijające się w jej skórę i szybko rozprostowała palce.
- Musisz jakoś to przetrzymać - poradziła Demelza życzliwym tonem. - Nie ma na to innego sposobu.
- Chcę dla niego jak najlepiej, ale czuję, że nie mówi mi wszystkiego.   - Ginny wydała z siebie głośne westchnienie.
- Ginny, znamy się tyle lat i ty naprawdę sądzisz, że chłopak w wieku Jamesa powinien ci wszystko mówić? - Pani Fairchuld spojrzała sceptycznie na swoją wieloletnią przyjaciółkę. - To normalne, że ma swoje tajemnice.
- Dobrze, może mieć tajemnice - powiedziała pospiesznie Ginny, machając niecierpliwie ręką w powietrzu. - Ale nie wtedy, gdy widzę, że cierpi.
- Och, doprawdy to normalne, że cierpi. W końcu my też w młodości bardzo przeżywałyśmy swoje pierwsze miłości - odpowiedziała spokojnie Demelza.
W oczach Ginny pojawiło się zdziwienie, które po chwili przeobraziło się w gniew. Rudowłosa kobieta zastanowiła się przez chwilę, a jaskrawy rumieniec złości oblał jej policzki i dekolt.
- Myślisz, że jakaś.... jakaś - poszukiwała w myślach odpowiedniego słowa - ...osoba zraniła  mojego syna?
- Cóż, ja po prostu mówię, że nie można tego wykluczyć - odpowiedziała swym spokojnym głosem Demelza, odstawiając filiżankę na spodeczek.
- Musze coś z tym zrobić - postanowiła twardo pani Potter. - Ciesz się, że ty nie masz takich problemów z Ryanem - dodała po chwili, a Demelza skrzywiła się lekko.
- Cóż, niezupełnie  - wydusiła z siebie pani Fairchild, a z jej oblicza po raz pierwszy w trakcie wizyty zniknął spokój. - Mamy problemy, ale... trochę innego rodzaju. - Rumieniec, który zabarwił jej policzki był znacznie silniejszy niż ten wcześniejszy u Ginevry.
- O co chodzi?
Demelza Fairchild wyglądała na zażenowaną, co zdziwiło gospodynię. W końcu jej przyjaciółka do większości spraw podchodziła ze stoickim spokojem.
- Do Ryana przyczepiła się jakaś dziewczyna i nie chce dać mu spokoju. Ciągle pisze listy, a wczoraj rano przyszedł wyjec. Ginny, ja nie wiem, co robić! Boję się, że ta wariatka, Marissa jakaś tam jest niestabilna emocjonalnie i może zrobić mu krzywdę - wybuchła gwałtownie, zaciskając dłonie i wykrzywiając twarz w gniewnym grymasie.
- Ale... jak  to? - W głosie Ginny brzmiało pytanie.
- Nie wiem. Nic już nie wiem - odpowiedziała bezradnie Demelza.
Ginny zastanowiła się, ale nic racjonalnego nie przychodziło jej do głowy. Czasami miała wrażenie, że łatwiej było walczyć niż wychowywać dzieci. Te zawsze miały swoje zdanie oraz milion pomysłów na minutę. Do tego były nieprzewidywalne. Nikt nie mógł przewidzieć ich następnego posunięcia. Zresztą, różnili się. James wiecznie się uśmiechał, Albus patrzył zielonymi oczami, a Lily... cóż, nikt nie wiedział, co siedzi w tej jej rudej głowinie. Momentami miała wrażenie, że ich nie zna. A może to tylko złudzenie? Na pewno, pomyślała, bo któż od matki lepiej zna swoje dzieci?
______________
Wyrobiłam się i dodaję ten rozdział w ostatnich dniach stycznia,od którego jednak szybciej skończą się moje ferie. Tak, niestety, my szaraczki z lubelskiego już w poniedziałek musimy się udać do szkół. Czas się wziąć do pracy.  Co do rozdziału to bez komentarza, dobra? Sama nie wiem, co o nim myśleć. Mam tylko nadzieję, że Wam się podoba. 
Ponadto ośmielę się zauważyć, że minął już magiczny dwudziesty siódmy. Hurrra, myślę, że już za jakieś dwa dni dograją napisy i obejrzę ukochane Pamiętniki Wampirów. Ale dobra, kończę, bo już zaczynam się powtarzać.

11 komentarzy:

  1. Ostatni pocałunek i wszystko skończone.Ah… Uwielbiam Cię za te romantyczne wątki. Są takie piękne i ciężko o nich zapomnieć. James, to pajac, działający pod wpływem kumpli, który widzi, że chcę, gdy już traci. A Serena… Serena, to uosobienie spokoju, który tak trudno zmącić. Skrzywdzona, stawia czoło problemowi i wychodzi z tego z twarzą, tak można powiedzieć.Ślicznie. ^.^Oh… Teraz nie pamiętam gdzie, ale wyłapałam raz brak przecinka i ‘ze’, zamiast ‘że’. Na dokładniejsze oględziny jest za późno. Czekam już na nowy rozdział. ;DJuż za tydzień masz ferie.!? Jeeny, ja muszę czekać aż do Walentynek na nie. Załamać się można, ale pocieszam się tym, że przez cały tydzień mam na jedenastą i nie więcej niż trzy lekcję. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, romantyczne scenki piszesz naprawdę genialnie. Aż czuję się tą magię i chemię przepływającą miedzy parą. Ciekawi mnie rozmowa z panną Zabini. W końcu można się po niej wszystkiego spodziewać :) Pozdrawiam![diary-rudej][secrets-vole]P.S Szczęściara z ciebie, u mnie ferie zaczynają się dopiera w lutym :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bell i Hidney25 lipca 2013 22:06

    H: A ja będę oryginalna, bo nie lubię Pamiętników Wampirów. ^^Powiem tak: początek wprowadził mnie w znużenie. Po prostu. Rozdział zaczął się nijak, nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Nie było żadnej akcji, nie zainteresowało mnie. Plusem jest to, że nie zauważyłam żadnych błędów pod względem technicznym. ; ) Najbardziej w całej notce podobało mi się chyba to rozmyślanie Jamesa nad sytuacją, w której się znalazł. Reszta… była po prostu drętwa. Nieciekawa. Odnoszę wrażenie, że nieco naginasz cały wizerunek Ślizgonów subiektywnie. Przedstawiasz ich jako największych debili (nie mogę tu znaleźć stosowniejszego określenia ^^’) i modnisie w całym zamku. Ogółem ludzi pozbawionych rozumu, dla których jedynym priorytetem w życiu jest wygląd. Oczywiście tacy się zdarzają, ale bez przesady. W każdej grupie znajdują się różni, naprawdę różni ludzie, bez względu na to, czy to Ślizgoni, Gryfoni, czy też Krukoni. Nie mówię tego, jakoś specjalnie lubiąc uczniów, czy też nauczyciela Domu Węża, ale jednak jakaś równowaga powinna być. Nie powinno się jakiś bohaterów idealizować, a drugich całkiem odwrotnie, nieprawdaż? W każdym razie – przyszło mi to na myśl po końcowym fragmencie ze Ślizgonkami siedzącymi w przedziale. Wiem, że chciałaś przedstawić je jako tak zwane „popularne laski, rozchwytywane przez wszystkich”, ale… powiedzmy, że ostatnimi czasy jestem bardzo uczulona na punkcie czegoś takiego i bynajmniej nie mam tu na myśli tylko świata Potterowskiego, o nie. D: Tak, tak, czepiam się. Jak zwykle. ^^’ Poza tym widzę, że mamy ferie w tym samym czasie. ;3Cóż, życzę weny i pozdrawiam. (:

    OdpowiedzUsuń
  4. hm, zauważyłam, że w tym rozdziale miałaś problem z powtórzeniami – nie naganny, bo nie jesteś na etapie pisania początkowego, kiedy co drugie słowo to „jest” „miał”, ale pojawiło się parę powtórzeń, w ostatniej części rozdziału. Mimo to wyobrażam sobie, jak bardzo skupiałaś się na pisaniu, a poprzedni wątek James&Serena na pewno tak wstrząsnął Twoją duszą, że powtórzenia same wypłynęły. To jest do wybaczenia. Ehh, ten James, on zawsze najpierw robi, potem myśli. Faktycznie, trudno będzie przebić takie kłamstwa. Serena mu wybaczy? Ja bym wybaczyła, ale nie zapomniała, nie wróciła. No i jego Ślizgońska laska – jej tak na nim zależy… dlaczego? Ona nie jest zdolna do kochania. Porażka? Owszem, ale mogliby się rozstać „na jej korzyść” – jestem pewna, że teraz James byłby gotów do tego typu poświęceń – upokorzyć się, by tylko udowodnić Serenie, że tylko ona się liczy. Ten matoł chyba nie przewidział, że się zakocha. Uprzedziłaś, że będzie teraz skupisz się na gł. bohaterach. Ale, proszę, zrób jakąś mega romantyczną, choć też pełną napięcia scenkę Easy – Rose ;PPozdrawiam. [czasy-huncwotow]

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja będę jeszcze bardziej oryginalna. Nigdy nie widziałam pamiętników wampirów :) Zacznę od tego, że bardzo Ci dziękuję za pozostawienie powiadomienia w odpowiedniej zakładce. Jakoś dziwnym trafem nie do wszystkich to dociera. Co się tyczy notki, to… boska jest! Kobieto, jaki ty masz talent w opisywaniu uczuć. James jest głupi,. brak mu własnego mózgu, zawsze musi pożyczać od innych. A gdybym była choć troszkę podobna do Sereny, to moje życie stałoby się o wiele łatwiejsze… Pozdrawiam i czekam na news :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, znów nie wiem co napisać. Przepraszam Cię za to, po prostu jakoś tak ostatnio mam, nic nie potrafię zrobić dobrze. Jestem taka strasznie zmęczona, najchętniej bym się położyła i spała, i spała, i spała… Ale dość o mnie, jeszcze do tego wrócimy xDAngie to taka totalna świnia że powinno się ją zamknąć w zakładzie dla chorych z zazdrości. Jest niebezpieczna dla otoczenia. Za to James był w tym rozdziale naprawdę fajny, oby tak dalej ;) Powiedz mi, czy te Pamiętniki Wampirów są naprawdę takie super? Bo również zaczynają mi się ferie od poniedziałku i może bym sobie obejrzała… ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, że wszyscy kochają Pamiętniki Wampirów ;) Jestem podekscytowana dzisiejszym odcinkiem na tvn, chociaż przecież widziałam go już mnóstwo razy, nawet mam go na laptopie, po prostu nie mogę się oprzeć urokowi Iana ;) Co do rozdziału zgodzę się z komentarzami moich przedmówczyń (jak to wyrafinowanie zabrzmiało xd). Naprawdę wychodzą ci romantyczne sceny, nie przesadzasz jak w kiepskich romansach, lecz delikatnie dawkujesz miłość dając ją posmakować w jej najprawdziwszej postaci. To przyjemne i lekkie, no i oczywiście niezmiernie wzruszające. Jednakowoż, wydaję mi się, że James za szybko się poddał. Ja rozumiem, było chłopakowi głupio, jeszcze Serena zagrała dramatyczne pożegnanie, lecz powinien o nią walczyć. Domyślam się, że jeszcze co do czego przyjdzie, bo nie wygląda na to, że chcesz zakończyć swoje opowiadanie. Więc niech James walczy i niech cierpi, bo naprawdę sobie zasłużył, a ty dalej czaruj nas swoim talentem ;) Dobra, teraz co do twojego komentarza na moim blogu, to naprawdę się śmiałam czytając go. nie obraź się, to nie ty wzbudziłaś mój śmiech, lecz wszystkie wątpliwości, które podałaś w tym komentarzu. A wiesz dlaczego? Bo dzień wcześniej skończyłam rozdział (o którym tu cię przy okazji poinformuję :) ) który zawierał odpowiedzi na większość postawionych przez ciebie pytań xd Muszę przyznać, że masz wyczucie. Dziękuję ci za tak rozbudowaną opinię, swoją drogą. Lubię takie długie komentarze, chociaż zawsze boję się do nich zabrać z obawy, że komuś nie spodoba się moje opowiadanie czy coś innego. Co do Julii, to rozumiem twoje rozdarcie. Kocham ją, bo jest moim dziełem, lecz aktualnie niezbyt ją lubię, jednak jedną z podstawowych zasad pisania jest to, że nie trzeba pisać o tym, co znamy, możemy pisać o tym, czego nienawidzimy lub o tym, co nas fascynuje. Jednak zachowanie Julii w następnych rozdziałach diametralnie się zmieni, więc mam nadzieję, że pokonasz swoją awersję do niej i jakoś ją polubisz, choć nigdy nie mówiłam, że Julia będzie aniołem ;) Cóż, trochę się rozpisałam! Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie na nowy wpis ;) Pozdrawiam, Tula [odcienie-ciemnosci]

    OdpowiedzUsuń
  8. Osobiście nie uważam, ani nie uważałam Sereny za brzydulę… i nie cierpię Jamesa i Angeli… i chyba dlatego nie powinnam czytać dalej opowiadania :( bo chcę by Serena i James się rozstali… NA ZAWSZE.Ostatni raz zajrzałam tu podczas wakacji… i dziś tak-jakoś-znowu-wpadłam.Zrobię teraz coś czego osobiście nie znoszę :( zareklamuję mojego świeżego bloga http://nie-przeznaczone.blog.onet.pl/ . To historia o dziewczynie, która chce walczyć z przeznaczeniem i jest rówieśniczką rodziców Harry’ego PotteraPrzepraszam za SPAM :(

    OdpowiedzUsuń
  9. Serena ma najlepsze przyjaciółki pod słońcem. Oczywiście stały się strasznie nadopiekuńcze i to denerwuje Serenę, ale pewnie w głębi duszy jest wdzięczna im za to, że są przy niej. Nie tak jak James… Normalnie, mam ochotę udusić go własnymi rękoma! Oczywiście powstrzymuje mnie to, że go ubóstwiam i nie chcę zniszczyć jego przystojnej twarzy. xD Angelique uważa się za jakieś bóstwo, którego wszyscy muszą słuchać. Nie lubię takich ludzi. Do tego musi ‚dobić’ Serenę, żeby jej samej zrobiło się lepiej. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumie, ile przykrości wyrządziła. A ‚Pamiętniki Wampirów” rządzą! I już bliżej niż dalej. ;) )I ostatnio zastanawiam się nad powrotem do Georgii. Może coś z tego wyjdzie… ale na razie nic nie obiecuję. Póki co muszę zająć się Flossie i wreszcie napisać kolejny rozdział; i moją nową postacią – Susannah.Dobra, koniec z reklamami. Pozdrawiam i czekam na rozdział na Życie Lily Evans. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. To tak – po pierwsze, przestałam kicać, bo zrobiło mi się szkoda Sereny. Taka już biedna, zmęczona, zrezygnowana… Złamane serce brzmi banalnie, ale to naprawdę nic fajnego i jest na to idealny dowód… Po drugie – och, ach! To wszystko jest genialne! Uwielbiam wojowniczą Rose i nawet te negatywne postacie, typu panna Zabini, mają w sobie coś charakternego i takiego, że aż się je WIDZI przed oczami. Świetnie, świetnie piszesz! Po trzecie – O, jestem w notce! Co do tych zaległości, to nie szkodzi kochana, bo i tak nic nie opublikowałam odkąd ostatnio dałam notkę. Ale szykuję się do tego i myślę że już niedługo coś się pojawi. I też przepraszam, że dopiero teraz komentuję! Ale lepiej późno niż wcale, a notka jest cud, miód, maliny. Jestem niepoprawną optymistką, więc będę wierzyła w to, że Serenie się wszystko ułoży!tentacula.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie wiem, mnie się tam ten rozdział bardzo podoba. Serena wreszcie rzuciła Jima ( No i on wreszcie docenił to co stracił).Hmm… I tylko Lily nie było… A szkoda , bo ją normalnie ubóstwiam ;3Pisz szybko , Ciao ! <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.