7 sierpnia 2012

Rozdział LI: Love story

Romeo save me I've been feeling so alone
I keep waiting for you but you never come
Is this in my head I don't know what to think
He knelt to the ground and pulled out a ring
And said
Marry me Juliet you'll never have to be alone
I love you and that's all I really know
I talked to your dad go pick out a white dress
 It's a love story baby just say yes
Stadion był pełen.
Wszędzie widział znajome twarze. Nisko siedziała Candy, wesoło machając do Ryana, który odpowiedział jej podobnym gestem. Dziewczyna zapiszczała głośno, szturchając wychylające się przez barierkę koleżanki. Wisi i Lori natychmiast rzuciły się jej na szyję i zalewając potokiem słów. Wyżej dostrzegł pełną wyniosłej powagi Angelique siedzącą obok uśmiechającej się nerwowo Carmelli. Wyraźnie nie były zainteresowane mającym się za kilka minut rozpocząć meczem.
Kilka poziomów dalej miejsce zajmowała Rose, która zaciskała usta, rzucając gniewne spojrzenia siedzącemu obok Easy'emu. Chłopak nie wyglądał jednak na zniechęconego i zalewał dziewczynę potokiem słów. Obok pary usadowiła się Chelsea, której niespokojne spojrzenie koncentrowało się na korytarzu, w którym stał obecnie James. Dziewczyna wyraźnie wypatrywała Albusa, całkowicie się na tym koncentrując.
Rozglądał się dalej, przeczesując morze postaci. Spostrzegł, że dwie Gryfonki z szóstego roku trzymają transparent z napisem Do boju, Lwy, a jakieś czwartoklasistki z Slytherinu skandują nazwisko swojego kapitana. Na trybunach z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej zieleni i szkarłatu. Doping rósł w siłę.
Znalazł ją.
Siedziała w otoczeniu przyjaciółek. Ciemne włosy dziewczyny poruszały się z każdym silniejszym podmuchem wiatru, a jej oczy błyszczały radością. Zarumienione policzki świadczyły o rozemocjonowaniu. Miała na sobie długi szalik w barwach Gryffindoru, który mimo kilkukrotnego owinięcia wokół szyi, zalegał w dłoniach dziewczyny próbującej nim machać. Po jej prawej stronie siedziała Gloria, z uwagą taksująca wszystko wokół, a po lewej Elizabeth. Usta Tanner się nie zamykały. Widział, jak zalewała koleżanki potokiem słów, uważnie rozglądając się przy tym na boki.
- Musimy wychodzić, stary. - Ryan klepnął go w plecy, mówiąc te słowa.
James kiwnął głową, po czym wyprostował się i wziął do rąk oparta o pobliską ścianę miotłę. Najnowszy model Błysk pioruna 2000, którą wydano kilka miesięcy temu w limitowanej serii, zalśnił w szatni, gdy Potter uchylił do niej drzwi i popatrzył na swoją drużynę.
Albus siedział w kącie, ignorując wszystko wokół. Zwykle tak robił przed meczami, a jego mania pogorszyła się odkąd C. C. ukończyła szkołę. Teraz chyba nawet qudditcha przestał dawać mu tyle satysfakcji, a jedynym źródłem ekscytacji stały się skąpe wiadomości o najnowszych przygodach przebojowej zawodniczki Harpii z Holyhead.
Caver Chadwick naradzał się cicho z drugim pałkarzem - Brynnie McLaggen, która kiwnęła głową i jak zwykle przed meczem zadawała mnóstwo pytań swemu boiskowemu partnerowi.
Eleanor Collins krótkimi ruchami polerowała swoją miotłę, zdecydowanie używając zbyt dużej ilości pasty  o zapachu pergaminu. Ellie dołączyła do drużyny w tym roku na miejsce C. C. i czekało ją wyjątkowo trudne zadanie zastąpienia znakomitej zawodniczki, z którym znakomicie sobie poradziła. Gorzej poszło jej z integracją z drużyną, w stosunku do której wciąż odnosiła się z dystansem. James nie miał nic przeciwko temu, jeśli tylko na boisku potrafiła się dogadać z resztą zespołu.
Ostatnim członkiem zespołu był Hugo. Młody Weasley siedział na ławce, a jego strój do qudditcha mocno kontrastował z rudymi włosami. Jednak to nie nietrafiony dobór kolor przykuł uwagę Jamesa, tylko dziewczyna zajmująca miejsce obok chłopaka. Lily miała pewną siebie minę, która nigdy nie schodziła jej z twarzy i uśmiechała się z satysfakcją. Uniosła wzrok i spojrzała na wyraźnie niezadowolonego brata, którego widok poprawił jej i tak dobry humor.
Zastanowił się przez chwilę, czy nie powinien przypadkiem czegoś powiedzieć, gdy pomachała do niego, wesoło wołając:
- Przyszłam wam życzyć powodzenia. - Widząc sceptyczny wzrok najstarszego brata, wzruszyła ramionami, nie tracąc rezonu. - Wiem, że dzisiaj szczególnie ci się przyda - dodała znacząco.
Popatrzył na nią z zaskoczeniem, które przeobraziło się w niepokój. Nie wierzył, ba, nigdy nie robił sobie nadziei na widok troski w oczach siostry. Lily zawsze była osobą pragmatyczną, pozbawioną wrażliwości, nastawioną na korzyści. Zresztą on sam kiedyś postępował identycznie, więc nie mógł mieć do niej o to pretensji. Jednak teraz troskliwość i troska w glosie siostry sprawiły, że stał się czujny. Inaczej spojrzał na Lils, która wyglądała jak uosobienie niewinności.
Widząc jego nieprzekonaną minę, szepnęła coś Hugonowi, wstała i poprawiła białą bluzkę. Na materiale nie było widać żadnej fałdki, nawet najmniejszego zgniecenia, a mimo to ruda kilkakrotnie przygładziła rękoma materiał. Skończywszy, podeszła do brata.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - szepnęła z nieukrywaną radością w głosie. Przytuliła go i zacisnęła dłoń, po czym dodała, że będzie trzymać kciuki i musi już iść, bo nie znajdzie wolnych miejsc na trybunach. James popatrzył na odchodzącą siostrę, która zniknęła za zakrętem korytarza.
- Zaczynamy! - usłyszał krzyk Ryana dochodzący gdzieś z pobliża stadionu.
Wiadomość o rozpoczęciu  podziałała elektryzująco na Gryfonów, którzy natychmiast zaczęli się zbierać do wyjścia. James pomyślał przez chwilę, czy nie powinien im czegoś powiedzieć; przypomnieć o celach czy wartościach, lecz zrezygnował, widząc skupione twarze. Gdzieś zniknęło roztrzepanie Albusa, niepewność Elle, czy beztroski nastrój Cavera i Brynnie.
James wyszedł pierwszy, próbując się skoncentrować na mającym się za chwilę meczu, od którego zależało więcej niż dużo. Dzisiejsze spotkanie, rozegrane między członkami dwóch najpotężniejszych domów,a  zarazem najlepszych drużyn, miało przesądzić o całorocznej rywalizacji. Puchar Qudditcha miał już dzisiaj znaleźć właściciela. Został co prawda jeszcze jeden mecz między Hufflepuffem, a Ravencawem, ale nie miał on już wpływu na ostateczny wynik sportowej rywalizacji.
Na stadionie drużynę przywitał głośny aplauz ze strony kibiców. Rozległy się piski, krzyki, skandowanie haseł i nieliczne gwizdy wydawane przez uczniów Slytherinu. Kilkaset osób zdzierało gardła, chcąc wesprzeć swoją drużynę.Na trybunach zrobiło się kolorowo od zieleni, purpury, złota i srebra. Trzepotały proporce, chorągiewki, a szaliki powiewały na wietrze.
- Cholibka, dajcie czadu, dzieciaki! - Głos Hagrida przebił się przez hałas i zgiełk z sektora dla nauczycieli. Gajowy pomachał Jamesowi, który odpowiedział identycznym gestem.
- Nie macie szans. - Potter błyskawicznie odwrócił się, słysząc drwiący głos Zabiniego. Max stał kilka metrów dalej i uśmiechał się szyderczo. Za nim stało sześć osób ubranych w sportowe szaty z podobnym wyrazem twarzy.
- Mając was za przeciwników, puchar już jest nasz - odpowiedział szyderczo James.
Zabini zaśmiał się tylko robiąc kilka kroków do przodu. Stanął obok Jamesa i zacisnął pięści. Zniżył głos i z groźnym błyskiem w oku rzekł:
- Zmieciemy was z powierzchni ziemi, Potter. Zetrę z twojej gęby ten cwaniacki uśmieszek i zapłacisz za złamane serce mojej siostry.
- Zaczynamy! - krzyknęła pani Hooch, której upływ czasu nie pozbawił wysportowanej sylwetki ani stanowczości. Wciąż była burzą energii i nie cierpiała opieszałości. Ruchem ręki kazała podejść do siebie kapitanom, aby rozpocząć losowanie stron boiska.
- Witamy wszystkich uczniów na najbardziej emocjonującym meczu tego roku...
- Nie zapominamy jednak o naszych wspaniałych nauczycielach, którzy emanują dzisiaj niezwykłych blaskiem.
- Zamknij się, Lorcan - warknął Lysander, a jego magicznie wzmocniony głos dał się słyszeć na całym stadionie. - To nie moja wina, profesorko! Ale wracając do meczu.... Zawodnicy wsiadają na miotły, a my tymczasem przypomnimy składy obydwóch drużyn. Zacznijmy od drużyny Slytherinu - pisk na trybunach przybrał na sile - Kapitanem, a zarazem obrońcą jest Max Zabini, dalej Malfoy, Monatague, Denstain, Dustin, Lovardess i Chamberlain! Chyba nie muszę dodawać, że ich przeciwnikami będą dzisiejszego dnia trzykrotni zdobywcy Pucharu Qudditcha, którego wcale nie mają zamiaru oddać z niezawodnym kapitanem Jamesem Potterem na czele! - Głośny krzyk wydobył się z gardeł kibiców i fanek samego kapitana. Gwar niemal zagłuszył gwizdek pani Hooch, która wypuściła złoty znicz i dała znak o rozpoczęciu przez Ślizgonów gry.
James podleciał do niemal połowy boiska, gdzie spojrzał znacząco na Ryana. Przyjaciel kiwnął głową na znak, że rozumie, po czym podleciał bliżej, koncentrując się na kaflu trzymanym przez Denstaina, który podał do drugiego ścigającego. Akcja posuwała się do przodu w stronę bramki Gryfonów.
- Proszę, proszę, czyżby gra przybrała zaskakujący obrót? Dunstin zbliża się do bramki Gryfonów, gdy...  Och, co za szkoda. Tłuczek odpity przez Cavera Chadiwcka, genialnego pałkarza niespodziewanie zbliżą się do ścigającego Ślizgonów, który musi spróbować uciec...
- Warto wspomnieć, że tłuczki odbite przez Chadwicka są zadziwiająco celne i w 50% procent przypadków trafiają w cel, a tymczasem. na boisku... Cóż, za piękna akcja Elle Collins, zadziwiająco anonimowa zawodniczka niespodziewanie przejmuje kafla. Wydaje mi się, że James Potter całkiem nieźle poradził sobie z zadaniem zastąpienia tak wyśmienitej zawodniczki jak C. C., prawda Lysander?
- Zgadzam się, Lorcan. Trzeba przyznać, że kapitan wyraźnie potrafi ocenić umiejętności zawodniczek... Potter, Potter właśnie przejmuje kafla. Szarżuje, wymija przeciwników. Ostra akcja, tylko czy zakończy się akcją bramkową? Tak, tak, proszę państwa... Gryffindor zdobywa pierwsze dziesięć punktów i tym samym obejmuje prowadzenie!
- Zwróćcie uwagę na drugiego, wcale nie mniej uzdolnionego, Pottera, który chyba coś zobaczył. Czyżby to było TO, o czym wszyscy myślimy? Jeśli, to złoty znicz, to mielibyśmy doprawdy krótki i mało emocjonujący mecz, chociaż...
- Tak, to jest złoty znicz! Proszę państwa, mecz się kończy wynikiem 160 do 0 dla GRYFFINDORU! Gryfoni znowu, po raz czwarty już dobywają puchar! Tak, udało im się!
- Jestem ciekawy, o co w tym wszystkim chodzi, Lys - wtrącił Lorcan, nie spuszczając wzroku z boiska. - Dlaczego Gryfoni nie schodzą z mioteł, tylko latają jak opętani, a ich kapitan podlatuje do trybun? Czy coś przegapiliśmy? Może ktoś na uświadomi?
James Potter zatoczył szerokie koło. Czuł wiatr we włosach, szybkie bicie serca i wszechobecną euforię, która lśniła w jego orzechowych oczach. Uśmiechnął się szeroko, nie zwalniając lotu i po raz ostatni obleciał boisko, zrównując się z członkami swojej drużyny. Zrobili jeszcze jedną pętlę honorową, po czym wszyscy poszybowali w górę. James zacisnął dłoń na delikatnym drewnie miotły, drugą ręką machając do publiczności. Zbliżył się w kierunku trybun, jakby czegoś szukał. Z szeroki uśmiechem przyglądał się tłumom,  gdy niespodziewanie wzleciał wyżej. Dostrzegł ciemnowłosą dziewczynę, której szukał. Z typowym dla siebie entuzjazmem machała do niego. Radosna twarz dziewczyny była skierowana ku niemu.
Teraz albo nigdy.
Podleciał do niej, wyciągając dłoń, którą przyjęła z ufnością. Mimo niedogodności wsiadła na miotłę, usadowiając twarzą do niego. Ręce założyła na ramionach chłopaka, dotykając nosem jego policzka.
- Będzie dobrze - szepnął, lecąc do góry. Wzleciał ponad trybuny, zataczając jedno, a potem drugie koło.
- Nie bój się - dodał, czując, że dziewczyna drży, gdy lecieli nad głowami zdumionych nauczycieli.
- Nie boję się - odpowiedziała zadziornie, a on bardziej poczuł niż zobaczył, że ukochana się uśmiecha.
Lot zakończył na samym środku boiska, gdzie zgrabnie wylądował, obejmując Serenę w pasie. Zwrócił się ku niej z czułością, odgarniając jej włosy z policzka. Odpowiedziała mu podobnym spojrzeniem.
- Sereno, kocham się - powiedział niespodziewanie, a na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, które szybko ustąpiło miejsca radości.
- Ja ciebie też. - Odpowiedź nie mogłaby być lepsza. Usłyszał to, co chciał usłyszeć. Słowa te upewniły go, że to, co ma za chwilę zrobić, nie jest jedynie szaleńczym czynem wynikającym z szaleńczej, młodzieńczej miłości.
Odsunął się do dziewczyny, szybko rozglądając się wokół dostrzegł zdumione spojrzenia i kilka palców wycelowanych w nich palców. Najwyraźniej niecodziennie zachowanie wywołało więcej zdziwienia i kontrowersji niż przypuszczał.
Skupił się na Serenie, która stała obok. Jej śliczną twarz zdobił szeroki uśmiech, a w oczach płonął ten szczególny blask zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niego. Pocałował ją lekko, po czym wziął ją za rękę. Uklęknął, patrząc na nią z miłością:
- Sereno, wyjdziesz za mnie?
Zaskoczona dziewczyna popatrzyła  na niego z przerażeniem, by przenieść wzrok na jakiś punkt ponad jego ramieniem. Nie wydawała się być szczęśliwa z powodu oświadczyn. Na jej twarzy gościła bezsilność i niedowierzanie. Przygryzła dolną wargę, cicho wzdychając. Chciała mu już coś powiedzieć, gdy nagle rozluźniła się, a z jej twarzy zniknął chmurny grymas.
- Nie tym razem, kolego. - James dopiero teraz zauważył Statforda, który niespodziewanie stanął obok jego ukochanej. Serena spojrzała na niego przepraszająco, przytulając się do Ślizgona.
- Co to ma znaczyć?
- James, nie gniewaj się. - W głosie Wilson zabrzmiała przepraszająca nuta. Uśmiechnęła się do niego ukradkiem, po czym spojrzała czule na stojącego obok siebie chłopaka. Statford objął ją w talii, mocno przytulając. - Przykro mi, ale nie ma szans. Nigdy nie będziemy razem. Zmarnowałeś wszystko, a Duncan... Z czasem się w nim zakochałam i... Teraz wiem, że kocham go. Ty byłeś moją pierwszą miłością, ale to nie  wystarczy. Ja i Duncan...
Patrzył na to wszystko jak przez mgłę. Słyszał słowa Sereny, które boleśniej niż zaklęcia raniły jego duszę, widział miłość w jej oczach, gdy patrzyła na Statforda, czuł wszystko, chociaż czuł, że go utaj nie ma. Ostatnim ciosem był namiętny pocałunek Reny z nowym ukochanym. Całowała go namiętnie, wyraźnie się nie spiesząc. Nie krępowała jej olbrzymia publiczność, które niespodziewanie ucichła ani on, James, który patrzył na to z lodem w sercu.
Woda powoli zalewała wszystko... Woda?
- Aquamenti! - Niespodziewanie gdzieś w innej przestrzeni usłyszał cichy szept. Poczuł niespodziewaną wilgoć pokrywającą całego jego ciało i...
- Co ty robisz?! - Wrzasnął, niespodziewanie budząc. Zerwał się z łóżka, a resztki snu zniknęły gdzieś w nicości świadomości, chociaż wiedział, że długo nie zapomni o tym koszmarze.
Popatrzył na swoje mokre od wody łóżko, po czym przeniósł wzrok na stojące obok łóżka rude stworzonko z szerokim uśmiechem na twarzy. Zdał sobie sprawę, że już dawno powinien się domyślić, że to był sen. Uśmiech, którym we śnie obdarzyła go Lily i czuły uścisk, zupełnie do niej nie pasowały. Podobnie jak życzenie mu powodzenia i wiele innych szczegółów, jak chociażby starannie wyprasowany szkolny mundurek. Ona nie była życzliwą siostrą, która wspiera go w niepewnych chwilach i uśmiecha się czule.
Prawdziwa Lils była zupełnie inna.
Nie wspierała mrzonek, nie potrafiła odnaleźć w sobie czułości i twardo stąpała po ziemi. Nie miała marzeń, a jedynie cele do zrealizowania*. Pomagało jej to uporządkować chaos, który sama uosabiała. Nigdy nie miała porządnego ubrania, które zawsze posiadało kilka pomiętych miejsc, a jej rude, nieujarzmione włosy wyglądały jakby od tygodnia nie widziały grzebienia. Mimo tego była twarda. Potrafiła zmusić daną osobę do podporządkowania się, bo nie uznawała kompromisów. Nigdy ich nie stosowała, nawet jeśli ktoś sądził, że było inaczej.
- Długo jeszcze będziesz się tak na mnie patrzył? Tylko nie udawaj, że myślisz, bo nigdy w to nie uwierzę - warknęła, zakładając ręce na piersi. Spojrzała przy tym na niego groźnie, jak tylko ona potrafiła.
- Czemu zawdzięczam twoją wizytę? - odpowiedział pytaniem, darując sobie powitania i uprzejmości.
- Czy, aby odwiedzić własnego brata muszę mieć jakiś powód? Zresztą może akurat się o ciebie martwiłam? W końcu jest już prawie wieczór, a ty śpisz słodko jak niemowlę...
- Która godzina? - Chłopak pospiesznie rozejrzał się za jakimś zegarkiem. Nie wiedział, która jest godzina, a przed siódmą miał się spotkać z Sereną.
- Nie bój się, zdążysz - parsknęła Lily, przewracając oczami. - Jestem bardzo ciekawa, co ci się śniło braciszku - dodała po chwili z iście ślizgonskim uśmieszkiem. - Nawet nie zdenerwowałeś się za odrobinę wody, - machnęła ręką w kierunku łóżka, skąd ciągle spływała woda - której musiałam użyć, aby cię obudzić. Oznacza to, że musiałeś mieć wyjątkowo nieprzyjemny sen...
- Do rzeczy, Lily, do rzeczy - przerwał jej, łypiąc złowrogo.
Lily jednak tylko zaśmiała się cicho. Wyraźną satysfakcję sprawiało jej dręczenie brata i każdy wypowiedziany komentarz skierowany pod jego adresem.
- Jestem w potrzebie, braciszku.
- Jak zwykle - odburknął James, zdając sobie sprawę z pewnej prawidłowości.
Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają
***
Albus podszedł do ławki stojącej obok klasy do transmutacji i opadł na nią, rzucając torbę na podłogę. Do zakończenia lekcji została mu jeszcze ta jedna lekcja. Potem musiał tylko napisać kilka prac, obejść naście korytarzy i może wlepić jakiś szlaban. Może uda mu się pomiędzy to wszystko wcisnąć wizytę w sowiarni i szybki list do C.C. albo krótki lot na miotle? Na samą myśl o lataniu zaświeciły mu się oczy, a twarz rozpogodziła się. Odwrócił się, zastanawiając nad dzisiejszą pogodą, która wydawała się wprost idealna do szybkiego szybowania, gdy jego uwagę zwrócił niewielki domek pod lasem.
Budynek natychmiast przypomniał mu o ciągle odkładanej wizycie u gajowego, który zapraszał na ciasteczka i chwilę rozmowy. Zdusił w sobie jęk na wspomnienie ostatnich wypieków Hagrida. Niewątpliwie posiadał wiele talentów, ale gotowanie się do nich nie zaliczało. Nie wiedział, jak mu to jednak powiedzieć, aby go nie urazić, a ochoty na jedzenie wypieków również nie posiadał.
Wiedział, że nie powinien tego odkładać, zwłaszcza że uważał go za przyjaciela, wiele razy mu pomógł i był jednym z filarów jego dzieciństwa. Wciąż pamiętał czasy, gdy chodził do Hagrida razem z Rose, skarżąc się na multum pracy domowej czy czekające ich egzaminy. Pół olbrzym zawsze ich wtedy pocieszał i potrafił rozweselić.
- Mogę się przysiąść?
Z trudem powstrzymał jęk, gdy usłyszał za plecami głos Chelsea. Tylko nie to, błagał Marlina, Morganę i wszystkich innych, którzy mogliby mu w tym momencie pomóc. Błyskawicznie zapomniał o swoich wcześniejszych planach; obecne uwzględniały przede wszystkim szybkie zakończenie rozmowy z Chelsea.
Dziewczyna stała sztywno wyprostowana, patrząc na niego nieodgadnionym wzrokiem. 
- Jasne, siadaj. - Wskazał ręką miejsce obok siebie. 
- Nie zajmę ci dużo czasu - uprzedziła, siadając. Przygładziła rude włosy, które tego dnia upięła w staranną fryzurę, po czym spuściła wzrok. - Chciałam... Chciałam coś wyjaśnić.

- O co chodzi? - Poważny ton w głosie Chelsea sprawił, że spojrzał na jej twarz. Miała zaciśnięte usta, a jej ręce co chwila nerwowo się wyginały. 
- Uznałam, że czas skończyć z zaistniałą sytuacją, której dalszy rozwój może przynieść druzgocące konsekwencje - wyrecytowała gładko, nie odwracając się.

- O co chodzi? - powtórzył Albus. Jego początkowe zaskoczenie zmieniło się w irytację. Nie dość, że Visions zburzyła jego starannie ułożony plan dnia. Sprawiła, że znowu przypomniał sobie o tamtej nocy, gdy wszystko wydawało się nowe, nieznane, a ona pokrętnie bliska jego duszy. Nie rozumiał, o co jej chodzi. Zresztą Chelsea chyba nie zamierzała mu niczego ułatwiać. Jego niedostępność i chłód wybitnie tego dowodziły. 
- Uznałam, że czas to zakończyć...
- Ale, na Merlina, co? 
- Chyba nie mówisz poważnie - wydusiła z siebie z trudem, widząc jego wzrok.
- Twoim zdaniem nigdy nic nas nie łączyło?
- Chelsea, wiesz, że nie o to mi chodziło - próbował ułagodzić dziewczynę, której srebrzyście szare oczy spoczęły na nim. Widział w nich złość, żal i cień rozczarowania. - Po prostu od... od dawna nie rozmawialiśmy, ciągle coś się zmienia, a ta rozmowa mnie zaskoczyła. 
- Rozumiem. Ty kochasz ją - powiedziała, nie owijając w bawełnę. - Nie patrz tak tak na mnie, Albusie. Zrozumiałam to wszystko podobnie jak Rose, która już skończyła z Easym.  Uznałyśmy, że skupiamy się na czymś innym, ważniejszym. Chcemy zrealizować swoje marzenia i przestać rozmieniać je na drobne - dodała z pogardą.
Zabolało bardziej niż powinno, ale co mógł na to poradzić?
On też ruszył do przodu.
_______________________________
* - parafraza słów, które ktoś zostawił na moim blogu w zakładce o autorce i które bardzo przypadły mi do gustu. Wymieniłabym nick, gdybym tylko go znała. W każdym razie, jeśli to czytasz, dziękuję z całego serca za słowa;) Obiecałam sobie, że wezmę sobie je do serca.

Niewiele Sereny, aczkolwiek tym razem to chyba wyszło na dobre. Lily pojawiła się, więc mam nadzieję, że nie jest źle. Poza tym przyspieszam z akcją, bo nie chcę stanąć w miejscu.
Nowe opowiadanie powinnam zacząć za kilka tygodni, a kolejny rozdział BwH za jakieś 7-10 dni.
Przepraszam za opóźnienia i zaległości, ale przez kilka dni nie miałam Internetu. Wszystkie zaległości powoli nadrabiam.
I... Raz jeszcze bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa. 

35 komentarzy:

  1. Świetny rozdział.Muszę przyznać,że przez chwilę nawet myślałam,iż James naprawdę oświadczy się Serenie.xD To było by ciekawe...Czekam na następny i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. I jest Lily. <3 Właśnie przez nią wiedziałam, że cała akcja z oświadczynami to tylko sen. Bo jakim cudem to małe, rude, wredne stworzenie nagle mogłoby zamienić się w kochającą siostrę? Chociaż, nie przeczę, bardzo lubię więzi między rodzeństwem i chętnie zobaczyłabym coś takiego w wykonaniu Lils i Jamesa.
    Oświadczyny, o dziwo, wydają mi się całkiem prawdopodobne. Nie żebym to popierała, ślub w wieku nastu lat to coś, czego nie cierpię, ale dla Sereny i Jamesa to chyba nie najgorsza opcja. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak bardzo zakochany jest Potter.
    Albus, Albus... Nie lubię go, no. A tym bardziej jego i C.C. Od początku jakoś mnie od nich odpycha. Co innego Chelsea, jest całkiem fajna. Na początku za nią nie przepadałam, ale teraz zaczynam pałać do niej sympatią.
    Rozdział śliczny, chociaż wydaje mi się, że krótszy niż zazwyczaj. Ale może to dlatego, że czytałam go na telefonie.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zachowanie Lily miało w śnie Jamesa kluczowe znaczenie , jak trafnie zgadłaś, było nierealne, co znaczy, że to nie mogła być ona.
      Albus ogólnie nie jest postacią, którą można bardzo polubić i na razie się to nie zmieni, ale za naście rozdziałów myślę, że może tak. On też się zmieni przez wakacje i wpłynie na to wiele czynników.
      Rozdział niestety rzeczywiście krótszy, ale nic więcej nie pasowało do jego koncepcji w moich oczach.

      Usuń
  3. Boże, kobieto! Mało brakowało, a dostałabym przez Ciebie zawału! Na początku rozdziału nie zauważyłam nic dziwnego w zachowaniu Lily. Pomyślałam tylko, że to może jakaś gra z jej strony. Nawet nie wiesz, jaki wstrząs przeżyłam, gdy Serena odmówiła Jamesowi. To było takie nierealne, w końcu go kochała. Dobrze, że to był tylko sen, bo naprawdę nie wiem, co bym Ci zrobiła, gdyby to działo się w rzeczywistości. :D
    Lubię postać Albusa, ale tylko wtedy, gdy nie zachowuje się jak gówniarz. Nie mam pojęcia, po co on wzdycha do tej całej C.C. (tak właściwe, to od jakich imion to skrót?)? Znając życie i sławę, jaką teraz dziewczyna się cieszy, to pewnie już spotkała jakiegoś sławnego gracza qudditcha i zapomniała o naszym kochanym Albusie. Szkoda mi chłopaka, bo w Hogwarcie jest wiele ładnych dziewczyn, z którymi mógłby się umówić i być szczęśliwy.
    Co do Lily, to nie lubię jej zachowania, ale uwielbiam jej charakter i to, że wprowadza akcję do opowiadania. Nie można się nudzić, gdy ona jest w pobliżu. Jest taką barwną i zupełnie nieprzewidywalną osobą. Nie wyobrażam sobie, jak Ginny i Harry poradzili sobie z jej wychowaniem. Zupełnie nie przypomina swojej imienniczki, która żyła sporo lat przed nią. Jak trwoga, to do brata. Ciekawe, jaką teraz ma potrzebę.
    A tak właściwie, to na serio planujesz oświadczyny Jamesa? ;3
    Rozdział przyjemnie się czytało, chociaż, moim zdaniem, był zdecydowanie krótszy niż inne. Mam nadzieję, że w następnym będzie więcej akcji i tekstu. No i, oczywiście, więcej Sereny i Jamesa. :D
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serena w śnie musiała odmówić Jamesowie. Jaki byłby sen z happy endu w śnie;) A tak Potter dostał solidnego kopniaka, aby starać się bardziej.
      C.C. to skrót od Calista Catherine. Swoją drogą zdała sobie sprawę, że brakuje jej w bohaterach i muszę później naprawić ten drobny błąd. Albus jest gówniarzem i prędko to się nie zmieni. Po prostu nadal żyje w swego rodzaju bańce mydlanej i kiedyś musi ona pęknąć. Co do dziewczyn, to zdradzę, że Albus znajdzie sobie pasję, która sprawi, że jego życie się nieco zmieni.
      Lily jest niepowtarzalna i w tym tkwi jej urok, i piękno.
      Co do oświadczyn Jamesa to... Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, bo kto wie, co przyniesie przyszłość? ;)
      Obiecuję, że następny będzie dłuższy, chociaż ten też wcale nie ejst taki bardzo krótki.

      Usuń
  4. Kocham To . Dodaję się do obserwatorów. Świetnie piszesz. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za komplement ;) Z wrażenia aż się zarumieniłam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział fajny;) Chociaż już się bałam, że te oświadczyny to Ty tak na serio piszesz. Naprawdę nieźle mnie przestraszyłaś. W następnym liczę na więcej. Buziaczki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogo jak kogo, ale Ciebie mogłam przestraszyć? W to nie uwierzę;D Cieszę się, że Ci się podoba.

      Usuń
  7. Napiszę tutaj, gdyż nie będę ci robić kłopotu z szukaniem po innych rozdziałach.
    Po pierwsze pragnę bardzo ci podziękować za miły komentarz! Naprawdę było mi miło czytać te słowa. Co do mojego prologu bardzo się cieszę, że się spodobał. Ja teraz zabieram się za czytanie wszystkich twoich rozdziałów, po czasie na pewno napiszę jeszcze raz a tym czasem skoro podobał ci się prolog to czy mam cię powiadamiać, bądź cokolwiek? :)

    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
    /mors-ultima-linea-rerum.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak mogłaś przerwać sen Jamesa w takim momencie! Swoją drogą ciekawi mnie naprawdę jak potoczy się ten mecz w rzeczywistości i czy Potter naprawdę oświadczy się Serenie.

    No i Lily. Jak zwykle kochana. Co to za problem? Główkuję, główkuję i nic nie mogę wymyślić, a może to ma związek z Malfoy'em?

    A dzieciaki Luny chyba zaczynają powoli wdawać się w mamusię :D

    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam przerwać sen Jamesa, bo... Bo inaczej źle by się to skończyło dla wszystkich ^^.
      Problem Lily nie jest jakoś tak specjalnie istotny. Ruda chce przede wszystkim umilić życie brata i nie pozwolić mu o sobie zapomnieć.
      Dzieciaki Luny niewątpliwie są oryginalne, chociaż teraz jest ich na BwH przeraźliwie mało.

      Usuń
  9. Boże!Mało co a dostałabym zawału.Jak widać nie docierały do mnie dokładnie informacje bo już powinnam zobaczyć przy zachowaniu Lily,że coś jest nie tak ale nie wyczułam tego.Dobrze,że to tylko sen.Rozdział cudny.A Lily jak zawsze coś knuje aż się bać co.Mam nadzieje,że w następnym rozdziale będzie więcej Sereny i Jamesa:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie chciałabym mieć takich snów jak James. Biedak musiał się bardzo męczyć. Lily jak to Lily zawsze "pomocna". Nie wiem dlaczego ale lubię Chelsea i to bardzo.
    Zauważyłam jeden błąd pod koniec, gdy Chelsea zwraca się do Albusa:
    "- Chyba nie musisz poważnie - wydusiła z siebie..." <-- chyba powinno być mówisz.

    Napisałabym coś więcej ale nie mam pojęcia co. Chyba za bardzo jeszcze przeżywam przegraną naszych siatkarzy (ale i tak ich kocham) i nie jestem w stanie wykrzesać z siebie odpowiedniego entuzjazmu, który oddałby moje zadowolenie z tego rozdziału.

    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że lubisz CHelsea, bo wiele osób nie dostrzega jej potencjału. Jest niby podobna do Rose, ale jednak inna i tu się wszystko zaczyna.
      O, widzisz, jaki byk się wkradł. Dziękuję za zwrócenie uwagi.

      Ja też przeżywam porażkę naszych siatkarzy, którzy bądź co bądź byli jednak wielkimi faworytami i mieli przywieźć medale. A teraz? Została nam jedynie gorycz i łzy. Szkoda, naprawde wielka szkoda

      Usuń
  11. Hm... intrygujący ten Twój blog. Masz dobry styl, dialogi były proste i nieprzekombinowane, co uważam za spory plus :)
    Grr... czemu przerwałaś sen Jamesa w takim momencie? Kurczę, no Ty sadystko !
    Wiesz, szczerze Ci powiem, że pomimo dziwnej aury, jaką roztacza po sobie Chelse... jak to się odmienia ?! , to lubię ją.
    Kochana, dobra Lily. Jak dla mnie trochę mdła, ale to pewnie dlatego, że nie lubię takich typowo dobrych postaci.
    Robi się coraz ciekawiej, tylko utrzymaj ten poziom!
    Pozdrawiam i informuj mnie proszę o nn :)
    [ flames-of-ice.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lily dobrą postacią raczej nie jest, a w śnie specjalnie wyeksponowałam inną, nową cześć jej natury, która rzadko dosięga światła.
      A sen przerwać musiałam, ale inaczej wszystko by się solidnie posypało.

      Usuń
  12. miłe słowa Ci się należą więc je ode mnie znów dostaniesz :) rozdział bardzo mi sie podobał.
    Zawsze lubiłam motywy snu. Nie wiem czemu, ale są takie z jednej strony naturalne a z drugiej mistyczne. Ciekawe co dalej przyśni się Jamesowi, ale nie chciałabym być teraz w jego skórze.
    Lubię Lily. Chyba bardziej od Sereny :P
    A! i wieli plus za dzieciaki Luny :D są genialni.
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Matko już myślałam,że oszalałaś z tymi oświadczynami. Byłam gotowa w połowie rozdziału przestać czytać. Na szczęście to był tylko sen... Ufff... Nie żebym nie chciała żeby James i Serena byli razem na wieki, ale no za wcześnie na coś takiego. Ufff.. Oj szkoda mi Albusa... Złamane serce bardzo boli.
    Nie wiem czy wiesz - pewnie nie wiesz, ale już Ci mówię - że w sumie po części zainspirowałaś mnie do myślenia o pomyśle na opowiadanie z nowym pokoleniem w tle. Ale nie był by to wątek Rose - Scorpious (nie umiem pisać szablonowo, moja postać musi być po prostu moja. Ja wiem, że w nowym pokoleniu mam dowolność w doborze charakteru, bo nikt nie wie jacy oni są, ale no wolę swoje ;). Myślę raczej o czymś z Jamesem :). No, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy za wcześnie...? To chyba raczej kwestia oczekiwań i wyboru. No, ale o tym to jeszcze nie teraz
      Miło mi, że zainspirowałam Cię. Och, ale poczułam się doceniona;) Mam nadzieję, że szybko coś napiszesz; trzymam za to kciuki.
      Pozdrawiam;)

      Usuń
    2. Myślę, że najpierw skończę Mandy :). W sumie to trochę późno ten pomysł się zrodził, bo jestem w trakcie tworzenia nowego projektu - bardzo krótkiego, ma on być na jakieś czternaście rozdziałów ;). Jednak cały czas ten pomysł mi kiełkuje w głowie i cały czas o nim myślę :)
      No jak dla mnie przynajmniej byłoby to za wcześnie, ale to tylko moje zdanie :).

      Usuń
    3. Oj, dobrze znam ten ból, gdy wpadnie do głowy pomysł i za nic w świecie nie można przestać o nim myśleć.
      W sumie to masz rację. Lepiej trzy razy przemyśleć decyzję zanim zacznie się pisać jakiekolwiek opowiadanie.

      Usuń
  14. Super sen, ale jak zaczął się kończyć, to zrozumiałam, że to nie rzeczywistość, no i miła Lily... No, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow! Super rozdział. Mam nadzieję, że niedługo będzie następny. www.potter-mary.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział bardzo mi się podobał ;) Ogólnie to Chelsea chyba najbardziej przypadła mi do gustu. To było straszne, gdy Serena odmówiła Jamesowi. Na szczęście to był tylko sen. Lily trochę mnie irytuje, nie wiem do końca dlaczego. Dziękuję za Twój komentarz na moim blogu ;) Przepraszam, że dopiero teraz wpadam do Ciebie, ale kompletnie nie miałam czasu ;/ Twoje opowiadanie wciągnęło mnie, więc będę zaglądać tu regularnie ;] Możesz informować mnie o nowościach? Pozdrawiam i życzę dalszej weny w pisaniu!
    http://w-kregu-klamstw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lily z założenia miała być nieco irytująca ^^. W końcu ludzie, którzy stanowią przysłowiowy wrzód na tyłku też niestety istnieją, nieprawdaż?

      Serena w śnie musiała odmówić Jamesowi, aby teraz chłopak przejrzał na oczy i zrozumiał mnóstwo spraw, które wcześniej zwyczajnie mu umykały.

      Usuń
  17. Na początku chciałam ci bardzo podziękować za informacje o rozdziale. Byłam na wczasach, więc teraz nadrabiam zaległości :-) Tak jak większość tutaj nieprzepadam za Albusem, który zachowuje sie jak rozpieszczony palant. Chelsea na początku nie lubiłam, ale teraz zaczęłam się do niej przekonywać. Mnie osobiście wydaje się, że dobrze by było, żeby James choć raz nie dostał tego, co chce. No nie mówie, że Serena miałaby odrazu kochać się ze Stanfordem, ale żeby nie rzucała się od razu Potterowi w ramiona i pod wpływem jednej chwili chciała zostać jego żoną ( bo coś mi się wydaje, że oświadczyny prędzej czy później nastąpią). W każdym razie niecierpliwie czekam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co dziękować, to ja dziękuję, że czytasz tego bloga;)
      Albus to chyba postać, na którą nie mam zbyt dobrego pomysłu. obiecuję jednak, że wezmę się za niego i zrobię z niego człowieka.
      Dziękuję za opinię. Pewnie masz rację; James to taki dzieciak, który dostaje to, co chce i przeżywa naprawdę niewiele rozczarowań. Postaram się, żeby nie było zbyt różowo, a Potter nieco dorósł.

      Usuń
  18. Matulu, nawet nie wiesz, jak mnie wystraszyłaś tym snem Jamesa. Oczywiście, jak to ja, niczego sie nie domyśliłam, zachwyciłam sie oświadczynami Pottera, a tu łup - jak obruchem w głowę ;)
    Bardzo lubie Lily, ma w sobie coś takiego niezwykłego ;) Chociaż i tak moja faworytka jest Serena ;)

    No nic, z niecierpliwościa czekam na kolejny rozdział u Ciebie.
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    [siostra-harryego-pottera.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam, bo taka była koncepcja. To miało być coś, czego nikt, no dobra prawie nikt, się nie spodziewał.

      Usuń
    2. No cóż, dzięki takim momentom opowiadania są ciekawsze :)
      Z drugiej strony, dobrze, że wykreowałaś to na sen, inaczej czekałaby Cię ‘śmierć‘ z rąk niektórych czytelniczek :)

      Usuń
  19. Aj, jak ja się stęskniłam za tym opowiadaniem! <3 Czytałam je jeszcze na Onecie, przez pewien czas wchodziłam, ale notki nie było od bardzo długiego czasu, a teraz.. teraz pojawiają się regularnie. *.*
    Co do rozdziału, to bardzo zaskoczyłaś mnie snem Jamesa, byłam przekonana, że to wszystko - oświadczyny, i w ogóle - dzieje się naprawdę. Faktycznie, udało Ci się nas zadziwić!
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały (proszę o informowanie, oczywiście) i zapraszam do siebie. ^^

    OdpowiedzUsuń
  20. Z ogromnym poślizgiem na graphicpoison ukazał się szablon, który zamówiłaś, gdy byliśmy jeszcze nagłówkownią. Za zwłokę przepraszam. Pozwoliłam sobie przystosować szablon do blogspota, skoro i tak tutaj się "zadomowiłaś". Mam nadzieję, że kiedyś użyjesz tego szablonu, pomimo tempa, w jakim go oddałam.

    http://graphicpoison.blogspot.com/

    Za błędy przepraszam, o tej godzinie już nie myślę.

    OdpowiedzUsuń
  21. Witam.
    Obserwuję poczynania tego bloga od bardzo, bardzo, bardzo dawna ale chyba jeszcze nigdy nie zmobilizowałam się do napisania komentarza... albo już to zrobiłam i o tym nie pamiętam. W każdym bądź razie przejdźmy do setna.
    Młode pokolenie zaczyna się robić dość popularne w świecie blogowym. Jednak ja za nim nie przepadam. Na serio. Mało jest blogów o Jamesie, Albusie czy kimkolwiek tak innym co mnie urzekło. W sumie na Twojego bloga trafiłam przez głupi przypadek. Widzisz przeczytałam pierwszego bloga o tematyce Harrego i tak mnie zaczarował, że postanowiłam poszukać czegoś podobnego (na próżno bo prawdziwe arcydzieła są niepowtarzalne). Wpisałam hasło które zawierało słowa "brzydula" i "Hogward" bo nie przychodziło mi już nic innego do głowy jak określić tamto opowiadanie i w nadziei na to, że to jest blog o erze Huncwotów i beznadziejnie zakochanej Lily w Jamsie klikam na adres brzydula-w-hogwarcie.onet.pl
    (właśnie mi serce stanęło bo myślałam, że przez pomyłkę usunęłam cały komentarz) i tak oto trafiłam tutaj.
    Daruję opowieści o tym jakim było dla mnie zaskoczeniem, że to nie było to czego szukam jednak postanowiłam zaryzykować i bla... bla... bla... spodobało mi się.
    Jeżeli chodzi o pomysł to zawsze uwielbiałam opowiadania, filmy, książki czy nawet anime o tym, że z brzydkiego kaczątka dziewczyna zmienia się w pięknego łabędzia. To był chyba główny powód dla którego pokochałam to opowiadanie.
    Bohaterowie to dla mnie kwestia sporna. Widzisz Serena jest dość specyficzną jak dla mnie osobą(do czasu jej "przemiany" dla mnie taka była). Nieśmiała, małomówna, nie ma własnego zdania, daje sobą manipulować, naiwna, dobra, o wielkim sercu, niby najmądrzejsza, a jednak głupia. To nie chodzi o to, że jej nie lubię. Po prostu wydaję mi się, że niektóre jej cechy nie pasują do jej ilorazu inteligencji, który przecież posiada. Jej postać jest moim zdaniem urzekająca i czytelnikowi serce topnieje, równocześnie ma się ochotę walnąć ją raz a porządnie aby się otrząsnęła. Jeżeli chodzi o jej drugie oblicze, że tak się wyrażę, to spodobało mi się o wiele bardziej. Serena nam rozkwita. Wyraża własne zdanie i nie boi się własnego cienia. Ta wersja jej osoby podoba mi się bardziej bo pokazuje jej prawdziwe, Gryfońskie oblicze.
    James to inna bajka. Pewny siebie, arogancki i niesamowicie przystojny. Czasami się zastanawiałam czy bardziej go kocham czy nienawidzę. Powiedzmy, że ta nienawiść to miłość z rogami. Nie ukrywam, że przez większość czasu - a mianowicie w scenach gdzie nie był z Sereną, nie licząc samego początku bo wtedy cały czas - mnie wkurzał. Potem jak wyszło te jego w miarę mhm... wrażliwe wnętrze to spojrzałam na niego przychylniejszym okiem. Nie ukrywam jednak, że mam niezaprzeczalnego fioła na punkcie niegrzecznych chłopców, dlatego się cieszę, że James jest jaki jest.
    Co do poprawności to się nie wypowiadam. Zostawiam to oceniającej. Ja jestem zdolna napisać zamiast chleb - chlep. Więc gdyby nie cudowna opcja sprawdź pisownię pewnie nie doczytałabyś połowy słów tutaj.
    Do całego opowiadania mam tylko jedno zastrzeżenie. Czy naprawdę tak wyobrażasz życie po śmierci Voldemorda? Że po jego pokonaniu wszelkie wartości podupadną i będą codziennie organizowane wielkie orgie? Wiadomo, że nie liczę iż wszyscy będą grzeczni, moralni i nie skorzystają z swobody danej im w młodości czego nie było za czasów Harrego w Hogwarcie. Ale tutaj po prostu czasami mnie to przeraża i wydaje mi się, że jest tego za dużo.
    To było na tyle jeżeli chodzi o moje zdanie. Znając życie rano przypomni mi się o tysiącu innych rzeczy, które jeszcze mogę dopisać, a teraz nie przychodzi mi nic do głowy. Powiem tak. Uwielbiam to opowiadanie i z chęcią czytam każdy następny rozdział i mimo iż nie wszystko mi pasuje - a komu pasuje? - to uważam, że jesteś wielka i niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    http://forevermore-sentiment.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. bardzo Cię przepraszam, że nie wykonałam jeszcze Twojego zamówienia, ale za nic w świecie nie chce mi wyjść. nie chcę dawać Ci czegoś z czego nie jestem zadowolona, bo uważam, że to niestosowne. będę próbować, ale nie wiem kiedy wyjdzie z tego coś sensownego. raz jeszcze przepraszam.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.