13 lutego 2014

6. On cię nie kocha

Zakochała się w Teddy'm.
Fakt ten stał się przyczyną jej uśmiechu. Pochłonięta swoimi myślami nie zauważyła, że siedzący w sąsiedniej ławce Gryfon odwzajemnił ten gest i szturchnął kolegę, aby też zwrócił na nią uwagę. Innego dnia pewnie spróbowałby z nimi porozmawiać, chciałaby się przekonać, czy naprawdę są tak mili, na jakich wyglądają. Teraz jednak była zbyt pochłonięta swoimi myślami, aby dostrzec ich zawiedzione miny. 
Wszystko powoli traciło na znaczenie. Przestało się dla niej liczyć, że siedziała na zaklęciach i coraz bardziej pogrążała się w swojej niewiedzy. Niegdyś była jedną z najlepszych uczennic w klasie. Teraz ledwo przekraczała próg przeciętności. Boleśnie przekonała się o tym, wyciągając dłoń i czując ciepło ognia płonącego w naczyniu na blacie ławki. Cofnęła dłoń i uniosła różdżkę, postanawiając spróbować ostatni raz:
- Rigentibus!
Z różdżki wystrzeliło jasne światło, które zniknęło w blasku płomieni. Victoire spojrzała na to sceptycznie. Powoli zaczynała wątpić w swoje umiejętności. Wyciągnęła dłoń. Gdy poczuła na skórze ciepło, zdała sobie sprawę ze swojej porażki. Przynajmniej próbowałam, pocieszyła się, usprawiedliwiając się. Teraz mogła chwilę bezkarnie myśleć o nim.
Zakochała się w Teddy'm.
Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Dopiero rozmowa z nim uświadomiła jej, jak wiele on dla niej znaczy, że nie traktowała go jak przyjaciela. Owszem, chciała dla niego wszystkiego co najlepsze, ale miała inne powody. Powody, które mogły uszczęśliwiać lub dotkliwie ranić. Kochała go. Próbowała przypomnieć sobie, kiedy to właściwie mogło nastąpić, ale pamięć płatała jej figle. Gdy miała sześć lat i stwierdziła, że od teraz będą najlepszymi przyjaciółmi na zawsze? Albo gdy przekonywała go o wyższości zaczarowanych huśtawek nad qudditchem? Gdy on poszedł do Hogwartu, a ona siedziała co wieczór w oknie, wypatrując sowy? Czy podczas jej pierwszego roku w szkole, gdy płakała za domem, bojąc się echa ciemnych korytarzy? A może gdy razem poszli do Hogsmeade i jedli Czekoladowe Żaby? Czy podczas świąt pośród niezliczonych wspominków i opowieści o jego rodzicach, gdy trzymała jego rękę? 
Gubiła się w domysłach, próbując odnaleźć właściwy moment. Każdy wydawał się odpowiedni, ale przecież mógł istnieć tylko jeden. Nie istniała w jej wspomnieniach granica, za którą Ted nagle stawał się obiektem jej uczuć. Był sobą. Pocieszał, rozśmieszał i stanowił sens życia. Gdy o nim myślała, nadal uznawała go za najlepszego przyjaciela, nic się w tej kwestii nie zmieniło, ale zarazem wspomnienie Teda powodowało szybsze bicie serca i ucisk w żołądku.
Teraz zaczynała rozumieć, dlaczego zachowywała się inaczej, skąd wypływała jej motywacja. Chciała jego szczęścia nie tylko jako przyjaciółka, ale też jako zakochana dziewczyna. Pragnęła, aby zatracił się w radości, zapomniał o wszystkim. Powinien mieć na twarzy tajemniczy uśmieszek, którego pożądaliby wszyscy inni niezdolni do przeżywania tych uczuć. Pragnęła go uszczęśliwić, ale przede wszystkim pragnęła jego bliskość. Chciała być tą dziewczyną.
Nie było to jednak możliwe - istniała wszak Amber, którą sam wybrał. Victoire próbowała spojrzeć obiektywnie na rywalkę, ale w jej wyobrażaniach jawiła się jako połączenie bogina z trolla górskiego o charakterze godnym prawdziwych Ślizgonów. Nie dostrzegała żadnych zalet Amber, co tłumaczyła sobie tym, że praktycznie jej nie zna. Cichy głos w głowie podpowiadał jednak co innego. Ted nie byłby z dziewczyną bez poczucia humoru, honoru czy dobrego serca. Znała jego hierarchię wartości wystarczająco dobrze by to wiedzieć. Mimo to Amber jawiła się w jej głowie, jako połączenie ściany i glisty z bajki o Fontannie Szczęśliwego Losu. Stała między nią, Teddy'm, a bezgranicznym szczęściem, którego nikt i nic nie mogłoby zakłócić.
- Victoire! - Usłyszała wołanie Noelle, gdy wychodziła z klasy, ale nie była w stanie zareagować, wybić się z krainy własnych myśli. Zrobiła kolejny krok do przodu i jęknęła po chwili, czując ból po szturchnięciu Noelle. Spojrzała na przyjaciółkę z wyrzutem, ale ona nie czuła się winna. - Powinnam pytać, o czym rozmyślałaś? Czy znowu skończę sama z Coote'm...
- Noelle, daj spokój - ucięła przyjaciółkę Victoire, poprawiając pasek spadającej torby. - Nie będziemy do tego wracać...
Noelle przystanęła na moment, aby po chwili prychnąć i pospieszyć za Victoire. Dogoniła ją i chwyciła za rękę, trzymając, dopóki się nie odwróciła.
- Nie wiem, co się z tobą dzieje - oświadczyła, patrząc na bladą twarz Weasley. - Jesteś nerwowa, zamyślona i nie chcesz mi powiedzieć, dlaczego... Rozumiem, dobra? Chcesz się bawić w sekrety, to rób to, ale nie zachowuj się jak skończona jędza, bo nikt i nic nie jest tego warte - dodała, odchodząc.
Victoire westchnęła cicho, patrząc za odchodzącą przyjaciółką. Stała przez chwilę w miejscu, po czym zaczęła powoli iść w stronę pokoju wspólnego. Nie chciała słuchać Noelle. Przypuszczała, że może mieć rację, ale nie chciała, ba, nie mogła teraz myśleć logicznie. Pogrążała się w czymś, co nie istniało, więc trudno było jej się skupić na rzeczywistości.
Chciała zignorować wszystko, co niewygodne. Szkołę, która niosła zbyt wiele wspomnień. Ulubiony stolik w bibliotece, gdzie zawsze odrabiała lekcje. Korytarze, którymi zwykle chodził Ted i jego ulubione zaułki będące niegdyś też jej ukochanymi miejscami. Po tylu latach w Hogwarcie odkrywała go na nowo, szukając w labiryncie przejść ucieczki przed sobą i nim.
Unikała Teda, bo nie mogła mu powiedzieć, o tym co czuje. Wiedziała, że na pewno by jej nie wyśmiał. Wysłuchałby do końca, przechylił głowę i pewnie uśmiechnął się smutno, jak zwykle wtedy, gdy działy się rzeczy, na które nie miał wpływu. Widywała tę minę zbyt wiele razy, aby teraz stać się jej przyczyną. Nie chciała zniszczyć przyjaźni z nim, chociaż momentami zadawała sobie pytanie, czy ta relacja w ogóle jeszcze istnieje.
Gdy rozsądek w jej głowie dochodził do władzy, pytała sama siebie, dlaczego nie powiedziała Noelle o galimatiasie swoich uczuć. Mogłaby wyrzucić to z siebie, tylko za jaką cenę? Przyjaciółka wiedząc o tym, nie mogłaby patrzeć na Teda, jak teraz. Stałby się automatycznie kimś, kogo należy unikać i traktować z rezerwą, na co nie zasługiwał. Poza tym nie umiała wyrazić słowami tego, co czuła. To było zbyt mocne, zbyt nowe i zbyt dziwne, aby nagle powiedzieć to na głos.
Kocham Teda?
- Szukałam cię.
Drgnęła, słysząc te słowa. Jej serce na chwilę zamarło, aby potem zacząć bić nierównym rytmem. Uniosła wzrok, patrząc na dziewczynę. Czy powiedziała, że go kocha na głos? Nie, na pewno powiedziała to tylko w swoich myślach, bo nie odważyłaby się wypowiedzieć tego głośno, by ktoś mógł to usłyszeć... A może jednak? Na twarzy Amber nie było widać żadnych emocji, co pozwoliło jej uwierzyć, że nic nie słyszała.
- Dlaczego? - spytała.
- Chciałam z tobą porozmawiać - odpowiedziała Amber, przeczesując palcami jasne włosy. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko niewyraźny grymas, który utwierdził Victoire w przekonaniu, że wcale nie musiałaby głośno wypowiadać swoich uczuć do Teddy'ego, aby ta dziewczyna się, o tym dowiedziała. Ona po prostu tę wiedzę już posiadała.
- Nie sądzę, abyśmy miały wspólne tematy - odparła Victoire, uważnie lustrując oblicze rywalki. Robiła to już przy poprzednim spotkaniu, a mimo to teraz nie mogła przestać szukać rys na szkle, czegoś, co pozwoliłoby jej utwierdzić się w przekonaniu o własnej wyższości, tym, że Amber tak naprawdę się nie liczy i nie jest wyjątkowa.
- Naprawdę? Ja sądzę, że jednak mamy. Teda.
Jego imię w ustach Amber sprawiło, że Victoire wzdrygnęła się.
- Dobrze, więc rozmawiajmy.
Amber rozejrzała się po korytarzu, a Victoire zdała sobie sprawę, że prawie doszła do wieży Gryffindoru, od której dzielił ją zaledwie jeden korytarz. Kilkanaście metrów i mogłaby uniknąć spotkania z dziewczyną Teddy'ego.
- Porozmawiajmy lepiej w moim dormitorium - dodała Amber, odwracając się napięcie. Ruszyła w kierunku wejścia do pokoju wspólnego.
Stała przez chwilę w miejscu, rozważając, czy Sloper odwróci się, aby zobaczyć, czy za nią poszła. Nie zrobiła tego. Victoire nie była pewna, jak to o niej świadczy, ale nie mogła się pozbyć uporczywego przekonania, że zaczyna przegrywać nierówną walkę.
Weszła za Amber do pokoju wspólnego, unikając patrzenia na kogokolwiek. Nie chciała przedłużać najwyraźniej nieuniknionej konfrontacji. Rywalka jawiła się w jej oczach jako istota równie zła co nieustępliwa. Nie wiedziała jednak, że Victoire również nie miała w zwyczaju odpuszczać.
Pokonała ostatnie stopnie schodków prowadzących do dormitoriów dziewcząt. Chodziła tędy codziennie, a mimo to teraz nabrało to jakiegoś szczególnego znaczenia. Negatywnego, dodała w myślach, widząc, jak Amber otwiera jednego z ostatnich drzwi w korytarzu i wchodzi do środka. Wzięła głęboki oddech i podążyła za dziewczyną Teda, zamykając za sobą drzwi.
W pomieszczeniu panował półmrok, co utrudniało zobaczenie czegokolwiek. Zmrużyła oczy, dostrzegając kontury mebli. Dormitorium było urządzone w podobnym stylu co inne; łóżka z kolumienkami oddzielały szafeczki nocne, a purpurowe kotary odróżniały się nawet w ciemności.
- Przepraszam za bałagan - odezwała się Amber, unosząc różdżkę. Ogień zapłonął we wszystkich świecznikach.
Jasne światło oświetliło Victoire, ale wystarczyło ledwie kilka sekund, aby odzyskała ostrość widzenia.
- Mogłabyś mi teraz powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? - zapytała, rozglądając się po sypialni Amber. Popatrzyła na rząd łóżek. Przez chwilę próbowała dojść, które z nich może do niej należeć, ale nie sposób było to rozstrzygnąć, skoro tak naprawdę nic nie wiedziała o tej dziewczynie.
- Victoire, wydajesz się inteligentną dziewczyną, więc chyba nie muszę mówić, o co i kogo chodzi, prawda? W końcu obydwóm nam na nim zależy - zaczęła Amber, nie przestając się krzątać. Podeszła do kufra stojącego w rogu pokoju. Uniosła wieku i grzebała w nim przez chwilę zanim znalazła to, czego szukała. Wyjęła przedmiot i zatrzasnęła skrzynię.
- Po co ci to?
Amber zaśmiała się, słysząc ton Victoire. Najwyraźniej blondynka podejrzewała ją o jakieś niecne zamiary.
- Nie zrobię ci krzywdy - zapewniła. - Dam ci jedynie trochę prawdy odnośnie uczuć Teda.
Victoire otworzyła usta, ale ostatecznie nic nie odpowiedziała. Stała w milczeniu, przyglądając się, jak Amber przelewa swe wspomnienie do myślodsiewni. Gdy pochylała się nad naczyniem, zaczęła wątpić, czy chce wiedzieć, czy warto za wiedzę płacić bólem...
Ted siedział przy niewielkim stoliku, pochylając się nad blatem. Wtapiał się w szare draperie z haftowanymi różami, które co chwila muskały jego plecy. 
Victoire znała to miejsce. Była to herbaciarnia znanej francuskiej czarownicy, która kilka miesięcy temu przeprowadziła się do Hogsmeade. Odwiedziła ten lokal zaledwie dwa razy, ale wystrój ten szczególnie mocno zapadł jej w pamięć. Była tam nawet z nim, gdy na początku roku razem wybrali się do miasteczka. Polubiła to miejsce, ale jej entuzjazm zniknął, gdy dostrzegła, że najwyraźniej Amber i Ted też lubią ten lokal. Wiedziała, iż od teraz ta herbaciarnia będzie się jej kojarzyła przede wszystkim z nimi.
Popatrzyła jeszcze raz na parę siedzącą przy stoliku. Amber wyginała place. Jasne włosy spływały jej na ramiona. Oczy jaśniały blaskiem. Tymczasem mina Teda świadczyła o rozbawieniu. Miał lekko niesione kąciki ust, jakby Amber powiedziała przed chwilą coś wyjątkowo zabawnego. Najwyraźniej dziewczyna potrafiła uczynić go szczęśliwym.
- Amber, rozmawialiśmy już o tym - zaczął spokojnym tonem Ted, ale Victoire przyglądając się jego twarzy, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że coś jednak jest nie tak. Nie wyglądał inaczej. Nie opuszczał wzroku i nie próbował kręcić, dlaczego więc sądziła, że kłamie?
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - zaznaczyła dziewczyna. W jej głosie brzmiała determinacja. Położyła ręce na stole i uparła na nich podbródek. - Kochasz ją?
Milczenie Teda zaskoczyło Victoire, ale najwyraźniej Amber była na to przygotowana, bo tylko pokręciła głową z niesmakiem.
- To proste pytanie, Ted, ale skoro nie chcesz na nie odpowiedzieć...
- Nie, to nie tak - zaprzeczył Ted. Przeczesał palcami włosy, które nagle stały się ciemnofioletowe, by po chwili przybrać barwę brązu. Wyciągnął dłoń i chwycił rękę Amber, zaciskając na niej palce. - Chcę ci odpowiedzieć, tylko nie wiem jak. Kim dla mnie jest Victoire? - zapytał głośniej samego siebie, mocniej ściskając dłoń Amber. Serce Victoire zamarło w oczekiwaniu. - Jeszcze niedawno powiedziałbym, że jest wszystkim. To uśmiech na początek dnia i oczekiwanie na pożegnanie wieczorem. Odkąd pamiętam, zawsze była przy mnie. Nie musiałem nic mówić, aby wiedziała, co czuję. Pomogła przetrwać całe dzieciństwo, które dla sieroty nie może być czymś prostym. W każdą rocznicę śmierci moich rodziców odwiedzała ze mną ich grób. W imieniny mojej babci zawsze dawała jej prezent. Wiedziała o mnie wszystko.
Victoire wypuściła ze świstem powietrze z płuc. Spuściła wzrok. Przypuszczała, że wyznanie Teda jeszcze się nie skończyło i miała rację.
- Nie wiem, że jej nie kocham, bo to byłoby kłamstwo. Victoire to świetna dziewczyna, na której można polegać, która nigdy nikogo nie zawiodła. Jest lojalna, szczera i wierzy, że może zmienić świat. Czy mógłbym być obojętny na coś takiego? Nie, dlatego zależy mi na niej i to bardzo. Kocham ją, ale nie tak, jak ty to pojmujesz. Wszystkich Weasley'ów traktuję jak rodzinę, a sama Victoire jest dla mnie jak siostra. Nigdy nie traktowałem jej inaczej i to się nie zmieni, więc nie masz się, czego obawiać.
Słowa Teddy'ego uspokoiły Amber, która uśmiechnęła się do niego, a z jej oczu zniknął strach...
Wspomnienie urwało się. Victoire znowu stała w dormitorium Sloper, znowu znalazła się na dnie rozpaczy. Unikając wzroku rywalki, opuściła ramiona. Próbowała nie dać się pokonać łzom, które uparcie tkwiły w kącikach jej oczu.
- Chcesz coś jeszcze mi pokazać? - zapytała cicho.
Amber pokręciła głową.
- Tak, ale nie pokazałam ci tego, aby cię zranić, jak zapewne myślisz, tylko coś uświadomić. Nawet jeśli jemu na tobie zależy, traktuje się jako siostrę, więc nie licz na zbyt wiele z jego strony. Zaakceptuj rzeczywistość. On nigdy cię nie pokocha.
Victoire chciała odpowiedzieć, odciąć się, zranić, powiedzieć, że Amber nigdy nie zrozumie Lupina, ale w tej sytuacji niewiele już mogła zrobić. Odwróciła się napięcie, chcąc jak najszybciej stamtąd wyjść. W drzwiach wpadła na jakąś dziewczynę, którą wyminęła bez słowa przeprosin i wybiegła na korytarz
- Jak poszło?
Amber wzruszyła ramionami, słysząc pytanie koleżanki.
- Myślę, że teraz zostawi Teda w spokoju.
***
Chodziła po zamku właściwie bez celu.
Wałęsała się korytarzami - tymi uczęszczanymi, opuszczonymi i zupełnie zapomnianymi przez świat, gdzie z sufitów zwisała pajęczyna. Ignorowała pozdrowienia uczniów, którzy posyłali jej zdziwione spojrzenia, gdy umykała w bok. Nie odpowiadała na wołania głosów z obrazów próbujących ją zatrzymać. Ruch pomagał jej nie myśleć. Gdyby była odważna, pewnie wzięłaby miotłę i poszła polatać, ale nie potrafiła się do tego przekonać. Zbyt mocno nienawidziła wiatru i wysokości.
Przez jej głowę przelatywało tysiące myśli. Próbowała je uporządkować, ale nie była pewna, czy naprawdę tego chce. Nie mogła zaakceptować, że Ted jej nie kocha, że nie pokocha, a sny nigdy się nie ziszczą. Mogłaby przyzwyczaić się do czekania, gdyby wiedziała, że istnieje nadzieja, ale cóż pozostaje, gdy nawet tego brakuje? Chciałaby móc mu teraz powiedzieć, co czuje. Sprawić, aby w jego oczach pojawiło się zaskoczenie, by zdał sobie sprawę, jak mocno cierpi.
- Victoire, szukam cię od godziny.
Przystanęła, słysząc jego głos.
- Cześć, Ted. Coś się stało? - zapytała obojętnie, unikając jego wzroku.
Podszedł bliżej, gdy nagle zrobiła krok do tyłu.
- Dobrze się czujesz? - zapytał, a gdy kiwnęła głową doda: - Louis po raz kolejny dostał szlaban i teraz nie chce napisać do waszych rodziców. Boi się, że przez to nie dostanie na gwiazdkę wymarzonej miotły.
- Ted... - zaczęła, ale nie potrafiła tego zrobić. To wyznanie mogło wszystko zniszczyć. Nie mogła mu powiedzieć o swoich uczuciach i sprawić, aby też cierpiał. - ... wszystkim z nim będzie dobrze, prawda?
- Victoire, wiesz przecież, jaki jest Louis - dodał. Victoire nie wyglądała jednak na przekonaną, więc dodał: - Wszystko będzie dobrze, a jutro o tym zapomnimy.
Nie, nie zapomnę, pomyślała, bo nie sposób zapomnieć o miłości. 

Rigentibus - zmienia temperaturę ognia, sprawiając, że płomienie nie są w stabnie w żaden sposób uszkodzić naskórka, jedynie go łaskoczą.
__________________________
Rozdział z dedykacją dla A., która obchodzi dziś swoje urodziny. Bałam się, że nie zdążę, ale udało się także wszystkiego najlepszego! Bez Ciebie nie byłoby tego bloga i nie wytrwałabym w pisaniu do dzisiaj. Wiesz o tym, prawda?
Ten rozdział pojawił się dosyć szybko, ale nie wiem, jak będzie z następnym, chociaż przyznam, że chęć do pisania mi wróciła. Wstawiłam nowy szablon, który zwykle działa na mnie mobilizująco. W sobotę mam olimpiadę także... trzymajcie kciuki. Przez igrzyska w Sochi nie mam, czego oglądać, aczkolwiek przyjemnie jest patrzeć, jak Polacy zdobywają medale.

8 komentarzy:

  1. Dziękuję ;) Jesteś taka kochana! Nawet nie wiesz, jak bardzo się z tego cieszę. Najlepszy prezent urodzinowy ever.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, jaki fajny szablon *,*. NYYYYYY <333333333333333333333333333 Kocham NY <333. Jak tu weszłam, nie mogłam od razu nie skomentować, widok ulubionego miasta, na punkcie którego mam takiego fioła, od razu sprawił, że mam zaciesz na twarzy.
    Mam wrażenie, że ten rozdział wyszedł bardziej spójnie, może faktycznie wróciła ci chęć do pisania? Bo w tamtym miałam wrażenie pewnego chaosu, tutaj jest lepiej, i te przemyślenia Victoire też jakoś lepiej wyszły.
    Ogólnie jednak ciężko mi się postawić w jej położeniu, bo sama nigdy nie byłam zakochana, i wnioskuję, że to musi być bardzo dziwne uczucie (i chyba nie chcę go poznawać). Ale raczej przekonująco to wyszło w takim sensie, że ona o nim dużo myśli, jest zazdrosna, stara się myśleć o rywalce jak najgorzej, i mam wrażenie, że trochę sama się gnębi tymi swoimi myślami.
    Amber zachowała się jednak podle. Nie mogę uwierzyć w to, że nie miała żadnych wrednych intencji, kiedy pokazywała jej te wspomnienia, bo to wygląda tak, jakby celowo chciała jej pokazać, gdzie jej miejsce i pokazać, że zawsze będzie tą gorszą. Takie trochę dobijające, jak kopanie leżącego, bo przecież dziewczyna i bez tego jest przybita. Aż się dziwię, że Victoire przyjęła to tak spokojnie, że nie miała żadnych złych myśli, nie marzyła o tym, by rzucić na Amber jakieś paskudne zaklęcie? Ech, fantazja mnie ponosi, bo już sobie zwizualizowałam Victoire wyciągającą różdżkę ^^. To byłoby jakoś bardziej naturalne chyba. Troszkę mnie Victoire zawiodła, że tak spokojnie to przyjęła ^^. Mam jednak nadzieję, że zrobi Amber na złość i dołoży swoich starań, by odebrać jej Teda :). Z jednej strony mi jej żal, ale z drugiej, powinna zrobić coś konkretnego ^^.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od początku, więc od szablonu...Podoba mi się. Kolory bardzo ładnie pasują do obecnego opowiadania i dodatkowo dają niezły nastrój. poza tym co tu więcej mówić o wyglądzie :) Przyjdę już do konkretów.
    Rozdział aczkolwiek krótki mnie osobiście urzekł. Poza tym cała ta sytuacja z Amber trochę ożywiła już dawno stojąca akcję, i nie mówię tego z sarkazmem ani wyrzutem. Szkoda mi Victorii, ona taka biedna po uszy zakochana, a dam sobie głowę uciąć, że Ted tak samo, tylko się trochę pogubił. No cóż, jego dziewczyna jasno dała do zrozumienia czego chce, i tak powinno być, nawet jeśli miałoby to odbić się na biednej Weasley.
    No nic, czekam na kolejny rozdział który mam nadzieję, że ukarze się niebawem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział o wiele przyjemniej się czytało niż poprzedni, akcja nareszcie ruszyła. Scena z Amber była po prostu świetna, zamawiam więcej takich! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Możliwe, że mi się wydaje, ale mam wrażenie, że Amber zamienia się w żadną wygranej chłopaka modliszkę. Z pewnością myli się też co do uczuć Teda względem Victoire i siebie. Raczej się powtórzę, ale powiem to jeszcze raz. Victoire i Ted byli przyjaciółmi przez tyle lat, więc mieli prawo się do siebie przywiązać, spowszednieć, a nawet przyjąć do swoich relacji tak niechcianą rutynę. Ted nie jest świadomy uczuć swoich i Victoire, ale to kwestia czasu, aż zacznie postrzegać Amber jako zauroczenie. Wystarczy, że odczuje brak zawsze wiernej mu przyjaciółki, a zacznie zastanawiać się nad tym co się dzieje. A może gdzieś z głęboko ukrytej świadomości Ted robi to specjalnie by wzbudzić zazdrość i zainteresowanie Victoire?
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam opowiadanie o victoire, jak rowniez miniaturkę związana z placem Pilsudskiego. Pamietam, ze dawno temu, jeszcze przed moja trzyletnia przerwa w blogosferze, wpadłam na opowieść ok Brzyduli w Higwarcie. Terwz ma za duzo rozdziałów, bym to przeczytała,ale moze w wawkacje... Po tym,co przeczytałam, widzę, ze warto, wiec...;) jesli chodzi o te miniaturkę, byla swietnie napisana. Bardzo dobry pomysł i forma, połączenie trzech kobiet, i to jak sie okazało-spokrewnionych- z jednym miejscem, ktore mimo ze zmieniało w roznych czasach swoja nazwę, dla nich było symbolem milosci. Dawalas duzo poszlak i wiedziałam, ze bedzie sie to łączyć, ale i tak mnie zaskoczylas swoim kunsztem i cieszylam sie,z e dopiero pod koniec dowiedzieliśmy sie, w jaki sposob łączyły sie bohaterki. I nawet fakt,ze o Hani było najmniej,mi nie przeszkadzał, bo tak naprawde chodziło tylko o podsumowanie. Zdecydowanie najbardziej dobiła mnie opowieść o Zadrze i Lili, choc najpiekszniejsza była chyba pierwsza, odnaleziona... Kurczę, ale Zadra skradł moje serce, chyba tym swoim humorem, który tak naprawde był jego ochrona w czasach, e których inaczej mozna by było zwariować... Ale był taki uoarty i taki męski i gdy zrozumiałam, czym tak naprawde jest to Pytanie o długopisie, zamarlam na długo czas.... Rowniez dlatego, ze planuje w najbliższym czasie opublikować podobne, dłuższe opowiadanie u siebie... Opowiadanie o victoire i Tedzie jest zupełnie inne, mimo ze dziewczyna przeżywa pewnego rodzaju katusze, to jednak zupełnie nie ta skala. Na ogol nie czytam opowiadań dotyczących tylko i wyłącznie nastoletniego milosci, ale opisujesz to tak subtelnie... Podoba mi sie, mimo ze nie ma wielu zaskoczeń. Troche szkoda, poniewaz lubie uprzykrzyć życie swoim bohaterom, ale z drugiej strony... Dla victoire, ktorej całe dotychczasowe życie było bezproblemowe, przyda sie nawet cos takiego, jak nie do konca nieszczęśliwa milosc. Na poczatku, kiedy opisalas jej życie jako tak wspaniałe, poczułam,ze albo jest go sztuczne, albo potrwa krótko. Wlasciwie miałam racje. Nic jie moze byc tak cukierkowe, i dlatego dziewczyna troche mnie denerwuje, bo jednak wg mnie ma za łatwo, ale moze teraz czegoś sie nauczy. Np.tego,ze takie intrygi jdnak nie sa najmądrzejsze, jak i wyciągania pewnych wniosków. Mimo ze zted pewnie sam tego nie wie, logiczne jest dla mnie,czemu nie chciał mowić victoire o Amber,jak rowniez to, czemu sie waha w roznych kwestiach dotyczących Victoire, gdy rozmawia o niej ze swoja dziewczyna. Mimo wszystko, takimi intrygami moze go zrazić. Ale i Amber zaczęła stosować podobne taktyki, wiec... Will see... Najrzadziej podobało mi sie to, gdy victoire wyładowała w potem pijalni bo choc nie popiera, takiego zachowania, po raz pierwszy zrobiła cos szalonego i... Takiego sprzedanego. Mysle,z e powinna znaleźć sobie hobby w stylu latania na miotłę,zeby wyluzować. Ted jest wspaniałym chłopakiem i mysle, ze odzwajemnia uczucia victoire, tylko ze nie chce nikogo zranić., sam oewnie nie do konca wie. Ben mnie wkurza, ale mysle,ze tylko pozuje na takiego...niemiłego casanove, któremu wszystko wisi, sadze, ze chciałby byc z noelle, i ona z nim, tylko ze musiałby sie jeszcze nieco bardziej zmienić, a mianowicie dorosnąć. Jesli chodzi o styl, ogólnie dobry, czasem brakuje przecinków, albo przy dłuższych zdaniach gubisz składnię, pojawia sie niepotrzebny Enter. Ogólnie jednak jest dobrze, super opisy uczuć, duzo aluzji do innych bohaterow, a wiec mimo kednowatkowosci nie nudze sie podczas lektury. No i podoba mi sie budowa bloga, te zdjęcia. Jak wstawić linki starszy/nowszy post?

    OdpowiedzUsuń
  7. Chciałabym Cię poinformować o nominacji do Liebsten Award http://slizgonka-z-gryffindoru.blogspot.com/2014/02/wracam-by-zostac-na-duzej.html

    Roseanna xxx

    OdpowiedzUsuń
  8. Spotkałam już kiedyś Twojego bloga, ale chyba miał kiedyś inny szablon... I spodobało mi się już wtedy to opowiadanie, ale dopiero teraz znalazłam ten rozdział :D Ja mam ciągle nadzieje, że jednak Victorie i Teddy jednak będą razem. Jestem gorącą fanką tego paringu ^^ Czekam na nowy rodział i zapraszam do siebie:
    wiem-ze-mnie-pokochasz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.