2 marca 2014

7. Gra złudzeń


Następne tygodnie były prawdziwym koszmarem.
Victoire usilnie próbowała zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Ranki wypełniła rozmowami z Jayne i Melanie, potem schodziła na śniadanie, tak aby prosto z Wielkiej Sali mogła iść na lekcje. Wiedziała, że Ted i Ben jadają później, więc unikała wpadnięcia na nich w pokoju wspólnym. 

Lekcje okazały się wybawieniem, chociaż nigdy nie myślała, że tak o nich pomyśli. Cieszył ją nawet natłok prac domowych. Pisanie wypracowań zaś uznawała za dobrze wykorzystany czas. Przynajmniej nie siedziała i nie patrzyła bezradnie w ścianę, próbując zapomnieć, kim była. 
Okienka między zajęciami spędzała w bibliotece, gdzie wybierała stoliki przy ścianie albo za regałami. Nie szukała tam towarzystwa, więc zwykle miała zapewniony spokój i mogła się uczyć. Z czasem poświęcała coraz więcej czasu na czytanie, odnajdując ukojenie w książkach. Nic jednak nie mogło sprawić, aby zapomniała, co zakłóciło jej spokój ducha. 
Ted początkowo próbował zagadywać. Marszczył brwi, jak zawsze wtedy, gdy nie mógł czegoś zrozumieć. Jego ciemne oczy patrzyły badawczo, a usta wykrzywiały się w niemym pytaniu. Chciał się dowiedzieć, dlaczego go unika, ale jej determinacja sprawiła, że miał niewiele okazji, aby móc z nią porozmawiać.
Nie wiedziała jednak, jak długo zdoła to ciągnąć, skoro kilkanaście dni temu zaczął się grudzień, a co za tym idzie nieubłaganie zbliżała się przerwa świąteczna. Okres, w którym zapewne Ted liczył na jakieś wyjaśnienia. Właściwie powinna już zacząć się pakować, ale uparcie odwlekała to, zostawiając na kolejne dni. Naiwnie udawała, że jeśli odwlecze to, zyska więcej czasu. Wystarczyło jednak, aby popatrzyła na kartki kalendarza, aby uświadomić sobie własną głupotę. 
- Zapomniałaś o czymś? - Odwróciła się, patrząc na Noelle i poczuła wyrzuty sumienia.
Chociaż nie unikała Rosewood, to miała wrażenie, że milczenie oddala je od siebie nawzajem. Pozornie mówiły o wszystkim; lekcjach, wyjściach do Hogsmeade i pierwszym śniegu, który jak zwykle zaskoczył wszystkich. Żadna z nich nie poruszała jednak tematu uczuć, a Ted stał się tematem tabu. Noelle nigdy nie skomentowała tęsknego wzroku, którego nie spuszczała z pleców Lupina.
- Nie, ale chyba powinnam się zacząć pakować - odpowiedziała. Wygładziła swoje włosy i zdecydowanym ruchem odrzuciła je na plecy.
- Święta, święta - zanuciła pod nosem Noelle, wywracając oczami. Leżała na swoim łóżku w dormitorium, burząc poukładaną pościel i kartkowała gazetę o modzie. - Myślałaś już o prezentach?
Victoire drgnęła, ale szybko opanowała się. Kiwnęła głową i opowiedziała Noelle o prezentach dla rodziców, rodzeństwa i kuzynostwa. Pilnowała, aby słychać było entuzjazm, którego tak naprawdę nie czuła. Nie wiedziała też, co powinna podarować Tedowi, skoro...
- Może amortencję? 
Popatrzyła w brązowe oczy Noelle, która uśmiechnęła się do niej ironicznie. 
- Nie, nie powiedziałaś tego na głos, ale nie było to potrzebne. Widać, że jesteś zakochana w Tedzie. - Blondynka zaczerwieniła się, próbując nie spuszczać wzroku z przyjaciółki, która uśmiechała się kpiarsko: - Victoire, obudź się! Myślałaś, że skoro o tym nie rozmawiamy, to temat nie istnieje?
Victoire walczyła przez chwilę sama z sobą, po czym opuściła ramiona i opadła na łóżko obok przyjaciółki, zapadając się w miękkim materacu.
- Nie bardzo wiedziałam, co powinnam ci powiedzieć. Przyznanie przed samą sobą do tej miłości kosztowało mnie więcej niż cokolwiek innego. A powiedzenie tego głośno... Przyznanie przed całym światem, że go kocham nie leżało w zasięgu moich możliwości. To było zbyt głupie, aby głośno o tym mówić. 
- Głupie czy nie, powinnaś mi była powiedzieć. Czułam się podobnie podczas związku z Coote'em - podsumowała Noelle, nachylając się. Objęła przyjaciółkę i przytuliła delikatnie.
- Noelle, ale to nie to samo. Ben przynajmniej cię kochał, a Ted... Ted traktuje mnie jak siostrę. 
- Czy to źle? Przynajmniej ma uczucia.
Zastanowiła się przez chwilę. Rzeczywiście fakt, że Ted żywił do niej jakiekolwiek uczucia może powinien nastrajać ją optymistycznie. Zależało mu na niej. Był gotów na poświęcenia i chciał ją uszczęśliwić. To jednak nie znaczyło nic wobec rodzaju uczucia, jakim go obdarzyła. Wolałaby cokolwiek oprócz tej ciepłej miłości nigdy nie mogącej się zmienić w wielką namiętność.
- Może rzeczywiście powinnam mu podać amortencję. Wtedy mógłby zobaczyć, co czuję - odparła, po czym zaśmiała się gorzko.
- Victoire, wiesz, że wszystko da się załatwić? Słyszałam kiedyś od przyjaciółki mojej mamy, że im starsza amortencja, tym lepsza, więc wystarczy poszukać...
Próbowała się uśmiechać, ale to było zbyt przygnębiające. Upadła zbyt nisko, skoro rozważała podanie eliksiru miłosnego chłopakowi, którego nie mogła mieć. Sama myśl brzmiała absurdalnie. Niegdyś z pogardą myślała o dziewczynach zdolnych na wszystko wobec miłości. Wydawało jej się, że nie należy się poniżać, bo szacunek do samej siebie znaczy więcej niż ukochany. Teraz jednak życie zmieniło jej myślenie.
- Nie wierzę, że o tym rozmawiamy. - Pokręciła głową z niedowierzaniem. 
- Nie wierzysz, że jesteś w stanie walczyć o tę miłość? - zapytała z niedowierzaniem Noelle, przekręcając słowa przyjaciółki. 
- Nie wierzę, że jestem w stanie wygrać.
***
Usiądziemy razem?
Machinalnie kiwnął głową, słysząc prośbę Amber, która stała obok niego. Rzucił jej krótkie spojrzenie, po czym z powrotem wrócił do przeglądania morza twarzy. Ekspress Hogwart miał odjechać tego dnia za dwie godziny, więc uczniowie powoli zbierali się na szkolnym dziedzińcu, aby poczekać na przyjaciół i razem z nimi pójść na stację, zająć najlepsze przedziały.
Kufry stukały o bruk, a sowy pohukiwały wesoło. W powietrzu czuć było ekscytację. Co chwilę ktoś krzyczał, a kilka dziewczyn piszczało, ściskając najlepsze przyjaciółki. Przerwa świąteczna oznaczała nie tylko spotkanie z rodzicami, ale też rozłąkę z przyjaciółmi. Jakaś drugoklasistka chlipnęła cicho, a Ted zacisnął szczęki.
Nigdzie jej nie dostrzegał, chociaż stał tu już od godziny. Śledził zapełniający się uczniami plac, a w każdym szepcie, cieniu rzęs na policzku, łabędziej linii szyi doszukiwał się jej rysów. Zadanie utrudniały mu ubrania uczennic, które tego dnia założyły mugolskie ubrania. Nikł więc podział między domami, a on musiał się bardziej wysilić, aby jej nie przegapić. Ona jednak uparcie się nie pojawiała. Victoire, co się dzieje, zapytał samego siebie w myślach. Ze złością kopnął leżący na bruku kamień, gdy jasne, ale jednocześnie zbyt ciemne włosy mignęły mu przed oczami. Nie mogły należeć do niej.
Powoli gubił się w morzu przypuszczeń, dlaczego go unikała. Próbował rozmawiać, ale napotykał jej spłoszone ciemnoniebieskie oczy i nie miał siły drążyć tematu. Nie chciała mówić, a on nie potrafił jej do niczego zmusić, więc trwali w przedłużającym się impasie, który dziewczyna skrzętnie wykorzystywała. Widział uniki. Dostrzegał zgarbioną sylwetkę, gdy umykała przed nim korytarzem i coraz usilniej próbował sobie przypomnieć ich ostatnią szczerą rozmowę.
Kiedy to miało miejsce? Czy powiedział wtedy coś, co mogło ją zranić? Chciał poznać motywy, jakimi się kierowała, ale sam nie potrafił dojść do żadnych wniosków. W jego pamięci zacierały się wspomnienia uśmiechniętej Victoire z tą niedostępną dziewczyną, którą powoli bez jego udziału się stawała. 
Pytał samego siebie, czy ją zranił, ale pamięci go zawodziła. Serce mówiło, że nigdy nie skrzywdziłby jedynej istoty, która zawsze była przy nim. Sprawiała, że świat wydawał się mniej groźnym miejscem, a szczęście nie wydawało się niemożliwe. Rozum jednak podpowiadał coś innego. Gdyby zachował się w porządku, nie miałaby powodów, aby go unikać. Byliby przyjaciółmi i nic takiego nie miałoby miejsca.
- Ted, zimno mi. - Oderwał się od swoich rozmyślań, patrząc na stojącą obok niego Amber. Czekała bez słowa sprzeciwu, gdy on czekał na Victoire. Nie pytała, o co chodzi, tylko trwała u jego boku. Wspierała go. Dawała czas, aby zdołał sobie to wszystko poukładać, ale najwyraźniej nawet jej cierpliwość miała granice. 
- Przepraszam, Amber. Nie powinienem kazać ci tutaj marznąć. Chodźmy do środka...
- To dobrze, że walczysz - zaczęła powoli dziewczyna, głaszcząc go po policzku. Zbliżyła się do niego pogłaskała go po policzku. Poczuł na twarzy jej ciepły oddech. - Wierzę, że o mnie walczyłbyś równie mocno. To znaczy, że ci zależy, że potrafisz czuć. Problemem jest jednak coś innego, Ted. Czy potrafisz odpuszczać. Może ona wcale nie chce, abyś o nią walczył...
- Nie, to niemożliwe - przerwał jej Ted. Samo słuchanie tych słów sprawiło, że poczuł się, jakby spadł z miotły, a potem dostał tłuczkiem w głowę. - To naprawdę niemożliwe - dodał i cmoknął dziewczynę w policzek. Gdy odpowiedziała uśmiechem, rozpostarł ramiona i przytulił ją, przymykając powieki. 
Nigdy w to nie uwierzę, powiedział sobie stanowczo, ale ziarno wątpliwości już zostało zasiane. 
Ziarno, którego owoce zwykle niszczą wszystkie złudzenia. 
***
Pociąg ruszył raptem pół godziny temu, a on już nie mógł usiedzieć na miejscu. Przeprosił Amber i wyszedł na chwilę z przedziału, zapowiadając, że musi pilnie znaleźć Bena. Wiedział, z kim podróżuje przyjaciel (z czarnowłosą Puchonką), ale nie mógł tego powiedzieć Amber. Głupio czuł się przez to kłamstwo, jednak nie chciał mówić, że znowu chodzi o Victoire. Victoire, którą powinien sobie nieco odpuścić.
Zaglądał do kolejnych przedziałów. W niektórych widział znajome twarze, więc zostawał tam na chwilę dłużej, inne mijał bez słowa, dostrzegając niewielkie sylwetki pierwszo i drugoklasistów. Potarmosił czupryny młodych Potterów i Weasleyów, którzy raczyli się Czekoladowymi Żabami i dotarł do przedziału, przed którym czuć było zapach konwalii. 
Ted uśmiechnął się do siebie. Perfum o takim zapachu używały w szkole jedynie dwie dziewczyny: Jayne i Melanie. Obydwie były przyjaciółkami Victoire, więc zapewne razem spędzały podróż. Tym razem udało mu się ją znaleźć. Otworzył drzwi przedziału i uśmiechnął się szeroko, na widok zaskoczonych spojrzeń dziewczyn.
Tak jak przypuszczał, w przedziale siedziały Melanie, Jayne, Noelle i Victoire. Wszystkie wyglądały na zaskoczone jego widokiem, chociaż zwykle przynajmniej część podróży spędzał w towarzystwie Weasley, więc nie powinny być tak teatralnie zdziwione. W minie Victoire dostrzegł coś więcej. Jego widok ją wręcz przerażał. Noelle zaś wyglądała za złą, jak gdyby przyszedł nie w porę.
- Witam, moje panie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - W zapadającej ciszy słyszał bicie swojego serca. Cholerna, zaczynał się denerwować, chociaż nie miał ku temu powodów. - Victoire, moglibyśmy chwilę porozmawiać? - zwrócił się w kierunku przyjaciółki. Blondynka zamarła, ale po chwili kiwnęła głową. Zignorowała piorunujące spojrzenie rzucone jej przez Noelle i wstała z miejsca. 
Ted zamknął drzwi przedziału i spojrzał na nią wyczekująco, ale ona uparcie unikała patrzenia w jego oczy. 
- Victoire, co się dzieje? Nie rozmawiasz ze mną, unikasz...
- Wydaje ci się - przerwała mu, podnosząc wzrok.
- Wydaje mi się? - powtórzył jej słowa, czując, jak budzi się w nim złość. - Nie, Victoire, nie wydaje mi się. Unikasz mnie na szkolnych korytarzach. W bibliotece wybierasz stoliki w rogach, a na śniadanie chodzisz wtedy, gdy ja jeszcze śpię! Czy naprawdę sądzisz, że nie dostrzegam, co się z tobą dzieję? Myślisz, że nie widzę cieni pod twymi oczami; wystających obojczyków, których chudości nie ukryją szkolne szaty? Vicks, martwię się o ciebie. Obiecałem twoim rodzicom, że się tobą zaopiekuję i co mam im teraz powiedzieć?
Przez chwilę miała ochotę powiedzieć prawdę; wykrzyczeć mu w twarz, że go kocha i nie potrafi przestać. Nie potrafił jednak zapomnieć wspomnienia Amber. Kochał ją jak siostrę. Cała jego troska wynikała więc z poczucia obowiązku, nie porywów serca. Jego wyznanie nie mogło nic zmienić, więc mogła je sobie równie dobrze darować, zachowując resztki podeptanej godności.
 - Ted, proszę, nie dzisiaj - powiedziała. Sama była zaskoczona stanowczością w swoim głosie. Ted najwyraźniej też był zdziwiony, bo w jego oczach pojawiło się niedowierzanie. Zwykła łagodność zmieniała się w twardość i nie mógł tego nie zobaczyć.
- W takim razie kiedy? Jutro, pojutrze? - zapytał napiętym tonem.
- Ted, proszę - powtórzyła, po czym odwróciła się i bez słowa wyjaśnienia zostawiła go samego na korytarzu. Trzasnęła drzwiami przedziału, próbując opanować drżenie gdzieś w głębi w duszy, gdy dostrzegła spojrzenia przyjaciółek. 
Brązowe oczy Noelle patrzyły ze współczuciem, którego nie mogła uniknąć. Nie była tym zaskoczona, bo wiedziała, co tak naprawdę myśli o tym przyjaciółka. Gdyby powiedziała, co czuję jej szanse przestałyby istnieć albo magicznym sposobem nagle stałaby się najszczęśliwszą dziewczyną w Anglii. Noelle lubiła ryzykować i miłość też widziała, jako coś, w tym trzeba podjąć rękawicę i grać do upadłego. Wygrasz albo przegrasz, ale przynajmniej spróbujesz.
***
Ted zaskoczył z pociągu na peron. Ruszył od razu za Amber do przodu, aby nie dać się rozdzielić napierającemu tłumowi. Słyszał okrzyki rodziców wołających swoje dzieci. Poczuł ukłucie gdzieś w dole serca, ale nie dał się pogrążyć w smutku. W dni takie jak te szczególnie mocno brakowało mu rodziców. Nie chciał jednak tego pokazać po sobie, bo nie pragnął zasmucić babci Dromedy, która mogła się pojawić w każdej chwili. Jego złe samopoczucie pogłębiał incydent z Victoire na korytarzu. Nie rozumiał zachowania dziewczyny, którą myślał, że zna. Teraz zastanawiał się, co się zmieniło. Nie poznawał jej. 
- Dobrze się czujesz? - spytała Amber, gdy mijali ogromny kufer jakiegoś dzieciaka, który tonął w objęciach stęsknionych rodziców.
- Tak, tylko...
- Teddy! - Krzyk babci sprawił, że uśmiechnął się szeroko i, nie puszczając ręki Amber, skierował się w jej stronę. 
Andromeda Tonks miała ponad sześćdziesiąt lat, lecz wciąż zachwycała swoją energią. Szare oczy błyszczały inteligencją i poczuciem humoru. Ciemnobrązowe włosy spięła tego dnia w kok i energicznie machała w kierunku swojego jedynego wnuka, gdy ten torował sobie drogę pośród ludzi.
- Babciu! - Wpadł w jej wyciągnięte ramiona i mocno uściskał. Odwzajemniła uścisk i uśmiechnęła się, gdy energicznie ucałował ją w obydwa policzki. . 
- Mam nadzieję, że z nami równie serdecznie się przywitasz - zażartowała rudowłosa kobieta, która wychyliła się zza ramienia Andromedy, co jej mąż skwitował krótkim śmiechem.
- Część, ciociu Ginny. Wujku  - Teddy skinął głową Harry'emu i wziął w ramiona drobną kobietę, po czym obdarzył ich wszystkich szerokim uśmiechem: - Chciałbym wam przedstawić kogoś wyjątkowego.
Stojąca dotąd na uboczu Amber zrobiła krok do przodu. Czuła na sobie zaciekawione spojrzenia pani Tonks i Potterów, którzy tyle znaczyli dla Teda.  Rozpromieniła się, czując na swojej talii dotyk dłoni Teda i nagle przestała się bać braku ich akceptacji. Z jego wsparciem była gotowa na wszystko. 
Ted czuł, jak uchodzi napięcie z Amber, gdy wyprostowała się i zaczęła rozmowę z jego babcią. Potterowie patrzyli na to z uśmiechem, którzy pozwalał mu przypuszczać, że dziewczyna zyskała ich sympatię. Powinien czuć satysfakcję, ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, jakby coś mimo to było nie w porządku, jakby czegoś brakowało. A może kogoś? Niespodziewanie poczuł na sobie czyjś wzroku. Odwrócił się i ją dostrzegł.
Stała nieopodal, witając się z rodzicami. Blada twarz, zapadnięte policzki i malująca się na twarzy niepewność tworzyły obecną Victoire Wealsey. Na moment ich spojrzenia się spotkały. Teda niemal odrzucił ból widoczny w jej niebieskich tęczówkach. Pragnął przedłużyć ten kontakt, przekonać się, czy to nie tylko złudzenia, ale dziewczyna odwróciła wzrok.
- Teddy, musiałeś mieć cudowny semestr - podsumował Harry, a chłopak automatycznie przytaknął. Nie mógł się jednak oprzeć wrażenie, że to nie do końca prawda.
Gdyby wszystko szło po jego myśli, teraz nie czułby w sercu pustki, a Victoire... Victoire, nigdy by nie odeszła.
______________
Musicie mi wybaczyć, ale kiedyś zapomnę o wszystkim. Chciałam dodać rozdział jeszcze w lutym, ale w swoich obliczeniach nie uwzględniłam tego, że luty to najkrótszy miesiąc w roku i ten weekend będzie już w marcu.
Następny rozdział już dawno zaczęty, a niedługo będzie skończony, chociaż jakoś tak dziwnie mi pisać o świętach. Śniegu nie ma, wiosna prawie.Hm, powinnam wspominać, że mam ogromną ochotę na napisanie romansu w NY, gdy nie wypisałam wszystkich ff do końca?
Powoli ruszam z pisaniem, ale wszystko inne idzie mi jak po grudzie niestety. Powtarzam królów, epoki i cały czas mam wrażenie, że to zbyt mało.I od dziś kończę z bezproduktywnym narzekaniem, obiecuję.
Nie wiem, jak Wy, ale bardzo się cieszę, że skończyły się przerwy w moich ukochanych serialach i znowu jest Reign, Originals, TVD, Grey's i cała reszta. Wszystko wraca do normalności.
Do napisania!

11 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo kochany rozdział <3 Dziwne się to czyta, kiedy z BwH wiem, jakie ta historia będzie miała zakończenie. Coś się zaczyna dziać, to już siódmy rozdział, czyli że niedługo dojdzie do jakiejś ostateczne akcji. I już nie mogę się doczekać.
    A, wiedz że dopóki V&T się nie skończy nie przestanę dręczyć twojego aska. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, mnie też dziwnie się to piszę, gdy znam zakończenie, ale staram się nad tym nie myśleć.
      I nie mam nic przeciwko twoim pytaniom, wręcz przeciwnie - ogromnie mnie one mobilizują ;)

      Usuń
  2. Kiedyś napisałabym, że nie potrafię zrozumieć zachowania Teda, ale dzisiaj? Dzisaj doskonale wiem jak czuje sie V. i doskonale wiem, jak bardzo ślepi są faceci, na tyle, że jeśli nie stanie się przed nimi i nie wyłoży się wszystkiego dalej będą żyli w swoim młym świecie, w którym wszystko jest tak, jak sobie wymarzyli ; )
    dlatego z czystym sercem mogę napisać, że rozdział oddawał idealnie uczucia jakie towarzyszom głównym bohaterom, a fakt, że mało kto potrafi oddać magię Hogwartu tak jak Ty sprawia, że ja mam ochotę rzucić czymś w ekran i wyładować swoją złość za brak kolejnych linijek tekstu do przeczytania ; >

    Stara Mini Crazy, nowa Carlie ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Chce mi się płakać. W ogóle mam dzisiaj płaczliwy dzień.
    Sytuacja na Ukrainie, łzy.
    Samotność, łzy.
    Muszę rozmawiać z innymi, łzy.
    Potnęłam się, łzy.
    Victoire, łzy.
    Ted, uśmiech i łzy.
    Śnieg (a raczej jego brak), łzy.
    Miłość, łzy.
    Twoje opowiadanie, mimo że strasznie mi się podoba, łzy.
    Coś zdecydowanie jest ze mną nie tak.

    Rozdział, jak zawsze strasznie mi się podoba. (tęskniłam za Teddym <3)
    Do gustu przypadła mi rozmowa V. z przyjaciółką. Amortencja - musi być naprawdę zdesperwowana.

    Naprawdę chciałabym napisać tutaj napisać coś konstruktywnego (pisałam, że kocham krytykować?), ale niestety albo stety nie mam się do czego przyczepić. No, może po za jedną rzeczą, a mianowicie:
    -
    -
    -
    -
    -
    -
    ... za krótkie!!
    Też chciałabym tak pisać i mieć takie tempo.
    Od jakiegoś czasu (czyt: prawie miesiąca) męczę rozdział 3 i napisałam 8 (słownie: osiem) akapitów.

    Pozdrawiam,
    mimoza.
    A MIAŁAM NIE NARZEKAĆ!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ugh, jak ja nie lubię tej Amber... Mam wrażenie, że ona strasznie mąci. Że niby udaje, że współczuje Tedowi pogorszenia jego relacji z Victoire, a tak naprawdę się cieszy, że udało jej się ich poróżnić. Naprawdę szkoda, że Victoire nie miotnęła w nią ostatnio jakimś efektownym zaklęciem. Może wtedy by jej ulżyło. Bo teraz to tak trochę angstuje: ucieka przed problemem, kryje się po kątach i unika Teda. Może to i lepiej, bo przy okazji jakoś daje mu odczuć, że coś jest nie tak. Choć on, jak na faceta przystało, jest zaślepiony i niczego się nie domyśla. Pewnie nadal postrzega dziewczynę przede wszystkim jako siostrę i nie rozumie, że ona czuje do niego coś więcej. Z tą amortencją w sumie niezły pomysł, choć to nie byłoby prawdziwe uczucie, i nie sądzę, by Victoire była z tego zadowolona na dłuższą metę. Tym bardziej, że ona się tak przejmuje Tedem, chyba nawet bardziej niż samą sobą, co jest dziwne.
    Wgl kim są Jayne i Melanie? Nie pamiętam, żeby wcześniej się pojawiały w opowiadaniu. Kojarzę tylko Noelle z koleżanek Victoire, bo ona pojawiała się częściej. Albo mam taką słabą pamięć, albo po prostu były na tyle słabo pokazane, że nie zapadły mi w pamięć. W sumie to możliwe, bo zawsze mam poważne problemy z pamiętaniem imion ludzi, a postaci opowiadań to już w ogóle. No, ale nieważne.
    Fajnie, że już wrócili na ferie. Swoją drogą ciekawe, czy podczas ich trwania będą mieli ze sobą coś do czynienia. Może jak nie będzie Amber, wreszcie zdołają normalnie porozmawiać?
    Całkiem przyjemna ta scenka z powitaniem z bliskimi.
    Wgl przydałaby ci się beta. Masz trochę powtórzeń i literówek. W tej chwili ich nie pamiętam, ale kojarzę, że gdzieś mi coś zazgrzytało.
    Romans w NY? Ale to opko autorskie, prawda? Kocham NY <333. I cieszę się, że najwyraźniej nie tylko ja mam fioła na jego punkcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jayne i Melanie to koleżanki Victoire, takie tło zdarzeń. Nie pisałam o nich zbyt wiele, gdyż mam tendencję do nadmiernego rozpisywania się o postaciach drugoplanowych, więc postanowiłam nie ryzykować.
      Tak, romans będzie już moim autorskim opowiadaniem. I też kocham NY, bo jak tego nie czynić, skoro moja siostra wielbi to miasto równie mocno co ty? xDD Poza tym tylko w Nowym Jorku nigdy nie ma przesytu butów, a przystojni czają się za rogiem ;)

      Usuń
    2. A, bo tu się nagle pojawiły, a wcześniej ich nie kojarzyłam, to się dość mocno zdziwiłam ^^.
      Sama znowu mam tak, że wprowadzam postacie dalszoplanowe, ale spora część nie ma znaczenia dla fabuły :/. Mam tendencję do zapchajdziur.
      Łiii, NY <3333. Ja naprawdę szaleję za tym miastem. Ubóstwiam teksty mające tam swoją akcję. Dlatego tak lubię Dary Anioła xD. Choć w sumie najbardziej mi się podoba kreacja tego miasta (z tych książek, co czytałam), w Serii Pendergasta. Seria naprawdę fajnie ukazuje NY, ale nie wiem, czy tobie by się podobała, bo to seria książek sensacyjnych. No, ale fajnie, że nie tylko ja się tak nim jaram.
      Wgl u mnie nowość ^^.

      Usuń
    3. Condawiramurs5 marca 2014 19:16

      kurde, w nowym Jorku na 14 ulicy jest taki sklep z butami,że oczy wyskakują na wierzch xD musiałąm się wtrącić, sorry. xD a, mnieosobiście bardzo ciekawi opowiadanie z akcją w NY, więc do boju Muniette

      Usuń
  5. Condawiramurs5 marca 2014 19:14

    Podobało mi się,choć denerwuje mnie,że Victoire tak zawzięcie polega na tym wspomnieniu Amber.nawet jeśli nie było podrobione, to chłopak mógł wiele powiedzieć choćby po to,by ukryć własne uczcuia, których w przerciwieństwie do panny Weasley chyba nadal nie jest pewny.Osobiście uważam,że czuje to samo co dziewczyna i że będąc z Amber, oszukuje co najmniej trzy osoby. Widać topo tym,że nie potrafio być w 100% szczęśliwy. Notka napisana jak zwykle dobrze,szybko się czytało. Victorie, przeżywająca roztgerki miłosne, wydaje się być bardziej rzeczywistą postaciąniż wcześniej. Noelle zaczynam zas bardzo lubić i życzę jej, by również znalazła swoją miłość.zapraszam na mój nowy blog,o Regulusie Blacku (rzuciło mi się na mózg, wiem,ale nie mogłam się powstrzymać xD) - niedoceniony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie się stało! Ted zauważył, że coś się dzieje z Victoire i zaczyna mu coraz bardziej brakować przyjaciółki, ale nie jest świadom, że to on jest przyczyną całego zamieszania. Mógłby przejrzeć szybko na oczy, ta amber jest denerwująca... Szkoda mi Victoire z pewnością sytuacja w, której się znalazła nie jest dla niej łatwa. Oby Ted zrozumiał co traci, bo niby to kwestia czasu, ale czy nie będzie wtedy za późno?
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że wybaczysz mi, że mnie tak długo nie było. Przepraszam, ale w moim życiu tak wiele się zmieniło, że nie jestem w stanie tego ogarnąć.
    Nadrobiłam wszystkiego rozdziały, ale mój komentarz będzie krótki.
    Nie wiem z kim Amber współpracowała, ale nie podobało mi się to - mam tu na myśli te słowa, które wypowiedziała po pokazaniu Weasley. Co do Teda to go kocham. Dosłownie jest taki jaki powinien być mój wymarzony facet. Identyko. Taki czuły i kochany i w ogóle cały naj :).
    W końcu Victorie nie jest idealna. Serio. Na początku nie mogłam o niej czytać, ale teraz już jest zdecydowanie lepiej. Stałą się bardziej ludzka. ;)
    Mam nadzieję, że Lupinowi uda się porozmawiać w końcu z przyjaciółką.
    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [wczorajszy-sen]

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.