20 grudnia 2020

Wszystko dla Lily: 10. Po prostu przestań

Gdy Lily wpadła do Pokoju Wspólnego, świat rozmywał się jej posadach. Oczy miała pełne łez, a jej ręce drżały, gdy próbowała się nie dać ponieść emocjom. Spokojnie, Lily, uspokój się, powiedziała sobie. Zacisnęła dłoń w pięść, mocno wbijając sobie paznokcie w skórę. Ból przypomniał jej, jak realne to wszystko było. Rozczarowanie bolało coraz mocniej, krew nie chciała zwolnić we żyłach..
Rozejrzawszy się po Pokoju Wspólnym, dostrzegła Remusa siedzącego w fotelu przed kominkiem. Zbliżyła się do niego. Gdy stanęła przed nim wydawał się zupełnie zaskoczony. Uśmiechnął się i wyraźnie sądził, że to towarzyska pogawędka. Cóż, nawet nie miał pojęcia, jak bardzo się mylił.
- Gdzie on jest? - zapytała głośno Lily, patrząc w jasne oczy Remusa.
- Lily, ale kogo właściwie szukasz...
- Gdzie on jest? Przyprowadź go tu natychmiast! - zażądała, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że krzyczy. Rozmowy wokół przycichły, pióra przestały się poruszać.
- Przyznam, że nie rozumiem - odpowiedział.
Remus odłożył książkę na fotel i wstał. Skierował zaniepokojone spojrzenie na wyraźnie roztrzęsioną Lily. Cała sytuacja zdawała się być abstrakcją dla jego umysły, ale mimo to zachowywał spokój. Położył jej dłoń na ramieniu, ale strząsnęła ją niczym natrętną muchę, co uświadomiło mu, jak poważna musiała być dla niej cała ta sytuacja.
- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię! - dodała Lily, chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie do Pokoju Wspólnego wpadł Peter z zaczerwienionymi policzkami. Jego widok przypomniał jej, jak wielką porażkę dzisiaj przeżyła. - Zawołaj Pottera, Pettigrew, albo nie ręczę za siebie.
Peter nim pobiegł w kierunku dormitoriów chłopców, rzucił jedno niepewne spojrzenie na Remusa, ale ten tylko skinął lekko głową. Miał nadzieję, że James jakoś odkręci tę sytuację, chociaż patrząc na roztrzęsioną twarz Lily wydawało mu się to prawie niemożliwe.
- Spróbuj się uspokoić - powiedział spokojnym głosem.
- Teraz już trochę za późno na to, Remusie, nie sądzisz? - zapytała ironicznie.
- Lily, nie wiem, co się stało, ale jestem pewien, że da się to wszystko jakoś wyjaśnić. James nigdy by...
Jej gorzki śmiech sprawił, że słowa zamarły na jego ustach.
- O co chodzi, Evans?
Głos Jamesa sprawił, że Lily odwróciła się w jego kierunku. Stał tuż obok z wyzwaniem w tych upartych oczach i wyzwaniem na ustach. Przez moment szukała skruchy na jego twarzy, lecz na próżno. Szukała Atlanty pośród gór, szukała drogi pośród drzew.
- Co się dzieje? - powtórzył pytanie.
- Jesteś najgorszym, co mnie spotkało, Potter! - krzyknęła, tracąc panowanie nad sobą. Jej ręka niespodziewanie znalazła się na jego policzku z głośnym plaśnięciem.
Wtedy zapadła cisza.
To zaskoczyło wszystko.
- Na Merlina, ja... Ja - wyjąkała Lily. Otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, widząc czerwony ślad na policzku Pottera. Ona, zapalona pacyfistka i przeciwniczka jakiejkolwiek formy agresji okazała się.... - Potter, ja... - zaczęła nieskładnie, gdy on chwycił ją za rękę.
Lily pozwoliła Jamesowi pociągnąć się za sobą, gdy wybiegł z Pokoju Wspólnego. Wypadli na ciemny korytarz, ale widać to miejsce też nie satysfakcjonowało chłopaka, bo się nie zatrzymał, idąc przed siebie w ciemność bez słowa
Skręcili w lewo na rozwidleniu korytarza, zatrzymując się raptem kilka kroków za rogiem. James szarpnął Lily za rękę i pchnął ją na ścianę. Zimny mur sprawił, że poczuła dreszcze na plecach. James oparł ręce na wysokości jej ramion, unieruchamiając ją.
- Zadowolona jesteś teraz, Evans?
Przez moment chciała spuścić wzrok i przeprosić, ale uświadomiła sobie, że specjalnie to powiedział. Chciał, żeby poczuła się źle, aby stała się niepewna. Nie zamierzała dać mu tej satysfakcji.
- Zasłużyłeś sobie na to, Potter - warknęła.
W myślach przekonywała sama siebie, że dobrze zrobiła. Cholerny Potter zasłużył na policzek, który dostał. Z obecnej perspektywy nie wydawała jej się to zbyt duża kara dla niego za zepsucie jej randki, za odstraszenie Jasona, za zniszczenie jej marzeń.
- Mogę przynajmniej zapytać, za co właściwie dostałem? - spytał spokojnym tonem.
Okulary zsunęły mu się na czubek nosa. Lily przez moment miała ochotę mu je poprawić, gdy jej wzrok skupił się na czerwonym śladzie na jego policzku. Naoczny dowód jej agresji sprawił, że zgrabiła się, spuszczając wzrok. Ten chłopak od wielu lat doprowadzał ją do szaleństwa, a jednak dopiero dzisiaj uległa mu na tyle, aby odpowiedzieć fizyczną agresją.
- Naprawdę nie wiesz? - zapytała gorzko. Zacisnęła pięści, czując, że krew szybciej krąży jej w żyłach. Złość rosła z każdym kolejnym uderzeniem niespokojnego serca. - Skoro nie wiesz, za co jestem zła, to chyba znaczy, że masz na sumieniu znacznie więcej niż zrujnowanie mojej randki z Jasonem
Przez moment wydawało jej się, że dostrzegła skruchę w jego oczach, ale to szybko minęło i chłopak jedynie arogancko wzruszył ramionami. Może to było jedynie złudzenie?
- Skoro przestraszył się mnie, to widać nie jest wcale taki odważny.
- Nie musi być... Zresztą, dlaczego obchodzi cię moje życie uczuciowe? To nie jest twoja sprawa! - krzyknęła Lily. Jej głos echem odbił się od pustych ścian korytarza.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Myślisz, że nie mam dosyć robienia z siebie idioty na oczach całej szkoły?! Te mam tego dosyć! - wykrzyczał, patrząc na nią. Okulary zsunęły mu się na czubek nosa, a na czole pojawiła się bruzda. Ręka Lily uniosła się, chciała poprawić mu te cholerne okulary. Zatrzymała dłoń w połowie dłoni, uświadamiając sobie, jak niestosowny byłby to gest.
Ona go przecież nienawidziła.
Nienawidziła, a jednak nie była ślepa ani  głucha.
Wiedziała, że James jest popularny pośród dziewcząt w Hogwarcie. Fakt, nie przebijał w tym Blacka, ale cała szkoła wiedziała, że Syriusz nie jest zbyt wybredny i kocha wszystko, co nosi spódnice. Reszta była mu obojętna. Ale James był inny. Stanowił dla dziewczyn zagadkę, którą chciały odkryć. Słyszała rozmowy o jego uśmiechu, zachwyty nad talentem do qudditcha w damskiej łazience. i pogłoski o talencie do pocałunków, nie wspominając o rozważaniach na temat tego, jak jedwabiste są jego włosy. Wiele chciałoby je uczesać i ujarzmić ich właściciela.
Wszystko to sprawiało, że Lily też czasem uważniej mu się przypatrywała, co zawsze prowadziło ją do jednego wniosku, że Potter nie był i nigdy nie będzie dobrym materiałem na chłopaka. Nienawidziła jego arogancji, pyszołkowatości i całej tej huncowckiej otoczki. A najbardziej nienawidziła jego okrutnych żartów, znęcania się nad innym. Nadal pamiętała te wszystkie okrutne dowcipy skierowane w Severusa. Jej serce zakuło, jak zwykle gdy o nim pomyślała, ale skupiła się znowu na myśleniu o Potterze.
Najgorsze jednak, że James nie odpuszczał. Wielu pewnie uznałoby to za jego największą zaletę, ale Lily nie potrafiła widzieć tego w tych kategoriach. Od kilku lat jego szczenięce zaloty nie przestawały jej krępować i wątpiła, czy to się kiedykolwiek zmieni. Nienawidziła jego publicznych wyznań miłości i zaproszeń na randkę, które coraz mocniej ją irytowały, bo przecież ten dureń nie mógł chyba wierzyć, że ona się zgodzi po tylu odmowach. Nie cierpiała jego niespodzianek, które niby miały pomóc mu zaskarbić jej przychylność. Nienawidziła tego wszystkiego. Peszyło ją, że w szkolnych kuluarach była bardziej rozpoznawalna jako ruda dziewczyna od Pottera niż zdolna uczennica, prefekt czy po prostu Lily Evans. Nie chciała tego rodzaju uwagi. Chciała, by ludzie szanowali ją za własne osiągnięcia, nie za bycie popularną z powodu jakichś głupich żartów.
On jednak tego w ogóle nie rozumiał. Nie łapał prostych tłumaczeń i łagodnych próśb. Nic nie przynosiło efektów. On musiał odpuścić w pewnym momencie! Lily nie widziała innego rozwiązania tej sytuacji, bo przecież nie zamierzała mu ulec. Nie chciała, nie mogła. A jednak stali tu teraz naprzeciw siebie i Lily po raz pierwszy czuła, że zabrakło jej słów.
- Potter... - zaczęła niepewnym głosem, po czym przerwała. - James - zaczęła jeszcze raz łagodniej  -takie akcje nie mogą się powtórzyć.
Nic nie odpowiedział, jedynie kręcąc lekko głową. Uniósł dłoń i lekko dotknął jej policzka. Zadrżała pod jego dotykiem. Chciała się odsunąć, ale ściana za plecami i jego ręce przy jego głowie mocno ograniczały jej swobodę ruchów.
- Postaram się - powiedział w końcu James, zrezygnowany opuszczając dłoń.
- Obiecujesz?
- Obiecuję, że się postaram.
- Potter...
- Na Merlina, Evans, nie wymagaj ode mnie zbyt wiele - przerwał jej. Przeczesał palcami włosy. - Postaram się, ale nie wiem, ile z tego wyjdzie. Moja kontrola jest niczym przy tobie. Wariuję z miłości do ciebie każdego dnia, a to i tak nadal niewystarczająco. Nawet nie jest, jak bardzo jest to dla mnie frustrujące. Gdy nie wiem, jak wzbić się wystarczająco szybko na miotle, ćwiczę aż mi się uda. Gdy czuję, że sam nie dam rady, proszę o pomoc Syriusza. Gdy czegoś nie wiem, męczę Lunatyka o pomoc. Gdy jednak idzie o ciebie - pokręcił głową, jakby sam w to nie wierzył - gdy idzie o ciebie nic nie działa...
- Bo nie jestem zabawką, żeby istniała instrukcja do mnie - prychnęła Lily, nie dając mu dokończyć. Chciała odzyskać kontrolę nad sytuacją, ale czuła, że znowu podniosła porażkę, gdy James odgarnął kosmyk jej włosów. Czuła, że jej zdradzieckie serce zabiło szybciej. Spróbowała się odsunąć, ale znowu poczuła pod plecami chłód ściany, gdy się do niej przycisnęła.
- To, co powinienem według ciebie zrobić? Powinienem tak po prostu poddać się?
Zabrakło jej słów pod wpływem jego spojrzenia.
Na brodę Merlina, patrzył, jakby znał wszystkie sekrety jej duszy, jak sam wiedział lepiej, co jest dla niej najlepsze, jakby... Zatrzymaj się, powiedziała sobie Lily.
- Musisz się zatrzymać - odparła, uciekając wzrokiem w bok. - Nigdy z nic nas nie będzie.
- Nigdy - powtórzył głucho.
- Nigdy nic - powiedziała raz jeszcze.
Zapadła cisza. Przerywało ją jedynie ciche pohukiwanie sowy gdzieś w oddali.
- Nic z tego nie rozumiem - wykrztusił w końcu z siebie James. Zrobił krok do tyłu, a Lily poczuła, że jej serce wraca do normalnego rytmu. - Nie jestem brzydki, nie mam kurzajek na nosie, umiem nieźle latać na miotle, nie jestem głupi i ponoć całkiem nieźle się znam na magii. Ale ty... Ty nie pozwalasz mi się zrozumieć.
- Więc po prostu przestań - przerwała mu Lily, czując, że odzyskuje kontrolę nad sytuację. Wygładziła swoją szatę. Zaryzykowała spojrzenie w jego orzechowe oczy i dodała: - Przestań, bo to niczego nie zmienia. I nie zmieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.