22 września 2013

2. Niegasnące wątpliwości



Victoire zawsze myślała o innych.
Dbała o swoich rodziców, nie sprawiała żadnych wychowawczych problemów. Dzięki nim znała swoje możliwości i wiedziała, do czego jest zdolna. Pamiętała o ich urodzinach, na które zawsze wysyłała im ręcznie robione prezenty i kiwała głową, gdy rozmawiali o przeszłości. Nie chcąc sprawić im przykrości, nigdy też nie zaprzeczyła, że nie chciałaby pójść w ich ślady i pracować w banku Gringotta.
Była idealną starszą siostrą dla Dominique i Louisa, chociaż nieraz miała ochotę wysłać ich świstotlikiem na Madagaskar lub do równie odległego miejsca. Ciągle przekomarzania i sprzeczki były dla niej herkulesową próbą cierpliwości, dlatego z uśmiechem znosiła wszystko. Czasami miała wrażenie, że Dominique i Louis mogliby zacząć dorastać, a nie wciąż się spierać, ale ostatecznie przyzwyczaiła się do tych kłótni, które definiowały jej rodzeństwo.
Rozumiała czym jest rodzina, dlatego zawsze z troską i zaangażowaniem podchodziła do problemów wszystkich członków rodziny. Zawsze znajdowała czas i odpowiednie słowo, nie zapominając o słodkich uśmiechu. Wybierała miotły z ciotką Angeliną i szale z ciocią Ginny, piekła ulubione ciasta wuja Rona i znosiła zaczepki Lily, która już dawno przestała udawać miłą dla kogokolwiek.
Troszczyła się o przyjaciół, będąc dla nich solidnym oparciem. Ocierała łzy Noelle po kolejnych rozstaniach, doradzała odnośnie chłopaków i pomagała szykować się na randki. Nigdy nie krytykowała jej wyborów, a jedynie nieśmiało mówiła o swoich wątpliwościach. Wiedziała, że może jedynie stać obok i pomóc w razie porażki albo razem z nią cieszyć się sukcesem.
Jednak tego dnia Victoire przestawała myśleć o innych.
Leżała na swoim łóżku, wiercąc się co chwila i nie mogąc zapomnieć słów Noelle. Propozycja przyjaciółki jeszcze wczoraj byłaby czystym absurdem, który uraziłby jej uczciwość. Ona, Victoire i spiski, knucie przeciwko bliskiej osobie? Nie, niemożliwe oburzyłaby się. Teraz jednak przestawała być siebie pewna. Czuła, że straciła grunt pod nogami, co oznaczało gotowość na wszystko, aby odzyskać własny skrawek ziemi.
- Noelle - szepnęła cicho, nie chcąc obudzić reszty współlokatorek. Odczekała chwilę, licząc na reakcję Rosewood, ale nic nie nastąpiło. Przysunęła się do krawędzi łóżka i odsunęła zasłonę dzielącą ich łóżka. - Noelle - szepnęła głośniej, a gdy brunetka nie zareagowała, poderwała się łóżka i usiadła na jej łóżku.
- Tak? - Noelle Rosewood uniosła się na łokciach. Przetarła zaspane oczy. Znała Victoire na tyle dobrze, aby wiedzieć, że kolejna próba jej zignorowania nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Próbowałaby nawiązać rozmowę dopóty, dopóki nie osiągnęła celu.
- Mówiłaś poważnie? - Cichy głos Victoire zabrzmiał głośniej niż szept w pogrążonym w ciszy dormitorium. Uniosła głowę, szukając jakiegoś ruchu wśród współlokatorek, ale nic nie usłyszała. Znowu zwróciła się ku Noelle, która ociągała się z odpowiedzią.
- Victoire, pomogę cię - zaczęła powoli, widząc niespotykaną u przyjaciółki gorączkowość. - Nie znam się na zaklęciach czy eliksirach, nigdy nie opanowałam umiejętności utrzymania się na miotle dłużej niż trzy minuty, nie umiem czytać runów i nie szczycę się przynależnością do Klubu Ślimaka, ale całkiem sporo wiem o chłopakach. Wiem, co myślą, jak myślą i o czym myśleć absolutnie nie chcą. I, nie ty nic o nich nie wiesz - dodała, widząc otwierające się usta Weasley. - To pomaga ich zdobyć, ale też sprawia, że są łatwymi celami. Jeśli więc pytasz, czy pomogę ci z Tedem, to odpowiem, że oczywiście tak. Jednak kwestia tego jak będzie wyglądała ta pomoc, to już zupełnie coś innego.
Victoire jedynie chciała, aby Teddy był szczęśliwy. Pragnęła, aby się uśmiechał, a w jego oczach gościły psotne błyski, aby śmiał się w głos, aby rozmawiał z nią, jakby świat miał jutro spłonąć. Chciała dla niego wszystkiego co najlepszego. Związek z Amber zaś nie był w jej przekonaniu czymś, co mogłoby dać mu szczęście.
- Wcale nie jestem taka niedoświadczona jeśli chodzi o chłopaków - odpowiedziała w pewnej chwili, przypominając swoją uwagę przyjaciółki.
Noelle jednak tylko popatrzyła na nią z wyższością.
- Jesteś, Victoire, jesteś.
- Wcale nie - zaprzeczyła, kręcąc głową.
- Jesteś beznadziejną romantyczką i dlatego nie znalazłaś dotąd chłopaka. Nie wspomnę już o tym, że Teddy dokładnie sprawdza każdego chłopaka, z którym się umówisz. To także wielu odstrasza.
Słowa Noelle były dla Victoire olśnieniem. Odnalazła w nich sens i usprawiedliwienie, którego pragnęła. Ona chciała dla niego tego, co najlepszego. Chciała troszczyć się o niego tak, jak on robił to wobec niej. Musiała mu pomóc. Była zbyt dobrą przyjaciółką, aby nie zrobić dla niego wszystkiego, co tylko mogła. To nie był kaprys, tylko smutna konieczność.
- To co robimy?
Noelle drgnęła słysząc stanowczy ton Weasley. Brakowało w nim zwykłej delikatności, czułości i uwielbienia dla świata, którym się otaczała. Zwykle zanim podjęła jakąkolwiek decyzję dokładnie rozważała wszystkie argumenty za i przeciw. Nie zapobiegało to jednak późniejszym wyrzutom sumienia spowodowanym źle podjętymi decyzjami owocującymi przykrymi konsekwencjami. Brakowało jej stanowczości, którą zastępowała delikatnością. Teraz jednak było zupełnie inaczej.
- Jesteś pewna? - zapytała, chcąc poznać motywy, jakimi się kieruje; dostać odpowiedź usprawiedliwiającą wszystko.
Dostała jednak coś innego. Victoire pokręciła głową, jej oczy zabłysnęły jasnym blaskiem, na policzkach pojawiły się rumieńce. Nie wyglądała na przekonaną, tylko jeszcze bardziej niezdecydowaną niż zwykle. Spróbowała się uśmiechnąć, ale na jej ustach pojawił się niewyraźny grymas, gdy otworzyła usta:
- Nie mam innego wyboru.
***
Czekała na niego.
Spotykali się tutaj odkąd pojawiła się w Hogwarcie. Teddy wcześniej przychodził sam, ale ledwo przekroczyła próg szkoły, natychmiast chciała się dowiedzieć wszystkiego o tym miejscu. Obejmowało to też ulubione, sekretne miejsca młodego Lupina, który podzielił się swoją wiedzą. Usiadł z nią wtedy i cierpliwie opowiadał o nauczycielach, potwierdzając informacje, które przekazał jej w wakacje, wspominał letnie zabawy i zapewniał, że jej sukienka wcale nie jest tak nudna, jak zarzuciła jakaś mściwa Ślizgonka zazdroszcząca jej urody.
Od tego czasu minęło kilka lat, ale w tej kwestii nic się nie zmieniło. Wciąż się tutaj spotykali, wciąż rozmawiali i wciąż dzielili się wszystkim. Prawie wszystkim, poprawiła się w myślach Victoire. Zwykle spędzali tu, pod rozłożystym drzewem na szkolnych błoniach schowanym za dwa inne, co tworzyło wrażenie odosobnienia mnóstwo czasu. Nie przeszkadzał im ani wiosenny skwar, ani sypiący zimą śnieg. Spotykali się zwykle we wtorki i piątki, a dzisiaj był piątek, więc Teddy powinien za chwilę przyjść.
Popatrzyła na zegarek, nerwowo kręcąc go na przegubie dłoni. Nigdy nikogo tu nie przyprowadzali, a teraz zasada ta miała coś złamana i to, o ironio, na jej własną prośbę. Powiedziała Teddy'emu, że chciałaby się zaprzyjaźnić z jego dziewczyną, więc nie ma nic przeciwko temu, aby przyszła razem z nim. Gdy mówiła te słowa, usta bolały ją od uśmiechu, a w oczach malowała się gama uczuć. Nie spuszczała jednak wzorku z jego twarzy, aby nie dostrzegł braku szczerości z jej strony. Zrobiła tak, jak radziła Noelle. Na razie nie wiedziała efektów oprócz zadowolenia Teddy'ego, którego z jednej strony ją cieszyło, ale z drugiej napawało niepokojem.
Odwróciła się, słysząc szelest za swoimi plecami. Dostrzegła Lupina i uśmiechnąwszy się do niego, chciała pomachać, gdy ręka zamarła jej w pół gestu. Chłopak obejmował jasnowłosą dziewczynę, która uśmiechała się do niego. Wyraz jego twarzy nie pozostawiał wątpliwości, że był zachwycony swoją towarzyszką.
- Mam nadzieję, że długo na nas nie czekałaś - powiedział Teddy, gdy znalazł się kilka kroków od Victoire, która pokręciła głową.
- Przyszłam przed chwilą - skłamała, siląc się nie uśmiech.
Nigdy nie przyznałaby się, że sterczy tu od ponad czterdziestu minut i próbuje trzymać się w pionie, przygotowując do rozgrywki życia. Nie, to rzeczywiście był niewart zapamiętania moment.
- Nazywam się Ambrosine, ale przyjaciele mówią na mnie Amber - wtrąciła towarzyszka Teda, cały czas nie puszczając jego dłoni.
My jednak nie będziemy przyjaciółkami, zauważyła w myślach, pilnując się, aby nie powiedzieć tego na głos. Miała postępować zgodnie ze wskazówkami Noelle, która przez cały ranek wpajała jej, jak ważne są pozory. Nie miała zamiaru ich zniszczyć. Ted był dla niej zbyt ważny. Zamiast tego przeniosła wzrok z Teddy'ego na Amber, uważnie przyglądając się wybrance Lupina.
Miała blond włosy, jednak o wiele ciemniejsze od włosów Victoire, które sięgały do jej ramion. W zielonych oczach błyszczała inteligencja, a wargi układały się w pozornie sympatyczny uśmiech. Miła aparycja dziewczyny bynajmniej nie poprawiła humoru Victoire. Brak mankamentów rywalki sprawiał, że zaczynała się jeszcze bardziej się denerwowała. Amber powinna być gruba i pryszczata albo wysoka i chuda jak miotła z nieujarzmioną czupryną, a nie urodziwa. To złudzenie, powiedziała sobie, to tylko złudzenie, podczas gdy naprawdę ona wygląda zupełnie inaczej.
- Jestem Victoire - odpowiedziała. Cały czas pamiętała o zachowaniu pogodnego wyrazu twarzy. Pilnowała się, aby nie wpaść w panikę i nie zacząć przepraszać Teda za swoje kłamstwa, jakim była akceptacja jego dziewczyny. Starała się też uśmiechać, czy raczej prawie uśmiechać, bo nie miała siły udawać radości.
- Cieszę się, że mogłam wreszcie cię poznać. Teddy wiele mi o tobie opowiadał.
A mnie nic o tobie nie mówił, chciała odpowiedzieć, ale powstrzymała się, reagując jedynie nieśmiałym uśmiechem, który jeszcze niedawno był jej odpowiedzią na wszystko.
- Mówił, że znamy się od zawsze? - wypaliła, widząc, że Amber otwiera usta. Nie zamierzała tracić zdobytej przewagi, więc szybko dodała: - Gdy czasami na niego patrzę, nadal mam wrażenie, że nie panuje nad sobą - parsknęła śmiechem, odgarniając włosy. - Jak wtedy, gdy pojechaliśmy do Londynu z ciocią Ginny i nagle przestał panować nad swoją metamorfomagią. Staliśmy na Oxford Street, a jego włosy nagle stały się niebieskie. Kobieta stojąca obok nas miała nietęgą minę. Pamiętasz, Ted? - zapytała, śmiejąc się. Popatrzyła na chłopaka, który kiwnął głową, nieświadomie wchodząc do krainy wspomnień.
- Pamiętam, bo nigdy nie dałaś mi o tym zapomnieć. Ciocia kupiła mi wtedy taką śmieszną czapkę z daszkiem, aby nie budzić zdziwienia mugoli - wyjaśnił Amber Ted. - To jedno z tych wydarzeń, których nie sposób zapomnieć, choćby się chciało.
Ukradkiem przyglądała się Amber, próbując wyglądać na zrelaksowaną. Nie musiała się jednak wysilać, aby dostrzec, że dziewczyna całą swoją uwagę koncentruje na Teddy'm. Uśmiechała się szeroko, dotykając przy tym jego dłoni. Posyłała mu czułe spojrzenie i jedynie słuchała, jakby to był dla niej wystarczający udział w rozmowie. Victoire nie mogła na to dłużej patrzeć; czuła, że z każdą kolejną sekundą jej zadanie jest coraz trudniejsze i bardziej bolesne.
Na ramionach czuła powiew zimnego wiatru, ale najbardziej marzło jej serce.
A ona mogła tylko patrzeć, jak zmienia się w sopel lodu.
***
Pewnym siebie krokiem wszedł do Wielkiej Sali. Uczył się tu już ponad sześć lat, a pomieszczenie to nadal zapierało mu dech w piersiach. To nie była tylko jadalnia, to było centrum tętniącego życiem zamku. Tu wszyscy uczniowie Hogwartu robili coś, co było stokroć ważniejsze niż jedzenie. Rozmawiali, integrowali się i sprawiali, że podziały stawały się czymś niknącym w nowych, bezpiecznych czasach.
Szedł w stronę stołu Gryfonów. Po drodze skinął głową kolegom z drużyny qudditcha i pomachał znajomym z eliksirów, siedzącym przy stole Krukonów. Zagadał do Jamesa i siedzącego nieopodal Freda, przestrzegając ich przed kolejnym genialnym planem, który przyniesie im kolejny szlaban. Ich niewinne spojrzenia były wyraźnym znakiem, że i tak go nie posłuchają, ale nie mógł zrobić nic więcej. Przystanął obok Amber.
Sam zwykle zajmował miejsce dalej, obok Bena, który wiecznie się spóźniał. Mogłoby się wydawać, że powinien więc siedzieć obok drzwi; było jednak przeciwnie. Ted nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego nie zaczną jadać bliżej drzwi, ale Coote nie chciał o tym słyszeć. Uwielbiał wielkie wejścia i moment, gdy wszystkie oczy zwracały się ku niemu.
Amber siedziała obok dwóch koleżanek, które na jego widok uśmiechnęły się szeroko. Jego pochylała się nad stołem. Jej jasne włosy opadały na ramiona, gdy w zamyśleniu przekrzywiała głowę na lewo. Robiła to zawsze, gdy i intensywnie się nad czymś zastanawiała.
- Nad czym tak rozmyślasz? - Nachylił się, patrząc w tym samym kierunku co dziewczyna. Jasne włosy musnęły jego policzek, gdy opuścił głowę. Poczuł ulotny zapach wanilii, gdy zerknął na jej twarz.
- Próbuję się uczyć na numerologię - wyjaśniła dziewczyna, przecierając oczy. Opuściła ręce i uśmiechnęła się do niego. - Może chciałbyś mi pomóc?
Bardzo chciał powiedzieć, że tak, ale ledwie ledwie otworzył usta, uświadomił sobie, że nie może. Umówił się z Victoire, że będą powtarzać zaklęcia. Miała ostatnio z nimi problemy i przed kilkoma dniami obiecał jej wspólny trening. Uspokoiło to ją na tyle, że kiwnęła głową i zmieniła temat. Nie chciał jej zawieść, ale wiedząc przed sobą twarz Amber zaczynał wątpić, czy jego dziewczyna to zrozumie.
- Umówiłem się już z Benem.
Słowa wydobyły się z jego świadomości bez udziału mózgu. Powiedział to i było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Kłamstwem zaskoczył sam siebie, ale zabrzmiało ono dziwnie prawdziwie. Zresztą owe słowa wydawały mu się równie oczywiste, co lekki pocałunek złożony na wargach Amber. Dziewczyna ufnie kiwnęła głową, nie podejrzewając go o kłamstwo, co sprawiło, że poczuł się jeszcze gorzej.
- Może jutro.
Był kłamcą i nie zasługiwał na nią. Na nie, poprawił się w myślach, bo Victoire też przecież okłamywał, nie mówiąc jej całej prawdy. Chociaż obydwie zasługiwały na nią, wątpił, czy uszczęśliwią je jego rewelacje, a przynajmniej tak sobie to tłumaczył, gdy późną nocą dopadały go wątpliwości. Wątpliwości, których pozbyć się nie umiał, ale dopuścić do głosu nie chciał.
Nie teraz. Może nigdy.
***
- To nie działa.
Trzy krótkie słowa nikły pośród głosów rozbawionych Gryfonów. Był już wczesny wieczór, ale Pokój Wspólny wciąż tętnił życiem. Zewsząd dobiegały rozbawione lub zdenerwowane głosy, a na każdy wybuch śmiechu przypadało czyjeś zirytowane parsknięcie. Kilka osób pisało wypracowania, a inni głośno powtarzali skomplikowane formułki. W kącie jakieś piątoklasistki głośno piszczały, a trzy dziewczyny opowiadały swoje miłosne historie.
Noelle podniosła wzrok na przyjaciółkę, na chwilę tracąc zainteresowanie magazynem o modzie. Weasley patrzyła na nią z gorączkowym podnieceniem, które mogłoby uchodzić za niegroźne u kogoś innego. U niej jednak wydawało się wręcz chorobliwe. Wyraźnie świadczyły o tym rumieńce na jej alabastrowej cerze i błyszczące ciemnoniebieskie oczy, które mrużyła rozglądając się wokół. Nerwowo bębniła palcami po obiciu fotela, na którym siedziała.
- Dobrze się czujesz? - zapytała, ale Victoire zignorowała jej pytanie.
- Noelle, to nie działa - powtórzyła tym razem głośniej. Zaowocowało to kilkoma spojrzeniami skierowanymi w ich stronę przez siedzące nieopodal koleżanki.
- Spokojnie, wymyślimy coś innego.
Victoire nie była jednak przekonana. Liczyła na szybkie działanie planu Noelle, które bezproblemowo zakończy niekorzystny dla Teddy'ego związek, lecząc jego duszę. Wtedy znowu miałby więcej czasu dla niej, częściej śmiałby się, a ich relacje znowu byłyby takie jak kiedyś.
- To miało być idealne rozwiązanie - przypomniała, ale Noelle tylko machnęła ręką.
- Każdy wielki plan musi zaliczyć jakąś wpadkę, ale dosyć o tym. Może lepiej opowiesz mi o spotkaniu z najgorętszą parą w Hogwarcie? Polubiłaś dziewczynę swojego chłopaka?
Z trudem powstrzymała się od pełnego politowania westchnienia, słysząc złośliwą uwagę przyjaciółki, dla której jej relacje z Tedem zawsze były powodem do żartów. Nie uznawała ich przyjaźni, nie wierząc w ten rodzaj związków damsko-męskich. Victoire nie zamierzała jednak ochoty po raz enty zagłębiać się w szczegóły relacji. Tedy nie był dla niej rycerzem na białym koniu, magiem na lśniącej miotle czy po prostu wyśnionym ukochanym. Stanowił część jej samej i wiedziała, że tylko z nim mogła poznać samą siebie. Próbowała to kiedyś wytłumaczyć Noelle, ale widząc jej zupełny brak zrozumienia, zaakceptowała drobne przytyki przyjaciółki, która nie umiała żyć bez złośliwości.
- To było niewątpliwie oryginalne - zaczęła, siląc się na obiektywizm, a Rosewood wykrzywiła się drwiąco. - Nie mówię, że było źle. Nie, o to chodzi, tylko nie sądzę, żeby to wszystko mogło się udać. Oni do siebie zupełnie nie pasują i... To na pewno źle się kończy - powtórzyła.
- Robiłaś tak jak radziłam?
- Tak, próbowałam... byłam miła dla niej, chociaż nie na tyle, aby pomyślała sobie, że chcę sobie z nią zaprzyjaźnić i cały czas wciągałam go do rozmowy, opowiadałam historie z przeszłości i mówiłam o sprawach zrozumiałych tylko dla nas. Noelle, co zrobiłam źle?
- To nic nie znaczy. - Noelle machnęła lekceważąco ręką. - To jedynie znak, że czas na plan B.
________________________________________________________________________
Lepiej późno niż później, prawda? Byłoby wcześniej, ale zachciało mi się wakacji i to nie byle gdzie, tylko w słonecznej Sycylii i rozmyślań o przyszłości (czyli wątpliwości z serii, czy zdawać historię na maturze, brać udział w olimpiadzie?), co nie wpływa zbyt dobrze na moją wenę i nastrój. Mam już połowę miniaturki o Darach anioła, więc niedługo ją opublikuję i zmienię szablon. 
Hm, w ramach czekania na nową ramówkę amerykańskiej telewizji wzięłam się za jeszcze jeden serial - Graceland. Jakby Hart of dixie, GA, TVD, Orginals, Revolution, Chicago fire i zaplanowane na ten rok produkcje miały mi nie wystarczyć - cała ja.

5 komentarzy:

  1. Rozdział był całkiem spoko ;). Choć wciąż ubolewam, że nie mam co liczyć na jakieś mocniejsze sceny, a co najwyżej na romans, to jednak dla mnie to pierwszy raz, kiedy czytam opowiadanie o Victoire. Raczej nieczęsto się spotyka tą postać, przynajmniej w blogosferze, bo na ff.net pewnie znalazłoby się więcej tekstów o niej.
    Ogólnie, to zaczynam się przekonywać do tej bohaterki. W prologu strasznie mnie irytowała, potem zaczęła mnie przekonywać. Całkiem sympatyczna, wrażliwa osóbka. Cieszę się, że mimo faktu, że tak się troszczy o bliskich, to jednak ma w sobie na tyle egoizmu, że chce zawalczyć o Teddy'ego. To jest dla mnie bardziej naturalne, niż jakby po prostu pogodziła się z tym, że jest szczęśliwy z inną.
    Zirytowało mnie jednak to, że ty też kreujesz Lily na wredną małpę. Chyba nigdy nie widziałam fika o młodym pokoleniu z miłą Lily. Dlaczego to zawsze musi być zołza?
    Spotkanie z Teddym i Amber całkiem fajnie wypadło. Victoire szybko przekonała się, że jej rywalka także jest dość ładna, i wyraźnie zakochana w Tedzie. Nie dziwię się, że dziewczyna jest zazdrosna. To musi być przykre, widzieć przyjaciela z inną, ale cóż, troszkę późno się obudziła. Wcześniej widziała w Teddym tylko przyjaciela, a dopiero, jak znalazł inną, stwierdziła, że chyba jednak jest kimś więcej.
    Teddy natomiast wydaje się być rozdarty. Zależy mu na dobrych stosunkach z obydwoma dziewczynami i stara się postępować tak, żeby nie zepsuć relacji z żadną z nich. Obawiam się jednak, że to na dłuższą metę nie wypali. Niestety nie da się wiecznie grać na dwa fronty, i może przyjść czas, kiedy będzie musiał dokonać wyboru.
    Ogólnie wrażenia po lekturze były całkiem miłe, nawet mimo obecności wątku romansowego ;). Na szczęście jednak u ciebie nie ma jakiejś oblechy czy rozwiązłych uczniów, a czasem i takie rzeczy się spotyka, a tego nie lubię.
    Odnośnie mowy odautorskiej, to ty chociaż miałaś wakacje xD. Ja w tym roku, i w dwóch poprzednich, nigdzie się nie ruszałam. Calusieńkie wakacje w domu ;).
    Historia na maturze? wow! Podziwiam, bo to trudny przedmiot. Przynajmniej dla mnie, ścisłowca, który w dodatku posiada ogromne luki w wiedzy historycznej. Wgl u nas w szkole chyba nikt nie zdawał historii ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie Victoire jest po prostu dalej jest zbyt idealna. O matko... No przepraszam, ale jej idealność powoduje u mnie mdłości. Ja rozumiem, że taki był zamysł na tę postać, że taka miała być. Pewnie gdybym czytała to kilka lat temu to najbardziej wkurzałby mnie plan panny Weasley, ale tym razem gdy już troszkę dojrzałam denerwuje mnie idealność. Och pewnie nie raz Ci o tym jeszcze wspomnę, więc proszę o wybaczenie.
    Teddy jest z kolei uroczy. Chce być idealny podobnie jak Victorie, chce zadowolić wszystkich i ich nie ranić, ale tak się nie da. Prędzej czy później Amber dowie się o jego kłamstwie i może być gorąco. Liczę, że plan Vicotire nie będzie polegał na jakiś drastyczniejszych środkach lecz na spokojnej perswazji.
    Co do "Miasta Kości" to mam książki w domu, ale jeszcze do nich nie dotarłam, więc nie wiem czy przeczytam miniaturkę, bo będę się bała, że bardzo mało zrozumiem. Ale liczę, na wyrozumiałość w tej kwestii.
    Czekam na kolejny rozdział. I życzę powodzenia w wyborze przedmiotów maturalnych. Ja sama chciałam zdawać historię na maturze, ale moja nauczycielka skutecznie mnie do tego zniechęciła.
    Zazdroszczę wakacji na Sycylii... Ja od trzech lat nie ruszałam się nigdzie na wakacje dalej niż do przyjaciółek, ale pocieszam się myślą, że odbiję sobie od połowy stycznia kiedy to spędzę 4,5 do 5 miesięcy w Maceracie na wymianie studenckiej. Strasznie się boję, że nie podobałam językowo...
    Pozdrawiam, Lady Spark

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, tak... Victorie słusznie zawsze myśli o innych, bo rodzina jest najważniejsza. To właśnie ona kocha, wspiera i szanuje. Ale rozumiem też, dlaczego akurat tego ranka pomyślała jedynie o sobie. Po prostu ma wrażenie, że traci kogoś ważnego, swojego przyjaciela. Choć myślę, że on już teraz, a w zasadzie od początku jest dla niej kimś więcej, tylko jeszcze nie są tego świadomi. Mhm, Teddy... ma rację kłamać nie powinien, gdyż te ma bardzo krótkie nogi. Ale z drugiej strony to nie jego wina, że stara się zadowolić wszystkich dookoła. Wydaje mu się, że zależy mu na Amber, więc nie chce jej ranić wyjawiając jej prawdę, choć na nią zasługuje. Z pewnością na szczerość bardziej zasługuje Victorie, która też jest dla niego bardzo ważna.

    Jeśli chodzi o Miasto Kości, słyszałam o tych książkach, ale ich nie czytałam. Szczerze jakoś nigdy mnie to nie interesowała, ale jeśli coś napiszesz i opublikujesz, to z przyjemnością przeczytam.

    Kurczę wszyscy wkoło przygotowują się do matury, tylko ja jestem taka stara... Ale życzę pewności i zdecydowania przy wyborze przedmiotów i powodzenia na maturze próbnej, bo to chyba jeszcze miesiąc został...
    No, i czekam na następny rozdział i Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Victoire małymi kroczkami zaczyna zdobywać moją sympatię, bo choć nadal uważam, iż główny bohater powinien mieć jakieś wady, to podziwiam ją za oddanie i troskę jaką jest w stanie poświęcić rodzinie, ja pewnie bym tak nie potrafiła, w ogóle jestem bardzo skrytą osobą i nie umiem rozmawiać o uczuciach.
    W ogóle, jeśli o mnie, chodzi, to wolę pisać i pisać właśnie o przeciętniakach pokroju Teddy'ego, który jest kochany <3 oraz o boskich pomysłach Noelle, która z kolei, odrobinę przypomina mi moją szurniętą przyjaciółkę.
    Poza tym, podobnie jak ona, uważam, iż Victoire powinna przestać wszystkich niańczyć i wziąść się za siebie, ale tak, żeby później tego nie żałowała. Toleruję miłą Vicky ale zapatrzoną w siebie lalkę barbie, miniaturową wersję Fleur, nie mogłabym znieść i nadzwyczajniej w świecie przestałabym czytać to opowiadanie. Niemniej, romanse i ideały też są w blogosferze potrzebne :).
    Biedna Victoire. Nie chciałabym znaleźć się na jej miejscu, a Teddy powinien się ogarnąć i przestać przyprowadzać swoją dziewczynę do Victoire. Nie mam pojęcia, czego on się od niej spodziewa! Że będzie patrzyła na to wszystko z założonymi rękami, że zaakceptuje Amber, albo co gorsza, że zostaną przyjaciółkami? W jakim on świecie żyje? :D
    Niemniej jednak, wydaje mi się, iż Teddy wcale nie kocha Amber, tylko chce zwrócić na siebie uwagę Victoire, bo pewnie miał już dość czekania.
    Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale oczy mi się już zamykają, a jutro czeka mnie jeszcze kilka zaległości do nadrobienia.
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorki, że nie piszę komentarzy ale nie mam czasu. Druga klasa liceum to masakra, Mam już dość, ale dzisiaj postanowiłam przeczytać i muszę powiedzieć, że bardzo się podoba. Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału.
    PS> Cześć, nominowałam cię do Liebster Award :) Więcej informacji u mnie na blogu : bractwoswitu.blogspot.com. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.