2 grudnia 2016

Wszystko dla Lily: 5. Słowo Huncwota część I

DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY CZEKALI NA TEN ROZDZIAŁ
Zatłoczony peron 9 i 3/4 nie przedstawiał się zbyt zachęcająco. Pełen rozkrzyczanych ludzi, którzy z miernym skutkiem próbowali przekrzyczeć gwiazd pociągu, ogromnych wózków z bagażem i różnego rodzaju pakunków. Wszelkie próby przejścia dalej kończyły się fiaskiem, a mimo to ciągle ktoś próbował się przepychać dalej, krzycząc, że musi zdążyć na pociąg. Uczniowie wysłuchiwali ostatnich uwag od rodziców, zapłakane rodzeństwo stało na peronie.
 Dla Lily to wszystko wyglądało zupełnie zwyczajnie, ale patrząc na zachwycone miny swoich rodziców czuła, że to na pewno nie jest zwyczajne. Cały peron, pociąg i wszyscy zgromadzeni na nim ludzie stanowili zupełne przeciwieństwo wszystkiego, co pospolite i przeciętne. Nie było walizek, tylko kufry. Ludzie trzymali klatki z sowami, kotami czy gryzoniami, które trudno uznać za milusich domowych pupili. Nad ogromnymi rondami kapeluszy czarownic unosiły się spiczaste szczyty tiar
- Muszę już iść - powiedziała Lily przepraszającym tonem.
Mary Evans odwróciła wzrok od mężczyzny w seledynowej szacie i uśmiechnęła się smutno.
- Mam wrażenie, że ciągle się z tobą żegnamy.
- Mamo, ale wrócę na święta... To tylko kilka miesięcy - zaczęła niepewnym tonem Lily, uścisnąwszy matkę.
Pani Evans jeszcze raz mocno przytuliła córkę, głaszcząc ją po włosach. Lily udała, że nie widzi łez w jej oczach zielonych oczach, oczach, które widziała, gdy patrzyła w swoje odbicie w lustrze. Nie chciała czynić rozstania jeszcze trudniejszym. Chociaż minęło dzisiaj dokładnie pięć lat, gdy po raz pierwszy żegnali się we wrześniowy poranek, to miała wrażenie, że nigdy się do tego nie przyzwyczai. Pożegnania zawsze wydawały jej się przytłaczająco bolesne. Nawet teraz bała się, że zaraz sama się rozpłacze.
- Żegnaj, tato. - Uścisnęła ojca, który niepewnie zamrugał nadal nadal oszołomiony niezwykłością peronu.
- Żegnaj, moje wyjątkowe dziecko.
Wcisnęła się z kufrem do pociągu, raz jeszcze machając im ze środka. Odwróciła się.Nie chciała tego przeciągać jeszcze dłużej. Pożegnania same w sobie były wystarczająco przygnębiające. Chciała przejść dalej i poszukać przedziału prefektów, gdy na niego wpadła.
- Lily - szepnął. Ponura twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Do ciemnych oczu wróciło życie. Wyprostował się i raz jeszcze wypowiedział jej imię.
- Witaj, Sev - odpowiedziała ze śmiechem, po czym bez zastanowienia zrobiła krok do przodu i mocno go przytuliła. Jak zawsze pachniał deszczem i eliksirami, dwoma rzeczami, które zawsze jej się z nimi kojarzyły. Pewnie nie mógł wytrzymać i znowu próbował nowych receptur niepomny na jej napominania, że to niebezpiczne, a na eksperymenty będą mieć jeszcze cały rok.
Gdy się odsunęła, obydwoje mieli na twarzy rumieńce.
- Bardzo tęskniłam za tobą, Hogwartem i w ogóle wszystkim - westchnęła Lily. Odgarnęła rude włosy.
- Ja też ledwo wytrzymałem całe wakacje - zgodził się Severus, próbując zachować pogodny wyraz twarzy.
Przez głowę Lily przemknęło, że jego nastrój może mieć coś wspólnego z jego rodzicami. Zmarszczyła brwi, nie przypomniawszy sobie ich na peronie. Cóż, państwo Snape zawsze bardziej cenili małżeńskie kłótnie niż spokój swojego syna. Wątpiła, aby kiedykolwiek miało się to zmienić.
- Chodźmy do przedziału - zaproponowała Lily, dostrzegając coraz więcej ludzi w korytarzyku. Manewrowanie z kuframi robiło się coraz trudniejsze, a on i Severus coraz mocniej przyciskali się do ściany.
- Masz rację. Musimy iść do przedziału dla prefektów.
Powoli ruszyli wąskim korytarzem do przodu. Przepychali się przez tłum uczniów, szukających swoich przedziałów. Dotarłszy do przedziału prefektów, przywitali się z kilkoma znajomymi osobami i usiedli obok siebie.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że obojgu nam się udało.
Dopiero gdy Lily wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę, że naprawdę tak myśli. Oznaka przy piersi wydawała jej się bowiem znacznie cenniejsza od chwili, gdy dowiedziała się, kto zostanie prefektem Slytherinu.
Zostanie prefektem nie miało w praktyce wielkiego znaczenia. Nie były to stanowiska tak rozchwytywane jak członkostwo w drużynie qudditcha albo prezesura Klubu Gargulkowego. Tytuł ten wydawał się jednak ważny dla wszystkich, którzy cenili harmonię, porządek i chcieli od edukacji w Hogwarcie czegoś więcej niż inni.
Wcześniej sama nie dopuszczała do siebie myśli, jak ważne to dla niej było, a przecież nie powinno. Nie mogła jednak oszukać samej siebie, że to co czuła stanowiło ogromną ulgę. Udało się im obydwojgu. Dokładnie tak jak zaplanowali... A przecież pamiętała, jak ostatnio się skończyło ich planowanie. Zostali oszukani przez los, gdy napotkali na swojej drodze tiarę przydziału. Ona została Gyfonką, on Ślizgonem.
- Jak minęły ci wakacje? - spytał Severus, odgarniając włosy z twarzy.
- A jakie mogły być? - odpowiedziała pytaniem Lily. Uśmiech zniknął z jej ust, a na twarzy pojawiło się przygnębienie. Czuła, że Severus zaraz się wycofa i stwierdzi, że wcale nie musi mu odpowiadać jak nie chce, więc dodała szybko: - Petunia się do mnie nie odzywa. Przy rodzicach udaje, że wszystko jest w porządku, ale gdy nikt nie widzi... Cóż, powiedzmy, że nie jest najlepiej. Rodzice chcieli, aby pojechała z nami dzisiaj na dworzec. Oczywiście nagle rozbolała ją głowa.
- Twoja siostra to najbardziej...
Lily położyła dłoń na ręce Snape'a, kręcąc głową.
- Ona wcale nie jest taka zła. Po prostu... Słabo znosi rozczarowania.
- Lily, nie broń jej, bo ona naprawdę na to nie zasługuje.
- Jest moją siostrą, dlatego nie mogę słuchać, jak ją obrażasz.
- Przepraszam - skapitulował Severus, dostrzegłszy wyraz jej twardy.
Lily była piekielnie uparta i lojalna, co stanowiło mieszankę wybuchową. Nie pozwalała obrażać ludzi, których kochała, zawsze będąc gotową bronić ich dobrego imienia. Nawet jeśli tym człowiekiem jest głupia mugolka, której największe osiągnięcie to posiadanie siostry czarownicy, pomyślał z niesmakiem Snape. Nie rozumiał tego, ale w głębi duszy cieszył się. Wiedział, że jego też broniłaby do ostatniego tchu.
Spojrzał na nią ukradkiem. Zmieniła się przez wakacje; widział to wyraźnie, chociaż nie umiał określić, co właściwie uległo przemianie. Pewnie gdyby jej to powiedział, zbyłaby to machnięciem ręki. On jednak od lat wpatrywał się w jej drobną twarz i rude włosy, dlatego nie umykały mu nawet najdrobniejsze szczegóły.
Przyjrzał się jej twarzy. Blada cera wyraźnie odcinała się od rudych włosów, które lekko kręciły się przy końcówkach. Były teraz znacznie krótsze niż przed wakacjami. Pamiętał, jak w liście pisała mu, że obcięła włosy. Nie mógł się wtedy doczekać, aby zobaczyć ją na żywo. Teraz wiedział już, że obcięcie sięgających pasa rudych włosów w istocie musiało przypominać uwolnienie smoka. Teraz pukle sięgały do połowy pleców, niesfornie opadając na ramiona przy każdym ruchu Lily. Zielone oczy nadal jaśniały mocnym blaskiem. Urosła o kilka centymetrów, jej sylwetka się zmieniła.
Na Merlina, Severus z trudem powstrzymał się od gapienia się na nią. Mózg mu jednak podpowiadał, że niezależnie, czy będzie patrzył, czy nie nieodwracalne już się stało. Zaczynał widzieć w Lily kogoś więcej niż najlepszą przyjaciółkę.
Zaczynał się zakochiwać.
***
W przydziale dostała trzy wagony do sprawdzenia. Miała zweryfikować, czy wszystko jest w porządku, nikt nie potrzebuje pomocy i czy wszyscy pierwszoroczni znaleźli miejsca na podróż zamiast koczowania na korytarzu. Nie wydawało się to szczególnie trudne, więc szybko kiwnęła głową, udając się do wyznaczonych obszarów.
Szybko jednak przekonała się, że pierwsza podróż jako prefekta nie będzie jednak dla niej tak łatwa. Trafił jej się podziewał pełen bezmyślnych pierwszorocznych, którzy bezmyślnie celowali w siebie różdżkami. Musiała im trzy razy głośno wyjaśnić, dlaczego przeszkadza jej ich zachowanie. Wątpiła jednak, czy cokolwiek z tego zrozumieli. W następnym przedziale siedziały dwie skłócone trzecioklasistki, tonąc we łzach. Nie udało jej się ich pogodzić, ale przynajmniej doprowadziła do tego, że obiecały nie podnosić głosów.
Zanim doszła do ostatniego przedziału bolała ją głowa, a w oku pojawił się tik nerwowy. Bycie prefektem pochłaniało znacznie więcej energii niż wcześniej zakładała. Stanęła przy ostatnim przedziale, gdy z drugiej strony korytarza pojawił się Serverus.
- Już skończyłeś? - spytała, uśmiechając się.
- Skończyłem - prychnął Snape, zacisnąwszy wargi. - Jakieś dziecko niemal na mnie zwymiotowało... Doprawdy nie rozumiem, jak można najeść się tyle czekolady i oczekiwać, że to pozostanie bez wpływu na organizm.
Lily roześmiała się, słysząc słowa Severusa. Miło było usłyszeć, że nie tylko w jej przedziałach siedziały ukryte potwory w powłokach młodych uczniów.
- Muszę sprawdzić jeszcze ten przedział, więc poczekaj na mnie. - Wskazała głową. - Potem możemy już sobie odpuścić i udawać, że wcale nie jesteśmy prefektami. - Puściła do niego oczko, otwierając drzwi.
Gdy dostrzegła uczniów w przedziale, czuła się niczym Pandora, która otworzyła mitologiczną puszkę. Trójka Gryfonów podniosła ku niej głowy; wszyscy wydawali się być lekko zaskoczeni jej widokiem, ale każdy zareagował inaczej. Syriusz Black uśmiechnął się kpiąco, James Potter zamrugał kilkakrotnie, jakby wprost nie wierzył własnym oczom, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem. Peter zaś zaśmiał się nerwowym śmiechem gwałtownie wstając i uderzając głową w półkę na bagaże. Cichy jęk wydobył się z jego ust.
- Wszystko w porządku? - spytała szybko Lily, podchodząc do Pettigrew.
- Tak, w porządku - odpowiedział szybko Peter, dosuwając się od Evans. Popatrzył na Blacka i zaczął rozmasowywać bolącą głowę.
Cała trójka zachowywała się podejrzanie poprawnie i właśnie to zwróciło jej uwagę. Lily zdawała sobie sprawę, że wiele osób uważało Blacka, Pottera, Lupina i Pettigrew za zabawnych. Bawili całe tłumy w Hogwarcie, doprowadzając przy tym nauczycieli do szału. Dla niej ich żarty bywały jednak okrutne. Nie zamierzała więc teraz pozwolić, aby kolejny dowcip miał miejsce w pociągu.
- Planujecie coś? - spytała ostro, patrząc na nic po kolei.
- Evans, co my moglibyśmy planować niby? - spytał pełnym politowania tonem Syriusz, po czym westchnął, jakby miał do czynienia z niezbyt rozgarniętą osobą.
Popatrzyła na niego, próbując go rozszyfrować, ale jego ciemne oczy pozostawały nieprzeniknione.
Lily postanowiła zignorować kpinę zawarta w jego słowach. Nie chciała przeciągać tej sytuacji dłużej niż było to absolutnie niezbędne.
- Rozumiem, że przypadkowo siedzicie w wagonie, który niemal w całości okupują pierwszoklasiści? - spytała, tym razem patrząc na Petera.
- No pewnie, że wiemy, bo przed chwilą wykurzyliśmy stąd jakieś dzieciaki...
- Peter - powiedział ostrzegawczo James. Były to pierwsze słowa, jakie wypowiedział od chwili, gdy weszła. Odwróciwszy się, spojrzała na niego. Niewiele zmienił się przez wakacje. Nadal był zbyt chudy, aby go nazwać umięśnionym, a jego czarne włosy przesadnie rozwichrzone. Brązowe oczy ukryte za okularami wciąż nieruchomo się w nią wpatrywały. W jego ręce tkwiła maleńka złota piłeczka. Zaczynało ją peszyć jego zachowanie, ale nie zamierzała pozwolić, aby odbiło się to na jej zachowaniu. - Nie chcielibyśmy cię odrywać od... Od tych jakże ważnych obowiązków prefekta. Tu wszystko w porządku. Dopilnujemy, aby nikt nie próbował rozrabiać. Słowo Huncwota.
Syriusz wybuchnął śmiechem, jakby James opowiedział dobry żart; po chwili wszyscy trzej się roześmiali. Zamieszanie w przedziale sprawiło, że Lily dostrzegła w drzwiach kolejną postać. Najwyraźniej Severusa znudziło czekanie na nią na korytarzu albo trafnie założył, że trafiła na wyjątkowo niesubordynowanych uczniów.
- Witaj, Smarkerusie - powitał Snape'a Potter, momentalnie spuszczając wzrok z Lily.
- Miło wiedzieć, że pewne rzeczy się nie zmieniają - zagaił Black, stykając palcami w okno. - Na przykład strach przed szamponem.
Severus poczerwieniał. Lily posłała mu błagalne spojrzenie, nie chcąc się dopuścić do kłótni. Snape zacisnął jedynie ręce, zmierzywszy wściekłym spojrzeniem trójkę Gryfonów. Lily była jedyną osobą, dla której mógł znosić zniewagi i docinki tych idiotów.
- Nie dość, że się boi szamponu, to jeszcze wygląda, jakby całe lato gryzł ziemię - dodał głośno James. Jego ręka powędrowała do włosów; rozczochrał je sobie jeszcze bardziej. W dłoni nadal obracał złotego znicza.
- Ostrzegam cię, Potter...
- Jasne, Smarkerusie.
- Gdzie się podział Lupin? - warknął Snape, przypominając sobie brak Gryfona już wcześniej, w wagonie prefektów. Wcześniej założył, że Lupin siedzi ze swoimi przygłupimi przyjaciółmi, ale tutaj też go nie było. Lily powiedziała, że on też dostał odznakę. Dla Snape'a danie tak zaszczytnej funkcji chłopakowi, który przyjaźnił się z Potterem i Blackiem miało wyjątkowo gorzki posmak.
- Czyżbyś się za nim stęsknił? - zironizował Potter, rzucając mu pełne nienawiści spojrzenie.
- Dziwne, że zniknął zamiast pomóc Lily...
- To nie twoja sprawa - wciął się Peter, czerwieniejąc.
- Remus jest tam, gdzie powinien - dodał Syriusz.
- Chodźmy, Sev - poprosiła Lily, robiąc krok w jego kierunku. Dotknęła jego ramienia i wyszła z przedziału, rzuciwszy pełne pogardy spojrzenie siedzącym w przedziale Huncwotom. Drzwi się zamknęły, a kroki w korytarzu ucichły.
- Zmieniła się, prawda? - spytał z podziwem w głosie James. Nadal patrzył na znicza, ale inaczej niż wcześniej. Teraz mniej w jego ruchach było koncentracji, skupienia. Robił to jakby mimochodem, byleby czymś zająć ręce.
- O kim mówisz? - spytał Peter.
- Jak to o kim? - powtórzył Syriusz poirytowanym tonem. Przed chwilą zamknął oczy, szykując się do drzemki, ale słowa Jamesa go rozbudziły. - O Lily Evans.
- Mówię, że od razu ją dostrzegłem. Jest inna i będzie moja - zaznaczył James, przewracając oczami. - Nie mówię, że chcę się z nią kiedyś ożenić, tylko zauważyłem, że naprawdę się zmieniła.
- Chyba tylko fizycznie - prychnął Syriusz. Założył ręce na piersi i popatrzył w oczy przyjaciela. - Głupota widać jej została, skoro zdaje się z takim śmieciem jak Smarkerus.
***
Lily błyskawicznie wyjęła książkę, rozkładając na blacie wszystkie potrzebne ingrediencje. Uwielbiała eliksiry. Każda lekcja była dla niej swego rodzaju niekończącą się przygodą. Mogła w nich odnaleźć wszystko, co tylko chciała. W eliksirach zawierała się cała esencja uczuć. Miłość, nienawiść niewielkie flakoniki miały wielką moc.
Tego dnia mieli uwarzyć eliksir przeciwskrzepny. Oczy jej się zaświeciły, gdy profesor Slughorn obwieścił to kilkanaście minut temu na początku lekcji. Czytała o nim przez przerwę świąteczną i uwarzenie go wydawało się mocno skomplikowane, ale zarazem stanowiło to idealną okazję do przetestowania swoich możliwości.
- Lily.
Zdążyła ukroić zaledwie pół korzonka z jemioły, gdy z lewej strony dobiegło ją ciche wołanie, gdzie nieopodal przy swoim kociołku siedział Severus. Gdyby ktokolwiek inny próbował z nią rozmawiać w trakcie lekcji eliksirów, pewnie naraziłby się na jej irytację. Założyłaby, że ktoś mniej zdolny lub bardziej leniwy zwyczajnie chce jej pomocy. Severusa jednak to nie dotyczyło.
Zdawał się mieć on wspaniałą rękę do eliksirów. Potrafił otworzyć wszystkie receptury z podręcznika, a niektóre nawet wydawały się być nieco lepsze w jego wykonaniu.
- Słucham? - mruknęła, pochylając się nad podręcznikiem. Zaczęła siekać drobno owoce dżaspiru.
Nie doczekała się odpowiedzi Severusa, więc popatrzyła na niego.
- Coś się stało? - spytała, widząc ciemne oczy wpatrzone w siebie.
Severus zaczerwienił się, spuszczając wzrok na drobne posiekaną jemiołę na swoim blacie.
- Nie, wszystko w porządku.
Zmarszczyła brwi. Mogła wiele powiedzieć o tej sytuacji, ale na pewno coś było nie w porządku.
- Co się dzieje? - powtórzyła pytanie, próbując ukryć irytację. Wolałaby się skupić na ważeniu eliksiru, kartkowaniu podręcznika, zostawiając rozmowę na później. W końcu klasa nie wydawała się idealnym miejscem na wyznania. Zgnębiona twarz Severusa jednak skłaniała ją do zignorowania tego wszystkiego; on był ważniejszy niż dzisiejsza lekcja.
- Ja... Tak chciałem zapytać...
- Tak?
- Czy ty zamierzasz się z nim umówić? Słyszałem, że znowu próbował cię zagadywać przy śniadaniu dzisiaj.
Teraz policzki Lily pokryły się rumieńcem. Pochyliła się nad swoim kociołkiem, nie dając Severusowi szansy na zauważenie tego. Włosy opadły na jej twarz. Wiedziała, że da jej to chwilę na opanowanie własnych emocji. Wiedziała, co chciał usłyszeć Severus. Chociaż siedział obok niej, niemal mogła to poczuć. Wszystko jednak nie było tak łatwe do zaszufladkowania.
Nienawidziła sposobu w jaki James Potter traktował ludzi. Za przykład mogłaby postawić chociażby Severusa, którego traktował jak najgorszego śmiecia. Wyzywał, dokuczał i stale zawstydzał. Odkąd zaczęli piątą klasę, zaczynało się to coraz bardziej nasilać, aby przybrać wręcz postać prześladowania, czemu Lily czuła się częściowo winna.
Gdy Potter pierwszy raz, zaprosił ją na randkę, myślała, że się przesłyszała. Stanęła z szeroko otwartymi ustami i mętlikiem w głowie. Wtedy odpowiedzią była odmowa podobnie jak za każdym następnym razem przy wszystkie ostatnie miesiące. Lily nie potrafiła dostrzec w nim świetnego przyjaciela reszty Huncwotów czy najlepszego szukającego Gryffindoru*, bowiem umiała widzieć tylko same wady - pyszałkowatość, brawurę, lekkomyślność i godny pożałowania stosunek do ludzi.
Było więc mnóstwo powodów, dla których umawianie się z Jamesem Potterem pozostawało dla Lily Evans w świecie abstrakcji. Mówiła o tym Severusowi, mówiła wielokrotnie. Przekonywała go, że obecnie wcale nie potrzebny jej chłopak, bo nie zamierzała w pogodni za modą w Hogwarcie szukać sobie drugiej połówki. Wolała się skupić na nadchodzących egzaminach, działaniu w Klubie Gargulkowym czy obowiązkach prefekta. Chociaż czas miała wypełniony obowiązkami, nie narzekała na to.
Gdyby jednak teoretycznie znalazł się ktoś wart jej uwagi, pewnie - pozostając przy czysto teoretycznych rozważaniach - znalazłaby dla tego tego kogoś czas w swoim rozkładzie zajęć. Najpierw jednak musiałaby spotkać jakiegoś chłopaka o podobnych przekonaniach, który lubi eliksiry czy transmutacje i wie kiedy mówić, a kiedy milczeć. Pewnie gdyby taka osoba ją zaprosiła do Hogsmeade nie odrzuciłaby tego tak zdecydowanie, jak to się stało w przypadku końskich zalotów Pottera.
- Rozmawialiśmy już o tym - powiedziała zdecydowanym tonem, odwracając się ku Severusowi. - Odmówiłam mu wiele razy, więc dlaczego nagle miałabym zmienić zdanie?
Severus mruknął coś, co brzmiało podejrzanie blisko jak ,,qudditch." Lily z trudem powstrzymała się od wywrócenia oczami.
- Tyle razy mówiłam ci, że nawet nie rozumiem zasad tego całego qudditcha... Miotły, tłuczki nie, podziękuję. Koszykówka czy piłka nożna to według mnie można nazwać prawdziwym sportem.
Severus nadal jednak nie wyglądał na przekonanego. Cóż, pomimo wieloletniej przyjaźni on wciąż chyba nie potrafił docenić drzemiącego w niej ducha dziecka mugoli, które poznało sport zanim poznało magię, skoro nie widział, że qudditcha był jej kompletnie obojętny.
- Za miesiąc będą egzaminy. Lepiej na tym się skupmy - zaproponowała, zakładając włosy za ucho.
Severus nie wyglądał na przekonanego; pewnie liczył na długi wywód z jej strony, w którym szczegółowo umówiłaby wszystkie wady Jamesa Pottera, wyszczególniając jego błazenady i głupotę.
Jednak Lily była już tym zmęczona. Zaczynało brakować jej cierpliwości na ciągłe powtarzanie tych samych słów.
Słów, w które on najwyraźniej wcale nie chciał uwierzyć.
- Może zmienimy temat? - zaproponowała Lily, zaciskając dłoń na nożyku. Krawędź lekko wbijała się w jej skórę. Nie na tyle mocno, aby ją zranić, ale nacisk był wystarczający do skupienia się na tym. - Może teraz porozmawiamy o tobie?
- O mnie?
Zaskoczony Severus zrobił krok w jej stronę. Nawet już nie próbował udawać, że obchodzi go ulubiona lekcja eliksirów.
- Tak, o tobie - powtórzyła cicho Lily, rozglądając się wokół.
Nie chciała, aby ktoś ich podsłuchał. Wszyscy jednak wydawali się dostatecznie zajęci swoimi eliksirami, a siedząca z jej drugiej strony Mary z wściekłą miną wertowała podręcznik. Slughorn na szczęście nadal siedział przy swoim biurku, gdzie czytał listy, zapewne od swoich dawnych uczniów.
- Może powiesz mi co planujesz.
- Lily...
- Co chcesz powiedzieć? Że ja powinnam się ci tłumaczyć, mówić wszystko, słuchać, ale ciebie to nie dotyczy. Ja mówię, a ty i tak mnie ignorujesz.
- Lily, to nie tak...
- Sev, nawet nie próbuj - warknęła, mrużąc oczy. - Prosiłam, abyś się z nimi nie zadawał. Prosiłam, Sev.
Od października kłócili o się o dwie kwestie. Jedną z nich był Potter i temat ten zaczynał już nudzić Lily. Druga sprawa jednak nadal ją poruszała. Martwiła się, a lekceważący stosunek Severusa do tej kwestii jeszcze mocniej ją denerwował. W takich chwilach czuła jedynie bezsilność.
Gdy zaczął się zadawać ze Ślizgonami ze swojego dormitorium, początkowo cieszyło ją to. Wreszcie ktoś poza nią w Hogwarcie dostrzegł, jak wspaniały jest Severus. Nie trwało to jednak długo. Dziwne żarty, okrucieństwo, niechęć do mugoli i pasja do czarnej magii sprawiły, że Avery czy Mulciber przestali jej się wydawać odpowiednimi osobami dla Snape'a. Przerażali ją. Nie chciała ich obok niego. On nie był taki jak oni. Severus był dobry, podczas gdy w nich czaiło się okrucieństwo.
Jednak sam Snape nie potrafił tego dostrzec. A może zwyczajnie nie chciał tego widzieć? To właśnie Lily najbardziej bolało. Mówił, że ma rację, ale potem i tak przemykał z nimi szkolnymi korytarzami, łamiąc jej serce. Za każdym razem gdy widziała ich razem bała się coraz bardziej. Lękała się, że go zmienią, że w końcu jednak stanie się jak oni. Przemoc stanie się zabawą, a mugolaki nic nie wartymi szlamami.
Wstydziła się swoich myśli. Jak w ogóle mogła tak pomyśleć? Severus nie był taki. Severus nigdy, przenigdy by nikogo tak nie nazwał. On wcale nie dzielił ludzi na czystej krwi i szlamy. Umiał widzieć więcej, o czym świadczyła chociażby ich przyjaźń. Nie, Severus zdecydowanie nie byłby zdolny do takiego okrucieństwa.
- Lily, przepraszam, ale to wcale nie tak. Nie mów tak, jakby miało to nas poróżnić. Nie mogę znieść myśli, że mógłby cię stracić. Dlatego krzycz i złość się, ale nie odchodź. Nigdy.
Lily podniosła ku niemu zielone oczy. Kojarzyły mu się z przyrodą, lasem, czystością. Zawsze gdy w nie patrzył czuł łaskotanie w żołądku.
- Sev, po prostu nie zadawaj się z nimi. Przy nich stajesz się kimś zupełnie innym, kimś, kto ma wspólnego z moim najlepszym przyjacielem. Nie pozwól, abyś się przez nich zmienił w kogoś, kim wcale nie chcesz być.
___________________________________________
*- małe odstępstwo od kanonu. Dla mnie James był (odkąd przeczytałam HPiZF) szukającym, bo idiotyzmem w czystej postaci wydaje mi się bawienie zniczem, jeśli nie jest się szukającym.


3 komentarze:

  1. O rety jak wspaniale rozdział!
    Wieki chyba nie czytałam nic nowego u Ciebie.
    Widzę zazdrość Severusa czy mi się tylko wydaje? Sama nie wiem.
    Ten facet jest mocno tajemniczy i właśnie tak go pokazujesz.
    Owszem niby chcę pokazać swoje uczucia a zarazem boi się odrzucenia.
    Nie kryje jednak swojej zazdrości o Jamesa.
    No i James... trochę go mało było. Więcej Lilki i Seva ale i tak rozdział świetny.
    Oby kolejny rozdział pojawił się szybciej.

    p.s. zapraszam do siebie na kolejny rozdział (pokochac-lotra)

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie James tez był szukającym! musiałam to napisać, sorry :p
    a więc podobal mi się ten rozdział, ale odmiana, co? xD na poczatku bardzo podobało mi się podejście do ukazania peronu 9 i 3/4, niby nic, a jednak oryginalnie wśród tych wszytskich ff goniących do Hogwartu. trzeba budować tlo. Zastanawiało mnie nieco, co James zauwazył w Lily aż tak innego, skoro nie chodziło jedynie o wygląd. może to, że nien dała się sprowokować? choć jak dla mnie zachowała się troche dziwnie, skoro patrzyła na Severusa błagalnie, by nie reagował, a jednocześnie słuchałą słow Syriusza... no ale. trochę mnie martwi, że Twoja Lily zdaje się nie mieć specjalnie przyjaciółek czy nawet koleżanek i niedługo może ją spotkać tym mocniejszy atak ze strony Severusa, który nazwie ją szlamą,bo nie będzie miała komu się wygadać :( dobrze, że pokazałąś to, jak Severus zaczął trzymać sie ze Ślizgonami ze swojego rocznika w taki sposób, powolny, niespieszny, a wręcz - że to Lily go namówila, nie wiedzac, do czego to doprowadzi - tak włąsnie w życiu często bywa, chce się dobrze, a później wychodzi niestety źle i nic nie da się na to poradzic... Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, bo podejrzewam, ze to bedzie juz rozpoczęcie własciwej części. no i muszę podziekowac za dedykację, bo ja zdecydowanie czekam na każdy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam podziwiam rodziców Lily, że ją puścili do tego obcego świata. Nie wiem czy jako mugol potrafiłabym się rozstać na tyle miesięcy z własnym dzieckiem, pewnie martwiłabym się okropnie.
    "Nie mówię, że chcę się z nią kiedyś ożenić" Och, James, gdybyś wiedział. xd
    Ja wiem, ja wiem, że już to pisałam, ale kiedy czytam Twoich huncwotów i Lily i Seva, to robi mi się tak cieplutko na serduchu i mam ochotę cokolwiek przytulić (o, teraz objęłam samą siebie!). O czasach Huncwotów przeczytałam naprawdę niewiele ff, więc to, że "Wszystko dla Lily" jest moim ulubionym ff z tego okresu, raczej nie jest wielkim wyróżnieniem.
    Coraz bliżej do tej pamiętnej sceny z myślodsiewni, ach, ale pominąć tego wątku nie można. Poróżnianie przyjaciół nigdy nie jest przyjemne, ale czasami inaczej się nie da.
    I czyżby biedny Remus miał akurat futerkowy problem?

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.