2 kwietnia 2018

Wszystko dla Lily: 7. Kiedyś się uda

BARDZO DZIEKUJĘ ZA KOMENTARZE POD OSTATNIM POSTEM :*

Następne tygodnie stanowiły dla Jamesa swoistą ucieczkę.
Urodziny Evans, z których ona sama uciekła, nie okazały się tak kompletną porażką, na jaką się zapowiadały. Chociaż świętowanie pozbawione było solenizantki, impreza mimo to trwała do późnych godzin nocnych.
James początkowo czuł się koszmarnie, zupełnie jakby naprawdę zrobił coś złego. Potem jednak posłuchał głosu rozsądku, który w jego przypadku pełnił Syriusz i zdał sobie sprawę, że nie tym razem nie zrobił nic, co zasługiwałoby na potępienie go z jej strony. Chciał sprawić jej przyjemność, a ona znowu potraktowała go gorzej niż psa.

To był główny powód, dlaczego na tamtej imprezie bawił się lepiej niż wszyscy. Pił, tańczył i śmiał się, jakby świat miał się jutro skończyć. Godziny mijały, a on odzyskiwał jasność umysłu wraz z kolejnymi kieliszkami alkoholu. Pamiętał nawet smak ust rok starszej Gryfonki pod koniec imprezy, ale teraz nie potrafił sobie przypomnieć jej imienia.
Gdy to wszystko jednak minęło, następne tygodnie przyniosły ochłodzenie. Nadal wałęsał się z przyjaciółmi, rzucał śnieżkami w pierwszaków i ganiał panią Norris ciemnymi korytarzami pod osłoną peleryny-niewidki.
Najważniejsze jednak było, że nadal zabiegał o Evans. Chociaż odmowa uraziła jego dumę, to nie zamierzał pozwolić, by go to powstrzymało przed zdobyciem jej. Stał się jeszcze bardziej nieustępliwy, coraz mocniej zabiegając o jej zgodę na randkę. Natarczywe pytania były jego małą zemstą. Wiedział, jak bardzo nienawidziła być kojarzona przez pryzmat stosunków towarzyskich zamiast szkolnych osiągnięć.
- Evans, umówisz się ze mną? - krzyknął pewnego dnia na cały korytarz, gdy wychodziła z klasy do zaklęć. Rozmawiała z Mary, nie zwracając uwagi na korytarz pełen uczniów spieszących na zajęcia. W pierwszej chwili go nie dostrzegła. Jej błąd stanowił jego szczęście. Odczuł satysfakcję na widok jej przerażonych oczu i zaczerwienionych policzków, gdy znieruchomiała.
- Daj mi spokój! - warknęła, pospiesznie odchodząc.
Satysfakcja wzrosła. Polowanie zostało rozpoczęte.
Przez następne dni podejmował kolejne próby, nie zwracając na uwagi nauczycieli czy żarty kolegów. Im większe było zdenerwowanie Evans, tym większą satysfakcję odczuwał. Jej odmowy już dawno przestały robić na nim wrażenie.
Wiedział, że wzniesiony przez nią mur niechęci w stosunku do niego kiedyś zostanie przełamany. Nawet jeśli wydawało się to dzisiaj nieprawdopodobne, szczerze wierzył, że tak będzie.
- Lunatyku, gdzie idziesz? - spytał tego wieczoru James, leżąc na łóżku.
Kartkował magazyn do qudditcha, ze znudzeniem przekręcając kolejne strony. Nudziło mu się tego wieczora. Niewielu rzeczy w życiu nie potrafił zaakceptować, ale bezczynność zdecydowanie do nich należała.
Syriusz od godziny bajerował trzy dziewczyny przed portretem Grubej Damy. James zupełnie nie rozumiał, po co podrywać od razu więcej niż jedną, ale wątpił, czy Łapa byłby w stanie mu to wytłumaczyć. Pod tym względem zdecydowanie się różnili, bo Black w swej psiej naturze, co dziwne, w ogóle nie potrafił zrozumieć monogamii.
Peter miał ostatni szlaban w profesora Flitwicka za nieuważnie na lekcji w tamtym tygodniu. Niewiele brakowało, by wszyscy czterej dostali karę, ale Jamesowi, Syriuszowi i Remusowi się rzucić zaklęcia na swoich przedmiotach wystarczające, by przekonać nauczycielowi, że ich gadulstwo nie ma wpływu na efekty nauczania. Peterowi się to nie udało, więc dostał tygodniowy szlaban.
- Obowiązki prefekta - odpowiedział Lupin, który zapinał właśnie ostatni guzik swojego swetra.
- Znowu? - jęknął James. - To wszystko jest okropnie nudne... Nudzi mi się, a nawet ty sobie gdzieś idziesz.
- Zawsze mógłbyś się wziąć do nauki? - zaproponował Remus bez przekonania w głosie. Obydwaj wiedzieli, że czytanie książek w wolnym czasie byłoby ostatnią rzeczą, która by przyszła Jamesowi Potterowi do głowy.
- To już wolę nic nie robić - zakpił James. Zrzucił gazetę na podłogę. Położył ręce pod głowę i zapatrzył się w sufit. - Naprawdę mi się nudzi.
Remus z trudem powstrzymał uśmiech. Chociaż zostało mu raptem kilka minut do rozpoczęcia obchodu korytarzy, usiadł obok Jamesa.
- Ponoć kreatywni ludzie nigdy się nie nudzą.
James posłał mu wściekłe spojrzenie.
- Jestem kreatywny, tylko dzisiaj...
- Dzisiaj brak ci pomysłów? - dokończył Remus. Posiedzieli chwilę w milczeniu, zanim dodał: - Wytrzymaj trochę. Syriusz pewnie zaraz się stęskni i wpadnie tu, z pretensjami, że nie towarzyszysz mu w podbojach.
James prychnął, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu. Fakt, miał cichą nadzieję, że Syriusza znudzi komplementowanie przedstawicielek płci pięknej i znacznie się prawdziwa zabawa.
- Idę - stwierdził Remus, wstając.
Doszedł do drzwi, gdy James ponownie się odezwał:
- Będziesz z nią patrolował korytarze?
Remus na moment zawahał się. Rogacz zwykle bywał rozsądny, nie licząc szaleńczych prób złamania wszystkich punktów szkolnego regulaminu. Rozumiał, czym jest niemożliwe. Gdy jednak sprawa tyczyła się Lily Evans, tracił całe pokłady rozsądku. Nagle niemożliwe stawało się jeszcze bardziej niemożliwe, chociaż James nie potrafił tego dostrzec.
- Tak, patrolujemy korytarze w parach. Na dzisiaj przypadła mi Lily - odpowiedział pozornie lekkim tonem, nie chcąc zagłębiać się w kolejną rozmowę o niespełnionej miłości Rogacza. Podszedł do drzwi, uchylając je lekko: - Dlatego lepiej z Syriuszem bądźcie ostrożni. Lily nie przepada za łamaniem szkolnego regulaminu i raczej wam nie odpuści.
- Luniak, mam pomysł! - Potter zdawał się nie słyszeć przyjaciela, gdy zerwał się gwałtownie ze swojego łóżka, plącząc w kłębach pościel. Upadł na podłogę, a jego noga głośno przydzwoniła o kufer. Nie zraziło go to jednak, bo z niezmąconym spokojem podniósł się i podbiegł do drzwi.
- Luniak, to będzie coś - stwierdził James pewnym siebie głosem. Udał, że nie widzi miny Lupina, który wyglądał, jakby ktoś mu właśnie powiedział, że pełnia będzie w tym miesiąću dwa tygodnie wcześniej niż powinna.
- Znowu? - spytał grobowym tonem Remus, patrząc z naganą na Jamesa.
Ostatnim razem, gdy przypadało mu patrolowanie korytarzy z Evans Rogacz też miał genialny plan; podobnie jak wielokrotnie wcześniej. Za każdym kolejnym razem ten plan zdaniem Lupina był tak samo beznadziejny, nawet jeśli zakochany James nie potrafił tego dostrzec.
- Ostatnio mówiłeś, że nigdy więcej mnie o to nie poprosisz.
- Będziesz wypominał przysługę przyjacielowi?
Potter popatrzył na niego urażonym wzrokiem, który zawsze działał na sumienie Lupina. Nie, nie odmówiłby przyjacielowi i obydwaj to widzieli. Zbyt wiele czuł wdzięczności do Jamesa, co ten niekiedy potrafił bezwstydnie wykorzystać.
- Co mam jej powiedzieć? - zapytał Lupin, zerkając na zegarek. Zostały mu dosłownie dwie minuty do umówionego spotkania, a jeśli chciał spełnić prośbę Jamesa, wiedział, że nie powinien kazać Lily czekać.
- Powiedz, że jestem przystojny, ale przy tym bardzo męski, że mam bardzo dobre geny i rzadko spoglądam w lustro, chociaż mógłbym, bo naprawdę jest się na co gapić... Wspomnij też, że nie chrapię, nigdy. Mam naturalny talent do qudditcha. Zawsze uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze. Mógłbyś też dodać coś na temat mojego umięśnienia i czarującej osobowości - wyrzucił  z siebie James.
- Postaram się - obiecał Remus, zatrzaskując drzwi, zanim James zdążył wrobić go w kolejną obietnicę.
Zbiegł po schodach, machając Mary, która siedziała nieopodal okna. Chyba go nie dostrzegła, wpatrzona w ciemność za oknem. Przez moment miał się ochotę zatrzymać, zapytać ją, czy wszystko w porządku, ale ostatecznie nie mógł się na to zdobyć.
To nie jest odpowiedni czas, przekonywał samego siebie, wychodząc z Pokoju Wspólnego. Wyciągnął rękę, chcąc raz jeszcze spojrzeć na zegarek, gdy czyjaś ręka pociągnęła go na lewo. Kolejna strata czasu.
- Luniak, co tutaj robisz? - spytał Syriusz, poklepując przyjaciela go po barku, a Remus z trudem powstrzymał się od głośnego prychnięcia. Naprawdę dzisiaj nie miał na to czasu.
- Spieszę się na patrol - powiedział, rzuciwszy krótkie spojrzenie na dwie dziewczyny, które stały obok Syriusza. Obydwie miały kręcone jasnoblond włosy. Uśmiechały się szeroko i nawet nie próbowały udawać, że nie słuchają.
- Najwyżej się spóźnisz - odpowiedział beztrosko Syriusz. - Nigdy nie rozumiem, po co przychodzić równo o umówionej godzinie.
Tak, Syriusz Black zdecydowanie nie rozumiał sensu punktualności i po tylu latach znajomości Remus miał wątpliwą przyjemność niejednokrotnego przekonania się o tym na własnej skórze.
- Naprawdę wolałbym tego uniknąć - powiedział nerwowo, próbując kątem oka dostrzec tarczę zegarka na swojej ręce.
- Nic z tego - zaprotestował Syriusz. - Najpierw musisz poznać moje nowe koleżanki. Poznaj Carly i Charlie.
Remus popatrzył raz jeszcze na dziewczyny, które uśmiechały się teraz jeszcze szerzej.
- Miło mi was poznać. Jestem Remus - przedstawił się, wyciągając dłoń. - Niestety, teraz muszę was zostawić. Nie chcę, aby musiała na mnie czekać druga osoba z patrolu.
- Chyba nie patrolujesz dzisiaj z... - Syriusz urwał w połowie. Skrzywił się i pokręcił głową. Nie ukrywał swojej niechęci do Lily, chociaż według Jamesa to nie była niechęć, a jedynie obojętność. Remus widział to jednak inaczej.
- Tak, dzisiaj z Lily i muszę iść - dodał Remus, oddalając się szybkim krokiem.
Był już zapewne spóźniony i miał nadzieję, że Lily mu to wybaczy.
Ona sama nigdy się nie spóźniała. Zwykle była przed czasem, przez co miał wrażenie, że jego spóźnienie będzie wyglądało jeszcze gorzej w jej oczach. Wprawi ją to pewnie wszystko w paskudny nastrój, a mówienie jej w takim stanie o Jamesie będzie już czystą głupotą. Nawet gdy miała dobry humor, nie przepadała przecież za rozmowami o nim.
- Przepraszam - powiedział, wyłaniając się zza zakrętu przy bibliotece.
Lily już faktycznie stała oparta o ścianę, obok portretu kościstej czarownicy. W ręce trzymała różdżkę, ćwicząc ruch nadgarstka. Cała Lily, pomyślał Remus, podchodząc bliżej.
- Naprawdę przepraszam za spóźnienie - powtórzył, gdy znalazł się obok niej.
- Nic się nie stało. - Lily machnęła ręką. Schowała różdżkę do kieszeni - Od czego zaczynamy?
Remus zastanowił się przez moment.
- Może chodźmy najpierw do Wieży Północnej, potem piąte piętro i czwarte? - zaproponował.
Lily skinęła głową, zgadzając się i w milczeniu ruszyli w ciemność. Obchody dotyczyły wszystkich prefektów i o ile za partnera nie przypadał jej nikt ze Slytherinu, nie miała nic przeciwko nim. Spacerowanie po pustych korytarzach, dawało jej poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Pozwalało poznać też szkołę od zupełnej innej strony. Nocą Hogwart był zupełnie inny. Za dnia uczniowie zajmowali wszystkie możliwe powierzchnie. Siedzieli na parapetach, podpierali ściany i flirtowali w korytarzach, blokując przejście.
Gdy jednak miejsce słońca na niebie zajmował księżyc, w Hogwarcie wszystko się zmieniało. Korytarze pustoszały, cichł śmiech. Wszystko stawało się zupełnie inne.
Lily uwielbiała dostrzegać te różnice. Z każdym kolejnym patrolem odnajdywała ich coraz więcej. Bycie prefektem pozwoliło jej lepiej poznać zamek, dając możliwość eksploatacji zakamarków, których wcześniej nie znała albo nie miała się w nie śmiałości zapuszczać, ani ochoty by przy tam łamać kolejne punkty szkolnego regulaminu.
-Wyjątkowo dzisiaj spokojnie - zagaił Remus, gdy doszli na piąte piętro.
Minęli właśnie zakręt, gdy Lily zerknęła na lewy profil Lupina. Dostrzegła zadrapanie na jego policzku. Czyżby ślad po bójce, czy pamiątka po zbyt długich paznokciach jakiejś dziewczyny? Żadna z tych możliwości nie wydawała się Lily wiarygodna, a obydwie równie mocno nie pasowały do usposobienia Remusa.
- Spokojnie, bo nie ma Blacka i Pottera - powiedziała zdawkowym tonem.
- Lily...
- Nie, Remusie, to jest fakt - przerwała mu.
Przeszli kilka kroków w milczeniu, które przerywało jedynie pohukiwanie sowy gdzieś w oddali.
- Oni nie są tacy źli.
Odwróciła się, nie chcąc widzieć jego twarzy. Wiedziała, co by z niej wyczytała. Ufność. Wiarę. On naprawdę ufał tym idiotom.
- Remusie, każdy ma prawo do swojej opinii - powiedziała pojednawczo. - Każdy może mieć swoje zdanie, wręcz powinien je mieć. Nie przekonasz mnie jednak do czegoś, do kogoś, w kogo nie potrafię uwierzyć.
- Syriusz i James to osoby, na których można polegać.
- To osoby, które czerpią satysfakcję z poniżania innych.
Remus westchnął.
- Lily, gdybyś wiedziała to, co ja o nich wiem, nie potrafiłabyś o nich źle myśleć.
Przechyliła twarz w stronę chłopaka
- Przekonajmy się w takim razie.
Twarz Lupina kryła się w cieniu, ale i tak miała wrażenie, że mocno zbladł. Może to tylko gra świateł? Zbliżyła się do niego, czekając na odpowiedź.
- To nie jest takie proste - zaczął, pocierając swój podbródek. - To dotyczy nas wszystkim. Mnie w sumie najbardziej, gdyby nie oni wszystko wyglądałoby inaczej. Zanim ich poznałem, wszystko było koszmarne, a potem oni zaczęli...
Ogromny rozbłysk światła niespodziewanie pojawił się raptem kilka kroków od nich. Kolorowe iskierki zaczęły wirować w powietrzu. Lily odruchowo zmrużyła oczy oczy. Remus wyciągnął różdżkę, chcąc odparować ten niespodziewany atak.
- Co to ma znaczyć? - zapytała podniesionym tonem Evans. - Lumos.
Światło, które wystrzeliło z jej różdżki, oświetliło korytarz. Kolorowe iskierki nadal wirowały w powietrzu obok Blacka i Pottera opierających się o pusty portret. Zadowolone miny Gryfonów podniosły jej ciśnienie równie mocno, co ich niespodziewanie pojawienie się na korytarzu.
- Niespodzianka - wypalił Potter, a jego lewa dłoń powędrowała do czarnych włosów, które zaczął nieudolnie przygładzać.
- Co ty tu robicie? - spytał zaniepokojony Remus.- Coś się stało?
- Nudziliśmy się, więc stwierdziliśmy, że wpadniemy - wyjaśnił beztrosko Syriusz, wzruszając ramionami.
Rumieńce złości na policzkach Lily robiły się coraz mocniejsze.
- Czy wy jesteście nienormalni?! Myśleliśmy, że to atak! - krzyknęła Lily. - Nie wolno się wam pałętać po nocy po korytarzach. Nie macie do tego uprawień, a ponadto... Używanie zaklęć do maskowania swojej obecności jest zakazane. Załamaliście cały tuzin punktów szkolnego regulaminu.
- Regulamin, regulamin i zawsze regulamin - powtórzył wesoło James, a zielone oczy Lily zwęziły się w wąskie szparki. Musiał to chyba dostrzec, bo przezornie zrobił trzy kroki do tyłu.
- Potter, za każdym razem, gdy z tobą rozmawiam, czuję, że niżej upaść się nie da. Ty uświadamiasz mi, że to możliwe.
- I co nam zrobisz? Doniesiesz do McGonagall? - spytał prześmiewczo Syriusz.
- Dlaczego niby nie powinnam tego robić?
- Lily, proszę, może... - zaczął Remus.
- Nie, koniec tego - warknęła Lily. - Koniec waszej beztroski.
Odwróciła się i odeszła w ciemność, zostawiając trójkę chłopców na korytarzu.
Stali przez chwilę w mroku, zanim Remus nie mruknął zaklęcia i koniec jego różdżki nie rozbłysnął jasnym światłem. Zacisnął na niej palce, przyglądając się przyjaciołom.
- Co tutaj robicie? - zapytał Remus cicho. - Wiedzieliście, że będę tutaj z Lily. Mówiłem wam, że powinniście uważać, bo ona nie odpuści.
- To niech nie odpuszcza. Jeden szlaban więcej nie robi nam różnicy.
- Na Merlina, my mamy uważać? Ty powinieneś uważać, Luniaczku - prychnął Syriusz.  Zbliżył się do Lupina, który dopiero teraz zaczynał dostrzegać jego zdenerwowanie. Gniewne błyski w ciemnych oczach, zaciśnięta szczęka i sztywno wyprostowane ramiona. O co mogło chodzić?
- O co chodzi?
- Lunatyk, Łapa nie miał na myśli nic złego - zaczął James, wbijające ręce w kieszenie dżinsów, które ostatnio wkładał na wszystkie nocne włóczęgi. Stwierdził, że doskonale pasują mu do peleryny-niewidki cokolwiek by to nie znaczyło. - Po prostu czasem lepiej nie mówić wszystkiego.
Remus często nie rozumiał motywów postępowania Jamesa i Syriusza. Nawet nie dociekał zasad ich pokrętnej logiki. Zwykle jednak potrafił wyczytać z ich słów dosłowne znaczenie. Teraz nie potrafił nawet tego.
- Nie rozumiem.
Syriusz znowu prychnął. James poklepał go uspokajająco po plecach.
- To nie takie skomplikowane, Luniaczku. Nie mów Evans o swoim małym, futerkowym problemie.
- Nic jej nie mów! - dodał podniesionym tonem Syriusz.
- Przyszliście tu po to, abym nic jej nie powiedział? - spytał z niedowierzaniem Remus. - James, sam mnie prosiłeś, abym spróbował przekonać Lily do ciebie...
- Wiem, ale liczyłem, że po prostu no wiesz, szepniesz jej słówko na temat moich włosów, opalenizny czy niebanalnego poczucia humoru...
- Ty nawet nie masz opalenizny - wytknął mu Syriusz.
James przewrócił oczami.
- Jakie to ma właściwie znaczenie?
- Jak zwykle za wami nie nadążam - mruknął Lupin.
- Po prostu nic jej nie mów. Nie możemy ryzykować, że z tym też poleci do kogoś z nauczycieli.
- Ona taka nie jest - zaprotestował James. W jego głosie zabrzmiał stalowy upór tak dobrze znany Syriuszowi i Remusowi. - Ona jest zupełnie inna. Jest odważna, honorowa i wierna.
- Rogaczu, widziałabyś to co ja, gdybyś myślał mózgiem, a nie...
- Skończcie tę dyskusję - uciszył ich Remus. - Dobrze, nic nie powiem Lily, chociaż pewnie Jamesowi by to pomogło.
- Nie - zaprotestował James. - To nie dotyczy Lily. Niech tak zostanie. A do jej zdobycia i tak nie potrzebuję nic więcej niż mój zabójczy urok osobisty. W końcu kiedyś mi się uda.

1 komentarz:

  1. James musi w końcu przejrzeć na oczy, na razie jego super plan opiera się tylko na 'zdobyciu' Lily. A przecież gdyby chociaż trochę ją poznał i spróbował zaufać, zobaczyłby, że jest cudowną osobą i starałaby się pomóc Remusowi w każdy możliwy sposób.
    Z drugiej strony jakby za mną ktoś się uganiał przez tak długi czas to w końcu dla świętego spokoju bym się zgodziła, bo to serio musi być męczące. Dodatkowo podziw i wielki plus dla Jamesa, że sobie jeszcze nie odpuścił (chociaż może gdyby nawet poudawał, że odpuszcza to Lily zaczęłaby się starać, w końcu tak działają kobietki). Czekam na kolejny z niecierpliwością! W.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.