Myśl o wyjściu do Hogsmeade pozwoliła jej przeżyć od poniedziałku, gdy musiała rano wstać z łóżka, porzucając ciepłą pościel. To też pomogło gdy we wtorek po nocnym spotkaniu z Potterem i Blackiem na szkolnym korytarzu w czasie nocnego patrolu. W środę opanowała nerwy, gdy jakiś nerwowy pierwszoklasista wpadł na nią z impetem, wywalając na środku szkolnego korytarza. W czwartek trzy razy powtórzyła sobie frazę, że trzeba myśleć o rzeczach pozytywnych. Inaczej pewnie trudno byłoby jej powstrzymać histerię na widok oceny niższej niż zakładała za ostatni esej z transmutacji. Piątek przeżyła w radosnej euforii, że tylko noc ją dzieli od Hogsmeade.
Teraz, gdy stała przed pubem Pod Trzema Miotłami, zajrzała przez okno do środka. Weekend, odpoczynek to było dokładnie to, czego jej było teraz potrzeba.
- Lily, wszystko dobrze?
Mary delikatnie dotknęła jej ramienia.
- Może wejdziemy do środka? - zaproponowała entuzjastycznie Dorcas.
Odpowiedziało jej jednak tylko ciche westchnienie. Marlena, pomyślała z irytacją Lily.
Rzadko kiedy wychodziły gdzieś we cztery. Takie okazje należały raczej do wyjątków. Lily wiedziała, że Marlena i Dorcas nie rozumieją jej fascynacji nauką, książkami. Ona zaś nie potrafiła zrozumieć ich fascynacji Huncwotami, wynajdywaniem coraz to nowych obiektów westchnień i obserwacją bieżących wydarzeń z życia szkolnej społeczności.
Jeśli chodziło zaś o Mary, to nikła gdzieś po środku. Nie było w niej nic sztucznego. Lily czuła emanującą z niej szczerość. Pozwalała zresztą innym być po prostu sobą. Lily potrafiła to docenić teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wolała się nie zastanawiać, jak wyglądałoby jej życie gdyby nie Mary.
- Dlaczego właściwie dzisiaj z nami jesteście? - zapytała, odgarniając włosy na ramiona.
- My? My tak tylko... - zaczęła Dorcas, ale w tej samej chwili otworzyły się drzwi do pubu i Meadowes pociągnęła koleżanki za sobą do środka.
Zajęły stolik w głębi lokalu. Z jednej strony siedziała zakochana para, najwyraźniej w bardzo awanturniczym nastroju, a z drugiej grupka Krukonków z siódmego roku. Dorcas pomachała im wesoło, a Lily dostrzegła, że Marelna z irytacją przewróciła oczami.
- Co tutaj robimy? - spytała Mary, gdy wszystkie usiadły i powiesiły płaszcze na oparciach swoich krzeseł.
- Czekamy - odpowiedziała stanowczo Dorcas.
- Na kogo? Na co ? - spytały równocześnie Mary i Dorcas, po czym wybuchnęły śmiechem, patrząc na siebie.
- Uważam, że to wszystko bez sensu - wtrąciła Marlena. Nie podnosiła wzroku, cały czas uważnie przyglądając się swoim paznokciom.
Zupełnie, jakby było się na co gapić, pomyślała Lily z niechęcią. Zerknęła na swoje dłonie i krótkie, poobgryzane do żywego mięsa paznokcie. Nie chciała ich porównywać z kwadratowymi, wypielęgnowanymi paznokciami Marelny, więc schowała ręce pod stół.
- Może chodźmy już stąd? - powiedziała Lily. - Chciałam jeszcze zahaczyć o księgarnię.
- Książki to bardzo ważna sprawa - powiedziała prześmiewczym tonem Marlena.
Lily poczerwieniała, chciała coś odpowiedzieć, ale Mary w uspokajającym geście położyła jej dłoń na ramieniu.
- Zamówmy coś - zaproponowała tymczasem Dorcas, najwyraźniej nie dostrzegając napięcia przy stoliku. - Mam przeczucie, że ten dzień dopiero się rozkręca.
***
Powtórz to.
Niski chłopak warknął, niemal dotykając nosem ziemi, co wydało wszystkim Jamesowi i Syriuszowi nieskończenie zabawne. Popatrzyli na siebie, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem. To była jedna z tych sytuacji, w których nie potrzebowali słów, aby się porozumieć.
Jasnowłosy Ślzgoń próbował w tym czasie się podnieść, ale nogi znowu go zawiodły, gdy Syriusz machnął różdżką. Głowa chłopaka stuknęła po ziemię.
- Ktoś tu chyba był niegrzeczny - stwierdził zatroskanym tonem Syriusz. Odgarnął z twarzy przydługą grzywę czarnych włosów i wlepił spojrzenie czarnych oczu w leżącą na ziemi ofiarę: - Travers, zawsze wiedziałem, że nie umiesz się grzecznie bawić.
- Łapo, ale czego więcej można by oczekiwać po Ślizgonach - powiedział James, wzdychając przy tym teatralnie. - Nic dziwnego, że Travers to zwyczajna kupa smoczego łajna.
- Zamknijcie się! - warknął Travers, po raz kolejny przegrywając z grawitacją i magią. Posłał wściekłe spojrzenie w kierunku Jamesa i Syriusza, którzy znowu się roześmieli.
- Ty lepiej zamilcz.
- Taaak, zwłaszcza, że nie masz w tej sytuacji żadnych perspektyw.
- Rogaczu, on nie ma żadnych widoków na przyszłość - powiedział znacząco Łapa, wskazując na leżącego Ślizgona.
- Damy ci jednak szansę. Przeproś nas, a skrócimy twoje męczarnie - zaproponował James. Popatrzył na swoją różdżkę, którą zaczął powoli obracać w dłoniach. - Przeproś.
- Gdyby nie twoje durne zachowanie, wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej - dodał Syriusz z przekonaniem w głosie.
Wszystko zaczęło się pół godziny temu, gdy doszli do Hogsmeade i głośno zastanawiali się, czy zdążą jeszcze skoczyć do sklepu z miotłami przed umówionym spotkaniem. Syriusz uważał, że na pewno się wyrobią. James wolał nie ryzykować spóźnieniem. Przechodzili przez boczną uliczkę, gdy usłyszeli rozmowę Ślizgonów, podczas której Travers próbował przekonywać jakieś (całkiem niebrzydkie zdaniem Syriusza) Śizgonki, że drużyna quddicha Gryfonów nie ma szans na zdobycie pucharu w tym roku.
- Przepraszam - mruknął bezsilny Travers, zaciskając dłonie w pięści.
- Słyszałeś coś, Łapo?
- Nie, Rogaczu, nic nie słyszałem.
- Przepraszam! - krzyknął Travers. Jego policzki oblały się czerwienią.
Syriusz spojrzał na Jamesa, który skinął lekko głową. Zabawa na ten dzień dobiegała końca.
- Chodźmy już - powiedział James, gdy Travers uciekł od nich w popłochu. Syriusz przeglądał się w szybie, próbując dopracować swój najnowszy uśmiech.
- Nie ma co się spieszyć - odpowiedział Syriusz, szczerząc się do swojego odbicia.
- Czasem warto się pospieszyć...
- Czasem jednak warto poczekać.
Popatrzyli na siebie, a James z trudem opanował chęć dopowiedzenia czegoś. Nie żeby słowa były potrzebne. Cisza, która zapadła dopowiadała wszystko.
- Jesteś pewien, że chcesz znowu przez to przechodzić? - zapytał, wlepiając swoje czarne oczy w Pottera - Może nie jestem najlepszą osobą do udzielania rad w kwestii związków, ale czy ciągła pogoń nie traci sensu, gdy ofiara wciąż jest tak samo odległa?
- To tak nie działa.
Syriusz najwyraźniej przyjął tę odpowiedź, bo skinął głową i zaczął iść ulicą. James dołączył do niego. Poruszali się szybko, wiedzieli dokąd zmierzają. Wyszli na główną aleję, skąd szybko dotarli do celu. Tego dnia w budynku Madame Rosmerty gościły tłumy, dlatego już przed lokalem dostrzegli wiele znajomych postaci. James uśmiechnął się, gdy dostrzegł pośród nich Remusa i Petera.
- Peter, musisz się bardziej postarać na następnym teście...
James uśmiechnął się do Syriusza, gdy usłyszeli poważny głos Remusa, który najwyraźniej znowu próbował przekonać Pettiegrew do nauki i wykazywania większego zainteresowania szkolnym i sprawami.
- Taaaak, nauuuka to bardzo poważna sprawa - wtrącił Syriusza, przeciągając głoski i uderzając Remusa lekko w ramię.
Lupin skrzywił się.
- Nienawidzę, gdy pojawiacie się znikąd.
- Tym razem byliśmy bez peleryny - odpowiedział James. - Najwyraźniej nawet bez peleryny potrafimy być niezauważalni. Dlaczego nie czekacie w środku?
Peter i Remus wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym popatrzyli w niebo.
- Tchórze - mruknął James, próbując dostrzec wnętrze pubu Pod Trzema Miotłami, co skutecznie utrudniały mu zaparowane szyby.
- Mnie to się wydaje niesprawiedliwą oceną - ocenił Syriusz. - To nie strach, tylko zdrowy rozsądek. Wszyscy wiemy, że Evans się wkurzy. Każdy by się wkurzył, zwłaszcza po tej wpadce z urodzinami. A teraz znowu przyjaciółki ją wystawiają i pchają prosto w twoje ramiona.
- Dzięki za trafne podsumowanie, Łapo.
- Nie ma za co. Zawsze możesz na mnie liczyć, Rogaczu - odpowiedział Syriusz równie opryskliwym tonem.
- Chciałem ci jednak przypomnieć, że to ty poprosiłeś Dorcas o zaaranżowanie tego, więc daruj sobie takie gadki.
- Naprawdę jakbyś musiał mi przypominać - mruknął Syriusz, gdy James otworzył drzwi i wszedł do środka.
Syriusz popatrzył na Remus, który tylko wzruszył ramionami.
Zawsze podążali nawzajem za swoimi szalonymi pomysłami.
Teraz wcale nie miało być inaczej.
***
Lily zacisnęła palce na swojej szklance, czując coraz większe znużenie. Długo oczekiwany dzień wolny przebiegał inaczej niż oczekiwała. Mijał szybciej niż chciała. Kolejne sekundy mijały bezpowrotnie. Traciła czas, nawet nie próbując go zatrzymać.
Popatrzyła na koleżanki. Mary przysypiała nad miodowym piwem. Chociaż w lokalu było ciepło, narzuciła sobie na ramiona szalik. Zapewne wolałaby ciepłe łóżko w dormitorium niż najwygodniejsze krzesła i gwar pubu.
- Może zbierajmy się już? - zaproponowała Lily, odpychając od siebie szklankę.
Rozmowa Marleny i Dorcas zamarła w pół słowa. Nagle rozmowa o najnowszym numerze Czarownicy straciła na znaczeniu.
- Nie, musimy zaczekać - odpowiedziała Dorcas. Przeczesała palcami długie włosy, po czym uśmiechnęła się porozumiewawczo do Marleny. - Szkoda by było teraz wszystko zmarnować.
Marlena jednak najwyraźniej miała na ten temat inne zdanie, bo jedynie prychnęła cicho, upijając łyk napoju.
W tym momencie Lily zdała sobie sprawę, że coś było nie tak. Cała ta sceneria wydawała się mocno nieprawdopodobna. Dlaczego tu tkwiła, skoro nawet na to nie miała ochoty? Dlaczego Dorcas tak nalegała na pozostanie, chociaż wiedziała, że ona, Lily, raczej nie przepada za bezczynnym siedzeniem?
- Myślę, że powinnam...- zaczęła Lily, gdy dostrzegła jakiś ruch przy drzwiach.
Cztery znajome postacie. Dostrzegła wpatrzone w siebie brązowe oczy i nagle wszystko nabrało znaczenia. Wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce.
Zachowanie Dorcas, nietypowa propozycja spędzania razem czasu... Lily przez moment poczuła ukłucie gdzieś na dnie duszy. Wcale nie chodziło o nią. Znowu miała być pionkiem w grze.
- Dorcas, nie znudziły cię się te gierki? - syknęła, pochylając się nad stołem.
- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiedziała Dorcas, spuszczając wzrok. Jej policzki poczerwieniały, co utwierdziło Lily w przekonaniu, że jej przypuszczenia były słuszne.
Mary rozbudziła się, gdy przy ich stoliku pojawiło się napięcie. Jej zdezorientowane spojrzenie wyraźnie pokazało, że nie rozumie, co się dzieje. Lily chętnie wprowadziłaby ją w intrygi Dorcas, gdyby nie to, że próbowała ocenić odległość jaka dzieliła ją od Huncwotów, rozważając w myślach możliwości. Zostać czy uciec?
- Cóż, za miła niespodzianka! - wykrzyknął Syriusz, gdy wraz z przyjaciółmi dotarli do stolika, przy którym siedziały Gryfonki.
- Fantastyczny zbieg okoliczności - dodał Peter, gdy zaczęli zajmować miejsca przy stoliku, zmuszając dziewczyny do przesunięcia się.
Remus tylko pokręcił głową, a James uśmiechnął się szeroko.
- Nie musicie udawać - powiedziała z niesmakiem Lily. Posłała Dorcas urażone spojrzenie. - Wasza intryga wyszła na jaw.
- Od razu intryga - prychnęła Marlena.
- Chcesz coś powiedzieć? - zaatakowała ją Lily. Poczuła, że krew krąży jej szybciej w żyłach. Emocje przybierały na sile.
- Spokojnie, dziewczyny - powiedział uspokajająco Syriusz. - Zresztą, to nie intryga, Evans. Po prostu czasem szczęściu czasem trzeba pomóc.
Lily może byłaby w stanie rozważyć jego słowa, gdyby na koniec wypowiedzi nie mruknął do Pottera, z którego twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
- Tu nie ma i nie będzie żadnego szczęścia - syknęła Lily. - Nieważne, co naobiecywała ci Dorcas. Nie będę w tym brała udziału.
- Ja wcale nic nie...
- Jak wam mija dzień, dziewczyny? - Syriusz bezceremonialnie przerwał Dorcas, kładąc na jej ramieniu dłoń. Twarz Meadowes natychmiast się rozpogodziła, a Lily pokręciła głową z niesmakiem, gdy głowy tej dwójki pochyliły się ku sobie i zaczęli szeptać.
- Będziemy tak siedzieć? Może się trochę zabawimy - zaproponował Potter.
- To udanej zabawy. Ja stąd wychodzę - warknęła Lily. Spojrzała w bok na Mary, której nieszczęśliwa mina mówiła wszystko. Najwyraźniej nie była osamotniona w chęci ucieczki.
- Może zostańcie jeszcze trochę?
Odwróciła się w stronę wypowiadającego te słowa Remusa. Pokręciła głową, nie zamierzała zmieniać zdania, gdy zdarzyło się coś niespodziewanego; Mary się odezwała, mówiąc:
- Zostaniemy, ale nie na długo.
Lily otworzyła usta, by po chwili je zamknąć. To wszystko stawało się coraz bardziej absurdalne. Zerknęła na Mary, na której ustach gościł nieśmiały uśmiech, jakby sama nie wierzyła, że naprawdę to powiedziała. Lily z trudem powstrzymała się od dziecinnego odruchu kopnięcia jej w kostkę i zażądania wyjaśnień.
- Czyli ustalone, że wszyscy zostają - podsumował Potter. Jego dłoń powędrowała do włosów, które przeczesał palcami.
- Napijemy się czegoś? - zaproponowała Dorcas.
- Doskonały pomysł - zgodził się James. - Kremowe piwo dla wszystkich? Ja stawiam.
- Ja dziękuję - błyskawicznie zaoponowała Lily. - Nic od ciebie nie chcę.
James z trudem opanował chęć parsknięcia śmiechem, gdy dziewczyna odruchowo uniosła do góry podbródek. Najwyraźniej sprzeciwianie się mu już jej weszło w krew.
- W takim razie ja stawiam - odezwał się Syriusz, który oderwał się od Dorcas. Ich krzesła stały teraz tak blisko siebie, że ich ramiona stykały się przy każdym ruchu. - Akurat pieniądze to nie problem dla mojej rodziny - dodał z nietypową dla siebie goryczą w głosie.
Syriusz sięnął do kieszeni szaty i wyjął z niej kilka monet, które wyrzucił w powietrze. James bez problemu złapał pieniądze przy głośnym aplauzie Petera.
- Fuks - zaśmiał się Syriusz.
James łypnął na niego złowrogo.
- Nie szczęście, tylko refleks szukającego - odpowiedział, oddalając się w kierunku kontuaru.
Przy stoliku zaś Lily zaciskała dłonie w pieści, Mary rozglądała się wokół, Peter i Remus rozmawiali ściszonymi głosami, Marlena znowu oglądała swoje paznokcie, a Dorcas zaśmiewała się z żartów Syriusza.
- Może w coś pogramy? - zaproponował Peter.
- Może w qudditcha? - zironizowała Marlena, odzywając się po raz pierwszy od przyjścia Huncwotów.
Peter poczerwieniał i zamilkł.
- Marly, nie sforuj mi tu Glizdka - upomniał Marlenę Syriusz, żartobliwie grożąc jej palcem.
Na Marlenie jednak to nie zrobiło wrażenia, bo jedynie wzruszyła ramionami.
- Łapcie wszyscy! - zawołał James, podchodząc do nich z uniesioną różdżką. Na stół wleciało osiem butelek, które wylądowały z lekkim stukowem. Jedna uderzyła o stół nieco mocniej w wyniku czego część jej zawartości wylądowała na siedzącej najbliżej niej osobie....
- Przepraszam, Evans - pospieszył z przeprosinami James. Popatrzył na plamę na jej swetrze.- Ale wydaje mi się, że...
- ....bardziej niż swetra szkoda piwa - dokończył Syriusz, krztusząc się ze śmiechu. Uczynna Dorcas poklepała go po plecach. - Muszę jednak przyznać, że Glizdogon miał dobry pomysł. Zagrajmy.
- Niby w co? - zapytał James, marszcząc brwi. Upił duży łyk napoju.
- W odpowiedz albo zaryzykuj.
- Co to niby? - spytała Lily, rozglądając się po twarzach rówieśników.
- To coś podobnego do mugolskiego gry w butelkę - odpowiedział Remus. - Zasadną jest odpowiadanie na pytania...
- Można w to grać z użyciem butelki? - zdziwił się Peter.
- Możemy grać i z butelką - zgodził się Syriusz, wyraźnie nie chcąc się tracić czasu na tłumaczenie zasad gry. Uniósł swoją butelkę i duszkiem wypił jej zawartość, po czym uśmiechnął się szeroko, unosząc ją w górę. - Skoro gramy moją butelką, ja zacznę.
Położył butelkę na stoliku, po czym znieruchomiał, chcąc spotęgować napięcie, by potem niespodziewanie zakręcić.
- Glizdogon - ocenił Syriusz, gdy butelka się zatrzymała. - Trochę szkoda, że na ciebie wypadło... W sumie wszystko wiem - dodał złośliwie. - Ale dla zachowania porządku zapytam, bo pewnie wolisz nie ryzykować... Czy całowałeś się kiedyś z dziewczyną, która miała mniej niż pięćdziesiąt lat i nie byłaby twoja ciotką?
Twarz Petera przybrała kolor zgnitego pomidora, gdy cichutko wymamrotał odpowiedz.
- Głośniej - zażądał Syriusz.
- Dajcie mu spokój - zaoponował Remus.
- Nie! - pisnął Peter, sięgając w stronę butelki. - Mary, ekhm, wolisz odpowiedzieć, czy zaryzykować?
Policzki McDonald poczerwieniały.
- Wolę pytanie.
- Także Mary, chciałem, ehmm, zapytać, czy lubisz... Czy lubisz piwo kremowe?
- Nie przepadam - odpowiedziała McDonald, głośno przełykając ślinę. Zerknęła na Lupina, po czym wyciągnęła rękę w stronę leżącej na stole butelki. Zakręciła nią.
- Wypadło na mnie - stwierdziła ze znudzeniem Marlena. - Pewnie nie byłabyś w stanie wymyślić ciekawego wyzwania, więc wybieram pytanie.
Lily sapnęła, słysząc jawną obrazę w słowach Marleny. Otworzyła usta, chcąc zaprotestować, ale Mary ścisnęła jej dłoń pod stołem.
- Chciałabym więc zapytać, czy jest coś, co chciałabyś mieć, ale nie możesz mieć.
Marlena zaśmiała się, patrząc w brązowe oczy Jamesa.
- Zdecydowanie coś takiego jest.
Atmosfera przy stoliku zmieniła się. Dobry nastrój uleciał niespodziewanie. Dorcas przestała wdzięczyć się do Syriusza. Peter zaczął niepewnie wyłamywać palce, a czoło Remusa przecięła bruzda. Marlena zakręciła.
- Lily.
Evans wyprostowała się, słysząc swoje imię. Spojrzała na Marlenę, która patrzyła na nią z dziwnie zadowoloną z siebie miną.
- Słucham.
- Odpowiesz czy zaryzykujesz?
- Wolę odpowiedzieć.
- Czy kiedykolwiek pozwoliłaś Jamesowi się pocałować?
- Co?! - krzyknęła Dorcas.
Peter oblał się kremowym piwem, a Syriusz roześmiał się głośno. James zacisnął mocno dłonie, chowając je pod stolikiem, aby nikt tego nie dostrzegł.
- Nie szukaj taniej sensacji, bo u mnie jej nie znajdziesz - wycedziła Lily, nachylając się w stronę stolika. - Wymyśl wyzwanie. Nie boję się twoich gierek.
Patrzyła prosto w jasne oczy Marleny, w oczy, w których brakowało jakichkolwiek skrupułów.
- Możemy i tak zagrać, Lily.
- Przestańcie - zażądał James. - To idzie za daleko.
- Nie, Rogaczu, zabawa się dopiero rozkręca - wtrącił Łapa, szczerząc się.
- Widzisz tego chłopaka, który siedzi w rogu? - zapytała Marlena. Lily popatrzyła w tym samym kierunku. Przy niewielkim stoliku siedział jasnowłosy chłopak, przeglądając jakąś gazetę. Przez szyję miał przewieszony szalik w barwach Puchonów. - Podejdziesz do niego i zaprosisz go na randkę.
Lily zaśmiała się cicho, wstając.
- Nie będzie to trudne, zważywszy na to, że chodzimy razem na transmutację i ostatnio mu odmówiłam...
- Chyba tego nie zrobisz? - spytał z niedowierzaniem James. Też wstał, wyraźnie nie dowierzając, że Lily naprawdę zamierza spełnić wyzwanie. W każdej innej sytuacji byłby za tym, aby Evans przestała być chodzącym rozsądkiem, ale dzisiaj nie chciał widzieć jej szaleństwa. Nawet jego cierpliwość miała jakieś granice.
- Dlaczego nie? - Zielone oczy spojrzały na niego hardo. James wiedział, że zaraz w nich utonie, a mimo to podjął walkę o przetrwanie. - Chcę i zrobię to. Moje życie to nie twoja sprawa.
- Evans, cholera, tak nie można...
Nie zdążył dokończyć, gdy odwróciła się napięcie, odchodząc. Nawet nie próbowała wysłuchać tego, co on miał jej do powiedzenia. A może zupełnie w ogóle jej to nie obchodziło?
On mógł jedynie stać. Czuł, że nogi niemal przyrosły mu do podłogi, gdy Evans podeszła do tego chłopaka. Nie słyszał słów, ale sam widok był wystarczająco bolesny. Widział, jak jej włosy opadły na ramię, gdy nachyliła się ku nieznajomemu. Dostrzegł jej zalotny uśmiech. Powiedziała coś, a on ochoczo pokiwał głową.
Pewnie się zgodził, pomyślał James, opierając ręce na stole i przez przypadek spychając z niego butelkę, która roztrzaskała się z głośnym trzaskiem, stając się milionem drobnych szkieł.
Wtedy Evans spojrzała w jego stronę.
James spojrzał na nią przez całą szerokość pubu.
Szukał w jej oczach, czegoś, co by znaczyło, że to tylko gra.
To musiała być tylko gra, prawda?
Znalazł jedynie obojętność.
____________________________
Kilka informacji technicznych:
Po pierwsze, dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednimi postami. To naprawdę budujące, że tyle z Was wciąż tu zagląda, interesuje się i uśmiecha się przy czytaniu przygód naszych bohaterów. Ta historia należy do Was.
Po drugie, przepraszam za długie przerwy. Wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina, więc nie będę się usprawiedliwiać, ale obecnie przygotowuję się do egzaminu poprawkowego i jego zdanie jest dla mnie bardzo ważne. Hm, a jednak w sumie jestem tutaj zamiast przeglądać notatki. Cóż, jak widać, będąc na V roku studiów można mieć zaskakujące pomysły na naukę ;)
Po trzecie, niedługo powinno się pojawić tu więcej opowiadań (w tym kilka o HP - dramione i nowe pokolenie). Dawno temu zaczęłam pisać do szuflady, ale teraz stwierdzam, że to bez sensu czekać - na lepsze czasy, na posiadanie większej ilości czasu.
Hejo ;)
OdpowiedzUsuńMoja reakcja po przeczytaniu tego rozdziału było "UUUUUUU", a potem "ojojojojojojo".
W skrócie rozdział bardzo mi się podobał. Jednak spodziewałam się czegoś trochę innego. Ja jestem akurat fanką teorii, że Lily też do Jamesa ciągnęło i to bardzo, a on za to lubił ją denerwować i się trochę z nią droczyć ( a nie za nią latał). Wiesz, że lubili się godzinami droczyć, disować się itd. Ty bardziej poszłaś w klasyczną formę on kocha, a ona czuje odrazę. Co więcej u Ciebie mi się to nawet bardzo podoba. Lily nie zachowuje się irracjonalnie. Jej uczucia i stosunek do Jamesa, przyjaciół i nauki jest jasny i się go trzymasz. Wydaje mi się, że pociągniesz tę postać w dobrą postać. Powoli bez pośpiechu stanie się mniej hmmm poważna. Jak na razie zachowuje się jak 50 latka w ciele nastolatki (co do niej nawet pasuje).
Ciekawi mnie postać Marleny. Niby było jej nie wiele, ale już wyrobiłam sobie o niej zdanie. Niby jest przyjaciółką Lily, ale jej dokucza i próbuje ustawić ją pod siebie, do tego jest bardzo... hmm nieprzyjemna. Trochę podejrzewam, że jest zazdrosna o Lily i jej powodzenia, mimo że ruda nawet się nie stara. Jeszcze ta scena z paznokciami, kiedy Lily miała obgryzione, a one ładne. Tak bardzo się utożsamiłam, zresztą myślę, że większość dziewczyn się utożsami z tym.
Zawsze lubiłam postać Jamesa. Szczerze kocham go, sama bym za niego wyszła, ale u Ciebie jest trochę... przepraszam, że to powiem, ale mdły. Tylko przy scenach z Łapą nabiera charakteru, ale przy Lily no nie tego oczekiwałam. Chwiałabym zobaczyć tu trochę ostrości, pasji (tak wiem, że maja tu po 16 lat, jednak to taka para po której oczekuje się chemii).
Syriusz mi się podoba, od razu widzę go jako łamacza serc w skórzanej kurtce itd. <3
Ogólnie rozdział był cudny. Czytałam go z przyjemnością i widać po nim, że obrałaś jakiś kierunek tego opowiadania, a nie piszesz jak Cie poniesie.
Życzę dużo weny i czekam na następny. <3