18 stycznia 2021

Wszystko dla Lily: 12. Lekcja zaklęć

 To jedne z naszych ostatnich zajęć przed egzaminami, więc proszę wszystkich o skupienie!

Piskliwy głos profesora Flitwicka z różnym skutkiem docierał do grupy szóstoklasistów zgromadzonych tego popołudnia w sali, gdzie odbywała się lekcja zaklęć. 

Lily zrobiła staranne notatki z kolejnych słów profesora Flitwicka, próbując się skupić pomimo coraz większego rozprężenia panującego w szkolnej klasie. Późną wiosną, gdy w południe promienie słoneczne radośnie wpadały do klasy,  zgromadzona tam młodzież większą uwagę przywiązywała do swoich popołudniowych planów niż kolejnej powtórki potencjalnie niepotrzebnego zaklęcia.

Jej palce jednak szybko poruszały się nad pergaminem – niezależnie czy pierwsze czy ostatnie zajęcia w semestrze, Lily równie mocno przykładała się do wszystkich. Wrodzony perfekcjonizm nie pozwalał jej odpuścić.

- Część z was radzi sobie całkiem dobrze. Brawo panno Abbott! A teraz dobierzcie się w pary i ćwiczcie na zmianę, poprawiając swojego partnera.

Słowa profesora zacisnęły się w gardle Lily – praca w grupach zawsze była koszmarem każdego indywidualisty, a jeszcze większym indywidualisty samotnika, który siedzi samotnie na zajęciach. Mary nie uczęszczała na zaawansowane zaklęcia, a Dorcas od tygodnia siedziała pod oknem z chłopakiem z Ravenclawu, który miał spore szanse na zastąpienie Syriusza w jej sercu i życiu. Lily cieszyła się jej szczęściem, ale teraz poczuła lekki przebłysk irytacji z tego powodu.  Z kolei Marlena… Cóż, krótkie spojrzenie na nią wystarczyło, by stwierdzić, że błyskawicznie dobrała się z jakąś blondwłosą Krukonką, jakby bała się, że w przypadku pracy z Lily może skończyć w skrzydle szpitalnym ze smoczą ospą.

- Zacznijcie szybciej pracować. Kto nie ma jeszcze pary? Pan Grottger przesiądzie się do pana Notta, a panna Evans…. Tam z tyłu pan Potter nie ma pary.

Dłonie Lily zacisnęły piórze, gdy przeszła na tył klasy, aby zająć miejsce w ostatniej ławce pod oknem obok Jamesa. Chłopak obracał różdżkę między palcami, zerkając na nią niepewnie gdy usiadła obok.

- Cześć – mruknął.

- Widzieliśmy się już dzisiaj – odpowiedziała sztywno, zdrętwiałymi palcami próbując otworzyć podręcznik na właściwej stronie.

- Lily Evans, miła jak zawsze – odburknął James. Prychnął, odchylając się na krześle do tyłu. – Nikt ci nie mówił, że można być dla kogoś tak po prostu miłym?

- Naprawdę myślę, że powinniśmy się skupić na lekcji….

- Po co?

Lily spojrzała na niego z zaskoczeniem:

- Dlatego, że mamy pracować razem, a to nie towarzyskie spotkanie?

James usiadł prosto, a nogi jego krzesła stuknęły o podłogę.

- Wiesz równie dobrze jak ja, że na egzaminach końcowych nigdy nie dają  materiału z ostatnich zajęć. Nawet ty nie powinnaś mieć tak gorącej potrzeby opanowywania materiału dla samej idei.

Lily się zaczerwieniła. Każda odpowiedź w jej głowa wydawała się brzmieć, jak zachęta do kontynuacji tej rozmowy, więc postanowiła milczeć. Pozwoliła włosom opaść na twarz, aby nieco zasłoniły jej rumiane policzki, gdy palce przerzucały kolejne strony książki.

- Co to? – zapytał James. Zabrał jej książkę, odsuwając rękę, a Lily przeszedł krótki dreszcz, gdy ich palce się zetknęły. Przez głowę przemknęło jej pytanie, czy on to też poczuł, ale postanowiła się tym dłużej nie zastanawiać, zwłaszcza, że jego uwaga była skoncentrowana na czymś zupełnie innym. Przerzucił kilka stron książki i wyjął spomiędzy dwóch kartek zasuszony kwiat, ostrożnie obracając go w palcach.

- Nie podejrzewałem cię o taki romantyzm, Evans.

Lily przewróciła oczami – irytujący Potter widać znowu był w formie.

- Nie dziwi mnie to. Wbrew temu, co ci się wydaje bardzo niewiele o mnie wiesz.

James pokiwał głową.

- Masz rację. Powinniśmy to nadrobić….

- Nie o to mi chodzi...

- ….dlatego może zdradzisz mi jakie masz plany na wakacje?

Wakacje nigdy nie były czymś, na co Lily czekała bezwarunkowo. Owszem, bardzo cieszyła się na powrót do domu. Myśl o zobaczeniu rodziców przywoływała uśmiech na jej twarzy. Perspektywa posiadania swojego pokoju i brak konieczności dzielenia go z czterema innymi dziewczynami też była ogromnym plusem. Podobne myśli miała odnośnie jedzenia, - nigdy nic nie mogła zarzucić posiłkom przygotowywanym przez skrzaty domowe w Hogwarcie, ale tęskniła za domowymi posiłkami swojej mamy.

Jednak perspektywa wyjazdu do domu przynosiła też obawy, z którymi musiała się zmierzyć. Obawy, od których nie dało się uciec. Jedną z nich była Petunia. Ostentacyjne zachowanie siostry bolało jeszcze bardziej niż wyzwiska, którymi obrzucała ją kilka lat wcześniej. Lily próbowała sobie logicznie tłumaczyć zachowanie siostry, ale za każdym razem podczas spotkania z nią twarzą w twarz czuła zwyczajną niemoc.

- Spędzę je ze swoimi rodzicami.

- Oni są mugolami? – zapytał James, stwierdzając oczywiste.

Oczy Lily zwęziły się, zerkając na niego podejrzliwie. Wszyscy w Hogwarcie wiedzieli, że pochodzi z mugolskiej rodziny – nie było to coś, co specjalnie ukrywała, jak też  coś, co zawsze uwielbiał podkreślać profesor Slughorn. Jednak komentarze co do pochodzenia zwykle nie zapowiadały niczego dobrego, o czym Lily boleśnie przekonała się na własnej skórze.

- Nie miałem nic złego na myśli – dopowiedział pospiesznie James. Przeczesał palcami czarne włosy. – Naprawdę nie miałem. Uważam, że mugole są fascynujący, a te ich niektóre wynalazki to istne cuda…. Na przykład motocykle! Łapa je uwielbia i zawsze mówi, że kiedyś…

- Właśnie, gdzie jest Black? – przerwała mu Lily, uświadamiając sobie, co jej umknęło. Miejsce, na którym siedziała  zwykle zajmował nieodłączny Black. Trudno było sobie wyobrazić Pottera bez Blacka przy boku, więc wcześniej powinna spostrzec tę anomalię.

- W Skrzydle Szpitalnym – odpowiedział krótko James.

- Coś mu się stało?

James zaśmiał się krótko.

- Evans, zbyt dobrze cię znam, aby pomyśleć, że martwisz się o Syriusza.

- Martwiłabym się tak samo o każdego innego człowieka – prychnęła Lily, uświadamiając sobie brak jeszcze jednej osoby. – A Remus?

- Taki tam mały futerkowy problem.

- Chory kot? – dopytała Lily.

- Raczej pies – odpowiedział James, po czym roześmiał się na widok  zdziwionej miny Lily. Nie musiał znać oklumencji, aby wiedzieć, że dziewczyna pomyślała, że robi sobie z niej żarty. W tym jednak przypadku nie mógł nic więcej jej wytłumaczyć.

- Ćwiczmy lepiej, skoro rozmowa nie jest najlepszym pomysłem - powiedziała Lily, zakładając pukiel rudych włosów za ucho. 

James skinął głową, wyciągając swoją różdżkę. Gdy przyglądał się, jak Lily ćwiczy zaklęcie uświadomił sobie, że dziewczyna ani razu nie nazwała go idiotą, a rozmowa z nią była zaskakująco przyjemna. 

Nie mógł powiedzieć, że zrobił w relacji z Lily Evans zaskakujące postępy, ale na pewno mogłoby być gorzej, prawda? Pocieszała go myśl, że miał jeszcze przed sobą całą siódmą klasę, aby przekonać ją do siebie. W końcu poddawanie się było zdecydowanie zbyt przereklamowane, prawda?. 

**

James zbiegł ze schodów, przeskakując po dwa stopnie i wpadł na dwie dziewczyny, którym wykrzyknął pospieszne przeprosiny i nie zatrzymując się, pobiegł dalej o milimetr omijając zbroję na końcu korytarza. Zwolnił dopiero, gdy dotarł do Skrzydła Szpitalnego.

Szkolna pielęgniarka nie lubiła biegania, a że James znacznie częściej niż przeciętny uczeń miał z nią do czynienia - on lubił kłopoty, a kłopoty lubiły jego, podobnie jak quddich, więc trudno było się dziwić częstym kontuzjom. Z tego też powodu wolał nie ryzykować nadwyrężeniem swoich dobrych stosunków ze szkolną pielęgniarką. To spowodowało, że zapukał cicho do drzwi i wszedł powoli, rozglądając się dookoła.

- Spóźniłeś się – rzucił oskarżycielsko Syriusz, zeskakując z łóżka stającego najbliżej drzwi. - Gdybyś zostawił mi mapę....

- Gdzie pielęgniarka?

- Wyszła, bo ponoć profesor Binns się źle poczuł.

James otworzył usta ze zdumienia, by po chwili je zamknąć.

- Ale czy on nie jest….?

- Widać każdy w tym zamku może mieć problemy zdrowotne, czy to człowiek czy duch – odpowiedział złośliwie Syriusz. – A teraz się już stąd zbierajmy. Mam dosyć siedzenia tutaj na najbliższy miesiąc - dodał, gdy zamknęli drzwi, wychodząc na korytarz.

- A co z Remusem?

- Mamy jutro przyjść go odwiedzić - odpowiedział Syriusz, nagle poważniejąc. James tylko kiwnął głową.

O ile dla nich nocne wyprawy stanowiły prawdziwą przygodę, tak dla Remusa były prawdziwym przekleństwem. Widzieli, jak wiele bólu i cierpienia mu to sprawia. Po każdej pełni Remus zaś mówił im, że więcej się na to nie zgadza, że ich towarzystwo to słaby pomysł. Zawsze dawało im to jednak kolejne cztery tygodnie na zmianę jego zdania.

- Przejdzie mu do jutra - dodał Syriusz, jakby wyczuł myśli Jamesa. - Zawsze przechodzi.

Przeszli korytarzem w lewo, skręcając za posągiem rycerza w srebrzystej zbroi, gdy usłyszeli głosy w oddali. James położył palec na ustach, dając Syriuszowi znak by był cicho i narzucił na nich pelerynę. Wyjęli różdżki i powoli zbliżyli się do źródła hałasu. 

Gdy wyjrzeli zza rogu, James sam nie wiedział, czy odetchnąć z ulgą czy zakląć z rozczarowaniem. W korytarzu stała grupka trzech chłopców z czwartej klasy, gorączkowo rozprawiając się na temat łajnobomb, które chcieli podrzucić pod drzwiami Wielkiej Sali. 

- Musimy to zrobić! - szepnął donośnie najwyższy z potencjalnych dowcipnisiów.

- Nie wiem, czy warto ryzykować szlabanem - wtrącił niski blondynek w okularach.

Jamesa niewiele obchodziła ich dyskusja, ale zdecydowanie bardziej pudełko z łajnobombami, które stały nieopodal. Żarty to jest coś, czego potrzebujemy, pomyślał. Gdy byli młodsi sami często lubili robić takie figle, ale ostatnio skupieni na nocnych włóczęgach, złamanych sercach i bezsennych nocach, stracili do tego serce. Pewnie wiele z tym wspólnego miała Ognista Whiskey, którą woleli przemycać z Hogsmeade zamiast łajnobomb, co notorycznie czynili jak byli młodsi. 

James poczuł lekkie stuknięcie różdżki Syriusza. Nie musiał go widzieć, aby wiedzieć, co się dzieje w głowie jego najlepszego przyjaciela. To mi się podoba, pomyślał James, uśmiechając się do samego siebie. 

- Co się tutaj wyprawia?! - wykrzyknął Syriusz, wychodząc spod peleryny. Chłopcy pisnęli, patrząc na niego z wyraźnym przestrachem. -  Natychmiast wracać do dormiotorium, bo inaczej...

- Ale my... - zaczął blondyn, zerkając niepewnie na kolegów. - My nic złego nie...

- Tak, nie robimy nic złego - powtórzył jego kolega, śmielej zerkając na Syriusza. - Zresztą, nie jesteś perfektem - dodał zuchwalej.

- Chyba prefektem! - warknął Syriusz, po czym prychnął lekceważąco, niby przypadkiem machając różdżką, z której popłynął snop iskier. Czwartoklasiści błyskawicznie rozpłynęli się w ciemności korytarza - rozumiejąc, że czasem ucieczka to lepszy wybór niż próżna dyskusja z  takim przeciwnikiem jak Syriusz. James zrzucił pelerynę i wybuchnął śmiechem.

- Dobra robota, Łapo - powiedział z uznaniem Potter.

- Nie wiem tylko dlaczego sam musiałem się użerać z tymi gówniarzami.

- Bo ja wyrastam z takich głupot, a ty nie - odciął się James, a Syriusz parsknął śmiechem.

- To, że dorośniesz i zmądrzejesz jest tak prawdopodobne, jak to, że Evans przestanie cię traktować jak chorego na smoczą ospę...



_________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.