Zatłoczony peron na dworcu King's Cross nieodmiennie przytłaczał Lily. Tego
czerwcowego dnia, gdy powoli wysiadła z pociągu, wyciągając swój kufer na
peron, wcale nie miało być inaczej. Mnóstwo rodziców, krzyczące
rodzeństwo i głośny świst lokomotywy kojarzyły jej się zawsze z nerwowym
oczekiwaniem. Zawsze przyjeżdżała tu by za czymś tęsknić - w Hogwarcie tęskniła
za swoją rodziną, a w domu za magią i światem czarów. Wewnętrzne rozdarcie
potęgowało poczucie, że to już niemal koniec - ostatnie wakacje przed siódmą
klasą, po której miało nastąpić nieuchronne spotkanie dorosłością. Nie
czas, o tym teraz myśleć, zganiła się sama w myślach.
Przeszła z kufrem kilka kroków dalej, nie chcąc blokować przejścia i
szukając twarzy rodziców. Zwykle byli bardzo punktualni, ale przebywanie tutaj
zawsze stanowiło dla nich spore wyzwanie. Uwielbiali panującą tu atmosferę i
Lily z powodzeniem mogła sobie wyobrazić, że stali gdzieś z boku, przyglądając
się oryginalnym strojom i przedmiotom czarodziejów. Tak, jej rodzice zdecydowanie
byli bardzo zafascynowani magią.
Rozejrzała się po peronie. Większość jej znajomych trafiła już w bezpieczne
objęcia rodziców. Mary tonęła w objęcia kilku młodszych sióstr, Marlena szła w
stronę wyjścia z dystyngowanym mężczyzną, zapewne swoim ojcem. Z prawej stronty
Remus uśmiechał się do smutnej kobiety o zmęczonej twarzy, a tam dalej...
Lily zmrużyła oczy, dostrzegając Jamesa wymieniającego uściski ze starszym
panem o równie poczochranych włosach. Ciekawe, czy to jego rodzice, a może dziadkowie?,
pomyślała. Przesunęła się w prawo, chcąc mieć lepszy widok, gdy niespodziewanie
na kogoś wpadła.
- Na Merlina, bardzo przepraszam! - wykrzyknęła pospiesznie.
Kobieta nie wyglądała jednak na urażoną, tylko mocno zmęczoną życiem. Ciemne
włosy pozbawione blasku zwisały smętnie po obydwóch stronach głowy, a blada
twarz wyglądała dziwnie niezdrowo.
- Pani Snape - wyjąkała Lily, przełykając ślinę, gdy zdała sobie sprawę, że
ma przed sobą matkę Severusa.
- Miło cię widzieć, Lily. Strasznie dawno cię nie widziałam - powiedziała
pani Snape, po czym uśmiechnęła do dziewczyny.
Lily zaś kiwnęła głową, próbując znaleźć w głowie odpowiednie słowa. Znała
panią Snape z czasów, gdy Sev... Snape był najważniejszą osobą w jej życiu.
Zawsze dziwiło ją wtedy, jak tak oschła kobieta mogła wychować tak wrażliwego i
pełnego empatii syna. W domu rodzinnym Snape'ów było bowiem mało miłości, a
jeszcze mniej wzajemnego szacunku. Późniejsze wydarzenia pokazały jej jednak,
że tak naprawdę mało go znała.
- Tak, trochę się pozmieniało - odpowiedziała w końcu Lily, odpowiadając
bladym uśmiechem.
Nie wiedziała, co Snape powiedział matce o ich kłótni, a nie chciała sama
zaczynać tego tematu, powodując lawinę pytań. Głęboko zakorzenione poczucie
lojalności sprawiało też, że pomimo fiaska ich przyjaźni, nie chciała mu
przysporzyć problemów w i tak skomplikowanej relacji z matką.
Co prawda, w czasach gdy jeszcze rozmawiali, on sam nigdy nie mówił o Eileen
i tym, jak boli go jej bierność wobec ojca, ale musiałaby być ślepa, aby nie
dostrzec. Wiedziała to i nie naciskała, licząc, że wie, że ma w niej oparcie,
niezależnie od tego wszystkiego.
Teraz jednak stojąc koło pani Snape czuła, że w sumie nie wie, co powinna
zrobić – zapytać o pogodę? Zagaić o wakacjach? A może wystarczyłoby się
przywitać i po prostu odejść w swoją stronę? Na to ostatnie Lily miała
największą ochotę, ale nie chciała wyjść na nieuprzejmą. W końcu to nie wina
pani Snape, że jej syn zachował się niegdyś jak kretyn.
- Aż trudno uwierzyć, że został wam tylko rok w Hogwarcie.
Owszem, został tylko rok, ale tak by tego też nie ujęła. Hogwart był na tyle
duży miejscem, że przy odrobine szczęścia i chęci mogli odnajdywać się w swoich
częściach zamku. Czekał ją więc siódmy rok w szkole, tak jak i jego. Ale
zdecydowanie nie czekał on ich razem.
Była ona.
I był on.
- Tak, czas leci bardzo szybko – odpowiedziała Lily.
- Pamiętam, jak sama chodziłam do Hogwartu i wszystko wydawało mi się takie
odległe.
Kobieta uśmiechnęła się do swoich wspomnień, a jej wzrok się lekko zamglił.
Po chwili zamrugała jednak i spojrzała na Lily.
- Mam nadzieję, że wykorzystasz, jak najlepiej swój ostatni rok w szkole,
Lily. Miłych wakacji! – dodała pani Snape,
po czy czym uściskała lekko Lily i zniknęła w tłumie.
Tymczasem w głowie Lily niepokój mieszał się z rozczarowaniem. Z jednej
strony krótka rozmowa z panią Snape mocno wytrąciła ją z równowagi. Nie lubiła
niespodzianek, a to spotkanie zdecydowanie można by do nich zakwalifikować. Z
drugiej… Była zapewne masochistką, ale podświadomie liczyła, że wysoka
wychudzona postać z czarnymi włosami pojawi się koło matki, dając jej szansę na
krótką rozmowę, bez konieczności brodzenia we własnej dumie. Teraz została
jednak sama i nadzieja ta szybko się rozmyła.
- Lily!
Rozluźniła się, słysząc podekscytowane głosy rodziców i odwróciła się. Gdy
utonęła w uściskach matki, wreszcie poczuła, jak schodzi z niej całe napięcie.
Mocno przytuliła ją do siebie, a zapach magnolii, który nieodłącznie
towarzyszył pani Evans przypomniał Lily o czasach dzieciństwa.
- Bez problemu trafiliście? – zapytała Lily, gdy matka wreszcie wypuściła ją
ze swoich objęć, a ojciec z głośno cmoknął w czoło.
- Bez najmniejszych – zapewnił pan Evnas, nie przestając się rozglądać po
peronie, co wywołało uśmiech na jej twarzy.
Świat magii zachwycał jej rodziców teraz równie mocno, co ponad sześć lat
temu, gdy dostała swój pierwszy list z Hogwartu. Chociaż byli prostymi ludźmi,
bezwarunkowo uwierzyli we wspaniałość czarów, a córkę czarownicę traktowali
jako ogromny zaszczyt. Patrząc na nich Lily zawsze uświadamiała sobie, jak bardzo
spowszechniała jej magia.
W Hogwarcie wszystko było magią. Znajdowała się ona w każdej ścianie, w
każdym obrazie i każdym miejscu, które przychodziło jej do głowy. Tam używanie
magii było równie naturalne, co oddychanie. Magia po prostu była. Nikt nie
zastanawiał się nad tym, jakim to szczęściem jest bycie częścią tego niezwykłego
świata.
- Lily, może też byśmy kupili ci ropuchę? – zaproponował pan Evans, nie
odrywając wzroku od chłopca, który przeszedł obok nich z dorodną ropuchą pod
pachą.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł – odparła ze śmiechem Lily,
odgarniając włosy.
Wyszli z peronu i przeszli w stronę parkingu, gdy Lily niespodziewanie
przystanęła, a rodzice spojrzeli na nią z zaskoczeniem.
- Jak… Jak Petunia? Co powiedziała na mój przyjazd?
Po spojrzeniach, jakie wymienili rodzice Lily szybko zorientowała się, że
Petunia nie będzie zachwycona jej przyjazdem. Nie było to zaskakujące – zapewne
powinna się do tego przyzwyczaić, co nie znaczy, że przez to w jakimkolwiek
stopniu bolało mniej. Może po prostu do niektórych rzeczy, nie da się
przyzwyczaić, pomyślała, Lily, gdy ruszyła z rodzicami w drogę do domu.
Odkąd poszła do Hogwartu Petunia zawsze stwarzała problemy w związku z jej
przyjazdem ze szkoły. W wakacje po pierwszej klasie stanowczo odmówiła
dzielenia pokoju z Lily, argumentując, że boi się zarazić dziwactwem, czego
efektem stało się przymusowy remont i przygotowanie drugiej sypialni dla Lily.
Niemal całe wakacje po drugiej klasie Petunia spędziła u dziadków, a jeszcze
kolejne – na trzech obozach, których koszt zdaniem państwa Evans był stanowczo
wygórowany, ale nie potrafili odmówić starszej córce.
Wszystko to bolało Lily, ale i tak nie tak bardzo jak wakacje po czwartej
klasie, gdy Petunia ciągle sprowadzała swoje koleżanki i pokazywała im Lily
palcem, mówiąc przesadnym tonem, że to jej młodsza siostra, która wróciła ze
szkoły dla nastolatków o bardzo niskim ilorazie inteligencji z problemami
emocjonalnymi. Słysząc te kłamstwa, Lily początkowo miała ochotę protestować,
ale szybko zdała sobie sprawę, że było to zupełnie bezcelowe. Nie byłaby w
stanie odwracać kłamstw Petunii, nie mogąc ujawnić prawdy o Hogwarcie.
Gdy wysiadła z samochodu przed domem, poczuła lekki skurcz w żołądku. Ojciec
wziął kufer, a matka otworzyła drzwi, gestem wskakując, aby weszła do środka.
Lily powoli ruszyła do przodu, dopiero w środku wypuszczając powietrz z płuc.
Weszła do salonu, gdzie Petunia leżała na kanapie, ostentacyjnie, kartkując
jakiś magazyn. Być może Lily uwierzyłaby, że jej przyjazd nie zrobił na
siostrze wrażenia, gdyby nie sztywno zaciśnięte szczęki i pobielałe kostki palców,
które przerzucały kolejne strony ze zdecydowanie zbyt dużą siłą.
- Petunio, nie przywitasz się z siostrą? – zapytała pani Evans, wchodząc do
salonu.
Lily widziała, że siostra przez moment się zawahała – wyraźnie widać było,
że łatwiej jej przychodziło ignorowanie osoby siostry niż bezpośrednich poleceń
ze strony matki. Petunia wstała i skinęła głową w kierunku Lily w geście, który
równo mocno mógł uchodzić za powitanie, co za obelgę.
- Cześć – powiedziała Lily.
Nie zastanowiwszy się nad tym, chciała objąć siostrę, ale zrezygnowała w
ostatniej chwili, poprzestając na wyciągnięciu ręki. Wiedziała, że Petunia nie
będzie mogła uniknąć odpowiedzi na ten gest powitania w obecności matki i miała
rację. Siostra z wyraźną niechęcią, jakby miała dotykać końskiego łajna albo
ogona skunksa, ale wyciągnęła dłoń, ściskając rękę Lily.
- Miło, że wreszcie jesteśmy całą rodziną w komplecie – zachwyciła się pani
Evans, patrząc na córki.
Lily kiwnęła głową na potwierdzenie słów matki, nie chcąc otwarcie kłamać, a
zaciśnięta twarz Petunii wyraźnie świadczyła, że chciałby się w tej chwili
znaleźć gdzieś daleko stąd.
Zapowiadają się naprawdę miłe wakacje,
pomyślała Lily, szkoda tylko, że tak trudno w to uwierzyć.
Weszła do przedziału, chcąc znaleźć broszkę, która musiała wyślizgnąć się z
siedzenia. Popatrzyła na siedzenia, delikatnie przesuwając po nim dłońmi. Gdzie
to mogło się wyślizgnąć, pomyślała rozglądając się wokół. Jest! Dostrzegła ją
na podłodze, więc schyliła się i zagarnęła się jednym płynnym ruchem. Teraz
zamierzała szybko wrócić na peron, gdzie czekali na nią rodzice.
- Dorcas, możemy porozmawiać?
Dorcas zamarła w pół kroku, słysząc głos Syriusza. Zawahała się przez moment
i to wystarczyło, aby chłopak zrozumiał jej zachowanie jako zgodę. Wszedł do
przedziału zamykając drzwi do przedziału.
- Myślałam, że wszystko zostało powiedziane – powiedziała spokojnym głosem,
z którego była dumna.
Spróbowała spiorunować go wzrokiem, ale nie było to potrzebne. Syriusz
wyglądał wystarczająco nieswojo z zaciśniętymi szczękami i rękami wciśniętymi w
kieszenie przetartych jeansów.
Wydaje się zdenerwowany, a jednak wcale nie mniej pociągający przemknęło jej
przez myśl, ale szybko się zmitygowała. Jego cholerne włosy i te ciemne oczy
nie powinny tak na nią wpływać.
- Chciałem się tylko upewnić, że mimo… Że mimo, że nam nie wyszło, że możemy
nadal się przyjaźnić.
Przez moment chciała kazać mu się wypchać. Powiedzieć, że jej złamane serce
(jak i połowy dziewczyn w Hogwarcie) to wystarczający powód, aby nie tylko się
z nim nie przyjaźnić, ale też na zawsze wyrzucić go ze swojego życia.
Jednak myśląc trzeźwiej – po kilku randkach z innymi chłopakami,
przenalizowaniu znajomości z Syriuszem i wielu obietnicach Lily, że w tym
chłopaku nie ma nic tak wyjątkowego – nie chciała tego robić. Czuła się lepiej
i nie chciała, aby emocje sprawiły, że kierując się zemstą, zrani go, aby i on
poczuł się choć w części gorzej tak, jak ona wtedy na szkolnych błoniach.
Wiedziała też, że dzisiejsza rozmowa to niejako przejaw chęci
zagwarantowania spokojnych wakacji ze strony Syriusza i dotychczasowego statusu
quo. Wszak obydwoje wiedzieli, że o ile w Hogwarcie mogli się mijać na
szerokich korytarzach, tak latem byłoby
to ciężkie, skoro on zawsze odwiedzał Jamesa i spędzał w jego domu cały
sierpień, a ona nie wyobrażała sobie wakacji bez odwiedzin u Marleny, której
dom znajdował się blisko Potterów.
- Martwisz się o mnie, czy o to, jak przeżyjemy wakacje, wpadając na siebie,
jak będziesz u Jamesa? – zapytała ironicznie.
Zaskoczona mina Syriusza wystarczyła jej za odpowiedź.
- Nie martw się. Będzie dobrze – powiedziała Dorcas, zbliżyła się w stronę
drzwi, chcąc się przecisnąć obok niego, ale on niespodziewanie złapał ją za
rękę.
Chciała mu powiedzieć, by ją puścił, ale niespodziewanie dla samej siebie
położyła mu dłoń na ramieniu i pochyliła się ku niemu. Gdy ich wargi się
złączyły, początkowo nie odpowiedział. Wydawał się zaskoczony, co przerażony
tym pocałunkiem. Wystarczyła jednak krótka chwila, aby odpowiedział,
przyciskając ją bliżej siebie. Jego ręka objęła ją w pasie, a palce drugiej
wplotły się we włosy.
Głośny świst lokomotywy sprawił, że oderwali się od siebie, a pocałunek się
skończył. Obydwoje dyszeli ciężko. Dorcas przesunęła językiem po spuchniętych
od pocałunków wargach. Widziała, jak oczy Syriusza ciemnieją, gdy na nią
patrzył.
- Musimy stąd iść, zanim wyruszymy w kolejną podróż pociągiem – powiedziała
Dorcas, wychodząc na korytarz.
Syriusz posłusznie ruszył za nią, zamykając drzwi przedziału.
- Miedzy nami w porządku – dodała, wychodząc na peron. Na widok jego
nieprzekonanej miny, nie mogła jednak
powstrzymać się wywrócenia oczach. – Nie przeczę, że jesteś pociągający, Black,
a twoje pocałunki smakują lepiej niż amortencja, ale nie zamierzam się już w
tobie zakochiwać. Dobry z ciebie materiał na kochanka, ale wyjątkowo kiepski na
chłopaka. Obydwoje to wiemy i tego się trzymajmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz