3 lipca 2012

Rozdział III: Maybe will be happy

Jest coś niezwykłego we wschodach słońca. Kończy się noc, a zaczyna dzień. Coś ma swój koniec, coś początek. Dlatego ta pora dnia niemalże idealna do głębszych przemyśleń. Można się zastanowić nad sobą, życiem lub kłopotach z tym związanych. Easy Adams uwielbiał malować wschody słońca, tyle że w obecnej nie był w stanie podnieść wstanie się z łóżka. Głowa bolała go niemiłosiernie. Miał wrażenie, że cały świat huczy. Niecierpliwym ruchem zatkał sobie głową poduszką.
- Główka boli? - spytał z nieco złośliwym uśmiechem James, wychodząc z łazienki owinięty ręcznikiem. W jego czarnych włosach błyszczały krople wody. Wyglądał tak świeżo i rześko, że Easy miał ochotę go zamordować. - Nie trzeba było tyle pić.
- Łatwo powiedzieć - mruknął  z powątpiewaniem Easy.
- A zapomniałbym... - zaczął Ryan, podchodząc z ręcznikiem na głowie. Miał nadzieję, że prysznic nieco go orzeźwi, ale widać nawet hektolitry nie mógłby sprawić, że alkohol by szybciej wyparowywał z jego krwi. - Wczoraj przespałem się z Candy.
- Z kim?
- Za Candy Patil.
W pomieszczeniu zapanował cisza. James rozczochrał sobie włosy, zastanawiając się, czy Ryan naprawdę mógł być tak głupi. Candy Patil miała mózg równie duży, co rozmiar ubrań który nosiła. Była bardzo szczupła, więc mózgu miała mniej niż przygłupi pies Lily. Nie rozumiał, co Ryan widzi w tej idiotce. Sam lubił inteligentne dziewczyny - jak Angelique. Nawet jeśli często przyczyniało się to do kłótni, których załagodzenie zajmowało mu mnóstwo czasu. Przynajmniej się nie nudzili. Albo nie nudzili, dopóki James nie stwierdziłby ostatnio, że to jednak nie to. Nie był w niej zakochany, a wygoda, jaką oferował mu ten związek zaczynała się robić coraz mniej zachęcającą. Mając mnóstwo czasu na rozmyślania w wakacje, stwierdził, że Angelique to nie wystarczająco. I chociaż czeradą kuzynów i kuzynek nie sprzyjała mu ostatnio, nie dając okazji na poznanie nikogo nowego teraz nie zamierzał się ograniczać. Koniec z ograniczeniami.
- To niski cel nawet jak na ciebie - rzekł milczący do tej pory Easy. Rękami przecierał zaspane, wiecznie ujarane oczy.
-  Easy, nie musisz być mściwy. To nie moja wina, że wczoraj ci się nie udało...
- A niby czyja? - westchnął artysta. Widząc zaciekawione miny przyjaciół, dodał:- Nie miałem wczoraj ani chwili wytchnienia. Na samym początku imprezy ustawiła się przede mną kolejka osób, które chciałyby  mieć własny portret. Tak dobrze słyszycie portrety nie licząc kilku zbzikowanych dziewczyn, które niemal rozbierały się przede mną i były gotowe na wszystko. Tyle, że musiałem im odmówić, bo ja nigdy nie malowałem, nie maluję i nie będę malować aktów. Malowanie czegoś takiego to prawdziwe poniżenie dla artysty. W ten sposób, my malarze jesteśmy pozbawiani cząstki swego człowieczeństwa. Dlatego musiałem im odmówić - skończył swoją wypowiedź nieobecnym wzrokiem patrząc na tarzających się ze śmiechu przyjaciół.
- Taaak, tylko czy jest, choć jedna osoba, które wie, że szanowny Easy Connor Adams woli malować pejzaże niż akty? - spytał z kpiną James. Od dawna nabijali się z Easy'ego i tych jego obrazków. Wbrew plotkom, on nie cierpiał malować ludzi, którzy na jego ,,dziełach" mieli formę niewielkiej kropki lub byli pomijani. Akty było to coś, czego Easy nigdy nie malował, a wszystkie prośby o nie lekceważył. W efekcie zyskał sławę chłopaka, przed którym chciała się rozebrać każda, dosłownie każda dziewczyna w Hogwarcie. Ponoć każda chciała być uwieczniona przez chłopaka, który jak sądzono malował genialne akty. Wszystkim wydawało się oczywiste, że mając do wyboru  malowanie nagich dziewczyn i krajobrazów wybór będzie oczywisty. Tyle, że nie dla Easy'ego.


***

A jednak w zamku znajdowała się, choć jedna dziewczyna, która nie marzyła o byciu sportretowaną przez Adamsa. Rena przecierała zaspane oczy, wkładając okulary leżące na stojącym na stoliku obok. Dziewczyna cicho wstała, nie chcąc budzić swoich współlokatorek. Wolnym krokiem weszła do łazienki, zamknęła drzwi i spojrzała w lustro. Rzadko to robiła, gdyż nie uważała tego za ważne, ale dziś miała szczególny powód - chciała coś zobaczyć. Pragnęła dostrzec w sobie coś wyjątkowego. Ale nie. Była całkiem przeciętna jak setki, tysiące i miliony dziewczyn w jej wieku. Nie była ładna, a za specjalnie mądrą nigdy się nie uważała. Przebojowością też nie mogła się poszczycić. Jednak największym problemem było chyba to, że własna przeciętność nigdy jej nie przeszkadzała. Lubiła pomagać, ale nie potrafiła dyrygować ludźmi, więc jej talenty organizacyjne rzadko się ujawniały. Nie, zdecydowanie była zadowolona z własnego życia, tylko, tylko... Czy zawsze musi istnieć jakieś tylko, pomyślała z rozpaczą. Doskonale wiedziała, że powinna się cieszyć wszystkim tym, co posiada, więc dlatego przejmuje się takimi głupotami? To nie było w jej stylu. Często razem z Rose kpiły z ludźmi, którzy przesadnie dbali o wygląd. Chociaż właściwie bliższe prawdzie byłoby stwierdzenie, że to panna Weasley wyszydzała ,,lalusiów", a ona tylko słuchała. Miała nadzieję, że to przejściowe. W końcu wygląd to nie koniec świata. Liczy się przede wszystkim dusza, a ciało jest jedynie dodatkiem do niej. Pokrzepiona tą myślą, uśmiechnęła się. Wreszcie znowu poczuła się, Sereną, czyli zwykłą Gryfonką, która wiedziała, że jest kimś wyjątkowym i nikt nie musiał jej tego mówić. Wzięła szybki prysznic i właśnie myła zęby, gdy usłyszała rytmiczne stukanie do łazienki.
- Pośpiesz się! - odrzekła Candy swoim słodziutkim głosikiem, który tak często wkurzał Rose. Serenę także, choć nigdy tego nie przyznawała. Patil odgarnęła do tyłu włosy i dodała do stojącej obok współlokatorki: - Ciekawe, co Brzydula tam robi tyle czasu?  I tak nic to jej nie pomoże...  A zresztą ile można czekać. Ale skoro mamy czas to Ci opowiem, z kim spędziłam wczorajszy wieczór. Nie zgadniesz! Z Ryanem!! Tak, tak z Fairchildem. Było cudownie... On naprawdę umie świetnie całować. Choć nieźle musiałam go namówić, żeby mnie pocałował. Myślę, że mu się spodobałam, ale komu ja się nie podobam? Wszyscy mnie lubią jestem popularna i w ogóle... Ponoć nie można mieć wszystkiego, ale ja chyba mam. Jestem ładna i mam chłopaka. Szkoda, że nie każda dziewczyna może się tym poszczycić...
Serena szybkim ruchem otworzyła drzwi i wyszła, nawet się nie oglądając. Candy tylko prychnęła i pobiegła do zwolnionej łazienki, a Rena usiadła na swoim łóżku, rozczesując długie włosy. Miała mętlik w głowie. Nie mogła się powstrzymać, aby nie myśleć o nim. A to jest złe. On nigdy na nią nawet nie spojrzy. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, jak zawsze twierdzi Rose. Bo przecież szczęśliwe zakończenia do rzadkość.


***

Delikatnym strzepnęła niewidzialny pyłek ze swojej szaty. Przejrzała się w lustrze wyraźnie niezadowolona z tego, co zobaczyła. Czerwień ust kontrastowała z zielenią szkolnej szaty. Hebanowa skóra nadawała jej niezwykle egzotyczny wygląd, a czarne oczy patrzyły z lekką wyższością. Angelique Zabini wydęła lekko usta. Przywołała na twarz wyraz chłodnej uprzejmości i poszła do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Wchodząc, usłyszała kilka gwizdów, czuła na sobie zaciekawione i pełne zawiści spojrzenia, a jej uszy niemal słyszały te pełne zazdrości komentarze. Wolnym krokiem, kołysząc biodrami, podeszła do siedzącego w kącie Maxa. Z wdziękiem spoczęła na stojącym obok fotelu. Założyła jedną nogę na drugą i spojrzała wojowniczo na brata.
- Nie dostanę nagany, ani żadnego upomnienia?
- Nie moja sprawa, z kim się obściskujesz - zaczął Max, patrząc na siostrę krytycznie. Założył ręce na piersi i zniżył głos: - W końcu każdy wie, że jesteś dziw....
Angelique zbladła i uniosła rękę na znak protestu nie chciała, aby brat kończył. Wzięła lekki wdech i rozejrzała się po Pokoju Wspólnym chcąc  sprawdzić czy nikt ich nie podsłuchuje. Nie mogła sobie pozwolić, aby ktokolwiek słyszał ich rozmowy. Dla niej pozycja w szkole była rzeczą ważną, o ile nie najważniejszą. Nie mogła sobie pozwolić na jej utratę.
- Nie pozwalaj sobie - syknęła. - Ten związek znacznie podniósł mój prestiż. Teraz nikt, dosłownie nikt nie kwestionuje faktu, kto jest pierwszą dziewczyną szkolnej elity. Nikomu, nawet tobie nie pozwolę tego zniszczyć. Poza tym to nie moja sprawa, że nienawidzisz Jamesa, ale mimo to zrozum on jest moim chłopakiem i nic na to nie poradzisz.
- To się jeszcze okaże - odpowiedział szybko, nawet nie mrugając. Dziewczyna wyszła dumnym krokiem, nawet nie zdając sobie sprawy, jakie zamieszanie wywołała w myślach swojego brata. Nigdy nie krył swojej niechęci do tego idioty, Pottera, a teraz jeszcze Angie wykręciła mu taki numer. Nadal nie mógł uwierzyć, że jego siostra bliźniaczka i ten głupek... Jednak chyba najbardziej wkurzało go, że dowiedział się o tym związku od kogoś życzliwego zupełnie, jakby nie zasługiwał, aby Angelique sama mu o tym powiedziała.


***

W Hogwarcie było pełno ciemnych zaułków. Takie miejsca omijano z daleka przez uczniów, którzy nie chcieli  kłopotów. Panował tam mrok, a człowiek, gdy jego oczy dostosowały się do ciemności, widział tylko niewielką odległość. Słońce już prawie wzeszło, lecz tutaj nie było tego widać. Jednak Albus Severus Potter miał zupełnie inne zdanie na temat takich miejsc.. Od ponad godziny chodził po zamku, nie mając jakiegoś konkretnie określonego celu. Chyba po prostu szukał własnego ja. Przystanął i oparł się o zimną ścianę. Po raz kolejny w życiu miał wszystkiego dosyć. Nigdy nie chciał być synem tego Harry'ego Pottera albo bratem uwielbianego przez wszystkich Jamesa. On był inny. Lubił książki i nie darzył Ślizgonów sympatią, a wolny czas najchętniej spędzał w samotności lub z najlepszym przyjacielem. Ostatnio jednak miał dosyć...
- Potter, co ty tu robisz? - Rozległ się tuż za nim kpiący głos. Albus nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, do kogo on należy. Scorpius Malfoy. Naczelny Idiota Hogwartu - tak często go tytułował sobie w myślach Albus. Potter nic nie odpowiedział, tylko zacisnął zęby, a  jego ręce zacisnęły się na trzymanej w kieszeni różdżce.
Scorpius Malfoy zmrużył szare oczy, czekając na odpowiedź wroga. Dzisiaj zdecydowanie nie był w dobrym humorze. Miał dosyć wiecznie kłócących się rodziców, ale jeszcze bardziej dobijało go towarzystwo kuzynów. Angelique i Max, jego ukochani kuzyni, czy raczej największe zmory dzieciństwa.  Mógłby powiedzieć o nich wiele, raczej nic dobrego.  A teraz czekał go kolejny rok z nimi. Czuł się sfrustrowany, piekielnie sfrustrowany. Musiał się na kimś wyżyć... W pewnym momencie dostrzegł, że Albus Potter wyciąga swoją różdżkę. Błyskawicznie wykonał identyczny gest.
- Gotowy? - spytał Scorpius z ironicznym uśmiechem na ustach.
- Rozłożę Cię na łopatki, Malfoy - warknął Albus.
Z każdym ruchem różdżki, z każdym wypowiedzianym zaklęciem powoli znikała w nich frustracja i niechęć do życia. Choć nigdy nie darzyli się przyjaźnią, a nawet wręcz przeciwnie, to w tej chwili byli tylko, tylko i wyłącznie nastolatkami, którzy wyładowują swoje emocje. Przecież tylko przypadek sprawił, że zamiast najlepszymi przyjaciółmi zostali największymi wrogami...


***

Niepewnie patrzyła na siedzącą na parapecie dziewczynkę o rudych włosach. Nie sprawiała ona wrażenia potulnej, a tym bardziej grzecznej. Rena cichutko westchnęła. Zupełnie nie widziała jak zacząć. Bo niby jak podejść, przekazać i, co najgorsze, wyegzekwować szlaban od panny Potter? Rena nigdy nie dała nikomu szlabanu, a co dopiero komuś tak wrogo nastawionemu do świata i ludzi. Tyle, że nie mogła i nie chciała przyznać się do porażki, nawet nie próbując. Poza tym może... Może Lily Luna Potter wcale nie jest taka zła, na jaką wygląda? Westchnęła, przygryzając lekko dolną wargę. Nawet nie wiedziała, co ma powiedzieć... Przecież surowość nigdy nie leżała w jej charakterze, choć odrobina ostrości na pewno by takiej sytuacji nie zaszkodziła.
Rose z głośnym trzaskiem zamknęła czytaną książkę:
- Dobra, Rena, mów, o co chodzi, bo przez ciebie nie mogę się skupić na nauce, a przecież powinnam. SUMy to bardzo ważne egzaminy. Tylko siedzisz i wzdychasz..
Serena  niepewnie zaczęła:
- Rose... Ja… ja muszę... Widzisz... - zaczęła nieskładnie, wzięła głęboki wdech i spojrzała w sufit:  - Profesor Longbbottom poprosił mnie, abym wyegzekwowała szlaban od Lily Potter - wyrzuciła z siebie, czekając na reakcję panny Weasley. Ona jednak tylko wzruszyła ramionami, zupełnie nie rozumiejąc, w czym tkwi problem. - Rose, nadal nie rozumiesz? Ja zupełnie nie wiem, jak się o  to zabrać... A poza tym to twoja kuzynka....
- Zaraz, zaraz czy mi się wydaje, czy ty posądzasz mnie o stronniczość? Przecież to nie jest moja wina, że Lily i James to moim kuzyni. Poza tym, my prefekci, mamy obowiązek dawać kary za złe zachowanie, więc zupełnie nie rozumiem w czym problem - zakończyła Rose, marszcząc brwi. - Po prostu podejdź do niej i zakomunikuj, że zostałaś wyznaczona, aby odbyła karę.
Serena nic nie odpowiedziała, tylko wzruszyła lekko ramionami. Dla Rose wydawało się to dziecinnie proste... Tyle, że to wcale takie nie było.

3 komentarze:

  1. No t6k, dla Rose, idealnej prefektki, to jest proste. Nie przepadam za Jamesem a w twoim opku jeszcze bardziej go nie cierpię. Rywalizacja o dziewczyny? Jak Rena mogła zadurzyć się w kimś tak płytkim? Choć serce nie sługa, to moim zdaniem powinna czuć do niego antypatię. Byłoby bardziej realistycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo fajny tylko trochę za krótki ;) Lubię chłopaków, ale wkurza mnie ich traktowanie dziewczyn jak przedmioty. Boże czy Cindy jest tak głupia naprawdę czy tylko udaję ?

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.