3 lipca 2012

Rozdział IX: Didn't stop


Kiss me any time you want to
Love with you is where I wanna be
Could we do what you do to me
I just can't get enough

Don't stop

Rena Wilson nigdy nie lubiła wędrówek po zmroku. Uważała, że to jest w tym coś złego, zakazanego, a zarazem przerażającego. Hogwart w ciemności wyglądał złowieszczo i mrocznie. Z tych powodów Gryfonka najchętniej wieczory spędzałaby w Pokoju Wspólnym lub w swoim dormitorium. Dzisiejszy wieczór nie miał się w niczym różnić od poprzedniego i byłoby tak, gdyby nie zasiedziała się w bibliotece. Niestety, zaczytana w ,,Hogwart - moje miejsce" za późno zorientowała się, że jest już ciemno. Dlatego musiała teraz iść słabo oświetlonym korytarzem, obładowana pergaminami, słuchając cichego pohukiwania sów, gdzieś w oddali. Nagle usłyszała kroki; próbowała raptownie wyciągnąć różdżkę, lecz, ta zaplątała się w szatę. Książki z hukiem wypadły na podłogę. Przestraszona schyliła się, próbując pozabierać rozrzucone rzeczy i przeklinając w duchu własną nieporadność. Chyba tylko jej zdarzają się takie rzeczy.
- Cześć. Nie chciałem cię przestraszyć. - Dziewczyna zamarła, słysząc głos za sobą. Sądziła, że to wyobraźnia płata jej figla. Bo czyż możliwe, że za nią stoi James Potter?
Chłopak podszedł do przestraszonej dziewczyny i zaczął zbierać rozrzucone książki. Widząc strach i niepewność w oczach Gryfonki, uśmiechnął się życzliwie, chcąc dodać jej otuchy. Wydawała się taka bezbronna... James zamrugał gwałtownie, podając jej książki. Czyżby właśnie poczuł litość do swojej ofiary? Nie, nie, na pewno nie.

To była tylko gra i nic takiego. Liczyła się wygrana. Przegranej w ogóle nie brał pod uwagę. Zbyt mocno kochał rywalizację, aby teraz roztkliwiać się nad uczuciami jakieś dziewczyny. Zresztą, cały zakład wydawał się niemal korzystny dla niej. Pewnie będzie on pierwszym chłopakiem, który zwrócił na nią uwagę.
- Chyba się nie przedstawiłem, jestem Potter...
- James Potter - powiedziała cicho, prawie nie otwierając ust. Po chwili na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Chyba ma omamy wzrokowe... Nie, omamy wzrokowo-słuchowe. W końcu, jaka jest szansa, że idąc jednym z wielu korytarzy spotka się najprzystojniejszego chłopaka w Hogwarcie? Prawdopodobieństwo jest prawie żadne. Ale ,,prawie" żadne zawsze jest lepsze niż ,,zerowe." Podniosła książki i wyprostowała się.
- Proszę - odrzekł James, podając jej rzeczy, a policzki dziewczyny zaczerwieniły się jeszcze bardziej.
- Dziękuję - odpowiedziała, wyciągając rękę po swoją własność. Chłopak uniósł nieco trzymane przez siebie rzeczy i uśmiechnął się szeroko. Serena opuściła swoją wyciągniętą dłoń.
- Chyba się mnie nie boisz... - rzucił lekko, wyraźnie sądząc, że dziewczyna podejmie rzucone jej wyzwanie. Ona jednak nie udzieliła mu żadnej odpowiedzi, tylko zaczęła z zainteresowaniem oglądać podłogę. James miał ochotę głośno zakląć, ale w porę ugryzł się w język. Ta dziewczyna wyraźnie nie pasowała do żadnych schematów i norm, według których z Ryanem i Easy'm oceniali płeć przeciwną. Przecież już dawno powinna rzucić mu się na szyję, a nie stać i patrzeć na wszystko spłoszonym wzrokiem!
- Masz - powiedział, opuszczając książki na poziom dziewczyny, a ona spojrzała na niego oczami w kolorze karmelu. W tej chwili niemal uderzyła go myśl, że nigdy nie widział tak niespotykanej barwy. Położył ,,Transmutację Szóstego Stopnia" i ,,Magiczne wojny"na jej wyciągniętej dłoni, niby przypadkiem muskając opuszki jej palców. Dziewczyna odsunęła się, jakby jego dotyk ją parzył. Książki z hukiem, po raz drugi tego wieczora, uderzyły o podłogę.
Serena oblała się ciemnym rumieńcem, schylając się po rzeczy. W duchu przeklinała własny refleks. Dlaczego tak zareagowała, skoro on tylko dotknął jej dłoni? Musi przestać tyle o tym...
- Auć! - jęknęła, uderzając o głowę Jamesa Pottera, który najwyraźniej chciał jej pomóc. Zaczęła rozcierać bolące miejsce i rzuciła mu krótkie spojrzenie. - Przepraszam - powiedziała cicho.
- Nic się nie stało. Nie bój się, ja naprawdę nie gryzę - rzucił z rozbrajającym uśmiechem, który spowodował przyśpieszone bicie jej serca.
- A ja zwykle nie jestem aż tak nieporadna - odpowiedziała, siląc się na beztroski ton i przyciskając książki do piersi niczym obronną tarczę.
James spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem:
- A moim zdaniem twoja nieporadność jest urocza.
- Naprawdę? - spytała bez chwili namysłu.
- Jasne - odpowiedział, nachylając się jej stronę - i właśnie dlatego, zamierzam się z tobą na sobotę. Pójdziemy razem do Hogsmeade...
- My? - zapytała ledwo słyszalnym szeptem, patrząc na niego. Przez chwilę sądziła, że to jakiś kiepski żart.
- Oczywiście, że my. Ja i ty. Spotkajmy się... Powiedzmy, o jedenastej tutaj, na tym korytarzu. A... Mam prośbę mogłabyś nie mówić o tym Rose? Po co ją niepotrzebnie denerwować...

***
Rose Weasley zawsze lubiła mieć kontrolę nad sytuacją. Nienawidziła, gdy cokolwiek szło nie po jej myśli. Wymagała też zaufania od przyjaciół. Chciała, żeby mówili jej wszystko. Dopiero teraz sobie to uświadomiła, że woli poznać prawdę, nawet tą najgorszą niż trwać w kłamstwie. Siedziała na swoim ulubionym fotelu w Pokoju Wspólnym, wpatrując się w płomieni kominka. Powinna skończyć wypracowanie z historii magii. Nie potrafiła jednak skoncentrować się na pracy. Przyczyną jej niepokoju było bardzo dziwne zachowanie Albusa. Nie miał dla niej tyle czasu, co kiedyś. A dzisiaj jakaś miła Puchonka z piątej klasy, na spotkaniu Kółka Zaklęć, powiedziała, iż jej ulubiony kuzyn i najlepszy przyjaciel ma dziewczynę. Koniecznie chciała dowiedzieć się, kim ona jest...
- Cześć, Rosie - powiedziała Lily, podchodząc do panny Weasley, której humor pogorszył się na widok znienawidzonej kuzynki. - Jak leci?
- Odczep się - warknęła, patrząc na Potter ostrym spojrzeniem, które miało ją przestraszyć, ale niestety nie zadziałało. - Ten dzień był zdecydowanie piękniejszy zanim się tu pojawiłaś. A tak w ogóle mam na imię Rose, a nie żadna Rosie...
- Naprawdę? - zaćwierkała słodko, uśmiechając się niewinnie. - Och, nie chciałam cię urazić...
- Daruj sobie te gierki i przejdź do rzeczy - odpowiedziała ostro. Zwykle ten ton robił wrażenie na ludziach, zwykle, lecz nie w tym przypadku. Dlaczego? Otóż panna Potter była wyjątkiem niepasującym do żadnej reguły.
Jak chcesz. - Trzecioklasistka wzruszyła ramionami, wiedząc, że Rose nie lubi lekceważącego zachowania. Weasley spojrzała na kuzynkę pałającym wzrokiem. Nie da się zdenerwować temu małemu potworowi. - Po prostu próbowałam być miła...
- Ty N I E potrafisz być miła - wtrąciła jadowicie.
- ...więc nie można mieć do mnie pretensji - Lily kontynuowała swoją wypowiedź, zupełnie nie zważając na rosnący gniew piątoklasistki. - A więc, o czym to ja mówiłam? A już mam! Przyszłam zapytać, a raczej spytać czy wiesz coś na temat mojego szanownego brata i jego dziewczyny...
- Jamesa i Angelique? - spytała, otwierając usta ze zdziwienia. Szybko jednak odzyskała opanowanie i dodała. - Nic nie wiem na ich temat, oprócz tego, że wczoraj na boisku qudditcha najwyraźniej wymieniali się śliną oraz zarazkami i bakteriami jamy ustnej...
- Wiem o tym - Lily ze znudzeniem machnęła ręką - Zresztą to żadna nowość. A poza tym ja mówię o moim drugim bracie...
-Albusie? Co z nim? Wiesz coś o tej jego nowej dziewczynie? - Rose zasypała Lily pytaniami. Panna Potter uśmiechnęła się z wyższością uśmiechem, który zwykle należał do Rose:
- To ty nic nie wiesz...
- Gadaj albo dam ci szlaban - warknęła pani prefekt z gniewem, który wywołał jeszcze szerszy uśmiech Lily.
- Dobrze, już mówię. A więc jak się dowiedziałam mój ukochany braciszek spotyka się z dziewczyną! Wyobrażasz sobie? Ale nie to jest najgorsze... Najgorsze jest to, że tą dziewczyną jest nie, kto inny jak... - zrobiła dramatyczną pauzę - Wisipina Coś tam, ta spalona w solarium Puchonka z szóstego roku, czyli jest od niego rok starsza...
Rose przestała słuchać Lily i pogrążyła się we własnym smutku i rozpaczy. Tak, to była żałoba. Bo co można zrobić, gdy dowie się o takiej sytuacji? Chyba tylko spisać Albusa na starty. Wisipina... Gorzej być nie mogło. Rose ze złością wydęła usta. Dlaczego dziewczyną jej najlepszego przyjaciela musiała zostać akurat najlepsza przyjaciółka Candy Patil i największa plotkara w Hogwarcie? Życie czasami jest naprawdę niesprawiedliwe.

***

Rena szybkim ruchem zamknęła drzwi swojego dormitorium. Dotknęła dłonią rozpalonych policzków. Spotkanie z nim było niczym piękny sen... Tyle, że każdy sen ma swój koniec, a ona wcale nie chciałam się obudzić.
- Rena, nie trzaskaj drzwiami. To źle wpływa na mojego kota. Prawda, skarbie? - powiedziała Elizabeth, przytulając swojego zwierzaka. Spojrzała na zaczerwienione policzki przyjaciółki i dodała: - Dobrze się czujesz? Czy ty się uśmiechasz?
- Taaak, chyba tak - odpowiedziała niepewnie, siadając obok przyjaciółki. - Nadal nie wierzę.
- W co? - spytała wyczekująco Tanner.
- Chodzi o to, że James Potter...
- Cześć! Rozmawiacie o chłopakach? - Candy Patil wpadła do pokoju niczym burza, rozsiewając zapach waniliowych, zdecydowanie za słodkich perfum - Mówicie o Jamesie Potterze? Wy... - spojrzała z wyższością. - A wiecie, co właśnie robiłam? Nie uwierzycie. Spotkałam jego przyjaciela, znaczy Ryana Farichilda. On jest taki cudowny...
- Wiesz, że Marissa McKinney to jego dziewczyna? Są razem od dwóch lat - wtrąciła niby od niechcenia Elizabeth. Słowa przyjaciółki wywołały zdumienie, zarówno Candy, jak też Sereny.
- On rzuci tą pustą idiotkę dla mnie. Dla mnie - odpowiedziała Patil. - Znaczy, tak mi obiecał. A ja mu naprawdę wierzę. Znaczy on tak mnie kocha. Chyba to wiecie i widzicie? - spytała wyczekująco. Po tym jak nie usłyszała odpowiedzi kontynuowała dalej: - Bo on, znaczy Ryan, powiedział mi, że jestem najładniejszą blondynką w tej szkole. Żadna Halliwell mnie nie pobije... Znaczy, on mi tego nie powiedział, ale i tak wiem swoje... O rany! - wykrzyknęła w pewnej chwili. - Umówiłam się z  Wisi i Lori. Musimy obgadać jej nowego chłopaka, znaczy chłopaka Wisi.... 
Wyszła, trzaskając głośno drzwiami.
Rena odprowadziła koleżankę nieprzytomnym wzrokiem.
- Ta Candy w ogóle nie ma mózgu - westchnęła Lizzy. - Rena, mów to, co zaczęłaś. O Jamsie.
- Jej, nie wiem, od czego zacząć - odpowiedziała z rozmarzeniem panna Wilson. - To się zdarzyło tak niespodziewanie. James Potter zaprosił mnie do Hogsmeade w sobotę...
Elizabeth otworzyła usta ze zdziwienia. Takie rzeczy nie zdarzają się naprawdę, życie to nie bajka... 

***
Ryan siedział na kanapie w Pokoju Wspólnym właśnie opowiadał Easy'emu o Krukonce, którą poznał w sowiarni, gdy podeszła do nich ruda osóbka, brutalnie przerywając rozmowę:
- Potrzebne są mi trzy butelki Ognistej. Na jutro.

- Lily, czy ty nie wiesz, że dzieciom takim jak ty nie wolno pić alkoholu. - Ryan obrzucił ją spojrzeniem mówiącym "Daj starszym porozmawiać o ważnych sprawach". Zawsze uważał młodszą siostrę Jamesa za niezwykle upierdliwą osobę. Mając z nią styczność, współczuł przyjacielowi i dziękował niebiosom, że jest jedynakiem.
- Czy ja proszę? Nie. Jeśli mówię muszę, to znaczy, że muszę - odpowiedziała, siadając na oparciu fotela, który zajmował Easy.
- A może wypadałoby poprosić?
- Farichild, nie wymądrzaj się - odrzekła cicho konspiracyjnie, nachylając się w jego stronę. - Chyba nie chciałbyś, aby Marissa dowiedziała się, o tym, co godzinę temu robiłeś z Candy. Nie? A więc sześć butelek Ognistej Whisky. Na jutro.
- Mówiłaś o trzech butelkach - wtrącił Easy patrząc na 
nią zielono-niebieskimi oczami.
Lily wzruszyła ramionami.
- Zmieniłam zdanie. Zresztą nie trzeba się było targować... - dodała, odchodząc równie szybko, jak się pojawiła.
- Myślisz, że powie Marissie? - spytał Ryan z wyrazem oszołomienia na twarzy. Easy nic nie odpowiedział. Bo i po co? Obydwaj znali odpowiedź... 

***
Wraz z Black Princesse pragniemy Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia Noworoczne:

Już po świętach,
stary rok się kończy
jego blask już mija
Nowy 2009 do brzegu dobija...

Życzę by był piękny
lepszy od starego
a tobie
przyniósł coś szczególnego...

samej serdeczności
i samej miłości
uśmiechu na twarzy
i to o czym marzysz...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.