3 lipca 2012

Rozdział VI: Save your kisses for me.


Save your kisses for me
Show me how you miss me
Oh, so easily
My loving
Save your kisses for me
'Cause I don't wanna be
A summer love fade

Diana Ross
Candy z uśmiechem spojrzała na wyraźnie oniemiałe koleżanki. Chociaż nie... Zdecydowanie lepszym określeniem byłyby znajome, bo przecież brzydula i ta druga jakoś nigdy za specjalnie jej nie interesowały. Aż do teraz. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Z tym cudownym uśmiechem wyglądała tak słodko. Wiedziała o tym, bo już niejeden chłopak jej tak powiedział. Ach Ci chłopcy...
- O czym to ja mówiłam? Nie wiecie? - Zmarszczyła lekko brwi, patrząc na współlokatorki, które nadal nie wykazywały żadnych chęci do rozmowy. - No, więc powiem wam... o nowych kremach do pielęgnacji dłoni - odrzekła, radośnie klaszcząc w dłonie. - Zacznijmy od tego, że nasze dłonie starzeją się o dziesięć lat wcześniej niż reszta naszego ciało. Więc trzeba o nie specjalnie dbać. Najlepiej smarować kremem cztery razy dziennie. Nie, najlepiej po każdym myciu rąk, czyli co pół godziny. Chociaż, która z nas ma na to czas? W końcu życie towarzyskie zajmuje tyle czasu - powiedziała wszystko na jednym tchu i teraz milczała z zadowoleniem, poprawiając starannie ułożone blond włosy. Jasne, ona Candy Patricia Patil już dawno powinna zostać królową konwersacji, skoro właśnie znajduje wspólny język z dwoma brzydkimi dziewczynami. No, ale to w końcu nie jej wina, że ona w przeciwieństwie do nich jest oszałamiająco piękna. W końcu każdy tak twierdzi.
- Chcesz czegoś od nas? - spytała ta druga, z poirytowaniem marszcząc brwi, a brzydula tylko uśmiechnęła się pokrzepiająco. Teraz Candy czuła się zupełnie dziwnie. Nie rozumiała, o co im chodzi. To ona próbuje być miła, a one... Nie dość, że brzydkie, to jeszcze wredne. Rozejrzała się po dormitorium i wybuchnęła głośnym szlochem. Rena i Elizabeth spojrzały na siebie bezradnie. Zupełnie nie wiedziały, co zrobić. Z jednej strony chciały pocieszyć płaczącą dziewczynę, ale z drugiej nie wiedziały jak ona na to zareaguje.
- Candy, co się stało?- spytała łagodnie Rena, głaszcząc blondynkę po włosach. Ta spojrzała na nią błyszczącymi, błękitnymi oczami.
- Profesor McGonagall... Ona kazała mi napisać na jutro esej o czymś tam na całe pięćdziesiąt stron. Tylko za to, że na transmutacji, podstawowej rzecz jasna, pisałam karteczki z Wisipiną i Lori. A to była bardzo ważna rozmowa, bo Lori pisała mi o tym, że Kiane Rhonnstone zerwała, wiecie ona jest Puchonką z czwartego roku, zerwała ze swoim chłopakiem Bruce'em, on jest pałkarzem w drużynie Krukonów, czasami gra w pierwszym składzie. Ona, to znaczy Kiane, jest okropna, ma czerwone pasemka i fioletowe paznokcie. A on to taki przystojniak. O tym pisałyśmy. A potem Lori napisała, że ostatnio w "Czarownicy" był artykuł o nowym kremie pod oczy. A potem ona, znaczy McGonagall zabrała nam kartki i dała taką okropną karę. Przecież jak tyle napisze to zrobią mi się pryszcze na palcach. A Wisipina powiedziała, że ma konkurs z zaklęć, to pani profesor jej, znaczy Wisipinie powiedziała, że nie musi pisać. A ja muszę. Lori pomoże w wypracowaniu jej nowy chłopak, jest prefektem, straszny kujon. On jest młodszy od niej, znaczy Lori o rok...
***
James gwałtownym ruchem otworzył drzwi dormitorium. Mieszkał tu od sześciu  lat, czyli, od kiedy poszedł do Hogwartu. Zatrzasnął drzwi butem, jednocześnie zdejmując z siebie koszulkę. Nawet nie zwrócił uwagi na panujący w pomieszczeniu bałagan, bo i po co? Przyzwyczaił się, że po podłodze walają się puste butelki, resztki wypalonych skrętów. Czy ta jego durna siostra nigdy nie da mu spokoju?  Nagle coś zastukało za oknem. Jakaś brązowa sowa. James otworzył okno, by mogła wlecieć do środka. Dziobnęła go, a on wziął od jej wiadomość.

Hey!
Co robisz dzisiaj o 10? Jeśli masz już plany - zmień je. Koniecznie przyjdź na Wieżę Astronomiczną. Obiecuję, że nie pożałujesz. Mam dla ciebie całe 2 godziny mojego czasu. Wykorzystaj to. Będę tylko twoja. Zapraszam na maksimum zabawy. Nie martw się, tym razem zachowamy dyskrecję.

Zawsze Twoja
XXX
P.S. Przyniosę Ognistą Whisky.
James mimowolnie uśmiechnął się, czytając list. Humor od razu mu się poprawił. Tak mogła napisać tylko jedna osoba. Natalie była dla niego... Sam dokładnie nie wiedział, kim. Najlepszą przyjaciółką, pierwszą dziewczyną, prawie siostrą. No, nie siostrą to może nie - pomyślał James. Z siostrą nie robi się takich rzeczy, jakie on miała zamiar dzisiaj robić. Zresztą to była jego pierwsza dziewczyna. To z nią wkroczył w świat nowych, ekscytujących  rzeczy. Pogrążył się w myślach, gdy do pokoju wpadł Easy, a od razu za nim Ryan.
- Stary, to było coś - powiedział Ryan do Easy'ego.
- E tam. A jemu, co? - Spojrzał na Jamesa.
- Potter, obudź się.
- Przecież nie śpię - wydarł się James.
- Easy przed chwilą zaproponował kolację w Hogsmeade Silvi, wiesz tej nowej stażystce z biblioteki.
- No, całkiem niezła jest... Ale ona chyba się nie zgodziła?
- Właśnie, że się zgodziła i to w dodatku na oczach tego sępa, Pince. - Ryan spojrzał na Easy'ego - sam zastanawiam się czy nie zostać artystą.
- Sztuka to poważna sprawa - powiedział Easy niezbyt przytomnym głosem. James spojrzał na niego i doszedł do wniosku, że kumpel musiał dzisiaj wypalić już dużo trawy.
- Czyja to sowa? - zapytał Ryan, patrząc zwierzątko, które pohukiwało na parapecie.
- Nikogo. To znaczy, przyniosła mi wiadomość od Naty. No leć już mała - Otworzył sowie okno.
- Napisała do ciebie. Uuu, stęskniła się. Słyszałem, że kręci teraz z jakimś graczem Armat czy coś. Sam chętnie spotkałbym się z nią, ale Mari jest o nią strasznie zazdrosna - Ryan był teraz pogodzony z Marissą, co zdaniem Jamesa nie będzie trwało dłużej niż... Dwa, góra trzy dni. A później znowu się pokłócą i wszystko wróci do normy.
- Taaak, ale Fairchild i tak wiem, że jesteś zazdrosny - rzucił James z złośliwym uśmieszkiem. Wszyscy trzej wiedzieli, że wystarczyłby jednej list Naty do Ryana, aby Marissa poszła w odstawkę
.
- Może akurat dzisiaj dowiesz się, który z nas był pierwszy- dodał Easy patrząc  na przyjaciół zamglonym spojrzeniem niebiesko - zielonych spojówek. James kiwnął tylko głową. W głowie zaczął już układać plan dzisiejszego spotkania. Bliskie spotkanie z Natie zawsze napawało go radością i niepohamowanym entuzjazmem. Postanowił się nawet uczesać.


***
Albus Potter z wysiłkiem zacisnął zęby. Próbował nie reagować, ale to naprawdę trudne. W końcu jest tylko i wyłącznie człowiekiem. Czuł, że nie potrafi dłużej znosić kpiącego spojrzenia i komentarzy Malfoya. Tego już było za wiele. Każdy ma limity, a on właśnie dotarł do krańców swojej cierpliwości. Nie mógł się dłużej powstrzymywać.
- Albus - powiedziała cicho Rose - opanuj się.
- Łatwo ci mówić, lecz ja chyba już dłużej tego nie wytrzymam - odpowiedział równie cicho.
- I co zatkało cię Potter? Zawsze wiedziałem, że nie grzeszysz inteligencją...
Albus nic nie odpowiedział, tylko zamachnął się, po czym walnął Scorpiusa. Ten odwdzięczył się równie mocnym ciosem w brzuch. Po chwili obydwaj wylądowali na podłodze wzajemnie wymieniając się ciosami i uściskami. Teraz już nikt nawet ni próbował udawać, że słucha wykładu, odwróconego do nich tyłem Hagrida o kesntomotyelnach czy równie dziwnych stworzeniach.
Wszyscy z fascynacją patrzyli na bójkę, lubując się każdą jej sekundą.
- Stawiam cztery galeony na Pottera  - mruknęła jakaś Gryfonka.
- Skarbie, na pewno chcesz stracić pieniądze? - odpowiedział kpiąco czarnowłosy Ślizgoń. - Przecież wyraźnie widać, że Scorpius Malfoy ma mocne uderzenie...
- Taaak, ale to w końcu Potter!
Rose z obrzydzeniem patrzyła na tą dyskusję, jednak większa cześć jej uwagi była skoncentrowana na bójce. Co prawda nie cierpiała bójek i nie uznawała ich w jakiejkolwiek formie. Ale.. ale miałoby było, gdyby Albus trochę oszpecił idealną twarz Scorpiusa. Oczywiście, tylko troszeczkę. Rose nie była aż tak okrutna...
- Potter! Malfoy! Co tu się dzieje? - Głośny, donośny głos niczym bat przeciął powietrze. Kilka ostrych słów wypowiedzianych przez profesor McGonagall wystarczyło, aby Albus i Scorpius zamarli przestając używać pięści, a widzowie tego zajścia natychmiast otworzyli książki, udając bardzo zajętych ich zawartością.  Hagrid odwrócił się, a na jego twarzy malowało się zdziwienie  - najwyraźniej zupełnie nie zdawał sobie sprawy z bójki mającej miejsce na jego lekcji:
- Ożeż ty... Cholibka, co tu się dzieje? - spytał ze zdziwieniem w głosie, wystarczyło jednak jedno surowe spojrzenie dyrektorki Hogwartu, by zamilkł.
- Może ktoś mi powiedzieć, co  tu się dzieje?! Chodzicie do piątej klasy, a zachowujecie się jak pierwszoklasiści. W tym roku macie SUMY-y, więc radziłabym skoncentrować na nauce. Od tego zależy wasza przyszłość. A co do bójki  - Zmarszczyła lekko brwi.- Dostaniecie dwutygodniowy szlaban. Zostaniecie poinformowani o jego szczegółach - dodała, po czym odeszła Po jej odejściu panowała chwilowa cisza. Hagrid spojrzał na nich niepewnie, wyraźnie nie wiedząc, co zrobić. Albus spojrzał wrogo na Malfoya i jęknął, dotykając krwawiącej wargi. Scorpius uśmiechnął się złośliwie, skrzywił się jednak, czując ból w ręce. Rose spojrzała na wszystkich po kolei, po czym westchnęła. Jak zwykle ona musiała się wszystkim zająć.
***
James Potter wolnym krokiem wyszedł, z zalanego światłem pochodni, korytarza na ciemne schody prowadzące do Wieży Astronomicznej.  Zmrużył nieprzyzwyczajone do mroku oczy. Wolnym krokiem ruszył na spotkanie z przeznaczeniem, a raczej na spotkanie z Naty, poprawił się w myślach. Pewnie znowu go jakoś zaskoczy, jak zwykle zresztą.... Przyśpieszył, przeskakując ostatnie już stopnie stromych schodów. Natalie Halliwell już tam była. Na jej widok krew zaczęła mu szybciej krążyć w żyłach. Siedziała na parapecie jednego z okien, spokojnie paląc papierosa. Ubrana w białą szkolną bluzkę, spod, której wystawał kawałek czarnego materiału, co natychmiast rozbudziło wyobraźnię Jamesa. Miała czarne błyszczące kozaki sięgające za kolana, a jej blond włosy związane były niedbale czarną wstążką. Podszedł do niej, ona jednak  nawet na niego nie spojrzała.  Wydawała się być całkowicie skoncentrowana na papierosie, którego paliła w swój własny wyrafinowany sposób. Gdy był już na tyle blisko, że poczuł jej zapach, Naty zamruczała:
-Witaj, James. Myślałam, że już nie przyjdziesz - dodała, wypuszczając idealne kółeczko dymu. Nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. Niecierpliwym ruchem zabrał i zgasił jej papierosa. Spojrzał na nią z pragnieniem w oczach, po czym dotknął ustami jej warg. W tym pocałunku zawarł całą swoją gwałtowność, namiętność, pożądanie. Naty z typowym dla siebie entuzjazmem rozchyliła usta i splotła ręce  na jego karku. Niecierpliwie szarpnął guziki jej bluzki. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Powoli - szepnęła, tym swoim zmysłowym głosem, który doprowadzał do szaleństwa wszystkich chłopaków, w tym Jamesa. Nic nie odpowiedział, tylko mocniej wpił się w jej usta. Odsunął się dopiero wtedy, gdy obydwoje musieli zaczerpnąć powietrza.
- Nadal nieźle całujesz - rzekła, obrysowując ustami kontur jego ust. James jęknął cicho, przysuwając ją mocniej do siebie. Wyplątała się z jego objęć i podeszła do niewielkiego stolika nalewając im Ognistej Whisky. Spojrzała na niego pytająco, a on kiwnął głową, siadając na stojącym nieopodal fotelu  i oddychając ciężko. Usiadła mu na kolanach, podając mu szklankę z alkoholem. James wypił jej zawartość jednym duszkiem, patrząc na nią wymownie. Przewróciła oczami pijąc i odstawiając szklanki.  James w tym czasie walczył z guzikami jej bluzki. Rozpinał je wolno, zdaniem Naty za wolno, więc pośpieszyła mu z pomocą. James zaniemówił na widok jej czarnej sukienki na ramiączkach, która wyraźnie działała na jego wyobraźnię.
- James... Nie mam całej nocy... - szepnęła, dotykając językiem wgłębienia w jego szyi. Nic nie odpowiedział, tylko przysunął ją do siebie, zaciskając dłonie na jej pośladkach. Dziewczyna cicho westchnęła rozpinając mu koszulę. James pocałował ją namiętniej, z większym pożądaniem niż przed chwilą. Dotknął językiem jej rozchylonych warg, które smakowały niczym najlepsza ambrozja. Rozbierali się w gorączkowym pośpiechu, nie liczyli się teraz oni. Teraz liczyła się tylko chęć zaspokojenia, nic, zupełnie nic więcej. Poruszali się coraz szybciej, by po chwili opaść bezsilnie. Naty spojrzała na swoją, leżącą na podłodze sukienkę.
- James, mógłbyś się bardziej nauczyć szanować ubrania - dodała kpiąco, mrużąc oczy, w których widniało zaspokojone pożądanie i radość z życia. James wiedział, że każda inna dziewczyna byłaby teraz zbyt zmęczona, by komentować stan własnych ubrań. Ale nie Naty. Jej oczywiście, nie wystarcza, że przed chwilą spędziła niezapomnienie chwile z największym przystojniakiem w Hogwarcie. Choć z drugiej strony znał ją na tyle dobrze, że wiedział, że w jej dobrodusznych kpinach o nic nie chodzi. Po prostu taki już miała specyficzny sposób bycia, którego nie dało się zapomnieć, albo ocenić. - Nad czym tak dumasz? - spytała, podchodząc i nalewając Ognistej.  Spojrzenie chłopaka przesunęło się po jej nagim, opalonym ciele, zatrzymując się na dłużej na niektórych jego częściach.
- Naty, mam nadzieję, że nie jesteś jeszcze zmęczona - odrzekł, unosząc jedną brew. Dziewczyna roześmiała się i podała mu szklaneczkę z trunkiem.-  I na przyszłość mogłaby uważać. Moje plecy nadal noszę ślady twoich paznokci, diablico ty jedna.
- Naprawdę? - spytała, przejeżdżając ręką po jego umięśnionym torsie.
- Naty, weź przestań. Wiesz, że ja nie mogę bez ciebie żyć.
- Potrafisz - powiedziała z ironią w głosie i po chwili usiadła na brzegu kanapy. Zapaliła papierosa. James uwielbiał patrzeć jak ona pali. Było w tym coś takiego wyrafinowanego.
- Naty, powiedz mi wreszcie prawdę  - zapytał James. W tej chwili przypomniało mu się, że Easy i Ryan też czekają na odpowiedź. Chcieli w końcu poznać prawdę. Powrócił w myślach do jego pierwszej  normalnej, jakby to teraz nazwał, imprezy w Hogwarcie. Miał wtedy trzynaście lat. Jedna noc z Naty i już nigdy nie  był tym samym Jamesem. Tyle tylko, że tej samej nocy dziewictwo z Natalie stracił też Easy i Ryan. Nie wiedzieli tylko, który z nich był pierwszy.
- Nie powiem ci, bo polecisz zaraz do nich i im to powiesz. - Podeszła do niego z szklanką Ognistej w dłoni. James odstawił, to co trzymała i zaczął ją szybko całować w szyję.
***
Rose postanowiła już uczyć się do SUM-ów. Przecież zostało jej już mało czasu. Jeśli teraz zacznie, to sumów zdąży ze wszystkim. Rozłożyła sobie wszystkie książki na swojej ulubionej kanapie w Pokoju Wspólnym. O tej porze w Pokoju Wspólnym  panowała cisza i spokój. Tylko od czasu od czasu jacyś imprezowicze wracali do swoich dormitoriów. Teraz znowu ktoś wchodził. Rose przyzwyczaiła się już do odgłosu kroków i kłapania drzwiami, więc nawet nie odwróciła głowy. Była zdziwiona, gdy ktoś do niej podszedł.
- Rose.
Natychmiast obejrzała się za siebie. Zobaczyła Albusa z lekko krwawiącą wargą.
- Co ty tu robisz o tej porze? Jeśli chcesz rozgrzeszenia po tej nieszczęsnej bójce z Malfoyem, to odpuść sobie. Wiesz, że nie cierpię przemocy - spytała, odkładając książki i odgarniając z twarzy niesforne kosmyki.
- Przestań. Słuchaj, McGonagall, przecież słyszałaś - dostałem szlaban i to na dwa tygodnie. To chyba wystarczy. Tyle, że ja mam teraz treningi qudditcha. Nie mogę ich zawalić. Wiesz przecież, jakie to ważne. Spróbuj z nią pogadać i jakoś ją przekonać... Albo pogadaj z Neville'em.
- Wyrażaj się o nim z szacunkiem - przerwała mu na chwilę, patrząc na swojego ulubionego kuzyna z nagłym chłodem. Nigdy nikomu nie pozwalała mówić o nauczycielach bez szacunku i nie zamierzała dla Albusa robić wyjątku.
- Rose, liczę na ciebie...
- Mogę spróbować ci pomóc, ale to już ostatni raz. Musisz ponieść wreszcie konsekwencje swojego czyny i zrozumieć, że naprawdę źle postąpiłeś. Ale dlaczego wracasz tak późno? Przecież szlaban od pani dyrektor dostałeś  - policzyła w myślach, kiedy - dobre parę godzin wcześniej. Co potem robiłeś, że wracasz tak późno?
- Musiałem załatwić parę spraw. Jesteś najlepszą kumpelą na świecie. Dzięki. Branoc - rzucił na pożegnanie i zniknął za drzwiami sypialni chłopców.
A więc Albus ma przed nią tajemnice. Jej najlepszy przyjaciel, który dotąd mówił jej o wszystkim. Musi się dowiedzieć, o co chodzi. Po prostu musi. A teraz wróci do powtarzania zielarstwa, pomyślała i otworzyła książkę na właściwej stronie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.