3 lipca 2012

Rozdział XXIV: Tajemnica



Nieświadoma moc Twych dłoni,
gdy przypadkiem dotkniesz moją twarz,
ja próbuję je odtworzyć,
gdy wieczorem kładę się już spać.
I znów..Twój pastelowy uśmiech.

Ref:
Tak blisko jesteś tu,
ja tak bardzo za daleko,
nie możesz wiedzieć już,
że ktoś na Ciebie ciągle czeka..
Żołnierze Twoich ust szminką kreślą nowe ramy,
bym nie zapomniał już jaka jesteś zakazana.

Manchester, Tajemnica
Czas wbrew pozorom leciał szybko. Wnet skończył się grudzień, a chwile później okazało się, że już niemal  zaczyna się luty. Upływający czas odsunął się w cień, aby mknąć jak szaleniec. Życie płynęło swoim samoistnym rytmem na nic, ani nikogo, nie zwracając uwagi, czy faworyzując. Podobno ktoś kiedyś powiedział, że życie jest niesprawiedliwe. Może zdarzają się odstępstwa od tej reguły?Akurat tym razem los postanowił wyrównać rachunki? Kto wie? W końcu w świecie magii wszystko jest możliwe...
- James - Angelique delikatnie musnęła ramię chłopaka swoimi palcami. Uśmiechnęła się przy tym tak, że Potter prawie zapomniał, gdzie się znajdują. - Czemu ostatnio w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi? - zapytała cichym, prawie spokojnym tonem.W jej oczach, zabłysnął smutek, a może to były  łzy? Patrzyła na niego, domagając się odpowiedzi. Najwyraźniej bolało ją jego postępowanie...
James szybko, zdecydowanie pokręcił głową. Chyba wypalił za dużo trawki, że widzi u Angie prawdziwe uczucia. Tak, zdecydowanie. Ona nigdy się się smuciła, co najwyżej wściekała i robiła awantury. A więc dzisiaj, co ją napadło? Rozejrzał się wokoło, szukając jakichś wskazówek. Jednak dopiero, gdy napotkał kilkanaście zainteresowanych spojrzeń zdał sobie sprawę, o co właściwie chodzi - mieli publiczność. Ich wymianie zdań przysłuchiwała się niemal cała klasa, czyli prawie wszyscy uczniowie uczęszczający na zielarstwo. Większość z nich niezależnie od domu, czy sytuacji społecznej wydawała się być bardzo zainteresowana ich kłótnią. Niektórzy patrzyli ze zwykłą ciekawością, zainteresowaniem, inni z mściwą satysfakcją. Jednak tylko jedne oczy przemówiły do niego do tego stopnia, że poczuł nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. Oczy Sereny. Wstał i złapał Angelique za rękę, na co dziewczyna tylko parsknęła cicho. Publiczność z kolei z głośnym jękiem odprowadziła ich do drzwi. Wszyscy byli bardzo zawiedzeni takim końcem tej sceny. 
- O co ci chodzi? - warknął James, zamykając drzwi i zaciskając ręce w pięści.
- O co mi chodzi? - powtórzyła Ślizgonka bezbarwnym głosem. Zmrużyła oczy i, czego się zresztą już spodziewał, popatrzyła na niego z nieukrywaną wściekłością. - Naprawdę sadzisz, że możesz, tak po prostu, robić ze mnie idiotkę? Bo jeśli tak.... To, cóż, czeka się bardzo bolesne rozczarowanie. 
- Angie, pozwól mi wytłumaczyć. - Tak właśnie kończą się wszystkie, cholerne tajemnice, pomyślał Potter. Teraz Angie już wie o  Serenie i nie zawaha się tego wykorzystać. A może to nawet lepiej? Przynajmniej nie będzie musiał dłużej udawać i niczego ukrywać...
- Nie. - Dziewczyna pokręciła głową. - Teraz ja mówię, a ty słuchasz. Nie możesz tak po prostu mnie zostawiać i robić ze mnie pośmiewiska na imprezie, na której miałam być gospodynią.
- O czym ty mówisz? 
- Jak to o czym? O tym jak mnie ignorowałeś na w ciągu ostatnich tygodni i na Sylwestrze. Tak być nie może... - szepnęła niemal nabożnie. Po chwili uniosła głowę i popatrzyła na niego, niczym porażona jakąś myślą. Zrobiła krok do przodu i wyszeptała wprost w ucho zaskoczonego chłopaka: - Bo chyba nie masz innej, James? Dziewczyny na jedną noc mogę znieść, ale nie zniosę niczego, co może zaszkodzić mojej reputacji. Pamiętaj, że dowiem się, jeśli ona istnieje i tutaj jest.  A wtedy... Wtedy ją zniszczę. Nie będzie ważne, czy ma coś na swoją obronę. Zacznie liczyć się tylko zemsta - dodała, po czym gwałtownie się odwróciła. Ciemnoblond włosy zafalowały podobnie jak jej cała szata, przylegając do pośladków dziewczyny, na widok których James poczuł suchość w gardle. Patrzył za odchodzącą dziewczyną, dopóki nie zniknęła za zakrętem korytarza. Wtedy odetchnął głęboko, ale bynajmniej nie z ulgą. Miał już dosyć tego udawania i głupiego zakładu, z którego nie mógł się wycofać. Wszystko to już zaszło za daleko, stanowczo za daleko. Niespodziewanie otworzył drzwi do klasy, za którymi stało kilka plotkujących i najwyraźniej podsłuchujących Puchonek. Popatrzyły na niego z ciekawością, pożądaniem, zazdrością, ale na pewno nie ze strachem. James nie zwrócił jednak na niego większej uwagi, zajęty rozglądaniem się po klasie. Znalazłszy Ryana, siedzącego przy oknie, pijącego coś z pucharka, najwyraźniej wykradzionego z Wielkiej Sali, podszedł do przyjaciela, ignorując ciekawskie spojrzenia kierowane w ich stronę. 
- Co się tym razem stało? - spytał Ryan z sarkazmem w głosie; odstawił pucharek na pobliską ławkę.
- Tym razem? - James lekko uniósł jedną brew. - Wiesz, przyjacielu - zaczął, akcentując drugie słowo. Nachylił się w stronę Ryana i ściszył głos.  - Powiem ci coś w sekrecie, Fairchild. To nie ja mam problem z dwiema napalonymi blondynkami i nie umiem się zdecydować.
- Ciekawie brzmią twoje słowa, chłoptasiu. Wydaje mi się, że ty masz identyczny problem. Tyle, że  nie z blondynkami, a brunetkami. Jedna poraża urodą, a druga, cóż, niekoniecznie.
- Zamknij się! - warknął z wściekłością James.
- Nie, czemu? To się robi coraz zabawniejsze... O ile pamiętam, kiedyś gra była tylko grą. Zresztą dla mnie wciąż tak jest. A dla ciebie, James? Czyżbyś się zakochał?
W tym momencie skończyło się wszystko, a przynajmniej cierpliwość Jamesa Pottera, której nigdy nie miał zbyt dużo. Złapał Ryana za szatę i podciągnął do góry. 
- Nawet nie wiesz o czym mówisz - wycedził przez zaciśnięte zęby. Puścił przyjaciela i, nie obdarzając nikogo ani jednym spojrzeniem, wyszedł z klasy, w której zapanowała zupełna cisza. Część patrzyła na Ryana, który wyglądał bardziej na rozbawionego niż zaskoczonego zaistniałą sytuacją; inni na nauczyciela zielarstwa.  Neville Longbottom stał z otwartymi ustami, najwyraźniej próbując zrozumieć zaistniałą sytuację. Nigdy nie miał zbyt wysokiego autorytetu wśród uczniów, ale... ale coś takiego zdarzyło mu się po raz pierwszy, zwłaszcza, że James był synem jego najlepszych przyjaciół, którzy najwyraźniej niewiele wiedzieli o swoim dziecku. Po chwili ciszy, klasa nagle stała się zbiegowiskiem plotek. Szukający sensacji uczniowie, zaczęli wymieniać plotki na temat zdarzenia i jego członków. Tylko jedna osoba siedziała tępo z wzrokiem utkwionym w blacie stolika.
- Serena? - Łagodny głos Glorii dotarł do Sereny, jak przez mgłę. Dziewczyna nie zareagowała, dalej siedząc nieruchomo. - Serena? - powtórzyła, lekko dotykając ręki Gryfonki. 
- Nie widzisz, że nie reaguje? - zapytała napastliwym głosem Elizabeth.
- Nie musisz się denerwować - odpowiedziała ze stoickim spokojem Gloria.
- Że co niby? - warknęła rozzłoszczona Gryfonka.
- Dziewczyny przestańcie - wtrąciła w pewnym momencie Serena. Jej lekko zamglone oczy spojrzały na kłócące się dziewczyny prosząco. - Muszę, jak najszybciej znaleźć Jamesa - dodała po chwili.
- Po co? - zapytały równocześnie, po czym spojrzały na siebie z niesmakiem, co wywołało nikły uśmiech na twarzy panny Wilson.
Po chwili ciszy Gloria zaczęła cichym, uspokajającym głosem:
- Serena, nie denerwuj się. Wszystko musi być dobrze skoro on - wskazała ruchem głowy na część klasy, w której Ryan Fairchild flirtował właśnie z jakąś Ślizgonką o ostrym rysach i niezadowolonej minie - siedzi tutaj tak spokojnie. 
- Tak, ale...
- Przecież wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej - dodała Lizzy.
Wilson nie odpowiedziała tylko cicho westchnęła. Wiedziała, że przyjaciółki mają rację, ale... nie mogła przecież tego tak zostawić, zwłaszcza jeśli James ma jakieś kłopoty. Na myśl o czarnowłosym chłopaku o orzechowych oczach uśmiechnęła się z czułością. Uwielbiała go. Tylko tyle i aż tyle. Uczucia do niego przepełniały ją w każdej chwili, minucie, sekundzie. Chyba właśnie dlatego nie mogła go teraz zostawić samego...
- Przepraszam, ale ja... ja muszę za nim pójść - powiedziała, zbierając z ławki swoje rzeczy.
- Chcesz opuścić lekcje? Ty, Serena? Naprawdę mocno cię wzięło - odparła Gloria, odchylając się na krześle.
- Możliwe - mruknęła Serena, próbując dyskretnie wyjść. Przy drzwiach odwróciła się jeszcze raz i popatrzyła na przyjaciółki. Gloria siedziała rozpostarta na krześle, a promienie słoneczne grały w jej włosach. Elizabeth zaciskała usta, jakby próbowała coś udowodnić Puchonce, a gdy ta nie widziała, co raz niecierpliwie przewracała oczami. Wilson popatrzyła na nie przez jeszcze chwilę, po czym wyszła niezauważona z klasy; nerwowo rozejrzała się po pustym korytarzu - o tej porze w zamku w najlepsze trwały lekcje. Zastanowiła się gdzie może być James i po krótkim wahaniu ruszyła w stronę szkolnych błoni, które właśnie zalewało jasne, słoneczne światło. Zmrużyła lekko powieki, próbując coś dostrzec, a na jej twarzy pojawił się wyraz lekkiej ulgi, gdy dostrzegła czarnowłosą czuprynę pod jednym z drzew. Poprawiła okulary i obciągnęła swoją szkolną szatę, by po chwili ruszyć w stronę przeznaczenia. Z każdym kolejnym krokiem jej serce biło coraz szybciej, a myśli jakby uciekały w popłochu.
- Hej... - zaczęła niepewnie, gdy była na tyle blisko, że James mógł ją usłyszeć. Zrobiła krok naprzód i... zamarła. James, jej James, niemal leżał na jakiejś blondynce i namiętnie ją całował. Wydawali się sobą zbyt zajęci, by mogli ją usłyszeć. Widok rąk tej dziewczyny wplecionych w jego włosy sprawił Serenie niemal namacalny ból. Zachłysnęła się powietrzem, próbując zrobić krok do tyłu. Nie było to jednak łatwe przez mgłę łez, która niespodziewanie pojawiły się w oczach dziewczyny i nie poprawiały sytuacji. Niespodziewanie potknęła się o wystający kamień, upadając na zieloną trawę z głuchym trzaskiem, a jej okulary w kawałkach kilka metrów dalej.
- Serena...? - zapytał James, patrząc z niedowierzaniem na roztrzaskane okulary i posiniaczoną dziewczynę ze śladami łez na policzkach. - Co się stało? - wydusił z trudem, usiłując powstrzymać gniew na sprawcę łez Gryfonki. Podszedł do niej i pomógł jej wstać. Próbował znaleźć karmelowe oczy, lecz te uporczywie wpatrywały się w ziemię. Zerknął na jej pochyloną twarz, zupełnie jakby nie miała siły unieść trzęsącego się podbródka. Chciał zapytać co się stało, porozmawiać, może nawet pomóc, ale ona nie dała mu szansy. Zostawiła na błoniach zdziwionego Pottera ze zdziwieniem spoglądającego, za szybko idąca do zamku, dziewczyną.
- Kto to? - zapytała Natalie, wstając i wkładając bluzkę. James spojrzał na nią nieuważnie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że postępuje nieuczciwie w stosunku do niej. Natalie Haliwell naprawdę nie zasługiwała na takie traktowanie. W końcu jeszcze kilka minut temu zerwała się z lekcji, by się z nim cało... by z nim razem spędzać czas i poprawić humor, co znaczenie jej się udało, przynajmniej do tej pory. 
- To... koleżanka - odparł z pewnym ociąganiem w głosie.
- Naprawdę? - rzuciła z ironią Krukonka. Podeszła w kierunku chłopaka i spojrzała na niego intensywnie. - To ta koleżanka? Od zakładu? - Mówiąc te słowa, położyła mu lekko rękę na ramieniu. Chłopak kiwnął głowa, a ona lekko się zaśmiała. - To dlatego miała minę jakby zobaczyła samego Merlina... Ona nie wie, że my się przyjaźnimy?
- Czemu miałbym jej to mówić? - odpowiedział pytaniem Potter.
- Nie wiem. - Krukonka z niewymuszoną nonszalancją wzruszyła ramionami. - Wydaje mi się jednak, że ją to zainteresuje. - Znacząco spojrzała w kierunku zamku.
- Myślisz, Nats? - spytał z powątpiewaniem. Dopiero po chwili dotarła do niego logiczna całość. Najwyraźniej Serenie nie spodobało się, że zobaczyła go z Natalie. A może była zwyczajnie zazdrosna? Co do tego nie miał pewności, ale zamierzał się dowiedzieć... - Nats, jesteś cudowna! - odparł, odsłaniając w uśmiechu śnieżnobiałe zęby i  przytulając dziewczynę. Krukonka uśmiechnęła się z zadowoleniem, po czym lekko pocałowała go w usta.
- Jestem pewna. Tylko... tylko jak ty jej wytłumaczysz, że ja, ty, Ryan i i Easy jesteśmy przyjaciółmi z... pewnymi bonusami? 
- Tego jeszcze nie wiem - odparł cicho i odszedł w stronę zamku. Miał nadzieję, że Serena zgodzi się go wysłuchać. W końcu nie zrobił nic złego, a Natalie była jego odwieczną przyjaciółką. Taką, z którą można pogadać na każdy temat albo pójść do łóżka. Potrafiła doradzić i nigdy, przenigdy, nie było między nimi zazdrości. Ot, zwykły partnerski układ wiążący czwórkę przyjaciół. 
- James! - Zatrzymał się, słysząc za sobą znajomy głos. Angelique stała kilka metrów dalej, jak zwykle wyglądając na zupełnie nieporuszoną. Na jej twarzy nie było widać ani śladu złości, z którą patrzyła na niego jeszcze kilka godzin temu. - Długo to będzie jeszcze trwało? - zapytała, leciutko zaciskając usta i minimalnie mrużąc powieki.
- Nie bardzo rozumiem. - James niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę. Chciał, jak najszybciej przeprosić Serenę i mieć to za sobą. Dosyć zadręczania się i zagubienia w gąszczu uczuć i emocji. Dlaczego życie jest tak cholernie skomplikowane, pomyślał.
- Znowu to samo - warknęła z irytacją w głosie Śligonka. Rozejrzała się z irytacją po pustym dziedzińcu i powiedziała dobitnie: - Liczyłam na przeprosiny.
James spuścił głowę w dół. Wiedział, że Angelique nie odpuści. Zawsze dostawała, to co chciała i nie była przyzwyczajona do jakichkolwiek porażek. Co on właściwie sobie myślał, kłócąc się  z nią rano? Powinien pamiętać, że Angie jest okropnie kapryśna i honorowa. Widząc przed sobą jej piękną twarz, usilnie próbował sobie przypomnieć, dlaczego właściwie zostali parą. Z wygody czy siły uczuć? Dopiero po chwili dotarło do niego wspomnienie namiętnych pocałunków i jęków rozkoszy. A więc jednak coś ich łączyło - namiętność. Poza tym była w pewnych sprawach zdecydowanie bardziej odważna i mniej bezpruderyjna niż inne dziewczyny, co miało pierwszorzędne znaczenie. Na dodatek też potrafiła knuć najlepsze intrygi, które czasami piekielnie go bawiły. Angelique Zabini była cudowna, inteligenta i piękna, czego powinien chcieć więcej?
- Dobra, przepraszam - odparł po dłuższej chwili.
Twarz Ślizgonki powoli rozpogodziła się, by po chwili na zniewalająco pięknej twarzy pojawił się uśmiech. 
-W takim razie idziemy na dzisiejszą imprezę mojego brata? - zapytała lekkim tonem, a James zamarł. Nie lubił Maxa i nigdy się z tym nie krył, a Angie nie chciała, albo nie potrafiła tego zrozumieć. 
- Angie, proszę...
- Moje dormitorium będzie wolne dziś wieczorem - przerwała mu, dotykając językiem swoich warg, na co Potter patrzył jak zahipnotyzowany. - Co ty na to?
Doskonale wiedział, co to oznacza. Namiętny, nieokiełznany seks, który jak nic innego poprawi jego podły humor. Zresztą dlaczego miałby odmówić? W końcu jest młody, przystojny i napalony jak diabli. Przez chwilę w jego myślach zagościł obraz smutnookiej dziewczyny. Serena... Miał ją przeprosić, a nie stać z Angelique i powoli pozwalać robić z siebie kretyna. A co jeśli naprawdę zaczęło mu zależeć na Brzyduli? Co jeśli naprawdę się w niej...? Nie, to niemożliwe, uspokoił głos sumienia. W końcu życie to nie bajka. Zresztą może ją przeprosić później, a tymczasem pora pokazać światu, że stary James Syriusz Potter ciągle żyje...
***
Niektórzy nie potrafią się wahać czy rozpaczać. Ot, po prostu rodzą się ze zdecydowaniem i wewnętrzną siłą. Decydują w ułamku sekundy, jakby życie było rosyjską ruletką. Tak grali tylko hazardziści i Lily, która bynajmniej nie zamierzała, nie chciała i nie umiała się nazywać siebie hazardzistką. Po prostu lubiła ryzyko i nocne włóczęgi. A także mrok, ciemność i adrenalinę. Uwielbiała czuć lekki dreszczyk emocji, chociaż nigdy nikomu tego nie mówiła. Może dlatego, że często wiązał się on się z używanymi przez nią ,,ostatecznymi prośbami", potoczenie przez normalnych, szarych ludzi zwanymi szantażem.  Nie żeby to lubiła. Po prostu czasem życie zmuszało ją do ostateczności. Miała skręcić lewo, gdy z prawego korytarza usłyszała jakieś głosy. Bez chwili namysłu, wyjęła różdżkę z kieszeni i stąpając niczym kot, ruszyła w tamtą stronę, nasłuchując:
- Jesteś niczym obraz... Najcenniejsze dzieło sztuki, które trzeba całować, czcić i oddawać mu nabożną cześć...
- Co za idiotyzmy  - mruknęła pod nosem Lily, podchodząc jeszcze bliżej. A gdy była wystarczająco blisko, by usłyszeć. Cichy szelest ubrań i odgłos pocałunków, lekko się skrzywiła, cicho szepcząc: -  - Lumos.
 Jasne światło błyskawicznie wystrzeliło z końca różdżki Gryfonki. Korytarz rozświetlił się, ukazując swoje czeluści, a więc i parę stęsknionych kochanków.
- Na śmierdzące skarpetki Merlina - szepnęła z zaskoczeniem panna Potter, na tyle cicho, aby tamci nie mogli jej usłyszeć. Zresztą patrzyli na nią jak zaczarowani. Po chwili Lily, lekko odkaszlnęła, mówiąc spokojnym głosem - Może włożylibyście coś na siebie? Nie żeby mi to przeszkadzało, po prostu sądzę, że będzie wam cieplej w ubraniach rozmawiać o interesach...
Rose Weasley spojrzała na swój bladoróżowy stanik i schyliła się, próbując znaleźć swoją szatę. Jej policzki miały teraz kolor włosów, a w każdej komórce ciała czuła uporczywy wstyd i złość. Co ona obie właściwie myślała, przychodząc tutaj i ryzykując swoją opinię, reputację i... och, coś cenniejszego - odznakę prefekta. Okazała się głupią sentymentalistką, czy co? A przecież mogła zignorować ten głupi liścik, który dostała od Adamsa przy śniadaniu. Dlaczego więc tego nie zrobiła?
Easy podał dziewczynie jej szatę. Sam nie zamierzał się ubierać. Po co? Grzała go miłość, namiętność i sztuka. Świat wydawał mu się lepszy, gdy patrzył na zaczerwienione policzki Rose. Gdyby mógł to namalować. Uchwycić ich niepowtarzalny kształt, fakturę i kolor. Nie zapomniałby też o ustach. Teraz spierzchniętych i spuchniętych od jego pocałunków. O tak, miałby co malować.
- Rose, wiesz, zawsze wiedziałam, że cicha woda brzegi rwie - zaczęła Lily, cytując jedno z mugolskich przysłów - ale żeby aż tak? Kto by pomyślał...
- Ty potworze najlepiej nic nie myśl - odrzuciła kąśliwie, mrużąc gniewnie oczy.
- Rose, rudzielcu ty mój, nie denerwuj się... - zaczął poetycko Easy.
- Słucham?! - Głos rudowłosej piątoklasistki odbił się echem po korytarzu. - Jak ja właściwie mam się nie denerwować? Moja opinia, reputacja i... odznaka prefekta są zagrożone, a ja mam  być spokojna? Wszystko na co pracowałam od pierwszej klasy! Nie, nie mogę być spokojna...
***
Przepraszam, że musieliście tyle czasu czekać na rozdział, ale najpierw nie miałam ochoty pisać, później wena ode mnie uciekła, a ostatnio nie mam spokoju do pisania. 
Trochę krótko, ale chciałam coś wstawić przed początkiem roku szkolnego.
Co do rozdziału to nie, to nie jest ostateczne kłótnia S&J. Chciałam po prostu chciałam oddać wahanie Jamesa i jego rozterki.
Jeśli są jakieś błędy to poprawię je jutro. 
Black Princesse jeszcze żyje, ale kto wie jak długo? ;-D A bloga zaniedbuje, bo jest dosyć leniwą osobą, ale mam nadzieje, że niedługo to się zmieni.
W roku szkolnym postaram się dodawać rozdziały jak najczęściej, chociaż nic nie obiecuję. Po prostu chyba będę musiała więcej się uczyć , o czym wszyscy mi przypominają. 
Pozdrawiam,

11 komentarzy:

  1. Pierwsza! ;) Więc brakowało mi Cię ;pCóż, rozbawiła mnie przyjaźń z bonusami hehe ;dAle Sereny mi szkoda, biedna, nie spodziewała się zastania Jamesa z Nats ;oA ostatni moment kapitalny ;DJak już się Rose odważyła, to się Lily musiała napatoczyć ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Och nie! Lily, ty mała, wredna… Jak ona mogła im przerwać?! Nie nie nie nie! Kurczę, nadal ją lubię… Ale trochę mnie wnerwiła. Co do Sereny… Biedna dziewczyna. Tak okropnie jej współczuję. Kiedy ten James się nawróci…?! Niech zacznie myśleć prawidłowo i zostawi tę podłą intrygantkę Angie. Ot co! Pozdrawia, trochę wkurzona na Potterów,Iss

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Ona mogła?! No jak ja sie pytam?Przerwać w takim momencie? I pomyśleć, że zaczynałam pałac niezwykłym sentymentem co do Lily!!!Ach Rose i Easy, Easy i Rose uwielbiam ich. Easy, jest poprostu niepoprawny…jemu naprawdę jest potrzebna dziewczyna z charakterem i twardo stapająca po ziemii, czyli taka Rose ;DCoraz bardziej utwirdzam się w fakcie, że Angie powinno się cos stać… Nic drastycznego, np pryszcze na całej twarzy!!!James i ta jego przyjazń z bonusami jest poprostu boska:D:D:DPozdrawiam i czekam na nextaP.S.Fajnie, że już jesteście:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, same problemy widzę w tym rozdziale. Oj, nie dobrze:). Jestem ciekawa jak dalej rozegrasz losy Sereny i Jamesa oraz rozwiniesz wątek Rose, który z każdym odcinkiem robi się coraz ciekawszy. Pozdrawiam:*.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę przyznać, że źle mi się czytało. :) Co chwilę był jakiej literówki albo przestawiony szyk zdania, ale to i tak nie powstrzymało mnie przed przeczytaniem całości w zabójczym dla moich oczu tempie. :P Początek był cudowny. Już miałam nadzieję, że James zerwie z Angie, ale cóż… Nadzieja matką głupich, prawda? xD Później nie mogłam się nadziwić, że Serena nie zerwała z Jamesem, a już w ogóle wkurzył mnie James… No i szczerze nienawidzę Natalie. Uch! Przepraszam, ale przypomina mi zawodową prostytutkę. Napawa mnie obrzydzeniem. No, ale kto by nie chciał być bliską „przyjaciółką” największych przystojniaków w szkole, nie? No ja nie, ale to już zupełnie inna sprawa. ;P Kiedy ostatni fragment zaczął się od Lily, poczułam dreszczyk emocji – nieuchronny znak, że zaraz zacznie się akcja! I co my tu mamy? Rose i Easy’ego w ciemnym zakamarku, sami, pół nadzy! Perełka tego rozdziału! I Lily ponownie wprawiła mnie w zachwyt. Uwielbiam ją! xD Ogólnie bardzo mi się podobało, czekam na następny rozdział. Pewnie wiele rozwiązywania kłopotliwych sytuacji nas czeka… Dzięki za komentarz na moim blogu. Wspaniały i wyczerpujący jak zawsze. :* Aha! I [teenage-wasteland] oznacza ‚nastoletnie zatracenie’ :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Lily jak zwykle trafiła na jakąś sensacje. Już jestem ciekawa jakie będą konsekwencje tego spotkania. Biedna Serena, ciekawe kiedy James zamierza jej wyjaśnić swoje relacje (przyjaźń bonusami xD ) z Natalie. Podsumowując rozdział bardzo mi się podobał i mam nadzieję, że następny ukarze się szybciej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mówiłam już, że uwielbiam Lily Luńkę? ;D Ona jest po prostu boska, sama też nią jestem na forum, a u ciebie to barwna postać.. Coś mi jednak zaczęło brakować Albusa, Hugo i Scorpiusa szczególnie. I co z blondynkami? Rozdział krótki, ale fajny. Podobał mi się, ja tam na błędy nie zwracałam uwagi, być może ich nie ma? Kto wie…Dziękuje za komentarze, a z weną to świetnie rozumiem, mam tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba pierwszy raz nie wiem od czego zacząć. Zbyt dużo myśli mi się telepie po głowie…Dobra, niech będzie.Rozdział nie jest nudny. Wiadomo, że nie będziesz prowadziła jakiejś akcji od pierwszego do ostatniego wyrazu. Proszę kochana, powiedz że nie chcesz zakończyć historii tak jak zakończyła się nasza polska Brzydula? No wiesz tajemnica tajemnicą i musi się wydać, no ale bez przesady! Nie pozwól Renie tak cierpieć! Ach ta Angelique nie lubię jej, co z tego że jest cudowna, inteligentna, piękna i popularna. No i Lily Luna! Ubóstwiam postać tego rudzielca;) Ty wiesz że ja nawet sama myślałam o napisaniu jej historii? Reakcja Rose? Idealna! No a Easy;D On i ta jego poezja;) Czy on zawsze mysli tylko o tym żeby namalować pannę Weasley? Pozdrawiam serdecznie! Eli [its-always-been-my-dream]

    OdpowiedzUsuń
  9. H: Pierwsze, co muszę zaznaczyć, to ładne opisy. Tak, w tym rozdziale było ich wiele… i chyba nie mówiłam tego wcześniej, ale masz do ich opisywania duży talent. Cóż, to widać. Ogółem podobało mi się. Czytało się płynnie, tak więc to dobrze o Tobie świadczy. : D Błędów żadnych nie znalazłam, co jeszcze bardziej polepsza moją ocenę. ^^To teraz przejdę do treści:Całkowicie powalił mnie ten tekst: „W końcu nie zrobił nic złego, a Natalie byłą jego odwieczną przyjaciółką. Taką, z którą można pogadać na każdy temat albo pójść do łóżka” – wzbudził we mnie dziwne emocje. Nie umiem ich dokładnie nazwać ani nawet powiedzieć, czy były negatywne, czy też pozytywne. Wiem jedno – nie przepadam, lekko mówiąc, za panną Natalie. Niemiłosiernie mnie denerwuje. Biedna Serena… :( Jestem ciekawa, co się z nią teraz stanie… musiałaś odwlec to na kolejny rozdział, prawda? No musiałaś, no! Usz… xDU Jamesa doskonale widać buzujące w nim hormony. Nie wie, czego chce, do tego działa – tak jakby – na trzy fronty (i tu znowu wspomnienie pani Natalie xd). Dokładnie widać mętlik w jego głowie. A Rose i Easy’emu jak najbardziej kibicuję. : D Scena z nimi na prawdę świetna, a już szczególnie punkt widzenia Easy’ego. Prawdziwy artysta. (:Pozdrawiamy ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. paula_104@buziaczek.pl6 sierpnia 2013 11:31

    Rozdział jest jak zwykle świetny. : ) Serena jest zazdrosna, super, może James w końcu ruszy swoje 4 litery i wybierze się do okulisty, haha.Emm co do moich rozdziałów, mam chwilowy zastój, ale już coś powoli mi świta na dracomalfoy-story. A co do nowego bloga to już go założyłam i dodałam prolog. Pierwszy rozdział też jest zaczęty. :) Tak więc na razie nie mam na co narzekać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ekhem, należy mi się (znowu) lanie. Ostatnio zalegam u was z rozdziałami, ale musicie mi to wybaczyć, bo w związku z nową szkołą, klasą i nauczycielami, jestem strasznie zalatana. Przechodząc jednak do rozdziału, Lily jest absolutnie the best. Nie ma sobie równych w waszym opowiadaniu i – co tu kryć – w wielu równych. Stworzyłyście pełnowymiarową bohaterkę, którą ja osobiście uwielbiam – mam słabość do takich bohaterek.Co do tego, ekhem, trójkąciku Serena-James-Angie (na początku chciałam do tego zaliczyć też Natalie, ale z drugiej strony pomyślałam – to przecież „przyjaźń) to szczerze mówiąc nie dziwi mnie zachowanie Jamesa. Och, tak wiem, jest karygodne, w pewien sposób odrażające, nie powinien tego robić, ale to przecież nastoletni chłopak, który dopiero dorasta! Nikt nie powinien od niego oczekiwać tego, że jako szkolny playboy, który ma dodatkowo duże mniemanie o sobie, zakocha się w brzyduli. Tak, wnętrze jest najważniejsze – to samo można powiedzieć tym wszystkim ludziom, którzy robią różnego typu seriale i zatrudniają tych cudownych aktorów (wspomnienie Filipa Bobka i Williama Levy’ego, ach…). Dobra, wracam do tematu. Nie, nie mówię, że ten uczynek może ujść Jamesowi na sucho, ale ja go w jakiś sposób rozumiem.Kurczę, tobie też należy się lanie! Nie wiadomo, kiedy kolejny rozdział, a to diablica zostawiła nas w niewiedzy jak rozstrzygnie się ten problem z Nats, Sereną i Jamesem. Uh!Pozdrawia Was oburzona i zachwycona rozdziałem,Carolle[wspolna-droga]

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.