14 października 2012

Rozdział LII: Marry you


It’s a beautiful night,
We’re looking for something dumb to do.
Hey baby,
I think I wanna marry you.

Is it the look in your eyes,
Or is it this dancing juice?
Who cares baby,
I think I wanna marry you.

Well I know this little chapel on the boulevard we can go,
No one will know,
Come on girl.
Who cares if we’re trashed got a pocket full of cash we can blow,
Shots of patron,
And it’s on girl.

Myślisz, że wygramy?
Pytanie zadała Lizzy, która z ciekawością patrzyła na odbywający się właśnie mecz qudditcha. Grał Gryffindor i Slytherin, a mecz miał przesądzić o ostatecznym wyniku sportowej rywalizacji. Tanner z uwagą obserwowała ścigających, którzy wymieniali szybkie podania kafla, co raz trafiając do obydwóch bramek. Albus Potter i Scorpius Malfoy nie reagowali na nic, koncentrując się na wypatrywaniu maleńkiej, złotej piłeczki. Gryfonka popatrzyła na siedzącą obok koleżankę, która z nieobecną miną wpatrywała się w graczy, przygryzając przy tym dolną wargę.
- Serena, ty w ogóle mnie nie słuchasz – dodała z irytacją w głosie, przekrzykując panujący na trybunach hałas.  – Dzisiaj my gramy, a ty nie wykazujesz żądnego zainteresowania meczem, chociaż gra twój James. Co się z tobą dzieje?
- Nie wiem, Liz – odpowiedziała cicho, a jej głos nikł w zbiorowych krzyku wydanym przez kibiców Ślizgonów, którzy właśnie wrzucili kafla do bramki przeciwników. – To chyba przez te zbliżające się egzaminy. Nie mogę przestać o nich myśleć.
- Przecież na pewno je zdasz. – Słowa Elizabeth zwierały niezachwianą pewność siebie, która podniosła Serenę na duchu. Może rzeczywiście nie warto się tym przejmować, nie spać i cały czas się uczyć? W końcu nawet jeśliby chciała, teraz nie udałoby jej się powtórzyć całego materiału.
Miała tylko nadzieję, że egzaminy nie będą tak straszne, jak zapowiadali nauczyciele. W ich opinii każdy, kto chociaż trochę odpuścił sobie szkołę, woląc popołudnia poświęcać na coś innego niż naukę, miał tylko połowę szans na zdanie egzaminów. James zapewniał ją, że to tylko gadka motywacyjna na potrzeby młodzieży, której pedagodzy nie powiedzą nic innego. Dodał też, iż chociaż nie zawsze był pilnym uczniem, to nie ma zamiaru nie zdać OWUMentów, bo niemal wszystkim to się udaje, nawet całej jego rodzinie, pomijając ojca, który nie ukończył siódmej klasy.
James.
Poszukała go na boisku, gdzie Gryfoni właśnie kończyli szybki kontratak strzałem na bramkę Ślizgonów. James uśmiechnął się szeroko, machając w stronę publiczności, po czym  przybił piątki Ellie i Ryanem. Widać było, że latanie sprawia mu ogromną przyjemność, a na miotle czuje się równie dobrze co na ziemi. Wydawał się szczęśliwy i odprężony, co ostatnio nie zdarzało mu się zbyt często.
Od kilku tygodni widziała specyficzny niepokój w jego oczach, gdy na nią patrzył. To zastanowienie malujące się w orzechowych oczach sprawiało, że odrywała się od książek i nieprzerwanie pytała, co się stało. Odpowiadał, że nic i tak trwali dalej. Musiała więc wierzyć, że wszystko jest w porządku lub chociaż sprawiać takie pozory.
Wiedziała jednak, że nie może nic mu zarzucić. Był czuły, troskliwy, kochający. Zjawiał się jak na zawołanie, a zarazem dawał jej przestrzeń. Nie wymagał, by każdą wolną chwilę spędzali razem, chociaż niekiedy tak wyglądały dni. Nie chciała się z nim rozstawać, a on chyba też czuł to samo. Spędzali  więc czas na wspólnej nauce, odrabianiu prac domowych, długich rozmowach i treningach qudditcha, na które zawsze chodzili razem. Przyzwyczaiła się już do pustych trybun i szorstkiego głosu Jamesa, gdy stanowczym głosem wydawał polecenia członkom swojej drużyny.
Niepokojem jednak napełniał ją czas. Ich wspólny tydzień już dawno minął, a oni ciągle trwali na tych samych warunkach. W ich związku, nie, w ich relacji nic się nie zmieniło. Nie rozmawiali o niegdyś obowiązującym terminie i beztrosko chwytali wszystkie chwile wspólnego szczęścia. On nic nie mówił, więc i ona nie chciała pytać, niszcząc mydlaną bańkę rzeczywistości.
-  James Potter zdobywa kolejne dziesięć punktów dla Gryffindoru. Proszę państwa, cóż, to był za strzał? Nie do obronienia, istny popis wirtuozerii, kończącego w tym roku szkołę, Pottera. Niewątpliwie ma chłopak do tego talent. Dalej, piłkę przejmuje Slytherin, który nieprzerwanie próbuje dobrać się do bramki przeciwnika…
Rozentuzjazmowany głos Lorcana, a może Lysandra?, przerwał rozmyślania Sereny. Na boisku rozgrywała się kolejna akcja z udziałem ścigającym, szybka wymiana piłki i piłka znowu poszybowała do bramki.
- Dobrze, że was widzę! – zawołała głośno jasnowłosa dziewczyna, przepychając się między uczniami na ciasnych trybunach. – Co się tak gapisz? – syknęła w stronę zirytowanej piątoklasistki, która popatrzyła na nią ze złością.
Candy tylko prychnęła, po raz kolejny machając do Sereny i Elizabeth. Nie zwróciła uwagi na zaskoczone spojrzenia, które wymieniły przyjaciółki, tylko przepychała się dalej. Torowała drogę łokciami, nie darując sobie uprzejmości, które wydały jej się zbędne. Popatrzyła przez chwilę na boisko, po czym ruszyła dalej, aby wreszcie wcisnąć się na wolne miejsce obok Elizabeth. Prychnęła przy tym głośno i opadła siedzenie z jękiem.
- Nawet nie wyobrażacie sobie, znaczy nie wiecie, jak bardzo się zmęczyłam! Zanim was znalazłam musiałam… Musiałam przejść długą drogę, co bardzo mnie zmęczyło. Bo chyba same rozumiecie, prawda? To był jakiś koszmar. Tłumy ludzi, którzy ciągle coś wrzeszczą i krzyczą, chociaż ty chcesz tylko przejść! A przecież nie da się tego robić szybko, zwłaszcza, znaczy szczególnie przy takich tłumach. Ja tego zupełnie nie rozumiem, bo tłumy przy stosikach z Świetlistym pyłem w tym takim małym sklepie na Pokątnej, wiecie którym? Tym, który ma taki duży, jasny, błyszczący szyld i mruga taka czarownica w lawendowej szacie? Tam sprzedaje taka dziewczyna, która chodziła kiedyś do Hogwartu. – Zastanowiła się przez chwilę, nie zaczerpnąwszy oddechu. Nos dziewczyny zmarszczył się, jakby nagle poczuła niemiły zapach. – Wydaje mi się, że była Puchonką i chyba spotykała się kiedyś z moim bratem, znaczy on jakoś nie chciał o tym mówić, ale tak mi się wydaje. Jednak nie o to mi chodzi, bo o czym miałam mówić? Dobra, już wiem. Ja po prostu nie rozumiem tych tłumów – wskazała ręką wokół, patrząc na to wszystko z niesmakiem. – Przecież tutaj nic się nie dzieje, tylko część ludzi lata sobie na miotłach i… Gdy w Świetlistym pyle są kolejki, to można chociaż kupić sporo mazideł i to w naprawdę okazyjnych cenach. Pamiętam, jak w wakacje udało mi się tam trafić na przecenę wyciągu z… Z czegoś, czego nazwy nie pamiętam, ale chodzi mi o to, że to była naprawdę okazja!
Candy wzięła głęboki oddech, po czym popatrzyła na siedzące obok dziewczyny, których przez tyle lat nie zauważała. Obydwie wyglądały na nieco oszołomione. Serena uśmiechała się uprzejmie, a Elizabeth tylko patrzyła z uniesionymi brwiami. Chyba nie były w stanie docenić wagi chwili. Żadnego podziwu, czy radości.
Władza wymaga poświęceń, pomyślała nabożnie Candy, uśmiechając się do obydwóch zaskoczonych dziewczyn. Musiała się z nimi zaprzyjaźnić, a jeśli to się nie uda, chociaż  nawiązać poprawne relacje. Było to konieczne, aby mogła dostać to, co jej się należało. Pragnęła popularności i poklasku, który ostatnio niemal znikł. Widziała to i zamierzała przerwać złą passę.
Wpadła na kilka pomysłów, co może z tym zrobić, ale najszybszym i najbardziej korzystnym wydało jej się zawarcie przyjaźni z Sereną, która na szczycie znalazła się niespodziewanie. Znajomość Jamesa Pottera z tą niepozorną niegdyś Gryfonką odbiła się szerokim echem. Plotki stały się tym mocniejsze, że od kilku tygodni stali się nierozłączni. Chodzili razem wszędzie. Czasami towarzyszyli im przyjaciele, chociażby ta cała Elizabeth czy Gloria, a niekiedy kumple Pottera – rozmarzony Adams i ten nieznośny Fairchild.
Trampoliną do niego miała być przyjaźń z Sereną. Mogłaby wtedy spędzać z nim więcej czasu, spróbować coś wyjaśnić, może wróciliby do siebie? Ten pomysł bardzo przypadł Candy do gustu. Oczyma wyobraźni już wiedziała siebie i Ryana jako parę otoczonych mnóstwem bieli i gości.
- Chcesz czegoś? – zapytała niespodziewanie uszczypliwym tonem Lizzy. Klaskała przy tym głośno razem z resztą Gryfonów, którzy cieszyli się z kolejnych zdobytych dziesięciu punktów, by za chwilę przestać, gdy piłkę przejął przeciwnik.
Candy popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Nie spodziewała się tej uszczypliwości w głosie dziewczyna, która niegdyś była nikim. Teraz stała się nieco bardziej popularna, ale nie zawdzięczała tego sobie! To wszystko przez tą całą Serenę. Na chwilę ogarnęło ją uczucie porażki; strach, że plan zawiódł, a ona…
- Lizzy nie chciała być niemiła – powiedziała ugodowo Serena, ale Candy nie wydawała się przekonana.
- Jest! – Głośno krzyknął Lorcan Scamander. - Na boisku pojawiło się coś, na co wszyscy czekamy. Tak, złoty znicz wreszcie się pokazał… Dostrzegł go Malfoy, a teraz już i Potter. Szukający zrównują się. Możemy tylko przypuszczać, kto pierwszy doleci do znicza i złapie go. Już są coraz bliżej, aby chwila dzieli nas od… Koniec meczu, Gryffindor wygrywa, zdobywając tym samym Puchar Qudditcha! Coś oszałamiającego, proszę państwa…
Głos komentatora utonął w morzu pisków i krzyków. Oszołomiony sukcesem Gryffindor zaczął uroczyste świętowanie. Uczniowie zaczęli wyrażać swoją radość, chłonąc wszechobecną euforię. Niektórzy padali sobie w ramiona, inni głośno skandowali nazwiska poszczególnych zawodników. Jakiś chłopak mocno pocałował swoją dziewczynę i wyznał jej miłość. Trzy wysokie dziewczyny piszczały radośnie, wyśpiewując przy tym jakieś miłosne piosenki.
- Chodźmy na dół! – krzyknęła Serena wprost do ucha koleżanki. Lizzy kiwnęła głową, przeciskając się za Wilson w dół. Candy popatrzyła na nie, po czym wzruszywszy ramionami, skierowała się w stronę wyjścia.
Serena wychodząc na boisko, rozglądała się uważnie. Szukała Jamesa. Jednak znalezienie go było trudnym zadaniem, skoro najwyraźniej na ten sam pomysł wpadło mnóstwo innych osób. Na boisku pojawiało się coraz więcej gryfońskich barw, a zewsząd dobiegały radosne krzyki. Gdzieś po drodze zgubiła Elizabeth, więc obiecała sobie, że później z nią porozmawia. Teraz szukała jego.
Nagle poczuła, że ktoś łapie ją za rękę, przyciągając do siebie.
- Szukałaś mnie? – Jego oczy śmiały się, gdy mówił te słowa. Włosy miał w nieładzie, szatę potarganą i wprost emanował zwycięstwem.
- Chciałbyś – odpowiedziała z uśmiechem, który chłopak odwzajemnił. Schylił się, aby ją pocałować, ale dziewczyna odwróciła głowę i jego usta wylądowały na jej włosach.
- O co chodzi? – zapytał z zaskoczeniem na twarzy.
- Nie wydaje mi się, aby to był teraz dobry pomysł. Tu jest za dużo ludzi – szepnęła przepraszająco.
James tylko pogłaskał ją po włosach, gdy jakiś chłopak klepnął go po ramieniu i pogratulował zwycięstwa.
- Sam widzisz, że całowania nici – dodała Serena, a chłopak jęknął cicho.
- Wreszcie was znalazłam! – krzyknęła Candy, podbiegając do nich. Sapnęła kilka razy, próbując uspokoić oddech i popatrzyła z niesmakiem. – Ile można szukać?
- O co chodzi? – zwrócił się z pytaniem do Sereny James.
- Candy przysiadła się do mnie i Lizzy na trybunach i chyba postanowiła, że będziemy razem świętować zwycięstwo – odpowiedziała Gryfonka.
- Świetnie, po prostu świetnie – mruknął James, patrząc na obydwie dziewczyny.
Obecność Candy była mu zdecydowanie nie na rękę. Dobrze chociaż, że Elizabeth zgubiła się gdzieś po drodze, bo tak musiałby jeszcze dłużej zwlekać ze swoimi planami. Zwykle nie miał nic przeciwko przyjaciółkom Sereny; były mu obojętne, ale tego dnia wolałby, aby zajęły się swoimi sprawami.
- Candy, może poszukasz Wisi albo Lori? – zaproponował, swoim zdaniem subtelnie, chłopak
Wilson dała mu kuksańca w bok, wyraźnie wyczuwając intencje. Inaczej odebrała to Candy, która zamyśliła się na chwilę, patrząc na nich z namysłem. 
- Może nie byłby to najgorszy pomysł, bo Lori miała dzisiaj dostać paczkę od rodziców. Ponoć jej ciotka przyśle dużo...
James niespodziewanie złapał Serenę za rękę, pociągając ją w kierunku wyjścia ze stadionu. próbowała protestować, dopytywać się, o co chodzi, lecz chłopak milczał jak zaklęty. Najwyraźniej miał jakiś plan, którego nie zamierzał jej zdradzić. Z jednej strony było to równie niepokojące, co fascynująco. 
- Chodź, Sereno, proszę - powiedział, gdy zaczęła się z nim szarpać i mówić, że drużyna czeka na niego, aby świętować zwycięstwo. Zatrzymał się i przyciągnął ją do siebie. - Kazałem Ryanowi i Albusowi wszystkim się zająć.Wszystko jest pod kontrolę, tylko ty się opierasz.

Otaksował ją wzrokiem, zatrzymując wzrok na jej wargach i uśmiechnął się kącikami ust. Nie przebrał się po meczu i pachniał potem, wiatrem i pastą do czyszczenia mioteł. Przeczesał ręką włosy, a jego czarne rozwichrzone włosy, a ja jego głowie zapanował jeszcze większy chaos. Serena powstrzymała uśmiech i omal nie uniosła ręki, aby przygładzić niesforne kosmyki.
- Idziemy? - zapytał miękko, a w jego głosie brzmiała nuta, której nie mogła się oprzeć. Patrzył na nią z wyczekiwaniem zupełnie, jakby miała jeszcze jakiś wybór.
- Jasne, że idziemy - odparła po chwili. 
Odpowiedź przypadła mu do gustu, bo rozpogodził się i nagrodził ją krótkim pocałunkiem. Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
Razem ruszyli w stronę zamku. Szli szybko, zatrzymując się na chwilę jedynie wtedy, gdy spotykali znajome twarze lub słyszeli pochwały kierowane w stronę Jamesa za wspaniałą grę. Potter opowiadał monosylabami, wyraźnie chcąc uciąć rozmowę. Serena łagodziła jego niechęć wobec rozmówców łagodnym uśmiechem, gdy on ściskał jej rękę coraz mocniej. 
Najwyraźniej nie zależało mu na towarzyskich pogaduszkach.
Sprawiało to, że Serena jeszcze bardziej chciała zapytać, gdzie zmierzają. Wiedziała jednak, że na nic się to zda. Uporowi Jamesa niewiele rzeczy dorównywało. Jeśli zamierzał trzymać ją w niepewności, mogła mieć tylko nadzieję, że cała sprawa nie potrwa zbyt długo i zdążą na świętowanie zwycięstwa.
Weszli do zamku, gdy owinęło ich ciepłe powietrze. Kamienne ściany nie dawały  zbyt wiele ciepła, lecz i tak było tutaj cieplej niż na dworze, gdzie wiał zimny wiatr. Serena rozwiązała szalik, a James kilka guzików swojej szaty, nie puszczając jej dłoni.

- Może nieco zwolnimy? - zaproponowała nieśmiało, a chłopak spojrzał na nią z zaskoczeniem.
Wyraz niepewności malujący się na jej twarzy sprawił, że na jego twarzy pojawiła się czujność. Nie spodziewał się cienia strachu w jej oczach, przygryzania wargi i wyłamywania palców. Miało być inaczej. Powinna się uśmiechać i zaufać.
Zaufanie.
Dlaczego to nie mogło być takie proste? 
- Ufasz mi? - Pogłaskał jej policzek, czując pod palcami ciepły oddech dziewczyny. Wiedział, że prosi o wiele zważywszy na ich przeszłość. Dotknął jej ust. Czekał. Nie chciał jej popędzać, wręcz przeciwnie, pragnął, aby była pewna swojej decyzji.
- Ufam - odpowiedziała po dłuższej chwili.
- A ja nie. Nie można mu ufać. - Lily jak zwykle pojawiła się niespodziewanie. Wyszła z korytarza, najwyraźniej mając zamiar za chwilę opuścić zamek. Nieujarzmione rude włosy otaczały głowę Gryfonki, a jej krzywo zapięta pelerynka świadczyła, że ubierała się w pośpiechu.
James mocniej ścisnął rękę Sereny, uważnie patrząc na siostrę.
- Gdzie idziesz?
Lily uśmiechnęła się szeroko, a jej brązowe oczy czujnie rozglądały się wokół. Uważnie popatrzyła na korytarz, jej spojrzenie objęło ściany, aby wreszcie dotrzeć do Jamesa i stojącej obok Sereny.
- Nie sądzę, abyś chciał wiedzieć, ale chętnie posłucham o twoich planach - odpowiedziała z nieodłącznym sarkazmem w głosie. Zerknęła na ich złączone ręce, a jej oczy rozbłysły. - Musicie mieć ciekawe plany.
- Dlaczego? - spytał wyzywająco James.
- Bo powinniście teraz świętować - odpowiedziała z politowaniem Lils, po czym wzruszyła ramionami. - Ale to nie moja sprawa. Przynajmniej na razie - dodała, bez słowa odchodząc.
- To było dziwne - powiedziała Serena, przygryzając dolną wargę.
- Lily zawsze była dziwna, a to, że ominęła mecz świadczy, że jest z nią gorzej. 
Przeszli przez korytarz. Skierowali się do schowanych za szarym filarem schodów, które szybko pokonali. Mijali puste korytarze. Ze przywieszony na ścianach portretów patrzyły na nich różnorakie twarze ludzi minionych epok. Słyszeli ich głosy, gdy prowadzili ciche rozmowy, ale nie przerwali swojej wędrówki. 
- Już niedaleko - zapewnił ją.
Kiwnęła głową, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że nie mógł zobaczyć tego gestu. Nie powiedziała jednak nic więcej. Bała się, że wtedy nie zdoła się powstrzymać od zadania innych cisnących się jej na usta pytań. Zapytałaby, czy są razem, czy ją kocha i może spać spokojnie. Chciałaby się dowiedzieć wszystkiego. Poznać sekrety jego duszy i odnaleźć szczęście, oszukując czas. A może jeszcze jedno małe pytanie o powód wędrówki? 
Ta podobała jej się coraz mniej. Powinni teraz świętować z resztą domu wygraną, a nie włączyć się po pustym zamku, gdzie straszyły puste ściany.
Ruszyli w kierunku schodów, które prowadziły na szóste piętro. Minęli posąg dziwnej czarownicy, który miał więcej niż trzy metry wysokości i szkaradny uśmiech. Powoli wchodzili po szerokich stopniach o złotawej barwie i skręcili w lewo, gdy James niespodziewanie przystanął.
- Na Merlina, nie wytrzymam dłużej! - wybuchnął, po czym rozejrzał się wokół siebie. Stali w wyjątkowo ponurym miejscu. W pobliżu nie było latarni, od których dzieliło ich dobre kilka metrów, a jedyne światło dawała jego różdżka. Nie stały tu żadne posągu, nie licząc kulawej figurki niewielkiego rycerzyka w zbroi, który liczył sobie jedynie kilkanaście centymetrów. Popatrzył na to wszystko z niesmakiem i pokręcił głową. Otoczenie było zdecydowanie nieadekwatne do jego zamiarów. Za ciemno, za mrocznie. Wszystko było dalekie od jego wyobrażeń o tej chwili. Zdusił w sobie irracjonalną złość i, nie patrząc na stojącą obok dziewczynę, machnął różdżką, wymamrotał cicho zaklęcie.
Powietrze rozbłysło, na ścianach pojawiły się zapalone świece. Ich jasne płomienie raziły ich teraz w oczy, niemalże oślepiając. James uśmiechnął się z zadowoleniem, po czym wrócił do przerwanej czynności. Wystarczyło kilka słów, aby otoczyły ich różnokolorowe płatki. Róże, fiołki, astry, gardenie. Kwiaty stały na podłodze w wazonach o różnorakich kształtach. Niektóre miały wysokość metra i prosty kształt, inne zaledwie kilka cali i finezyjnie wygięte nóżki. Rośliny wyrastały niemal zewsząd, a Serena z zaskoczeniem ujrzała, jak w pewnej chwili ze ściany wyrasta cudowny bladoróżowy kwiat o delikatnych płatkach. Dotknęła jego powierzchni opuszkami placów, patrząc na to wszystko z rosnącym zaciekawieniem.
- Podoba ci się? - zapytał z niepokojem w głosie James. Stał kilka kroków i patrzył na nią swoimi orzechowymi oczami, w których mogłaby się rozpłynąć. Wydawał się spięty, co nie było u niego normalne. Zwykle rozluźniony teraz stał, jakby czekał na koniec tej pięknej chwili.
- Tu jest cudownie - zapewniła go z uśmiechem.
- Miałem cichą nadzieję, że chociaż trochę ci się tu spodoba i nie uciekniesz stąd z krzykiem zanim zdołam ci cokolwiek wytłumaczyć. - W jego głosie brzmiała powaga, która wyraźnie zaniepokoiła dziewczynę.  Uśmiech zamarł na jej wargach, z twarzy zniknęły kolory, których miejsce zajęła przejmująca bladość. Wyprostowała się, nie spuszczając z niego wzroku. 
Nawet jeśli jej przesadna reakcja zdziwiła chłopaka, nie dał tego po sobie poznać. Zbliżył się do niej, ujmując dłoń dziewczyny. 
- Wydaje mi się, że już czas, abyśmy porozmawiali.
Patrzyła w jego twarz, tonęła w orzechowych oczach, a mimo to jego głos docierał do niej niej jak przez mgłę. Niemal słyszała, niemal czuła. Dominował w niej irracjonalny strach, za sprawą którego miała wilgotne dłonie, a po plecach przebiegały jej nieprzyjemne dreszcze.

Koniec? 

Bała się tego słowa, które miało zniszczyć jej kruchą nadzieję. Zburzyć zamek spełnionych marzeń i zostawić ją ze złamanym sercem. Świat nagle straci barwy, powietrze wyda się zbyt suche. Nic nie będzie wystarczająco dobre. Znała to już. Wszystko to zdarzyło się, a ona zdała sobie sprawę, że nie zniesie powtórki. 

Nie chciała tego usłyszeć.
- James, ja... - zawahała się, patrząc  w jego oczy, w których nie zobaczyła nic prócz miłości. Może niepotrzebnie panikowała? Może za chwilę jej świat się nie zawali, a serce wciąż będzie całe? - Chciałabym już się dowiedzieć wszystkiego.
- Zgadzam się. Już czas najwyższy - odpowiedział James, a w jego oczach zamigotały wesołe ogniki, gdy wziął ją w ramiona. - Wiem, że różnie się między nami układało, ale chcę to zmienić i dlatego muszę zapytać, zanim stracę odwagę. Wyjdziesz za mnie?
Czas stanął w miejscu.
***
Francesca Wilson nie cierpiała dni takich jak ten.
Przygnębiało ją wszystko. A zaczęło się od z pozoru niewinnego wstania lewą nogą. Gdy tylko zerknęła za okno od razu humoru nie poprawiły jej chmury za oknem, które były wyraźnym zwiastunem ulewy. Później okazało się, że w domu zabrakło chleba tostowego, a jej samochód wymaga zmiany akumulatora. Wskutek tego zmuszona była jechać do pracy metrem. To znacznie zwiększyło jej lekkie spóźnienie, które znacznie przybrało na czasie. 
Skończywszy pracę, miała nadzieję, że ten dzień szybko się skończy. To była jej pierwsza myśl, gdy wsiadała do samochodu męża. Jednak wyraźnie nie miała szczęścia. Skutek wypadku na Oxford Street zamknięto część ulicy. To tylko zwiększyło (i tak zakorkowaną) o tej porze ulicę. Mnóstwo zniecierpliwionych kierowców nie kryło irytacji, krzycząc i naciskając klakson. Po godzinnym akompaniamencie dźwięków miała potężny ból głowy i pragnęła jak najszybciej wrócić do domu.
Marzyła o tym, aby wejść do wanny wypełnionej gorącą wodą i zdjąć buty. Otworzyła drzwi i, nie czekając na męża, weszła do domu. Rzuciła torebkę na wieszak, z jękiem zdejmując buty. Beżowe szpilki były wyjątkowo ładne i równie drogie., ale na pewno nie mogła nazwać ich wygodnymi. Rozmasowała pięty i poszła do kuchni.  Tam natychmiast spojrzała na lodówkę,  która pełniła funkcję rodzinnej tablicy informacyjnej. Francesca nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego jej córki wolą napisać kilka słów niż zadzwonić do rodziców, ale już dawno porzuciła rozważania na ten temat. Uśmiechnęła się, czytając nabazgraną przez Isabellę wiadomość, która zawierała kilka pospiesznie nabazgranych słów. Bella napisała tylko, że wróci późno, a Eva ma dodatkową lekcję w szkole muzycznej.
Najwyraźniej znowu czekała ją dziś kolacja jedynie w towarzystwie męża. Myśl ta bynajmniej nie napełniała ją entuzjazmem. Uwielbiała Alberto i wspólne wieczoru, ale niekiedy tęskniła, bardzo tęskniła za tymi chwilami, gdy dziewczynki były małe, a dom tętnił życiem. Ciągle rozlegał się śmiech i niczego nie brakowało. Teraz sama już nie wiedziała, kiedy tak naprawdę z mężem zostali sami. Czuła, że Bella dorosła, a Eva już dawno weszła w świat nastolatków. Nie wspominając już o Serenie, której przez cały rok praktycznie nie było w domu. To też niewątpliwie wpłynęło na ich życie. Sprawiało, że średnia córka tak naprawdę nie mogła czynnej należeć do rodziny. Nie mogły zmienić tego święta czy wakacje i mnóstwo listów.
Puk, puk...
Odwróciła się, kończąc ponure rozmyślania. Jej twarz rozpromieniła się, gdy za oknem ujrzała szarą sowę. Ptak zakał dziobem w szybę, nie przestając machać potężnymi skrzydłami. Kobieta szybkim krokiem podeszła do okna, otwierając je szeroko.
- Dawno nie było żądnych listów - powiedziała Francesca bardziej do siebie niż do sowy, która wleciała do domu, szybko machając skrzydłami. 
Pani Wilson patrzyła na nią przez chwilę wyczekująco, a zwierzę nie spiesząc się, powoli obleciało żyrandol, po czym zleciało niżej, zbliżając się do kobiety. Odwiązała ona list przywiązany do nóżki sowy.
Przycisnęła do piersi kopertę, uśmiechając się przy tym szeroko. Postanowiła zaczekać na męża z czytaniem listu, który najwyraźniej wdał się w rozmowę z sąsiadem i nie spieszyło mu się do domu, ale szybko porzuciła ten pomysł. Nie mogła się doczekać najnowszych wieści od córki. Rozerwała kopertę, po czym rozprostowała papier. Uśmiechnęła się szeroko, gdy ujrzała staranne pismo Sereny. Usiadła, nie odrywając oczu od kartki i zaczynając czytać.
Gdy Albert Wilson wszedł do swojego domu dziesięć minut później zaniepokoiła go nienaturalna cisza. Trzasnął drzwiami, idąc do kuchni. 
- Kochanie!? - zawołał, gdy ujrzał pustą kuchnię. Poszedł do salonu, gdzie uspokoił się widząc siedzącą na fotelu żonę. Przez otwarte okno do pokoju wpadało przejmujące zimno, a siedząca na kinkiecie sowa zaczęła miarowo pohukiwać. Dopiero po chwili dostrzegł bladość żony i szok na jej twarzy. 

- Coś się stało? - spytał cicho.
Francesca drgnęła, po czym uniosła głowę. Zastanowiła się przez chwilę, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, zupełnie nieodpowiedni do smutnej twarzy.
- Chyba tak. Po prostu zaskoczyło mnie i chyba stąd ten szok - dodała po krótkiej przerwie. - Bo kiedyś to się musiało stać. Każda matka wie o tym, ale nie byłam, nie, ja nie jestem na to przygotowana. Tak szybko...
- O co chodzi?
Francesca spuściła wzrok, westchnęła i powiedziała cicho:
- Nasza córka wychodzi za mąż.
***
Harry Potter uwielbiał dni takie jak ten.
Pełne pracy, potu, zmęczenia i lurowatej kawy oraz niebezpieczeństw, które mimo wszystko wciąż istniały, ale zarazem satysfakcji płynącej z dobrze wykonanych zadań. Czuł wtedy, że warto było przeżyć tyle lat przygód i walczyć o wszystko, w co wierzy. Chociażby po to, aby mógł teraz z czystym sumieniem dożyć później starości i nie zastanawiać się nad przeszłością. 

Właśnie dlatego teraz nie narzekał, gdy musiał skończyć zestawienie ostatniego roku z uwzględnieniem wszystkich interwencji, chociaż nienawidził papierkowej roboty, która była nieodłączenia związana z zajmowaną posadą. Potarł czoło, stukając stalówką w krawędź biura. Najchętniej poprosiłby o pomoc Hermionę jak zwykle w takich przypadkach, ale pech chciał, że wyjechała ona na pięciodniową konferencją. Spojrzał raz jeszcze na wpółzapisany arkusz, gdy otworzyły się drzwi do jego biura. Spojrzał z niechęcią na przybysza; nie spodziewał się teraz gości i marzył o tym, aby jak najszybciej uporać się z raportem.

- Ginny? - W jego głosie było znaczenie więcej niemiłego zdziwienia niż uczucia, ale żona najwyraźniej zafrasowana jakąś nagłą sprawą nie zwróciła na to uwagi. Miała rozczochrane włosy, które sterczały na wszystkie strony, a jej rozmazany makijaż mógł dostrzec nawet ze sporej odległości przy słabym świetle. Nie mógł też nie dostrzec rozbieganego wzroku i wyrazu rozpaczy na twarzy.
- Harry! Dobrze, że jesteś - zaczęła szybko, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do biurka męża. Usiadła na krzesło naprzeciwko niego i dodała:- Bałam się, że jesteś w terenie albo na zebraniu, a nie mogę dłużej czekać. James przysłał mi dzisiaj sowę. Harry, on... On chce się żenić!
___________________________________________________
Wątpię, czy ktokolwiek będzie zaskoczony takim obrotem spraw, bo wg mnie to jedyne, co mogło nastąpić. Wywaliłam fragment z Lily, bo dopisałam ten o rodzicach i już mi nie pasował tutaj. Błędy poprawię jutro, jako że we wtorek mam jedynie cztery lekcje, a jutro niestety osiem i jeszcze mnóstwo nauki. 
Nie obiecam większej regularności, ale naprawdę się o nią postaram. Skoro nie jestem w stanie nic zrobić w kwestii niektórych swoich ocen, to mogę przynajmniej skupić się na tym, co lubię - pisaniu. 
Ktoś poza mną też się cieszy, że zaczęły się premiery kolejnych sezonów (GG, TVD, Revenge itp.)? 
Raz jeszcze przepraszam za zwłokę i dziękuję, że mimo wszystko jesteście ze mną. 

21 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nareszcie znalałam kilka wolnych chwil XD James się oświadczył. To takie...dorosłe. Nigdy nie myślałam, że opiszę tak Jamesa ;D Och, Lily, jak zawsze, jest kochaną i wspierającą siostrą, nie ma co. Gryfoni wygrali, rzecz jasna. Głównie byli opisani Serena i Nasz-Pan-Przystojny (nie przepadam za Jamesem). No, ale biorąc pod uwagę oświadczyny, oczywiście trzeba było się na nich skupić. Rozdział jest okej, ale wydał mi się strasznie krótki :D Czekam na następny ;*

      Usuń
  2. Druga i przybędę z konstruktywnym komentarzem jakoś w tym tygodniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam przybyć dużo wcześniej, ale ciągle coś mi wypadało, więc jestem teraz. Przepraszam jednocześnie za taką obsuwę.
      Jednak wracając do rozdziału... Odcinek jest genialny. Może nie było w nim dużo akcji, ale przyjemnie się czytało.
      Nie spodziewałam się, że zmieniona Serena nadal będzie się martwiła, że James znowu ją zostawi. Chociaż rozumiem ją na pewien sposób, bo to jest mimo wszystko taki strach.
      Candy jest dość irytująca. Jej zachowanie mnie po prostu dobija i to dosłownie. Nie czaję jej rozumowania, ale może liczyła, że poprzez dobroć Sereny zdobędzie TĄ sławę. Wątpię, że Serena by zamieniła Lizzy na Candy :D
      Jejciu... Jestem zachwycona tymi zaręczynami. Normalnie jestem dumna z Jamesa i to dosłownie. Zrobił to i się nie wycofał. I Serena się zgodziła tra la la :D
      Kończąc powiem, że zastanawia mnie czy zarówno rodzice Sereny, jak i Jamesa będą próbowali zrobić wszystko, żeby nie doszło do tego ślubu.
      Ubóstwiam twoją Lily. Ona jest po prostu boska. Ona jest gorsza niż jej babcia - jeśli Evans była wredna to nasza Lily jest sto razy gorsza, ale interesująca.
      Co do błędów to znalazłam kilka. Literówek nie podaję, bo nie ma sensu.
      Błędy: 1. "Przeczesał ręką włosy, a jego czarne rozwichrzone włosy, a ja jego głowie zapanował jeszcze większy chaos" -> Może daj tak to zdanie: "Przeczesał ręką swoje rozwichrzone włosy, gdzie zapanował jeszcze większy chaos". W aktualnej formie zdanie od połowy jest niezrozumiałe.
      2. "Ze przywieszony na ścianach portretów patrzyły na nich różnorakie twarze ludzi minionych epok."-> Możesz albo dać pierwsze słowo "zza" lub dać tak: "Powieszone na ścianach portrety...".
      Czekam na nowy.

      Usuń
    2. Mam sklerozę, więc zapomniałam o tym wspomnieć we wcześniejszym komentarzu.
      Po pierwsze: Rozpoczynając rozdział zaczynasz czasami "niby" od dialogu, ale zapominasz o dość ważnej rzeczy jaką jest ten "-" znaczek. Zauważyłam to już we wcześniejszych odcinkach.
      Warto zapamiętać, że ten znaczek musi być, bo sugeruje o tym, że jest to wypowiedź Sereny, Jamesa czy kogoś zupełnie innego.
      A drugą sprawą: Dialogi. Niby znasz regułę ICH pisania, ale w jednym momencie całość knocisz i chcę ci zwrócić uwagę, i w następnej robisz to poprawnie.
      Powinno być tak: - James, nie pozwalaj sobie - powiedziała Serena. - Przecież doskonale wiesz, że musimy się uczyć.
      Dialog został stworzony na poczekaniu, więc pokazuje on jedynie poprawność. Natomiast jeśli następne zdanie jest kontynuacją to wtedy w "tym pierwszym zdaniu" daj na końcu trzy kropki, a następne dajesz z małej litery.
      Pozdrawiam.

      p.s.1. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz za całość mojego komentarza.
      p.s.2. Wchodzisz w ogóle na gg?
      p.s.3. Informuj mnie jak coś na gg o nowościach. Numer znasz - dziewczyna od rozmowy o Ikerze :D

      Usuń
  3. Awwwwwwwww! *-* James się oświadczył! James się oświadczył! James się oświadczył! A Serena się zgodziła! A Serena się zgodziła! Iiiiiiiiiiiiiii! *-* Wiem, że moja reakcja wygląda trochę dziecinnie, ale zupełnie się tego nie spodziewałam i tak strasznie się ucieszyłam, że ojejku. :D James, wieczny łobuz, chce się ożenić - SZOK. Ale mam nadzieję, że na słowach się nie skończy i niedługo odbędzie się ślub i huczne wesele. :D Nie umiem się wysłowić, wybacz. Po prostu się cieszę. :D I chyba nie ma wątpliwości, co do tego, że rozdział mi się podobał, prawda? :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się cieszę, ja! Już uzależniłam się od nowych odcinków i ciągle narzekam, że nie mam czasu ich oglądać. Ale co tam, i tak to robię. ^^
    Mówiłam, że będę za kilka dni, ale przeczytałam rozdział i nie mogłam nie skomentować. Oświadczyny Jamesa były słodkie i... Dziwne. Jakoś mi to do niego nie pasuje. Tym bardziej, że małżeństwo w tak młodym wieku to dla mnie głupota. Nie, serio, ludzie... James i Serena są nastolatkami i wiem, że strasznie się kochają i są dla siebie stworzeni, ale przecież można żyć bez ślubu. I chociaż to słodkie to jakoś mam nadzieję, że ostatecznie nie staną tak szybko przed ołtarzem. Co nie znaczy, że ich nie kocham, skąd. Uwielbiam ich, razem i osobno. I ten rozdział bardzo mi się podobał, był uroczy.
    Powtarzam po raz kolejny - strasznie się cieszę, że wróciłaś. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się cieszę :) Prawie tak jak z tego obrotu sprawy tutaj. Serena w końcu może być szczęśliwa z Jamesem... To takie... pozytywne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. James chce się ożenić... Swiat staje na głowie :). A na poważnie to tylko takie rozwiazywanie wchodziło w grę. Żadne inne. I mimo, że wszystko było takie cukierkowe i idealne w tym rozdziale to podobało mi się. Mimo wszystko jestem na tak. Nie lubię Lily... Ma chyba charakter ciotki Petunii.
    Co do wyglądu bloga to powiem Ci szczerze, że nie przekonuje mnie on. Jakoś tak nie przemówił do mnie.
    Ja również cieszę się na premierę nowych odcników TVD.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja jestem tu nowa. Przeczytałam całe opowiadanie z zapartym tchem i nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału. Prawie codziennie wchodziłam,żeby zobaczyć, czy być może się nie pojawi ;) W końcu jest, na szczęście. Kilka błędów wyłapałam, ale to nie zmienia faktu, że rozdział dobry i pozytywny, choć śmiać mi się chce z reakcji Ginny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawie choć szkoda że tak przewidywalnie ;) nie mówię że to źle rozumiem że ciężko by było zrobić to inaczej ;p ale było by dobrze gdybyś w kolejnych rozdziałach znów zawiała taką wartkością, zaskoczeniem hmm... coś jak niedoszła ciąża tej z Ravu to było coś xD.
    Candy jak zawsze szuka popularności jest trochę w tym bezczelna ale Jamesik bardzo ładnie ją wykołował ;pp. No nic ciekawe kogo wezmą na świadków..? Rayan czy Easy? A kogo wybierze Serena, no! To teraz mam rozkmninę hehe
    Całuski ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja już od początku października świętuje powrót seriali! Życie znowu nabrało sensu!
    Przeczytałam całego bloga i bardzo mi się podoba. Faktycznie szkoda, ze tak przewidywalnie, ale fajnie to rozwiązałaś, że o decyzji Sereny dowiadujemy się właściwie za pośrednictwem ich rodziców. Dobry pomysł ;)
    Osobiście jestem wielką fanką Candy. Ona mnie rozwala, serio ;))I odwołując się do komentarza wyżej... Mam nadzieję, że Candy będzie druhną. No bo co jak co ale założę się, że na przygotowywaniu imprez to ona się zna.
    Mam nadzieję, że szybko będę mogła zobaczyć tu kolejny rozdział. Życzę mnóstwo weny i pomysłów
    Trzymaj się <3

    OdpowiedzUsuń
  10. marry you... ach, jak ja lubię tę piosenkę. przypomina mi o kilku szczęśliwych chwilach z pewną osobą.
    rozdział udany, choć mam wrażenie, że pisałaś dużo lepsze. było mocno przewidywalnie, w zasadzie w niczym mnie nie zaskoczyłaś.
    James się oświadczył. słodko choć dziwnie. ale Serena jest szczęśliwa i to się liczy. Choć jakoś za Jamesem nie przepadam...
    pozdrawiam i mam nadzieje, że na kolejny rozdział nie będziesz kazała nam tak długo czekać.

    OdpowiedzUsuń
  11. <3 Nareszcie, nareszcie, nareszcie! Czekałam na ten moment odkąd zaczęłam czytać opowiadanie. Hahaha. Ginny pewnie się zdziwiła, że jej syn - podrywacz chce się żenić. Jestem ciekawa reakcji Wilsonów i Potterów oraz całej rodziny przyszłej młodej pary :) Nie mogę już doczekać się ślubu i ale jeste, głupia! Widziałam tekst piosenki Marry you i nie zczaiłam się, że James chce się jej oświadczyć. Serena go zmieniła na lepsze, a teraz bd musiała czekać jak to będzie, gdy Wilsonowie i Potterowie poznają zięcia/synową, wiem, ze już się poznali, ale nie chodzi mi o Jamesa/Serenę :D tylko osobą, z którą ich dziecko, wiąże przyszłość. Pisz jak najszybciej bo ja tu jajko zniosę :P Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Nawet nie wiesz, jak bardzo ucieszyłam się, widząc Twój komentarz u mnie na blogu, odpisałam na niego z wielkim uśmiechem na twarzy i jednocześnie z ulga, bo już myslałam, że zupełnie uciekłaś ;*
    No i mam długo oczekiwany rozdział^^ Dużo się w nim działo, aczkolwiek na razie potrafię mysleć tylko o jednym - James i Serena się oświadczyli! Spodziewałam się, że wszystko między nimi się ułoż, ale że aż w tym stopniu? Jestem przeszczęśliwa z tego powodu, jestem ciekawa jak przedstawisz czas ich narzeczeństwa, może nawet ślub, kto wie? ;)
    A reakcja Ginny mnie rozwaliła ;)
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Powiem tak. Trafiłam tu przez przypadek i pierwsze dwa rozdziały mi się bardzo spodobały. Są ... troszkę inne. I to jest good! :D Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nadrobienie mi troszkę zajmie. W każdym bądź razie będę czytać :)
    PS. Zostawię Ci coś w Spamowniku :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Czekałam, czekałam, aż w końcu się doczekałam kolejnego rozdziału. I chociaż przeczytałam, go 45 minut po opublikowaniu, to dopiero teraz znalazłam chwilkę na napisanie komentarza.
    Muszę się przyznać, że czytając tytuł i nawiązując do rozdziału ze snem James'a, to w sumie właśnie tego się spodziewałam. I mimo iż nie byłam jakoś super zaskoczona, to i tak jest to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Kocham rozdziały z Jamesem i Sereną, w których możemy w całej okazałości zobaczyć(poczuć) to co oni.
    Dobra. Jedna rzecz mnie zaskoczyła. Końcówka. Fajnie, że pokazałaś jak zareagowali rodzice tej dwójki. Szczególnie zabawny był moment z Ginny, po prostu nie da się tego, nie wyobrazić i nie zaśmiać.
    Pozdrawiam.
    [forevermore-sentiment.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  15. Przepraszam,że dopiero teraz piszę ale szkoła zajmuje każdą wolną chwile a że wreszcie jest wolne więc mogę rozdział skomentować.Po śnie Jamesa spodziewałam się,że coś takiego nastąpi:)Ten rozdział jest jednym z moich ulubionych i to na 1 miejscu:)Bardzo podoba mi się końcówka rodziału.

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam, chciałabym poinformować, że musiałyśmy pożegnać się z MR na ocenialni Legitur Magis, u której byłaś w kolejce. Przepraszam za zaistniałą sytuację i prosiłabym o ponowne wybranie oceniającej.
    Pozdrawiam serdecznie, Nastrinola.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham twoje opowiadanie! <3 A najbardziej Easy'ego :D boże... on i Rose są parą idealną...Znaczy byli, ale mam nadzieję, że jeszcze będą. Przecież tak się kochają...Oczywiście bardzo cieszę się z zaręczyn Sereny i Jamesa. Gdyby takie rzeczy zdarzały się w prawdziwym życiu...

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej! Kiedyś czytałam twoje opowiadanie, dawno mnie nie było ale już jestem i próbuję nadrabiać. Nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam tą notkę najpierw. Widze, że twój styl pisania jest coraz lepszy i lepszy(zawsze był dobry tak czy siak. Po prostu pokochałam reakcje Potterów i Wilsonów. najbardziej Ginny haha.

    Przy okazji powiadamiam, ze reaktywowałam swojego bloga pod nowym adresem kukielki-losu.blog.pl mam nadzieję ze znajdziesz chwile i napiszesz co myślisz:)

    Pozdrawiam,
    Bezczelna

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.