29 sierpnia 2015

Miniaturka: Wszystko dla Lily


I
James wierzył w miłość.
Nie w ten sposób, w który widziały to dziewczyny, z którymi się dotychczas spotykał. Nie dbał o serduszka, trzymanie się za ręce i spacery o zachodzie słońca. To wydawało mu się mocno naciągane.

Patrzył jednak na swoich rodziców i widział, że możliwe jest kochać kogoś na tyle mocno, aby chcieć z nim spędzić całe życie. Wystarczyło znaleźć odpowiednią osobę, a cały ten mechanizm wydał się równie prosty co latanie na miotle.
Teraz jednak zaczynał wątpić w samego siebie.
Ona w ogóle nie zwracała na niego uwagi, a wszelkie próby zmienienia tego stanu rzeczy kończyły się klęską. Coraz bardziej pogrążał się w jej oczach, co wielokrotnie od niej usłyszał. Mówiła to z wielką satysfakcją, jakby to znaczyło coś więcej niż powinno.
Oczywiście nie zakładał, że od razu ją kocha, ale wiedział już, że znaczy ona dla niego więcej niż inne dziewczyny. Dostrzegał, że bardziej dba o Lily, która go nienawidzi niż wszystkie dawno zapomniane piękności, z którymi jeszcze do niedawna chętnie spędzał czas, chętnie zgłębiając sekrety ludzkiej anatomii.
- Rogaczu, koniec tego! - Syriusz walnął go poduszką, ale nawet to nie skłoniło Jamesa do podniesienia się z łóżka.
- Znowu o niej myślisz? - W głosie Syriusza zaciekawienie mieszało się z irytacją, co wywołało uśmiech na twarzy Jamesa. Było niewiele rzeczy, których nie rozumiał jego najlepszy przyjaciel. Zwykle dogadywali się idealnie od pierwszego dnia, kiedy spotkali się w pociągu jadącym do Hogwartu. Jednak teraz, podczas ich piątego roku pojawiło się coś, na co mieli diametralnie różne poglądy. Lily. Syriusz nie widział w niej nic specjalnego. Dla niego z każdym dniem znaczyła coraz więcej.
- Stary, wiesz, że cię wspieram, ale... - Syriusz zawahał się, co było o tyle nietypowe, że zwykle przemawiał z niegasnącą pewnością siebie. - nie sądzę, aby coś z tego było. Możesz się upierać, ile chcesz, ale naprawdę cię nie lubi.
James westchnął, udając, że nie boli. Ale słowa Syriusza zabolały, pewniej nawet mocniej niż powinny, skoro to nawet nie była miłość.
- Może mnie nie lubić i zapierać się, że mnie nienawidzi. Ale przyszłość jest zagadką, a ja mam całe życie, aby ją przekonać, że naprawdę mi na niej zależy. I nie, Łapo nie zaczynaj, żebym sobie poszukał innej - dodał szybko, widząc, że przyjaciel otwiera usta, aby coś powiedzieć. - Nie będzie żadnej innej. Nie teraz, gdy wiem, że zrobiłbym dla niej wszystko. Wszystko dla Lily.

II
Szlama.
Tylko tym dla niego była.
Popatrzyła w ogień, mocniej obejmując kolana ramionami. Siedziała otulona kocem, a i tak cała drżała z zimna. Trzęsącą się ręką odgarnęła z twarzy rude włosy. Otarła z twarzy łzy, na którymi nie mogła zapanować. Płynęły odkąd zostawiła Severusa z nieszczęśliwą miną i roztrzaskała samą siebie na milion kawałeczków.
Nie mogła jednak inaczej. Nie potrafiła. Są rzeczy, które bolą zbyt mocno, a nazwanie szlamą przez najlepszego przyjaciela jest jedną z nich. Odczuwała dziwny, niemal namacalny smutek, którego nic nie mogło ukoić. To on był jej najlepszym przyjacielem, niemal bratem, przewodnikiem, człowiekiem, który otworzył przed nią inny, magiczny świat. A teraz czuła jakby nagle ktoś odciął jej tlen. Kochała go jak dotąd nikogo – jak najbliższego przyjaciela. Nie, jak chłopaka, co często jej zarzucano, ale jak towarzysza, kogoś, komu można w pełni zaufać i podzielić się wszystkim od radości zaczynając, a na smutkach kończąc. Teraz wszystko, zupełnie wszystko skończyło się bezpowrotnie za sprawą jednego, głupiego słowa? Słowa, które niemal parzy i boli, jak otwarta rana, posypana solą.
Słowa, które on wypowiedział.
- Takiego dobrego numeru w tym roku nie zrobiliśmy. To było genialne. Lunatyk i Glizdogon będą żałować, że ich z nami nie było…
Dziewczyna skuliła się, słysząc znajome głosy. Kolejne odstępstwo od normy. Zawsze udawała silną, teraz jednak była zbyt słaba za jakiekolwiek gierki.
- Na pewno. Jutro na śniadaniu wszyscy będą mówić tylko o nas, Huncwotach.
James Potter mówiąc te słowa, roześmiał się i wszedł do Pokoju Wspólnego. Nagle jego uśmiech znikł, a jego miejsce zajęła troska. W orzechowych oczach zabłysnął po raz pierwszy w życiu strach.
- Stary, co z tobą? – spytał Syriusz Black, wchodząc i czujnie patrząc na najlepszego przyjaciela. James jednak nawet nie usłyszał tych słów. Teraz liczyła się dla niego tylko drobna, rudowłosa dziewczyna siedząca przed kominkiem. Black westchnął cicho, po czym odszedł wolno w kierunku dormitorium.
- Lily – szepnął James, patrząc jak zahipnotyzowany. Jej sylwetka zdawała się być jeszcze bardziej krucha na tle ogromnego fotela. Zielone oczy, zwykle pełne emocji, zdawały się być wyprane ze wszelkich uczuć. Jakby nieżywe, pomyślał z przygnębieniem, podchodząc do niej i wpatrując się uporczywie. Dziewczyna poruszyła się nieco, przenosząc na niego spojrzenie zielonych oczu.
- Potter – powiedziała cicho, jakby z wahaniem. – Jeśli przyszedłeś teraz, by ze mnie kpić, to bardzo proszę, odpuść sobie – dodała, a po jej policzku pociekła jedna, słona łza.
- Ale… Lily… Dlaczego… Co się stało? – zapytał z troską, która zdumiała ich obydwoje. Jednak Lily pokręciła głową, jakby chciała się odpędzić od jego głosu i słów.
- Nie… Potter. Proszę cię, tylko nie udawaj. Przecież dobrze wiesz, co się stało – odpowiedziała z goryczą. - Straciłam dzisiaj najlepszego przyjaciela. Nie mam teraz nikogo.
- Ale… – zaczął szybko James, chcąc zaprotestować, lecz widząc zrezygnowaną minę dziewczyny, zamilkł. Normalnie pewnie chciałby mieć w ich rozmowie ostatnie słowo, ale dzisiaj, widząc jej rezygnację, odpuścił. Była wyjątkowo bezbronna i nie umiał tego wykorzystać. Wbrew temu co myślała, nie chciał, aby cierpiała. Słowa Snape'a były dla niego takim samym szokiem jak dla niej. To prawda, nie cierpiał go, ale nigdy nie sądził, że ten śmieć mógłby się posunąć do zranienia Lily. Zapadła cisza przerywana tylko sykiem ognia w kominku i ich oddechami. Siedzieli obok siebie.
Tak, blisko, a jednocześnie tak daleko.

III
Nie wierzył w to, co widział.
Severus z trudem przełknął ślinę, mocniej chwytając się poręczy pociągu, który właśnie skręcał wiozącąc uczniów Hogwartu do Londynu, aby mogli spędzić przerwę świąteczną ze swoimi rodzinami. Powinien się oddalić, odejść jak najdalej, a nie stać przed drzwiami przedziału, w którym jechała Lily i podglądać jak siedzi obok tego idioty Pottera.
Cały przedział zajmowali Potter i jego przygłupi przyjaciele. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ta zadufana czwórka najlepiej się czuła w swoim towarzystwie. Teraz jednak w przedziale z nimi siedziały jeszcze dwie dziewczyny. Mary Macdonald i Lily Evans, które jeszcze rok temu wyśmiałaby pomysł podróży w pociągu w jednym przedziale z Potterem.
Teraz jednak siedziała tuż obok niego. Severus zacisnął rękę w pięść, widząc, że ich ramiona i kolana się stykały. Było w tym geście coś intymnego. Nawet nie w romantyczny sposób, ale pewna poufałość, która powstaje, gdy dwie osoby czują się dobrze w swoim towarzystwie, a skrępowanie wzajemnym dotykiem przemija.
Paznokcie mocniej wbiły mu się w skórę dłoni, gdy Lily pochyliła się ku Potterowi. Kręcone włosy padły jej na ramiona
Minęło ponad pół roku od ich ostatniej rozmowy. Zaczęli szóstą klasę jako całkiem obcy ludzie, którzy bez słowa mijają się na szkolnych korytarzach. Lily przesiadła się z ich wspólnej ławki, którą od pierwszej klasy razem zajmowali na eliksirach. To zabolało.
Jeszcze mocniej odczuł jednak to, co zaczęło się dziać później. Potter z każdym dniem zbliżał się coraz bliżej Lily. Nie były to jakieś zawrotne postępy, ale Severus musiał coraz częściej zaciskać usta, gdy widział ich razem. Najpierw odpowiedziała na jego przywitanie, innym razem zaśmiała się z jego żartu. Z każdym dniem granica przesuwała się coraz dalej.
Potter powoli zdobywał to, o co od tak dawna zabiegał, a on przez swoją głupotę bezpowrotnie stracił. Zaufanie Lily.
IV
Nie denerwuj się.
Głos Mary wydawał jej się dziwnie przytłumiony, chociaż przyjaciółka stała nieopodal. Nie potrafiła się jednak skupić na jej słowach. Serce waliło jej coraz szybciej. Denerwowała się bardziej niż powinna.
Popatrzyła na swoje odbicie w łazience przylegającej do ich dormitorium. Wyglądała naprawdę dobrze. Ujarzmiła niesforne włosy i zebrała je na czubku głowy. Założyła najładniejszą czarną sukienkę. Jednak największą zmianę w jej wyglądzie stanowił uśmiech, którego nie mogła powstrzymać od chwili, gdy się zgodziła na to całe szaleństwo.
- Myślisz, że dobrze robię? - spytała Lily, ukradkiem zerkając na przyjaciółkę. Chociaż udawała, że nie zależy jej na odpowiedzi, obydwie wiedziały, że jest inaczej. Zaczynała coś do niego czuć, zaczynała go lubić, ale przerażał ją jego świat. Ciągnęło ją do niego, ale nie chciała zrobić błędu, godząc się na randkę z Jamesem.
- Myślę, że czas najwyższy zapomnieć o przeszłości.
Uśmiech Lily momentalnie zgasł. Nie umiała patrzeć w przeszłość bez bólu. Wciąż widziała w niej twarz, której nie powinna. Chociaż nie rozmawiała z Severusem już ponad półtora roku, nadal miała wrażenie, jakby był tuż obok niej, jakby wciąż był kimś ważnym. Chciała to zmienić, ale nie panowała nad swoimi uczuciami.
Powinna mieć gdzieś jego opinię. On  nie miał nic do powiedzenia w kwestii jej wyborów tłumaczyła samej sobie. Jednak nie potrafiła się oprzeć temu gryzącemu uczuciu, co on poczuje, gdy dowie się o jej randce z Jamesem. To mu się nie spodoba. Nigdy nie ukrywał swoich uczuć do Pottera, pogardy i lekceważenia. Niemal przez skórę czuła dezaprobatę Severusa, co nie wpływało dobrze na jej pewność siebie.
- Lily, uspokój się. - Mary chwyciła ją za ramiona, lekko je ściskając. - Nie chodziło mi o Sna... Chodziło mi o Jamesa. Zapomnij o tym, jaki był kiedyś. Zapomnij o wszystkich jego bałzeństwach i daj mu szansę. Daj szansę wam obojgu.

V
Nie dam rady.
Westchnął, słysząc jej słowa. Powtarzała je tak uparcie, że powoli tracił wiarę, że kiedykolwiek ją przekona. Chociaż w głębi duszy powinien wiedzieć, że sprawienie, aby przekonała się do niego to zaledwie początek. Początek, którego ona uparcie nie chciała oznajmić światu.
- Nie pójdę tam, trzymając cię za rękę - powiedziała Lily po raz kolejny. Trwała przy swoim równie mocno co on. Nie chciał myśleć, jak uparte będą kiedyś ich dzieci.
Z trudem opanował chęć kolejnego westchnięcia i tylko przeczesał palcami swoje krótkie włosy. Zawsze czynił tak, gdy próbował coś wymyślić, a teraz pomysły mu się kończyły.
Gdy udało mu się przekonać Lily do wyjścia z nim do Hogsmeade myślał, że jest najszczęśliwszym chłopakiem w całej Anglii. Pierwsza randka zapoczątkowała kolejne, podczas których wyraźnie próbował udowodnić jej, że nie jest tym samym beztroskim gnojkiem, co kiedyś. Pokazać jej, że może mu zaufać.
Wiedział, że była nieufna. Nie ukrywała tego, a on nie mógł mieć jej tego za złe. Nie mógł mieć, zważywszy na ich wspólną historię. Przełamywał jednak nieprzebrane pokłady rezerwy widoczne w zielonych oczach aż zastąpiło je coś innego, coś nowego.
Wczoraj pocałował ją. Nie odsunęła się i czuł, że wreszcie w ich relacji poziom uczuć zaczyna się równoważyć. Zakochiwała się w nim równie mocno, co on w niej. Wydawało mu się, że wszystko idzie dokładnie tak jak powinno.
Prawie.
Teraz Lily, jego Lily, jak ostatnio zaczął ją nazywać w myślach, stała przed Wielką Salą. Miała ręce założone na piersi i zdecydowany wyraz twarzy. Nic dziwnego, skoro przed chwilą powiedziała, że nie pójdzie razem z nim na śniadanie.
- Lily, proszę - poprosił, próbując zrobić smutną minę, która zdaniem Syriusza ponoć nigdy nie zawodziła.
Lily zawahała się, ale nadal kręciła głową, więc przeszedł do kolejnego etapu perswazji. Objął ją w pasie i objął, nie przejmując się jej gorączkowymi szeptami.
- Dlaczego nie chcesz tam wejść ze mną? Dlaczego nie chcesz, aby ludzie wiedzieli, że jesteśmy razem? - spytał cichym głębokim głosem wprost do jej ucha.
Poczuł, że jej serce bije szybciej, a oddech traci równy rytm. Grał nieczysto, ale nie miał zamiaru przepraszać. Chciał, aby wszyscy wiedzieli, że ona jest jego.
- James, ja naprawdę bym chciała - szepnęła, spuszczając wzrok. Potarł nosem o jej policzek aż wstrzymała oddech. Odsunął się od niej i poczekał aż się uspokoi. - Tylko trochę się boję, czy to dobry pomysł. Dzisiaj jesteś ze mną, następnego dnia będzie z inną. Kim ja wtedy będę? Tą, która mimo wszystko uległa Potterowi?
Złapał ją za ramiona i nie pozwolił opuścić jej wzroku.
- To nie żart ani coś na chwilę. Na Merlina, Lily myślałem, że ty też traktujesz nas poważnie.
Żal w jego oczach sprowokował ją do działania. Wzięła głęboki oddech i musnęła jego usta swoimi wargami. Kiwnęła głową.
- Chodźmy razem. - Chwyciła jego rękę.
Tego dnia cały świat się dowiedział, że James Potter kocha Lily Evans.
A Lily Evans nie potrafi już dłużej być obojętna.

VI
Telewizor cicho grał w tle, rzucając słabą poświatę, a on ostrożnie wstał z kanapy, wysuwając się z ciepłych objęć Lily. Uśmiechnął się z rozczuleniem na widok jej zarumienionych policzków i delikatnie ucałował jej rozczochrane włosy, których intensywny kolor odcinał się od czerni kanapy nawet w słabym świetle.
W tamtym miesiącu skończyli szkołę, wrócili do domów. Chociaż teoretycznie mieli mnóstwo czasu, spędzali go razem znacznie mniej niż w Hogwarcie. On spędzał czas głównie z Syriuszem, u którego skończenie szkoły wyzwoliło niespotykane wręcz pokłady melancholii i resztą Huncwotów. Lily zaś nadrabiała zaległości z rodzicami, próbując pokazać im piękno magii. Chciała też się pogodzić z siostrą, ale nie mogła tego dokonać bez dobrej woli ze strony Petunii, której wyraźnie jej brakowało.
Tego dnia James bardzo się ucieszył, gdy Lily zaproponował, aby dzisiaj przyszedł na wspólne oglądanie filmów. Miało nie być jej siostry, która nocowała u koleżanki, a rodzice pojechali w odwiedziny do jakieś dalekiej kuzynki, więc mieli cały dom dla siebie.
Jamesowi bardzo spodobała się propozycja zapoznania się z czymś, co mugole szumnie nazywali telewizorem i filmami w nim wyświetlanymi. To było coś, co zapowiadało nowe, nieznane światy. Jednak jeszcze bardziej chciał spędzić cały wieczór tylko w towarzystwie Lily. Usłyszeć jej śmiech, dotknąć miękkich kręconych włosów, poczuć szczupłe ciało obok siebie. To było szczęście.
Gdy jednak później spojrzał na kalendarz, a sowa Syriusza przyniosła liścik z kilkoma słowami wiedział, że ten dzień nie będzie tak łatwy, jak wcześniej sądził. Wieczór mógł należeć do Lily, ale w nocy tkwiło coś więcej. Tkwił księżyc w pełnej krasie i powinności silniejsze niż jego własnych pragnień.
- Gdzie idziesz? - spytała sennym głosem, gdy trzy kroki dzieliły go od drzwi. Inny chłopak może zignorowałby pytanie, ale on nie potrafił. Nie chciał. Niczego bardziej nie pragnął niż całkowitej szczerości, która nie zależała tylko od niego. Było coś więcej.
- Nie mogę dłużej zostać dzisiaj - odpowiedział z zakłopotaniem. Przestępował z nogi na nogę i wyraźnie unikał jej wzroku.
To wystarczyło, aby resztki snu opuściły Lily. Odrzuciła koc. Popatrzyła na niego bez słowa.
- Następnym razem ci to wynagrodzę - obiecał, czując panikę na widok jej zawiedzionej miny. 
- Następnego razu może nie być.
Cichy głos. Jej zdecydowanie. Jego zdziwienie. Dłoń zamarła na klamce.
- Lily...
- Daruj sobie - zaśmiała się z goryczą. Wstała i popatrzyła na niego z bólem. - Znikasz. Nic mi nie mówisz, a gdy wracasz widać, że twoje eskapady nie przynoszą niczego dobrego. Myślisz, że nie dostrzegłam ostatnich siniaków? Wybór jest prosty. Ja albo twoje tajemnice
- Lily, proszę... To nie moje tajemnice. Nie mogę ci nic powiedzieć - wydusił z siebie, ale ona nie zamierzała słuchać. Prawda był w tym momencie ważniejsza niż ślepe zaufanie. Chciała wiedzieć, co się dzieje. Bała się o niego. Pragnęła tylko prawdy.
James popatrzył na nią z wyrzutem w orzechowych oczach. Spuścił głowę. Kochał ją mocniej niż cokolwiek inne. Wiedział jednak, że nie mógł nadużyć powierzonego mu zaufania. Gdyby to zrobił, nie byłby godnym jej człowiekiem. Nie byłby sobą.
Wyszedł bez słowa.

VII
Pociągnęła nosem, udając sama przed sobą, że to przeziębienie, a nie złamane serce jest przyczyną jej złego samopoczucia. Udawanie pomagało zachowywać pozory normalności. Nic jednak nie przypominało codzienności odkąd pokłóciła się z Jamesem. Teraz płaciła za to wysoką cenę.
Przymknęła oczy, upominając się sama w duchu, gdy rozległo się pukanie do drzwi jej pokoju. Nie spodziewała się nikogo poza mamą, która nie przestawała dopytywać, kiedy ten miły James znowu przyjdzie ich odwiedzić. Lily nie chciała jej karmić kłamstwem, ale słowo nigdy nie mogło przejść jej przez gardło.
- Proszę - mruknęła.
- Spodziewałem się czegoś innego...
- Glizdku, myślałeś, że mugole mieszkają w lochach?
- Może darujmy sobie te żarty?
Lily poderwała się z łóżka. Przeżyła szok prawie równy temu, jak wtedy gdy dowiedziała się, że jest czarownicą. W drzwiach stało trzech chłopaków. Peter, który próbował dostrzec szczegóły życia mugoli. Syriusz, którego jak zwykle nie opuszczała znudzona mina i szeroko pojmowane poczucie dumy. Remus uśmiechający się blado tym swoim uspokajającym uśmiechem, jakby przepraszał, że żyje.
- Co wy tu robicie? - wyjąkała niepewnie. Wytarła spocone dłonie o znoszone dżinsy.
- Jesteśmy znudzeni tym wszystkim. Od kilku tygodni James ma podły nastrój.  - powiedział arogancko Syriusz. Rozejrzał się po jej pokoju  z widocznym znudzeniem i wycelował w nią oskarżycielsko palcem. - Przez ciebie.
- Tak, zdecydowanie przez ciebie - potwierdził Peter, energicznie kiwając głową. Wyraźnie próbował naśladować Syriusza, ale szło mu to zdecydowanie kiepsko.
- Chłopaki, dajcie spokój. To nie jej wina - zaprotestował Remus z nietypową dla siebie gwałtownością zanim Lily zdążyła powiedzieć coś na swoją obronę. - James milczy, mówiąc jedynie o tajemnicach więc możemy się tylko domyślać, o co chodzi. Wiem jednak, że wszystko się zepsuło między wami, gdy była pełnia. A jedyną osobą, która ma tajemnicę związaną z pełnią jestem ja - dodał z trudem, odwracając wzrok. - Lily, jestem wikołakiem, a oni - skinął głową w kierunku Petera i Syriusza, którzy sprawiali wrażenie nieporuszonych - robią wszystko, aby mi pomóc przetrwać pełnię. James nic nie powiedział....
-...bo nie chciał zdradzić przyjaciela - dokończyła Lily drżącym z emocji głosem.
Oceniła go tak źle. Potępiła. Nie zaufała, a on był najlepszym ze znanych jej ludzi. Kimś, komu można zaufać. Komu, ona nie powinna zadawać pytań.
- Remusie. - Popatrzył na nią smutnymi oczami, a ona zdała sobie sprawę, że oczekiwał po niej jakiejś reakcji. Tylko jakiej? Myślał, że go potępi? Myślał, że powie na niego potwór? Myślał, że nie zrozumie? Uniosła głowę i podeszła do niego. Stanęła obok i uśmiechnęła się szeroko.
- To niczego nie zmienia, Remusie. Nie wiem, dlaczego sądziłeś, że to będzie miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Nadal jesteś tym dla mnie tym samym człowiekiem, co przed chwilą. I wciąż jesteś najlepszym z Huncwotów - dodała, udając, że nie słyszy oburzonego krzyku Syriusza. - Nadal jesteś moim przyjacielem. Różnica jest tylko taka, że wreszcie rozumiem twój mały futerkowy problem.
Roześmiali się wszyscy. Śmiech zmył niechciane emocje. Życie znowu mogło być piękne.

VIII
Wiedział, że tak będzie.
Przewidywał taki rozwój wypadków. Powie jej wszystko, wyłoży karty na stół, a ona owszem, wysłucha go, ale nie zgodzi się z nim i będzie twardo upierała się przy swoim. Nic nie mogło jej przekonać do zmiany zdania. Próbował już wszystkiego i żałował, że uwierzył Syriuszowi. Posłał przyjacielowi spojrzenie wróżące, że rozliczą się później, ale ten tylko wzruszył ramionami, wyraźnie nieprzestraszony.
-  Dlaczego, James, dlaczego nie powinnam brać w tym udziału? - spytała Lily podejrzanie spokojnym tonem. Wolałby już żeby krzyczała. Wtedy mógłby chociaż użyć argumentu, że reaguje zbyt emocjonalnie. Teraz jednak to on ulegał uczuciom.
- To jest niebezpieczne - powtórzył po raz setny i po raz kolejny argument wyraźnie nie przekonał dziewczyny, która pokręciła głową ze znudzeniem. Przeczesał palcami włosy i głośno przełknął ślinę. - Lily, to nie są żarty. Zakon Feniksa oznacza zaangażowanie się w konflikt. Zostanie członkiem to świadome narażenie się na niebezpieczeństwo, udział w akcjach, spotkaniach i wszystko inne. To jak proszenie się o śmierć. A ja cholernie nie chcę, aby coś ci się stało - dodał na koniec, patrząc na nią błagalnie.
Przysunęła się się do niego. Wyciągnęła rękę. Pogłaskała go po twarzy. Chwycił jej rękę i zatrzymał na chwilę przy swoim policzku, patrząc w najpiękniejsze na świecie zielone oczy.
- Pamiętacie, że tu jestem? - odezwał się Syriusz z fotela obok. W ręce trzymał pilota i beztrosko skakał po kanałach niczym rasowych mugol uzależniony od oglądania telewizji.
Wszyscy siedzieli w domu Evansów, gdzie James i Syriusz przyjechali przed kilkoma godzinami Błędnym Rycerzem. Wypili herbatę z rodzicami Lily, odpowiedzieli na wiele pytań, a teraz zostali sami. Państwo Evans poszli spać, a ich spojrzenia jasno wskazywały, że Syriusz powinien robić za przyzwoitkę. Rozbawiło to Lily, ale tylko do czasu, gdy chłopcy jej powiedzieli z czym przyszli.
Spojrzenie Jamesa wskazywało, że chodzi o coś poważnego. Chciał dołączyć do Zakonu Feniksa do bez niej. Bał się. Rozumiała to. Ona też się bała.
- James, też nie chcę, aby coś nam się stało. Nie tylko ty się boisz - powiedziała. - Ale musimy walczyć. Ja chcę walczyć. Nie mogę siedzieć z założonymi rękami, gdy wy będziecie się narażać.
- Mówiłem, że więcej w niej ikry niż ci się wydaje - mruknął Syriusz, zerkając ukradkiem na Jamesa.
Lily popatrzyła na nich z zaskoczeniem. Myślała, że to James obawiał się jej sam powiedzieć tego i dlatego prosił Blacka, aby mu towarzyszył. Wyglądało na to jednak, że prawda była zupełnie inna. To Syriusz chciał, aby James niczego nie ukrywał i by razem z nimi dołączyła do Zakonu Feniksa. Zaśmiała się cicho aż obydwaj Huncwoci popatrzyli na nią z zaskoczeniem.
- James, musisz we mnie bardziej wierzyć.  Swoją drogą dziękuję, Łapo - dodała na koniec z wahaniem w głosie.
Ich oczy się spotkały. Ciemne bezkresne oczy Syriusza były jej zupełnie obce. Nie dogadywali się. James wielokrotnie próbował to zmienić, ale wszelkie próby przełamania wzajemnej niechęci kończyły się fiaskiem. Tylko on ich łączył, a dzieliło wszystko inne. Zachowywali więc pozory grzeczności, którym zwykle towarzyszyła niezręczna cisza.
Teraz jednak dostrzegła, że ma w nim nieoczekiwanego sojusznika. Lojalność Syriusza najwyraźniej zaczynała obejmować również i jej osobę. Wierzył w nią. Zaakceptował ją.
Syriusz kiwnął głową. Lily się uśmiechnęła. To był początek zupełnie nowej przyjaźni.

IX
Z bijącym sercem popatrzyła na dom Jamesa.  Była tu już stałym niemal gościem i czuła się swobodnie. Teraz jednak patrzyła na budynek jak na potencjalne zagrożenie, zupełnie jakby w ciemnych oczach czaiło się niebezpieczeństwo.
W głowie miała tysiąc najczarniejszych scenariuszy, a ręka sama zaciskała się na różdżce. Popatrzyła na Syriusza, ale on spokojnie szedł przed siebie. Zignorował jej nieme pytanie podobnie jak miliony wcześniejszych wykrzyczanych mu prosto w twarz, a ona znowu poczuła smak bezsilności.
Syriusz przyszedł do niej przed godziną. Jego wizyta zaskoczyła ją, ale jeszcze większe zdziwienie wywołało to, co powiedział. James pilnie jej potrzebował. Nie dodał nic więcej. Nie odpowiedział na żadne z jej pytań, co właściwie się stało. Z typową dla siebie arogancją przyjął za pewnik, że pójdzie za nim. Miał rację. Dla Jamesa byłaby gotowa pójść nawet na koniec świata i właśnie dlatego chwyciła kurtkę i wybiegła z domu w ten mroźny styczniowy wieczór.
- Już jesteśmy! - krzyknął Syriusz, otwierając drzwi. Nie wszedł jednak do środka, tylko skinął głową w jej kierunku, opierając się o drzwi. 
Lily zmarszczyła brwi. Powoli ruszyła do przodu. Kompletnie nic z tego nie rozumiała. Zrobiła jeszcze krok. Trzasnęły drzwi wejściowe. W pokoju zapanowała ciemność. Na jedno uderzenie serca w duszy Lily zagościła panika. Chciała coś powiedzieć, upewnić się, że wszystko w porządku. Nie zdążyła
- Wszystkiego najlepszego, Lily!
Niespodziewanie pokój rozbłysnął kaskadami barw. Jasne światła zawirowały, rozświetlając mrok. Kolorowe balony wszędzie, gdzie padł jej wzrok. Nawet nie próbowała ich zliczyć. Jednak najważniejsze były znajome twarze, na których gościł uśmiech. Stali przed nią. Jej rodzice. Ojciec Jamesa. Syriusz. Remus. Peter. Mary. Marlena. Alicia i Frank.
I James, który patrzył na nią z najpiękniejszym na świecie uśmiechem. Nim jednak zdążyła nacieszyć oczy tym widokiem już był przy niej
- Wszystkiego najlepszego, Lily - powtórzył miękkim tonem, podchodząc do niej.
Popatrzyła na niego, mrugając niepewnie, po czym roześmiała się głośno. Objęła go mocno. Dopiero widząc ślady łez na jego koszuli zdała sobie sprawę, że policzki ma mokre od łez.
- Nie płacz, kochanie - poprosił James. - To dopiero początek niespodzianki.
Słysząc to, rozpłakała się jeszcze bardziej.
- Mówiłem, że ona się nie nadaje do niespodzianek - mruknął Syriusz. Uśmiechnął się do nich łobuzersko, gdy Lily posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Uwielbiam niespodzianki - zapewniła Lily.
- To w takim razie liczę, że ta ci się spodoba - odpowiedział z nietypową dla siebie nerwowością James. Popatrzył na zebranych gości i wyprostował się. Denerwował się. To było dla Lily zupełnie coś nowego. Chłopak, którego kochała nigdy nie tracił żelaznego opanowania.
- Lily, kocham cię jak nikogo na świecie - zaczął pewnym mocnym głosem, ujmując jej dłoń. - Wiem, że nie zawsze byłem poważny, a sprawy między nami układały się dobrze. Zachowywałem się jak gówniarz i raniłem cię. Przeszłości nie zmienię, ale mogę ci szczęściem zaczarować przyszłość. Tyle mogę ci obiecać.  Kocham cię jak wariat. Kocham mocno, szaleńczo i nieodwołalnie. Dlatego chcę ci zadać ważne pytanie. Pytałem o zgodę twoich rodziców, a dzisiaj w dniu twych urodzin proszę, abyś ty powiedziała tak. - Uklęknął, a jej serce wywinęło koziołka pośród westchnień zgromadzonych gości. - Lily Evans, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? 
Wstrzymała oddech, szaleńczo kiwając głową. 
Odpowiedź mogła być tylko jedna.

X
Słowa przysięgi same płynęły z ich ust, jakby stworzone je wprost dla nich. Ślubowali sobie miłość, wierność. Naprawdę w to wierzyli. Mówili je pewnie, śmiało. Wiedzieli, że stoją przy ołtarzu z właściwą osobą. Nic nie mogłoby być doskonalsze. Nikt nie pasowałby bardziej. Wszystko było idealne. Błysnęły obrączki.
- Możesz pocałować pannę młodą - powtórzył sędziwy pastor zmęczonym tonem.
James zatopił się w jej  oczach i dopiero śmiech gości wybudził go z zielonej głębi. Syriusz klepnął go w plecy, aby szybciej ją pocałował. Nie zamierzał dłużej zwlekać. Ucałował usta Lily ku uciesze zebranych gości, którzy wybuchnęli głośnym okrzykiem radości.
Gratulacje trwały bez końca. Lily uśmiechała się promiennie, a James, aby poprawiał okulary spadające mu za każdym razem, gdy pochylał się, aby ją uścisnąć. To było dobre. Każda dziewczyna powinna przeżyć takie szczęście, pomyślała Lily.
Rozejrzała się wokół. Przyszyli wszyscy ich najbliżsi przyjaciele, ale też nauczyciele z Hogwartu i członkowie Zakonu Feniksa, z którym zżyli się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Marlena, Alicia, Frank, Kingsley, Dorcas praktycznie stali się dla nich rodziną. Rodzina... Znieruchomiała.
- Wszystko dobrze? - James szepnął jej do ucha.
Kiwnęła głową, nie pozwalając, aby uśmiech zszedł z jej twarzy. To nie powinien być smutny dzień. Ona nie miała prawa się smucić, skoro została żoną najlepszego na świecie mężczyzny. On ma prawo myć smutny, pomyślała, a mimo to tryska radością. Chciał, aby mieli piękne wspomnienia. Upomniała się sama w duchu. Brakuje jej obecności siostry, która jej nienawidzi i przyjaciela, który pewnie już dawno o niej zapomniał, a James... Matka Jamesa zmarła przed kilkoma miesiącami. Nadal cierpiał, ale dzisiaj wyglądał, jakby ten dzień nie mógłby być dla niego szczęśliwszy. 
- Kocham cię - powiedziała, gdy krążyli po ogromnym namiocie ustawionym w ogrodzie Potterów. 
- Nie żałujesz? - spytał cicho.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co naprawdę kryje się w tym pytaniu. Nie żałowała, że go poślubiła, jakby mogła, skoro tylko jego kochała?
- Nie pytam, czy żałujesz, że mnie poślubiłaś - zaśmiał się, odgadując jej myśli. Przyciągnął ją do siebie.  Biała tafta zaszeleściła w powietrzu. - Pytam, czy żałujesz, że namówiłem cię na wesele.
- Namówiłeś? - spytała z ironią i dała mu pstryczka.
Na początku nie była przekonana do wesela. Pragnęła ślubu, ale nie idea przyjęcia wydawała jej się nieco irracjonalna. Jak mogli się bawić, skoro świat wokół nich zmieniał się w popiół? Czy to właściwe się bawić, skoro jutro mogło nigdy nie nastać? Nie chciała obnosić się ze swoim wielkim szczęście, gdy rozpacz zastąpiła nadzieję, a ludzie codziennie ginęli.
James jednak patrzył na to inaczej. Tłumaczył, że nikomu nie kradną szczęścia, a mogą podarować wszystkim wokół jedno spokojne popołudnie pełne radości. Dla niego rezygnacja ze wesela to jak pokazanie, że przegrali, a przecież walka trwała nadal. Nie mogli się poddawać. Chciał też wesela, bo nie byłby sobą, nie byłby Jamesem Potterem, gdyby przepuścił okazję do zabawy i zobaczenia jej w bieli. Prosił tak długo aż uległa.
Gdy jednak patrzyła na tańczącego Hagrida niezgrabnie tańczącego walca z widocznie zdezorientowaną McGonagall nie żałowała. Widziała Alicie, której ojciec został niedawno zabity przez śmierciożerców, a teraz widocznie szczęśliwa tonęła w objęciach Franka Longbottoma. Mary z bladym uśmiechem rozmawiała z Remusem; siniaki na jej ciele po tym jak została pobita na Pokątnej już prawie zeszły. I Syriusz, który czarował właśnie jakieś dwie blondynki swym lśniącym uśmiechem.
James miał rację wszyscy potrzebowali nadziei.
XI

James
Gdy nadeszła ciemność, świat dla niego zamarł.
Nie myślał o żadnej ze szczęśliwych chwil. W tej chwili wszystkie rozpływały się w jego świadomości. Dzieciństwo, rodzice, Hogwart, Huncwoci i ona, Lily... Harry! Musiał go chronić, mówił mózg, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Bezwładne nogi, nieposłuszne ręce, a w uszach krzyk tej jedynej, która miała być jego już na zawsze.
Lily, Harry, już za chwilę... Tacy bezbronni, a on zawiódł. Poniósł porażkę
Zostali zdradzeni, bo on zaufał zdrajcy.
To on to na nich sprowadził.


Lily
Gdy nadeszła ciemność, nie myślała o śmierci.
Nie potrafiła skupić się na tym, co ją spotka po drugiej stronie, skoro miała tylko jedno pragnienie. Chciała, aby jej maleńki synek był bezpieczny, aby nie dosięgło go ramię zła właśnie zabijającego jego rodziców, aby miał szansę żyć, pokochać. Chciała, aby przeżył tyle co ona.
Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek innego.
On musiał żyć.
Ucałowała go w czoło. Nie zdążyła otrzeć łez, bo ciemność przyszła zbyt szybko. Zło nadeszło, a jej mały synek nie był tego świadomy.
On musiał żyć.

XII

- Potterowie?
- Nie żyją.
________________________________________
Kocham tę historię. Mocno, szaleńczo i nieodwołalnie. Od niej zaczęła się moja przygoda z blogami, pisaniem, wszystkim. Dzięki niej uwierzyłam w magię. Ale każda magia ma swoją cenę. Kocham tę historię zbyt mocno, aby dłużej się łudzić. Wątpię, czy napiszę kiedykolwiek napiszę jej długą, pełną wersję. Może jeszcze jakieś miniaturki? Nie wykluczam tego, bo poruszyłam tu naprawdę niewiele kwestii i aż mam ochotę na więcej.
Wszelkie odstępstwa w miniaturce są celowe.
Mam nadzieję, że czytanie tego sprawiło równie dużo radości, co mnie pisanie tego.

9 komentarzy:

  1. Love it! Nie przepadam kiedy tę historię rozciąga się, ale świetnie to opisałaś i wbrew pozorom to nie jest jakaś skondensowana wersja. Zawarałaś przekrój całej tej historii, jesteś wielka!!! Liczę na więcej miniaturek i więcej opowiadań. Mam nadzieję, że zdecydujesz się pisać coś całkowicie swojego, na pewno świetnie by Ci to wyszło i rozwinęłabyś się przy tym, a ja niezmiernie chciałabym to przeczytać. Życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu takiego smutasa napisałaś (ta końcowa scena...), no? :<<<<<<<<<<<<
    Jily. <3 Kocham ich. ;d A Snape niech spada na drzewo. xD
    Wgl, nie ma to jak obudzić się i widzieć Huncwotów w drzwiach. Seems legit. ;3

    Pozdrawiam. <3
    Ps: Co z tym Wattpadem? ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kończy się smutno, bo ta historia nie jest w gruncie rzeczy zbyt wesoła niestey :>

      Wattpad powoli odkrywam i postaram się tam wrzucić wszystko po kolei :) Jutro wrzucę tę miniaturkę, a potem postaram się powoli upłynniać resztę.

      Usuń
  3. Ach, widzę,że jesteśmy podobne - era Huncowtów nie dość, że jest naszą ulubioną, to z sentymentu zawsze do niej powracamy... Kurczę, tak bardzo chciałam swego czasu napisać własną interpretację, ba - nawet dwie. I poiwstało z tego 39 rozdziałów...a potem koniec. Śmierć Potterów jest tak cholernie niesprawiedliwa ;(
    Miniaturki są z pewnością dobrym rozwiązaniem, aby oddać temu wydarzeniu hołd. pewnie sama napisałam dlatego aż trzy, choć nigdy nie takiej. nie przekrojowej. Muszę przyznać, że dobrze podeszałas do tego tematu. Wszystkie fragmenty były stosunkowo krótkie, lecz kipiały od emocji. James był pewien swojej miłości, nawet gdy nie mógł jej w ten sposób nazwać, bo miał w końcu mleko pod nosem. Ale walczył. Lily przekonała się do niego w swoim czasie, uwierzyła w moc jego uczucia. Walczyli razem i zginęli razem Najbardziej chyba dobiło mnie to, jak James pomyślał, iż to przez niego umarli. No cóż, zmienił swojego Strażnika Tajemnicy, to prawda, ale jak mógł się tego spodziewac? to było takie rozdzierające... NIe napisałaś tutaj żądnych zbędnychj słów, a mimo to czuło się tę niesamowitą więź między nimi. Wydaje mi się jednak, że nie przecyztałaś dokłądnie tego tekstu, bo znajduje się w nim stosunkowo sporo, powtórzeń, błędnych sforumiłowań, jak równiez błędów interpunkcyjnych - i to nie tyko przecinków, ale i np. dwukropków.
    Dla przykładu kilka błędów:
    1. "Jego wizyta zaskoczyła się, ale jeszcze większe zdziwienie wywołało to, co powiedział" --> zaskoczyła ją
    2. Lily uśmiechała się promiennie, a James aby poprawiał okulary spadające mu za każdym razem, gdy pochylał się, aby ją uścisnąć.--> pierwsze 'aby' niepotrzebne, jest też podwójna spacja po 'mu'
    3. Przyszyli wszyscy ich najbliżsi przyjaciele, ale też nauczyciele z Hogwartu członkowie Zakonu Feniksa --> 'przyszli', a nie 'przyszyli'. No i przecinek po 'Hogwartu'
    Jest jeszcze trochę podobnych błędów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz ;) Też uwielbiam też historię, ale jest tak smutna, że chyba nie umiałabym się z nią zmierzyć w pełnej wersji. Łatwo ją zepsuć, a i trudno oddać to, że kochali się tak mocno, mieli dobre życie, ale umarli zdecydowanie za szybko.
      Co do błędów to poprawiłam wszystko wyłapane przez Ciebie. Cóż, chciałam wstawić szybko rozdział i widać nie zapisałam wcześniej poprawionych błędów. Na przyszłość będę bardziej zwracała na to uwagę :)

      Usuń
  4. Już dawno nie czytałam tak dobrze napisanej tej historii. Napisałaś to tak słodko, a jednocześnie naprawdę wzruszająco. Kiedy można spodziewać się następnego rozdziału Stuck in love?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ;) Co do SiL to mam 1/2 rozdziału, więc postaram się wstawić najwcześniej w okolicy weekendu, o ile nic mi nie przeszkodzi w pisaniu.

      Usuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.