8 września 2016

Wszystko dla Lily: 1. Hogwart

1971
Duże oczy z niepokojem rozglądały się wokół.
Wszystko było dla niej takie nowe, takie trudne. Miała dopiero jedenaście lat. Niby niewiele, ale czuła, że ostatnio bardzo wiele się w niej zmieniło. List, wyjaśnienia, pociąg kompletnie wywróciły jej życie do góry nogami.
Pamiętała, co mówił Severus, aby tego się spodziewała. przygotowywał ją, ale i tak czuła się nieco oszołomiona. Zaczynała szkołę w miejscu, gdzie nie było jej rodziców siostry, gdzie mogła liczyć tylko na siebie, a jedyna osoba, której ufała była gdzieś strasznie daleko zamiast być obok niej.
Otarła ukradkiem łzy, rozglądając się, czy ktoś widział chwilę jej słabości. Na szczęście siedząca po jej lewej stronie dziewczyna w ogóle nie zwracała na nią uwagi, próbując się powstrzymać od kolejnego ziewnięcia.
 Lily siedziała w Wielkiej Sali, próbując wmusić w siebie śniadanie przed pierwszą lekcją eliksirów. Popatrzyła raz jeszcze jedzenie na talerzu, po czym odsunęła je stanowczym ruchem. Czuła, że już nic nie przełknie.
- Zapraszam pierwszoroczni. Oto wasze plany zajęć.
Uniosła rudą głowę, słysząc nawoływanie profesor McGonagall. Wzięła plan, próbując go zapamiętać, ale wystarczyło, aby spojrzała na nazwy przedmiotów i zrozumiała, że próżne jej wysiłki. Transmutacja, zaklęcia, eliksiry.... 
- Zaprowadzę was na pierwsze zajęcia, jako że nie znacie jeszcze zamku, a profesor Slughorn pokaże wam salę, w której będziecie mieć następne...
- Przepraszamy za spóźnienie.
Pewny siebie, roześmiany głos, w którym nie było ani cienia skruchy. Lily nie musiała się odwracać, aby widzieć, kto stoi za jej plecami.
- Na przyszłość radzę wstawać wcześniej, panie Potter - powiedziała w odpowiedzi profesor McGonagall, wsuwając okulary na czubek swojego nosa. Machnęła różdżką i plan zajęć poszybował w powietrzu, spadając wprost w ręce spóźnialskiego Pottera. 
Magia, pomyślała Lily, patrząc na to z zachwytem, magia. Czysta, dobra magia.
Lochy przytłaczały ciemnością. Przygnębiające czarne ściany pogłębiały to uczucie. Niewielkie okna nie dawały zbyt wiele światła. Lily rozejrzała się wokół, chłonąć wzrokiem regały stające przy ścianach pełne tajemnych ingrediencji, przeszklone szafki pełne niezidentyfikowanych obiektów i wreszcie długie stoły biegnące przez całą salę, przy których miejsca zaczynały powoli zapełniać się uczniami.
Wszystko to wydawało jej się niesamowicie dziwne. Nie było tu pomazanych ławek obklejonych gumami ani różnokolorowo ubranych dzieci, zamiast których stały dumne postacie w dostojnych szatach. Nikt zdawał się nie przejmować, że zamek wydawał się mocno przerażający, a pohukiwanie sów mogło powodować szybsze bicie serca. Jedzenie pojawiało się samo na stole, chociaż nikt go nie podawał. Kolejny dziw za dziwem. Zadziwiające rzeczy, które starała się akceptować, ale wydawały się małymi cudami dla wychowanej w mugolskim świecie osoby.
Lily rozejrzała się ukradkiem wokół siebie, czy nikt oprócz niej nie jest zszokowany tym wszystkim, ale nie dostrzegła nikogo z miną podobną do swojej. Przemądrzały Potter poprowadził swojego nowego przyjaciela do stołu w najgłębszym środku sali. Blady chłopiec o płowych włosach zajął miejsce na samym brzegu, jakby się bał, że zaraz ktoś przyjdzie i go wygoni. Dziewczynka, z którą Lily dzieliła dormitorium usiadła w drugim rzędzie, rozwalając wokół swoje rzeczy,
Postała jeszcze chwilę przy wejściu, po czym powstrzymując ogarniające ją onieśmielenie, pewnym siebie krokiem ruszyła na sam środek pierwszego rzędu. Zdążyła zaledwie wyjąć podręczniki, gdy do sali weszła druga grupa uczniów. Ubrani byli w szaty podobne do tych, w których przyszli przed chwilą uczniowie Gryffindoru. Jedyną różnicę stanowiły zielone wykończenia na ich szatach. Lily zacisnęła dłoń, próbując się powstrzymać od natrętnego poszukiwania znajomej twarzy.
- Wchodźcie, wchodźcie - zawołał korpulentny jegomość, zapewne opiekun Slytherinu. - Zajmijcie miejsca, a ja zaraz wrócę.
Lily z powrotem skupiła wzrok na swoich książkach. Ułożyła je równo, wygładzając grzbiety ręką.
- Miło cię widzieć, Black. Widzę, że zadomowiłeś się w nowym domu...
Mimowolnie odwróciła się, słysząc część rozmowy. Głos należał do szczupłego chłopca z Slytherinu, który wymówił je z wyraźną lubością. Nie ukrywał złośliwości promieniującej z całej jego sylwetki,z tonu, postawy.
Zaciekawiona Lily popatrzyła na Blacka. Niewiele rozumiała z tego wszystkiego, ale mając w pamięci wspomnienie wczorajszej sceny w pociągu zaczynała myśleć, że w podziale na cztery domy musiało tkwić coś więcej niż powiedział jej Severus. Najwyraźniej rodziny zwykle trafiały do jednego domu, a zmiana przynależność nie była taką prostą sprawą.
- Z pewnością się cieszy, że nie musi oglądać twojej paskudnej gęby - mruknął Potter, machając beztrosko różdżką. Patrząc na niego Lily, odniosła wrażenie, że zrobił to specjalnie. Powiedział te słowa niby mimochodem, sam do siebie, a jednak wystarczająco głośno, aby wszyscy w klasie go usłyszeli i zwrócili uwagę.
- Dzięki, Potter - powiedział Black, wybuchając głośnym śmiechem, a Lily odwróciła się, stwierdzając, że ma dosyć przedstawienia urządzanego przez tych dwóch pajaców. Popatrzyła raz jeszcze w stronę drzwi, niespodziewanie dostrzegając w nich znajomą twarz.
Severus szybko przemierzył klasę, jakby wiedział, że ona już na niego czeka. Nie rozglądał się wokół. Szedł prosto do niej.
Uśmiechnęła się z ulgą, gdy zajął miejsce obok niej.
- Tak się cieszę, że cię widzę, Sev - szepnęła.
- Nie zostawiłbym cię samej. Pamiętam, co obiecałem - odparł poważnie, patrząc na nią ciemnymi oczami.
Lily też to pamiętała. To był jeden z tych ciemnych ponurych dni, gdy padał nie tylko deszcz, ale też jej ogromne, krokodyle łzy. Petunia cały ranek wyśmiewała się z jej różdżki. Rodzice próbowali ją pocieszyć, ale żadne słowa nie mogły złagodzić rany w jej sercu. Brak akceptacji ze strony siostry bolał bardziej niż sądziła. Zaczynała wątpić w siebie, w magię. Tego dnia Severus obiecał, że nigdy jej nie zostawi, że zawsze będzie jej przyjacielem.
- Szkoda, że trafiliśmy do różnych domów - powiedziała, odgarnąwszy z twarzy rude włosy.
- Też tego żałuję, ale to niczego nie zmienia, absolutnie niczego.
- Niby tak, ale...
Zawahała się, rozglądawszy się wokół. Wszyscy wokół wydawali się jednak dostatecznie skupieni na swoich sprawach, nikogo nie obchodziła ich cicha rozmowa.
- Wydaje mi się, że się z tymi domami to wcale nie jest taka prosta sprawa. - Zagryzła wargę. - Miałam nadzieję, że może... Nie wiem, co sobie myślałam - dodała, kręcąc głową.
Nie chciała plątać się w wyjaśnienia, że wczoraj, gdy Tiara Przydziału dotknęła jej głowy i głośno wykrzyczała Gryffindor!, wstrzymała oddech. Czy Severus też trafi do jej domu? Niepokój szybko przemienił się w rozczarowanie, gdy Snape chwilę potem usiadł przy stole Ślizgonów.
- Lily, ale przecież będziemy się codziennie widywać - zapewnił ją gorąco. - Po śniadaniu, na lekcjach, które będziemy mieć razem, popołudniami w bibliotece...
Zapewniał ją tak gorąco, że niemal mu uwierzyła. Wyraźnie wierzył w to, co mówił. Dotychczas nigdy się nie mylił. Dlaczego miałaby mu więc nie wierzyć? Zastanowiła się przez chwilę, czy on nie żałuje, czy nie widzi innych domów jako przeszkody dla ich przyjaźni, ale nie, chyba naprawdę nic się nie zmieniło i nadal byli tymi samymi Lily i Severusem. Nawet fakt, że ona się stała Gryfonką, a on Ślizgonem nie mógł tego zmienić.
- Nie mówię, że to nie byłoby łatwiejsze, gdybyś trafiła do Slytherinu, ale... To naprawdę... Lily, cieszmy się, że jesteśmy tu razem - dodał poważnym tonem tak niepasującym do jego młodego wieku.
Lily kiwnęła głową na znak zgody, gdy do sali wrócił jowialny jegomość, który przyprowadził Ślizgonów na lekcje.
- Myślę, że możemy zaczynać, moi drodzy - powiedział miłym tonem, stając na środku klasy. Lily nie mogła się oprzeć od porównania go w myślach z nauczycielami swoich wcześniejszych szkół. Miał nieco wyłupiaste oczy w kolorze dojrzałego agrestu, które patrzyły na wszystko nadspodziewanie bystrze. Rudawy wąs pod nosem nasuwał jej skojarzenie z morsem. Niski, z wydatnym brzuchem nadspodziewanie dobrze pasował do tej sali. Gdyby nie obszerna aksamitna szata i różdżka w jego dłoni Lily nigdy by nie pomyślała, że jest on czarodziejem. - Nazywam się Horacy Slughorn i będę miał przyjemność uczyć was eliksirów. - Klasnął w dłonie, jakby spodziewał się aplauzu, ale nikt z uczniów nie wykazał zainteresowania.  - Tak więc... Eliksiry to wyjątkowo przydatna sztuka i niewątpliwie w niejednym z was czyha ukryty talent - dodał, rozglądając się po klasie. - Dzisiaj zaczniemy od podstaw. Może ktoś z was wymieni m bez czego nie można przygotować odpowiedniego eliksiru?
Zapadła cisza. Lily wzięła głęboki oddech. Próbując zapanować nad drżeniem dłoni, uniosła rękę wysoko w górę. Zachęcające spojrzenie Severusa i miły uśmiech profesora Slughorna dodały jej odwagi.
- Według podręcznika - zaczęła drżącym głosem, nerwowo przełykając ślinę. - Według podręcznika przygotowanie każdego eliksiru to sztuka sama w sobie. Nie chodzi tylko o składniki, bez których oczywiście nie ma co nawet próbować, ale liczy się tez zaangażowanie, dokładność i staranność. To podstawy niezbędnego do stworzenia każdego dobrej jakości eliksiru.
Profesor Slughron pokiwał głową.
- Bardzo dobra odpowiedź. Jak się nazywasz?
- Lily Evans.
- W takim razie pięć punktów dla Gryffindoru, panno Evans.
Twarz Lily oblał lekki rumieniec. Zbłąkany promień słońca niespodziewanie wdarł się do klasy od eliksirów. A ona... Chyba to znalazła. Hogwart niespodziewanie przestał być ponurym zamkiem pełnym duchów i ruchomych domów. Nagle stał się czymś o wiele bliższym jej sercu. Domem.
_____________________________________________
Publikuję znacznie wcześniej niż zamierzałam, ale mam dzisiaj naprawdę ponury nastrój, piach w oczach i marzę o chwili spokoju, a blog to taka bezpieczna przystań dla mnie. Rozdział jest stosunkowo krótki. Każdy kolejny powinien być odpowiednio dłuższy. W następnym - druga klasa.

12 komentarzy:

  1. Śledzę Twojego bloga już stosunkowo długo i cieszę się, że w końcu wróciłaś na niego po długiej przerwie, podczas której pochłonęłam wszystkie Twoje opowiadania :)
    Uwielbiam Huncwotów, to moja ulubiona era Harry' ego Potter i nieważne co by się działo, to zawsze do nich wracam.
    Domyślam się, że próżno mi będzie szukać w tym opowiadaniu mojego ulubionego paringu, jakim jest Wolfstar jednak mimo wszystko zamierzam śledzić systematycznie Twojego bloga, tym samym historie Lily i całej zgrai jej rocznika.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny,
    http://kwestia-sporna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz ;)
      Cóż, wróciłam i teraz planuję być bardziej systematyczna w dodawaniu postów. Nie chcę znowu popełnić tego samego błędu.
      Nieee, Wolfstar nie będzie, ale mam nadzieję, że jakaś inna para może przypadnie Ci do gustu ;D

      Usuń
  2. Kiedy wpadłam na Twojego bloga, myślałam, że nie znajdę tu nic dla siebie. Nie czytam opowiadań o nowym pokoleniu.
    A jednak się pomyliłam! Jily.
    Jestem bardzo wrażliwą osobą, więc obawiam się trochę, że zakończenie będę przeżywać i przeżywać; ryczeć i ryczeć... Wiesz o co mi chodzi, prawda? ;p Okey, pierwszy rozdział to nie miejsce na pisanie o epilogu.
    Zacznę od opisu. Już wtedy poczułam, że trafiłam na opowiadanie kogoś, kto zawstydzi mnie swoimi umiejętnościami. Naprawdę aż mi teraz głupio wstawiać kolejne rozdziały... Pocieszę się jednak myślą, że na początku nie szło Ci tak fantastycznie jak teraz! A przynajmniej tak sądzę... Uznajmy, że za kilka lat będę pisać równie dobrze co Ty. Ha! I już mi lepiej. :P
    Piszesz tak przyjemnie, że zanim się obejrzałam, już skończyłam. I nie, to nie wina długości rozdziału. :)
    Świetnie opisałaś przemyślenia jedenastoletniej Lily. Normalnie aż poczułam tę magię. ;p W przeciwieństwie do Komety cieszę się, iż to nie będzie Wolfstar.
    Do zapisywania dialogów używa się pauz/półpauz - tak przy okazji ;d
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem. Tez się obawiam, że końcówka będzie bardzo emocjonalna i łzawa, trudno byłoby tego uniknąć, ale (pocieszam się tym) jeszcze długa droga przed nami nim to nastąpi. Mnóstwo szczęścia, radości i miłości.
      Bardzo dziękuję za komplementy, ale wątpię, czy na nie zasłużyłam ;) Mam nadzieję, że piszę lepiej niż kilka lat wstecz, lecz pewnie mogłoby być lepiej.
      Również pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Hej :D Zgodnie z obietnicą wpadłam i muszę powiedzieć, że takie historie nigdy mi się nie znudzą c: Fajnie opisujesz, robisz trochę błędów interpunkcyjnych, ale to jest w sumie mało ważne xD
    Czasami trochę się gubię, np. w momencie między pojawieniem się spóźnialskiego Pottera a wprowadzeniem do lochów brakuje mi jakiegoś przystanku. "Czysta, dobra magia. Lochy przytłaczały ciemnością." - pomiędzy tymi zdaniami dałabym coś w stylu trzech gwiazdek, rozumiesz xD
    A jeśli chodzi o dialogi - spoko, ja też nie robię przed nimi spacji xD Muszę się w końcu tego nauczyć :D
    Ps. Severus to słodziak ^^
    Pozdrawiam i życzę weny,
    poznyluty
    [http://tale-as-old.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam wrażenie, że Jilly to historia, która nie może się znudzić ;)
      Błędy interpunkcyjne postaram sie poprawić, jak będę miała chwilkę czasu i raz jeszcze przejrzę ten rozdział.
      Severus miał być słodziaśny :P No bo nie mógł być zawsze tym strasznym nietoperzem, za jakiego tak długo miał go Harry, skoro przyjaźnił się z Lily.

      Usuń
  4. Och, mała Lily jest taka słodka. Podobała mi sie jej reakcja na nowy świat i magię. Żałuje, ze ten rozdział nie był dłuższy. Przyjemnie by sie czytało. tylko ze na końcu, troche sztucznie wyszło z tym, ze az tak nagle poczuła, ze Hogwart bedzie domem. I jeszcze James powiedział "przepraszamy", a pozniej wychodziło tak, jakby byl sam. Zastanawia mnie tez, kim byl rozmówca blacka, ale spodobała mi sie reakcja Jamesa. Severus tez był slodziasny, choc zbyt skryty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Końcówka wiem, że naciągana, ale dla celów całości chciałam pokazać, że Lily jednak się odnalazła w zamku. Zresztą, to też pokazuje, że Lily w bardzo silny sposób wszystko odczuwała, nagle, niespodziewanie. Zwłaszcza, że w następnym rozdziale w ogóle jej nie będzie. Planuję, aby każdy rozdział 1-5 był trochę dłuższy od poprzedniego. Wiadomo, nie chcę na siłę przedłużac i tworzyć sagi o dzieciach, ale jednocześnie pokazać, jak wyglądały pierwsze lata naszych bohaterów w Hogwarcie, ich początku.
      Osobiście bardzo lubię Snape'a i dlatego planuję go pokazać z różnorakiej perspektywy ;)

      Usuń
  5. Hej, Muniette. Nie wiedziałam czy pozostawić komentarz tutaj (za „Wszystko dla Lily” jeszcze się nie zabrałam), czy w jakimś innym miejscu. Ale niech będzie tutaj.
    Hm, jakieś dwa lata temu, może trzy, naprawdę nie pamiętam, zaczęłam czytać „Brzydulę w Hogwarcie”. I chociaż za Jamesem totalnie nie przepadałam, a Serena też, raczej bezpodstawnie, mnie irytowała, to w wolnych chwilach pochłaniałam kolejne rozdziały, począwszy od pierwszego (pamiętam, jak w pewnej chwili zaczęłam się ekscytować tym, jak z czasem wyrobiłaś sobie styl pisania. kiedy coś się czyta jednym ciągiem, to to, że z rozdziału na rozdział tekst wygląda coraz lepiej, jest bardziej widoczne.) Wiem, że przez cały czas, kiedy czytałam brzydulę, układałam sobie w głowie komentarz, który chciałam napisać, ale koniec końców tego nie zrobiłam, a to, że i brzydula i ff o Teddym i Victoire, były już zakończone w tamtym momencie do skomentowania nie motywowały.
    A potem pojawił się sequel brzyduli i „Jeden błąd”. Bardzo się cieszę, że znowu mogę przeczytać coś Twojego i to o młodym pokoleniu. I postaram się później czytać i komentować wszystko na bieżąco, a dzisiaj zostawiam Cię z sentymentalnym bełkotem, którego – mimo wszystko – źle byłoby nie spisać, bo przeczytane historie zasługują na komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się, bo każde miejsce jest idealne do zostawienia komentarza ;)
      Co do BwH - wiesz, że nie jesteś jedyną osobą, którą meeega irytowali Serena&James? Chyba jest w nich coś irytującego, na co zbyt mało zwróciłam uwagę. Albo może przesadziłam z ich charakterami? W każdym razie nawet nie wiesz, jak się cieszę, że dostrzegłaś zmiany w moim stylu pisania. To największy komplement, jaki mogłabym usłyszeć (albo raczej przeczytać). To pokazuje, że te zmiany naprawdę widać i naprawdę BwH to jednak swego rodzaju ewolucja mojego pisania.
      Bardzo dziękuję za komentarz. Nawet nie wiesz, jak wiele radości mi nim sprawiłaś ;) Cieszę się, że nadal tu zaglądasz i planujesz czytać pomimo mojej dotychczas - bądź co bądź - koszmarnej systematyczności w przeszłości.

      Usuń
  6. W końcu przeczytałam! I końcówka wcale nie jest naciągana! Fajnie i lekko mi się czytało i bardzo, bardzo szybko! Jak dobrnęłam do końca to pomyślałam: "już?" :D Cieszę się, że opisujesz losy Lily od początku a nie jakoś od połowy jej szkolnej kariery :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział ciekawy. Fajnie, że Lily dopiero rozpoczyna swoją przygodę w szkole magii. :) Ciekawa jestem jak będziesz rozwijała jej relacje z innymi bohaterami, mam nadzieję, że nie wyjdzie to zbyt sztampowo i nie będziesz powielać pewnych schematów.
    Jeśli chodzi o stronę techniczną tekstu, drażni mnie, że nie ma zaznaczonych akapitów, a dialogi są zapisywane od dywizu, a nie od myślnika. Zjadłaś też kilka razy przecinki, ale poza tym wszystko mi się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.