3 lipca 2012

Rozdział XVI: Pierwsza miłość


To ty to ja
Znów zaskoczył nas świt
Pełen ciepła twych rąk
Nowy dzień zaczął żyć
Czasem braknie Ci sił
By naprawić swój błąd
Musisz starać się tak by
Uwierzyć znów w to
Gdybym mogła być tą
Której powiesz choć raz
Teraz wiem czuje, że to jest to
I zatrzymać ten czas
Chce zatrzymać ten czas.

Angelique! Zaczekaj! - krzyknął James w stronę pleców swojej dziewczyny. Ślizgonka jednak nie zwolniła kroku, tylko uciszyła ręką swoje chichoczące koleżanki. Nagle odwróciła się i spojrzała na Pottera pełnym nienawiści wzrokiem. - Czego chcesz od mnie, James? Swoim zachowaniem...
- Możemy porozmawiać na osobności? - zapytał chłopak, przerywając Zabini. Ta prychnęła cicho, ale gestem kazała odejść swoim koleżankom i zbliżyła się do Gryfona. Spojrzała na niego z bliska i zmrużyła powieki.
- Streszczaj się. Nie mam zbyt wiele czasu.
- Angie, dobrze wiesz, że to nie tak.... Ja i Natalie jesteśmy tylko przyjaciółmi, a w Wielkiej Sali po prostu nas poniosło. Przepraszam. Wybacz.
Angelique nie wydawała się poruszona słysząc te słowa. Bo w istocie to nie jej serce, a duma została zraniona. Jednak James nie musi o tym wiedzieć. Poza tym Ślizgonka wiedziała, że mu wybaczy. Bo on jest jej. I nie pozwoli go ukraść żadnej krukońskiej dziwce. Zresztą, razem z Jamesem byli najbardziej popularną parą w szkole, czego nikt nie śmiał kwestionować. Ona nie miała zamiaru z tego zrezygnować za żadną cenę. Jednak z drugiej strony wiedziała, że nie może pozwolić, by uszło to Potterowi płazem. Tak, należy mu się jakaś nauczka.
- James - zaczęła Angelique, a w jej oczach pojawiły się olbrzymie łzy. - Dlaczego mi to robisz?
Gryfon spuścił wzrok na podłogę, wyraźnie zawstydzony. Zabini uśmiechnęła się nieznacznie. Była urodzoną aktorką, z czego wiele osób nawet nie zdawało sobie sprawy.
- Przepraszam, Angie - powtórzył głucho James.
- Chciałabym powiedzieć, że nic się nie stało, ale... ale nie mogę. W każdym razie mam jeszcze jedno pytanie: zdradzasz mnie z Brzydulą? - zapytała cicho.
James znieruchomiał. Zdawało mu się, że świat zaczął wirować. Wszystko się wydało... Teraz świat się dowie, że James Syriusz Potter jest skończonym idiotą, w którym nie ma za grosz przyzwoitości.  Ale... ale... może uda mu się jakoś wykręcić, pomyślał, widząc uśmiech na twarzy Ślizgonki, chyba jego Ślizgonki. Cóż, właściwie nigdy nie zastanawiał się nad swoim związkiem z Zabini. Po prostu byli razem. Dla wygodny, szczęścia i zabawy, zwłaszcza tego ostatniego. Popatrzył na nią usiłując przypomnieć swoje, dlaczego są razem. Pewnie, dlatego że Angie jest zabójczo piękna i świadoma własnego uroku. Umie świetnie całować, a do tego jest jeszcze cholernie seksowna. Istny ideał... Teraz jednak powinien się chyba zając czymś innym niż rozmyślaniem o wdziękach Angelique. Musi się przede wszystkim wybronić oskarżeniom, mimo, że były prawdziwe. Ale co to właściwie zmienia?
- O czym mówiliśmy... - zaczął, jednak widząc zachmurzoną minę Zabini, dodał pośpiesznie: - Wiem, mówiliśmy o mnie... i Brzyduli. Angie, chyba w to nie wierzysz. Zresztą, ona ostatnio pomaga mi w... zaklęciach.
Zabini kpiąco uniosła brew, po czym odpowiedziała z sarkazmem:
- Naprawdę sądzisz, że ja w to uwierzę?
- A co łatwiej uwierzyć ci, że ja spotykam się z Brzydulą w celach... rekreacyjno-rozrywkowych? - odpowiedział jej pytaniem równie ironicznym tonem. - To przecież niemożliwe. Angie, pomyśl logicznie, proszę.
- A co za to dostanę? - spytała zalotnie, dotykając jego ręki.
- A co być chciała? - James mówiąc te słowa, mocno przyciągnął Zabini do siebie. Nachylił się w stronę jej twarzy i mocno pocałował. Jego sekret nadal był bezpieczny... Ale to nie wszystko. Teraz musiał jeszcze załatwić sprawę z Sereną, bo dopiero wtedy będzie mógł odetchnąć.
***
Serena wracała właśnie z biblioteki, gdy za oknem, gdzieś w oddali rozległ się złowrogi grzmot, a potem niespodziewany błysk. To wszystko zwiastowało burzę, której dziewczyna nigdy nie lubiła. Dzisiaj jeszcze zasiedziała się w bibliotece, czytając książkę, więc wracała sama przez puste korytarze, pełne złowrogich cieni. Mogła przecież wracać kilka godzin temu z Elizabeth. Ale, po co się oszukuje? Przecież została w bibliotece, by w samotności rozpaczać nad zdradą Jamesa. Chociaż Lizzy próbowała jej tłumaczyć, że według plotek, tych najnowszych jak i trochę starszych, to Potter oraz ta blondynka z Ravenclawu, Natalie Halliwell są przyjaciółmi. Jednak Rena czuła, co innego. W końcu przyjaciele się tak nie całują. Spojrzała w ciemny korytarz i zwolniła kroku, uświadomiła sobie właśnie, że na podobnym korytarzu spotkała przed kilkoma tygodniami Jamesa. To wtedy zaprosił ją na randkę do Hogsmeade. Na wspomnienie tych cudownych chwil, dziewczyna uśmiechnęła się.
- Znowu spotykamy się na ciemnym korytarzu - powiedział, przerywając ciszę i wychodząc z mroku, James. Rena spojrzała na niego jak na senną marę. Nie mogła uwierzyć, że to on, jedyny i niepowtarzalny. Jednak stał przed nią tak nieprawdopodobnie prawdziwy, że chciała, że musiała uwierzyć w to, co widziała.
- James? To naprawdę ty? - spytała z niedowierzaniem w karmelowych oczach.
- Jasne, że ja - odparł Potter z lekkim pobłażaniem w głosie. Delikatnie dotknął jej ręki, a dziewczyna zadrżała, co skwitował cichym śmiechem. - Serena, chyba musimy porozmawiać - dodał, szukając jej wzroku, lecz dziewczyna spuściła swoje spojrzenie na podłogę.
- Skoro musimy, to musimy - odpowiedziała cicho Rena, lekko kiwając głową na znak zgody.
James wziął ją za rękę i poprowadził w mrok. Rena niemal wiedziała, co chce jej powiedzieć. Było fajnie, ale to już koniec. Rozpaczliwie bała się usłyszeć te słowa. Bo co innego może powiedzieć taki fantastyczny chłopak, tak nijakiej dziewczynie jak ona?
Potter niemal automatycznie pokonywał zakręty. Zastanawiał się jak wszystko wytłumaczyć takiej osobie jak Serena. W końcu ona nie zasługiwała na kłamstwa... Ale przecież prawdy powiedzieć jej nie mógł. Zresztą mało, kto uwierzy, że Nats jest tylko jego przyjaciółką. Nigdy nie zachowywali się jak rodzeństwo, po i po co? Teraz miał jednak problem z wytłumaczeniem tego małego pocałunku w Wielkiej Sali. Nagle zdał sobie sprawę, że właśnie minęli obraz trolli. Zatrzymał się i rozejrzał się, czy nikogo nie ma, po czym popatrzyła na Serenę:
- Jesteśmy na miejscu.
- Ale tutaj nic nie ma - odpowiedziała niepewnie Rena, zagryzając dolną wargę. James widząc zdezorientowanie dziewczyny, pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- Chodźmy - odrzekł. Rena nic nie odpowiedziała, tylko pozwoliła się poprowadzić ukochanemu. Przeszli trzy razy koło pustej ściany, gdy nagle ukazały się drzwi. Rena spojrzała na nie, po czym spłoszona przeniosła wzrok na Jamesa, który nie wydawał się poruszony.
- Co to jest? - spytała, a w jej głosie było więcej ciekawości niż lęku,
- To oczywiście Pokój Życzeń. Spełni każde twoje życzenie. Oczywiście w granicach przyzwoitości - odrzekł z rozbrajającym uśmiechem i psotnymi iskierkami w orzechowych oczach. Rena zaśmiała się cichutko, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. Na jednej stronie stał kominek, w którym płonął ogień. Nieopodal niego, stały dwa, duże fotele. Wzrok Reny spoczął jednak najdłużej, na stojącym w rogu ogromnym łożu. Wilson spojrzała na nie, a później na Jamesa, który przyglądał jej się z zadowoloną miną.
- Niesamowite... - wyszeptała z zachwytem, a on opowiedział jej szybko wszystko, co wiedział na temat komnaty. Po raz pierwszy usłyszał o niej od ojca, gdy ten wraz z wujem Ronem wspominał stare czasy, później opowieści kuzynostwa aż w końcu sam przekonał się o niepowtarzalności i uroku tego miejsca. Potter poprowadził ją w kierunku łóżka, a widząc jej zdziwione spojrzenie odrzekł:
- Musimy porozmawiać.
Usiedli naprzeciwko siebie. W ciszy, która zapadła słychać było tylko trzask płonącego polana w kominku.
- Serena, bo chodzi mi o... o to zdarzenie w Wielkiej Sali. Musisz mi uwierzyć, że ja i Natalie jesteśmy tylko przyjaciółmi. Dzisiaj, po prostu nas trochę poniosło. Mam nadziej, że mi wybaczysz.
- Nie chcesz ze mną zerwać? - spytała dziewczyna, a w jej oczach błysnęło coś, czego się nie spodziewał - zdumienie. Pokręcił głową, patrząc na nią uważnie.
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego sądzisz, że chciałem z tobą zerwać.
- Bo... Ja... Nie... - zaczęła nieskładnie Rena, plącząc się i jąkając. Zaczerwieniła się, uciekając spojrzeniem, gdzieś w bok. - Bo ja szczerze mówiąc nie wiem, czego się po tobie spodziewać. Nigdy nie miałam chłopaka - wyrzuciła z siebie, a jej policzki jeszcze bardziej poczerwieniały.
- Jesteś urocza, kiedy się czerwienisz - odparł cicho, zbywając jej słowa machnięciem ręki. Spojrzał głęboko w oczy dziewczyny. Rena niemal wstrzymała oddech, niemal tonąc w czekoladowej głębi jego źrenic. James przesunął się w stronę Wilson. Był teraz tak blisko, że słyszał jej płytki, urywany oddech. Rena wciągnęła mocno w nozdrza woń wody kolońskiej ukochanego. Ten zapach ją obezwładniał, odurzał, tak samo jak jego obecność, czy dotyk. Tymczasem James palcem obrysował kontur jej ust, które otworzyły się z cichym jękiem. Każda komórka ciała Gryfonki zadrżała w napięciu, czekając na jego dotyk.
- Na dzisiaj wystarczy - powiedział niespodziewanie James z pełnym zadowolenia uśmiechem. Serena zaczerwieniła się, po raz kolejny tego dnia unikając jego spojrzenia.
- James... Czy my właściwie jesteśmy para? - spytała nerwowo. Potter znieruchomiał, szukając w myślach jakiejś rozsądnej odpowiedzi. Nie chciał jej zranić... Chociaż jakiś głosik w jego głowie mówił, że to nieuniknione, chłopak był zdecydowany ze wszelką cenę odwlec ten moment.
- Myślę, że chociaż nieoficjalnie, to jednak jesteśmy parą - odpowiedział po chwili i pocałował ją w policzek. - Czy ktoś ci już mówił, że jesteś śliczna, kiedy się czerwienisz?
- Przestań, James - odrzekła Rena, zakrywając rękami zaczerwienioną twarz.
- To ja ci mówię komplement, a ty się wstydzisz? - spytał, nieznacznie unosząc prawą brew. Rena sądziła, że coś doda, ale jego zachowanie całkowicie ją zaskoczyło. Potter niespodziewanie pochylił się w jej stronę i pocałował. Mocno. W usta. Dotyk jego ciepłych warg całkowicie ją zaskoczył. Chłopak wykorzystał zaskoczenie dziewczyny, wplatając swoje dłonie w włosy Gryfonki i pogłębiając pocałunek. Przejechał językiem po jej górnej wardze, powoli, jakby z wahaniem. Serena cichutko jęknęła, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z własnej reakcji.
- Na dzisiaj wystarczy - powiedział James, odsuwając się. - W końcu nie musimy się śpieszyć z poznawaniem siebie nawzajem.
- Poznawaniem siebie nawzajem? Ja nawet nie wiedziałam, że tak to się nazywa. Jesteś pewien, że... że... tak można? - zapytała, a jej policzkach pojawił się ciemny rumieniec. Chcąc ukryć zmieszanie i zakłopotanie, przejechała językiem po swoich od pocałunków ustach.
- Nie tylko można, ale nawet trzeba - odpowiedział James, patrząc na nią spod przymrużonych powiek. - Ale, jak już powiedziałem, sądzę, że na dzisiaj poznaliśmy się wystarczająco dobrze...
***
Rudowłosa dziewczyna popatrzyła na swojego kuzyna, który patrzył na nią zniecierpliwionym wzrokiem. Zupełnie jakby jej rozsądne argumenty do niego nie trafiały. A przecież powinny! W końcu ma rację, a Albus przecież naprawdę zachowuje się wyjątkowo niemoralnie. Tak, więc musiała coś w tej sprawie zrobić. W końcu od niemal zawsze był jej najlepszym przyjacielem, a przyjaciele nie zostawiają się potrzebie. Tak, więc Rose Weasley kilka dni temu, postanawiała uratować swojego kuzyna, mimo, że on nie wiedział takiej potrzeby.
- Albus, ja mówię do ciebie! - warknęła, przewiercając go wzrokiem.
- Zaczynasz zachowywać się jak moja matka - odpowiedział Albus, stukając z irytacją palcami po obiciu fotela, na którym siedział.
- Czy ty nie rozumiesz, że...
- Rose, może sobie odpuścisz i trochę wyluzujesz? - zapytał pozornie łagodnym tonem. Na jego twarzy widać było oznaki zniecierpliwienia. Miał dosyć całej tej rozmowy i nadgorliwości Rose. Zdecydowanie bardziej wolałby być z C. C., najlepiej w jej dormitorium. Kto wie, może nawet posunęliby się dalej niż o tej pory? Razem zajęliby się na pewno robieniem wielu rzeczy, które są bardziej interesujące niż rozmowa z kuzynką. Życie bywa czasami naprawdę niesprawiedliwe...
- Że niby ja mam wyluzować? - spytała Rose ze zdumieniem. Pokręciła przecząco głową, jakby chciała odpędzić od siebie tę niedorzeczną myśl: - Albus, ty chyba żartujesz! Twierdzisz, że jestem... sztywna? - wycedziła, a na policzkach dziewczyny pojawił się rumieniec złości.
- Nie o to mi chodziło - zaprzeczył Albus. Mimo wszystko nie chciał się kłócić z Rose, która obecnie wyglądała niczym rozjuszona kotka.
- Właśnie, że o to ci chodziło - odrzekła Rose, zaciskając usta i mrużąc oczy. Patrzyła gniewnie na kuzyna, niczym oprawca na swoją ofiarę. Ten widok jednak nie zrobił na Albusie większego wrażenia.
- Idziemy? - słysząc głos swojej dziewczyny wstał i rzucił Rose na wpół przepraszające, na wpół ironiczne spojrzenie.
Weasley patrzyła jak kuzyn wychodzi z Pokoju Wspólnego razem z C. C., po czym opadła na fotel. Nie miała już siły do swojego niezbyt rozgarniętego kuzyna. Zresztą, do tej chwili nie będzie z nim rozmawiać! Nic już jej nie obchodzi dziwkarski tryb życia Albusa.
- Widać, Rudzielcu, że nie umiesz postępować z mężczyznami. - Momentalnie oprzytomniała, słysząc nad sobą rozmarzony głos Adamsa. Stał nachylony nad nią, a jego niebiesko-zielone oczy niemal przewiercały ją na wylot. Gdy tak na nią patrzył nie mogła się w nim nic niemoralnego, wręcz przeciwnie. Jej zdaniem tak powinna wyglądać niewinność - jak Easy Adams. Chociaż... Zaraz, co on właściwie powiedział?!
- Że niby ja nie umiem postępować z mężczyznami? - spytał oszołomiona nim, jak i jego słowami.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Rudzielcu - powiedział, odchodząc. Rose patrzyła na jego plecy, chociaż raz, czy dwa jej spojrzenie zsunęło się niżej... O czym ona myśli?! Przecież takie sprawy jej nie interesują. Więc dlaczego ciągle myśli o pośladkach Easye'go Adamsa?

1 komentarz:

Szablon wykonała Nikumu
dla Zaczarowanych Szablonów.