Pożegnania nigdy nie były jej mocną stroną.
Lily wiedziała o
tym. Próbowała to zmienić, walczyć, a ostatnio nawet zaakceptować, ale nie było
to łatwe zadanie. Trudno było jej się uśmiechać, gdy serce już bolało z
tęsknoty, a rozum wiedział, że rozłąka wcale nie staje się łatwiejsza z każdym kolejnym rokiem.
W takich momentach
jak dzisiaj czuła to szczególnie mocno. Pożegnania po wakacjach były bolesne.
Ponad dwa miesiące mugolskiej rzeczywistości i przyczajania się do świata, do
którego już nie należała, by wreszcie wrócić do świata magii. Przed chwilą
rozstała się z rodzicami na peronie i właśnie z trudem wtaszczyła swój ogromny
kufer do środka. Wiedziała, że oni chętnie zostaliby z nią moment dłużej na
peronie – wymienili jeszcze kilka uścisków, gorączkowych słów, że będą więcej
pisać. Wymówiła się jednak obowiązkami prefekta naczelnego, a oni – chociaż
wątpiła by tak naprawdę było, skoro mieli tak niewielką wiedzę o świecie magii,
który codziennie ją samą zaskakiwał – powiedzieli tylko, że rozumieją i są z
niej bardzo dumni. Jak było naprawdę nie miała siły dociekać i nie chciała
znowu utonąć we łzach.
-
Przepraszam! - krzyknęła, próbując się
przepchać wąskim korytarzem, gdzie dwie dziewczyny wymieniały się plotkami.
Ruszyła do przodu. Zanim dotarła do wagonu zarezerwowanego dla prefektów,
czuła, że ciężko dyszy z wysiłku, a jej policzki są mocno zarumienione.
Otworzyła drzwi,
przystając w progu zaskoczona. Przedział
dla prefektów zajmował niemal cały wagon – nie dzielił się na małe przedziały,
jak było w przypadku wagonów, którymi podróżowali uczniowie. Miało to umożliwić ponad dwudziestu prefektom
lepszą komunikację między sobą, jak też możliwość szybszej wymiany informacji.
Zamysł zapewne był bardzo dobry, ale zwykle mało kto wolał podróżować w
towarzystwie współprefektów zamiast swoich przyjaciół. Zwykle wygrywał własny
komfort. Wszyscy zjawiali się więc na kilka chwil, dzieląc wagonami i
pospiesznie odchodząc do wyznaczonych rewirów.
Dzisiaj jednak
niemal wszystkie miejsca były zajęte, a kufry nad głowami podróżujących
wyraźnie wskazywały, że większość jej kolegów i koleżanek zamierzała tu zostać
na całą podróż. Lily zmarszczyła brwi, czując, że coś jej umyka.
- Ciekawie, kiedy
się zjawi! – Lily usłyszała podekscytowany głos Ślizgonki ze swojego roku.
- Myślę, że pewnie
zrobi wielkie wejście. W końcu to było totalne zaskoczenie – odpowiedziała
Krukonka, też z siódmego roku. Lily
kojarzyła ją z zajęć. Miała na imię Melanie - a może Melissa?
- Przyznam, że też
się tego totalnie nie spodziewałam, ale… Nie było to niemiłe zaskoczenie –
Ślizgonka zaśmiała się gardłowo. – Nie dość, że jest kapitanem drużyny
qudditcha, to jeszcze prefektem naczelnym? Zawsze był bardzo interesujący, ale
teraz to już w ogóle… - Reszta słów dziewczyny utonęła w jej gardłowym śmiechu.
Lily zdała sobie
teraz sprawę, że zupełnie nie wie, kto otrzymał drugą odznakę. W wakacje nie poświęciła myśleniu o tym zbyt
wiele czasu, ale byłaby kłamczuchą, gdyby nie przyznała sama przed sobą, że nie
przemknęło jej przez głowę, co jeśli to będzie Snape? Jak powinna go wtedy
traktować? Czy powinna próbować rozmawiać na zamknięty temat, a może schować
się za uprzejmą pośredniością? Jednak ta rozmowa uświadomiła jej, że to na
pewno nie Snape – nie tylko pogardzał qudditchem, ale też zdecydowanie nie był
kapitanem szkolnej drużyny swojego domu.
Przez dwa
niespokojne uderzenia serca Lily, czuła dziwne rozczarowanie pomieszczane z
ulgą. Uczucia te nasiliły się, gdy
Severus wkroczył do przedziału z wzrokiem wbitym w podłogę. Nie targał
ze sobą kufra – zapewne planował spędzić podróż ze swoimi przyjaciółmi tak
ceniącymi wartość czystej krwi. Poczucie ulgi wygrało wewnętrzną walkę w
uczuciach Lily, że to jednak nie on dostał drugą odznakę.
- Remus, miło cię
widzieć! – wykrzyknęła Lily, widząc chłopaka przechodzącego środkiem między
siedzeniami. Poklepała siedzenie obok siebie, a on opadł na nie z cichym
westchnieniem. – Jak minęły ci wakacje?
- Były miłe, ale
cieszę się, że wracam do Hogwartu – odpowiedział, a jego blady uśmiech
powiedział jej więcej niż słowa.
Wydawał się
zmęczony, jakby nie miał chwili odpoczynku, a cenie pod oczami mówiły, że nie
spał dobrze. Na policzku miał świeże zadrapanie, a siniak na linii szczęki już
niemal zszedł, chociaż skóra nadal była żółtawa w tamtym miejscu.
- Hogwart jest
dobry na wszystko – odpowiedziała ze śmiechem. – Remusie, wiesz kto został
drugim prefektem naczelnym? Mam wrażenie, że wszyscy, o tym mówią, a mi coś umyka…
Widząc jego
zaskoczoną minę, dodała pospieszenie:
- Nie żebym była
ciekawska, tylko po prostu…
- Lily, myślałem,
że wiesz – powiedział w tym samym czasie, po czym obydwoje umilkli. Remus
zawahał się i przez moment Lily myślała, że powie coś więcej, gdy krzyki od
strony drzwi sprawiły, że obydwoje błyskawicznie zerwali się ze swoich miejsc.
- Wynoś się stąd,
Potter!
Snape stał przy
drzwiach, utrudniając wejście Jamesowi Potterowi, który przyglądał mu się tylko
z zarozumiałym uśmieszkiem. Lily była boleśnie świadoma, że ta dwójka nie darzy
się wzajemną sympatią, ale nie zamierzała dopuścić do awantury.
- Co się tu
dzieje? – spytała zdecydowanym tonem, wchodząc między Ślizgona a Gryfona.
Spojrzała na nich ostro, ale obydwaj niczym mali chłopcy, którzy zrobili coś
złego opuścili wzrok na podłogę. – O co chodzi?
- Lily, chodzi o
to, że… - zaczął Remus.
- Ty się lepiej
nie odzywaj, ty… - przerwał mu Snape, a w jego oczach błysnęła wściekłość.
- Uważam, że jako
prefekt powinieneś wiedzieć, Sma… Snape, że szanujemy siebie nawzajem –
wycedził James. – Zachowuj się, jak przystało na prefekta i nie marnujmy
nawzajem swojego czasu. Wszyscy są? – dodał James, rozglądając się po
przedziale.
- O co tu chodzi?
– spytała ponownie Lily, czując, że coś jej umyka.
- Czas zacząć
zebranie prefektów, Evans, nie sądzisz? – odpowiedział pytaniem James,
błyskając zębami w uśmiechu. Wyjął w kieszeni niewielką odznakę i niedbałym
ruchem podrzucił ją w powietrzu, by opadła wprost na jego dłoń niczym złoty
znicz, którym tak lubił się bawić.
Lily spojrzała na
to ze zdumieniem – identyczna odznaka z literą „H” była przypięta do przodu jej
szaty.
- Niemożliwe, aby
Potter był drugim prefektem naczelnym! – wybuchnął Snape.
- Widać profesor
Dumbledore ma na ten temat inne zdanie niż ty – odciął się James. – Ale koniec
tych pogaduszek. Czas zająć się porządkami w pociągu.
Nie potrafiła
zrozumieć, jak ktokolwiek z nauczycieli mógł pomyśleć, że James Potter jest
odpowiednim materiałem na prefekta naczelnego! Przecież on nawet nie był
prefektem, co jednak najwyraźniej nie było niezbędne do piastowania tego
stanowiska. Zresztą spośród wszystkich uczniów potrafiłaby wymienić
przynajmniej dziesięciu lepszych kandydatów. Każdy, no może poza Blackiem i
Pettigrew wydawał jej się lepiej pasować do tej roli.
Wreszcie
zrozumiała jednak podniecenie panujące w przedziale i dziewczyny zaciekawione
osobą prefekta naczelnego – szkolny rozrabiaka w tej roli wydawał się
przedstawiać w zupełnie nowym świetle. Lily nie wątpiła, że to jeszcze bardziej
zawróci w tym jego napuszonym łbie, skoro jest teraz nie tylko szkolną gwiazdą,
ale też prefektem naczelnym.
Jednak gdy James
klasnął, zdobywając posłuch w całym wagonie i zaczął przydzielać przedziały
poszczególnym parom prefektów, Lily potrafiła się zdobyć jedynie na kilka
kiwnięć głową, gdy pytał ją, czy odpowiada jej taki system. Mogła darzyć go
niechęcią, ale musiała przyznać, że na razie wydawał się zaskakująco dobrze
wypełniać obowiązki prefekta i pasować do tej roli.
- Sinclair,
Abbott, wy zajmijcie się sprawdzeniem siódmego wagonu w drugiej części podróży.
W razie pytań i trudności zwróćcie się do mnie albo do Evans. Chyba że ty,
Evans, chcesz coś dodać? – dokończył James, patrząc na nią pytająco.
- Nie, myślę, że
wszystko wyjaśniłeś. Jeśli nie ma pytań, to bierzemy się do roboty –
powiedziała Lily.
Większość
prefektów opieszale ruszyła do drzwi, rzucając Jamesowi zaciekawione
spojrzenia. Ciekawość zdecydowanie dominowała w wagonie. Tylko dwie osoby wydawały się reagować inaczej –
Snape, który zaciskając dłonie w pieści wypadł z przedziału i Remus, który
delikatnie uśmiechał się pod nosem. Wreszcie zostali sami.
- Dla mnie to też
była niespodzianka – powiedział James, odchrząkując.
Lily zerknęła na
niego. Jego słowa były dla niej więcej niż zaskoczeniem. Dziwnie było słuchać,
jak James sam przyznaje, że sam się nie spodziewał odznaki. Podświadomie myślała,
że chłopak zacznie się tym przechwalać, więc jego słowa były miłą
niespodzianką. Najwyraźniej pomimo całej jego pyszałkowatości miał w sobie
odrobinę skromności.
- Wiem, że twoim
zdaniem nie jestem najlepszym kandydatem na to stanowisko – dodał, a Lily
poczuła, że na policzkach pojawia się zdradziecki rumieniec. Śmiech Jamesa
powiedział jej, że nie umknęło to jego uwadze.
- To wcale nie tak
tylko… - zaczęła Lily – po prostu wydawało mi się, że i tak jesteś dosyć
zajęty. Grasz w qudditcha, spędzasz czas z Huncwotami. Wydajesz się i tak zajęty
i obciążony wystarczającą liczbą obowiązków.
- Qudditch to moja
największa miłość, a czas spędzany z chłopakami to żaden obowiązek. Wbrew
pozorom nie jestem tak zajęty – dodał ze śmiechem.
Lily kiwnęła
głową, myśląc, że to koniec rozmowy, ale kiedy chciała się odwrócić poczuła
rękę Jamesa na swoim ramieniu.
- Coś jeszcze? –
dodała, patrząc znacząco na jego dłoń. Zdjął ją natychmiast, jakby jej dotyk ją
parzył.
-
Lily, ja chciałem tylko wyjaśnić sprawę między nami. Wiem, że zachowywałem się,
jak idiota i wiem, że pewnie jeszcze nie raz zachowam się jak idiota. W końcu
zmiany nie dokonują się z dnia na dzień. Jednak chyba coraz lepiej mi idzie
nauka tej całej dorosłości. Mam jednak nadzieję, że pewnego dnia spojrzysz na
mnie inaczej niż przez pryzmat młodzieńczych wygłupów. Wiem, że to dużo i nie
musisz teraz odpowiadać. Nie chcę jednak, żebyś myślała o mnie jako o osobie,
która się do niczego nie nadaje. Zamierzam się przykładać do swoich obowiązków.
Zamierzam pokazać, że James Potter może wydorośleć.
- Nudzi mi się.
Znudzony głos
Syriusza przywitał Remusa, gdy wszedł do przedziału. Siedzieli tam Syriusz,
Peter i Marlena, a każde z nich wydawało się zupełnie pochłonięte sobą, nie
zwracając uwagi na pozostałych. Syriusz ze znudzoną miną patrzył przez okno,
wydając przy tym przesadzone westchnięcia. Peter ostrożnie rozwijał papierek,
jakby bał się, że szelest opakowania przyciągnie na niego zbyt dużo uwagi. Z
kolei Marlena zawzięcie kartkowała kolejne strony trzymanego przez siebie
czasopisma.
- Chodź, Mary –
zachęcił Remus, otwierając szerzej drzwi i zapraszając Mary do środka. –
Zobaczcie, kogo spotkałem w czasie sprawdzania przedziałów i zaprosiłem do nas.
- Cześć!
- Witaj!
Remus dostrzegł
lekki rumieniec na policzkach Mary, gdy uwaga Syriusza, Petera i Marleny
skupiła się na niej po wejściu do przedziału. Wiedział, że pewnie nie była z
tego zadowolona, bo nie lubiła być w centrum zainteresowania, ale nie mógł się
powstrzymać – chciał spędzić z nią drogę do Hogwartu, a jednocześnie nie mógł
być z daleka od swoich przyjaciół.
- Tu jest na pewno
o wiele lepiej siedzieć niż z bandą czwartoklasistek – zażartowała Mary, a
Remus zaśmiał się.
- Już wypełniłeś
obowiązki prefekta? – zapytał Peter. Zwinął papierek i chciał go wcisnąć w
szparę między siedzeniami, ale posłusznie schował papierek do kieszeni pod
zdegustowanym spojrzeniem Marleny.
- Tak, sprawdziłem
swoje wagony – odpowiedział Remus.
Usiadł wygodniej,
odchylając się do tyłu i opierając o zagłówek. Jego ramię przesunęło się w bok,
lekko muskając dłoń Mary. Przypadkowy dotyk spełnił rolę kupidyna. Iskra
napięcia była niemal wyczuwalna. W głowie Remusa pojawiła się pustka – myśli
uciekły daleko przed siebie. Odsunął się zły na samego siebie.
- Nudzi mi się –
powtórzył tymczasem Syriusz, ściągając na siebie uwagę wszystkich.
- Tobie zawsze się
nudzi – skomentowała cierpko Marlena, potrząsając przy tym głową. Jasne włosy
opadły jej ramiona.
- Ty także nie
wydajesz się szczególnie usatysfakcjonowana naszą wspólną podróżą, Marly –
odgryzł się Syriusz.
- W ogóle, gdzie
jest Dorcas? – spytała Mary, jakby teraz sobie uświadomiła, że ktoś jej tu
brakuje. – I Jamesa chyba też brakuje? Bo Lily pewnie jak zwykle spędza podróż
w wagonie prefektów.
- Dorcas chyba ma
nowego chłopaka – powiedziała Marlena, rzucając gazetę pod sufit.
Pismo opadło
wprost na Petera, który pisnął cicho, ale rozchmurzył się pod wpływem jej
przepraszającego uśmiechu.
- Albo po prostu
nie chciała jechać z nim – dodała Marlena, wskazując palcem na Syriusza.
- To nieprawda! –
oburzył się Syriusz, zakładając ręce na piersi. – Ja i Dorcas to już dawno
nieaktualna sprawa. Zresztą, wszystko sobie wyjaśniliśmy, więc nie ma potrzeby
niepotrzebnie paplać o tym.
- Cóż, niektórzy
faceci to zdecydowanie nieaktualna sprawa – prychnęła Marlena.
- Co do Jamesa, to
chyba zbyt poważnie potraktował swoje nowe obowiązki i dlatego go z nami nie ma - wtrącił Peter.
- I przez niego
się teraz nudzę – jęknął Syriusz, stukając się dłonią w czoło, jakby oczekiwał
współczucia. Gdy nikt jednak nie zareagował, zrobił obrażoną minę.
Remus zobaczył
skonfundowanie na twarzy Mary, więc pospieszył jej na ratunek z wyjaśnieniami:
- Niespodziewanie
dla nas wszystkich, a pewnie jeszcze bardziej dla niego samego, James został
prefektem naczelnym.
- Mam nadzieję, że
profesor Dumbledore wie, co robi – mruknęła Marlena.
- Gramy w szachy?
– zaproponował niespodziewanie Syriusz, zerkając na Remusa, ale ten pospiesznie
pokręcił głową. – Glizdek, chcesz grać?
- Ja z tobą zagram
– zaproponowała Marlena, a Black przyzwalająco kiwnął głową.
Gdy Syriusz,
Marlena i Peter zajęli się rozstawianiem figur na planszy i przekrzykiwaniem
siebie nawzajem, Remus przysunął się do Mary. Nachylił się do niej lekko,
starając się zachować tak, jak postąpiłby, gdyby to Lily albo Dorcas
siedziałyby obok.
- Żałuj, że nie
widziałaś miny Lily, jak się dowiedziała, że James został prefektem –
powiedział Remus z łobuzerskim uśmiechem.
- Na pewno była w
szoku – zasugerowała Mary, odpowiadając uśmiechem. – Pamiętam z jej listów, że
była ciekawa, kto będzie drugim prefektem. Jestem jednak pewna, że nie brała
Jamesa pod uwagę wśród kandydatów.
- Myślę, że tego
nikt się nie spodziewał – przyznał Remus. – Gdy przyjechałem do domu Jamesa,
wszyscy byli w szoku.
- Wszyscy? –
spytała Mary.
- Jego rodzice, on
sam, Peter, Syriusz i Marlena – zaczął tonem wyjaśnienia, widząc zaskoczenie na
twarzy Mary. – James zawsze narzeka, że mu się nudzi samemu ściąga nas
do domu swoich rodziców, a Marlena mieszka nieopodal.
- Brzmi fajnie –
powiedziała Mary.
- Tak, to
zdecydowanie najprzyjemniejsza część wakacji – powiedział Remus. – Nie żeby
spędzanie czasu z rodzicami było nieprzyjemne – zastrzegł.
- Nie macie zbyt
dobrych relacji?
Remus zawahał się,
niepewny, co powinien odpowiedzieć. Jego relacje z rodzicami były mocno
złożone. Przez większość czasu potrafili udawać, że nic się nie dzieje, a on
jest zwyczajnym uczniem Hogwartu. Tematy bolesne i niewygodne były wtedy po
prostu ignorowane. Potem przychodził jednak ten tydzień, gdy w oczach matki
pojawiały się łzy, a ojciec zamiast na twarze żony i syna wolał widzieć dno
butelki.
- Pewnie mogłyby
być lepsze. – Remus wzruszył ramionami. – A jak minęły twoje wakacje, Mary?
- Zdecydowanie za
szybko. Bardzo lubię spędzać czas ze swoją rodziną, chociaż zdecydowanie
tęskniłam za Hogwartem.
- Ja też –
przyznał Remus.
Zawahał się na
moment i położył swoją dłoń na ręce Mary. W odpowiedzi dostrzegł jej zdumione
spojrzenie, ale nie cofnęła ręki. Serce Remusa zabiło o dwa kroki szybciej.
Moment wydawał się właściwy, a czas przestał płynąc. Zbrodnią wydawało się
nieskorzystanie z okazji.
- Mary, w ogóle
może chciałabyś…
Zanim jednak Remus
miał szansę dokończyć, cały wagon wypełnił krzyk Syriusza. Moment się skończył,
a Remus cofnął rękę. Cała jego odwaga natychmiast się ulotniła.
- Nie gram z wami!
- Ja także nie mam
na to ochoty – warknęła Marlena.
W życiu chodzi o
właściwy moment, pomyślał Remus. Na razie jednak przy próbach zbierania odwagi
każdy wydawał się równie mocno niewłaściwy.